niedziela, 20 marca 2016

[66] "Czas zacząć myśleć o sobie..."

 MUZYKA
 ~Nina~
-Nina?
-Fabian? - Odruchowo stanęłam przed Bethany, by Fabian jej nie ujrzał. Byłam w takim szoku, że stałam jak posąg. Dotyk małej otrzeźwił mój umysł.
-Mamusiu co się dzieje? - Spytała. Odwróciłam się do niej. Postanowiłam wykorzystać deszczowe chmury, które wisiały nad nami i w każdej chwili groziły kolejną ulewą.
-Idź do domu, bo zaraz będzie padać, dobrze? - Pokiwała głową. Przez chwilę patrzyła na mnie, lecz pobiegła do domu.
-Co ty tutaj robisz? - Spytałam Fabiana, którego wzrok skupiony był na dziecku.
-To Bethany. - Powiedział. Nie było sensu zaprzeczać. On i tak już to wie.
-Co tutaj robisz? - Powtórzyłam pytanie.
-Mieszkam. - Spuścił wzrok jakby po części wstydził się własnych słów.
-Co takiego? - Moje serce automatycznie przyspieszyło. Od jak dawna on tutaj mieszka? Przecież to dom Pani Sharon, nie mógł...
-Mieszkam z matką. - Te słowa pokonały mnie. Pani Sharon jest matką Fabiana? To przecież niemożliwe, prawda?
-Dobrze się czujesz? Zbladłaś. - Jego głos wyrwał mnie z szoku. Zdałam sobie sprawę, że stoi blisko mnie. Za blisko.
-Nie dotykaj mnie. - Powiedziałam ostro. Ból pojawił się w jego oczach, lecz odsunął się ode mnie. Wtedy poczułam pierwsze krople deszczu na mojej twarzy.
-Kłamałaś. - Stwierdził nagle, kolejny raz wprowadzając mnie w stan osłupienia.
-Słucham?!
-Jestem jej ojcem. Wtedy nie uwierzyłem w twoje słowa, ale pojawiły się wątpliwości. Teraz zniknęły. Dlaczego powiedziałaś to wszystko? - Patrzył na mnie błagalnie. Co miałam mu powiedzieć? Że chcę jego szczęścia? Że nie chcę by był przy dziecku z obowiązku? Że nie chcę by się litował? O nie. Już nigdy nie usłyszy tego z moich słów.
    W tej chwili zaczęło mocno padać, a ja miałam ochotę zadać mu taki ból jaki on sprawił mi. Niech poczuje to co ja czułam przez ten cały czas. Koniec myślenia o kimś. Czas zacząć myśleć tylko o sobie.
-Ty się jeszcze pytasz dlaczego? Przypomnij sobie czas po moim porwaniu. Odszedłeś gdy najbardziej cię potrzebowałam. A później? Zaczęłam od nowa ci ufać, zaprosiłeś mnie na ten bankiet. Miałam nadzieję... - Przerwałam na chwilę. Gdybym kontynuowała głos zacząłby mi drżeć. - A ty znów poszedłeś do Savany. - Pierwsze łzy zaczęły łączyć się z kroplami deszczu na mojej twarzy.
-Nina wiem jak to wygląda, ale to nie tak jak myślisz. Proszę cię, wejdźmy do środka, wszystko ci wytłumaczę.
-Nigdzie nie idę. Nie mam po co. Za każdym razem, gdy rozmawialiśmy mówiłeś, że mnie kochasz, a i tak odchodziłeś. I co? Tym razem niby będzie inaczej, tak? Jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
-Odszedłem od ciebie bo byłem do tego zmuszony. Na bankiecie to Savana mnie pocałowała, by odwrócić uwagę policji. - Policji? Po co mieliby go szukać?
-Musiałeś odejść? Odwrócić uwagę? Proszę cię, wymyśl coś lepszego.
-Zrozum, że cię kocham. - Po tych słowach wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-Gdybyś mnie kochał nie zrobiłbyś tego wszystkiego. Też cię kocham, ale czy zrobiłam ci coś złego kiedykolwiek? - Milczał wpatrując się w moje oczy. - Odpowiedz!
-Nie... - Mówił niemal szeptem.
-No właśnie. Ty zraniłeś mnie już wystarczająco często. Nie pozwolę, byś znów mnie zranił.
-Nie odejdę od was. Odchodziłem zbyt często. Tym razem tego nie zrobię. Nie zostawię ciebie ani Bethany.
-Nie.
-Co nie?
-Nie pozwolę ci spędzać z nią czasu, ani jej widywać.
-Jestem jej ojcem. Mam do tego prawo. - Byliśmy już kompletnie przemoczeni, ale żadne z nas nie ruszyło się choćby o milimetr.
-Praktycznie cię przy niej nie było i uważasz się za ojca?
-Jak miałem być przy niej skoro uciekłaś z nią! Szukałem was. Miałem zamiar sprawdzić każdy zakamarek na tym cholernym świecie, by was znaleźć. Nie odpuściłem ani na moment.
-A co? Miałam zostać i patrzeć jaki to jesteś szczęśliwy z Savaną?
-Jasna cholera! Nina, byłem z nią tylko i wyłącznie ze względu na ciebie! Wiem jak to brzmi, ale tylko w taki sposób mogłem cię chronić. Tylko Savana mogła doprowadzić mnie do Killersów, bym mógł się ich na zawsze pozbyć. Musiałem zdobyć jej zaufanie, a to był jedyny sposób. - W tej chwili już sama nie wiedziałam co czuję. Emocje szalały we mnie. Już nawet nie wiedziałam co mam mu odpowiedzieć. Stałam w trakcie tej ulewy i patrzyłam w jego brązowe oczy.
-Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? - Spytałam, gdy uspokoiłam wewnętrzną walkę.
-Nie mogłem. Cierpiałabyś jeszcze bardziej, a mniej ważnym powodem było to, że wszystko musiało wyglądać realistycznie.
-Wiesz, że nic to nie zmieni? - Z krzyku przeszliśmy na spokojny ton w przeciągu kilkunastu sekund.
-Nawet na to nie liczę, ale proszę cię pozwól mi chociaż widywać się z Bethany. - Aktualnie miałam już tego dość. Nie miałam już sił. Zbyt wiele wydarzyło się w tak krótkim czasie.
-Dobrze. - Radość pojawiła się w jego spojrzeniu. - Ale najpierw wizytę musisz uzgodnić ze mną. - Nie czekając na jego odpowiedź, przemoczona odwróciłam się od niego i ruszyłam w kierunku domu. Przez całą drogę czułam jego spojrzenie na swoich plecach.

   Gdy weszłam do domu Bethany od razu podbiegła do mnie i przytuliła się do moich nóg.
-Skarbie zaraz będziesz cała mokra. Poczekasz chwilę? Tylko się przebiorę. - Niechętnie się odsunęła pozwalając mi pójść na górę.
   Zatrzymałam się na środku sypialni.
-Dlaczego ja płaczę? - Spytałam samą siebie i starłam łzy ciągle płynące po policzku. Przecież Fabian nie jest już wart moich łez, które mimo wszystko płyną gdy tylko z nim rozmawiam. Powinnam ruszyć na przód i zostawić przeszłość za sobą, ale nie potrafię. Choć trafniejszym określeniem będzie, że nie chcę. Jestem totalną idiotką. Zranił mnie, naraził moje życie, a ja wciąż o nim myślę i... go kocham. Nie mogę dłużej zaprzeczać, ale także nie mogę mu ulec. Skoro mówi, że zależy mu na spotkaniach z Beth niech to pokaże.
   Przebrana schodzę na dół po schodach i zaczynam słyszeć płacz Bethany. Zbiegam do niej. Siedzi skulona na kanapie tuląc do siebie Oskara.
-Beth co się stało? - Pytam nie znając powodu jej łez. Drobną dłonią wskazuje na okno przed nami. Gdy na nie patrzę widzę spływającą krew z szyby. Moje serce zamiera.
   Szybko wstaję i zasłaniam okno zasłoną, następnie podchodzę do córki i przytulam ją.
-Ciii. Jestem przy tobie. Już wszystko dobrze.
-Ten... ten pan.... zabił...ptaszka. - Jąka się i płacze coraz mocniej.
-Widziałaś tego pana? - Pytam ją przerażona. Kto jest taki okrutny, by na oczach dziecka robić takie rzeczy.
   Mała nie odpowiada, lecz czuję jak rusza twierdząco głową na moim ramieniu.
-Spokojnie... - Mówię gładząc ją po plecach. Wtedy rozlega się pukanie do drzwi. Beth podskakuje na ten dźwięk i wtula się we mnie jeszcze mocniej.
-Otwarte! - Krzyczę, by nie wystraszyć małej, ale wystarczająco głośno aby osoba za drzwiami mnie usłyszała.
-Nina? - Męski głos dociera do mnie.
-Tutaj. - Mówię kołysząc Beth na kolanach. Przestała płakać, lecz wciąż jest roztrzęsiona.
-Cześć. - David spogląda na nas i siada obok mnie. - Wszystko w porządku? Co się stało? - Delikatnie zakrywam uszy małej dłonią, by nie słyszała jak opowiadam mu wszystko.
-Pójdę sprawdzić, czy ktoś wciąż nie kręci się w pobliżu.
-David nie musisz.
-Daj spokój. Tylko jakiś psychopata robi takie rzeczy. Będę spokojniejszy, gdy wszystko sprawdzę. - Wstaje, a ja uśmiecham się do niego.
    David od samego początku jest dla mnie bardzo dobry. W firmie nikt nie wie, że mamy tak dobrą relację, bo od razu rozniosła by się plotka romansu pracownicy z szefem, dlatego czasem musimy udawać coś czego nie ma. Nie jestem z nim i on wie, że na razie nie może liczyć na nic więcej niż przyjaźń. Po prostu czasem gdzieś wychodzimy jako przyjaciele, pomaga mi...
-Nikogo nie zauważyłem. - Mówi, gdy wraca. Spoglądam na Beth, która teraz śpi w moich ramionach.
-Dziękuje ci. Zaniosę ją do pokoju i zaraz wracam.

    Po kilku minutach siedzimy na kanapie.
-Czyli z dzisiejszej kolacji nici... - Mówi David patrząc na mnie.
-Tak. Przepraszam cię, ale nie zostawię jej w takiej sytuacji.
-Rozumiem. Wciąż mi się to w głowie nie mieści. Ten facet to jakiś psychopata.
-Możemy już o tym nie mówić? - Pytam ciągle widząc przed oczami plamę krwi.
-Jasne, przepraszam. Poszedłbym, ale nie chcę was zostawiać w takiej sytuacji.
-Może zjemy kolacje tutaj? Ugotuję coś...
-Mógłbym zostać? - Pamiętaj Nina. Czas zacząć myśleć o sobie i ruszyć na przód. Może właśnie David mi w tym pomoże.
-Jasne. - Uśmiecham się do niego, co odwzajemnia.
    Zaczynam gotować, a mężczyzna przyłącza się do mnie. Gdy wszystko jest już gotowe zaczynamy jeść, a później rozmawiamy.
   Śmieję się z jego opowieści, całkowicie zapominając o dzisiejszym wydarzeniu. To pierwszy raz kiedy pozwoliłam mu zbliżyć się do mnie tak blisko i czuję się z tym naprawdę dobrze. W pewnym momencie zaczynamy bawić się naszymi dłońmi. To miłe uczucie, ale nie wywołuje u mnie dreszczy tak jak dotyk...
   Od razu powstrzymuje się, by jego imię nie zostało wypowiedziane w moich myślach. Nie popsuję sobie tego wieczoru.

  David wychodzi o północy.
-Dziękuję ci, że zostałeś. - Mówię, gdy stoimy przy drzwiach.
-To dla mnie przyjemność.
-Nie pamiętam kiedy ostatnio tak świetnie się bawiłam. Dziękuje.
-Przestań mi dziękować, bo zacznę się rumienić, ale miło mi to słyszeć. - Zaczynam się śmiać, gdy otwiera drzwi.
-Dobranoc Nino. - Nagle całuje mnie w policzek. Przez chwilę stoję nie wiedząc jak zareagować, ale ostatecznie uśmiecham się.
-Dobranoc.
----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Przyznam się, że ten rozdział podoba mi się najbardziej z tych wszystkich, które ostatnio napisałam. Mam nadzieję, że wam też przypadł do gustu.

Wasza Karen ^^

2 komentarze:

  1. WTF?!!! Nie wiem co to za fagas, ale ciesze się, że to nie Fabian hyhy ^^
    CO TY MI TU JAKIES TRÓJKĄTY ROBISZ?!!
    Już mi sie podoba ^^ Chociaż i tak wolę Dilera ;c
    Masz mi szybko pisać następny, bez opierdzielania się
    Co się tu dzieje?!! ŻĄDAM WYJAŚNIEŃ

    OdpowiedzUsuń
  2. Pisz szybko kolejną część! Musze teraz wiedzieć co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń