niedziela, 27 grudnia 2015

[57] "Czas płynął nam dość szybko."

~Nina~
    Czas płynął nam dość szybko. Pierwszy tydzień był chyba najgorszy. Rana nie dawała o sobie zapomnieć, do tego Beth budziła się w nocy. Przyznam, że na początku denerwował mnie jej płacz, lecz teraz nie jest to dla mnie niczym obcym.
Fabian też wstawał do niej, lecz częściej ja byłam przy niej. On natomiast, by mnie nie przeciążać, nosił ją po jedzeniu, by małej odbiło się. Często z ukrycia obserwowałam ich. To był piękny widok. Zaczęliśmy też normalnie rozmawiać. Czy wybaczyłam mu? Nie. Ale czasem zapominałam o przeszłości, by móc cieszyć się chwilą obecną.
    Po tym ciężkim tygodniu przyszły święta Bożego Narodzenia. Cała nasza paczka spędziła je u Mastersów. Tym razem wyglądało to inaczej. Zero alkoholu, zero szykownych strojów (ze względu na szwy musiałam nosić luźne ubrania, a tylko dresy były odpowiednie). Na kolacji pojawiłam się w kapciach i dresach. Na szczęście nie byłam jedyna. Brie miała na sobie top i spodnie od piżamy, więc wspierałyśmy się nawzajem. Ze względu na śpiącą Bethany musieliśmy zachowywać się ciszej, ale mimo to żartowaliśmy i wspólnie spędzaliśmy miło czas. Fabiana przyjęli w powrotem z lekkimi grymasami, lecz szybko zapomnieli o jego czynach i rozmawiali z nim jak dawniej. Miło było spędzić wigilię w tak licznym gronie bliskich ci osób. Gdy patrzyłam po zebranych twarz każdego była radosna. Nikt nie przejmował się jutrem.
   Po świętach rozpoczęły się przygotowania do sylwestra. Fabian zaproponował wyjazd za miasto, by nie narażać Beth na hałas. Zgodziłam się. Sama też nie miałam zbytniej ochoty na uczestnictwo w zabawach. Tak więc 31 grudnia spakowaliśmy się i ruszyliśmy w kierunku domku Fabiana nad jeziorem.
***
-Powiedz mi, gdzie ty i Mason nie macie własnego domu? - Spytałam gdy dojechaliśmy na miejsce i wysiedliśmy z samochodu. Dom nie był duży. W około były las i jezioro. Idealne miejsce, by odpocząć i się wyciszyć. Mam jednak nadzieję, że wyposażenie domu jest ciut bardziej bogate niż wygląda to z zewnątrz.
-Potrzebowaliśmy sporo kryjówek w razie niepowodzenia wyścigu. Mieliśmy okazje je sprzedać, ale uznaliśmy że kiedyś mogą się z przydać. Jak widać mieliśmy rację. - Rutter niosąc małą w nosidełku wszedł do środka, a ja ruszyłam zaraz za nim. Wnętrze nie wyglądało tak źle jak myślałam na początku. Najbardziej zdziwiła mnie ta czystość. Przecież brunet mówił, że nie było tutaj nikogo z 2 lata.
-To wygląda aż tak źle? - Spytał, gdy spostrzegł moją minę.
-Nie. Wygląda dobrze. Po prostu, nie zrozum mnie źle, ale tutaj jest tak czysto. - Rozejrzałam się jeszcze raz, gdy Fabian kładł nosidełko na stole.
-Kilka dni temu przyjechałem tutaj by wszystko przygotować. Pójdę po nasze rzeczy. - Wyszedł a ja podeszłam do stołu.
-Co maleńka? Chodź wyjmiemy cię z tego. - Powiedziałam do Bethany i wzięłam ją na ręce. Z torby podręcznej wyjęłam butelkę z wodą i dałam ją małej. Objęła ją małymi paluszkami i zaczęła pić.
- Teraz sobie odpoczniemy od tego hałasu, pooddychamy świeżym powietrzem. - Pocałowałam ją w czoło i zaczęłam chodzić po salonie.
-Ślicznie tak wyglądasz. - Powiedział Fabian stojąc za mną. Nasze torby stały przy sofie. Nawet nie zauważyłam kiedy wszedł.
-Dziękuje. - Poczułam się trochę niezręcznie i odchrząknęłam. Moja uwaga ponownie skupiła się na dziecku.
   Odstawiłam butelkę i ułożyłam Beth na ramieniu i zaczęłam ją lekko poklepywać.
-Ale popiłam. Teraz to chyba będę spać co? - Kątem oka spojrzałam na Ruttera, który cały czas przyglądał się nam.

   Bethany leżała na łóżku otoczona poduszkami, by nie spadła. Leżałam obok niej i nuciłam kołysankę. Po chwili Beth ziewnęła. Uśmiechnęłam się, bo przy tym przymknęła oczka i tak słodko ścisnęła rączki.
   Nareszcie zasnęła. Włączyłam elektroniczną nianię i wróciłam do salonu.
-Zasnęła? - Spytał brunet rozpalając w kominku. Zima nie była sroga. Nie było śniegu, temperatury utrzymywały się dodatnie, lecz mimo to panował chłód.
-Tak. Dziś zasypiała wyjątkowo długo. - Spojrzałam przez okno. Na zewnątrz zdążyło zrobić się ciemno. - Szkoda, że jest ciemno i zimno. Mam ochotę popływać w tym jeziorze. - Usiadłam na sofie i okryłam się kocem. Po chwili Fabian usiadł obok mnie. Siedzieliśmy w ciszy i patrzeliśmy na coraz większy ogień.
-Ale tutaj cicho. - Powiedziałam, zamykając oczy i wsłuchałam się w trzask palącego się drewna. W nocy nie śpię najlepiej, więc taka chwila wytchnienia jest idealna.
-Gdy będziesz chcieć możemy tutaj wrócić. - W tej chwili, nie wiem czemu, ale pomyślałam o naszej relacji. Nie kłóciliśmy się już, ale też nie byliśmy przyjaciółmi. Sama nie wiem czym byliśmy, ale dogadywaliśmy się. Mimo to na myśl o kolejnych chwilach spędzonych z nim tutaj poczułam...
-Byłoby fajnie tutaj jeszcze kiedyś wrócić.
-W taki razie przyjedziemy tutaj w lecie. - Uśmiechnął się do mnie. - Będziesz miała okazję popływać w tym jeziorze. A teraz co powiesz na sok pomarańczowy, chipsy i dobry film. - Zaśmiałam się przez co poczułam lekki skurcz w brzuchu. Wciąż odczuwałam ranę, nie tak mocno jak na początku no ale jednak.
-Z przyjemnością. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy, gdy w głowie ciągle powtarzałam jego słowa. Chyba nikt nie wpadłby na taki sposób świętowania sylwestra.

   W połowie komedii (przy której praktycznie płakałam ze śmiechu) zabrakło nam przekąsek. Fabian zatrzymał film i ruszył do kuchni by uzupełnić braki, a ja w tym czasie zajrzałam do Bethany. Wciąż spała, więc przymknęłam drzwi i wróciłam do salonu. Gdy szłam w kierunku sofy światło nagle zgasło. Jedynie dogasający ogień w kominku rozświetlał odrobinę pokój.
-Fabian? Co się stało? - Spytałam.
-Chyba wywaliło korki. Pójdę sprawdzić tylko zapalę ci jakąś świeczkę.
-Nie musisz. Na stoliku mam telefon. Mogę włączyć lampkę. - Przymrużyłam oczy czekając by przyzwyczaiły się do półmroku i ruszyłam w kierunku stolika. Nagle potknęłam się o coś i upadłabym gdyby Fabian mnie nie złapał. Byliśmy bardzo blisko siebie. Podniosłam wzrok i to był mój błąd. Moje oczy od razu spotkały jego. W brązowej barwie odbijały się ogniki. Te oczy wyglądały jakby iskrzyły się własnym światłe.
   Dzieliły nas centymetry. Czułam jego ciepły oddech na twarzy. Nie świadomie zaczęłam się do niego przysuwać i wtedy usłyszałam płacz Bethany. Odsunęłam się gwałtownie i odchrząknęłam.
-To ja pójdę sprawdzić te korki. - Powiedział Fabian drapiąc przy tym tył głowy.
-Ja pójdę do Bethany. - Wzięłam telefon ze stolika, zaświeciłam lampkę i ruszyłam do dziecka.

   Reszta wieczoru minęła spokojnie. Z Fabianem zachowywaliśmy się jakby nic się nie stało. Beth spała już spokojnie, a my zrobiliśmy sobie maraton filmowy. O północy Nowy Rok uczciliśmy kieliszkiem Piccolo. Ciągle byłam na lekach, więc nie mogłam pić. Około drugiej poszliśmy spać. Byłam tak zmęczona, że rankiem nie obudził mnie płacz własnego dziecka. Gdy obudziłam się poszłam do kuchni. Ujrzałam tam Ruttera siedzącego na sofie, który karmił Beth. Mówił coś do niej, ale tak cicho że nie było słychać.
-Dzień dobry. - Powiedziałam siadając obok niego i podziwiając moją kruszynę.
-O proszę. Twoja mama w końcu wstała. Już wiadomo po kim z ciebie taki śpioszek. - Słowa kierował do Beth, a usta wykrzywiły mu się w uśmiechu.
-Ej! - Zaśmiałam się i szturchnęłam go lekko w ramię.
-Na stole masz gotowe śniadanie. - Powiedział już poważnie.
-Wiesz, że nie musiałeś.
-Wiem, ale chciałem. - Spojrzał w moje oczy. 
-Dziękuje. - Wtedy jak gdyby nigdy nic odwrócił wzrok i swoją uwagę skupił na małej.
-Ale się najadłaś... - Zaczął z nią rozmawiać, a ja poszłam do stołu i zaczęłam jeść przygotowane już kanapki. To przypomniało mi jak wcześniej każdego ranka robił mi śniadanie, by mnie nie obudzić, bo podobałam mu się gdy śpię...
***
   Wyjechaliśmy następnego dnia. W domu czekał na nas komitet powitalny jakby nie było nas nie wiadomo ile. Nowy rok rozpoczęliśmy z paczką przyjaciół.
   Po następnym tygodniu zdjęto mi szwy. Nareszcie mogłam zacząć robić większość rzeczy sama. Nie musiałam już ograniczać się co do Beth. Gdy spędzałam z nią czas zaczynała gaworzyć.
   Czułam się niesamowicie, gdy każdego dnia mogłam patrzeć jak rośnie. Gdy doszłam do siebie, nie zrobiłam tak jak Rutter chciał. Widać było, że przywiązał się do małej i nie miałam serca zabierać mu jej. Zachowywaliśmy się jak prawdziwa rodzina.
   Tak minęły nam dwa miesiące. Ciągle mieszkaliśmy razem i zauważyłam, że zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Coraz częściej mu ufałam, lecz wszystko zmieniło się jednego dnia...
-------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Na początek małe wyjaśnienie. Ten rozdział jest typowo opisowy. Gdybym miała z czyjeś perspektywy opisywać każde wydarzenie strasznie by się przedłużyło dlatego trochę to skróciłam i we wspomnieniach Niny przedstawiłam tylko sylwestra.
 Mam nadzieję, że się podoba :)

Jak minęły wam święta? Mieścicie się jeszcze w swoje ulubione rzeczy? U mnie może być z tym problem :P

Miłego :)
Karen

czwartek, 24 grudnia 2015

Święta, Święta

Witam was kochani w tym pięknym dniu. Chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt Bożego Narodzenia. Byście ten czas spędzili miło i radośnie w gronie rodziny i przyjaciół. By przez ten czas uśmiech nie z chodził wam z twarzy.
Co prawda śniegu za oknem nie ma, ale jest piękna pogoda i można wyjść na spacer :)
Życzę wam także, by nadchodzący rok był jeszcze lepszy od tego i by wszystko wam się układało tak jak chcecie.

WESOŁYCH ŚWIĄT!


*oczywiście jak to tradycja nakazuje Kevina nie może zabraknąć :P

*oczywiście świątecznego Kotofretkofabiana też nie może zabraknąć :)

środa, 16 grudnia 2015

[56] "Uznaliśmy, że tak będzie najlepiej."

~Nina~
    Nadszedł czas wypisu. Rana na brzuchu wciąż bolała, ale ból był do wytrzymania. W sumie to nie ma znaczenia. Najważniejsze jest, że Bethany nareszcie może iść ze mną do domu.
   Gdy byłam już w pełni ubrana (co nie było łatwe) udałam się do lekarza po wypis. Każdy ruch powodował dotyk ubrań o szwy przez co czułam dyskomfort. Zignorowałam go jednak.
   Po chwili doszłam do odpowiednich drzwi i zapukałam.
-Proszę. - Usłyszałam głos lekarza. Weszłam do gabinetu i usiadłam na białym fotelu.
-Doktorze, ja przyszłam po wypis.
-No tak. Jak się Pani czuję?
-Już lepiej. Co prawda wciąż boli, ale daje radę.
-Przepisze Pani leki przeciwbólowe. - Lekarz wyjął z biurka receptę i zaczął ją uzupełniać. - Proszę je brać przez tydzień dwa razy dziennie. Później tylko w razie wystąpienia bólu. - Podał mi papier, który przyjęłam.
-Dobrze. Dziękuję Panu za wszystko.
-Polecam się na przyszłość. - Po słowach mężczyzny uśmiechnęłam się i wstałam. - Proszę udać się do położnej. Ona przekaże Pani córkę.
-Dziękuję jeszcze raz. - Po tych słowach udałam się w kierunku drzwi, lecz głos doktora mnie zatrzymał.
-Proszę poczekać. Zapomniałbym Pani powiedzieć o czymś bardzo istotnym. - Wtedy rozległo się pukanie do drzwi, po którym bez pozwolenia drzwi się otworzyły a do środka wszedł Fabian.
-Przepraszam, że przeszkadzam. - Spojrzał na mnie. - Ale jedna z pielęgniarek powiedziała mi, że chce Pan ze mną porozmawiać.
-Tak. Wyczuł Pan odpowiedni moment na wizytę. A więc Panno Martin, musi Pani uważać. Nie wolno Pani podnosić nic ciężkiego, ani wykonywać ciężkich prac przez minimum 4 tygodnie. Najlepiej byłoby, gdyby Pani nie robiła nic, tylko zajmowała się dzieckiem. Proszę też starać się podnosić córkę jak najrzadziej. Ktoś musi Pani pomagać w podstawowych czynnościach przynajmniej do zdjęcia szwów. I tutaj kieruję prośbę do Pani małżonka. - Spojrzał na Fabiana, a ja poczułam się niezręcznie. Chciałam zaprzeczyć i wszystko wytłumaczyć, lecz doktor nie pozwolił mi dojść do słowa, a Rutter nawet nie zaprotestował. Przytaknął tylko i słuchał dalej poleceń lekarza.
    Po wszystkim wyszliśmy z gabinetu.
-Idź po małą, a ja spakuje wasze rzeczy do samochodu. - Powiedział Rutter.
-Fabian... Nie wiem dlaczego lekarz pomyślał, że jesteśmy razem, ale nie musisz tego robić. Dam radę... - Nie pozwolił mi dokończyć.
-Pomyślał, że jesteśmy razem bo tak mu powiedziałem. Tylko w taki sposób mogłem uzyskać jakiekolwiek informacje o tobie i nawet nie próbuj przekonywać mnie, że dasz radę sama. Jesteś po operacji i nie możesz się przemęczać. Dopóki nie wyzdrowiejesz, zamieszkasz z Bethany u mnie. Wasze rzeczy już tam są.
-Czekaj... Przeniosłeś moje rzeczy do ciebie bez mojej zgody? - Jak on mógł? Dobrze wie, że po tym wszystkim co się wydarzyło nie będę się czuła dobrze w tamtym mieszkaniu.
-Uznaliśmy, że tak będzie najlepiej.
-My?
-Amber, Mason, Mastersi i ja. Dobrze wiesz, że Amber z Masonem mają pracę i nie będą mogli ciągle ci pomagać. Mastersi... No cóż. Ostatnio Zack pracował nad otwarciem warsztatu. Teraz dostali kredyt i mają niewiele czasu na otwarcie działalności inaczej kredyt zostanie anulowany, więc też nie będą mogli ci pomagać. - Przez ten ogrom informacji czułam się rozproszona, do tego poczułam się oszukana. Wiedzieli co czułam względem Fabiana, a mimo to stanęli po jego stronie.
-Zack otwiera warsztat? Dlaczego nic nie powiedzieli? - Usiadłam na pobliskim krześle, a Fabian usiadł obok mnie.
-Sama pewnie zauważyłaś, że ostatnio Zack siedział w papierach. Wiesz jak kocha samochody, a o wyścigach nie ma już mowy, więc zmienia tylko działalność. Nic nikomu nie mówił, bo znał twoją sytuację i chciał by Mastersi byli przy tobie. Niestety bank nie jest tak wyrozumiały i gonią ich terminy.
-Będę musiała z nimi o tym porozmawiać... pomóc im. - Dziwnie czułam się rozmawiając z Fabianem po tak długim czasie.
-Nina, proszę cię, pomyśl w tej chwili o sobie i o małej. Teraz to wy jesteście najważniejsze. - Patrzyliśmy w swoje oczy przez chwilę. Nie trwało to zbyt długo, bo odwróciłam wzrok i wstałam.
-W takim razie chodźmy już stąd.

   Siedziałam na tylnym siedzeniu samochodu, mając moje dziecko na rękach. Bethany była taka śliczna i mała. Przez całą drogę obserwowałam ją jak śpi, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
   Gdy weszłam do mieszkania czułam się naprawdę dziwnie. Wszystkie wspomnienia do mnie wróciły.
-Rozgość się. - Powiedział Fabian wnosząc nasze rzeczy do środka. Zachowywał się dość dziwnie, ale mnie to już nie obchodzi. Zgodziłam się na to tylko i wyłącznie ze względu ma małą. Ja nie zawsze będę mogła do niej iść, a w ciągłym hałasie też nie możemy mieszkać.
-Który pokój będzie nasz? - Fabian nie odpowiedział. Po chwili milczenia podszedł do mnie.
-Daj mi Bethany. Nie chce byś wychodziła z nią po schodach. - Pierwsza myśl jaka przeszła przez mój mózg dotyczyła tego, że jestem w stanie chodzić z nią i nic jej nie zrobić. Po chwili uświadomiłam sobie, że chodzi mu o moją ranę.
   Niechętnie oddałam mu małą. Gdy przypadkowo dotknęliśmy się nasze spojrzenia się spotkały, lecz nic nie powiedzieliśmy. Jak gdyby nigdy nic odsunęłam się od niego, by po chwili ruszyć za nim na piętro.
   Wszedł do jednego z pokoi. Moim oczom ukazał się w pełni wyposażony pokoik dziecięcy. Pudrowe ściany, łóżeczko, maskotki i wiele więcej. Stałam na progu i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Przygotowałem to, gdy byłyście w szpitalu. Gdy tylko dojdziesz do siebie, powiesz słowo, a ja się stąd wyniosę. - Położył śpiącą już Beth w łóżeczku i okrył ją kocykiem. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to co widzę.
-Dziękuje. - Powiedziałam szeptem.
   Następnie weszliśmy do pokoju obok.
-Tutaj jest twój pokój. - Weszliśmy do pomieszczenia, które znałam doskonale. To tutaj na początku był pokój Fabiana, który później dzieliliśmy. - Jest najbliżej pokoju małej, więc uznałem że tak będzie najlepiej. - Poczułam się trochę niezręcznie. Nie odzywałam się, więc Fabian kontynuował temat. - Przeniosłem tutaj twoje rzeczy z wcześniejszego pokoju. Nie było ich zbyt wiele, więc jeśli będziesz czegoś potrzebować daj znać. - Nie mam pojęcia jak określić to co czuję w tej chwili. On stał się taki oficjalny, taki... jak nie on. Zachowywał się jakbyśmy się dopiero poznali, lub jakbym była jakąś współlokatorką, którą oprowadza po domu. Nie chce by zachowywał się w stosunku do mnie inaczej, ale z drugiej strony nie chcę by był taki oficjalny. Owszem, ciągle mam do niego żal, ale nie dam rady z nim mieszkać gdy będzie się tak zachowywał. Zdecydowanie w tej chwili czuje zbyt wiele, by określić to wszystko, by na spokojnie pomyśleć.
-Mógłbym zadać ci jedno pytanie? - Spytał nagle patrząc prosto w moje oczy.
-Jasne.
-Przepraszam, że spytam wprost, ale czy lekarze robili już test? Wiesz kto jest ojcem? - Widziałam nadzieję w jego oczach. Beth nie miała robionych żadnych badań, zero testów, a mimo to wiedziałam. Od razu zauważyłam podobieństwa. Znałam już odpowiedź na to pytanie, ale z nieznanego mi powodu nie chciałam, by ktokolwiek w tej chwili o tym wiedział.
    Nie wiedziałam co powiedzieć, więc nie mówiłam nic tylko przecząco pokiwałam głową.
-W takim razie zostawię cię już. Musisz odpoczywać. Gdybyś czegoś potrzebowała, po prostu wołaj. - Odwrócił się do mnie plecami i ruszył w kierunku drzwi.
-Fabian... - Zatrzymał się słysząc mój głos i spojrzał na mnie. - Musimy coś wyjaśnić. Zgodziłam się tutaj mieszkać tylko i wyłącznie ze względu na Bethany, ale... - Nie wiedziałam jak przekazać słowami to co czułam. - Po prostu nie chcę tego oficjalnego tonu między nami, ale to też niczego między nami nie zmieni. - Dzięki jego brązowym oczom zobaczyłam jak coś w nim pęka.
-Jasne, rozumiem. A teraz odpocznij. - Powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samą.

~........~
    Jeśli myślą, że się mnie tak szybko pozbędą to są w dużym błędzie. Udało mi się uciec, jestem wolny. Dostanę co moje. Muszę tylko poczekać na odpowiedni moment. Odpowiednią chwilę do ataku. Jeszcze mnie popamiętają. Skończyła się taryfa ulgowa. Nie jestem sam. Mam wsparcie. Mój brat na pewno mi pomoże. Razem pokażemy im co to znaczy zemsta. Udowodnimy, że nas nie tak łatwo spławić. O tak... wkrótce nadejdzie czas zemsty.

----------------------------------------------------------------------------------------------
   Witam i od razu przepraszam za opóźnienie. Dopadł mnie straszny leń i brak weny. Wybaczcie, ale szkoła zabiera ze mnie życie...
    Do tego nie mogłam znaleźć pasującego gifa. No normalnie zero. Za to też przepraszam
     A teraz rozdział. Nie wiem co o nim sądzić, więc po prostu opinię zostawiam wam :)
      Powoli zbliżamy się do końca sezonu. Jak sądzicie? Jak zakończy się ten sezon? Co czeka nas w następnym? Czekam na wasze komentarze ^^

Miłego
Karen


sobota, 5 grudnia 2015

[55] "Jak ja chciałabym, by ona była jego."

2 dni później
~Fabian~
   Obudził mnie kolejny ruch dłoni Niny. Zasnąłem mając głowę opartą na łóżku, więc teraz patrzyłem na jej palce, które splatały się z moimi.
-Gdzie jest Bethany? - Spytała. Podniosłem się, a nasze spojrzenia się spotkały.
-Jest cała i zdrowa w inkubatorze.
-Dlaczego tam jest a nie przy mnie? - Widziałem dezorientację w jej oczach.
-Jest kilkudniowym wcześniakiem. Lekarze muszą być pewni, że wszystko z nią w porządku. - Przymknęła oczy biorąc głęboki oddech i wysunęła swoją dłoń z moich.
-A co ty tutaj robisz? - Spytała nie patrząc na mnie.
-Wystraszyłaś mnie na śmierć. Martwiłem się o ciebie, więc jestem przy tobie cały czas.
-Powinieneś być z Savaną, a nie tutaj.
-Nie jestem z nią od jakiegoś czasu. - Spojrzała na mnie na ułamek sekundy po czym znów odwróciła wzrok.
-To niczego nie zmienia.
-Wszystko ci wyjaśnię tylko nie teraz. Proszę cię... - Nie pozwoliła mi dokończyć.
-Tutaj nie ma czego wyjaśniać. Pokochałeś inną, rozumiem. - Chciała lekko się podnieść, lecz gdy się oparła na rękach jej twarz wykrzywiła się z bólu. Od razu pomogłem jej, by położyła się jak wcześniej przy jak najmniejszym wykorzystaniu własnej siły.
-Miałaś cesarskie cięcie. Musisz uważać. - Powiedziałem. - Nie nie kocham Savany i nigdy nie kochałem.
-Więc dlaczego odszedłeś? - Spojrzała na mnie. Zatkało mnie. Nie wiedziałem co powiedzieć. Przecież nie powiem jej teraz wszystkiego, gdy kilka dni temu prawie straciła życie.
-Nina... - Nie dokończyłem, ponieważ przerwała mi Amber wchodząca na salę.
-Nina, nareszcie się obudziłaś. Jak się czujesz?
-Nie najlepiej, ale daje radę. - Brunetka uśmiechnęła się słabo i całą swoją uwagę skupiła na przyjaciółce. Wyszedłem nie chcąc im przeszkadzać.
   Na korytarzu siedział Mason. Gdy mnie ujrzał wstał i podał mi kawę.
-Masz, nie wyglądasz najlepiej.
-A jak mam wyglądać w takiej sytuacji. - Upiłem łyk gorącego napoju. - Ciągle myślę i Ninę i przez jej najmniejszy ruch budziłem się.
-Co z nią? - Spytał, gdy usiedliśmy.
-Obudziła się i rozmawia z Amber. - Zrobiłem małą przerwę i po chwili dodałem. - Odsunęła się ode mnie.
-A czego się spodziewałeś? Nie zna prawdy. Wierzy w kłamstwo, które widziała. Zresztą jak prawie każdy.
-Przypuszczałem, że tak będzie, ale gdybym tylko mógł cofnąć czas rozegrał bym to inaczej. Luke złapał chociaż Killersów.
-Nie zupełnie. Jack i Devon uciekli.
-A co z Trevorem?
-Nie żyje. Zmarł w drodze do szpitala.
-Przynajmniej jeden problem mniej. - Napiłem się kawy, by za pomocą kofeiny trochę oczyścić umysł z mgły zmęczenia.
-Mówisz tak jakby nic się nie stało. Wiesz, że możesz mieć przez to kłopoty.
-Miałem pozwolić, by znów postrzelił Ninę? 
-Nie, ale co jeśli nie uwierzą, że zrobiłeś to by ją ochronić. Jeden z Killersów nagadał na przesłuchaniu jak to strzeliłeś z zimną krwią, bo chciałeś zemsty za to co zrobił Ninie.
-Co za bzdura.
-Dla nas tak. W tej chwili jest nasze słowo przeciwko nim. - Zbyt mała dawka snu nie wpływała zbyt korzystnie na sposób mojego myślenia. Nie rozumiałem o co chodzi Fosterowi.
-Przecież zeznania Niny wszystko wyjaśnią. - Powiedziałem po chwili.
-Nie dopuszczą jej dopóki w pełni nie dojdzie do siebie. Do tej pory mają słowo nas dwóch przeciwko dwóm Killersom. - W tej chwili coś sobie przypomniałem.
-Chwila. Przecież to wszystko widzieli Mastersi.
-Weszli już po całej sprawie.
-Jesteś pewny? - Miałem wrażenie, że widzieli wszystko.
-Tak. Dobrze wiesz, że gdyby Zack o czymś wiedział od razu by ci pomógł.
-No tak. - Od tej pory nie mówiliśmy już nic. Po prostu siedzieliśmy w ciszy i piliśmy kawę.

~Nina~
-Amber nie martw się już tak. Przecież dojdę do siebie tylko muszę odpocząć. - Powiedziałam gdy blondynka kolejny raz powiedziała, że się o mnie martwi.
-Wiem, ale jesteś taka blada. 
-Nie mówmy o mnie. Widziałaś Bethany? - Spytałam z nadzieją.
-Już wybrałaś dla niej imię. Śliczne. I tak widziałam ją. Jest tama malutka i słodka. Do tego podobna do ciebie. - Uśmiechnęłam się. Tak bardzo chciałabym ją zobaczyć i przytulić.
-Szkoda, że nie mogę jej zobaczyć.
-Za niedługo na pewno cię do niej zabiorą. - Czułam, że powieki zaczynają mi ciążyć.
-Amber wybacz mi, ale jestem trochę zmęczona.
-Jasne. Powiem ci tylko coś i znikam. Fabian wciąż cię kocha. Przez cały czas nie odchodził od ciebie.
-To niczego nie dowodzi. - Powiedziałam, broniąc swoje uczucia. Dlaczego myślą, że on się pojawi, pomartwi trochę o mnie, a ja mu wybaczę?
-Wiem, ale to widać w jego oczach. - Przymknęłam oczy nie mogąc ich już dłużej utrzymać otwartych. Usłyszałam głębszy oddech Amber, dźwięk otwieranych i zamykanych drzwi. Później słyszałam już tylko ciche pikanie maszyny, dzięki któremu szybko zapadłam w sen.

2 dni później
~Nina~
   Doktor przyszedł do mnie z kolejną wizytą. Wczoraj zdjęto mi opatrunek z rany przez co ujrzałam szwy w swoim brzuchu. Nie zbyt przyjemny widok, ale gdyby nie to moje dziecko prawdopodobnie by zmarło. Jednak warto poświęcić się w taki sposób, by zaznać takie szczęście.
   Wczoraj pielęgniarki za pomocą wózka inwalidzkiego zawiozły mnie do Bethany. Gdy ją ujrzałam łzy szczęścia wypłynęły z moich oczu. Była taka piękna, że chciałam tam zostać przy mniej dłużej, lecz nie pozwolili mi.
   Lekarz wykonywał kolejne badania. Sprawdzał stan rany, lekko ją dotykając. Czułam przez to dyskomfort, ale nie skarżyłam się.
-Rana powoli się goi. Czuje się Pani lepiej?
-Wczoraj miałam lekkie zawroty głowy, ale dzisiaj nie wystąpiły. Wciąż odczuwał ból, ale leki przeciwbólowe, które dają mi pielęgniarki pomagają. 
-To dobrze. Mógłbym już Panią wypisać do domu. Przepisałbym Pani leki...
-A co z małą? Wyjdzie razem ze mną? - Przerwałam mu. Nie chcę stąd wychodzić bez niej.
-Niestety nie. Musi zostać jeszcze przez tydzień.
-W takim razie mogłabym też zostać? Nie chcę jej zostawiać.
-Oczywiście. W takim razie to nawet lepiej, bo w razie czego będę mieć Panią na oku. - Doktor uśmiechnął się, a ja to odwzajemniłam. Był na prawdę miłym i wyrozumiałym lekarzem.
-Dziękuje Panu za wszystko.
-To moja praca. - Ścisną lekko moją rękę i ruszył w kierunku wyjścia. 
    Gdy zniknął za drzwiami usiadłam. Towarzyszył mi przy tym ból brzucha. Nie powstrzymało mnie to jednak przed wstaniem z łóżka. Nie było łatwo, ale chciałam ujrzeć Beth. 
   Gdy stałam, opierając się o łóżko i oddychając głęboko, do sali wszedł Fabian.
-Dlaczego wstałaś? - Od razu podszedł do mnie i chwycił mój łokieć podtrzymując mnie.
-Chcę iść do mojego dziecka. - Czując go przy sobie poczułam się lepiej. Ciągle reagowałam pozytywnie na jego dotyk.
-Mogłaś zawołać pielęgniarkę. Pomogłaby ci. - Odszedł ode mnie, by po chwili przyjść z wózkiem. 
- Usiądź, zawiozę cię. - Usiadłam i odetchnęłam z ulgą. 

   Po chwili staliśmy już przy inkubatorze Bethany. Patrzyłam na jej spokojny oddech w trakcie snu. Mogłabym patrzeć na nią przez cały czas.
   Wtedy poczułam dłonie Fabiana na moich ramionach. Czułam jego wzrok na sobie, więc spojrzałam na niego przelotnie. Nie mówiliśmy nic. Trwaliśmy w stałej pozycji i patrzyliśmy na małą. Jak ja chciałabym, by ona była jego. Chciałabym, by Bethany była nasza.
-------------------------------------------------------------------------------
Wiem, znów krótki, ale jakoś tak wena nie chce do mnie powrócić. Miałam w tym tygodniu go nie dodać, ale jest.
Niestety mam dla was informację. Ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na bloga. Muszę skupić się na szkole, ponieważ w tym roku piszę egzaminy oraz na zdaniu prawa jazdy. Dlatego rozdziały mogą pojawiać się rzadziej i nie regularnie. Z tego względu proszę was o zrozumienie i cierpliwość. Nie kończę z blogiem ani o nim nie zapominam. Po prostu muszę przez jakiś czas poświęcić mu mniej czasu. Mam nadzieję, że zrozumiecie i nie opuścicie mnie zbyt szybko.

Dziękuje wam z całego serducha za tą wielką liczbę na liczniku odwiedzin *-*. Jesteście kochani. Gdyby nie wy na pewno te 55 rozdziałów by nie powstało. Kocham was mocno :*

Wasza Karen