sobota, 28 listopada 2015

[54] "Gdyby odeszła... "

MUZYKA
~Fabian~
   Wszedłem do sali w której leżała Nina. Jej serce biło, oddychała spokojnie ale mimo to wciąż spała. Stanąłem przy jej łóżku i przez chwilę obserwowałem ją. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie.
    Nie mogłem dłużej się powstrzymać, więc schyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Następnie usiadłem na pobliskim krześle, chwyciłem jej dłoń i zacząłem myśleć o rozmowie z lekarzem.
***
    Siedzimy na tym korytarzu od dobrej godziny i nie wiemy nic. Powoli zaczynam wariować. Nikt nie wyszedł i nie powiedział nam co z Niną czy z małą. Mówią, że zero informacji może być dobrą informacją. Nie dla mnie, nie w tej sytuacji gdy wiem, że wcześniej jej serce stanęło.
    Po kolejnych minutach lekarz wyszedł zdejmując z twarzy maseczkę. Wstaliśmy od razu. Nie musieliśmy zadawać pytań.
-Z dzieckiem wszystko w porządku. Jest tylko kilkudniowym wcześniakiem, ale krótki pobyt w inkubatorze wystarczy, byśmy byli w pewni, że może iść do domu.
-To dobrze. A co z Niną? - Nie wytrzymałem już.
-Tu sytuacja była trochę bardziej skomplikowana. Pacjenta była słaba, gdy rozpoczynaliśmy zabieg i źle zareagowała na narkozę. Akcja serca została zatrzymana na około jedną minutę. Niestety musieliśmy podać zamiennik narkozy. Jeszcze nigdy w takiej sytuacji te dwa leki nie były mieszane, więc nie wiemy jak Pani Martin zareaguje. Zrobiłem wszystko co mogłem i teraz musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż pacjenta się wybudzi.
-Gdzie ją przewieziecie? - Spytała Amber.
-Na osobną salę. Chciałby Pan zobaczyć dziecko? - Zwrócił się do mnie.
-Tak. - Ruszyłem za lekarzem zostawiając resztę w korytarzu. Doktor podał mi fartuch, który musiałem założyć na siebie. Następnie weszliśmy do sali. Leżało w niej kilka niemowlaków, lecz tylko jeden zwrócił moją uwagę.
   Podeszliśmy do jednego z inkubatorów.
-Gratuluje. Ma Pan silną, zdrową i piękną córkę. - Lekarz poklepał mnie po ramieniu. Przyjrzałem się małej. Spała sobie spokojnie, a jej drobniutka rączka lekko ściskała kawałek kocyka, którym była przykryta. Jej podobieństwo do Niny uderzyło mnie. Jej rysy twarzy były bardzo zbliżone do Martin, do tego miała jasne i krótkie włoski. Uśmiechnąłem się, gdy ujrzałem jak ziewa i znów zapada w sen. Była taka mała i słodka. Gdybym tylko miał pewność, że jest moja.
    Nie chciałem odchodzić od małej, ale była jeszcze jedna osoba, o którą martwiłem się równie mocno.
***

    Siedziałem na krześle trzymając dłoń Niny i byłem pogrążony we wspomnieniach. Martin zrobiła tyle dobrego, a ciągle cierpi, zbyt często jej życie jest zagrożone. Postrzał, porwanie, teraz poród. Na całe szczęście walczy, bo nie wiem co bym zrobił gdybym ją stracił. Tak wiem. Już po części ją straciłem z własnej woli, ale to mogę znieść. Przynajmniej mogę widzieć jej radość na zdjęciach, które Zack mi wysyłał, mogę w każdej chwili iść do niego z jakimś pretekstem, by ją ujrzeć. Gdyby odeszła... Nie. Nie będę teraz myślał w taki sposób. W tej chwili najważniejsze jest, że ona i dziecko żyją.

   Gdy pozostali weszli do sali czułem się dziwnie. Diler i Brie przez chwilę patrzyli na nasze splecione dłonie. Nina była nieprzytomna i prawdopodobnie nie czuła mojego dotyku, ale może przynajmniej wiedziała, że nie jest sama. Wiem, dziwnie to brzmi, ale wolę być przy niej niż ciągle o niej myśleć u siebie w mieszkaniu.
   Amber z Masonem natomiast od razu zaczęli wypytywać o małą i Ninę. Widocznie lekarz rozmawiał tylko ze mną.
   Nie miałem sił odpowiadać na te wszystkie pytania, ale oni mieli prawo wiedzieć. Byli przy Ninie gdy ja nie mogłem i boją się o nią równie mocno jak ja.

    Następnego poranka obudził mnie lekki uścisk dłoni. Oprzytomniałem natychmiast i zacząłem obserwować brunetkę.
-Bethany... - Szepnęła. - Gdzie... moje dziecko? - Mówiła cicho ciągle mając zamknięte oczy.
-Wszystko z nią w porządku.
-Chce ją zobaczyć. - Starała się otworzyć oczy, lecz widać było, że powieki ciągle jej ciążą.
-W tej chwili nie możesz. Jesteś za słaba.
-Chce ją.... - Nie dokończyła. Oddychała szybko jakby przebiegła maraton.
-Spokojnie. - Nacisnąłem przycisk przy jej łóżku by zadzwonić po pielęgniarkę. - Odpoczniesz, odzyskasz siły i zobaczysz ją.
-Nie pozwól im jej zabrać.
-Komu?
-Zajmij się nią. Nie mogą jej skrzywdzić.
-Nic jej nie będzie. - Nie rozumiałem o co jej chodzi. Kto miałby zabrać małą i zrobić jej krzywdę? Kto byłby aż takim barbarzyńcą, by krzywdzić takie małe dziecko.
-Obiecaj.... - Mówienie sprawiało jej trudność, lecz nie poddawała się. - Obiecaj, że ją ochronisz, że.... nie pozwolisz jej skrzywdzić. - Spojrzałem na jej lekko otwarte zmęczone oczy. Było w nich tyle smutku i błagania, że nie zastanawiałem się dłużej o co jej chodzi.
-Obiecuje. - Wraz z tym słowem zamknęła oczy, a jej serce nagle zaczęło słabiej bić. - Nina? - Dotknąłem jej policzka. - Nina! - Nie reagowała, a serce wciąż biło słabo. - Jasna cholera, gdzie ta pielęgniarka. - Nie czekałem dłużej. Po prostu wybiegłem z sali, by znaleźć jakiegoś lekarza.

   Znów siedzieliśmy na korytarzu i czekaliśmy.  Ta bezradność jest okropna. Chciałbym jej pomóc, ale jak? Gdybym tylko mógł zamieniłbym się z nią miejscami, by już nie cierpiała.
   Poczułem łzę spływającą po mojej twarzy. Starłem ją od razu i spojrzałem w inną stronę. Wtedy poczułem czyjeś dłonie na ramionach. Spojrzałem na tą osobę. Amber usiadła obok mnie i objęła mnie.
-Ostatnio nie zachowywałeś się fajnie, ale wiem, że ją kochasz. - Oddałem uścisk.
-Kocham ją jak nikogo do tej pory.
-Ona czuje to głęboko w sobie i wyjdzie z tego. Wyzdrowieje jak zawsze. - Siedzieliśmy tak chwilę. Bliskość przyjaciółki pomogła mi. Wiedziałem, że przez moje czyny każdy może się ode mnie odsunąć. Dobrze, że ktoś zna mnie na tyle, by w takiej chwili być przy mnie mimo wszystko.

    Po pół godzinie wyszedł lekarz.
-Możecie Państwo odetchnąć z ulgą. Jej stan już się ustabilizował. To co najgorsze jest już za nią. Teraz musi tylko odzyskać siły. - Odetchnąłem z ulgą. Na naszych twarzach pojawił się lekki uśmiech. Wszystko będzie dobrze.

   Z Amber i Masonem siedzieliśmy przy Ninie. Diler z Brie pojechali już, by przekazać informacje reszcie. Widziałem po blondynce, że jest już zmęczona.
-Amber, jedźcie do domu. Odpocznij trochę.
-Nie zostawię jej.
-Nie wyglądasz najlepiej, a to były ciężkie dwa dni. Musisz odpocząć. Chyba nie chcesz wylądować w szpitalu.
-Fabian ma racje. Kochanie wyśpisz się i przyjedziemy jutro. - Powiedział Mason kładąc blondynce dłonie na ramionach, jednocześnie lekko je masując. Amber spojrzała na swojego męża, na mnie, a na końcu na Ninę.
-Dobrze - powiedziała niechętnie - ale jutro przyjeżdżamy z samego rana.
-Przyjedziemy kiedy tylko będziesz chciała. - Pocałował ją i wyszli. Zostałem sam z Niną. Przyglądałem się jej dopóki powieki nie stały się ciężkie. Zasnąłem trzymając jej dłonie w swoich.
-------------------------------------------------------------------------------
Witam:)
Ten rozdział wyszedł mi taki sobie, ale jakoś dzisiaj mi nie szło pisanie... 

Miłego:)
Karen

sobota, 21 listopada 2015

[53] "Innego wyjścia nie widzę."

MUZYKA (dla nastroju polecam czytać przez cały rozdział)
~Fabian~
   Nieprzytomną Ninę położyłem na tylnym siedzeniu samochodu. Bałem się o nią jak cholera. Do tego wszystkiego Trevor. Pociągnąłem za spust przed nim. On albo Nina. Wybór był prosty. Zanim wyszedłem Luke powiedział, że mogę mieć przez to kłopoty. Mam to gdzieś. Ważne, że Nina żyje.
   Jechałem przez miasto przekraczając prędkość. W trakcie drogi Martin odzyskiwała przytomność. Wtedy tylko jęki bólu wydobywały się z jej ust. Starałem się ją wesprzeć mówiąc, że już niedługo, lecz w czym to mogło pomóc? Tak bardzo cierpiała, iż po chwili znów traciła przytomność lub po prostu była tak słaba, że nie reagowała na nic.
   Gdy dojechałem do szpitala, wziąłem ją na ręce i ruszyłem w kierunku recepcji. W tej chwili miałem deja vu. Już raz byłem w podobnej sytuacji. Gdy uratowałem Ninę z rąk Killersów. Wtedy straciła przez nich przytomność. Teraz z powodu stresu i strachu mogą wystąpić komplikacje.
   Krzyknąłem do jednej z pielęgniarek, by mi pomogła. Wtedy rozpoczęło się zamieszanie. Do korytarza przybiegł lekarz z kilkoma pielęgniarkami. Położyłem brunetkę na noszach i chwyciłem jej dłoń. Wtedy otworzyła oczy. Patrzyła prosto na mnie, uśmiechnąłem się lekko i potarłem jej wierzch dłoni kciukiem. To było niewiarygodne jak ból powoli zabierał z niej życie. Była blada i słaba, wolną rękę ciągle trzymała na brzuchu, a dłoń którą trzymałem prawie w ogóle nie ścisnęła mojej.
-Opiekuj się Bethany... - Mówiła prawie szeptem. - Jeśli coś mi się stanie... - Przerwałem jej.
-Nic ci nie będzie. Będziesz przy niej. - Biegłem przy noszach dopóki mogłem. Pielęgniarki zabroniły mi wejść do sali porodowej.
   Gdy drzwi zamknęły się za mną przetarłem twarz dłońmi. Dlaczego to wszystko musi się dziać? Wyjąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do Amber.
 
   Po chwili cała ekipa była w szpitalu. Amber i Mason, Brie i Diler, Zack. Wszyscy czekaliśmy na jakieś wiadomości, które nie nadchodziły.
   Nagle drzwi od sali otwarły się i stanął w nich lekarz. Poderwaliśmy się wszyscy z krzeseł.
-Co się dzieje? - Spytałem.
-Czy któreś z was jest rodziną pacjentki? - Spytał doktor.
-My jesteśmy jej jedynymi bliskimi.
-W porządku. Nie chcę tracić czasu na ustalanie tego. Nie będę owijać w bawełnę. Sprawa wygląda poważnie. Stan Panny Martin jest poważny. Wody płodowe odeszły za wcześnie i nie stwierdziliśmy u pacjentki skurczy odpowiedzialnych za poród. Musimy przeprowadzić cesarskie cięcie inaczej dziecko może umrzeć. Niestety z tym także wiąże się zagrożenie dla pacjentki. Jest bardzo osłabiona i nie wiemy jak w tym stanie zareaguje na operację. Dlatego ktoś z Państwa musi podjąć ostateczną decyzję. - Spojrzeliśmy po sobie. Wzrok każdego spoczął na mnie.
-Wydaję mi się, że to Fabian powinien podjąć decyzję. - Spojrzałem na Amber. Jej oczy szkliły się od łez i opierała się na Masonie. Spojrzałem po reszcie. Nikt nie wyraził sprzeciwu.
-Dobrze. W takim razie jaką decyzję mam podjąć?
-Rozumiem, że wyraża Pan zgodę na operację? - Przytaknąłem. - Przykro mi, że muszę o to spytać, ale musimy mieć pewność. Gdyby wystąpiły jakiekolwiek komplikacje i musielibyśmy wybierać kogo mamy ratować? - Na te słowa zatkało mnie. Czy z Niną jest aż tak źle?
-Ta sytuacja jest aż taka zła? - Spytałem wciąż nie wierząc w to co powiedziałem.
-Nie. Po prostu wolę spytać teraz, ponieważ w trakcie zabiegu możemy nie mieć na to czasu. - Chciałem pomyśleć o tym chwilę, ale przecież nie mam o czym. Odpowiedź jest oczywista.
-Proszę ratować je obie. - Lekarz wziął głęboki wdech i skinął głową.
-Dobrze. - Powiedział, odwrócił się do nas plecami i zniknął za drzwiami sali porodowej. Teraz pozostało nam tylko czekać.

   Siedziałem na korytarzu czekając. Ciągła niewiedza dobijała mnie. Czas płynął wolno. Przez cały czas siedziałem na krześle zakrywając dłońmi usta. Czułem jak łzy zbierają się w moich oczach, więc patrzyłem w jeden punkt by je odpędzić. Kolejny raz bałem się o jej życie. Kolejny raz musiała wygrać. Innego wyjścia nie widzę.

   Po kolejnych minutach usłyszałem głośny dźwięk a nad salą zapaliło się migające światło. Podniosłem wzrok i ujrzałem małe zamieszanie. Do sali zaczęły wbiegać kobiety z jakimiś urządzeniami i materiałami. Wstałem i zatrzymałem jedną z nich.
-Przepraszam, co się dzieje?
-Akcja serca została zatrzymana. Przepraszam śpieszę się. - Nie czekała na moją odpowiedź. Wbiegła na sale i tyle ją widziałem. Natomiast moje serce wykonało niebezpiecznie słabe uderzenie. Zatrzymanie akcji serca? Nie... To nie może się zdarzyć. Nie znów.
   Usłyszałem szloch Amber. Spojrzałem na zebranych. Brie z Dilerem trwali w uścisku wspierając się na wzajem, natomiast Mason obejmował Amber starając się odrobinę ją uspokoić. Nie dam rady tutaj tak po prostu stać. Ruszyłem w kierunku drzwi do sali, w której była Nina.
-Fabian, nie wchodź tam. - Powiedział Diler podchodząc do mnie.
-Nie powstrzymasz mnie. Nie będę tutaj siedział bezczynnie gdy ona walczy. Pójdę do niej i będę przy niej.
-Od kiedy się nią przejmujesz?
-Diler. Nie teraz. - Powiedziała ostrzegawczo Brie i złapała go za rękę.
-Cały czas się o nią martwię.
-To dlaczego od niej odszedłeś? - Tym razem głos zabrała Amber. Mówiła cicho ciągle mając łzy w oczach.
-Musiałem. Zrobiłem to dla niej. - Nieustający dźwięk łamał mi serce. Nie czekałem na czyjąkolwiek odpowiedź. Po prostu wszedłem do środka.
Parę kroków dalej ujrzałem salę oddzieloną od korytarza szklaną ścianą. Nina leżała nieruchomo na łóżku, przykryta czymś niebieskim. Wokół niej lekarze i pielęgniarki robili co mogli, by przywrócić jej życie. Spojrzałem na monitor. Widniała na nim tylko ciągła linia...
-Co Pan tutaj robi? Proszę stąd wyjść. - Powiedziała pielęgniarka. Spojrzałem na nią.
-Tam jest... - Nie byłem w stanie mówić. - Muszę iść do niej.
-Nie może Pan.
-Pomogę jej. - Znów spojrzałem na brunetkę. Nic się nie zmieniło.
-Lekarze robią co w ich mocy, by jej pomóc. Musi Pan wyjść i czekać na zewnątrz. - Opierałem się, lecz po chwili zrezygnowany wyszedłem. Usiadłem ponownie na krześle, zakryłem dłońmi twarz i pozwoliłem łzom płynąć.

~Nina~
    To dziwne uczucie, gdy śpisz, ale wszystko czujesz. Teraz powinnam być w krainie Morfeusza i śnić. Zamiast tego nie mogłam się poruszyć, nie mogłam powiedzieć, że to co robią boli mnie. Byłam zbyt słaba by zrobić cokolwiek do tego dziwna rzecz w moich ustach uniemożliwiała mi to.
   Nagle ból zaczął słabnąć. Stałam się lżejsza, a po chwili byłam wolna. Przed oczami pojawił się obraz małego niemowlaka owiniętego w kocyk i głośno płaczącego. Moja śliczna Bethany...
Później ujrzałam Fabiana stojącego przed szklaną ścianą. Patrzył na mnie, a po jego policzkach spływały łzy.
   Opiekuj się Bethany. Moje słowa odbijały się echem w mojej głowie. Mam nadzieję, że jej nie opuści.
   Następnie ujrzałam moich przyjaciół stojących w korytarzu. Dziewczyny płakały, a chłopacy ich pocieszali. Wszyscy martwili się o mnie. Nie chciałam ich opuszczać. 
   Zamknęłam oczy, by do nich wrócić, lecz gdy je otworzyła byłam w zupełnie innym miejscu. Rozejrzałam się. Korytarz szpitalny z jednej strony był oświetlony, a w drugiej części panowała całkowita ciemność, która zbliżała się do mnie. Zaczęłam uciekać. Nie chciałam zostawić moich bliskich. Nie chciałam od nich odejść. Biegłam dość szybko, lecz nic to nie dało. Mrok otoczył mnie całkowicie.
---------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Oto rozdział.
Jedna informacja. Nie wiem kiedy pojawi się następny. Ostatnio mam sporo na głowie i nie wyrabiam. Wybaczcie mi jeśli rozdział nie pojawi się zbyt szybko. Postaram się napisać go jak najszybciej ale nic nie obiecuje.

Kocham was mocno
Karen

czwartek, 19 listopada 2015

Informacja

Witam wszystkich :)
  Niestety ja bez rozdziału, ale za to z informacją.
   Ostatnio blog był chwilowo zamknięty dla was ponieważ robiłam drobne porządki. Jednym z najbardziej widocznych jest nowa zakładka CIEKAWA HISTORIA. Gdy zobaczycie dowiecie się o co w niej chodzi ;)
    Ostatnio myślałam odrobinę o rozwoju tego bloga. Chodzi mi oczywiście o was. Zastanawiałam się i pomyślałam, że mogłabym założyć osobną zakładkę specjalnie dla was. Już tłumacze o co mi chodzi. Przypuszczam, że jest wiele osób, które piszą, ale mają wiele powodów by nie publikować swoich prac. Niektórzy natomiast mają wiele pomysłów, ale nie wiedzą jak zacząć.
Eden i Forka nieświadomie podsunęły mi ten pomysł.
     Jeśli macie jakiekolwiek pomysły dotyczące tego bloga, zmiany w fabule typu ,, a ja napisałbym/napisałabym to tak'' lub ,,dodałbym/dodałabym jeszcze to'' lub rozwoju jakichś wątków piszcie na mój email, który znajduje się w zakładce KONTAKT. Wyślijcie na niego swoją pracę, a wtedy opublikuje ją w osobnej zakładce (przykładem może być właśnie zakładka "Ciekawa historia") :D
      Co wy na to? Chcecie bym zrobiła coś takiego czy lepiej zostawić tak jak jest?

Miłego
Karen

sobota, 14 listopada 2015

[52] "O co tutaj chodzi?"

~Nina~
   Kolejny grudniowy dzień, a za oknem zero śniegu. Gdyby nie niskie temperatury powiedziałabym, że zbliża się wiosna.
   Leżałam na kanapie z książką w ręku. Od kilku miesięcy mam tyle wolnego czasu, że nie wiem co z nim robić. Powoli zaczynałam mieć dość tego leniuchowania. Postanowiłam pójść na spacer. Jest ładna pogoda, trochę świeżego powietrza jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
   Wyszłam z salonu i udałam się w kierunku gabinetu Zacka. Zapukałam do drzwi, by po chwili usłyszeć jego głos.
-Proszę.  - Weszłam i usiadłam na fotelu. - Wszystko w porządku?
-Tak. Tak jak prosiłeś przyszłam ci powiedzieć, że wychodzę. - Jakiś czas temu obiecałam Brown'owi, że będę go informować o każdym moim wyjściu w celu zapewnienia mi bezpieczeństwa.
-Gdzie? - Oparł się na swoim krześle, a jego usta wykrzywił uśmiech.
-Poszłabym na spacer. Jest ciepło i mam dość ciągłego grzania kanapy.
-Chłopaki jeszcze nie wrócili. - Chyba zapomniałam wspomnieć, że za każdym razem gdy opuszczam ten budynek ma mi ktoś towarzyszyć. Akurat teraz męska część naszej grupy wybrała się na przejażdżkę.
-Doskonale wiesz, jacy oni są jeśli chodzi o samochody. Nie odejdę daleko.
-To nie ma znaczenia jak daleko będziesz. Musicie być bezpieczne. A co jeśli małej umyśli się wcześniej ujrzeć świat? - Jak zwykle troszczył się o mnie jak ojciec.
-Termin mam za około trzy tygodnie. Nic złego się nie wydarzy. Zack zrozum, że potrzebuje tego spaceru. - Po jego twarzy widać było, że walczy sam ze sobą, lecz po chwili pojawiła się rezygnacja.
-Dobra, ale odzywasz się co jakiś czas. Gdyby coś było nie tak od razu do mnie dzwonisz i nie idziesz za daleko.
-Tak jest, panie szeryfie! - Zasalutowałam mu i zaśmiałam się pod nosem. Nie zrozumcie mnie źle. Poważnie traktowałam ostrzeżenia i przestrogi Zacka, ale gdyby nie humor zaczęłabym myśleć dlaczego są tacy ostrożni, a wtedy z pewnością nie byłoby ze mną najlepiej.
    Ubrałam się odpowiednio do pogody i wyszłam. Promienie słoneczne delikatnie ogrzewały moją twarz, a śpiew ptaków dobiegał do moich uszu z pobliskiego lasu. Ruszyłam przed siebie polną drogą. Po chwili doszłam do granic lasu i usiadłam na ławce. Położyłam dłoń na brzuchu i przymknęłam oczy.
   Byłam taka szczęśliwa i spokojna, ale gdybym wtedy wiedziała co się stanie nigdy nie wyszłabym na zewnątrz.

MUZYKA

~Fabian~
   Dzisiejszego ranka rozpocząłem swój bieg nieco później niż zazwyczaj. Włączyłem muzykę i ruszyłem swoją stałą trasą. Melodia pozwoliła mi zachować stały rytm biegu i odwróciła moją uwagę od gangu. Tylko przez chwilę mój umysł był spokojny. Mimowolnie moje myśli skupiły się na Ninie. Każdy pomyślałby, że to co dzieje się wewnątrz mnie jest już nudne. W końcu co to za facet, który nie umie sobie poradzić z rozstaniem? Może i nie dawałem rady, lub po prostu tak reagowałem na to wszystko.
   Czy jest coś złego w tym, że facet kocha prawdziwie? Widocznie tak skoro wszystko jest przeciwko mnie. Gdybym pieprzył każdą napotkaną laskę, a następnego dnia kazałbym im spieprzać pewnie wszystko byłoby w porządku.
   Na te myśli zagotowało się we mnie i przyspieszyłem. Mijałem grupy ludzi, którzy zwracali uwagę tylko na swój nos. Biegnąc dalej przestałem ja zwracać na nich uwagę. Oczyściłem umysł i skupiłem się na biegu i melodii.
   Po kilkunastu minutach w słuchawkach rozbrzmiały dwa piknięcia po których nastała cisza. Zatrzymałem się. Wyciągając telefon z kieszeni zacząłem uspokajać oddech i serce mocno bijące w mojej klatce piersiowej. Otworzyłem wiadomość od prywatnego numeru.
Pamiętasz miejsce, w którym przygotowywałeś się po raz pierwszy do wyścigu? Zjaw się tam, a wszyscy będą cali.
                                                                   ~S. 
Scott. Wiedziałem doskonale o jakie miejsce mu chodziło. Takich rzeczy nigdy się nie zapomina. Skoro chce mnie widzieć, spełnię jego prośbę. Jednak teraz nie będę sam. Może tym razem mi się poszczęści i zakończę to wszystko raz na zawsze.

~Nina~
   Kolejny raz dałam się im złapać. Tym razem sprawa nie była taka prosta. Mieli broń a ja byłam w ciąży. Gdyby nie to, Scottowi nie udało by się mnie siłą wsadzić do tego samochodu i teraz nie siedziałabym na tylnym siedzeniu z przystawioną bronią. Jeden z Killersów siedział obok mnie i nie spuszczał ze mnie wzroku.
   Czy się bałam? Nie jestem pewna. Na pewno nie bałam się o siebie. Na pierwszym miejscu stawiałam bezpieczeństwo dziecka.
   Po kilkuminutowej jeździe poczułam dziwne łaskotanie w podbrzuszu. Pewnie mała wyczuła mój niepokój i zaczęła się ruszać. Pogłaskałam delikatnie miejsce, w którym ją czułam, a ona od razu odpowiedziała ruchem. Wyczułam pod dłonią jej małe paluszki.
   Nagle wpadłam na pewien pomysł.
-Muszę do toalety. - Powiedziałam nagle. Przykułam tym uwagę mężczyzn.
-Nie ma takiej opcji. - Odpowiedział szorstko Miller. A pomyśleć, że kiedyś mu ufałam.
-Słuchaj, jestem w ciąży. To nie takie łatwe jak ci się wydaje. - Ucieszyłam się, gdy mój głos nie załamał się ze strachu. Ryzykowałam. I to bardzo. Ale to była moja jedyna szansa.
   Scott wymienił z towarzyszem spojrzenie za pośrednictwem lusterka. Po kilku metrach zjechał na stację benzynową.
-Jason pójdzie z tobą. Nic nie kombinuj, bo nie skończy się to przyjemnie. - Powoli wysiadłam z samochodu czując kolejną fale dziwnego łaskotania, która minęła po kilku sekundach.
   Zostawiając Jasona przed drzwiami weszłam do toalety i zamknęłam drzwi na zamek. Dzięki luźniejszym ubraniom ciążowym nie zauważyli telefonu komórkowego spoczywającego na dnie mojej kieszeni. Wyjęłam go i wysłałam wiadomość do Zacka z najbardziej szczegółowymi informacjami jakie byłam w stanie napisać.
-Pośpiesz się. - Mężczyzna zastukał do drzwi przez co lekko podskoczyłam. 
-Jeszcze chwila. - Odpowiedziałam i kliknęłam przycisk wyślij. Wyciszyłam telefon dzięki, któremu może uda im się dowiedzieć gdzie jestem i schowałam go z powrotem do kieszeni. Jak gdyby nigdy nic spuściłam wodę, umyłam ręce i wyszłam.

   Po 20 minutach zatrzymaliśmy się przed jakimś dużym budynkiem. Wyglądem przypominał blok lub garaż. Moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie. Już raz byłam w podobnym budynku i wspomnienia z tym związane nie były przyjemne. Zwłaszcza jedno, które gwałtownie do mnie wróciło przypominając tym samym jak to jest być zgwałconą...
   Wysiadając, kolejny raz poczułam coś dziwnego w podbrzuszu. Tym razem to było ledwie zauważalne ukłucie bólu.
-Maleńka, nie przejmuj się mną. Żyj sobie spokojnie i nie reaguj na mój strach. Wszystko będzie dobrze. Nie możemy się teraz poddać. - Powtarzając ciągle te słowa w umyśle objęłam się w pasie w geście obrony i troski.
   Scott chwycił mnie za łokieć. Zdziwiłam się delikatnością w tym geście. Sądziłam, że użyje siły lub będzie mnie do czegoś zmuszać, a on po prostu dotknął mojego ramienia i zaczął prowadzić mnie do środka. Oczywiście przez cały czas czułam na sobie spojrzenie Jasona, który trzymał w dłoni naładowaną broń.
    Gdy weszliśmy do środka moim oczom ukazała się ogromna przestrzeń... Kolejny raz wypełniona samochodami. Następnie weszliśmy do pomieszczenia o wiele mniejszego. Tam usiadłam na zużytym już fotelu. To było dość dziwne. Nie pokonałam dużego dystansu, a byłam zmęczona.
-Teraz musimy tylko czekać. - Odezwał się Devon wchodząc do pomieszczenia. Zmarszczyłam brwi. O co tutaj chodzi?

    Siedzieliśmy w ciszy następnych kilkanaście minut. Byłam bardziej przerażona niż wcześniej. Ta cisza nie zwiastowała niczego dobrego, a do tego dziwne ukłucie pojawiło się dwa razy.
   Przymknęłam oczy i zaczęłam oddychać spokojnie i głęboko, by chodź trochę uspokoić szybkie bicie serca. Musiałam nad sobą zapanować, by nie zaszkodzić Bethany.
   Wtedy usłyszałam trzask drzwi i otworzyłam oczy. Devon i Scott wyszli zostawiając mnie z Jasonem. Ledwo słyszałam czyjeś głosy dobiegające z oddali, które zostały przerwane krzykiem Devona.
-Przyprowadź ja! - Na te słowa mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Ze strachu zaczęłam odczuwać mdłości.
-Idziemy. - Wstałam powoli i ruszyłam w kierunku wskazanym przez Petera.
   Weszłam do tej ogromnej hali i zobaczyłam Fabiana stojącego przy Killersach. Z ręką na brzuchu stanęłam kilka metrów za Scottem. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. W oczach Ruttera ujrzałam szok i strach. Obserwował mnie uważnie sprawdzając każdy detal mojej skóry.
-Nic jej nie jest. - Na dźwięk tego głosu przeszła mnie gęsia skórka. - Tym razem nie zostawiono nas sam na sam. - Trevor przechodząc obok mnie, mrugnął do mnie i stanął z mojej lewej. Zostałam otoczona. Z każdej strony stał jeden z nich. Nie miałam możliwości ucieczki.
-Wypuście ją. - Gniewy głos Fabiana pomógł mi się trochę uspokoić. Zawsze jego barwa głosu wpływała na mnie kojąco.
-Spokojnie. Jeśli będziesz postępować tak jak należy ona wyjdzie stąd cało.
-Czego znów chcecie?
-Jednej bardzo ważnej rzeczy. Spokoju. - Zmarszczyłam brwi. Więc zostałam porwana... znów. Przetrzymywano mnie. Narażono życie mojego dziecka. I to wszystko z powodu spokoju?
   Zassałam nagle powietrze czując już wyraźny ból w podbrzuszu. Nie dobrze. Nina uspokój się. Obok mnie od razu pojawił się Scott chwytając mój łokieć.
-Wszystko w porządku? - Spytał szeptem, gdy Fabian był zajęty rozmową z Devonem.
-Nie jestem pewna. - Byłam tak przejęta tym co czułam, że nawet nie zauważyłam zmiany postawy Millera.  
   Po kilku głębszych wdechach ból odszedł. Scott podszedł do Pierca, coś mu powiedział i wrócił na miejsce. Rozmowa ucichła i każdy spojrzał na mnie. Nie martwiono się o mnie długo. Wszyscy, z wyjątkiem Ruttera, odwrócili wzrok tak szybko jak na mnie spojrzeli.
-To jak. Umowa stoi? - Powiedział Devon.
-Jaka umowa? - Odważyłam się spytać.
-Zostawiamy cię w spokoju pod warunkiem, że policja nie będzie więcej stawać nam na drodze. - Kolejny raz byłam kartą przetargową. Mogłam się tego domyślić.
-Ewentualnie możesz zając się swoją pracą, a ja zajmę się Niną i naszym dzieckiem. - Trevor objął mnie w pasie i chciał pocałować w policzek, lecz skrzywiłam się i odsunęłam od niego. - Nie masz na to ochoty? No tak to pewnie przez te hormony. - Złożył pocałunek na mojej dłoni. Kątem oka ujrzałam jak Fabian zaciska dłonie w pięści. W myślach błagałam, by zareagował, by zrobił coś. Jednak on stał w jednym miejscu, patrząc na mnie i zaciskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie.
-Co ty na to by Nina została ze mną. W końcu urodzi moje dziecko, a ty przecież masz Savane to co ci za różnica z kim będzie Nina. - Trevor za pomocą spojrzenia rzucił Fabianowi wyzwanie. Nie wiem jak to możliwe, ale gniew był wyraźny u nich obu.
-Nie bądź taki pewny co do dziecka. Nigdy nie pozwolę na to by została z tobą. - Fabian zrobił jeden mały błąd, który ,,przełączył guzik'' Trevora zmieniając go z niebezpiecznego w cholernie niebezpiecznego i nieprzewidywalnego.
-Zdradziłaś mnie? - Spojrzał prosto w moje oczy. Przeraziłam się. W tej wersji znałam do zbyt dobrze. Był taki po śmierci rodziców, gdy nie postępowałam zgodnie z jego słowami. Zamykał mnie wtedy w domu tłumacząc się moim bezpieczeństwem.
-Trevor. - Głosie Devona, przywołującego go do porządku, był silny, lecz nie zmienił postawy mężczyzny. Wciąż patrzył tylko w moje oczy.
-Trevor, my nie jesteśmy razem. - Starałam się powiedzieć to najspokojniej jak tylko potrafiłam. Mimo to mój głos załamał się pod koniec zdania. Zauważyłam, że Scott przybliżył się do mnie.
   Wtedy stało się coś czego obawiałam się przez cały czas. Kolejna fala bólu zaatakowała mnie. Tym razem nie było to łaskotanie czy lekkie ukłucie. Ból był silny i wyraźny. Wykrzywiłam się, zamknęłam oczy i położyłam dłoń na brzuchu. Maleńka trzymaj się, proszę cię.
-Usiądź. - Głos Millera dotarł do mnie. Doprowadził mnie do kanapy, na której usiadłam. Ból osłabł, lecz wciąż był wyczuwalny.
-Trevor, do jasnej cholery, uspokój się. Nie taka była umowa. - Devon był wściekły. - Wynoś się stąd.
-Nigdzie nie idę. Skoro ona nie chce być ze mną, nikt nie będzie jej miał. - Ujrzałam jak zza paska Hill wyjmuje broń i celuje prosto we mnie. Każdy zesztywniał. Spojrzałam na Fabiana. Poruszył ustami mówiąc mi, że wszystko będzie dobrze. Miałam taką nadzieję.
-Wstawaj. - Trevor zażądał.
-Daj spokój. Widzisz, że nie... -Zaczął Scott lecz nie skończył.
-Wstawaj! - Z trudem stanęłam na nogi czując się coraz gorzej. Miller stanął obok podtrzymując mnie.
-Trevor weź się w garść. - Devon starał się przemówić mu do rozumu, lecz ja wiedziałam że jest już za późno. Hill długo stał na granicy. Dzisiaj ją przekroczył stając się nieobliczalnym szaleńcem.
-Trevor, ona będzie twoja. - Powiedział spokojnie Fabian rozpraszając przy tym mężczyznę. Ból stawał się coraz gorszy. Cichy jęk wydobył się z moich ust przez co Rutter spojrzał na mnie wzrokiem pełnym przerażenia.
-Co powiedziałeś? - Blondyn stanął do mnie plecami, a jak całym ciężarem oparłam się na Scott'cie. Coraz trudniej było mi stać.
-Jeśli jej nie zabijesz, zostanie z tobą. - Histeryczny śmiech Hilla rozbrzmiał w moich uszach.
-Teraz jest już na to za późno. Zdradziła mnie. - Znów odwrócił się do mnie twarzą i podniósł dłoń, w której trzymał broń. - A mogło być takk pięknie. - Zamknęłam oczy, przygotowując się na rozprzestrzeniający się palący ból. Nie musiałam długo czekać na strzał. Drgnęłam na dźwięk wystrzału, lecz nic nie poczułam. Otworzyłam oczy, otępiała ze strachu nie czułam już nic, i zobaczyłam Trevora leżącego na podłodze z plamą krwi na koszuli.
   Fabian szybko do mnie podszedł i objął mnie.
-Już wszystko w porządku. - Usłyszałam dźwięk policyjnych syren, a po chwili usłyszałam głos Zacka i reszty Mastersów. Wtedy wszystko do mnie dotarło. Z każdą minutą ból był coraz silniejszy, coraz trudniej utrzymywałam otwarte oczy. Fala gorąca przeszła przez moje ciało, a przed oczami zaczęły pojawiać się czarne plamki. I wtedy to poczułam.
-Fabian... - Powiedziałam słabo, wciąż stojąc wtulona w ciało mężczyzny. - Wody mi odeszły. - Brunet spojrzał na mnie. Gdy podszedł do nas Zack coś mu powiedział. W tym czasie skurcze stały się nie do zniesienia. Rutter wziął mnie na ręce, a mnie ogarnęła ciemność.
--------------------------------------------------------------------------------
Następny rozdział - poród.

Wasza
Karen

  

niedziela, 8 listopada 2015

Korekta [51] "Takiej rodziny życzyłabym każdemu."

~Fabian~
   Zmęczony po całym dniu opadłem na łóżko. Kolejny dzień poszukiwań za mną. Od dobrych 3 miesięcy (lub może nawet dłużej, już sam nie wiem) szukam Killersów. Nieźle się ukrywają. Mamy początek grudnia. Do tego czasu zdążyłem przeszukać wszystkie możliwe hale na terenie miasta jak i poza nim. Zdążyłem spotkać kilku świadków, którzy potwierdzali miejsce ich pobytu, ale gdy wchodziłem było pusto. Zawsze byli jeden krok przede mną. Zachowywali się tak jakby doskonale znali nasze plany, ruchy i taktyki. Owszem mieli przeszkolonego policjanta po swojej stronie, ale po działaniach Scotta wyrzuciliśmy go z systemu, by nie miał do niego dostępu.
   To wszystko nie mieściło się w mojej głowie. Jakim cudem przestępcy mogą mieć takie szczęście. Powoli zaczynałem wierzyć, że mają po swojej stronie szatana co jest kompletnie niedorzeczne. Zmęczonemu człowiekowi dziwne rzeczy potrafią przyjść do głowy.
   Jednak nie tylko dziwne. Za każdym razem gdy przeszukiwałem sale myślałem o Ninie. Wierzyłem, że z każdym tropem jestem coraz bliżej powrotu do niej. Co jakiś czas Zack dzwonił do mnie mówiąc mi co u niej lub wysyłał mi jej zdjęcie. Dzięki temu przynajmniej w pewien sposób byłem blisko brunetki.
   Po powrocie małżeństwa z podróży poślubnej widziałem się z Masonem w robocie i kilka razy twarzą w twarz. W pracy jak to w pracy. Nie ma czasu, by spokojnie porozmawiać, a gdy była do tego okazja widać było, że brunet nie był chętny do opowiadania o Martin. Za każdym razem gdy poruszałem ten temat był wyraźnie zmieszany. Nie dziwiłem mu się, ani nie mam do niego pretensji. Obiecał Ninie dotrzymanie tajemnicy i chroni ją w ten sposób przed niepotrzebnym stresem, który mógłby jej zaszkodzić. Jednak jestem jego przyjacielem i widać, że chciałby o wszystkim powiedzieć.
   A co z Savaną? Wiem tylko tyle, że stara się pozbierać po stracie dziecka i przechodzi rehabilitacje. Nie mam z nią kontaktu, nie wiem gdzie jest ani jak sobie radzi. Wiem tylko to co powiedział mi lekarz, gdy do niego poszedłem po jej wypisie.
   Z tego wszystkiego zaczęła boleć mnie głowa. Ostatnio mam sporo na głowie i jest mi potrzebna niezła dawka snu. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie los uśmiechnie się od mnie, dorwę Killersów i będę mógł wrócić do Niny.

~Nina~
   Pewnie każdy zastanawia się jak się czuję. No cóż. Wyglądam jak wieloryb. W końcu to już 8 miesiąc. Wiele kobiet martwi się o to jak wrócą do formy po porodzie. Ja nawet o tym nie myślę. Cieszę się, że Bethany jest zdrowa. To imię pojawiło się w moim śnie. Może to dziwne, ale uznałam że będzie idealne dla mojej malutkiej dziewczynki.
   A jak się czuję? Są dni lepsze i gorsze. Mała nie daje o sobie zapomnieć. Często kopie i strasznie się wierci przez co nie śpię najlepiej. Do tego praktycznie wszystko mnie boli, ale nie narzekam. Termin porodu wypada na 4 stycznia, więc to już nie długo gdy będę mogła ją ujrzeć i objąć.
   Coraz częściej moje myśli wracają do Fabiana. Nie zaprzeczę. Tęsknie za nim i brakuje mi go, ale moje serce wciąż pamięta jego czyny. Chciałabym by w tym czasie był przy mnie, ale kim bym była gdybym go zmuszała do bycia z kimś z kim nie chce być. Podjął decyzję. Wie kto da mu szczęście, a ja nie mam zamiaru mu go odbierać.
   Nasi zakochańce żyją w najlepsze. Amber z Masonem wrócili z Włoch wypoczęci. Streścili nam cały swój pobyt pomijając gorące momenty tej podróży. Niestety musieli wrócić do normalnego trybu życia. Amber awansowała na kierownika działu mody, a Mason dostał premię w pracy.
   Oczywiście drugą parą jest Brie i Diler którym też się powodzi. Kłócą się jak najwięksi wrogowie, ale godzą się w wielkim stylu. Zazwyczaj ten ich "styl" słychać u mnie w pokoju. Dlaczego pokój Dilera musi być za ścianą?
   A Zack jak to Zack. Zajmuje się papierkową robotą. Ostatnio coraz rzadziej wychodzi ze swojego pokoju. Chcieliśmy mu pomóc z robotą, ale nie chciał tego. Mówi, że poradzi sobie z tym sam i że nie musimy się martwić. Czasami mam wrażenie, że coś ukrywa przed nami. Po prostu... martwimy się o niego.
   Teraz, leżąc na łóżku, zdałam sobie sprawę, że jestem szczęściarą. Owszem spotkało mnie w życiu wiele złego, ale mam przy sobie ludzi, których kocham, którzy kochają mnie. Każdy mówi, że rodziny nie da się wybrać. Ja swoją wybrałam. Ci ludzie są niesamowici, są gotowi w każdej chwili rzucić wszystko i biec ci z pomocą. Wysłuchają cię nawet wtedy gdy mówisz od rzeczy, doradzą, ale i też powiedzą co myślą w danej sytuacji. Nie oszukują się i zawsze można na nich liczyć. Takiej rodziny życzyłabym każdemu.
---------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Na sam początek małe objaśnienia. Pewnie zastanawialiście się co oznacza ostatni rozdział. No cóż. Pozwoliłam Eden i Force zaimprowizować. Jak widać niezła historyjka wyszła :D Tamten rozdział jest genialny no ale niestety ten jest tym prawdziwym (wybaczcie dziołszki ale tak musi być).
   A skoro mowa o tym rozdziale. Jest inny. Postanowiłam przyspieszyć trochę akcję. Gdybym tego nie zrobiła strasznie by to się ciągło i każda część prawie wyglądałaby tak samo.
   Przepraszam, że wyszło tak krótko, ale nie mam weny. Nie wiem co jest grane, ale dziś pisałam troszkę na siłę, by wyrobić się na czas. Mam nadzieję, że nie wyszła z tego jakaś wielka katastrofa...

Miłego :)
Karen

poniedziałek, 2 listopada 2015

[51] "ZA KAZDA CHWILE Z TOBA ODDALBYM, TO CO NAJDROZSZE MALENKA"

Nina szła sobie korytarzem. I nagle zobaczyła gacie w kwiatki. A w nich Direra i żuciła mu się na szyję szlochając. Waliło od niego serem a nie ziemniakami. Kartofle to on miał w gaciach. Takie jędrne i okrągłe.
- Oh mój Dilerze!
Kiedy cię wącham to myślę o serze
Oh mó Dilerze
Kiedy widzę twe ziemniqaki to nie wierzę  
Możemy zbudować razem serową wieżę 
  Diler się zawstydził, aż mu gacie spadły. Nina zarumieniła się i wydała z siebe okrzyk. Diler też zabrzmiał jak waleń niczym słoń morski.
Jego zie,mniaczek wyglądał niczym fretka?
  Nagle naszą egzynstencję przerwał kotofretkofabian.
Skoczył na nich i krzykną
- ZOSTAW JĄ TY CWELUUUU
I miałknął jak delfin.
Nina użyła glana depcząc go soczyście. Aż została po nim jmokra plama. Jednak nagle z jego wn ętrza zaczeły wyskakiwać młode fretki i małe Fabiaciątka.
Wspięły się po nodze Dilera smyrając go po ziemniakach. Diler zaczą się śmiać tak mocno ze upadł na stos ziemniaków na którym leżał kotofretkofabian.
Nina westchnęła i rzuciła się na nagie, umięśnione ciało adonisa Dilera i zaczęła tańczyć break dance. A fretki obok również dołączyły do niej w szamańskich plonsach odśpiewując modły ku Papie Ziemniaku.
  I ku objawieniu wszystkich pojawił się papież który tańczył taniec hula podśpiewując.
- ZA KAŻDĄ CHWILĘ Z TOBĄ ODDAŁBYM TO CO NAJDROŻSZE MALEŃKA!!
Na stypę przyszły jeszcze kury ubrane z bikini.