sobota, 30 maja 2015

[17] ''Zabieram cię na randkę. ''

~Nina~
   Uzgodniłyśmy z Amber, że nasze ,,przesłuchanie'' zaczniemy po świętach. Obie chciałyśmy spędzić ten okres z chłopakami w spokoju.
   Zeszłyśmy na dół, a gdy tylko pojawiłyśmy się w salonie bruneci ucichli.
-Poplotkowałyście już? - Spytał Mason i wyciągnął dłoń dając Amber znać by do niego podeszła. Siedział na fotelu, wiec usiadła mu na kolanach. On objął ją i pocałował w policzek.
-Tak. - Powiedziałam opierając się o ścianę.
-O czym rozmawiałyście tak długo? - Wymieniłyśmy z blondynką spojrzenia.
-O niczym ważnym. - Fabian podszedł do mnie i objął mnie od tyłu w pasie. - A wy o czym rozmawialiście?
-O naszych cudownych dziewczynach i kupionych dla nich prezentach. - Oddech bruneta łaskotał mnie w szyję. Zaśmiałam się i odsunęłam go lekko.
-To nie jest fair. My jesteśmy cały czas przez was obserwowane. - Amber chyba czyta mi w myślach.
-No bo niby jak mamy wam zrobić niespodziankę z prezentu. - Poparłam ją.
-Oto chodzi. Nas nie da się zaskoczyć.
-W takim razie zawieramy umowę. Nie kupujemy sobie nic pod choinkę. - Spojrzałam na moich przyjaciół. Po minie chłopaków wywnioskowałam, że nie podobał im się ten pomysł, ale po chwili każdy zgodził się ze mną.

   Do świąt Bożego Narodzenia zostały nie całe dwa tygodnie. Ubłagałyśmy chłopaków o zakupy. Niestety nie zgodzili się byśmy szły same. Z jakichś powodów stali się strasznie nadopiekuńczy. Ja rozumiem, że wykonują swoją pracę dotyczącą programu ochrony świadków, ale do sklepu chyba same możemy wejść. Jak widać nie. Gdzie nie poszłyśmy oni byli jak cienie. Nawet nie przeszkadzało im chodzenie w kółko po tych samych sklepach czy noszenie naszych zakupów.
-Wy na prawdę musicie nas kochać. - Powiedziała Amber, gdy usiedliśmy w kawiarni.
-Zastanawiam się czy nie zmienić zdania co do tego. - Blondynka szturchnęła Masona, a po chwili zaczęli się śmiać. Mi nie było do śmiechu. Wiedziałam, że oni coś ukrywają i to coś poważnego. Co jeśli wpakowali się w coś z mojego powodu? Nie wierzę w to co mnie spotkało. W tym wszystkim jedyną dobrą rzeczą jaka mnie spotkała było spotkanie Fabiana. Jestem szczęściarą, że mam go przy sobie. Przy nim czuję się bezpiecznie i... Jeszcze nigdy tak się nie czułam. Za każdym razem gdy mnie dotyka, przez moje ciało przechodzą dreszcze. Jego głos i bliskość uspakajają mnie. Gdy mnie przytula... mogłabym tak spędzić wieczność, a gdy całuje... Każdy pocałunek wydaje się być tym pierwszym.
-Nina, słyszysz mnie? - Głos Fabiana przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Przepraszam zamyśliłam się. Co mówiłeś?
-Spytałem czy możemy już wracać?
-Tak, wracajmy.

2 tygodnie później
   Do wigilijnej kolacji została godzina. Posiłki są już gotowe, stół został nakryty, dekoracje powieszone, a światełka zostały już zaświecone. Tylko ja nie pasowałam do tego widoku. Pobiegłam do łazienki zabierając po drodze potrzebne rzeczy.

   Założyłam niebieską sukienkę, nałożyłam lekki makijaż i spięłam niektóre pasma włosów. Farba z czasem zaczęła się z nich zmywać, przez co moje włosy miały odcień podobny do jasnego brązu. Założyłam czarne buty na obcasie i byłam gotowa.

   Gdy zeszłam do salonu wszyscy już tam byli.
   Amber miała na sobie czarną sukienkę i czerwone szpilki, a Mason założył garnitur.
   Na końcu mój wzrok spoczął na Fabianie. Miał białą koszulę i czarną marynarkę. Czarne spodnie i buty idealnie do tego pasowały. Włosy jak zwykle zmierzwił, ale mi to nie przeszkadza. Jego spojrzenie także było skupione na mnie.
-Ślicznie wyglądasz. - Powiedział gdy podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek.
-Dziękuje. Tobie też niczego nie brakuje. - Zaśmiał się na moje słowa.
   Po chwili zaczęliśmy składać sobie życzenia, a gdy to zrobiliśmy usiedliśmy do posiłku.

   Było około 22:00. Fabian brał prysznic, a ja siedziałam na fotelu w salonie przy elektronicznym kominku i czytałam książkę. Poczułam czyjeś ramiona obejmujące mnie za szyję, a po chwili włosy bruneta zaczęły łaskotać mnie w ucho.
-Co robisz? - Spytał mnie Fabian.
-Staram się czytać. - Zaśmiałam się. Zamknęłam książkę i wtuliłam się w ciepłe ramiona.
-Mam dla ciebie niespodziankę. - Powiedział po chwili. - Wiem, że powiedzieliśmy sobie, że nic nie kupujemy, ale kupiłem coś zanim ci to obiecałem. Gdy to ujrzałem nie mogłem się powstrzymać, bo od razu pomyślałem o tobie. Zamknij oczy.
-Po co?
-No zamknij. - Zrobiłam to o co poprosił. Słyszałam jego oddalające się kroki, a po chwili znów był przy mnie. Poczułam coś zimnego spoczywającego na mojej klatce piersiowej. Otwarłam oczy i ujrzałam wisiorek z literą F zawieszoną na nim.
-Jest śliczny. Dziękuje. Czuję się winna bo nic dla ciebie nie mam. Nie tak się umawialiśmy. - Uklęknął przede mną.
- Mi wystarczy, że będziesz przy mnie. - Zbliżył się i pocałował mnie. Objęłam go za szyję i przyciągnęłam do siebie. Czułam jak się uśmiecha. Przypuszczałam, że nie wygodnie mu w takiej pozycji, ale ani na chwile nie oderwał ust od moich. Po chwili wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Leżeliśmy w ciszy przytuleni do siebie. Przypuszczałam, że chciał czegoś więcej, ale nie dał po sobie tego poznać. Zaczęłam głaskać go po policzku, a on oplatał moje włosy wokół swoich palców. Czułam się przy nim bezpiecznie. Miałam gęsią skórkę za każdym razem gdy jego dłoń muskała moje ucho.
-Dlaczego mi się przyglądasz? - Spytałam gdy poczułam jego wzrok na sobie.
-Nie mogę nacieszyć się twoim widokiem. Mógłbym tak leżeć i cię oglądać godzinami. Nigdy by mi się to nie znudziło. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam go. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej a on okrył mnie pierzyną. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.

   Obudziłam się rano i spostrzegłam, że Fabiana nie ma przy mnie. Wstałam i wzięłam poranny prysznic. Wychodząc z łazienki poczułam przyjemny zapach dochodzący z kuchni. Ubrałam ciepły sweter i jeansy, włosy zostawiłam rozpuszczone. Zeszłam na dół i zobaczyłam bruneta stojącego przy blacie. Na stole leżały już tosty i sałatka. Zapach parzonej kawy mieszał się z zapachem żywej choinki. Zawsze kochałam święta. Rodzinna atmosfera, ozdoby, światełka. Wszystko nadaje tym dniom uroku.
   Usiadłam przy stole, gdy Fabian kład kubki pełne świeżej kawy na stół.
-Za bardzo mnie rozpieszczasz. - Powiedziałam gdy siedzieliśmy już wygodnie. - Daj mi chodź raz zrobić śniadanie.
-Nie mam serca budzić cię, gdy tak słodko śpisz, a że nie mam co robić to zajmuje się rozpieszczaniem ciebie. - Posłałam mu szczery uśmiech i chwyciłam jego dłoń. Wtedy do jadalni weszli Amber i Mason, trzymając się za ręce. Przyłączyli się do nas i zaczęliśmy jeść. Przywykłam już do takich wspólnych posiłków. Wcześniej zazwyczaj jadłam sama, ponieważ Amber albo spała albo była już w pracy. Teraz stało się to dla mnie codziennością, chodź czasem tęsknie za starym trybem życia. Każdego ranka wiedziałam co będę robić. Każdy dzień był bezpieczny i spokojny. Teraz jestem szczęśliwa, bo mam wokół siebie osoby, które kocham, lecz ciągły strach o nich, o to co przyniesie jutro chwilami jest nie do zniesienia.
-Nina wszystko w porządku? - Ręka Fabiana sprowadziła mnie do rzeczywistości.
-Tak. - Uśmiechnęłam się sztucznie i wstałam od stołu. Usiadłam skulona na sofie, opierając brodę na kolanach. Chciałabym żyć tak jak wcześniej tylko z Fabianem u boku. Nie wyobrażam sobie życia bez niego. Brakuje mi też pisania i chodzenia po mieście w poszukiwaniu ciekawych tematów na reportaż.
   Ramię mężczyzny objęło mnie.
-Co się dzieje?
-Przepraszam, że zepsułam wam śniadanie.
-Nie zepsułaś i tak już skończyliśmy. Dlaczego jesteś taka smutna?
-Minęły chyba z 4 miesiące odkąd zostawiłam pracę i zaczęłam żyć w ciągłym strachu. Czasem chciałabym normalnie wyjść z tobą na ulicę bez ukrywania się czy ochrony. Wiem, że to głupie, ale...
-To wcale nie jest głupie. Rozumiem cię. Co ty na to by dziś mieć normalny dzień.
-Co masz na myśli?
-Zabieram cię na randkę.

   Nastał wieczór. Siedzę w samochodzie Fabiana i staram się z niego wyciągnąć cokolwiek.
-Zdradź chodź odrobinę. - Nie dawałam za wygraną. Brunet zaczął się śmiać.
-Bądź cierpliwa. - Po chwili ujrzałam ogromną choinkę, a wokół niej ludzi jeżdżących na łyżwach.
-Lodowisko?
-Tak. Chciałaś normalną randkę. Wiesz normalnie zabrałbym cię do kina, ale uznałem że to mało oryginalny pomysł.
-Nie jeżdżę zbyt dobrze na łyżwach.
-Ja też nie. Przynajmniej będzie zabawnie. - Zaczęłam się śmiać.
   Jeździliśmy trzymając się za ręce. Fabianowi szło zdecydowanie lepiej niż mi. Kilkakrotnie straciłam równowagę, lecz Rutter nie pozwolił mi upaść. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Pierwszy raz od dawna poczułam, że jestem we właściwym miejscu.
   Po godzinie znów siedziałam w samochodzie.
-Gotowa na ciąg dalszy? - Spytał Fabian.
-Co?
-Chyba nie sądziłaś, że przygotowałem tylko lodowisko.
-Więc co mas jeszcze czeka? - Fabian zatrzymał się przed restauracją.
-Kolacja. - Wysiadł z samochodu. Sięgnęłam po torebkę, a gdy miałam otworzyć drzwi on zrobił to za mnie.
-Dziękuje. - Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek. Chwycił moją dłoń i poprowadził do drzwi wejściowych.
    Siedzieliśmy przy stoliku ciesząc się wspólnie spędzonym wieczorem. Wyśmienity posiłek popijaliśmy winem, wiec czekał nas spacer powrotny.

   Szliśmy objęci w kierunku domu. Nie mówiliśmy nic. Słowa nie były nam potrzebne. Rozumieliśmy się dobrze mimo, że wokół nas panowała cisza.
   Skręciliśmy w uliczkę, która prowadziła w przeciwnym kierunku.
-Gdzie idziemy? - Spytałam rozglądając się po okolicy. Nie mogłam rozpoznać tego miejsca.
-Chcę pokazać ci coś jeszcze. - Byliśmy coraz dalej od głównej drogi. Do moich oczu zza zakrętu zaczęło docierać niebieskie światło. Spojrzałam zdziwiona na Fabiana, a on tylko pocałował mnie w czoło. Po kilku krokach ujrzałam krajobraz zapierający dech w piersiach.
-Jak tu ślicznie. - Powiedziałam podziwiając ozdobione drzewa. Usiedliśmy na pobliskiej ławce, a brunet objął mnie ramieniem.
-Przychodzę tutaj co roku. Mało osób wie o tym miejscu, mimo że jest tak niedaleko. Te światełka są tutaj cały rok, ale tylko w Boże Narodzenie jest tutaj tak pięknie. Czasem przychodzę tutaj w powszechne dni. Cisza i spokój pozwalają przemyśleć wiele spraw. - Wtuliłam się w niego słuchając jego słów. - Jesteś pierwszą osobą, której pokazałem to miejsce. Chciałbym byś wiedziała, że jesteś dla mnie wyjątkowa i jedyna. Nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić.
-Kocham cię, wiesz? - Uśmiechnął się na moje słowa i złączył nasze usta w pocałunku.
-Dziękuje ci. - Powiedziałam po oderwaniu. Byłam mu wdzięczna, że zorganizował ten dzień
-Nie masz za co.
-------------------------------------------------------------------------
Witajcie kochani. Jak wam minął tydzień?
Dziś trochę spokojnie i romantycznie.
Wiem, że trochę nie tematycznie. U nas prawie czerwiec, a w opowiadaniu Boże Narodzenie, ale jakoś tak wyszło :)
A teraz ważna informacja. Mam drobny problem z internetem. Raz jest raz go nie ma. W związku z tym nie wiem czy następny rozdział pojawi się za tydzień czy może będzie z lekkim opóźnieniem, ale postaram się napisać go na czas.
Dziękuje za tak wysoki licznik odwiedzin. Dziękuje wam, że wciąż jesteście ze mną i czytacie moje wypociny.
Chyba nie będę mogła się rozpisać, bo zaczyna grzmieć a nie chcę zwlekać z dodaniem rozdziału, wiec czekam na wasze komentarze z opinią :)

Miłego
Karen

piątek, 22 maja 2015

[16] "Nie sądziłem, że jednak przyjdziesz sama."

~Nina~
  Trevor rozłączył się, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Przytuliłam się do Fabiana i moczyłam jego sweter. Amber jest dla mnie jak rodzina. Nie mogę jej stracić.
-Jedziemy do Masona. Muszę wiedzieć dlaczego pozwolił ją zabrać. - Przez łzy w oczach nie widziałam wyraźnie. Z salonu ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam pierwsze lepsze ubranie. Trafiłam na rurki, biały podkoszulek i czarny wełniany kardigan. Wchodząc do kuchni spojrzałam na Fabiana, który siedział przy kuchennym blacie.
-Na co czekasz? - Spytałam idąc w kierunku szafy po kozaki i płaszcz.
-Nina uspokój się. - Objął mnie od tyłu w pasie i oparł głowę na moim ramieniu. Splotłam nasze dłonie przysuwając go jeszcze bliżej siebie.
-Jak mam się uspokoić, gdy milion czarnych scenariuszy chodzi mi po głowie. - Odwrócił mnie i w tej chwili patrzyłam w jego brązowe oczy.
-Damy radę ją uwolnić, ale musisz być spokojna. Wiem, że łatwo mi się to mówi w obecnej sytuacji, ale gdy będziesz zdenerwowana będzie jeszcze gorzej. - Wzięłam kilka głębszych oddechów i kiwnęłam głową na znak, że jest już lepiej. Założyłam buty, Fabian pomógł mi z płaszczem po czym sam włożył swój. Wyszliśmy z mieszkania i udaliśmy się samochodem do miejsca, w którym wcześniej mieszałam z przyjaciółką.

   Stałam przez brązowymi drzwiami i szukałam kluczy w kieszeni. Po chwili próbowałam otworzyć drzwi, ale z powodu drżących dłoni miałam z tym problem. Fabian wziął klucze ode mnie i otworzył zamek. Byłam mu wdzięczna, że był przy mnie w tym momencie, bo gdyby nie on chybabym się załamała.
   Otworzyłam drzwi i ogarnął mnie szok. W pomieszczeniu panował bałagan. Rozbite szkło, porozrzucane gazety i rozwalony drewniany stolik na kawę.
-Co tutaj się stało? - Spytałam cicho. Ruszyłam za brunetem w kierunku kuchni. Widziałam, że bacznie obserwuje każdy zakamarek pokoju.
   Idąc korytarzem w kierunku pokoju Amber ujrzałam wystający but.
-Fabian... - Panika spowodowała, że nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Brunet tylko spojrzał w tamtym kierunku i od razu ruszył do pokoju. Uklęknął przy ciele. Nic więcej nie widziałam, bo strach mnie sparaliżował.
-Mason słyszysz mnie? - To imię wypowiedziane przez brązowookiego przywróciło mi władzę w nogach. Podbiegłam do mężczyzn i ujrzałam nieprzytomnego Masona.
-Jest nieprzytomny i możliwe że ma wstrząśnienie mózgu. Jak się obudzi nic mu nie będzie z wyjątkiem bólu głowy i nudności. - Zapewnił mnie Fabian gdy zobaczył mnie przy sobie. Odetchnęłam z ulgą. Stan pokoju wskazywał na walkę. Pewnie Trevor przyszedł z Jack'iem i dlatego Mason nie dał rady.
   Usłyszałam cichy jęk i odruchowo cofnęłam się o krok. Mason obudził się, a Fabian pomógł mu wstać i usiąść na łóżku. Brunet trzymał się za głowę i marszczył brwi. Nagle, jakby coś sobie przypomniał, wyprostował się i miał zamiar wstać. Fabian powstrzymał go jednym ruchem dłoni.
-Amber... - Wypowiedział to imię głosem pełnym bólu.
-Wiemy. Trevor dzwonił. Są na Empire State Building. - Powiedziałam nie zdradzając reszty.
-To na co my czekamy?
-Powiedział, że mam przyjść sama o północy bo inaczej jej nie zobaczymy. - Ujrzałam szok w spojrzeniu Ross'a.
-Nina nawet nie myśl by iść tam samej. - Wiedziałam, że będzie tego samego zdania co jego przyjaciel.
-Nic nie rozumiesz? Jeśli was ujrzy to po Amber. Czy chcecie czy nie ja to zrobię. - Fabian podrapał się po głowie i wziął głęboki oddech.
-Dobrze. Pójdziesz tam, ale na pewno nie z pustymi rękami.

   Była godzina 23:45. Zmierzałam w kierunku Empire State Building. Broń, którą miałam ukrytą w kozakach, trochę mnie uwierała. W ciągu ostatnich dwóch godzin uczyłam się nią posługiwać. Nie szło mi najlepiej, ale lepsze to niż nic. Pod ubraniem miałam pełno urządzeń. Czip namierzający i mikrofon miały mówić chłopakom czekającym w samochodzie co się ze mną dzieje. Mała kamerka służyła mi jako brożka do płaszcza.
   Weszłam do budynku i zaczęłam iść w kierunku windy. Moje serce biło jak szalone, a ręce trzęsły się jak nigdy wcześniej. Byłam przerażona.
   Stojąc w windzie jadącej na najwyższe piętro starałam się uspokoić oddech. Modliłam się w duchu, by Amber nic nie było.
   Nagle drzwi się otworzyły a we mnie uderzyło chłodne powietrze. Weszłam do pomieszczenia i rozejrzałam się. Prawie wszystkie okna były otwarte, a oświetlenie było słabe, lecz wystarczające by widzieć kontury przedmiotów. Ruszyłam przed siebie szukając przyjaciółki. Przez temperaturę panującą w pokoju i stres nie czułam palców u rąk, a przez moje ciało przechodziły dreszcze. Przed sobą usłyszałam cichy głos starający się coś powiedzieć. Podeszłam bliżej i ujrzałam blond włosy.
-Amber! - Podbiegłam do niej i zaczęłam odwiązywać gruby sznur wokół jej rąk. Nie miała na sobie nic oprócz cienkiej bluzki i spodni. Była przemarznięta, a sine wargi i blada twarz tylko to potwierdzały. Zdjęłam swój płaszcz i okryłam nim przyjaciółkę. - Chodź, zabiorę cię stąd. - Oparła się na mnie i powoli wstała. Wtedy usłyszałam oklaski za sobą. Odwróciłam się i ujrzałam obcego mężczyznę. Był elegancko ubrany, a włosy miał zmierzwione a zarazem ułożone.
-Nie sądziłem, że jednak przyjdziesz sama.
-Kim jesteś? - Spytałam, lecz nie uzyskałam odpowiedzi tylko cwany uśmiech.
-Przekaż Masonowi i Fabianowi, że to dopiero początek. - Chwila... On znał chłopaków? Skąd? O co tutaj chodzi? Kim jest ten facet? - A teraz możesz spokojnie do nich wrócić. - Co? Tak po prostu mnie wypuści? Nie podoba mi się to, ale w tej sytuacji muszę szybko reagować. Amber grozi hipotermia, a mi było coraz zimniej.
   Przeszłyśmy najszybciej jak się dało do windy. Na parterze miałam problem. Amber miała dreszcze, jej oddech był szybki i była słaba. Ledwo stawiała kolejne kroki. Gdy wyszłyśmy z budynku obok nas od razu znaleźli się bruneci. Mason wziął Amber na ręce i zaniósł ją do samochodu, a Fabian okrył mnie swoim płaszczem. Sama odczuwałam skutki zimna i ciepły płaszcz był idealny. Zapach i bliskość Fabiana pozwoliły mi uspokoić oddech.

   Siedziała w szpitalnym korytarzu okryta płaszczem Fabiana. Przytulił mnie bym poczuła ciepło jego ciała. Przez nerwy nie mogłam się rozgrzać i opanować ciągle drżących rąk. Co jakiś czas brunet szeptał mi do ucha słowa pocieszenia. Mason siedział na krześle lub chodził niecierpliwie po korytarzu.
   Było grubo po pierwszej w nocy, gdy zaczęłam się uspokajać i  zmęczenie brało nade mną górę. Przymknęłam powieki i schowałam twarz w ramieniu Fabiana.
   Głos lekarza przywrócił moją czujność. Otwierając oczy usłyszałam głos Ross'a rozmawiającego z lekarzem.
-Co jej jest? - Spytałam gdy brunet podszedł do nas.
-Ma wychłodzony organizm, ale poza tym nic jej nie jest. Po prostu musi się ogrzać i nabrać sił. Jutro rano powinna zostać wypisana. - Kamień spadł mi z serca. Nic jej nie jest.
-Jedźcie już do domu. Zostanę przy niej. - Powiedział Mason po chwili.
-Zostaję tutaj. - Upierałam się. Nie zostawię jej po tym wszystkim. Wiem, że przy Masonie będzie bezpieczna, ale...
-Nina, ledwo patrzysz na oczy. Jesteś wykończona. Pojedziemy do domu, a gdy odpoczniesz przyjedziemy tutaj. - Fabian oczywiście poparł Masona. Obaj mieli rację. Nie miałam sił się nawet z nimi spierać.
-Dobrze. - Spojrzałam przez okno na śpiącą Amber i poszłam za Rutter'em do jego samochodu.

    Przebudziłam się o 6:00 mimo, że wciąż byłam zmęczona. Czułam ciężar na biodrach. Splotłam nasze palce i starałam się przysunąć bliżej nie budząc Fabiana. Jednak nie udało mi się to. Brunet odwrócił mnie w taki sposób, że w tej chwili patrzyłam w jego brązowe oczy.
-Co się dzieje? - Spytał, pocierając opuszkami palców moje ramię. Poczułam dreszcze przechodzące przez całe ciało.
-Nie wiem. Jakoś nie mogę spać. - Brązowooki położył się na plecach , a ja oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Poczułam jego ciepłe usta na czole i silne ramie delikatnie gładzące mój bok. Zamknęłam oczy biorąc głęboki wdech. Wspomnienia z dzisiejszej nocy wróciły. Dlaczego ten mężczyzna tam był? Skąd zna Masona i Fabiana? Dlaczego wypuścił nas bez przeszkód? Fabian wciąż nie powiedział mi o co chodziło Jack'owi.
   Ciepły oddech śpiącego bruneta owiewał moją twarz, a ja wciąż nie spałam i myślałam o tym samym próbując to zrozumieć. W końcu poddałam się i wstałam.Włożyłam strój do ćwiczeń i poszłam do salonu ćwiczyć rękę.
   Gdy Fabian się obudził ja wychodziłam z łazienki owinięta tylko w ręcznik ponieważ zapomniałam rzeczy. Zmierzył mnie wzrokiem, na co ja zaczęłam się śmiać.
-Taki poranek to ja mogę mieć codziennie. - Objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Z mokrych włosów kapała woda. Na koszulce bruneta powstało kilka mokrych śladów.
-Naciesz się póki możesz bo nie będziesz oglądać tego zbyt często. - Chciałam się odsunąć, ale silne ramiona Fabiana nie pozwoliły mi na to. Trzymał mnie blisko siebie. Oparłam lewą dłoń na jego klatce piersiowej, a drugą trzymałam ręcznik, by nie zsunął się z mojego ciała.
   Założył kilka moich kosmyków za ucho i pocałował mnie. Stanęłam na palcach by dorównać mu wzrostu przez co pogłębił nasz pocałunek. Jeszcze nigdy nie całował mnie z taką namiętnością i nie przekazywał tylu uczuć na raz. Odczułam, że jest szczęśliwy iż ma mnie przy sobie, a brak mojego ubioru na pewno wzmocnił to uczucie. Jego dłoń sunęła po moim boku, aż natrafiła na koniec ręcznika. Zaczął podciągać go do góry dotykając przy tym mojego uda. Uśmiechnęłam się między pocałunkami i wplotłam palce w jego włosy.
   Z dołu zaczął dobiegać dźwięk otwieranych drzwi.
-Fabian, słyszałeś to? - Odsunęłam się od bruneta spoglądając na uchylone drzwi sypialni.
-Wydawało ci się. - Znów złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
-Halo! Jest tu kto? - Głos Masona rozbrzmiewał po całym domu.
-Ten to wie kiedy przyjść. Idź się lepiej ubierz. - Pocałował mnie i wyszedł z grymasem na twarzy a ja zaczęłam się śmiać.

   Ubrana weszłam do salonu i zauważyłam dziewczynę z blond włosami, stojącą do mnie tyłem.
-Amber! - Na to imię blondynka odwróciła się, a na jej twarzy widniał uśmiech. Podeszłam do niej i uściskałam ją. Byłam taka szczęśliwa że jest przy mnie.
-Przecież mieli wypuścić cię dopiero jutro. - Powiedziałam, gdy siedziałyśmy już na kanapie.
-No tak, ale uznali, że nie ma sensu dłużej trzymać mnie w szpitalu skoro jestem okazem zdrowia.
-Tak się cieszę, że nic ci nie jest.
-Chłopaki nie miejcie mi tego za złe, ale Nino możemy porozmawiać na osobności?
-Jasne. - Poszłyśmy do sypialni, zostawiając brunetów samych w salonie.

   -Nino, dlaczego po mnie przyszłaś? - Spytała Amber gdy siedziałyśmy wygodnie na łóżku.
-Ty się jeszcze pytasz? Jesteś dla mnie jak siostra, nie mogę cię stracić. - Chwyciłam jej dłoń. - Pomagałaś mi w wielu sprawach, więc chodź raz mogłam pomóc tobie.
-Tam byli Trevor i Jack. Rozmawiali o tobie. Na początku kłócili się co mają z tobą zrobić, ale później doszli do porozumienia. Niestety nie wiem co ustalili. Do tego wspominali coś o jakimś Devonie. Słyszałam też imiona Masona i Fabiana. Pierwsza myśl jaka przeszła mi przez głowę, to że im pomagają, ale nie byli by do tego zdolni, prawda?
-Amber, jasne że nie.
-Więc skąd oni ich znają?
-Nie wiem, ale gdy przyszłam po ciebie jakiś facet kazał mi im przekazać, że to nie koniec. Nie wiem o co tutaj chodzi, ale oni coś ukrywają i nie chcą nam o tym powiedzieć.
-Musimy się dowiedzieć o co chodzi.

~Fabian~ (w tym samym czasie)
   -Stary, co robimy? - Spytał mnie Mason, gdy dziewczyny zniknęły na górze.
-Nie wiem. Dobrze było by się gdzieś ukryć, ale oni wszędzie nas znajdą.
-Jest jedno miejsce gdzie dziewczyny będą bezpieczne, ale musimy im powiedzieć prawdę i będziemy ryzykować z robotą. Jak przełożony się dowie, że znów do nich wróciliśmy, to po nas.
-Myślisz, że Mastersi nam pomogą?
-Musimy spróbować, zwłaszcza, że Devon pomaga Trevorowi i Jackowi.
------------------------------------------------------------------------------
Tak tak wiem. Znów taki moment, ale nic na to nie poradzę ;)
Chyba wątki poboczne powoli mi się wyczerpują, bo momentami nie wiem co mam napisać, wiec jak ktoś ma jakiś pomysł z chęcią przyjmę.
Dodałam nową zakładkę KONTAKT. Co prawda jest tam na razie tylko mój e-mail.

Pewnie zdaliście sobie już sprawę, że nasi policjanci coś ukrywają. Jestem ciekawa jaka jest wasza teoria na ten temat. Jak myślicie, co ukrywają nasi bohaterowie? I czy dziewczyny się o tym dowiedzą?
Czekam na wasze komentarze.

Miłego :)
Karen

piątek, 15 maja 2015

[15] "Nie mogę jej stracić."

~Nina~
   Powoli otworzyłam oczy. Pierwsze co ujrzałam to zmęczonego Fabiana. Patrzył na mnie i trzymał moją dłoń w swoich.
-Nina? - Starałam się uśmiechnąć, lecz przedmiot w moich ustach uniemożliwiał mi to. - Spokojnie. Już wołam lekarza.
   Po chwili brunet musiał wyjść. Na jego miejsce do sali weszły pielęgniarki i, jak się domyśliłam po stroju, lekarz. Rozmawiali między sobą, lecz słowa nie docierały do mnie wyraźnie.
-Teraz odłączymy Panią od respiratora. Gdy będę wyjmować rurkę z Pani ust proszę oddychać spokojnie nosem, dobrze? - Zwróciła się do mnie jedna z pielęgniarek. Nie mogąc wypowiedzieć ani słowa, kiwnęłam głową. Kobieta założyła rękawiczki i chwyciła za srebrny przedmiot.
-Gotowa? - Spytała, a ja znów kiwnęłam tylko głową. Powoli zaczęła wyjmować obce ciało z mojego przełyku, a ja miałam odruch wymiotny. Gdy skończyła swoją czynność podała mi szklankę wody ze słomką.
-Proszę pić powoli. Przez jakiś czas może mieć Pani opuchnięte gardło. - Wypiłam kilka łyków, po których poczułam lekkie ukłucie w przełyku. Oblizałam spierzchnięte wargi.
   Pielęgniarki wyszły, a lekarz podszedł do mnie. Zbadał moje gardło, a po chwili dotknął mojego ramienia. Poczułam ból. Dlaczego poczułam ból? Przecież... Wspomnienia wróciły. Zostałam postrzelona przez Trevora.
-Czuje Pani ból? - Spytał doktor.
-Tak. - Z mojego gardła wydostał się zachrypnięty dźwięk.
-Podamy Pani leki przeciwbólowe. Teraz wpuszczę Pani znajomych, ale ma Pani oszczędzać gardło i odpoczywać. Przez ostatnie 24 godziny Pani organizm został wystawiony na poważną próbę. Wciąż jest osłabiony i potrzebuje odpoczynki. Proszę o tym pamiętać.
-Dziękuje. - Posłał w moim kierunku uśmiech.

   Do sali weszli moi przyjaciele. Fabian wszedł ostatni, usiadł na krześle i chwycił moją dłoń. Cieszyłam się, że jest przy mnie.
-Ale nas nastraszyłaś. Nie rób tak nigdy więcej. - Amber nie mogąc mnie przytulić, chwyta moją prawą dłoń. Widzę w jej oczach łzy, które jednak nie wypływają. Posyłam w jej stronę uśmiech.
-Prawie dostałem zawału, gdy usłyszałem co się stało. - Powiedział Nathan. - Na prawdę chcesz, bym odwalał całą robotę za ciebie? Nie licz na to. Jeszcze jeden taki numer a nie będę cię krył przed szefem. - Zaśmiałam się, a po chwili skrzywiłam. Ból znów zawitał w moim lewym ramieniu. Mimo wszystko miałam ochotę odpowiedzieć mu jak za starych czasów, gdy sobie dogryzaliśmy, ale nie byłam w stanie. Otworzyłam usta, w których nie wydobył się żaden dźwięk. - Martin milczy. Muszę tę chwilę zapisać w kalendarzu. - Jego pozytywne nastawienie poprawiło mi humor. Zauważyłam, że nie tylko na mojej twarzy widnieje uśmiech.
-Ross nie ciesz się tak. Jak tylko Nina dojdzie do siebie pokaże ci co potrafi. - Amber często była świadkiem naszych rozmów i nie raz miała z nas niezły ubaw.
   Cieszyłam się będąc wśród przyjaciół, ale zmęczenie wzięło nade mną górę. Przymknęłam oczy gdy rozmowy wokół mnie trwały w najlepsze.
-Ludzie wychodzimy. Nina musi odpocząć. - Głos Fabiana rozbrzmiał w sali. Zostałam obdarzona pożegnaniami i moi przyjaciele wyszli. Fabian ucałował moją dłoń i zaczął wstawać z krzesła.
-Zostań. - Powiedziałam cicho, lecz brunet usłyszał. Wrócił na miejsce i znów chwycił moją dłoń.
-Musisz odpocząć.
-Ale... nie chce... być sama.
-Nie będziesz. Już nigdy cię nie zostawię. A gdy tylko dojdziesz do siebie powiem ci co tylko będziesz chciała. Gdybym zrobił to od razu nie doszłoby do tego.
-Fabian...
-Ciii. Nie możesz za dużo mówić. Odpocznij. - Ucałował mnie w czoło. Podniosłam rękę do ust i dotknęłam własnej wargi. Jego usta wykrzywiły się, a po chwili złączyły z moimi w delikatnym pocałunku. - A teraz śpij.- Zadowolona z jego bliskości zamknęłam oczy i zasnęłam.

   -Co się stało?! - Obudził mnie podniesiony głos Fabiana. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam go stojącego przy oknie i rozmawiającego z kimś przez telefon. Moje powieki były ciężkie, więc zamknęłam oczy. - Jesteś tego pewien?... Ale jak... Jest ktoś ranny? - Ranny? Co się stało? Mimo lekkiego otępienia przez leki przeciwbólowe wiedziałam, że stało się coś złego. Patrzyłam na bruneta dopóki nie skończył rozmowy.
-Co się stało? - Spytałam. Mój głos wrócił do normy chodź wciąż odczuwałam ból gardła.
-Nic takiego. - Posłał  w moim kierunku uśmiech i usiadł na swoim stałym miejscu.
-Znów chcesz coś ukryć? - Chciałam się podnieść do pozycji siedzącej, lecz przez moje ciało przeszedł ból. Skrzywiłam się, a z gardła wydobył się lekki jęk.
-Lepiej się nie ruszaj. - Polecił Fabian. Czasem go nie rozumiem. Mówi, że mnie kocha, dba o mnie i się martwi a z drugiej strony milczy gdy chodzi o moje bezpieczeństwo lub o kogoś bliskiego.
-Słyszałam, że coś się stało. Wcześniej mówiłeś, że wszystko mi powiesz, a teraz milczysz.
-Nie chce cię martwić. Nie doszłaś jeszcze do siebie i nie chce ci dokładać zmartwień.
-Fabian... - Mówię patrząc głęboko w jego brązowe oczu.
-Dobrze. - Gładzi moją dłoń. - Dziś rano na komisariacie wybuchła bomba niewielkich rozmiarów. Kilku policjantów zostało rannych, ale nikomu nic poważnego się nie stało. W trakcie całego zamieszania... Jack uciekł.
-Co takiego? - Nie wierzyłam w to co usłyszałam. Czyżby to wszystko było przez niego zaplanowane tylko po to by pozbyć się mnie?
-Mason sądzi, że musiał to zaplanować ze swoim wspólnikiem.
-Trevor. - W tej chwili uświadomiłam sobie prawdę.
-Co?
-Trevor współpracuje z Jack'iem. - Poskładałam wszystko w całość. - Jack mówił mi, że nie będę żyć długo. Wiedział, że Trevor na mnie czeka. Znowu Trevor wiedział gdzie będę bo wiedział, że Jack porozmawia tylko ze mną. Tylko jak oni się znaleźli? - Ogarnął mną strach.
-Uspokój się. - Fabian gładził moją dłoń. - Masz za wysoki puls. Oddychaj spokojnie. - Zauważyłam, że brunet spogląda na ekran pokazujący czynności życiowe. Czułam jak moje serce mocno bije, a urządzenie to pokazywało. - Nie wiem jak się spotkali, ani co planują, ale nie pozwolę by zrobili ci krzywdę. Wiem, że obiecałem ci to wcześniej i nie dotrzymałem obietnicy. Tym razem będzie inaczej. - Ucałował moją dłoń.
-Nie obwiniaj się. To mogło wydarzyć się w każdym momencie.
-Ale gdybym był przy tobie zasłoniłbym cię lub po prostu go dorwał.

    Po 2 tygodniach nareszcie wróciłam do domu. Mieszkam u Fabiana przez ciągle trwający program ochrony świadków. Raz w szpitalu znów podsłuchałam rozmowę telefoniczną Fabiana. Usłyszałam tylko, że w najbliższym czasie mają zmienić taktykę co do schwytania przestępców, ale nie wiem o co im chodziło.
   Mimo wciąż nie zagojonej rany lekarz zalecił mi stopniową rehabilitacje. Nie sądziłam, że postrzał i brak ruchu tak bardzo osłabią sprawność mojej dłoni. Muszę nią coś ściskać bądź pchać. Nie jest to łatwe ponieważ czasem wciąż czuje ból, ale Fabian mi pomaga. Ćwiczy ze mną i nie opuszcza mnie na krok. Jest to trochę denerwujące, ale przynajmniej spędzamy ze sobą czas.
   Co prawda wciąż nie dowiedziałam się kto może chcieć mnie zabić (nie licząc oczywiście Jack'a i Trevora), ale za każdym razem gdy zaczynam ten temat brązowooki go zmienia lub tłumaczy się, że wciąż nie doszłam do siebie.
-Nina gdzie odpłynęłaś? - Spytał Fabian. Właśnie jestem w trakcie codziennych ćwiczeń.
-Przepraszam. Zamyśliłam się.
-Wszystko w porządku?
-Tak. Po prostu... Nie ważne. Wracajmy do ćwiczeń. - Fabian stanął przede mną, a ja oparłam lewą dłoń na jego klatce piersiowej i zaczęłam go pchać. Efektu w ogóle nie było widać, za to kolejny raz poczułam ukłucie w barku i mięśnie zaczęły mi słabnąć.
-Nie dam rady. - Oparłam dłoń na obojczyku masując go lekko. Wciąż istniała drobna rana, na którą musiałam uważać.
-Idzie ci coraz lepie. - Spojrzałam na niego wzrokiem pełnym braku wiary w jego słowa. - Mówię prawdę. Za każdym razem pchasz mnie coraz mocniej.
-Tak jasne. - Ruszyłam w kierunku kuchni. Nie zaszłam daleko ponieważ ramiona mężczyzny objęły mnie w pasie. Ciepły oddech łaskotał moją szyję.
-Brak wiary w siebie w niczym nie pomaga, pamiętaj. - Tym razem jego oddech drażnił moje ucho.
-Za to twoja wiara wystarcza za nas dwoje. - Odwróciłam się do niego, ręce zarzuciłam na szyję i zbliżyłam się. Nasze czoła stykały się, a usta dzieliły centymetry.
-Dziękuje ci, że jesteś przy mnie i mnie wspierasz.
-Gdyby nie ja nie musiałabyś w tej chwili męczyć się z rehabilitacją i ... - Nie chciałam tego słuchać, więc go pocałowałam. Przez kilka sekund był zdziwiony, lecz nie musiałam długo czekać na odwzajemnienie pocałunku. Przysunął mnie jeszcze bliżej siebie i pogłębił pocałunek.
   Sygnał telefonu oderwał nas od siebie. Byłam zdziwiona, że słyszę dźwięk mojego dzwonka, ponieważ nie używałam tego telefonu chyba z miesiąc. Idę w kierunku urządzenia, a Fabian oczywiście podąża za mną.
   Patrzę na wyświetlacz. Numer nie znany.
-Słucham. - Nikt nie odpowiada.
-Daj na głośnomówiący. - Szepcze do mnie brunet. Odstawiam telefon od ucha i włączam odpowiednią funkcję. W słuchawce słychać tylko szmer.
-Halo? Kto dzwoni? - Teraz słychać oddech.
-Witaj śliczna. Czujesz się już lepiej? - Nie, to nie możliwe. Skąd Trevor ma mój numer? Jakim cudem przeżył? Przecież Fabian strzelił do niego.
-Jak... - Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa, ale dłoń Fabiana na mojej dodała mi sił.
-No nie było łatwo wrócić z kulką w nodze. Twój kochaś ma marnego cela... Ale ja nie po to dzwonię. Pamiętasz może jak jakiś czas temu dostałaś sms'a że twojej bff coś grozi? No tak jakby.... Teraz jest przy mnie. - Serce zatrzymało się na kilka sekund. Jak to Amber jest przy nim. To się nie dzieje na prawdę. To tylko kolejny sen. Prawda?
-Co jej zrobiłeś?
-Jeszcze nic.
-Nie wierzę ci. - Łzy zaczynają pojawiać się w moich oczach.
-Amber złotko daj znać swojej koleżance, że wszystko u ciebie w porządku. - Chwila ciszy, gdy po chwili słychać damski krzyk.
-Nina, nie słuchaj go. Nie możesz... - Głos Amber nagle zostaje urwany.
-Zostaw ją w spokoju! - Krzyczę. Nie wierzę, że ją porwał. Jak Mason mógł na to pozwolić.
-Spokojnie. Gdy będziesz wykonywać moje polecenia nic jej się nie stanie.
-Czego chcesz?
-Pamiętasz pewne miejsce, o którym ci opowiadałem gdy byliśmy razem? - Wróciłam wspomnieniami do przeszłości. Nie przypomniałam sobie niczego szczególnego, lecz jedna nazwa przykuła moją uwagę.
- Chodzi ci o Empire State Building? - Powiedziałam nie będąc pewną.
-Brawo. Widzę, że jednak nasze rozmowy nie były jednostronnym monologiem. Bądź na szczycie o północy. A i jeszcze jedno. Wiem, że ten twój kochaś nas słyszy. Nina ma być sama.
-Chyba śnisz, że puszczę ją tam samą. - Fabian odezwał się pierwszy raz od kiedy odebrałam telefon.
-Jeśli zobaczę ciebie, Masona lub jakiegoś policjanta, nie ujrzycie więcej blondynki. - Jego głos mnie przeraził. - To do zobaczenia śliczna. - Rozłączył się, a z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Przytuliłam się do Fabiana i moczyłam jego sweter. Amber jest dla mnie jak rodzina. Nie mogę jej stracić.
--------------------------------------------------------------------------------------
Kolejna część gotowa.
Szczerze? Dopiero w tym rozdziale miał pojawić się pierwszy pocałunek Fabiny, ale uznałam że nie będę was aż tak męczyć :)
W sumie ten rozdział nie należy do najlepszych, ale ostatnio w mojej głowie panuje lekki zamęt, który jest mi ciężko ogarnąć.
Ostatnio zauważyłam pewną rzecz. Dlaczego nikt mnie nie upomniał, że w bohaterach nie ma Nathana? Przeglądałam sobie bloga, wchodzę w zakładkę i patrzę, że go nie ma. Jak ja mogłam go nie dodać? Ale to już nadrobione. Zakładka BOHATEROWIE została zaktualizowana, więc zapraszam ;)

Ps. Rozdziału nie sprawdziłam, więc za wszelkie błędy przepraszam

Miłego :)
Karen

czwartek, 7 maja 2015

[14] "Co z nią?"

 MUZYKA
~Fabian~
   Nina ruszyła w kierunku wyjścia. Widziałem ból w jej oczach. Dlaczego jej wszystkiego nie powiedziałem?
-Rutter na co czekasz, idź za nią. Ten wasz kochany gang może czekać na nią. - Komentarz przełożonego przywrócił mnie do rzeczywistości. Chwyciłem broń leżącą na biurku i ruszyłem za Niną. Chciałem do niej podejść, ale wiedziałem że to pogorszy sprawę. Szedłem w bezpiecznej odległości, gdy jakiś żebrak zaszedł mi drogę.
-Poratuj biednego. - Zatrząsł pustym kubkiem.
-Przepraszam, śpieszę się. - Ujrzałem jak brunetka skręca w jedną z alejek. Mężczyzna przede mną ani drgnął. Wrzuciłem mu parę drobniaków i ruszyłem w stronę niebieskookiej. Gdy dotarłem na miejsce ujrzałem zapłakaną Ninę, a przed nią mężczyznę celującego w nią bronią. Odbezpieczyłem pistolet i przystawiłem go do ciała szatyna.
-Opuść broń. - Nina otwarła oczy i iskra ulgi zabłysła w nich.
-No nie powiem szybki jesteś. - Znam ten głos. Słyszałem go gdzieś raz, ale takiej barwy głosu nie da się zapomnieć.
-Trevor. - Syknąłem cicho. Wtedy uderzył łokciem moją dłoń, przez co dostał dodatkowy czas na strzał i ucieczkę. Gdy zaczął się oddalać, strzeliłem do niego. Popatrzyłem na Ninę i zdałem sobie sprawę, że Hill ją trafił. Ujrzałem czerwoną plamę na lewym barku. Podbiegłem do niej i złapałem jej upadające ciało.
-Błagam cię, wytrzymaj. Powiem ci wszystko co tylko chcesz, tylko nie odchodź. - Szybko sprawdziłem jej stan, który pogarszał się z każdą sekundą. Zadzwoniłem na pogotowie. Po kilku minutach przyleciał helikopter. Ulica była opustoszała, więc miał gdzie wylądować. Gdy wnosiliśmy Ninę do pojazdu jej puls był słaby. Patrzyłem na odlatujący helikopter, w którym miłość mojego życia walczy o życie.

   Siedziałem pod salą operacyjną i czekałem. Każda sekunda niewiedzy była dla mnie piekłem.
-Fabian, gdzie ona jest? - Zapłakany głos Amber dobiegł do moich uszy.
-Właśnie ją operują. - Odparłem nie odrywając wzroku od jednego punktu.
-Jak to się stało? - Opowiedziałem im wszystko. Gdy mówiłem o stanie brunetki głos mi się załamał.
-Będzie dobrze. Wyjdzie z tego. - Mason dotknął mojego ramienia, lecz, gdy Amber przytuliła się do niego, zabrał dłoń.

   Czekaliśmy już ponad godzinę, a może dwie. Sam nie wiem. Przestałem patrzeć na zegarek, bo to mi w niczym nie pomaga. Krążyłem przed salą nie mogąc znaleźć sobie miejsca.
-Ile to jeszcze może trwać? - Usiadłem na krześle i schowałem twarz w dłoniach. Po chwili lekarz wyszedł. Od razu podszedłem do niego.
-Co z nią? - Spytałem.
-Kim Pan jest dla pacjentki? - Przez chwilę, ułamek sekundy, zastanawiałem się co powiedzieć.
-Jestem jej narzeczonym. - Trochę mija się z prawdą, ale lekarz o tym nie wie.
-W takim razie zapraszam do gabinetu.

   Siedziałem w białym pomieszczeniu na skórzanym fotelu.
-Nie będę Pana okłamywał. - Zaczął lekarz. - Stan Panny Martin jest ciężki. Kula uszkodziła płuco, a gdyby trafiła kilka centymetrów niżej przebiłaby serce. W trakcie operacji mieliśmy ciężkie zadanie, by wyjąć kulę. Na kilka sekund serce pacjentki przestało bić. W tej chwili Pani Martin ma problem z oddychaniem, a serce jest słabe. Zrobiliśmy co w naszej mocy. Najbliższe 24 godziny zdecydują o wszystkim. - Nina prawie umarła na stole operacyjnym, a teraz walczy o życie i to wszystko przeze mnie.
-Mógłbym siedzieć przy niej?
-To niedopuszczalne w jej stanie, ale... mogę zrobić wyjątek. Zaprowadzę Pana.

   Wszedłem do sali, a to co ujrzałem złamało mi serce. Nina była blada. Podpięto do niej wiele urządzeń. Jedno z nich pomagało jej oddychać. Delikatnie chwyciłem jej dłoń, bojąc się że zrobię jej krzywdę. Łzy pojawiły się w moich oczach, gdy poczułem chłód jej ciała.
-Przepraszam Cię. Gdybym tylko mógł cofnąć czas... - Pocałowałem jej dłoń. - Proszę Cię, walcz. - Patrzyłem na jej nieruchome ciało. Na odkrytym ramieniu dostrzegłem opatrunek. Wspomnienie z przed kilku godzin nagle do mnie wróciło.

   Stałem przed salą i piłem już którąś z kolei kawę. Dochodziła północ, a stan Niny nie zmienił się.
-Fabian jedź do domu. Odpocznij trochę. - Amber stanęła obok mnie. Z Masonem wrócili z bufetu. - Ja z nią zostanę.
-Nie ma mowy. Nigdzie się nie ruszam. - Owszem byłem zmęczony, a to, że dziś wstałem wcześniej niż zwykle dało mi się we znaki, ale choćby nie wiem co się działo nie ruszę się stąd. - To ja odpowiadam za jej stan.
-Nawet tak nie mów. - Po odpowiedzi blondynki zdałem sobie sprawę, że ostatnie słowa wypowiedziałem na głos.
-Ale to prawda. gdybym powiedział Ninie prawdę... Gdybym nie pojawił się w jej życiu byłaby bezpieczna. Byłoby lepiej gdybym to ja teraz tam leżał a nie ona.
-Czasu nie cofniemy. Nie możesz teraz odejść, bo ona w tej chwili potrzebuje cię najbardziej. Mogę się założyć, że walczy tylko dla ciebie. Nie możesz się poddać. Musisz jej pokazać, że jesteś przy niej... silny. - Spojrzałem na Ninę. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała równomiernie. Wiedziałem, że połowę pracy wykonują maszyny.
-Dziękuje ci Amber. - Wyrzuciłem pusty papierowy kubek do kosza i objąłem blondynkę. Wiedziałem, że jej też nie jest łatwo.
   Nagle maszyny zaczęły wydawać głośne dźwięki. Lekarze w mgnieniu oka znaleźli się w sali Niny z kolejnymi urządzeniami.
-Co się dzieje? - Wszedłem za nimi, lecz pielęgniarka powstrzymała mnie w połowie drogi.
-Proszę poczekać na zewnątrz. - Kobieta chciała zamknąć drzwi, nie pozwoliłem jej na to.
-Chcę wiedzieć co się z nią dzieje.
-Akcja serca została zatrzymana. Teraz przepraszam, muszę już iść. - Pielęgniarka zamknęła drzwi, a ja poczułem ukłucie w sercu. Bez namysłu ruszyłem w kierunku wyjścia. Słyszałem wołanie Amber i Masona, ale nie reagowałem. Musiałem się stąd wydostać.
   Usiadłem na schodach wejściowych do szpitala. Schowałem twarz w dłonie, a łzy zaczęły płynąć. Kocham ją. Kocham Ninę jak wariat. Nie mogę jej stracić, jest dla mnie wszystkim. Jeśli z tego nie wyjdzie... Nie, Fabian myśl pozytywnie. Wyjdzie z tego. Da radę, jest silna. Musi z tego wyjść. Musi.
   Patrzyłem w niebo pełne gwiazd i myślałem, gdy poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Przetarłem twarz i podniosłem wzrok.
-Uratowali ją. Obudziła się na chwilę, mówiąc twoje imię. Potem straciła przytomność. - Mason przekazał mi informacje. - Chodź, lekarz chce z tobą porozmawiać. - Wstałem kiwając głową i udałem się do gabinetu doktora.

   Znów siedziałem w skórzanym fotelu. Tym razem nie musiałem zadawać pytań. Lekarz wiedział o co mi chodzi.
-Serce Panny Martin zatrzymało się na chwilę, lecz widać że kobieta walczy o życie, ponieważ dość szybko wszystko wróciło do normy. Podaliśmy jej odpowiednie leki. Sądzę, że to co najgorsze już minęło.
-Dziękuje Panu bardzo. Nie wiem jak mam wyrazić moją wdzięczność. - Powiedziałem.
-Nie ma za co. To moja praca. Panu, za to, radzę odpocząć. Pana narzeczona jest pod stałą opieką. - Podałem doktorowi dłoń, podziękowałem jeszcze raz i wyszedłem. Na korytarzu przekazałem wszystko Masonowi i Amber. Powiedziałem im też by jechali do domu odpocząć. Długo dyskutowali ze mną na ten temat, lecz ulegli. Gdy odeszli usiadłem na krześle obok łóżka Niny i wpatrywałem się w jej śpiącą twarz.

   Minęły dwa dni od postrzału Niny, a ona wciąż nie otworzyła oczu po raz drugi. Siedziałem przy niej cały czas. Tylko gdy przychodziła Amber z Masonem pozwalałem sobie na bufet. W wiadomościach szybko rozniosła się informacja o ciężkim stanie sławnej dziennikarki, to też Nathan, przyjaciel brunetki z pracy, przychodził z odwiedzinami kiedy tylko mógł.
   W tej chwili było około 5 nad ranem, wiec postanowiłem zdrzemnąć się chwilę na krześle. Chwyciłem dłoń dziewczyny i zamknąłem oczy.
   Po chwili poczułem uścisk dłoni. Gdy otwarłem oczy i spojrzałem na zegarek zdałem sobie sprawę, że ta chwila trwała trzy godziny.
-Nina? - Czekałem na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Po chwili otworzyła oczy, a jej wzrok spoczął na mnie.
----------------------------------------------------------------------------------
Surprise!!!
Oto przed wami, a raczej za wami, nowy przed wczesny rozdział. Wena dopisała, więc czemu mam zwlekać z publikacją.
Nie wiem jak wy, ale ja pisząc ten rozdział uroniłam kilka łez. Co jak co, ale podoba mi się ta część. A wam? Co o tym sądzicie?

Mam w planach kolejny "sezon" mojego opowiadania. Co prawda do końca tego jeszcze cho cho, ale trzeba planować wszystko wcześniej. I tutaj mam pytanie do was. Chcecie czytać więcej moich wypocin, bo jak na razie komentuje tylko jedna osoba i jestem jej mega wdzięczna, że jest :*
Spokojnie nie myślę o odejściu, tylko chciałabym wiedzieć ile osób to czyta.

No to miłego :)
Karen

niedziela, 3 maja 2015

[13] "Wiele osób pragnie waszej śmierci."

~Nina~
   Po rozmowie telefonicznej z policjantem udałam się na dół. Powinnam się cieszyć, że go złapali, ale tak nie jest. Czuję strach. Wkrótce stanę oko w oko z mordercą, który dopisał mnie do swojej listy zabójstw.
Poczułam jak moje serce przyspiesza a przed oczami pojawia się ciało mężczyzny w kałuży krwi. Tym mężczyzną był nie kto inny jak Tim Cook - szef wielkiej korporacji z którym przeprowadzałam wywiad. Po tym zdarzeniu każdy mówił, że znalazłam się w nieodpowiednim miejscu i w nieodpowiednim czasie. Zdecydowanie się z nimi zgadzam.
   Moje myśli błądziły. Nie zwróciłam uwagi kiedy usiadłam na sofie, a Amber próbowała nawiązać ze mną kontakt.
-Nina, do jasnej cholery, co się stało? - Zdziwiła mnie. Jeszcze nigdy nie widziałam jej w takim stanie.
-Złapali Jack'a. - Powiedziałam patrząc w jeden punkt. Kto by pomyślał, że wspomnienia mogą wrócić tak szybko.
-Co? Jak? Kiedy? - Seria pytań ze strony Masona i jego dziewczyny poleciała w moim kierunku.
-Nie wiem... - Nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo co niby? Jack dał się złapać co wydawało mi się za łatwe. Policja poszukiwała go miesiącami nie mogąc znaleźć śladu po nim. A teraz? On po prostu im się pokazał. Nie podoba mi się ta cała sytuacja.
-Musimy wracać. - Fabian wszedł do salonu. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że go nie było gdy przyszłam. - Przełożony chce, by Nina rozpoznała schwytanego i jeśli to on to z nim porozmawiała. - Spojrzałam w jego oczy, w których ujrzałam chęć chronienia mnie przed każdą złą lub nieprzyjemną chwilą, lecz wiedziałam, że to co mnie czeka jest nieuniknione.
   Słyszałam niewyraźną rozmowę wokół mnie. Nie mogłam się skupić, słowa brzmiały jak bełkot. Nie zwracając na nic wstałam i udałam się do pokoju. Położyłam się na łóżku i patrzyłam w sufit. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jak długo ukrywałam swoje emocję. Tak naprawdę nigdy nie uporałam się z tym co się stało. Nocami prześladowały mnie koszmary a za dnia udawałam, że wszystko jest w porządku. Stworzyłam barierę która pozwalała mi normalnie funkcjonować. Jeden telefon zmienił wszystko. Chciałam być sama a zarazem chciałam by ktoś mnie przytulił i zapewnił, że wszystko będzie dobrze. Miałam pełno mieszanych uczuć.
   Usłyszałam pukanie do drzwi. Po chwili obok mnie usiadł Fabian.
-Jesteś gotowa na spotkanie z nim? - Spytał kładąc się obok mnie. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i wtuliłam się w niego. Objął mnie i głaskał po ramieniu.
-Nie. - Spojrzałam na cyfrowy zegarek stojący na szafce nocnej. 20;13. Patrzyłam w te cyfry tak długo, że nie zwróciłam uwagi kiedy się zmieniły.
-Pamiętaj, że będę przy tobie. Nie pozwolę cię skrzywdzić. - Spojrzałam w jego brązowe oczy przepełnione miłością. Złożyłam pocałunek na jego miękkich ustach.
-Wiem. - Odpowiedziałam po oderwaniu i ułożyłam się w poprzedniej pozycji. Przy Fabianie poczułam się lepiej, lecz wciąż myślałam o tej całej sprawie. Po chwili poczułam ból głowy. Zamknęłam oczy chcąc się odprężyć. Zasnęłam.

   Siedziałam na krześle w ciemnym pomieszczeniu. Nic nie widziałam. Nie wiedziałam czego mogę się spodziewać. Nagle niedaleko mnie zapaliła się lampka. Jej światło oślepiło mnie przez chwilę. Gdy wzrok przyzwyczaił się do natężenia światła ujrzałam naprzeciwko mnie Jack'a. Siedział na krześle takim samym jak moje, a jego ręce były związane. Światło było skierowane na jego twarz.
-Witaj. - Odezwał się a przez moje ciało przeszły dreszcze.
-Co się dzieje? Co ja tu robię? - Spytałam samą siebie.
-Nie pamiętasz? Policjant powiedział mi, że przyszłaś mnie odwiedzić.
-Nie, to nie możliwe. Przecież...
-Witaj kochanie. - Usłyszałam za sobą głos, którego już nigdy w życiu nie chciałam usłyszeć. Zimne i twarde ręce objęły mnie. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że stoję. Odwróciłam się do niego twarzą, gdy poczułam jego oddech na szyi, by go odepchnąć. Trevor poleciał do tyłu i uderzył o ścianę. Nie spodziewałam się, że jestem taka silna. Odwróciłam się w kierunku Jack'a. Nie było go. Jakim cudem udało mu się uwolnić? Zaczęłam rozglądać się nerwowo. Nagle światło zgasło, a ja przestałam czuć jakbym opuściła swoje ciało. Gdy w pomieszczeniu znów zapanował blask zdałam sobie sprawę, że jestem przywiązana do drewnianego krzesła. Nic nie rozumiałam. Chciałam jak najszybciej się uwolnić i uciec stąd. Wtedy za sobą usłyszałam szepty dwóch mężczyzn. Po chwili moim oczom ukazali się Jack i Trevor. Jeden z nich włączył głośno muzykę. Nie miałam pojęcia co to był za gatunek. Starałam się odciąć od okropnych dźwięków.
-Podoba ci się melodia? Włączyliśmy ją gdybyś miała ochotę krzyczeć. - Trevor szepnął mi do ucha.
-Co? - Mój oddech przyspieszył, a serce miało ochotę wyskoczyć ze strachu. - Co chcecie mi zrobić?
-Zobaczysz. - Stojący przede mną Jack wyjął ostrze ze swojej kieszeni i wbił je w moją nogę. Ból był niesamowity. Krzyknęłam chodź nie chciałam im pokazywać jaka jestem słaba.
-To za to, że mnie zostawiłaś. - Szept Hill'a rozbrzmiał w mojej głowie. Kolejna fala bólu przeszyła moje ciało. Tym razem nóż znalazł się w drugim udzie.
-A to za to, że mnie wydałaś. - Tym razem odezwał się Brook. Przed moimi oczami pojawiały się czarne plamki. Czułam, że odpływam. Wtedy cios wymierzony w moją twarz sprowadził mnie z powrotem.
-Nie damy ci się tak łatwo poddać. Chcemy widzieć jak cierpisz. - Ostrze rozcinało moją skórę raz za razem. Po kolejnych cięciach nie miałam już sił walczyć. Zaczęłam się poddawać.

~Fabian~ 
   Obudziłem się gdy poczułem niespokojny ruch Niny w moich ramionach. Po chwili zaczęła mamrotać. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i szeptałem jej do ucha słowa pocieszenia i troski. Nagle z jej gardła wydobył się krzyk. Z każdą minutą jej oddech stawał się coraz słabszy. Nie wiedziałem co się dzieje. Sprawdziłem jej puls. Był słaby, ale wyczuwalny.
-Nina obudź się. To tylko sen. Nie wierz w to co widzisz. - Przez kilka sekund jej ciało stało się wiotkie a oddech znikł. Nagle wzięła głęboki wdech a mi kamień spadł z serca. Oddychała płytko i szybko. Cała się trzęsła.
-Spokojnie, nic ci nie jest. - Objąłem ją. W pierwszej chwili odsunęła się ode mnie. - Nic ci nie zrobię. - Wtedy po jej policzkach popłynął potok łez. Przysunąłem ją do siebie, a Nina wtuliła się we mnie. Była roztrzęsiona a bicie jej serca wyczuwałem bez problemów.
   Gdy się uspokoiła, zasnęła na moim ramieniu. Czuwałem nad jej snem, aż promienie słoneczne zawitały w naszym pokoju. Światło oświetlało twarz Niny nadając jej jeszcze większego piękna. Obserwowałem ją długo nie mogąc odwrócić wzroku od brązowych zmierzwionych włosów, lekko opuchniętych oczu od płaczu, ust które jako jedyne nie zdradzały nic i zaróżowionych policzków. Ktoś inny mógłby pomyśleć, że to najzwyklejszy widok. Dla mnie była to najpiękniejsza chwila.

~Nina~
   Z samego rana wyjechaliśmy z domku Masona. Udaliśmy się do Nowego Jorku. Wciąż nie doszłam do siebie po nocnym koszmarze. Oczywiście Fabian nie dawał mi spokoju i musiałam mu wszystko opowiedzieć. Odrobinę mi ulżyło, gdy zapewnił mnie, że to się nigdy nie zdarzy. Mimo wszystko wciąż o tym myślałam. Co jeśli w tym wszystkim jest ukryty wątek?
   Do miasta przyjechaliśmy pod wieczór. Chciałam mieć już wszystko za sobą, ale moi przyjaciele przekonali mnie, że lepiej będzie gdy pójdziemy jutro. Jako główny powód podawali zmęczenie.

   Rankiem obudziłam się w domu Fabiana. Trzymał mnie w swoich ciepłych ramionach. Przy nim czułam się bezpiecznie. Ostatnio wszystko nabrało niesamowitego tępa. Pobicie, wyjazd, wspólna noc, Jack. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że jest już grudzień.
   Delikatnie wstałam z łóżka i podeszłam do okna. Ujrzałam biel pokrywającą wszystko wkoło. Pierwszy śnieg nareszcie spadł.
 
   Po śniadaniu, na którym nic nie zjadłam, pojechaliśmy do posterunku policji. Im byliśmy bliżej tym bardziej drżały mi ręce.
-Spokojnie, będę przy tobie. - Fabian chwycił moją dłoń. Splotłam nasze palce i zapatrzyłam się przed siebie. Dopiero na miejscu ,,wróciłam" do siebie. Weszliśmy do środka i szliśmy długim korytarzem pełnym drzwi. Na końcu znajdowało się duże pomieszczenie z biurkami i komputerami. Przy jednym z nich siedział Mason. Podeszliśmy do niego.
-Gdzie Amber? - Spytałam od razu. Bałam się, że przyjaciółka została sama w domu.
-Poszła do toalety. - Odparł brunet. Po chwili podszedł do nas przełożony.  By nic nie zauważył, odsunęłam się od Rutter'a na kilka kroków.
-Jest Pani gotowa? - Spytał. Wzięłam głęboki wdech.
-Chyba tak.
-W takim razie zapraszam. Rutter, Foster wy też idziecie. - Nasza trójka ruszyła za nim.
-A co z Amber? - Szepnęłam do Masona.
-I tak nie mogłaby brać w tym udziału. Poczeka tutaj.
    Weszliśmy do przyciemnionego pomieszczenia. W innym pomieszczeniu, przez lustro weneckie, ujrzałam Jacka siedzącego przy stole z kajdankami na rękach. Przy drzwiach stał policjant pilnujący go.
-Czy to on? - Inny policjant odezwał się. Nie mogłam wypowiedzieć ani słowa. Miałam wrażenie, że morderca patrzy bezpośrednio na mnie.
-Tak. - Fabian musnął niezauważalnie moją dłoń.
-Zadawaliśmy mu różne pytania, ale powiedział, że odpowie tylko jednej osobie. Tobie. - Powiedział po chwili Mason. - Powiedział też, że chce rozmawiać bez świadków.
-Przecież ona nie może tam wejść sama. - Oburzył się Fabian.
-Dam radę. - Spojrzałam na niego. Był wyraźnie spięty. Po chwili w jego oczach ujrzałam ustępstwo.
-Będę stał pod drzwiami. Gdyby coś się działo Mason da mi znać, a ja od razu tam wejdę. - Kiwnęłam głową na zgodę.
-Zanim Pani pójdzie musimy ukryć podsłuch. Chcemy słyszeć o czym rozmawiacie. - Policjanci ukryli pod moją bluzką mały mikrofon. - Proszę go spytać o to jak udało mu się tak długo ukrywać, dlaczego zabijał szefów korporacji i czy ma wspólników. - Bez słowa udałam się za Fabianem do pokoju przesłuchań. Szliśmy sami. Zatrzymał się przed drzwiami i dotknął mojego policzka.
-Uważaj. Nie wiemy co on kombinuje. - Rozejrzał się, by po chwili złożyć na moich ustach delikatny pocałunek.
   Z drżącymi dłońmi weszłam do środka. Wiedziałam, że nie mogę mu pokazać strachu.
-No, no kogo my tu mamy. Widzę, że postanowiłaś mnie odwiedzić. - Cwany uśmiech zawitał na jego twarzy.
-Nie ciesz się. Przyszłam wpakować cię do więzienia. - Jego wzrok przeniósł się za mnie. Odwróciłam się i ujrzałam tylko swoje odbicie.
-Mówiłem coś na temat podsłuchów. Myślicie, że jestem głupi? - Mówił do przestrzeni za mną. Tak jak ja zdawał sobie sprawę, że jesteśmy obserwowani.- Nino, bardzo cię proszę wyłącz ten mikrofon, który masz pod bluzką. - Jak się domyślił? Nie poruszyłam się, nie wiedząc co powinnam zrobić. - Rusz się! - Podniósł głos, a ja podskoczyłam. Nie wiem czy to możliwe, ale moje serce zaczęło bić szybciej. Sięgnęłam pod bluzkę i wyjęłam urządzenie.
-A teraz je wyłącz.
-Nie wiem jak. - Odparłam zgodnie z prawdą.
-Daj mi to. - Położyłam czarny przedmiot na stole. Szatyn wziął je do ręki i rzucił na ziemię. - Tak lepiej.
-Dlaczego to zrobiłeś? - Spytałam nagle.
-By nas nie słyszeli.
-Nie mówię o tym. Chodzi mi o zabójstwa.
-A to. No wiesz każdy musi mieć jakieś hobby. - Jego śmiech rozniósł się po pomieszczeniu. - A tak na poważnie to z kilkoma ofiarami miałem niedokończone sprawy.
-Jak udało ci się ukrywać tak długo? - Zadawałam pytania i zapamiętywałam odpowiedzi jak robot. Zawód dziennikarki odrobinę mi w tym pomógł.
-Naprawdę chcesz o tym rozmawiać? Myślałem, że wolisz się dowiedzieć dlaczego wybrałem ciebie na kolejną ofiarę lub dlaczego dałem się tak łatwo złapać. - Te pytania również chodziły mi po głowie, lecz bałam się je zadać.
-Widzę, że jesteś małomówną osobą. No dobrze. - Westchnął. - Ja będę mówił. Zacznijmy od ciebie. Jesteś piękną kobietą i dałbym ci spokój, gdybyś mnie wtedy nie widziała. A to pech, no nie. - Znów zaśmiał się a po moich plecach przeszły dreszcze. - Co do obecnej sytuacji. Na pewno przeszło ci przez myśl, że za łatwo dałem się złapać. - Pochylił się w moim kierunku. - Masz rację. Jestem tutaj tylko po to by przekazać ci wiadomość. Twoi koledzy nie są w stanie obronić ciebie i twojej przyjaciółki przed tyloma osobami.
-Współpracujesz z kimś?
-Wiele osób pragnie waszej śmierci. Brunecik powinien o tym wiedzieć najlepiej.
-O czym ty mówisz? - Zdziwiłam się. Może dlatego Fabian milczy?
-Niech sam ci powie. - Kolejny raz jego usta wykrzywiły się. - Ja za niedługo stąd wyjdę, a dla ciebie mam radę. Ciesz się życiem póki możesz, bo nie będzie ono trwało zbyt długo. - Skierował w moją stronę lodowate spojrzenie, przed którym chciałam uciec. Oparł się o swoje krzesło i wiedziałam, że nic więcej mi nie powie.

   Siedziałam w pokoju, jak sądzę, dyrektora NYPD*. Opowiedziałam wszystko co usłyszałam od Jacka. W tej chwili przełożony rozmawiał z Fabianem i Masonem. Amber siedziała za drzwiami i czekała. Niestety nie może czynnie w tym uczestniczyć.
   Zaczęłam myśleć nad słowami Brook'a. Wiedziałam, że Rutter coś ukrywa przede mną, ale sądziłam że dotyczy to pracy. Jak się okazuje chodzi o mnie.
-Jack mówił, że wiesz kto z nim współpracuje. Fabian, czy to prawda? - Mężczyźni umilkli i spojrzeli na mnie.
-Nina, później ci wszystko opowiem. - Zauważyłam że przełożony stara się coś powiedzieć brunetowi bym nie usłyszała.
-Rutter dlaczego jej nie powiedziałeś? - Na ich nieszczęście słuch dziennikarki jeszcze mnie nie zawiódł.
-Czego mi nie powiedział? - Nie byli świadomi, że ich usłyszałam.
-Nina, później.
-Nie! Właśnie się dowiedziałam, że ktoś jeszcze czeka na moją śmierć, a ty wiesz kto i nie chcesz mi powiedzieć.
-Zostawcie nas samych. - Powiedział brązowooki do swoich towarzyszy. Gdy wyszli podszedł do mnie nic nie mówiąc. Chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Odepchnęłam go.
-Nie. Powiesz mi o co tutaj chodzi? - Cisza. - Ja ci zaufałam mówiąc o Trevorze. Gdybym wiedziała, że nie masz do mnie zaufania... Sądziłam, że ci na mnie zależy, ale...
-Nina dobrze wiesz co do ciebie czuje. - Dotknął mojego policzka.
-Wiec powiedz mi prawdę. - Spuścił wzrok. Poczułam ukłucie w sercu.
-Okej. Wszystko jasne. Lepiej będzie jak sobie pójdę.
-Nina...
-Teraz daruj sobie. Zostaw mnie w spokoju i nie idź za mną. - Odwróciłam się i wyszłam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku gdy otwierałam drzwi.
-Nina? - Amber wstała i ruszyła w moim kierunku. Otarłam łzę i poszłam dalej nie zatrzymując się. Gdy wyszłam z komisariatu rozejrzałam się i po prostu ruszyłam przed siebie.
-Nie wierzę. Jak mogłam mu zaufać? Byłam dla niego dziewczyną na chwilę. Dlaczego byłam taka głupia. - Mówiłam sama do siebie. Z powodu słońca śnieg prawie zniknął. W tej chwili też chciałabym zniknąć.
   Szłam przed siebie nie myśląc o niczym. Od czasu do czasu uwalniałam łzy.
Usłyszałam za sobą kroki.
-Fabian mówiłam ci...- Odwróciłam się i zamarłam.
-Niestety to nie Fabian. Witaj śliczna. - Brązowe oczy Trevora mierzyły moje ciało. W tej chwili zdałam sobie sprawę, że stoję na opustoszałej ulicy. Za mną stał rząd zniszczonych budynków. Nie miałam gdzie uciec.
-Jak mnie znalazłeś?
-To było proste. Wiedziałem, że odwiedzisz dziś Jacka, wiec czekałem. Sądziłem, że będę miał problem z twoim chłoptasiem, ale wyszłaś sama. - Zaczął podchodzić do mnie.
-Nie zbliżaj się do mnie. - Dobrze, że Mason pokazał mi parę ciosów i chwytów obronnych.
-Spokojnie, dziś nie przyszedłem się zabawić. Dziś przyszedłem cię zabić. - Moje serce stanęło. Gdybym zaczęła krzyczeć i tak nikt by mnie nie usłyszał. Brązowooki wyjął z kieszeni broń. Kolejne łzy popłynęły po moim policzku. - Obiecuję, nie będzie boleć. Chyba.
-Proszę nie... - Zamknęłam oczy i czekałam na strzał. Strach sparaliżował mnie. Usłyszałam dźwięk odbezpieczanego pistoletu.
-Opuść broń. - Głos Fabiana zadźwięczał w moich uszach. Otworzyłam oczy i ujrzałam jak trzyma broń przy ciele Hill'a. Jednak poszedł za mną. Cwany uśmieszek blondyna przeraził mnie.
-No nie powiem szybki jesteś. - Odparł Trevor. Cała nasza trójka stała bez ruchu. Nagle usłyszałam strzał. Zobaczyłam, że Hill zaczyna uciekać. Kolejny strzał. Teraz zdałam sobie sprawę, że pierwsza kulka trafiła mój bark. Fala bólu przeszła przez moje ciało. Przed oczami zaczęły pojawiać się ciemne plamki, nie mogłam złapać oddechu. Ujrzałam jak Fabian podbiega do mnie i łapie moje upadające ciało.
-Błagam cię wytrzymaj. Powiem ci wszystko co tylko chcesz, tylko nie odchodź - Ledwo słyszałam jego głos. Leżałam w jego ramionach, a moje płuca domagały się powietrza, którego nie mogłam im dostarczyć. Przez chwilę walczyłam, ale z każdą sekundą traciłam siły, aż poddałam się.
 --------------------------------------------------------------------------------
*NYPD - New York Police Department, policja Miasta Nowy Jork.

Nooo... witam.
Szczerze? Sama jestem zaskoczona rozwojem akcji i nie wiem co powiedzieć na ten temat.
Przepraszam was, ale w pewnym momencie (gdzieś w połowie) straciłam wenę i po prostu pisałam nie mogąc wymyślić nic konkretnego. Później wena wróciła i poszło szybciej.
Dziękuje mojej przyjaciółce za pomysł ze snem Niny. Miałam taką pustkę w głowię, a ona w ciągu minuty wszystko wymyśliła.
Jedna uwaga. Tych wydarzeń nie planowałam na rozdział 13. Mówię żeby nie było, że ukartowałam takie wydarzenia pod pechową liczbą :)

Dziękuje za wyświetlenia i czekam na komcie ;D


Karen