wtorek, 30 czerwca 2015

[23] "Nadszedł czas byś poznała prawdę."

~Fabian~
    Wciąż siedziałem z Nathanem w kawiarni i omawialiśmy wszystkie szczegóły, gdy usłyszałem sygnał swojego telefonu. Otworzyłem sms'a od nieznanego numeru. Przeczytałem wiadomość i ujrzałem zdjęcie płonącego domu Masona, a moje serce stanęło.

"Jednak nie uda ci się jej ochronić"
    Bez zastanowienia wstałem od stolika i ruszyłem w kierunku samochodu. Słyszałem Nathana pytającego się o co chodzi. Nie zwracałem na to uwagi. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Jechałem z niesamowitą prędkością. Nie zważałem na nic. Moim jedynym celem stało się jak najszybsze dotarcie do Niny.

   Podjeżdżając pod budynek zauważyłem kilka wozów strażackich. Jeden ze strażaków stał na środku drogi i nie chciał mnie przepuścić dalej. Zostawiłem samochód na poboczu i ruszyłem w stronę żółtego blasku rozświetlającego mrok.
   Na podjeździe zauważyłem zapłakaną Amber przytuloną do Masona. Podbiegłem do nich.
-Gdzie Nina? - Spytałem. W tej chwili ona była dla mnie najważniejsza.
-Wciąż jest w środku. Strażacy podejrzewają, że jest w sypialni, lecz nie mogą przedostać się przez korytarz bo coś zagradza przejście. - Mason spojrzał na mnie ze współczuciem. Bez zastanowienia odwróciłem się i ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych. Skoro strażacy nie chcą, sam ją wydostanę.
   Niedaleko wejścia zostałem powstrzymany przez dwóch mężczyzn.
-Nie może pan tam wejść. - Powiedział jeden z nich.
-W środku jest moja dziewczyna. Nie zatrzymacie mnie. - Zacząłem się szarpać, lecz przestałem gdy ujrzałem w drzwiach Scotta z nieprzytomną Niną na rękach. Pobiegł z nią na drugą stronę ulicy i położył ją na trawie. Upadłem obok niej na kolana.
-Nina, słyszysz mnie? - Nie zareagowała. Spojrzałem na Millera, który bacznie przyglądał się brunetce. Nachyliłem się nad jej twarzą sprawdzając czy oddycha. Oddech był ciężki i chrapliwy. Nagle rozległ się okrzyk.
-Wszyscy na ziemię! - Instynktownie zakryłem swoim ciałem Ninę. Wtedy usłyszałem straszny huk. Zakryłem dłońmi głowę, sprawdzając czy brunetka jest bezpieczna. Twarde odłamki uderzyły w moje ciało. Jeden z nich musiał wbić mi się w ramię, bo poczułem piekący ból. W tej samej sekundzie przestałem zwracać na to uwagę. Otępienie po wybuchu minęło tak szybko jak się pojawiło, gdy Nina ledwo widocznie poruszyła głową i zmarszczyła brwi.
   Sanitariusze pojawili się nie wiadomo skąd. Odsunęli mnie od dziewczyny i od razu zajęli się jej stanem. Pozwoliłem sobie na chwilę odprężenia. Obejrzałem okolicę. Niebieskie światła wozów strażackich i karetek wciąż migały. Strażacy zajmowali się płonącym domem, w którym aktualnie nie było połowy ścian. Sanitariusze podchodzili do zebranych pytając o ich stan. Najbardziej zajęli się osobami przebywającymi w budynku. Na trawie było pełno drewna, szkła i sam nie wiem czego.
-Proszę z nami. - Powiedział do mnie jeden z mężczyzn. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Oszołomienie chyba jednak nie minęło. Spojrzałem na Ninę, której już nie było na trawie.
-Gdzie Nina? - Spytałem rozglądając się.
-Ta brunetka? - Przytaknąłem.
-Jest w karetce jadącej do szpitala.
-Jaki szpital, muszę tam pojechać. - Ruszyłem w kierunku samochodu stojącego kilkanaście metrów stąd, lecz mężczyzna powstrzymał mnie.
-Niech się pan tak nie śpieszy. Jest pan ranny. Musimy panu pomóc i zbadać. Pojedzie pan z nami do szpitala. -  Spojrzałem na ramię. Tkwił w nim spory kawałek szkła.
-W porządku. - Przytaknąłem. Zaprowadzono mnie do karetki, którą zmierzaliśmy w kierunku szpitala.

   Po badaniach Nina została przeniesiona do jednej z sal. Wciąż była nieprzytomna. W trakcie oczekiwania na wyniki z mojego ramienia wyjęto szkło i podano środki przeciwbólowe.
   Wyniki były już po 2 godzinach. Lekarze mówili, że Nina może być osłabiona przez jakiś czas, bo nawdychała się... Nie pamiętam tej skomplikowanej nazwy, ale ta substancja osłabia organizm. Podpalacze rozprowadzili ją pewnie przed podłożeniem ognia.
   Gdy wróciłem od lekarzy środki przeciwbólowe zaczęły w pełni działać. Byłem trochę otumaniony co nie pomogło mi w całonocnym czuwaniu czy brunetce.

~Nina~
  
   Gdy otwarłam oczy w białym pomieszczeniu było jasno. Rozejrzałam się nie zdając sobie sprawy gdzie jestem.
   Poczułam czyjś uścisk dłoni. Spojrzałam w tym kierunku i ujrzałam Fabiana. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to bandaż na jego prawym ramieniu.
-Co ci się stało? - Podniosłam się zbyt gwałtownie i zawroty głowy spowodowały zniekształcenie obrazu.
-Spokojnie. - Rutter chwycił mnie za ramiona i pomógł mi się położyć. - To nic poważnego. Odłamek po wybuchu wbił mi się w ramie.
-Po wybuchu? - Moje serce odrobinę przyspieszyło.
-Ogień przeniósł się do kuchni. Gdy dotarł do kuchenki... Całe szczęście ty byłaś już na zewnątrz.
-Kto mi pomógł?
-Scott. Gdy przyjechałem on cię wynosił. - Nagle wróciło do mnie wspomnienie.
***
   Leżałam pod oknem pół przytomna. Wcześniej straciłam przytomność, lecz niestety ją odzyskałam. Chciałam wstać, otworzyć okno i krzyknąć, że wciąż tu jestem, ale nie miałam sił. Nie mogłam unieść dłoni by wytrzeć łzy spływające po policzkach i coraz trudniej było mi oddychać.
   Drzwi od sypialni zajął już ogień. Czyli w taki sposób pożegnam się z życiem?
   Przymknęłam powieki, by nie widzieć tego co mnie czeka. Gdy usłyszałam głos w oddali nie miałam sił by otworzyć oczu. Chciałam krzyknąć, lecz z moich ust wydobył się tylko szept.
   Nagle postać podniosła mnie.
-Szkoda, że muszę cię uratować, ale mamy co do ciebie inne plany. - Skąd ja znam ten głos? Nie mogłam połączyć go z osobą, którą znam, bo mój umysł przestał już pracować. W moich płucach było zdecydowanie za mało tlenu.
***
-Jesteś pewien, że to był Scott? - Spytałam
-Tak. To on cię wyniósł. - Zmarszczyłam brwi. Próbowałam porównać barwę głosu Millera z tą którą słyszałam, ale to wywołało tylko ból głowy. - Dlaczego pytasz? - Spytał Rutter.
-Nie ważne. Pewnie miałam jakieś przywidzenia. Mógłbyś go zawołać. Chcę mu podziękować.
-Nie mogę. Scott zniknął zaraz po wybuchu. Do tej pory nikt go nie widział.

   Po dniu obserwacji dostałam wypis. Lekarz przepisał mi jakieś witaminy na wzmocnienie. Odebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i wsiedliśmy do samochodu.
-Gdzie teraz pojedziemy? - Spytałam.
-Myślałem by na kilka dni zatrzymać się w twojej kamienicy. Amber z Masonem już tam są. Później zabierzemy was... w pewne miejsce, ale najpierw muszę ci wszystko wyjaśnić. - Chwycił moją dłoń. - Nadszedł czas byś poznała prawdę. 

   Otworzyłam drzwi od mojego mieszkania. Nie byłam tutaj od porwania Amber. Wszystko wyglądało tak samo. Jedynie szklany stolik został zastąpiony drewnianym. Lubiłam tamten stolik. Może to dziwne, że myślę o tym akurat teraz, ale na prawdę go lubiłam.
   Przeszłam do salonu i od razu znalazłam się w ramionach Amber.
-Jak się czujesz? - Spytała blondynka, gdy odsunęła się ode mnie.
-Dobrze. - Spojrzałam na jej lekko opuchnięte oczy. Zmarszczyłam brwi. - Co się stało? Płakałaś? - Blondynka spojrzała na Fabiana stojącego za mną. Gdy spojrzała na mnie posłała mi szczery uśmiech.
-Nic się przed tobą nie ukryje, co? - Zaśmiała się. - To... Sama za chwilę dowiesz się o co chodzi. - Spojrzałam na nią zdziwiona. Po chwili rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przytłoczony Mason, zapłakana Amber, zrezygnowany i smutny Fabian. O co tutaj chodzi?

   Siedziałam z Fabianem w mojej sypialni, a cisza która trwała między nami była nie do zniesienia.
-Powiesz o co tutaj chodzi, bo zaczynam się bać. - Brunet wziął głęboki wdech i chwycił moją dłoń.
-Nawet nie wiem od czego zacząć. - Splotłam nasze palce, by wiedział że jestem przy nim.
-Najlepiej od początku.
-Gdy przeprowadziłem się do Nowego Jorku szukałem pracy jako policjant, lecz nikt nie chciał mnie przyjąć. Tłumaczyli się, że nie byłem gotowy, bo co dziewiętnastolatek może wiedzieć o byciu policjantem. Długo szukałem, na marne, a pieniędzy było coraz mniej. Wtedy spotkałem Zack'a. Zaproponował mi pomoc jeśli przyłącze się do niego. Tak znalazłem się w Mastersach. Na początku nie wiedziałem o co chodzi, aż spotkałem Masona, który wszystko mi wyjaśnił. Miałem uczestniczyć w ulicznych wyścigach samochodowych. - Że co? Fabian i wyścigi? - Porządnie nawrzeszczałem na Zack'a. Wtedy myślałem: przyszły policjant mieszający się w takie gówno? To było nie do pomyślenia. Brown, bo tak się nazywa Zack, wszystko mi wyjaśnił. Jego gang to ludzie, którzy byli w dołku, którzy mieli długi i nie mieli co z sobą zrobić. Nauczył ich kontroli nad samochodem, a każdą wygraną dzielą się po równo. Pomógł im jak tylko mógł. Nie przejmują się przegraną. Traktują ją jak lekcje. Przez długi czas myślałem, że każdy tak postępuje, aż nie wziąłem udziały w pierwszych wyścigach. Tam poznałem Killersów. Dla nich liczy się tylko wygrana, nawet za cenę czyjegoś życia.
-Czekaj czy oni.... zabili kogoś?
-Tak. Na koniec sezonu ścigają się najlepsi. Tym razem nie było inaczej. Dwoje Mastersów ścigało się z dwójką Killersów. Wybrali trasę, która nie była łatwa. Przed metą był ostry zakręt. Właśnie na nim zginęli Mastersi. To było jedyne miejsce, które nie było widoczne przez kamery. Obraz zastawiały drzewa. Podobno hamulce były uszkodzone, ale nikt z nas w to nie wierzył. - W moich oczach mimo woli pojawiły się łzy. Fabianowi też nie było łatwo o tym mówić. - Każdy z nas pragnął zemsty, lecz wiedzieliśmy że nie zwróci ona naszych przyjaciół. Zacząłem ćwiczyć i polubiłem to. Na prawdę to polubiłem. Stawałem się coraz lepszy, aż pod koniec następnego sezonu mnie wyznaczono na końcowy wyścig. Uzgodniliśmy, że tym wyścigiem uczcimy ''poległych''. Nie było mowy o przegranej. Oczywiście Devon - szef Killesów - postanowił wprowadzić kilka zmian. Pierwszy raz w historii mieliśmy się ścigać po otwartych drogach. Zawsze osobiście zamykaliśmy drogę, lecz nie. Nie tym razem. Wszystko szło dobrze dopóki... Potrąciłem jednego mężczyznę. - Fabian spojrzał na mnie. W jego oczach widoczny był tylko ból. - Jechaliśmy obok jakiegoś kina czy restauracji. Nie pamiętam już, ale było tłoczno. Mężczyzna zaczął przechodzić przez jezdnię. Przy takiej prędkości nie wyhamowałem.
-Co się z nim stało? - Łzy popłynęły po moich policzkach. Mocniej ścisnęłam dłoń Ruttera.
-Wylądował w szpitalu z wieloma złamaniami i uszkodzonym kręgosłupem. - Wzięłam głęboki wdech.
-A co się stało z tobą?
-To był mój ostatni wyścig. Do tej pory nagromadziłem sporo pieniędzy, więc anonimowo przekazałem sporą sumę na operację dla tego mężczyzny. Potem zaczęło się wszystko psuć. Policja mnie znalazła, a że byłem z Masonem zgarnęli nas obu. Mieliśmy trafić do więzienia na długo gdyby Luke nie dostał mojej propozycji o pracę. Do tej pory nie wiem jak ona się tam znalazła. Zaproponowano nam umowę. Policja zapomni o wszystkim i da nam pracę jeśli pomożemy im złapać pozostałych uczestników. Zgodziliśmy się. Wtedy nie mieliśmy nic do stracenia. Wróciliśmy do kryjówki jak gdyby nigdy nic. Ostrzegliśmy Mastersów i staraliśmy się odkryć kryjówkę poszukiwanych. Gdy nam się to udało powiedzieliśmy o niej Luke'owi. Następnego dnia cały gang był za kratami. Dowiedzieli się, że to my i obiecali nam zemstę.
-Powiedziałeś mi to wszystko, ale ja wciąż nie rozumiem co ja mam z tym wszystkim wspólnego.
-Gdy Jack był w więzieniu mówił, że sporo osób chce naszej śmierci. Ten mężczyzna z Empire State Building, który mówił że to dopiero początek to Devon. Dostawałem wiadomości z naszymi zdjęciami i pogróżkami, że to wyjdzie na światło dzienne. To wszystko to ich zemsta, a ty stałaś się ich głównym celem bo pokochałem cię jak wariat. Wiedzą, że raniąc ciebie zranią mnie. Do tego Jack i Trevor przyłączyli się do nich.- Nie wierzyłam własnym uszom.
-Czyli to dlatego na początku unikałeś mnie? - Łzy wciąż płynęły po moich policzkach. Nawet nie wiem czemu płakałam. Po prostu... chyba tego potrzebowałam.
-Tak. Myślałem że idzie mi to dobrze, dopóki Devon ze swoimi ludźmi nie dopadli mnie i nie pobili. Wtedy dowiedzieli się co do ciebie czuję i postanowili to wykorzystać. - Wtedy przypomniałam sobie jak Fabian stanął w drzwiach skulony, poobijany, z krwią na twarzy. Na to wspomnienie poczułam ukłucie w sercu.
-A Scott? Co on ma z tym wszystkim wspólnego? Wtedy gdy usłyszałam o Luku słyszałam odrobinę więcej rozmowy.
-Scott należy do Mastersów, ale nie wiem skąd się wziął w policji.
-Jak Mason znalazł się w Mastersach? - Z każdą udzieloną odpowiedzią zmieniałam temat. Miałam tyle pytań...
-Gdy miał 18 lat jego starszy brat zginął w wypadku samochodowym spowodowanym przez jednego z Killersów. Chciał zemsty, lecz Zack odwiódł go od tego.
-To wszystko jest takie... - Przymknęłam oczy. Rutter przysunął mnie do siebie i objął.
-Wiem. Wiedz, że nie pozwolę im cię skrzywdzić. Już nie. Ostatnio rozmawiałem z Nathanem. Wie o wszystkim. Z nim i Masonem uzgodniliśmy, że najbezpieczniejsze będziecie w kryjówce Mastersów, ale do tej pory...
-Czekaj. Nathan o wszystkim wie? - Odsunęłam się od niego i ze zdziwieniem spojrzałam w jego oczy.
-Tak. Będzie przy tobie gdy mnie nie będzie. - Brunet spuścił wzrok.
-Że co? Chyba nie masz zamiaru odejść?
-Nie. - Kolejny raz spojrzał w moje oczy. - Ale nie wiemy co planują Killersi. Musiałem być pewny, że ktoś się tobą zajmie gdy ...
 -Nie! Nawet tak nie mów. Nie pozwolę ci odejść. - Coraz więcej łez wypływało z moich oczu. - Słyszysz? Nie pozwolę. - Przysunął mnie do siebie, a z moich ust wydobył się szloch.




---------------------------------------------------------------------------------------------
Witam.
Dzisiaj pozwalam wam skopać mi tyłek. Jak mogłam tak długo pisać tak... dziwny i okropny rozdział. Ja nie wiem co jest grane, ale dostałam takiego lenia że z łóżka wychodziłam dopiero po 12, nie miałam weny, a do tego pisałam w ciężkich warunkach (wiecie jak to rodzice : zrób to, zrób tamto), więc gdy wena wracała ja musiałam się odrywać a gdy wracałam w głowie była pustka...
Mam nadzieje, że zrozumiecie coś z tego co napisałam, bo momentami rozdział jest moim zdaniem poplątany ( delikatnie ujmując). Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, czy pytania piszcie w komentarzach, a ja będę wszystko tłumaczyć ( oczywiście nie spojlerując).
No i mam nadzieję, że sprawa, dlaczego Nina nie użyła okna, została już wyjaśniona :)

Miłego :)
Karen

czwartek, 25 czerwca 2015

[22] "Potrafię ją przed nimi obronić."

~Nina~
   Rankiem obudziły mnie krople deszczu odbijające się od okna. Odsunęłam zasłony, a moim oczom ukazała się ulewa. Deszcz padał tak mocno, że domy oddzielone o kilkanaście metrów nie były widoczne. No to byłoby na tyle ze śnieżnej zimy.
   Fabiana nie było w pokoju, więc zeszłam na dół. Kuchnia jak i jadalnia świeciły pustkami. Podeszłam do lodówki, by wyjąc z niej sok, gdy usłyszałam zamykające się okno. Odwróciłam się gwałtownie. W moim kierunku zaczął iść Scott.
-Ale mnie wystraszyłeś. - Powiedziałam oddychając z ulgą.
-Przepraszam. Co tak wcześnie robisz na nogach? - Byłam zdziwiona jego pytaniem. Spojrzałam na zegarek. 5:45. Rzeczywiście nie byłam jakoś wypoczęta, ale myślałam, że jest to spowodowane wczorajszymi wydarzeniami.
-Tak jakoś wyszło. - Przez chwilę moje serce zabiło szybciej. Czy wczorajszy powrót Fabiana był zwykłym snem? - Gdzie Fabian?
-Poszedł na trening. Wcześniej był z tobą sam i nie mógł cię zostawić, więc nie ćwiczył. Ma szansę nadrobić zaległości. - Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przeze mnie Rutter nie mógł ćwiczyć. Owszem wstawał wcześniej, ale nie mógł popracować nad swoją kondycją, bo mnie pilnował. Dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałam?
- Idź jeszcze spać. - Powiedział Miller, a mnie ,,zatkało''. Pierwszy raz usłyszałam w jego głosie jakąś pozytywną emocję skierowaną do mnie. Przez zdziwienie nie protestowałam i wróciłam do sypialni. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy, lecz sen nie nadchodził. Wewnątrz siebie zaczęłam odczuwać dziwny niepokój. By zagłuszyć negatywne odczucia sięgnęłam po notes i zaczęłam przelewać swoje lęki i myśli na papier. Chyba nikt nie był świadomy tego co kryje się w moim umyśle. Za dnia, gdy byłam przy bliskich byłam szczęśliwa, lecz nocą wszystkie nieprzyjemne chwile z mojego życia powracały. Sny zawsze były i są moim problemem. To w nich widziałam wszystkie swoje lęki. Najgorsze jest to, że niektóre z nich spełniają się.

   Dni mijały. Ciągle mieszkamy z Masonem i Amber. Scott nie spuszcza mnie z oczu co utrudnia nam wszystkim życie. Kazałam Fabianowi trzymać się na dystans. Amber i Mason też uważają, lecz do ich sypialni znienacka nie wpada ochroniarz, który tłumaczy się że musi sprawdzić otoczenie. Do tego Amber chodzi do pracy. Nie dostała wolnego, więc Foster chodzi z nią. Nawet to dobrze. Mają chwilę dla siebie.
   Niestety ja czuję się jak w więzieniu. Z jakichś nieznanych powodów to Miller dostał rozkaz od przełożonego, by kontrolować moją ochronę, więc nie mogę opuszczać apartamentu dopóki nie dostanę na to zgody. Fabiana wyraźnie to denerwuje. Pokazuje to Scottowi na każdym kroku, lecz on nic sobie z tego nie robi. Uważa, że tak będzie dla mnie najlepiej. Nie jest. Nie mogę z nikim porozmawiać na osobności bo oczywiście Miller jest w pobliżu. Jedyną ucieczką od rzeczywistości stała się kartka papieru. Tak bardzo brakowało mi pisania. Co prawda to nie to samo co wywiad, ale lepsze to niż nic.
- Chcę ćwiczyć. - Powiedziałam nagle, gdy Fabian usiadł obok mnie z książką w dłoniach.
-Co? - Spytał zdziwiony.
-Chcę kontynuować samoobronę. Mason mnie uczył, ale z powodu zaistniałych okoliczności przerwaliśmy trening. Teraz chciałabym do tego wrócić.
-Sądzę, że to dobry pomysł. - Wtrącił się Scott. W moich żyłach zapłonął gniew. Schowałam dłoń między mną a Rutterem i ścisnęłam ją w pięść. Tego już za wiele.
- Scott... - Zaczęłam, lecz dotyk Fabiana powstrzymał mnie. Chwycił moją dłoń i gładził jej wierzch opuszkami palców. Wzięłam głęboki oddech, a nerwy zaczęły się ulatniać wraz z wydechem.
- Co powiesz na rozpoczęcie treningu w tej chwili? - Rutter spojrzał w moje oczy, a jego usta wykrzywiły się w uśmiech.
-Na prawdę? - Ucieszyłam się, że mogę zacząć od razu. Wiem, że samoobrona nie pomoże mi w obecnej sytuacji, ale przynajmniej w razie potrzeby będę mogła się bronić.
-Idź się przygotuj.

~Fabian~
   Zadowolona Nina zniknęła na górze, gdy ruszyłem w kierunku Scotta.
-Miller opanuj się. Zaczynasz przesadzać. Rozumiem, dbasz o jej bezpieczeństwo, ale pamiętaj, że jej też należy się prywatność. - Powiedziałem, delikatnie ujmując, zdenerwowany jego zachowaniem.
-Strzelali, a ty mówisz o prywatności?
-Podsłuchujesz jej rozmowy, wtrącasz się chodź nikt nie prosi o twoje zdanie, a najbardziej wkurwiasz mnie z tym włażeniem do jej sypialni gdy śpi. Ochrona ma też swoje granice. - Patrzył ze złością w moje oczy. W tej chwili miałem ochotę dać mu w ryj. Gdyby Nina nie pojawiła się na chodach pewnie już bym to zrobił.
-Gotowa? - Odwróciłem się w kierunku brunetki.
-Tak. Musiałam pożyczyć dresy od Amber. Mam nadzieje, że nie będzie na mnie zła. - Spojrzała na mnie, później na Scotta i zmarszczyła brwi. - Wszystko w porządku?
-W jak najlepszym. - Odparłem. Zeszliśmy do piwnicy, w której była zrobiona siłownia i zaczęliśmy naukę. Na początku pokazywałem podstawy. Jak obserwować przeciwnika czy jak się ustawić, by było łatwiej zaatakować. Szło jej dość dobrze. Foster sporo ją nauczył przez kilka dni.
-No nieźle. - Pochwaliłem ją. - A teraz spróbujemy czegoś trudniejszego. Uderz mnie.
-Co? - Zdziwienie pojawiło się na jej twarzy.
-Uderz mnie.
-Jesteś pewien?
-Tak. Tylko mnie nie oszczędzaj. - Uśmiechnąłem się w jej kierunku i przygotowałem na cios. Prawym sierpowym idealnie wycelowała w brzuch, lecz brak jej zwinności. Zablokowałem uderzenie dłońmi. Siły miała wystarczająco by napastnik po takim ciosie upadł na ziemię. - Dobrze. Teraz wiem co musimy jeszcze dopracować, ale tym zajmiemy się później. - Zacząłem pokazywać jej jak oswobodzić się z niektórych momentów, gdy usłyszałem dźwięk telefonu.
-Odbierz, a ja pójdę po butelkę wody. - Nina zniknęła na schodach. Odebrałem telefon. Nie zdążyłem się odezwać, ponieważ głos przełożonego zadźwięczał w urządzeniu.
-Rutter masz natychmiast tutaj przyjechać. Sam. - Po tonie jego głosu można wywnioskować, że jest nieźle zdenerwowany.
-Co się dzieje?
-To nie jest rozmowa na telefon. - Rozłączył się. Ostatnio było chyba zbyt dużo spokoju.
-Chcesz wodę? - Nagle Nina znalazła się obok mnie.
-Dzięki. - Uśmiechnąłem się i wziąłem kilka łyków chłodnej cieczy. - Na dzisiaj musimy skończyć. Przełożony dzwonił. Mam się zjawić w jego gabinecie w trybie natychmiastowym. - Brunetka ewidentnie posmutniała.
-O co chodzi?
-Nie wiem. Dasz sobie radę? - Spojrzałem na schody. Nie widząc nikogo przyciągnąłem ją do siebie. Kilka pasm włosów oswobodziło się z gumki do włosów i opadło na jej twarz. Zgarnąłem je za ucho przytrzymując dłużej dłoń na jej policzku.
-Dam radę. Jedź. -Słysząc ruch na piętrze, niechętnie odsunąłem się od dziewczyny i poszedłem do łazienki.

   -Will wiesz o co chodzi Lukowi? - Spytałem przechodząc obok biurka jednego z policjantów.
-Nie, ale radze ci uważać. Gwen już oberwała.
-Ok. Dzięki. - Ruszyłem w stronę gabinetu. Wszedłem bez pukania.
-Rutter nareszcie jesteś. Siadaj. - Powiedział wściekły Luke. - Jak mogłeś być takim idiotom. - Zmarszczyłem brwi.
-O co ci chodzi?
-Dobrze wiesz. - Odwrócił w moją stronę włączony laptop. Folder ze zdjęciami był otwarty. Przez kilka sekund nie wiedziałem po co Smith pokazuje mi jakieś zdjęcia, lecz wtedy jedno przykuło moją uwagę. Przyjrzałem się pozostałym. Na każdym byłem z Niną. - Jakiś tydzień temu dostaliśmy anonimową informację, że masz z nią romans, ale nie wierzyłem, że możesz być zdolny do czegoś takiego. Jesteś jednym z najlepszych dlatego dam ci drugą szansę. Czy te zdjęcia są prawdziwe? - Czy on chce bym zaprzeczył? Przecież zdjęcia są wyraźne, dobrej jakości. Po co mam temu wszystkiemu zaprzeczać.
-Tak. Zdjęcia są prawdziwe. I owszem znam cenę. Jest nią życie Niny. Mimo to kocham ją i nie mam zamiaru z niej zrezygnować. Potrafię ją przed nimi obronić.
-W takim razie oddaj odznakę. Zostajesz wydalony z NYPD i  wiedz, że powiadomię Millera, by nie dopuszczał cię do Martin. Nie pozwolę by jakieś twoje amorki zaprzepaściły szanse na złapanie Jacka. Szukamy go od dawna, a teraz pojawiła się szansa na jego złapanie. - Położyłem odznakę na biurku.
-Myślisz, że zdołasz go złapać? Mylisz się. On nie jest sam. I nie myśl sobie, że tak łatwo odsuniesz mnie od Niny. - W tej chwili miałem gdzieś co Luke ode mnie usłyszy. Nie czekałem na jego odpowiedź. Bez zbędnych słów wyszedłem.

    Siedziałem w samochodzie. Jechałem do Niny i myślałem o tym wszystkim. Teraz wszystko stało się jasne. Luke oddał ochronę Scottowi, bo dowiedział się o nas. Tylko kto mógł mu o tym powiedzieć?
Pomyślałem tylko o dwóch osobach. Scott lub Trevor. Miller mógł powiedzieć, by podlizać się szefowi, natomiast Hill by odsunąć mnie od dziewczyny. Już wcześniej dostałem wiadomości z pogróżkami o tym, że wyjdzie to na jaw, więc to raczej nie mógł być Scott. Z drugiej jednak strony wszystko zaczęło się psuć, gdy on się pojawił.

   Wchodząc do domu byłem wściekły, lecz gdy ujrzałem Nine w szarych spodniach, białym luźnym podkoszulku i spiętych luźno włosach, która przygotowywała coś w kuchni, cała furia wyparowała. Zdałem sobie sprawę, że w tej chwili wygląda normalnie. Nie martwi się jutrem. Po prostu w jak każdy zwykły dzień parzy herbatę. Teraz nie musimy ukrywać swoich uczuć.
-Wróciłeś. Co chciał szef? - Spytała. Nie udzieliłem jej odpowiedzi tylko podszedłem do niej i posadziłem ją na blacie kuchennym. Położyła dłonie na mojej szyi. Wtedy zobaczyłem zdziwienie w jej oczach.
-Tak bardzo za tobą tęskniłem. - Powiedziałem i pocałowałem ją. Przez sekundę była zdziwiona, lecz oddała pocałunek. Tak długo nie czułem jej smaku ust, że teraz nie mogłem się tym nacieszyć.
   Oplotła nogi wokół mojego pasa, a ja przysunąłem ją bliżej. Jej dotyk, smak, zapach. Pragnąłem jej jak narkoman narkotyków.
   Wtedy ktoś odsunął mnie od niej.
-Co ty kurwa robisz? - Scott. Momentalnie w moich żyłach zapłonęła furia.
-To ty... - Nie wiedziałem na 100 % czy to on to zrobił, ale w tej chwili nie obchodziło mnie to. Ten gość wkurwiał mnie przez ostatni tydzień. Z miłą chęcią dam mu w ryj.
-Co ja?
-Ty powiedziałeś Lukowi o mnie i Ninie. Przyznaj się. - Ruszyłem w jego kierunku, lecz Nina momentalnie znalazła się obok mnie i przytrzymała mnie.
-Co ktoś naskarżył na was? Jak mi przykro. - Zaraz mu wleje.
-Nina odejdź. -Powiedziałem do dziewczyny starając się zachować spokój.
-Nie. - Odpowiedziała stanowczo i mocniej ścisnęła moje ramię.
-Co pozwolisz by dziewczyna cię broniła? - Nie zdążyłem się odezwać, gdy brunetka zrobiła to pierwsza.
-Scott zamknij się i idź lepiej stąd. - O dziwo posłuchał jej. Posłał w moim kierunku mordercze spojrzenie i wyszedł.
-Fabian spójrz na mnie. - Chwyciła moją twarz w dłonie i patrzyła w moje oczy. Była spokojna i opanowana. - Wszystko w porządku. Już poszedł. - Spokojny ton głosu i jej obecność pozwoliły mi się uspokoić.
   Objąłem ją w pasie i pocałowałem w czoło.
-Co ja bym zrobił bez ciebie? - Oparła głowę na mojej klatce piersiowej.
-Pewnie nic. - Czułem jak się śmieje. Po chwili spoważniała. - Czy to dlatego wezwał cię przełożony? Dowiedział się o nas? - Kolejny raz spojrzała w moje oczy.
-Tak. - W tych pięknych, niebieskich oczach pojawił się błysk strachu ostatnio tak dobrze mi znany. - Ale nie martw się. Wszystko się ułoży. - A przynajmniej mam taką nadzieję.

   Do końca dnia unikaliśmy się z Millerem jak ognia. Dużym plusem tego był fakt, że dał Ninie trochę swobody. Po prostu trzymał się na uboczu.
   Położyłem się obok Niny i czekałem aż zaśnie. Delikatnie gładziłem jej ramię. Gdy zasnęła powoli wstałem z łóżka i podszedłem do okna. Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer Nathana. Po czwartym sygnale odebrał.
-Halo?
-Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
-Nie no pewnie, że nie. Przecież mam co robić o północy. - Mówiąc to ziewnął.
-Przepraszam, ale po części chodzi o Ninę. Dasz radę spotkać się jutro ze mną? - W słuchawce nastała chwila ciszy, a po chwili wyraźnie słyszalny był szelest papieru.
-Jasne. 18;00 ci pasuje?
-Tak. Gdzie mam przyjść?
-Obok New York Times jest kawiarnia.
-Ok. Wiem gdzie i jeszcze raz sorry za pobudkę.
-Drobiazg.  

   Następnego dnia o 17:00 poprosiłem Amber by nie zostawiała Niny ze Scottem i wyszedłem tłumacząc się, że muszę coś załatwić. Wcześniej przedstawiłem swój plan Masonowi. Poparł go i powiedział, że pomorze. Dobrze wiedzieć, że na wszelki wypadek Nina nie będzie sama.
  Kilkanaście minut przed czasem czekałem przy jednym ze stolików na Nathana.
-Cześć. - Ross dosiadł się i uścisnął moją dłoń.
-Dzięki, że zechciałeś się spotkać.
-Spoko. O co chodzi? - Zacząłem mu opowiadać co wydarzyło się wczoraj.
-Dlatego zadzwoniłem do ciebie. Proszę cię byś zaopiekował się Niną gdy ja nie będę mógł, ale zanim podejmiesz decyzję musisz wiedzieć coś jeszcze.

~Nina~
   Oczywiście Fabian kazał Amber mnie pilnować. To ostatnio staje się u niego normą.
   Długo nie wracał, a zmęczenie dawało mi się we znaki, więc poszłam spać.

   W nocy obudził mnie dziwny zapach. Otwarłam oczy i ujrzałam szary dym wydostający się spod drzwi.
-Co jest grane? - Spytałam sama siebie. Otwarłam drzwi, a moim oczom ukazał się ogień. Serce momentalnie przyspieszyło. Chciałam się jakoś wydostać, lecz miałam marne szanse, gdy większą część korytarza zajął ogień. Przymrużyłam oczy starając się zobaczyć co jest za barierą. Ujrzałam ruch.
-Pomocy! - Krzyknęłam. Wtedy postać zatrzymała się i zwróciła się w moim kierunku. Pokonała płomień bez problemu. Gdy osoba zbliżyła się wystarczająco wiedziałam, że ma na sobie strój ognioodporny.
-Nie licz na pomoc. - Nie rozpoznałam głosu, ale ewidentnie był to męski głos.
-Co takiego? Przecież... - Przez dym zaczęłam mieć problem z oddychaniem. Zasłoniłam usta rękawem piżamy.
-Gdyby twój chłopak spełnij naszą prośbę do niczego by nie doszło. - O czym on mówi? Zauważyłam, że zaczyna się odwracać.
-Zaczekaj. - Zaczęłam kaszleć. - Nie dam rady przejść. Proszę... - Coraz trudniej było mi wypowiedzieć słowa. Mężczyzna nie zatrzymał się, ani nie odwrócił. Zniknął za barierą z ognia.
   Wróciłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Niestety było w nim zbyt dużo dymu bym mogła normalnie oddychać. Zatkałam szparę pod drzwiami kocem i położyłam się na podłodze jak najdalej od drzwi. Byłam przerażona. Nie chciałam umierać. Nie gdy znalazłam miłość swojego życia. Lecz chodź bym chciała nie mogłam nic zrobić. Z każdą sekundą ogień był coraz większy, a ja traciłam siły. Zaczęłam modlić się w duchu o to by Mason, Amber i Scott byli bezpieczni i w porę wydostali się z budynku.        
   Patrzyłam przed siebie coraz trudniej łapiąc oddech. Po chwili zamknęłam oczy.

~Fabian~
   Wciąż siedziałem z Nathanem w kawiarni i omawialiśmy wszystkie szczegóły, gdy usłyszałem sygnał swojego telefonu. Otworzyłem sms'a od nieznanego numeru. Przeczytałem wiadomość i ujrzałem zdjęcie płonącego domu Masona, a moje serce stanęło.
"Jednak nie uda ci się jej ochronić"
----------------------------------------------------------------------------------------
Tak tak wiem. W okropnym momencie skończyłam, ale nic na to nie poradzę :)
Dziś nie będę rozpisywać się pod rozdziałem, więc po prostu powiem dobranoc <3

Karen
  
   

wtorek, 23 czerwca 2015

[21] "Uważaj na siebie."

~Nina~
   Tak cicho jak wyszłam tak też wróciłam do pokoju. Mężczyźni wciąż rozmawiali, lecz nie skupiałam się już na ich słowach. Weszłam pod ciepłą kołdrę i zamknęłam oczy. Starałam się nie myśleć o tym co usłyszałam. Nie było to łatwe. Ciągle wracały do mnie fragmenty rozmowy.
   Po godzinie zmęczenie zwyciężyło i zasnęłam.

   Obudziłam się słysząc własny krzyk. Kolejny nękający mnie tej nocy koszmar.
   Drzwi do mojej sypialni otwarły się z hukiem. Do pomieszczenia weszli dwaj mężczyźni z uniesioną bronią. Nie widziałam ich twarzy, bo w pokoju panowała ciemność, lecz poznałam postawę jednego z nich. Fabian jako pierwszy opuścił pistolet.
-Wszystko w porządku? - Scott odezwał się obojętnie.
-Tak. Przepraszam to był tylko sen. - Wtedy zauważyłam jak kiwa lekko głową i ma zamiar wyjść, lecz zamiast tego wymienia spojrzenie z Rutterem.
-Ja z nią zostanę. - Powiedział brązowooki. Nie sprzeciwiając się Miller opuścił pokój zamykając przy tym drzwi.
-Fabian, ryzykujesz. - Powiedziałam szeptem, gdy brunet położył się obok mnie.
-Nie ważne. Potrzebujesz mnie. Kolejny koszmar?
-Tak. Dawno ich nie miałam Chyba jesteś moim osobistym łapaczem złych snów. - Wciąż szeptaliśmy by Scott nas nie usłyszał.
-W takim razie muszę wymyślić sposób by spać przy tobie. - Objął mnie ramieniem i pocałował w czoło.
-Śpij już i niczym się nie martw. Będę przy tobie. - Wtuliłam się w niego czując cudowny zapach perfum. Uspokoiłam się, a obrazy sprzed kilku minut zniknęły z mojej głowy. To niewiarygodne jak bliskość Fabiana na mnie wpływa. Dzięki niemu odzyskuje spokój, który pozwala mi normalnie funkcjonować. Nie myślę o Trevorze czy Jacku. Nie mam przed oczami śmierci Cooka i zdjęcia tej dziewczyny. Przy nim mogę spokojnie spać.

   Rankiem schodząc na dół czułam cudny zapach jajecznicy z bekonem. Przy stole Scott kończył już posiłek, gdy Fabian nakładał jajecznicę na dwa talerze.
-Dzień dobry. - Powiedziałam, uśmiechając się do nich. Rutter odpowiedział tym samym, lecz Miller nawet na mnie nie spojrzał.
-Chcesz? - Fabian wskazał na talerz pełen jedzenia.
-Z chęcią. - Usiadłam na prosto Millera, który mierzył mnie swoim czujnym spojrzeniem. - Coś nie tak? - Spytałam.
-Wszystko ok. - Powiedział a przede mną pojawiła się jajecznica. Wzięłam pierwszy kęs i usłyszałam szept Scotta. - Ale jeśli będzie tak co noc...
-Co to miało znaczyć? - Widocznie nie tylko ja to usłyszałam. Fabian usiadł obok mnie i skierował groźne spojrzenie na ochroniarza.
-Przepraszam. Gdy jestem zmęczony gadam głupoty. Smacznego. - Odszedł od stołu i udał się do salonu. Rozgościł się na kanapie i zaczął oglądać telewizję.

   -Idę na balkon. - Powiedziałam, gdy zapadła już noc. Wzięłam ze sobą koc i zajęłam jeden z leżaków. Dawno tutaj nie siedziałam. Nowy Jork nocą był piękny, ale nic nie dorówna rozgwieżdżonemu niebu. Wpatrywałam się w gwiazdy, gdy usłyszałam otwierające się drzwi.
-Scott poszedł sprawdzić teren. - Fabian usiadł obok mnie i objął mnie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i cieszyłam się chwilą bliskości.
-Jak długo to potrwa?
-Nie wiem. - Fabian złączył nasze usta w pocałunku, który był zdecydowanie za krótki. - Muszę już iść. Zaraz może przyjść. - Nie sprzeciwiałam się, gdy brunet wstał, chodź miałam wielką ochotę zatrzymać go przy sobie na dłużej.
-Fabian, mogę o coś spytać? - Zaczęłam, gdy Rutter chwycił za klamkę.
-Jasne. - Usiadł na leżaku obok.
-Kto to Luke?
-Skąd znasz jego imię?
-W nocy usłyszałam kawałek waszej rozmowy. Nie chciałam podsłuchiwać, lecz dobra akustyka robi swoje.
-To nasz przełożony. Luke Smith.
-Tak na prawdę to chciałabym wiedzieć o czym mi nie mówisz? Co jest takie niebezpieczne, że jest lepiej gdy nie wiem o tym? - Te pytania krążyły po mojej głowie od samego rana. Fabianowi wyraźnie nie spodobał się ten temat.
-Nino sama powiedziałaś, że jest bezpieczniej gdy o tym nie wiesz...
-Ty tak uważasz. Odkąd widziałam Jacka w więzieniu, nie dowiedziałam się niczego. Wiem, chcesz bym była bezpieczna, ale niewiedza o tym co się dzieje jest gorsza. Gdybyś mi powiedział, wiedziałabym czego się spodziewać, co unikać. - Moje słowa zaczęły go przekonywać. Wziął głęboki wdech.
-Dobrze. Powiem ci. Nadszedł już czas, byś poznała moją przeszłość. Zanim wstąpiłem do policji... - Przerwał gdy usłyszał głos Scotta w krótkofalówce.
-Zabieraj Nine. Ktoś... są samochodami... Jest ich.... - Przez zakłócenia prawie nic nie było słychać.
-Scott co się dzieje? - Powiedział Fabian do urządzenia. Zero odpowiedzi. - Lepiej wejdźmy do środka. - Powiedział kierując się do drzwi. Wtedy usłyszałam strzał. Pocisk trafił w ścianę. Odruchowo skuliłam się, a brunet zasłonił mnie swoim ciałem. Słyszałam jak wypowiada sznur przekleństw. Weszliśmy do środka i schowaliśmy się za ścianą, do której mnie przycisnął. Był tak blisko mnie, że miałam problem w oddychaniem.
-Posłuchaj mnie uważnie. - Zaczął Fabian rozglądając się po pomieszczeniu. - Scott będzie czekał na ciebie w garażu. Wsiadasz z nim do samochodu i chowasz się miedzy siedzeniami. Nikt nie może cię zobaczyć. Muszą myśleć, że jesteś ze mną.
-Czekaj. Nie jedziesz z nami? - Spytałam. Strach był coraz większy. Przecież on nie może tutaj zostać.
-Nie. Pojadę innym dokładnie takim samym samochodem co wy. Odwrócę ich uwagę, gdy Scott zawiezie cię do Amber i Masona.
-Nie ma mowy. Nie zostawię cię.
-Nino musisz. - Kolejny pocisk wleciał do pomieszczenia tłukąc naczynia w kuchni. - Nie mamy czasu. Proszę cię obiecaj mi, że pojedziesz ze Scottem. - Patrzył na mnie swoimi brązowymi oczami, w których był widoczny strach o mnie.
-Dobrze, ale ty też mi coś obiecaj. Obiecaj, że wrócisz do mnie cały i zdrowy. - Łzy pojawiły się w moich oczach. - Proszę cię...
-Obiecuje. Wrócę. - Złączył nasze usta w krótkim pocałunku, w trakcie którego z moich oczu popłynęły łzy. Po oderwaniu chwycił moją dłoń i ruszyliśmy w kierunku parteru kryjąc się w cieniu.

   -Scott wiesz gdzie masz jechać. - Powiedział Fabian, gdy weszliśmy do podziemnego garażu. Pocałował mnie w czoło i ruszył w kierunku swojego samochodu.
-Uważaj na siebie. - Posłał w moim kierunku uśmiech i wsiadł do samochodu. Ja usiadłam w samochodzie Millera z tyłu chowając się miedzy siedzeniami. Miałam nadzieję, że przyciemnione szyby utrudnią zobaczenie napastnikom, w którym wozie siedzę.
-Gotowa? - Wystraszyłam się słysząc głos Scotta.
-Tak. - Silnik samochodu zawył. Ruszyliśmy a ja przygotowałam się na najgorsze.

    Samochód pędził z niesamowitą prędkością. Nogi już mi ścierpły, ale mimo to nie zmieniałam pozycji. Odczuwałam każdy zakręt czy nierówność drogi.
   Zaczęłam modlić się w duchu, by Fabianowi nic się nie stało. Obiecał mi, że wróci, ale mimo to w głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Jednym z nich było, że dopadają go, biją, a później zabijają i porzucają ciało gdzieś w lesie. Kolejny raz łzy popłynęły z moich oczu. On do mnie wróci cały i zdrowy. On musi wrócić. Musi.

   -Jesteśmy na miejscu. - Głos Millera obudził mnie. Ostrożnie wychyliłam się spoglądając przez szybę. Kolejny raz staliśmy przed rodzinnym domem Fosterów. Z Nowego Jorku jest zdecydowanie bliżej niż z domku na plaży Fabiana, gdziekolwiek ten domek stoi.
   Usiadłam na siedzeniu czując ból nóg. Kilku godzinna jazda w takiej pozycji nie była przyjemna.
-Chodźmy. Już na nas czekają. - Wychodząc z samochodu miałam problem z utrzymaniem się na nogach. Przez całą jazdę były zgięte i teraz odmawiają posłuszeństwa. - Poczekaj, pomogę ci. - Miller pozwolił oprzeć się na nim. Położył swoją dłoń na moim pasie i podtrzymał mnie. Rozejrzałam się po posesji. Nigdzie nie było samochodu Fabiana.
   Podeszliśmy do drzwi. Brunet zapukał cztery razy. Odczekaliśmy chwilę, gdy ujrzeliśmy Masona stojącego w otwartych drzwiach, a za nim była Amber. Odsunęłam się od Millera i ruszyłam prosto w objęcia przyjaciółki. Przestałam powstrzymywać łzy. Pozwoliłam im płynąć swobodnie. Czułam jak Amber gładzi mnie po plecach i mówi, że wszystko będzie dobrze, jednak wiedziałam, że z jej oczu także płynął słone łzy.
-Amber boje się. Tak strasznie się o niego boję. - Wyznałam.
-Wiem.
-Nino, Fabian wróci. Ma do kogo. - Zapewniał mnie Mason.

   Scott zniknął gdzieś w kuchni, a nasza trójka siedziała na kanapie i czekała. Czas dłużył się jak nigdy. Gdzie on jest? Powinien już tutaj być.
-Scott, wiesz ilu ich było? Widziałeś ich? - Spytałam ochroniarza.
-Nie widziałem ich, ale stało kilka identycznych samochodów. - Kilka? Jack i Trevor widocznie znaleźli wspólników.

   Wciąż siedziałam na kanapie. Amber obejmowała mnie, starając się mnie pocieszyć. W sumie nic nie zmieniło się od godziny. Fabiana wciąż nie było, a ja wciąż bałam się o niego. Ręce wciąż mi drżały. Jedyną zmianą było to, że nie płakałam. Przez ten czas brakło mi łez. Z każdą następną minutą zaczęłam tracić nadzieję na jego powrót. Do mojej głowy wciąż wracały te same pytania. Co jeśli go złapali? Czy udało mu się uciec? Czy jedzie teraz do nas czy ukrył się w bezpiecznym miejscu? O niczym innym nie byłam w stanie myśleć.
   Wtedy ktoś zapukał do drzwi. Moje serce przyspieszyło. Każdy z nas spojrzał w kierunku hałasu.
-Amber, Nina idźcie na górę. - Mason zwrócił się do nas i wstał.
-Ale... - Zaczęłam.
-Żadnego ale. Na górę. - Nie poznałam Masona. Miał napięte mięśnie gotowe do walki. Był stanowczy i nieugięty. Na schodach zauważyłam jak Scott i Mason z uniesioną bronią zbliżają się do drzwi.

   Siedziałam z Amber w jednej z sypialni. Z dołu nie dochodził żaden dźwięk. Wszędzie panowała całkowita cisza, która po chwili została przerwana przez kroki. Ktoś zbliżał się do pomieszczenia, w którym byłyśmy. Nie wiedziałyśmy kto to, więc sięgnęłyśmy po rzeczy, które mogą służyć jako broń.
   Gdy drzwi się otworzyły moim oczom ukazał się Fabian. Na jego twarzy nie było śladów walki, a koszulka nie była zaplamiona krwią. Bez namysłu rzuciłam nożyczki na łóżko i rzuciłam mu się na szyję.
-Już jestem. - Fabian mówił ściszonym głosem. Przylgnęłam do niego całym ciałem.
- To ja was zostawię. - Powiedziała Amber wychodząc. Kątem oka dostrzegłam na jej twarzy ulgę.
   Fabian przysunął mnie jeszcze bliżej siebie i trwaliśmy w uścisku kilka dobrych minut.
-Tak bardzo się bałam. - Powiedziałam.
-Wiem. Przepraszam. Musiałem ich zgubić. - Odsunął się ode mnie, by po chwili złączyć nasze usta w pocałunku.
-------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Powiem szczerze. Namęczyłam się dziś z tym rozdziałem. Od 13:00 pisałam go i blogger zaczął się sprzeciwiać. Do tego nie miałam weny. Gdy zwątpiłam w siebie i miałam wyłączać to wszystko pisanie szło mi najlepiej.
Od dziś mam też postanowienie. Postaram się do każdego rozdziału dodawać jakieś obrazki lub gify.
I jeszcze jedna sprawa. Wakacje tuż tuż, więc rozdziały też powinny pojawiać się częściej chodź nie obiecuje, że będę dodawać regularnie. Może się też zdarzyć że w tygodniu np wstawię dwa rozdziały lub wcale, więc proszę was o wyrozumiałość i cierpliwość.

Miłego ;)
Karen


sobota, 20 czerwca 2015

[20] "Dodatkowa ochrona?"

~Nina~
   W pewnym momencie ujrzałam skrawek jakiegoś zdjęcia. Wyjęłam je, jednak szybko pożałowałam swojej decyzji. Na zdjęciu była młoda dziewczyna. Leżała na asfalcie w kałuży krwi. Obok niej leżała biała kartka z zakrwawionymi bokami. Na kartce był napis, który odczytałam bez trudu.
,,To miała być ONA''.
Gdy to ujrzałam poczułam się jeszcze gorzej.
-Gdzie jest toaleta? - Spytałam z słyszalnym wahaniem w głosie. Fabian widząc moją reakcję chwycił moją dłoń i poprowadził w kierunku damskiej łazienki. Wszedł za mną nie zwracając uwagi czy w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. Weszłam do pierwszej lepszej kabiny zatrzaskując drzwi na zasuwkę. Wtedy poczułam jakby mój żołądek wykonał obrót o 180 stopni. Zdjęcie kolejny raz pojawiło się przed moimi oczami. Tym razem pojawiłam się na nim ja. To miałam być ja. To ja powinnam tam leżeć martwa, a nie ta niewinna dziewczyna. To mnie chce zabić.
   Głębokie oddechy nie pomogły na długo. Wyrzuciłam z siebie resztki śniadania. Po wszystkim zdałam sobie sprawę, że Fabian stoi za drzwiami i próbuje nawiązać ze mną kontakt.
   Otwarłam drzwi i wyszłam. Rutter od razu znalazł się przy mnie, obejmując mnie.
-W porządku? - Spytał. W jego głosie wyraźnie było słychać niepokój.
-Już tak. Po prostu lot, stres, to zdjęcie... - Oswobodziłam się z uścisku i ruszyłam w kierunku umywalki. Odkręciłam zimną wodę i przemyłam twarz starając się nie rozmyć tuszu do rzęs. Przepłukałam usta po czym sięgnęłam po ręcznik papierowy.
-Przepraszam, że widziałeś... - Zaczęłam, lecz szybko przerwał mi całując mnie w czoło.
-Nie masz za co przepraszać.

    Gdy poczułam się lepiej, wróciliśmy do gabinetu przełożonego.
-Czuje się pani już lepiej? - Spytał, gdy zajęłam swoje miejsce.
-Tak.
-To dobrze. Chciałbym pani przedstawić Scotta Millera, dodatkowego ochroniarza. - Dodatkowego co? Przecież Fabian i Mason mi wystarczą.
-Nie rozumiem. - Powiedziałam po chwili.
-Dodatkowa ochrona? Czy nie wystarczę ja z Masonem? - Rutter też był zdziwiony tą decyzją.
-Foster pilnuje Panny Milington.
-Tak, ale często z Amber spędzamy razem czas. - Dodałam.
-Sprawa jest na prawdę poważna. Nie możemy ryzykować życiem jedynego świadka, który może wsadzić do więzienia morderce. - Dyskretnie spojrzałam na Fabiana. Jemu też nie podobała się ta cała sytuacja. Dodatkowa ochrona w niczym nie pomoże, tylko pogorszy naszą sytuację. Policjanci nie wiedzą o Trevorze i tym dziwnym mężczyźnie z Empire State Building. Do tego będziemy musieli trzymać się na dystans.
-Czy to na prawdę konieczne? - Spytałam błagalnie.
-Obiecuję, że nawet mnie nie zauważysz. - Pierwszy raz odezwał się Scott. Miał gruby nawet przyjemny głos. Przyjrzałam mu się. Miał krótko ścięte brązowe włosy i kilkudniowy zarost. Pod mundurem widoczne były mięśnie.
-Może pani mu zaufać. - Przełożony musiał zauważyć mój nieufny wzrok skierowany na Millera.
-Jak to wszystko będzie teraz wyglądać? - Nie wierzyłam własnym słowom. Zgodziłam się na to.
-Wciąż będzie pani mieszkać z Rutterem. Miller większość czasu będzie spędzał na zewnątrz w samochodzie sprawdzając okolicę. Oczywiście będzie mieć kontakt z Rutterem i w każdej chwili będzie mógł wejść do apartamentu. - Zauważyłam, że bruneci przekazują sobie znaczące spojrzenie. Zmarszczyłam brwi. - Czy coś jest niejasne? - Spytał mnie przełożony.
-Nie, wszystko jasne. - Spojrzałam na niego. - To od kiedy to się zacznie?

   Siedziałam na tylnym siedzeniu w samochodzie Ruttera. Za kierownicą siedział oczywiście Fabian, a po jego prawej Scott. Dlaczego ja się na to zgodziłam? Owszem nie miałam zbyt wiele do gadania, ale mogłam się sprzeciwić. Przecież ja nie wytrzymam bez Fabiana. Kocham go. Do tej pory spędzaliśmy każdą chwilę razem. Każdą. Teraz to musi się zmienić. Nie chcę narobić mu kłopotów, ale nie chcę się od niego odsuwać. On jest dla mnie jak... jak tlen bez, którego nie można żyć. Co jeśli nie będzie go przy mnie gdy będę w niebezpieczeństwie lub gdy będę go potrzebować? Co jeśli będzie mi źle a on nie będzie mógł mnie przytulić czy pocałować?
   Kolejny raz ujrzałam to zdjęcie. Serce zaczęło bić szybciej, a oddech stał się nierównomierny. Miałam wrażenie, że w samochodzie zrobiło się strasznie ciasno.
-Zatrzymaj samochód. - Powiedziałam, ledwo łapiąc oddech. Fabian spojrzał w lusterko i nasze spojrzenia się spotkały. Wtedy zauważyłam strach i troskę w jego oczach. Momentalnie zatrzymał samochód, obszedł go i otworzył mi drzwi. Wyszłam z niego starając się wziąć głęboki wdech. Nic z tego. Moje płuca protestowały.
   Znów ujrzałam siebie na zdjęciu. Tym razem wyglądało to jak film. Stałam na środku pustej ulicy. Sama. Nie było obok mnie nikogo. Nikt nie mógł mi pomóc, gdy za mną pojawił się Jack. Zaraz za nim wyszedł Trevor. Szli w moim kierunku, a ja nie mogłam poruszyć nawet palcem.
-Nina, oddychaj. - Głos Fabiana przywrócił mnie do rzeczywistości. Obrazy zniknęły. Teraz widziałam tylko jego brązowe oczy wpatrzone we mnie z troską. - Oddychaj spokojnie. Pamiętasz? Już raz ci się udało. Owszem było to dawno, ale dałaś radę. Tym razem też to zrobisz. Jestem przy tobie. Nic ci nie grozi, tylko oddychaj. - Spokój i opanowanie w jego głosie pozwoliły mi się skupić. Przyglądałam się mu. Ciągle powtarzał bym oddychała razem z nim. Po kilku chwilach zrobiłam to. Wzięłam jeden głęboki wdech, a za nim następny i kolejny. Świat wokół mnie wracał do normy. Pojawiali się ludzie i odgłosy jeżdżących samochodów. Moje serce jak i oddech zaczęły się uspokajać.
-Bardzo dobrze. Jeszcze kilka wdechów i wydechów. - Teraz zdałam sobie sprawę, że brunet mnie podtrzymuje. Stanęłam o własnych siłach, lecz jego ramię wciąż mnie wspierało.
-Co się stało? - Spytałam lekko oszołomiona.
-Miałaś atak paniki. - Dłoń Fabiana mocniej owinęła się wokół mojego pasa.
    Po chwili wszystko wróciło do normy.
-Mówiłem, zuch dziewczyna. - Zaśmiałam się i objęłam go. Nie musiałam długo czekać by przysunął mnie do siebie i zamknął w uścisku. Wtedy przypomniałam sobie o Millerze.
-Scott. - Szepnęłam mu na ucho i chciałam się odsunąć, lecz nie pozwolił mi na to.
- Później mu to wytłumaczę. - Odszepnął.
   Po chwili odsunęłam się od brązowookiego i z lekkim skrępowaniem spojrzałam na Scotta, który przyglądał się całej sytuacji z dziwnym wyrazem twarzy. Jego spojrzenie przesunęło się po moim ciele i spoczęło na mojej tali gdzie znajdowała się ręka Fabiana.
-Scott prowadzisz. - Głos bruneta był... Ciężko to nazwać, ale taki służbowy. - Możemy już jechać? - Do mnie odezwał się ściszonym, spokojnym tonem. Kiwnęłam twierdząco głową i ruszyłam w kierunku samochodu. Usiadłam na swoim miejscu. Zaraz za mną wszedł Fabian. Usiadł obok mnie i chwycił mnie za rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona, lecz on nawet nie zareagował.

   Gdy weszliśmy do apartamentu usiadłam zmęczona na kanapie. Zdecydowanie zbyt dużo wrażeń jak na jeden dzień.
-Fabian co my teraz zrobimy? - Spytałam bruneta, gdy usiadł obok mnie. Mieliśmy chwilę dla siebie, ponieważ Scott sprawdzał okolicę. - Nie możemy zachowywać się tak jak do tej pory. Gdy twój przełożony się dowie...
-O niczym się nie dowie. Nie martw się. Znam Scotta i mu ufam. - Objął mnie, a ja oparłam się na jego klatce piersiowej.
 -Muszę przenieść się do innej sypialni. - Powiedziałam z niechęcią.
-Tylko na jakiś czas. -Przysunął mnie do siebie drugą ręką i kolejny raz zamknął w uścisku. Zamknęłam oczy ciesząc się jego bliskością, a on pocałował mnie w czoło. Przy nim czułam się bezpiecznie. Pierwszy raz dzisiejszego dnia byłam na prawdę spokojna. Odprężyłam się i zasnęłam w objęciach mojego ukochanego.

   Przebudziłam się słysząc głośną rozmowę dobiegającą zza drzwi. Otwierając oczy ujrzałam sypialnię, w której spałam gdy tutaj przyjechałam.
   Wstałam z łóżka, nadsłuchując, lecz słowa były niewyraźnie. Podeszłam do drzwi i uchyliłam je lekko. Podeszłam do schodów gdy głosy ucichły, lecz tym razem były wyraźnie słyszalne.
-Chcesz, żeby nas usłyszała? - Usłyszałam Fabiana.
-Nie, ale co to miało znaczyć? - Tym razem odezwał się Scott.
-Miała atak paniki. Co miałem ją zostawić? - Po tonie ich głosu wywnioskowałam, że to raczej nie była spokojna rozmowa.
-Nie, ale dobrze wiesz co powiedziałby na to Luke. - Luke? Kto to Luke?
-Wiem i mam to gdzieś. Potrzebowała pomocy. W ogóle skąd ty się tutaj wziąłeś?
-Zostałem przeniesiony, bo uznali że tutaj będę bardziej potrzebny.
-Wiesz, że nie o to pytam.
-To długa historia.
-Mamy sporo czasu. - Fabian był wyraźnie rozdrażniony.
-Ona wie o tym wszystkim? - Spytał nagle Scott.
-Nie i lepiej żeby na razie nie wiedziała. Nie chcę jej wplątywać w te sprawy z Killersami. To zbyt niebezpieczne.
-Ona już jest w to wplątana.
-Ochronię ją. Nic jej nie zrobią dopóki ja żyję i nie zmieniaj tematu. - O co chodzi? Jacy Killersi? Czyżby nie tylko Trevor i Jack nam zagrażali?
   Tak cicho jak wyszłam tak też wróciłam do pokoju. Mężczyźni wciąż rozmawiali, lecz nie skupiałam się już na ich słowach. Weszłam pod ciepłą kołdrę i zamknęłam oczy. Starałam się nie myśleć o tym co usłyszałam. Nie było to łatwe. Ciągle wracały do mnie fragmenty rozmowy.
   Po godzinie zmęczenie zwyciężyło i zasnęłam.
 ------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry, a raczej dobry wieczór :)
W ramach rekompensaty za poprzedni krótki rozdział dodaje następny. Mam nadzieję, że się podoba.
Pod koniec, niestety, wena mnie opuściła (tak to jest gdy pomysł jest, a człowiek się odrywa i pomysł odlatuje z wiatrem) i troszeczkę popsułam końcówkę.
Zaktualizowałam zakładkę BOHATEROWIE. Nie napisałam tam z byt wiele, ale poznacie wygląd naszego Scotta :)
Mam do was prośbę. Niech każdy kto czyta moje wypociny pozostawi pod tym postem komentarz. Może być cokolwiek. Chce wiedzieć ile was tu jest.

Miłego :)
Karen


piątek, 19 czerwca 2015

[19] "Jack się odezwał."

~Nina~
   Mimo wczoraj... dzisiejszej małej "imprezie" obudziłam się dość wypoczęta. Co dziwne wciąż leżałam w ramionach śpiącego Fabiana. Czekałam na to tak długo, a teraz gdy to się stało czuję się dziwnie, ale i przyjemnie.
   Podniosłam się delikatnie, by na niego spojrzeć. Zamknięte oczy, rozluźnione mięśnie, zmierzwione włosy. Nie sądziłam, że będę chciała oglądać go godzinami gdy śpi. Wyglądał... jak nie on. Fabian, którego widzę codziennie jest silny, nieugięty, dba o bezpieczeństwo innych. Ten śpiący Fabian jest bezbronny, niewinny, łatwo go zranić.
-Patrzysz na mnie. - Powiedział Rutter uśmiechając się przy tym.
-Tak. A nie mogę?
-Możesz. - Otwarł oczy i pocałował mnie w czoło. Ułożyłam się w wcześniejszej pozycji, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
-Nie mogłeś dłużej pospać? - Spytałam uśmiechając się potajemnie.
-A co?
-Nie nacieszyłam się twoim widokiem. To nie jest fair. Ty możesz oglądać mnie godzinami, a gdy ja mam na to okazje budzisz się po 5 minutach.
-Nauczyłem się budzić, gdy się poruszasz.
-Dlaczego? - Podniosłam się patrząc mu w oczy.
-Wcześniej miałaś koszmary. Pomagałem ci się uspokoić. - Zrobiło mi się ciepło na sercu. Pewnie w nocy za każdym razem gdy wykonywałam jakiś ruch on się budził i sprawdzał czy wszystko w porządku. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc chwyciłam jego twarz w dłonie i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku.

   Dzisiejszy dzień postanowiliśmy spędzić bez żadnych dodatkowych atrakcji, więc po obiedzie udaliśmy się na spacer po parku. Mimo zimy, nie było śniegu a temperatura była dodatnia. Promienie słoneczne dodawały energii i poprawiały humor.
   Szliśmy kolejną alejką trzymając się za ręce, gdy telefon Fabiana dał o sobie znać. Zignorował pierwsze połączenie, lecz po chwili urządzenie wciąż zadzwoniło.
-Odbierz, to pewnie coś ważnego. - Powiedziałam. Brunet z niechęcią odebrał. W trakcie rozmowy napiął mięśnie, a jego wyraz twarzy w ciągu kilku sekund zmienił się ze spokojnego w czujny. Automatycznie moje serce zaczęło bić szybciej. Coś się stało i to nie było nic dobrego.
-Musimy wracać. - Chwycił moją dłoń i szybkim krokiem ruszył w kierunku naszego hotelu.
-Co się stało? - Z powodu szybkiego marszu mój oddech przyspieszył, a zdenerwowanie nie pomagało mi.
-Jack się odezwał.

    Zarezerwowaliśmy najwcześniejszy lot do Londynu. Na szczęście jakaś rodzina zrezygnowała z lotu i startowaliśmy za 4 godziny. Spakowaliśmy wszystkie rzeczy w pośpiechu. Z powodu drżących rąk miałam problem z zamknięciem walizki.
-Daj. Zajmę się tym. - Fabian bez trudu poradził sobie z zamkiem błyskawicznym. Jak on w takiej sytuacji potrafi zachować spokój? W sytuacji, w której ktoś zginął.
-Dziękuje. - Posłał w moim kierunku delikatny uśmiech.
-Gotowa? - Kiwnęłam twierdząco głową. Fabian wyciągnął w moim kierunku swoją dłoń, którą bez wahania chwyciłam. Wyszliśmy z hotelu, wsiedliśmy do wynajętego samochodu i ruszyliśmy w kierunku lotniska.

   Nowy Jork
   Szliśmy w kierunku budynku policji. Moje serce z każdym krokiem biło coraz szybciej. Bałam się zobaczyć tego co powiedział mi Fabian. Do tego lot nie należał do przyjemniejszych, a z powodu zdenerwowania nie mogłam zasnąć. Jego skutki odczuwam do teraz. Mdłości i zawroty głowy ciągle powracają co tylko utrudnia nasz marsz.

   W budynku czekał na nas przełożony Fabiana. Weszliśmy do jego gabinetu. Ucieszyłam się na widok miękkich skórzanych foteli. Gdybym szła dłużej pewnie bym zemdlała.
-Dobrze się pani czuje? - Spytał mnie policjant.
-Tak. To przez ten lot.
-Jesteś strasznie blada. Chcesz szklankę wody? - Fabian pierwszy raz od dłuższego czasu spojrzał na mnie. Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam troskę, którą próbował ukryć przed dyrektorem.
-Nie... - Ledwo przełknęłam. - Chodź jednak skorzystam z propozycji. - Brunet od razu podszedł do stolika. Z dzbanka nalał do szklanki wodę. Podając mi ją dotknął dyskretnie mojej dłoni. Ryzykował przytrzymując moją rękę dłużej niż powinien.
   Zabrał dłoń i usiadł obok mnie jakby odczytał moje myśli.
-Teraz możesz nam wszystko wyjaśnić tak jak trzeba. - Fabian skierował swoje słowa do przełożonego. Nie wiedziałam, że może do niego mówić na ty.
   Dyrektor wyjął z szuflady brązową kopertę i przysunął ją do Ruttera.
-To wszystko co udało nam się ustalić do tej pory. - Brunet otworzył pakunek i zaczął przeglądać dokumenty. - Będę szczery. Nie jest dobrze. - Kolejne papiery znalazły się na biurku. W pewnym momencie ujrzałam skrawek jakiegoś zdjęcia. Wyjęłam je, jednak szybko pożałowałam swojej decyzji. Na zdjęciu była młoda dziewczyna. Leżała na asfalcie w kałuży krwi. Obok niej leżała biała kartka z zakrwawionymi bokami. Na kartce był napis, który odczytałam bez trudu.
,,To miała być ONA''

-------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam. Notkę piszę na szybko w telefonie więc za ewentualne błędy,  literówki i inne przepraszam.
Miałam opublikowac rozdział jutro lecz pewna osóbka bardzo chciala dzis więc prosze bardzo ;)
Z powodu ciężkich warunków do pisania koncze notke (nie chce was przerazić moją pisownia)

Miłego; )
Karen

Ps. rozdzial nie został sprawdzony.
  
    

sobota, 13 czerwca 2015

[18] cz.2 "Szczęśliwego Nowego Roku."

~Nina~
   31 grudnia obudziłam się wcześniej niż wczoraj, ale oczywiście Fabiana nie było. Przetarłam zaspane oczy rozglądając się po pomieszczeniu. Wciąż nie wierzę, że jestem w Paryżu.
   Wtedy usłyszałam otwierające się drzwi. Stanął w nich brunet. Trzymał w ręku tacę z parującym posiłkiem, a z dzbanka wystawała sztuczna czerwona róża.
-Śniadanie do łóżka, raz. - Powiedział kładąc tace na moich kolanach.
-Nie musiałeś. - Uśmiechnęłam się ciesząc się w duchu z tego gestu.
   Zjedliśmy wspólnie naleśniki z syropem, potem Fabian położył się obok mnie, objął mnie ramieniem i przysunął do siebie. Oparłam głowę na jego klatce piersiowej i słyszałam każde uderzenie serca. Przez chwilę poczułam jak moje serce dostosowywuje się do słyszanego rytmu. Miałam wrażenie jakby nasze serca pasowały do siebie, jakby każde z nas posiadało całość drugiego.
   Ostatnio przeszliśmy wiele. Wiem, że Fabianowi zależy na mnie i to bardzo. Okazuje mi to na każdym kroku. Wiem także, że coś ukrywa przede mną. Chciałabym wiedzieć co się dzieje, by mu pomóc, ale wiem że wypytując go odsuniemy się od siebie. Nie chcę go stracić, ale też nie chce by znosił to wszystko sam.
-O czym tak myślisz? - Spytał, a jego palce gładziły moje ramię. Przez chwilę wahałam się co odpowiedzieć, ale chyba nie ma sensu tego ukrywać.
-O nas. O tym co czeka nas w nowym roku. O tym co przeszliśmy do tej pory, a głównie to o tym, że nie chcę cię stracić. - Przymknęłam powieki przytulając się do niego jeszcze mocniej.
-Nie stracisz mnie. - Zamilkł. Po chwili chwycił mnie za podbródek i uniósł moją twarz w taki sposób, bym patrzyła prosto w jego oczy. - Nie stracisz mnie nigdy. - Powtórzył. - Zawsze będę przy tobie niezależnie od tego co się stanie. - Nagle ogarnął mnie strach, jakby to co mamy w tej chwili miało zniknąć. - Chodzi o coś więcej prawa? - Spytał. Chyba wyczytał to z moich oczu.
-Po części tak. Wiem, że coś ukrywasz od dłuższego czasu. Nie chcę się kłócić czy dyskutować na ten temat w tej chwili, ale od momentu moich odwiedzin w więzieniu nie wyjaśniłeś mi nic i boję się, że gdy zacznę o to pytać ty będziesz wolał odwrócić się ode mnie niż wyznać mi prawdę.
-Nie zrobię tego. Wiem, ostatnio ukrywam kilka rzeczy, ale tylko i wyłącznie dlatego, że chcę byś była bezpieczna i nie martwiła się o nic. - Pocałował mnie w czoło i objął dodatkowo drugim ramieniem. Po chwili odetchnął głęboko i kontynuował temat. - Obiecuje, że już wkrótce wyjaśnię ci wszystko.

   By nie psuć sobie nastroju przed tym co przygotował Fabian postanowiliśmy chwilowo zapomnieć o naszej wcześniejszej rozmowie. Wciąż nie opuszczało mnie przeczucie, że wydarzy się coś złego. Ten niepokój także postanowiła zignorować.
   Przed południem wybraliśmy się na zwiedzanie miasta. Zobaczyliśmy Luwr, Katedrę Notre-Dame i wiele więcej.

   Po tym wszystkim strasznie bolały mnie nogi. Spędzenie razem dnia i zobaczenie tylu rzeczy... Było genialnie, ale nie oszukujmy się. Kobieta nie da rady chodzić 5 godzin bez przerwy na koturnie.
-Nie mogłeś mnie ostrzec, że będziemy tyle chodzić? Nie wkładałabym tych obcasów. - Narzekałam od dobrych 10 minut, gdy szliśmy w stronę jakieś restauracji. Po minie Fabiana widziałam, że po części go to bawi. - To nie jest śmieszne. - Uderzyłam go lekko w ramię gdy ujrzałam uśmiech na jego ustach.
-Oj no dobra. Wezmę cię na barana. - Gdy to powiedział zdałam sobie sprawę jak się zachowujemy. Miałam wrażenie, że cofnęliśmy się do czasu, gdy byliśmy w collegu. Podoba mi się to.
   Fabian przykucnął, a ja objęłam go ramionami za szyję, a nogi oplotłam wokół jego pasa. Przytuliłam się do niego czując zapach męskich perfum. Jakoś nie przepadam za nimi, ale te wyjątkowo mi się podobają. Zapach jest delikatny (jeśli można to powiedzieć o męskich perfumach) i idealnie podkreśla zapach jego skóry.
-Wygodnie ci? - Spytał po chwili.
-I to jak. - Idąc do hotelu wstąpiliśmy do sklepu, gdzie kupiliśmy szampana i kilka przekąsek.

   Leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie, oglądaliśmy film i jedliśmy zakupiony wcześniej posiłek. Fabian powiedział, że zaplanował coś jeszcze. Niestety nie udało mi się wyciągnął żadnych konkretnych informacji. Wiem tylko, że teraz muszę odpocząć, by później znów nie marudzić.

   Dochodziła 23:00. Siedzieliśmy w wynajętym  samochodzie i gdzieś jechaliśmy. Coraz częściej moje powieki przymykały się, lecz brunet nie pozwolił mi zasnąć. Po jakimś czasie byliśmy już na miejscu. Przez przyciemniane szyby nie widziałam za wiele. Mimo wcześniejszych zakazów, Fabian kazał zamknąć mi oczy.
-Znów? - Spytałam. - Czy to nie może być niespodzianka, którą będę widzieć?
-Nie. Dopóki nie zamkniesz oczu nie wyjdziemy z samochodu. - Byłam ciekawa co przyszykował tym razem, więc zrobiłam to o co poprosił. - Obiecaj, że ich nie otworzysz dopóki ci nie powiem. - Dodał po chwili.
-Muszę?
-Tak.
-Obiecuję. - Wtedy usłyszałam trzask zamykanych drzwi. Nie zorientowałam się kiedy silne ramiona wzięły mnie na ręce i wyjęły z samochodu. Cichy pisk zaskoczenia wydobył się z mojego gardła.
-Spokojnie, to tylko ja. - Szept Fabiana uspokoił moje szybko bijące serce. Dlaczego przestraszyłam się takiej błahostki? Przecież przy Rutterze nic mi nie grozi.
-Wszystko w porządku? - Oddech bruneta łaskotał moje ucho. Chyba moja mina zdradzała myśli.
-Tak... po prostu.... to nic ważnego.
-Na pewno? - Fabian zatrzymał się.
-Tak. - Uśmiechnęłam się i schowałam twarz w jego ramieniu.
   Oczy wciąż miałam zamknięte, więc nie mam bladego pojęcia gdzie jesteśmy, ale chyba jedziemy windą. Po chwili usłyszałam dziwny dźwięk i poczułam powiew wiatru na twarzy.
-Fabian, gdzie my jesteśmy? - Spytałam niecierpliwiąc się.
-Sama zaraz zobaczysz. - Postawił mnie na, jak mi się zdaje, podłodze, ponieważ moje niskie obcasy zastukały. - Możesz otworzyć oczy. - Powoli zaczęłam podnosić powieki. Wtedy zaparło mi dech w piersiach. Kolejny raz w ciągu 2 dni. Staliśmy na Wieży Eiffla. Na samym jej szczycie. Widziałam miasto, które wciąż tętniło życiem. Masa kolorowych świateł, ludzie wielkości mrówek poruszający się miedzy budynkami, trwająca w najlepsze zabawa noworoczna w jednym z wieżowców. To wszystko jest.... Aż brak mi słów.
-Widzę, że ci się podoba. - Fabian podszedł do mnie i objął mnie w pasie. Na górze było zimniej niż na dole, więc wtuliłam się w jego ciepłe ramiona.
-I to bardzo. Nie sądziłam, że mogę zobaczyć coś tak pięknego.
-No to poczekaj jak się zacznie.
-Co? - Brunet spojrzał na zegarek. Odwrócił mnie twarzą do siebie.
-Szczęśliwego Nowego Roku. - Powiedział i pocałował mnie w czoło. Wtedy usłyszałam huk, a wokół nas zaczęły pojawiać się różnokolorowe fajerwerki. Do tego w koło wieży rozpoczęła się gra świateł. Woda w różnych odcieniach tryskała w górę.
   Nie wierzę w to co właśnie się dzieję. Nie chcę by to wszystko okazało się tylko pięknym snem, z którego się wybudzę i wrócę do szarej rzeczywistości. W ciągu tych dwóch dni Fabian zrobił dla mnie tak wiele. Dał mi cząstkę normalnego życia, które moglibyśmy przeżyć, gdyby nie ostatnie wydarzenia. Kolejny raz uświadomiłam sobie jak moje życie się zmieniło. Gdybym wtedy nie poszła na wywiad z Cook'iem nie miałabym problemu z Jack'iem. Z samym Trevorem dałabym rade. Nathan znów by mi pomógł. Żyłabym życiem, które zawsze miałam, znałam i kontrolowałam. Ale wtedy nie zbliżyłabym się do Ruttera. Nie spędziłabym z nim tych cudownych chwil. W tej chwili nie podziwiałabym widoków w objęciach osoby, która jest całym moim życiem. Tak. On jest dla mnie wszystkim i chyba dopiero teraz to do mnie dotarło. Gdybym miała wybór cofnąć się w czasie i wszystko zmienić... Nic nie uległo by zmianie, bo to co przeszłam wcześniej jest warte tych kilku chwil spokoju i radości.
-Kocham cię, wiesz? - Powiedziałam gdy hałas wokół nas ucichł. - Robisz dla mnie tyle dobrego, a ja tylko sprowadzam na ciebie niebezpieczeństwo.
-Prędzej to przeze mnie coś ci grozi, ale nie mówmy dziś o tym. Cieszmy się tą chwilą póki trwa. - Przytuliłam się do niego.
-Też cię kocham. - Szepnął mi na ucho, lekko je całując.

    Siedzieliśmy w pokoju hotelowym i piliśmy francuski szampan, który zaczął już działać. Nie mam mocnej głowy, ale jeden kieliszek w tą czy w tą jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda?
    Postanowiłam zaprzestać na czwartym kieliszku. Nie chcę jutro obudzić się na kacu. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła 4 nad ranem. Przez trzy godziny rozmawialiśmy z Fabianem śmiejąc się przy tym. Było idealnie. Czułam się normalnie i wciąż się tak czuje, a dzięki procentom nie myślę.... sama nie wiem o czym. Mam totalną pustkę w głowie. W tej chwili potrafię się skupić tylko na głosie bruneta, jego brązowych oczach, ślicznym uśmiechu, zmierzwionych włosach i umięśnionej klacie. Jak ja bym chciała w tej chwili położyć na niej głowę.
   Usłyszałam śmiech Ruttera.
-O co chodzi? - Spytałam zdziwiona.
-Mogłaś powiedzieć wcześniej.
-Ale o czym? - Alkohol zdecydowanie odebrał mi możliwość trzeźwego myślenia. Trzeźwego myślenia? Na prawdę? Nina nie stać cię na nic lepszego?
   Po chwili brunet zdjął koszulę i podszedł do łóżka. Położył się zajmując swoje miejsce. Rozłożył ramiona w oczekiwaniu na mnie. Teraz zdałam sobie sprawę, że zdanie o jego klacie powiedziałam na głos. Muszę być poważnie zmęczona i pijana. Bez zastanowienia położyłam głowę na tej cudnej klatce piersiowej. Fabian od razu objął mnie ramieniem i zaczął rysować okręgi na moim odkrytym ramieniu, a ja przejeżdżałam palcem po wyraźnie zarysowanych mięśniach. Czułam się bezpiecznie.
   Dreszcze przechodziły moje ciało z każdym ruchem jego palców. Zmęczenie ogarnęło mnie dość szybko dzięki tej pieszczocie. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się tym, że ten przystojny policjant jest tylko mój.
---------------------------------------------------------------------------
Witam was kolejnym rozdziałem.
Wcześniej, jak byłam gdzieś w połowie pisania, miałam pełno pomysłów co mogę wam teraz powiedzieć, ale mam kompletną pustkę w głowie i nic nie przychodzi mi do głowy. Znaczy jest jedna sprawa, o której chciałam napisać, ale dopiero na końcu. Jednak chyba zrobię to teraz i dam sobie spokój z kombinowaniem co tu napisać, bo zaczynam pisać chaotycznie.
No to dziękuje za rosnący licznik odwiedzin. Jesteście kochani <3

Ps. Mam nadzieje, że coś z tego wszystkiego zrozumieliście :)

Miłego
Karen

niedziela, 7 czerwca 2015

[18] cz.1 ''Miasto miłości?''

~Fabian~
   Święta minęły, a sylwester zbliżał się coraz szybciej. Amber z Masonem wrócili do normalnego życia jeśli można je tak nazwać, a ja staram się pomóc Ninie. Chcę by była szczęśliwa. Myślałem o wyjeździe, najlepiej z Ameryki, ale zarazem nie wiem gdzie Nina chciałaby pojechać.
   Siedziałem  na fotelu w naszej sypialni trzymając w rękach otwartą książkę i planowałem wyjazd.
   Drzwi od łazienki otworzyły się. Nina weszła do pokoju w szortach i przedłużanej bluzce. Wycierała włosy już wilgotnym ręcznikiem. Ciało miała lekko zaróżowione od ciepłej wody.
-Znów mi się przyglądasz. - Powiedziała podchodząc do lustra. Objąłem ją od tyłu w pasie, przeszkadzając jej w aktualnej czynności.
-Nie moja wina, że gdy jesteś w pokoju mój wzrok nie może skupić się na niczym innym. - Ledwo widoczny rumieniec pojawił się na jej policzkach. Lubię ją zawstydzać. Pewnie nie zdaje sobie z tego sprawy, ale robi to dość często, a wtedy ten róż wkrada się na jej twarz. Wygląda wtedy tak słodko.
   Pocałowałem ją w szyję czując cudowny zapach.
-Jakie masz marzenia? - Spytałem nagle, zaskakując ją tym. Odwróciła się do mnie, zarzuciła ręce ma moją szyję i w tej chwili patrzyliśmy prosto w swoje oczy.
-Co masz na myśli?
-Na przykład co chciałabyś zrobić lub gdzie pojechać.
-Nie myślałam nad tym. - Zamilkła zastanawiając się co odpowiedzieć. - Może nie wyda ci się to jakieś nadzwyczajne marzenie, ale chciałabym kiedyś zobaczyć Paryż. Najlepiej z Wieży Eiffla.
-Miasto miłości? - Spytałem z uśmiechem na ustach. Za to dostałem od niej w ramię.
-Mogłam ci nie mówić. - Próbowała oswobodzić się z mojego uścisku i udawała obrażoną. Nie wychodziło jej to najlepiej, bo coraz szerszy uśmiech wkradł się na jej usta. Postanowiłem kontynuować tą grę.
-Nie uciekniesz mi. Teraz czeka cię surowa kara. - Przerzuciłem ją przez ramię i ruszyłem w kierunku łóżka. Po chwili leżałem na niej trzymając jej nadgarstki w górze. Dotknąłem ustami i nosem jej szyi. Głośny śmiech zadźwięczał w moich uszach.
-To ma być twoja kara? - Przygryzła płatek mojego ucha.
-O nie, to jest już niedopuszczalne. - Pocałowałem ją gwałtownie w usta. Szybko odwzajemniła pocałunek z taką samą siłą. Po chwili pocałunek stal się delikatny i czuły. Zapragnąłem jej jak jeszcze nigdy dotąd. Puściłem jej nadgarstki i zacząłem delikatnie gładzić jej policzek schodząc dłonią coraz niżej. Między pocałunkami czułem, że się uśmiecha.
-Taka kara mi się podoba. - Wymruczała, gdy zacząłem ściągać jej ubranie.

~Nina~
   Obudziłam się i jak zwykle Fabiana już nie było. Chodź raz chciałabym obudzić się pierwsza i zobaczyć jak wygląda gdy śpi. Spojrzałam na zegarek. 10:32! Dlaczego ja tak długo spałam?
   Owinięta w narzutę podeszłam do szafy i wybrałam ciepłe rzeczy. Od dawna w Nowym Jorku nie było takiej mroźniej zimy. Związałam włosy w luźny kucyk i zeszłam na dół.
-Mason? Co ty tutaj robisz? - Widok bruneta siedzącego na kanapie mocno mnie zdziwił.
-Fabian musiał coś załatwić, więc ja jestem tymczasową niańką. - Zmrużyłam oczy mierzwiąc mu włosy.
-Hej! Układałem je dość długo. Za co?
-Za niańkę. - Zaśmialiśmy się i wtedy coś sobie uświadomiłam. - A gdzie Amber?
-Tutaj. - Blondynka wyłoniła się z toalety.
-Dobra. Teraz mówcie mi co się tutaj dzieje? - Spytałam spoglądając to na Amber to na Masona.
-Nic takiego. - Widziałam po oczach Amber że to nie jest prawda.
-Amber dobrze wiesz że kłamstwo nie wychodzi ci najlepiej. O co chodzi?
-Ale mówię prawdę.
-Ta jasne. - Zaczęłam się śmiać. Wtedy drzwi wejściowe otworzyły się. Zimne powietrze owiało moje ciało.
-Ale zimno. - Powiedział Fabian pocierając ręce. Wszedł do środka i od razu skierował się w moją stronę.
-Nie zbliżaj się do mnie. - Wyciągnęłam ręce przed siebie w obronnym geście i zaczęłam się cofać.
-Nie miałaś jeszcze swojej kary. - Krążyliśmy wokół kuchennej wysepki.
-Ja to nie! - Udawałam oburzoną. - To była najgorsza kara na świecie.
-Wczoraj mówiłaś co innego. - Niespodziewanie znalazł się obok mnie, a jego zimnie dłonie dotykały mojego ciała. Skrzywiłam się.
-Nie podaruje ci tego. Zemszczę się w momencie, w którym nie będziesz tego świadomy. - Zbliżył się i pocałował mnie. Wtedy usłyszałam chrząknięcie dobiegające z salonu. Amber z Masonem wciąż tam byli i widzieli całe zdarzenie.
-To my będziemy się już zbierać. - Amber posłała mi uśmiech. Po chwili byliśmy sami.
-Gdzie byłeś? - Spytałam, gdy siedzieliśmy wygodnie na kanapie.
-Poszedłem na spacer.
-Mason mówił, że musiałeś coś załatwić.
-No tak, ale to pozostanie moją słodką tajemnicą. - Cwany uśmiech wkradł się na jego usta.
-Mam się bać?
-Nie. Wkrótce dowiesz się o co chodzi.

~Fabian~
   Do sylwestra zostały dwa dni. Miałem już kupione bilety na samolot do Paryża oraz zarezerwowałem telefonicznie kilka miejsc. Teraz pozostało przekazać tą wiadomość Ninie, bo jutro mamy samolot.
   Nina była w salonie i ćwiczyła rękę, chodź uważałem że nie jest jej już to potrzebne. Z ramieniem było już wszystko w porządku. Gdyby nie drobna blizna, po postrzale nie byłoby śladu.
-Zrób sobie przerwę. - Położyłem kubek z parującą herbatą na stole.
-Dziękuje. - Chwyciła kubek w obie dłonie i upiła kilka łyków.
-Mam dla ciebie niespodziankę. - Nie chciałem tego dłużej przeciągać.
-Jaką?
-Lecimy jutro do Paryża.
-Żartujesz? - Spytała nie dowierzając moim słowom. Podszedłem do niej, odstawiłem kubek i wyjąłem dwa bilety z kieszeni. Przyjrzała im się a po chwili rzuciła mi się na szyję. Złączyła nasze usta w pocałunku.
-Z jakiej to okazji? - Spytała po oderwaniu.
-Chcę spełnić twoje marzenie.
-To dla tego mnie o to pytałeś. Nie musisz tego wszystkiego robić.
-Ale chcę byś była szczęśliwa. - Patrzyliśmy w swoje oczy.
-Dziękuje. Ostatnio często ci to mówię, ale dzięki tobie znów jestem szczęśliwa. - Pocałowałem ją. Chciałem znów poczuć smak jej ust. Wtedy usłyszałem dźwięk mojego telefonu. Postanowiłem zignorować przychodzącego sms'a, lecz po chwili przyszedł następny. Nina odsunęła się i spojrzała na urządzenie leżące na blacie kuchennym. Kolejna wiadomość.
-Ktoś pilnie chce się z tobą skontaktować. Sprawdź o co chodzi, ja idę do salonu. - Niebieskooka cmoknęła mnie w policzek i wyszła.
   Podszedłem do ciągle wibrującego urządzenia. Na ekranie widniał numer nieznany. Otworzyłem pierwszą z wiadomości.
''Jeśli jej nie zostawisz, ktoś kto nie powinien może dowiedzieć się o waszym romansie". Do wiadomości było załączone kilka zdjęć. Na każdym z nich byliśmy razem, przytulaliśmy się, lub całowaliśmy. Jedno ilustrowało ostatnią wspólnie spędzoną noc.
   Spojrzałem na Ninę, która nie była świadoma co się w tej chwili dzieje. Ktoś, a nawet mam pewne przypuszczenia kto, chce nas rozdzielić. Chce ją skrzywdzić. Nie pozwolę na to. Nikt nie zbliży się do niej, a ja na pewno jej nie zostawię. Zwłaszcza, gdy wiem, że ciągle jesteśmy obserwowani.

   30 grudnia. Siedzieliśmy w samolocie, który za niedługo miał wylądować na lotnisku w Paryżu. Było popołudnie, więc mieliśmy sporo czasu do wieczornej niespodzianki.
   Obudziłem śpiącą na moim ramieniu Ninę, gdy stewardessa powiedziała, że możemy opuścić pokład. Otwarła zaspane oczu i rozejrzała się po otoczeniu.
-Jesteśmy na miejscu. - Uśmiechnąłem się do niej. Wyszliśmy z pojazdu i ruszyliśmy po nasze walizki.
   Przy wyjściu szofer trzymał tabliczkę z moim nazwiskiem. Nina spojrzała na mnie, chcąc uzyskać wyjaśnienie. Ja tylko uśmiechnąłem się do niej i z walizkami ruszyłem do mężczyzny. Zapakowaliśmy rzeczy do bagażnika i odjechaliśmy.

   Pokój zarezerwowałem telefonicznie, wiec po odebraniu kluczy udaliśmy się w wyznaczone miejsce.
   Otworzyłem drzwi i wpuściłem Ninę pierwszą. Gdy ujrzała wnętrze stanęła na progu wyraźnie zachwycona.
-Przepuścisz mnie? - Zaśmiałem się. Po chwili odsunęła się i śmiała się razem ze mną.
-Przepraszam, ale tu jest tak pięknie...
Pewnie kosztowało to majątek.
-Nic nie jest bardziej warte od ciebie. - Delikatny rumieniec wkradł się na jej policzki. Jak ja lubię obserwować ją w takich momentach. Uśmiechnąłem się pod nosem i położyłem walizki obok łóżka.
-A ta wanna to tak... - Popatrzyła to na mnie to na wannę. Roześmiałem się.
-Spokojnie. Ta szyba jest przyciemniana, ale nie wiem czy będziesz z tego korzystać. - Objąłem ją w pasie przysuwając do siebie.
-Niedoczekanie twoje. - Nasze usta dzieliły milimetry. Czułem jej ciepły i spokojny oddech na twarzy.
-To się jeszcze okaże. - Usta wykrzywiła w uśmiech i odepchnęła mnie od siebie.
-Nie rozmawiam z takimi napalonymi typkami. - Odwróciła się do mnie tyłem. Znów podszedłem do niej i wziąłem ją na ręce. Pisk zaskoczenia wydobył się z jej gardła.
-A kto tu mówi o rozmawianiu. - Położyłem ją na łóżku i zacząłem całować. Gdy przeniosłem się na szyję jej oddech lekko przyspieszył.
-Musimy się rozpakować. - Powiedziała. Podniosłem się, momentalnie przypominając sobie co zaplanowałem.
-Racja. Na to będziemy mieć jeszcze czas. - Cmoknąłem ją i wstałem. Zacząłem wyjmować nasze rzeczy. Po chwili blondynka dołączyła do mnie.

   Gdy zaczęło się ściemniać, wyszedłem na mały balkon i zadzwoniłem do obsługi informując ich, że za chwilę przyjdziemy.
-Masz ochotę popływać? - Spytałem odrywając ją od wykonywanej czynności.
-Nie mam stroju kąpielowego ze sobą.
-Ależ masz.
-Co? Jak to?
-Gdy spałaś Amber spakowała resztę rzeczy.
-Wiedziała?
-Oczywiście. Przecież nie dałbym rady zrobić wszystkiego sam i jakoś musiałem kupić bilety.
-Więc wtedy gdy Amber i Mason...
-Tak, wtedy wszystko załatwiłem.
-To dlatego Amber była taka dziwna.
-To jak idziemy? - Uśmiechnęła się.
-A dasz mi spokój gdy się zgodzę?
-Tak.

   Wynająłem basen, wiec gdy zaszliśmy na miejsce nikogo nie było. Nina przystanęła i rozejrzała się po pomieszczeniu.
-Jak znalazłeś taki przepiękny hotel?
-Mam swoje sposoby. - Chwyciłem jej dłoń i ruszyłem w kierunku basenu. Pocałowałem ją w policzek i bez zastanowienia wskoczyłem do wody.
-Nie przyłączysz się do mnie? - Powiedziałem, wynurzając się.
-Raz się żyje. - Wskoczyła. Gdy wynurzyła się podpłynąłem do niej. Objąłem ją.
-Oj musimy coś z tobą zrobić. Wychlapałaś jedną trzecią wody. - Spojrzała na mnie jakby chciała mnie udusić, a zarazem jej usta wykrzywiły się w uśmiech. Wplotła palce w moje włosy i przysunęła się. Dzieliły nas milimetry gdy wepchnęła mnie pod wodę. Pociągnąłem ją za sobą. Złączyłem nasze usta w krótkim pocałunku by w naszych płucach nie brakło powietrza.
   Chlapaliśmy się wodą, pływaliśmy, goniliśmy się i całowaliśmy. Po prostu zachowywaliśmy się jak nastolatki, ale od dawna nie widziałem Niny takiej szczęśliwej. Zdałem sobie sprawę, że pierwszy raz nie myśli o problemach tylko skupia się na obecnej chwili.
   Spojrzałem na zegarek. Spędziliśmy w wodzie ponad dwie godziny.
-Głodna? - Staliśmy przy leżakach i wycieraliśmy ciało hotelowymi ręcznikami.
-Tak, ale zanim gdzieś pójdziemy muszę się przebrać.
   Poszliśmy do pokoju. Nina wyjęła potrzebne rzeczy i dziwnie na mnie spojrzała.
-O co chodzi? - Spytałem.
-Chciałabym wziąć szybką kąpiel i się przebrać, ale ta przestrzeń. - Zaśmiałem się i chwyciłem wielofunkcyjny pilot. Kliknąłem odpowiedni przycisk. Przestrzeń wokół wanny została zagrodzona, a szyby przyciemnione.
-Dziękuje. - Cmoknęła mnie szybko w usta i zniknęła w ,,łazience''. Mając czas dla siebie ogarnąłem się i  zerknąłem na telefon. Kolejne wiadomości od nieznajomego numery. Otwarłem jedną z nich i znów ujrzałem nasze wspólne zdjęcie. Tym razem było z domu na plaży. Zrobił je ktoś z lasu, gdy spędzaliśmy czas na plaży. Następny sms nie posiadał załącznika.
"Masz ostatnią szansę. Następnego ostrzeżenia nie będzie"
-Wszystko w porządku? - Głos brunetki przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Tak. - Wyłączyłem telefon i położyłem go na stoliku nocnym. Spojrzałem na Ninę. Miała na sobie białą bluzkę, brzoskwiniową marynarkę i rurki. Przez botki na obcasie wydawała się wyższa. Czapka pasowała do tego idealnie. Dzięki niej wyglądała jeszcze piękniej niż zwykle.
-Ślicznie wyglądasz. - Powiedziałem, gdy zdałem sobie sprawę że obserwuje ją od dłuższego czasu.
-Dziękuje.

   Szliśmy hotelowym korytarzem do przygotowanego wcześniej miejsca.
-Zamknij oczy. - Powiedziałem, gdy zbliżaliśmy się do wyznaczonego miejsca.
-Muszę?
-Tak. - Zamknęła oczy. Wziąłem ją na ręce, by nie zawadziła o coś idąc z zamkniętymi oczami. Objęła mnie za szyję i schowała twarz w moim ramieniu.
-Długo jeszcze? - Postawiłem ją.
-Możesz już otworzyć oczy. - Objąłem ją w pasie i czekałem na jej reakcję. Wpatrywała się w widok z zachwytem. Zapamiętywałem każdy wyraz jej twarzy. Radość, zachwyt, zdziwienie. Wszystkie emocje mieszały się na jej twarzy.
-WOW. - Powiedziała. Zdałem sobie sprawę, że w tej chwili nie jest w stanie wypowiedzieć nic więcej.
   Poprowadziłem ją do naszego stolika. Odsunąłem krzesło, na którym chciała usiąść. Sam usiadłem na prosto niej. Jej wzrok wciąż był skierowany na otoczenie. Po chwili kelner przyniósł nam spaghetti i kilka posiłków z francuskiej kuchni.
-Widzę, że przygotowałeś się na każdą możliwość. - Nina spojrzała na mnie z wyraźnym uśmiechem na twarzy.
-Bon appetit. - Powiedziałem i zaczęliśmy jeść.
   Po posiłku Nina podeszła do szklanej barierki i kolejny raz podziwiała widoki. Objąłem ją od tyłu w pasie i oparłem głowę na jej ramieniu. Wtuliła się we mnie.
-Mogłabym patrzeć na to przez cały czas.
-Gdybyś tu została nie zobaczyłabyś reszty, a mam coś jeszcze w zanadrzu.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam i o zdrowie pytam :)
Jak wam minął tydzień, bo mi ciężko. Nie mogłam skupić się na tym rozdziale, wiec momentami mam wrażenie, że może być niezrozumiały. Mimo wszystko wyszedł mi dość długi. Gdyby nie zdjęcia byłby jeszcze dłuższy, ale opisywanie miejsc nie idzie mi najlepiej. Jak widzicie po tytule podzieliłam go na dwie części, bo gdybym chciała napisać w pełni to co miałam w planach to rozdział pojawiłby się chyba dopiero w przyszłym tygodniu.
Internet chyba wrócił do normy, więc jest git ;)
Jeśli chcielibyście coś zmienić, dodać, lub macie jakiś pomysł dotyczący bloga piszcie śmiało. W zakładce KONTAKT macie mój e-mail.

Miłego
Karen