sobota, 28 maja 2016

[73] "Nie chcę dłużej żyć przeszłością."

~Fabian~
   Po pewnym czasie Nina uspokoiła się i przestała płakać, lecz teraz obojętnie patrzy w jeden punkt. Przez cały czas jest w moich ramionach. Nie mówię nic, nie reaguję na jej obojętność. Po prostu jestem przy niej gdy mnie potrzebuje.
   Zacząłem zastanawiać się jakim cudem Trevor ciągle chodzi po tej ziemi. Kilkakrotnie uciekł policji, oszukał wszystkich. Dodatkowo pokonał śmierć. Nie wiem jak on to zrobił. Byłem pewny, że strzeliłem w odpowiednie miejsce. Powinien zginąć na miejscu. Jednak w jakiś sposób przeżył i znów znęca się nad Niną.
   Jestem z niej taki dumny. Przeszła tak wiele w swoim życiu, a znajduje siłę na uśmiech, codzienność... Wiele osób do tej pory załamałoby się i popadło w depresję z powodu tych wszystkich problemów. Nie oszukujmy się. Jestem jednym z nich.
   Pojawiłem się w jej życiu w najgorszym, a zarazem w najlepszym momencie jej życia. Gdyby nie ja nie wiadomo jak potoczyłaby się sprawa z programem ochrony świadków. Czy Nina znalazłaby wtedy kogoś komu mogłaby zaufać, by powiedzieć o Trevorze, lub czy poradziłaby sobie z tym praktycznie sama?
   Niestety przeze mnie Killersi zainteresowali się nią. Kłamstwa, ucieczka, strach, porwanie. To ja wprowadziłem to wszystko do jej życia. Przeze mnie została postrzelona i przeze mnie prawie straciła dziecko. Nasze dziecko...
   Wcześniej to ja byłem jej siłą i wsparciem. Teraz to Bethany daje jej szczęście i nadzieję. Za każdym razem, gdy patrzy na małą jest szczęśliwa nie ważne co dzieje się wokół. Gdy widzę Ninę w takiej sytuacji nadzieja do mnie powraca. Wiem, to głupie i pewnie samolubne z mojej strony, ale gdy widzę brunetkę szczęśliwą modlę się w duchu o jej wybaczenie. Mogę się założyć, że po tym co jej zrobiłem nie zasługuję na przebaczenie.
   Jednak ten moment. Chwila, która sprawia, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie sprawia, że chcę to wszystko naprawić. Za każdym razem, gdy Nina zbliża się do mnie coraz bardziej ja obiecuję sobie być powodem jej szczęścia. Zasługuje na to, a ja mam zamiar być osobą która da jej to na co ta cudowna kobieta zasługuje.

   Jakąś godzinę później zorientowałem się, że Nina zasnęła. Delikatnie odsunąłem się od niej, by wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni. Położyłem ją na łóżku i okryłem kołdrą. Z jej ust wydobył się cichy dźwięk przypominający jęk, lecz brunetka nie obudziła się. Zanim opuściłem pokój pogładziłem jej policzek i powiedziałem.
-Zawsze będę cię kochał. Proszę cię pamiętaj o tym. - Pocałowałem ją w czoło i wyszedłem.

~Nina~
   O poranku obudził mnie budzić przypominający o pracy. Niechętnie wstałam z łóżka i poszłam do łazienki. W lustrze ujrzałam swoje odbicie. Podpuchnięte i podkrążone oczy od płaczu i zmęczenia, bardziej widocznie kości policzkowe od małych posiłków. Przez Trevora kolejny raz powoli staję się wrakiem. Tym razem nie mogę mu pozwolić na zniszczenie mojego życia.
   W trakcie porannego prysznicu gorąca woda rozluźniła mnie i odprężyła. Makijaż pomógł ukryć skutki mojego wczorajszego załamania, a ubiór w jakiś sposób poprawił mój nastrój. Z częściowym nowym nastawieniem do życia zeszłam na dół. Na stole zauważyłam białą kartkę. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać.

Odwiozę cię do pracy. Gdy będziesz gotowa, zadzwoń. Nie przyjmuję odmowy.
                                       Fabian 

   Jego wiadomość zaskoczyła mnie. Przecież poradzę sobie z tym sama. Choć... Jego wczorajsze wsparcie pomogło mi. Do tego chyba jednak nie chcę być z tym sama.
   Zaparzyłam kawę, a Oskar podszedł do mnie Zaczął miauczeć i ocierać się o moje nogi.
-Głodny? - Nasypałam mu do miski suchej karmy oraz nalałam mleka. Futrzak zaczął jeść, gdy w salonie pojawiła się Bethany przecierając dłonią swoje zaspane oczy. Usiadła na krześle opierając głowę na dłoniach. Jej przymknięte oczy sprawiały wrażenie jakby ciągle spała.
-Budzimy się śpiąca królewno. - Powiedziałam podchodząc do niej i całując ją w czubek głowy. - Na co dzisiaj masz ochotę?
-Naleśniki z nutellą. - Spojrzała na mnie nagle obudzona i podekscytowana myślą o słodkim śniadaniu.

   Po posiłku nawet nie fatygowałam się, by iść sprawdzić skrzynkę na listy. Wiedziałam co w niej jest i nie miałam ochoty kolejny raz tego oglądać. Zamiast tego obserwowałam zabawę Beth z Oskarem. Po chwili dołączyłam do nich.

   Po południu zaprowadziłam Beth do Brie i Dilera i zadzwoniłam do Fabiana mówiąc, że jestem gotowa do pracy. Po dwóch minutach stał już przy moim podjeździe. Usiadłam na miejscu pasażera, zapięłam pas, a brunet ruszył. Przez chwilę panowała cisza, którą przerwał Rutter.
-Nino muszę ci coś powiedzieć. - Przerwał na chwilę zastanawiając się nad słowami.
-Chciałbym cię przeprosić, za to co wydarzyło się 4 lata temu. Nie...
-Fabian, ja...
-Pozwól mi dokończyć. Nie chciałem cię zranić. Wiem jak to brzmi, ale... Gdybym rozegrał to inaczej, lub gdybyś wiedziała o wszystkim pewnie skończyło by się to lepiej.
-Nie ma teraz co gdybać. Co się stało to się nie odstanie. Nie masz za co mnie przepraszać. Teraz rozumiem dlaczego to zrobiłeś. Może nie brzmi to najlepiej i osoba trzecia uzna mnie za wariatkę, ale nie winię cię. Mogę ci nawet podziękować. W pewien sposób odciągnąłeś ode mnie Killersów.
-Którzy później cię porwali.
-Proszę cię nie wracajmy do tego. - Spojrzałam przez szybę patrząc na szybko zmieniający się krajobraz. Wzięłam głęboki oddech i odważyłam się powiedzieć to co czułam od jakiegoś czasu.
- Może po prostu zapomnijmy o tym co było?
-Naprawdę? - Brunet spytał chyba do końca nie wierząc w moje słowa.
-Tak. Nie chcę dłużej żyć przeszłością. Chcę cieszyć się dzisiejszym dniem, naszą córką... - Urwałam nie będąc w stanie wypowiedzieć jednego słowa: nami. Poczułam się dziwnie niezręcznie i chyba... jestem zdenerwowana.
-Czyli, że... - Powiedział Fabian zatrzymując się przed budynkiem The Sun.
-Ooooo dojechaliśmy. Em.... Dziękuję za to, że mnie przywiozłeś. - Spojrzałam na Fabiana. Na chwilę spuścił wzrok, lecz szybko na jego ustach pojawił się uśmiech.
-Nie ma za co. Gdy będziesz wychodzić zadzwoń.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się i chwyciłam za klamkę. Jednak zmieniłam zdanie. - Fabian, dlaczego to robisz? - Spytałam nagle odwracając się w kierunku bruneta.
-Co takiego?
-Dlaczego przywiozłeś mnie dziś do pracy i chcesz z niej odebrać?
-Trevor. Nie chcę byś była sama gdy on kręci się gdzieś niedaleko. - Uśmiechnęłam się nie mówiąc nic. Odruchowo pocałowałam Ruttera w policzek i wyszłam z samochodu zmierzając w kierunku bloku.

   Weszłam do biura, które dziele z Lukasem i od razu przywitał mnie jego głos.
-Witaj śliczna.
-Hej piękny.
-Och... kocham takie popołudnia. Jejku kocham ludzi. Kocham ten świat. - Zaśmiałam się na słowa blondyna.
-Okej co tym razem brałeś?
-Ja? No wiesz.... Jestem czysty jak łza.
-To skąd to twoje wyznanie miłości? - Usiadłam przed komputerem i go włączyłam.
-Wiesz, że mam sokoli wzrok i że przede mną nic się nie ukryje?
-No niestety tak.
-Zgadnij co widziałem przez okno?
-Niebo? - Blondyn spojrzał na mnie jak na idiotkę.
-Tak i dodatkowo ptaszka niosącego jajka w szponach.
-Pytanie. Czy każdy gej jest taki jak ty czy tylko mnie się taki felerny fant trafił?
-Hej! Masz szczęście, że trafiłaś na mnie. Pomyśl jakbyś trafiła na jakiegoś napaleńca, który ogląda nie wiadomo co na portalach nie wiadomo jakich i maca się nie wiadomo gdzie. - Tym razem nawet nie próbowałam powstrzymać śmiechu.
-Dobra, wygrałeś.
-Tyyyy! - krzyknął nagle wskazując na mnie palcem.
-Co znowu ja? - Otarłam łzy i spojrzałam na Lucasa.
-Zmieniasz temat! Widziałem jak wysiadałaś z innego samochodu!
-Przed tobą rzeczywiście nic się nie ukryje. Fabian mnie podwiózł.
-Uuuuuuuuuu. Wiesz nie mówiłem ci wcześniej... - Urwał nagle.
-Czego? - Zmarszczyłam brwi zaciekawiona.
-Bo wiesz. Widziałem kochasia u ciebie i nie dziwię ci się.
-Z czym mi się nie dziwisz?
-Też bym go brał. Ooooo poruchałbym... - Widać było, że blondyn chwilowo zabłądził w wyobraźni, lecz szybko wrócił do siebie. - Ale masz szczęście, że przyjaciółkom nie odbieram facetów. - Parsknęłam śmiechem. Ten to ma tupet no... - Tylko wiesz. Gdybyś jednak nie była nim już zainteresowana daj mu mój numer. - Mrugnął do mnie, a ja kiwając z nie do wierzeniem głową zajęłam się pracą.

MUZYKA
   Około 3 godzin później Martha, sekretarka Davida, zadzwoniła do mnie mówiąc, że szef mnie wzywa. Od razu udałam się do jego gabinetu. Przed wejściem zapukałam do drzwi.
-Proszę. - Usłyszałam od razu.
-Wzywałeś mnie. - Powiedziałam siadając na czerwonym fotelu na przeciwko niego. Wstał, obszedł biurko i usiadł na nim na prosto mnie.
-Chodź do mnie. - Wyciągnął dłonie w moim kierunku. Wstając chwyciłam je. Brunet przysunął mnie bliżej siebie.
-Wiesz, że jestem tutaj, prawda? - Spytał patrząc na mnie uważnie. Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o czym on mówi.
-Przez ostatnie lata byłem przy tobie, gdy tylko mnie potrzebowałaś. Zaufałaś mi i powiedziałaś o Trevorze za co jestem ci wdzięczny. Mogłem być przy tobie przez ten cały czas...
-David zaczynam się bać. Do czego zmierzasz?
-Fabian dzwonił do mnie parę dni temu. - Middleton spojrzał na nasze splecione dłonie.
-Co takiego? Po co?
-Mówił, że Trevor cię obserwuje. Prosił bym miał na ciebie oko i...
-Czekaj. - Przerwałam mu. - Fabian wie, że ty wiesz o Trevorze? Skąd?
-Jakoś wyszło to z naszej rozmowy.
-Co jeszcze mówił?
-Jak bardzo cię kocha. - Patrzył prosto w moje oczy. - Mówił, że nie odda mi ciebie tak po prostu. - Nie mogłam uwierzyć w to co słyszę. Czy Fabian byłby do tego zdolny? Czy może David kłamie? Ale przecież nigdy mnie nie okłamał, więc po co miałby to robić tym razem?
   Tym razem to ja spuściłam wzrok nie będąc w stanie patrzeć prosto w oczy bruneta.
- I tutaj powstaje między nami konflikt, bo ja też nie mam zamiaru z ciebie zrezygnować. Dam sobie spokój tylko i wyłącznie wtedy gdy sama powiesz mi, że niczego ode mnie nie chcesz. - Jego dłoń delikatnie dotknęła mojej brody unosząc moją twarz przez co zostałam zmuszona spojrzeć na niego.
-Kocham cię od dłuższego czasu i... Zostań ze mną. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Stałam patrząc na niego. Brunet nie pośpieszał mnie. Po prostu patrzył na mnie i czekał.
-David, ja... - Odezwałam się sama nie będąc pewna co powiedzieć. Czy zależy mi na nim? Tak. Był przy mnie gdy tylko go potrzebowałam. Dał mi pracę i pomógł mi bez żadnego słowa sprzeciwu. Jest dla mnie ważny i nie chcę go stracić. Ale czy go kocham? W pewnym stopniu tak, ale czy tak jak on mnie... Raczej nie. W moim sercu ciągle jest Fabian...
   Co ja mam zrobić? Jeśli powiem mu prawdę zranię go. Może nawet odsunąć się ode mnie, a tego nie chcę. Z drugiej strony przecież nie mogę zmusić się do uczucia. Wtedy to ja będę cierpieć.
-Jasne, rozumiem. - Powiedział nagle David. Milczałam tak długo, że odpowiedź stała się dla niego oczywista.
-Przepraszam...
-Nie masz za co. - Uśmiechnął się delikatnie. - Przecież to nic złego, że nie czujesz do mnie tego samego co ja do ciebie.
-To nie tak. Po prostu... - Dlaczego nie potrafię dokończyć choć jednego zdania?
-Po prostu nie kochasz mnie na tyle, by odejść od niego. - Pokiwałam głową nie będąc w stanie już mówić. Łzy pojawiły się w moich oczach i zaczęły swobodnie płynąc po moich policzkach - Hej, nie płacz. Nie odejdę od ciebie. - Zaczął głaskać mój policzek ścierając przy tym parę łez - Nie wytrzymałbym długo będąc z daleka od ciebie. Po prostu będę przy tobie jako przyjaciel. To musi mi wystarczyć.
-Przepraszam. Naprawdę nie chcę cię ranić.
-Nie przejmuj się mną. Ważne abyś ty była szczęśliwa. - Zauważyłam, że jego oczy zaczynają się szklić. Nie... Tylko nie to...
   Przytuliłam się do niego. Byłam mu wdzięczna za to jaki jest. Szybko odwzajemnił mój uścisk chowając twarz w zagłębieniu mojej szyi. Czułam się okropnie. To przeze mnie cierpiał, a ja czułam dziwną pustkę wewnątrz siebie. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne?
   Trwaliśmy w uścisku dość długo. Jednak David przerwał go. Odsunął się ode mnie i pocałował mnie w czoło.
-Czas wracać do normalności. - Założył pasmo moich włosów za ucho muskając przy tym mój policzek. Szybko odsunął się ode mnie i wrócił na swoje miejsce za biurkiem.
-Przepraszam... - Szepnęłam i opuściłam jego gabinet.
--------------------------------------------------------------------------------------
Jejku... Dawno nie przeżyłam tylu emocji pisząc jeden rozdział. Dalej nie jestem w stanie pozbierać się po tym co stało się między Niną a Davidem...

Od razu przeproszę za ewentualne błędy. Pisałam to dość późno i przy sprawdzaniu mogłam coś przegapić.

Dobranoc
Karen

niedziela, 22 maja 2016

[72] "Nigdy nie wiadomo czego spodziewać się po Trevorze."

~Nina~
   Widząc Trevora niedaleko mnie spanikowałam. Jak najszybciej to było możliwe weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi.
-Nina, co się stało? - Dotarł do mnie głos Fabiana.
-Trevor... - Nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Wyrządził mi tyle krzywdy i za każdym razem gdy go widzę boję się go jeszcze bardziej.
    Chłopaki od razu otrzeźwieli i wstali od stołu.
-Diler zostań z dziećmi i dziewczynami. Z Masonem pójdziemy to sprawdzić. - Podeszłam do Bethany i Dylana, gdy Fabian z Masonem wyszli.
-Uważaj na siebie. - Powiedziałam do Fabiana zanim zniknął za drzwiami. Posłał w moim kierunku uśmiech i wyszedł.
   Obok mnie pojawiła się Amber, a zaraz za nią podeszła Brie. Natomiast Diler obserwował okna.
   Nie sądziłam, że w jednej chwili cała nadzieja może się tak szybko złamać. Gdy usłyszałam, że Jack został złapany sądziłam, że już nigdy nie ujrzę Trevora. Nie wiem dlaczego sądziłam, że Trevor zniknie bojąc się złapania. Myliłam się. Nigdy nie przypuszczałam, że nadzieja na lepsze jutro rozpłynie się w ułamku sekundy.
-Mamusiu co się dzieje? - Spytała Beth podchodząc do mnie. Objęła moje nogi i patrzyła na mnie z dołu. Kucnęłam dzięki czemu byłyśmy równe.
-Nic takiego skarbie. - Uśmiechnęłam się sztucznie. Jej drobne dłonie spoczywały na moich ramionach.
-To dlaczego tatuś z wujkiem wyszli?
-Poszli tylko coś sprawdzić. - Odgarnęłam jej włosy za ucho.
-A tatuś wróci, prawda?
-Oczywiście, że tak. - Jej małe rączki objęły moją szyję. Przytuliłam ją modląc się, by bruneci szybko wrócili. Nigdy nie wiadomo czego spodziewać się po Trevorze.

   Po kilkunastu minutach drzwi otworzyły się. Moim oczom ukazał się Fabian i Mason. Szybko oceniłam ich stan. Nie byli ranni. Nic mu nie było... Częściowo kamień spadł mi z serca, gdy ujrzałam Fabiana całego.
-Nigdzie go nie ma. - Powiedział Mason.
-Co... - Powiedziałam niemal szeptem.
-Sprawdziliśmy najbliższą okolicę. Wokół domu, wzdłuż ulicy. Nigdzie go nie ma. - Rutter uważnie obserwował moją reakcję. Chyba spodziewałam się, że Trevor zniknie zaraz po ujrzeniu kogokolwiek innego oprócz mnie.
-My chyba już pójdziemy. - Powiedziała Brie podchodząc do Dilera.
-Przepraszam, że zepsułam ten wieczór. - Powiedziałam czując się temu wszystkiemu winna.
-Daj spokój, mała. - Diler objął mnie. - Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina, że ten psychol pojawia się... no cóż... że w ogóle żyje, więc nawet nie próbuj się obwiniać.
-Dzięki. - Uśmiechnęłam się, gdy Diler pocałował mnie w czoło. Później objął Brie i wyszli.
-Pokaże wam pokój. - Powiedziałam do Amber. Zaprowadziłam ich do pokoju gościnnego i wróciłam do salonu.
-Na mnie też już pora. - Powiedział Fabian. Nie wiedziałam co powiedzieć. Na moje szczęście w pokoju pojawiła się Bethany podbiegając do bruneta.
-Tatusiu, zostaniesz? - Rutter wziął ją na ręce.
-Już ci mówiłem, że nie mogę.
-Dlaczego? Tatuś Ethana mieszka z nim, więc dlaczego ty nie możesz mieszkać tutaj? - Fabian spojrzał na mnie. Odwróciłam wzrok nie mogąc znieść jego brązowych oczu przyglądających się mi.
-To... Troszczę skomplikowane. Gdy będziesz starsza to zrozumiesz. - Na ustach małej pojawił się grymas niezadowolenia. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i udawała obrażoną. - A teraz idź już spać. Słodkich snów. - Powiedział Fabian całując ją w czoło. Postawił ją na podłodze. Obie patrzyłyśmy jak Rutter wychodzi i obie nie byłyśmy zadowolone.

   Następnego dnia, o poranku, jak zwykle poszłam sprawdzić skrzynkę na listy. Znalazłam tam tylko jedną brązową kopertę. Zmarszczyłam brwi i z pakunkiem w dłoni weszłam do domu. Usiadłam w salonie i otworzyłam ją.

  Widziałem cię wczoraj. Ślicznie wyglądałaś. Gdyby nie te psy obserwowałbym cię dłużej. Chciałbym żebyś do mnie zwróciła. Ciągle cię kocham. Tylko ciebie mam. Mojego brata złapali. Parszywe gnojki... Wróć do mnie. Kocham cię i nie pozwolę, by ktokolwiek mi ciebie zabrał lub by cię skrzywdził.
                                                              Trevor

   List był chaotyczny. Jedyne co z niego zrozumiałam, to to że "Trevor po śmierci rodziców" wrócił. A to oznacza jego obsesyjną chęć obserwowania i znania wszystkich informacji. Dodatkowo tym razem nie tylko ja jestem w niebezpieczeństwie.

         2 tygodnie później
~Nina~
   Ostatnie dni były dość napięte. Na każdym kroku miałam wrażenie, że Trevor mnie obserwuję, a moje zdjęcia, które wysyłał z krótkimi wiadomościami tylko to potwierdzały.
   Wróciłam do pracy, więc Bethany zostawała z Brie i Dilerem. Wiedziałam, że jest w dobrych rękach, ale mimo to ulżyło mi, gdy pierwszego dnia pracy po urlopie Hill pojechał za mną. Przynajmniej byłam pewna, że mała go nie interesuje.
   Przez większość czasu byłam spięta i wystraszona. Starałam się przygotować na każdą możliwość, jednak ciągła czujność z dnia na dzień coraz bardziej mnie wykańczała. Mało jadłam, praktycznie nie spałam. Świadomość, że jestem obserwowana przez psychopatę nie dawała mi możliwości normalnego funkcjonowania.
   Nikt nie wiedział co się tak naprawdę dzieje. Każdemu mówiłam, że źle sypiam w nocy co nie mijało się z prawdą. Lucas zaczynał się o mnie martwić, bo jak to on ujął "wyglądam gorzej niż on po całonocnych zabawach". Amber jako pierwsza zauważyła zachodzące we mnie zmiany, lecz w trakcie rozmowy zbyłam ją mówiąc, że pewnie jestem przeziębiona.
   A Fabian? Przychodził do Bethany. Za każdym razem trzymałam między nami dystans, by Trevor nie miał możliwości zobaczenia czegokolwiek. Tydzień temu Rutter w końcu mnie spytał.
-Co się dzieje?
-Nic.
-Więc dlaczego się ode mnie odsuwasz. Sądziłem, że wszystko już wyjaśniliśmy.
-Bo to zrobiliśmy, ale ciągle widzę ciebie i Savanę. Nie umiem tego tak po prostu zapomnieć. - Moja odpowiedź zakończyła naszą rozmowę. W następnych dniach rozmawialiśmy tyle co nic. Czułam się źle wyciągając sprawę Savany znów na powierzchnię. Ciągle nie wiem co o tym wszystkim myśleć, ale wiem, że robił to wszystko by mi pomóc. To było niesprawiedliwe z mojej strony, ale to chyba było jedyne wyjście, aby nie dopytywał.

   Dzisiaj miałam dzień wolny. Pół dnia spędziłam z Bethany, a gdy mała poszła do Ethana zaczęłam sprzątać. Musiałam czymś zając umysł.
   O 22:00 usłyszałam pukanie do drzwi. Moje serce stanęło tylko po to, aby po chwili bić jak szalone. Powoli podeszłam do okna. Przy drzwiach ujrzałam Fabiana. Szybko otworzyłam drzwi wpuszczając go do środka.
-Co tutaj robisz tak późno? Bethany już śpi.
-Ja nie do niej. - Położył na stole brązową kopertę. O nie... - Zauważyłem jak Trevor podrzuca to do twojej skrzynki na listy. - Bez słowa wzięłam kopertę do rąk i otworzyłam ją. Wysypałam jej zawartość na stół.

Ona jest moja, prawda?

   Zero podpisu. Zero jakiejkolwiek wiadomości od kogo to. Już tego nie potrzebowałam. To było dla mnie oczywiste.
   Przejrzałam zdjęcia, które były w środku. Na wszystkich była Bethany.
-Nie nie nie nie... - Usiadłam na kanapie zakrywając twarz dłońmi. Łzy zaczęły swobodnie płynąć. Mam go już serdecznie dość.
-Chodź tutaj. - Fabian usiadł obok mnie. Jego ramię objęło mnie. Przysunęłam się, wtulając się w niego. - Nie pozwolę mu jej zabrać ani skrzywdzić. - Pocałował mnie w czubek głowy.
-Od jak dawna to się dzieje? - Spytał po chwili.
-Od jakichś dwóch tygodni. - Powiedziałam szlochając. Wszystkie emocje z ostatnich dni zaczęły się ze mnie wydostawać.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś? Nie zostawiłbym cię z tym.
-Mówił, że cię skrzywdzi... gdy będziesz blisko mnie. Nie znasz... tego Trevora. Jest... nieobliczalny.
-To dlatego się ode mnie odsunęłaś? - Nie byłam w stanie mówić więc tylko twierdząco pokiwałam głową. Wziął głęboki wdech i przysunął mnie jeszcze bliżej siebie. - Widziałem, że coś jest z tobą nie tak. Nie daruje tego temu chujowi. Nie zbliży się do was. Słyszysz? - Odsunął się ode mnie tylko po to by spojrzeć w moje oczy. - Już wkrótce Trevor na zawsze zniknie z naszego życia.
--------------------------------------------------------------------------
Witam :)
    Przepraszam, że rozdział taki krótki...
Postanowiłam odrobinkę przyspieszyć akcję stąd te dwa tygodnie później.
    Przed nami największe momenty akcji ^^ Tylko tyle mogę powiedzieć :)

Miłego
Karen

sobota, 14 maja 2016

[71] cz.2 "Odprowadzę cię."

~Fabian~
   Zanim weszliśmy do jej domu, jej niebieskie oczy były już suche. Tylko po lekko zaróżowionych policzkach można było poznać, że wcześniej płakała. Przyglądałem jej się przez cały czas gdy wysunęła dłoń z mojej i weszła do środka. Wyglądała tak uroczo i niewinnie.
   Gdy przekroczyliśmy próg wszystkie spojrzenia skupiły się na nas. Zauważyłem, że Brie z Dilerem dołączyli do nas natomiast Lucas zniknął.
   Już wcześniej wyjaśniłem im powód mojego odejścia od Niny. Martin dowiedziała się jako ostatnia, ale nie miałem innego wyboru. Bez powiedzenia prawdy reszta naszej paczki nie dopuściłaby mnie do niej. Skoro jesteśmy w jednym pomieszczeniu mam nadzieję, że mi wybaczyli.
   Radosna Bethany podbiegła do nas i wyciągnęła swoje dłonie w kierunku Niny. Brunetka wzięła ją na ręce dotykając palcem małego nosa przez co mała zmarszczyła brwi.
-Mamusiu gdzie byliście? - Spytała.
-Musieliśmy porozmawiać.
-A całowaliście się? - Goście Niny zaczęli się śmiać. - Wujek Diler mówił, że na pewno to zrobicie.
-Nie, skarbie nie słuchaj wujka. Czasem mówi coś od rzeczy.
-Czyli jak? - Dopytywała Beth. Dziecięca ciekawość zaczyna się w niej rozwijać.
-Czyli czasem zmyśla niektóre rzeczy. - Odparłem.
-Czyli wujek kłamie? - Skąd dzieci biorą tyle pytań?
-Nie. Po prostu lubi żartować w niewłaściwy sposób. A teraz chodź mi pokaż co wybudowaliście z tych klocków. - Beth pocałowała Ninę w policzek, gdy brunetka stawiała ja na dywanie. Mała chwyciła moją dłoń i zaczęła prowadzić w kierunku kupki klocków.
   Usiadłem obok Dylana, by móc spoglądać na Ninę. Usiadła z przyjaciółmi, a na jej ustach od razu pojawił się uśmiech
-To jest wieża. - Moje myśli przerwała Bethany. - A to są samochody.
-I tu jest tor. - Wtrącił się Dylan.
-Tor? - Spytałem.
-Tak. Tutaj jezdzą samochody. Z Bethany ścigamy się tak. - Zaśmiałem się na słowa chłopca. To już wiem jaki gen dzieci odziedziczyły po mnie i Masonie.
           
   Co jakiś czas przyglądałem się Ninie. Raz złapałem jej spojrzenie, gdy patrzyła na mnie. Zdziwiło mnie najbardziej to, że nie odwróciła wzroku, by ukryć fakt że mnie obserwuje tylko uśmiechnęła się.

   Pół godziny później wszyscy siedzieliśmy przy stole, a alkohol poszedł w ruch. Diler uznał, że moment w którym znów siedzimy przy jednym stole trzeba uczcić.
   Amber i Nina jako jedyne nie piły, by mieć oko na dzieci, a ja omijałem większą ilość kolejek, by być w pełni świadomym. Chciałem zapamiętać każdy szczegół z tego spotkania, a duża ilość alkoholu we krwi uniemożliwiłaby mi to.
   Z uwagą przyglądałem się radosnej Ninie siedzącej obok mnie. Widziałem te iskry szczęścia w jej oczach, które rozświetliły jej spojrzenie. Jej włosy swobodnie opadały na plecy. Przypuszczam, że farba którą wcześniej używała po części zmyła się, ponieważ teraz miały miodowy odcień. Szeroki uśmiech nie zniknął z jej ust, a...
    Moje myśli przerwał dzwoniący telefon.
-Przepraszam was na chwilę. - Powiedziałem i odszedłem od stołu.
-Słucham.
-Tutaj Will. Mam dla ciebie dobre wieści - Jakiś czas temu Will dostał awans i z Nowego Jorku został przeniesiony do Londynu. Dzięki niemu miałem sporo informacji na bieżąco.
-No wyduś to w końcu z siebie. - Powiedziałem gdy mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę. 

   Zakończyłem połączenie mając dobre wieści dla Niny.
-Słuchajcie. - Mówiąc to zwróciłem na siebie uwagę wszystkich. - Jack został aresztowany i dzięki moim zeznaniom nie wyjdzie szybko.
   Wszyscy zaczęli się cieszyć i żywo rozmawiać z wyjątkiem Niny. Patrzyła w jeden punkt, a po jej minie było widać, że tysiące myśli przechodzi przez jej umysł.
     Powoli zaczynałem się martwić, gdy podniosła wzrok i spojrzała na mnie. Szeroki uśmiech widniał na jej ustach gdy wstała i ruszyła w moim kierunku.
   Nawet nie wiem kiedy jej ramiona objęły mnie, a jej ciało przylgnęło do mojego.
-Nareszcie. - Szepnęła w moją klatkę piersiową, a ja ją objąłem.
   Trwaliśmy tak nie wiem jak długo. Była w moich ramionach, szczęśliwa, lecz wszystko popsuło chrząknięcie, które usłyszałem za plecami. Mięśnie Niny były spięte, gdy odsunęła się ode mnie. Moja dłoń ciągle spoczywała na jej talii, gdy moim oczom ukazał się David uważnie się nam przyglądający.
-Nino, moglibyśmy porozmawiać? - Spytał obserwując moją dłoń na talii brunetki.
-David... ja... - Spojrzała na gości i westchnęła. - Dobrze. - Oboje poszli do salonu, a ja dołączyłem do reszty.
-Nieźle stary. - Powiedział Mason szturchając mnie. Uśmiechnąłem się sztucznie, a potem skupiłem wzrok na parze w salonie. W trakcie ich rozmowy zauważyłem, że David patrzy na Ninę w szczególny sposób, a jego dłoń gładzi jej ramię.
   Owszem, chodziliśmy razem do klasy i byliśmy przyjaciółmi, lecz to się zmieniło. Będę walczyć o wybaczenie Niny i jej zaufanie nawet ze starym przyjacielem.

~Nina~
   Poszłam za Davidem do salonu. 
-Chciałem zaprosić cię na kolacje. - Powiedział. Nie pytał. Po prostu oznajmiał jakby był pewny, że się zgodzę.
-Przepraszam, ale nie dam rady. Przyjaciele złożyli mi niespodziewaną wizytę i nie mogę tak po prostu wyjść.
-Rozumiem. A co on tutaj robi? - Spytał.
-Kto?
-Fabian. 
-Przyszedł, by spotkać się ze znajomymi. Nie siedzieliśmy tak od bardzo dawna... - Z niewiadomego mi powodu czułam się oburzona musząc mu się tłumaczyć.
-Po prostu nie spodobał mi się moment, w którym was ujrzałem.
-Mamy wspólną przeszłość. Tego nie da się tak po prostu wymazać. - Zwłaszcza po tym wszystkim co przeszliśmy on chce bym tak po prostu zapomniała jak Fabian był przy mnie przez te wszystkie chwile? 
-Dobrze. Przepraszam. - Jego dłoń zaczęła gładzić moje ramię. - Nie chciałem cię zdenerwować. - Wzięłam głęboki wdech. Przecież nie jestem zdenerwowana. - W takim razie nie chcę wam przeszkadzać. Pójdziemy kiedy indziej. - Uśmiechnął się, ale nie byłam pewna czy był to w 100% prawdziwy uśmiech. Po części poczułam się winna odprawiając go.
-Odprowadzę cię. - Odwzajemniłam jego uśmiech. 
    Wyszliśmy na zewnątrz i ruszyliśmy w kierunku jego samochodu. Przed otwarciem drzwi pojazdu David odwrócił się w moim kierunku i chwycił moje dłonie gładząc je opuszkami palców.
-Nie chciałem być palantem, po prostu... Dobra przyznam się. Poczułem się zazdrosny. Zależy mi na tobie. - Nie byłam gotowa, a może nawet i nie chciałam, powiedzieć mu tego samego, więc stałam i z uśmiechem na ustach wpatrywałam się w niego. Delikatny błysk, który widziałam w jego oczach odkąd go ujrzałam delikatnie przygasł. Znów poczucie winy wkradło się we mnie.
   Nie odsunęłam się gdy zauważyłam, że pochyla się w moim kierunku. Byłam gotowa na jego pocałunek jednocześnie modląc się, by nikt tego nie ujrzał... by Fabian tego nie ujrzał. Jednak David zaskoczył mnie składając delikatny pocałunek na moim policzku.
-Widzimy się w pracy? - Spytał otwierając drzwi samochodu. Mój urlop niestety powoli dobiegał końca.
-Tak. - Patrzyłam jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Gdy pojazd zniknął z mojego pola widzenia ujrzałam inny samochód, który mnie zaniepokoił. Stał kilka metrów od mojego podjazdu. Dodatkowo nie widziałam takiego modelu w okolicy. Spojrzałam na kierowcę. Jego spojrzenie zmroziło moją krew w żyłach.
   Trevor siedział na miejscu kierowcy i uważnie obserwował każdy mój ruch.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Przepraszam, że tak długo nic nie dodałam, ale przez cały tydzień nie miałam wifi i nie miałam jak dodać. Wybaczcie mi :*
   Powiem wam, że jeśli nie zmieni się moja koncepcja to chyba mam już zaplanowane wszystko do końca i jedyne co mogę zdradzić to to, że będzie się działo dużo :)
   A co do tego rozdziału... Szczerze powiedziawszy to średnio mi się podoba. Taki trochę nudny, ale ocenę zostawię już wam.

Miłego:)
Karen

Ps. przepraszam za ewentualne problemy ze czcionką, ale pół rozdziału pisałam w innym programie no i coś mogło się poprzestawiać 

poniedziałek, 2 maja 2016

[71] cz.1 "To co powinnam, a to czego chcę..."

~Nina~

    Tak. Kocham ją. I ciebie też. Już nigdy was nie zostawię. Tak. Kocham ją. I ciebie też. Już nigdy was nie zostawię. Tak. Kocham ją. I ciebie też. Już nigdy was nie zostawię.

   Tylko te słowa słyszałam w trakcie snu. Ciągle widziałam jak klęczy przed wanną rozmawiając z Beth. Ich rozmowa nie miała dla mnie sensu. Tylko te słowa były wyraźne.

 Tak. Kocham ją. I ciebie też. Już nigdy was nie zostawię.

   Obudziłam się dość wcześnie rano. Leżałam patrząc w sufit, a w głowie ciągle słyszałam echo jego słów. Czy mówił prawdę? O może powiedział to tylko po to, by nie zranić małej?
    Do tego wszystkiego dochodzi David. Pocałował mnie. W jego towarzystwie czuję się dobrze, ale ten moment był... dziwny. Podobało mi się, ale czułam się jakbym robiła coś niewłaściwego, jakbym zdradzała...
   Przecież on odszedł ode mnie, by być z nią. Dlaczego ja mam czuć się winna?
Kolejny raz jego słowa rozbrzmiały w mojej głowie.

 Odszedłem od ciebie bo byłem do tego zmuszony. Na bankiecie to Savana mnie pocałowała, by odwrócić uwagę policji.

   Mówił to w trakcie naszej rozmowy. Przemokłam do suchej nitki, ale wtedy nie zwracałam na to uwagi. Wtedy także mu nie uwierzyłam, a może powinnam.
   Brie raz coś wspominała o jakimś areszcie, ale gdy usłyszałam jego imię nie chciałam słyszeć nic więcej, więc zakończyłyśmy ten temat.  Ale co miał na myśli mówiąc, że odszedł ode mnie bo był zmuszony?
   Przetarłam twarz, wydając przy tym cichy jęk rezygnacji. Muszę z nim porozmawiać i tym razem będę go słuchać.
   Jejku... czuję się jak jakaś nastolatka, której największym problemem jest wybór chłopaka...

   -Witam- Powiedział Lucas wchodząc bez pukania.
-Chyba częściej muszę zamykać drzwi. - Zaśmiałam się odkładając ostatnie dokumenty na bok.
-Oj daj spokój. Ja dostanę się zawsze i wszędzie. - Mrugnął okiem. Do salonu wbiegła Bethany, a zaraz za nią brudny Oskar.
-Co robiliście, że jesteście tacy brudni? - Spytałam podając małej sok. Do kociej miski nalałam wody i wsypałam trochę karmy. Kociak zaczął jeść przez co było słychać chrupanie małych kawałków karmy.
-Rzucałam Oskarowi piłkę i raz wpadła nam do kałuży. - Zapomniałam, że w nocy padał deszcz.
-Leć się przebrać. - Zmierzwiłam jej włosy i posłałam ciepły uśmiech. - Później zajmiemy się Oskarem.
    Gdy mała zniknęła na piętrze, a futrzak zaraz za nią zwróciłam się w kierunku Lucasa.
-Przepraszam cię... - Nie pozwolił mi dokończyć.
-Nawet nie zaczynaj. Ja sobie spokojnie mogę poczekać. - Uśmiech nie schodził z jego twarzy, gdy rozsiadł się na kanapie i zaczął skakać po kanałach telewizyjnych.
-Na co?
-Idziemy na spacer. - Powiedział jakby nie było nic bardziej oczywistego. Jasne, że wiem o co mu chodzi...

    Godzinę później siedziałam z Lucasem na ławce podczas, gdy Beth bawiła się na placu zabaw.
-Dowiem się w końcu co ja tutaj robię? - Spytałam biorąc do ust kolejne ziarna popcornu.
-Siedzisz. - Parsknęłam śmiechem.
-To wiem.
-Więc po co pytasz? - Zaczęłam się śmiać, a on zaraz za mną.
-Dlaczego wyciągnąłeś nas na ten spacer?
-Takie polecenie. - Jego mina stała się poważna, a przynajmniej starał się taką zachować gdy zobaczył moją zdziwioną minę. - O jejku... David powiedział mi, że mam was na spacer wyciągnąć. Wiesz polecenia służbowe trzeba wypełniać. - Byłam lekko zdziwiona jego słowami. - A podał bardzo dobre argumenty.
-Jakie?
-Chciał żebyście pooddychały świeżym powietrzem. - Spojrzałam na niego krzywo. - No dobra masz mnie no. Nie chciał abyście siedziały same w czterech ścianach. - Spojrzałam na swoje dłonie i poczułam się dość dziwnie. Kątem oka zauważyłam, że Lucas zaczął pić zakupiony wcześniej sok.
-David mnie pocałował. - Powiedziałam nagle. Blondyn słysząc to wypluł sok, prawie się dławiąc i spojrzał na mnie tym swoim przeszywającym spojrzeniem.
-Że co?! I ja się o tym dopiero teraz dowiaduje? No wiesz... - Zrobił przerwę udając obrażonego, a później pytania wypadały z jego ust jak z karabinu maszynowego. - Kiedy? Co mówił? Podobało ci się? A czy jemu się podobało? Jak całuje?...
-Zwolnij. - Przerwałam mu. - Trajkotasz gorzej niż kasjerka w spożywczym. Powoli. - Zaczęłam się śmiać na jego skwaszoną minę.
   Blondyn wziął głęboki wdech i zaczął jeszcze raz.
-Dobra, dobra. Toooo... kiedy? - I powoli zaczęłam odpowiadać na jego pytania, które momentami były dość dziwne. Tłumaczył się, że jako gej musi znać każdy szczegół z tego wydarzenia.
   Po chwili jego pytania skończyły się.
-No nieźle. Masz romans z szefem.
-Jeden pocałunek o niczym nie świadczy.
-Dla niego czy dla ciebie? - Spytał biorąc łyk napoju, a ja zaczęłam się zastanawiać. David od początku traktował mnie inaczej niż resztę pracowników. Ostatnio sam Lucas to zauważył.
-Nie chcę zaczynać czegoś nowego, gdy Fabian powiedział, że mnie kocha. - Kolejny raz sok znajdujący się w ustach blondyna wylądował na trawie. - Może nie pij jak z tobą rozmawiam. - Mój śmiech był dość słyszalny gdy wycierał brodę z resztek płynu.
-Kiedy to wszystko się do diabła wydarzyło? Chwilę cię w pracy nie ma i już nie wiem co się na świecie dzieje. Kiedy ci to powiedział?
-Wczoraj Beth go o to spytała w trakcie kąpieli.
-Czyli jednego dnia jeden facet cię całuje, a drugi mówi że cię kocha?
-Na to wygląda.
-No nieźle. - Skomentował Lucas, a ja jęknęłam. Nawet on nie wie co o tym wszystkim myśleć.

   Gdy byliśmy blisko domu zauważyłam samochód stojący na podjeździe.
-Spodziewasz się dzisiaj kogoś? - Spytał Lucas.
-Nie. - Przeszłam obok obcego samochodu. Podchodząc bliżej zauważyłam dwie osoby siedzące na ławce. Pomiędzy nimi siedział chłopczyk.
-Nareszcie! - Radosny głos damski dotarł do moich uszu.
-Amber. - Podeszłam do blondynki i objęłam ją. Gdy odsunęłyśmy się od siebie znalazłam się w ramionach Masona.
-Ile można czekać na ciebie. - Zaśmiał się.
-Co wy tu robicie? - Spytałam patrząc na moich przyjaciół.
-Przyjechaliśmy w odwiedziny. No i musisz kogoś poznać. - Amber wskazała na małego chłopca kryjącego się za nią. - Dylan - blondynka położyła dłoń na jego głowie - poznaj ciocię Ninę.
   Kucnęłam i wyciągnęłam dłoń w stronę malca. Nieśmiało uścisnął ją i spojrzał na Bethany stojącą obok Lucasa.
-Wy także musicie kogoś poznać. Bethy chodź. - Szeroki uśmiech gościł na jej twarzy, gdy podbiegła do mnie i chwyciła moją dłoń.
-Dzień dobry. - Powiedziała.
-Cześć. Ja jestem ciocia Amber, a to jest wujek Mason. - Delikatnie uścisnęli jej dłoń.
-To ja już będę lecieć. - Powiedział Lucas podchodząc do mnie.
-Jakie lecieć? Zostajesz. - Przerwałam na chwile. - To jest Lucas. - Wskazałam na niego. - Najlepszy kompan do pracy. - Blondyn parsknął śmiechem i wymienił uściski dłoni.

   Wszyscy siedzieliśmy w salonie. Dylan bawił się z Bethany i Oskarem, Lucas rozmawiał z Masonem, a ja z Amber.
-Byliśmy dzisiaj u Fabiana. - Powiedziała nagle blondynka.
-Tak? I jak? - Nie wiedziałam co mówić. Starałam się brzmieć jakby mnie to nie obchodziło.
-Ucieszył się na widok Dylana, pytał co u nas i sporo mówił o tobie.
-Naprawdę?
-Tak. Głównie to rozmawiał o tym z Masonem. Tęskni za tobą i będzie walczyć o twoje zaufanie.
-On to powiedział?
-Tak. - Dlaczego cały świat nie może zapomnieć o tym co było między nami? Dlaczego ja na ułamek sekundy nie mogę o nim zapomnieć? - Nie chcę żebyś sądziła, że go bronię, bo tak nie jest. Byłam na niego wściekła za to co ci zrobił, ale teraz wiem, że robił to dla ciebie. Wiem, idiotyzm. Zdradził cię dla ciebie.... Ale tu chodzi o coś więcej.
-A więc wiesz wszystko? - Pokiwała twierdząco głową. Bethany i Dylan podbiegli do nas.
-Mamusiu pić nam się chce. - Powiedziała mała. Przez chwilę przyjrzałam jej się uważnie. Jej włosy ściemniały przypominając teraz mój odcień jasnego brązu, a nie blondu.
 MUZYKA
   Do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka, gdy przelewałam sok do plastikowych butelek.
-Mógłby ktoś otworzyć?
-Ja to zrobię. - Odezwał się Lucas wstając z kanapy.
-Proszę. - Podałam butelki dzieciom, które szybko zajęły się wcześniej przerwaną zabawą.
-Jest Nina? - Usłyszałam jego głos dobiegający zza drzwi.
-Nina! Ktoś do ciebie! - Krzyknął Lucas.
-Wiesz, że nie stoję tak daleko, prawda? - Uśmiechnęłam się do blondyna.
   Dlaczego moje ręce zaczęły się trząść, gdy stanęłam twarzą w twarz z Fabianem?
-Hej. - Powiedziałam uśmiechając się delikatnie.
-Em... możemy porozmawiać? - Spytał. Odwróciłam się twarzą do gości.
-Nino idź. Damy sobie radę bez ciebie przez parę minut. - Amber pomachała dłonią jakby chciała mnie przepędzić, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Okej. Zaraz wracam.
-Nie śpiesz się! - Krzyknął Mason gdy zamykałam drzwi. Coś czuję, że zaplanowali to wszystko.
   Ruszyliśmy chodnikiem przed siebie. Szliśmy kawałek w ciszy. Miałam tyle pytań, tyle myśli, ale... bałam się spytać o to wszystko.
-Nino... - zaczął - wiem, że nie chcesz ze mną rozmawiać,ale muszę...
-Dlaczego byłeś w więzieniu? - Przerwałam mu nagle. Zaczął rozmowę w niewłaściwy sposób. Owszem, na początku nie chciałam słyszeć jego wyjaśnień, ale muszę to przyznać sama przed sobą. Teraz ich pragnę. Wiem, nie powinnam robić tego wszystkiego. Ciągle myślę o tym co zrobił David, ale muszę w końcu poznać prawdę. To co powinnam, a to czego chcę to zdecydowanie dwa różne pojęcia.
-Skąd o tym wiesz?
-Kiedyś Brie o tym wspomniała.
-Wsadzili mnie za zabójstwo Trevora. Sukinsyny wszystko dokładnie zaplanowali. Sfałszowali jego śmierć, przekupili kogo trzeba i pozbyli się mnie na rok.
-Przykro mi.
-Nie potrzebnie. - Spojrzał w moje oczy. - Wtedy na balu... Savana przyszła mnie ostrzec. Zobaczyła policję, spanikowała i stało się. Wiem, że to nie jest żadne pocieszenie, ale dzięki temu nie widziałaś jak mnie aresztują. Przysięgam, że nie chciałem cię zranić. - Podczas jego słów patrzyłam na chodnik, widząc to zdarzenie jeszcze raz. Poczułam ukłucie bólu i przymknęłam oczy starając się wyrzucić ten obraz z mojej głowy. To zaskakujące jak po tak długim czasie to wciąż boli.
-Dzień, w którym odszedłeś.... Dlaczego...? - Przez gulę w gardle nie byłam w stanie dokończyć zdania, jednak on wiedział o co mi chodzi.
-To był pomysł Luke'a. Chciał, by Killersi uwierzyli, że jestem po ich stronie. Miałem zbliżyć się do Savany, by mi zaufała i zdradziła gdzie się ukrywa Devon z resztą. Wtedy to chyba była jedyna możliwość na złapanie ich i twoje bezpieczeństwo. Niestety musiałem odejść. Wiem jak to brzmi, ale wszystko musiało wyglądać... naturalnie. Nie mogłem spędzać z tobą czasu, a później jechać do Savany i udawać że wszystko jest okej. Ale moment, w którym powiedziałem ci, że to koniec... twoje łzy... byłem gotowy rzucić to wszystko w cholerę i zostać przy tobie choćby nie wiem co. Byłem jednak świadomy, że będąc z tobą narażam cię na niebezpieczeństwo, więc wolałem żyć bez ciebie ze świadomością, że nic ci nie grozi. Wiedziałem, że cierpisz. Bóg jeden wie co ja przeżywałem. Ale mimo wszystko wolałem, byś cierpiała z mojego powodu i później ułożyła sobie życie na nowo, niż żyła przy mnie i ciągle cierpiała.
-Więc dlaczego wróciłeś? - Spytałam prawie szeptem.
-Byłaś w ciąży. To zmieniło wszystko. Gdyby nie Bethany chyba już nigdy byś mnie nie ujrzała. - Zamilkł uważnie mnie obserwując.  
-Hej. - Zaskoczył mnie chwytając moją dłoń i zatrzymując mnie. - Spójrz na mnie. - Powoli podniosłam wzrok patrząc prosto w jego brązowe oczy. Moja dłoń ciągle spoczywała w jego i czułam ruch jego ciepłych palców na mojej skórze. Jego druga dłoń starła łzy płynące po policzku. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że płaczę. - Nigdy nie chciałem cię zranić. Nie chciałem byś w tej chwili myślała o tym co zrobiłem, jakim dupkiem byłem. Za wszelką cenę chciałem być przy tobie. Chciałem być powodem twojego uśmiechu, a nie łez. - Jego dłoń znów pogładziła mój policzek. Tym razem nie odsunął jej tak szybko. - Chciałem być dla ciebie wsparciem i pocieszeniem. Nadal tego wszystkiego chcę, ale musisz mi na to pozwolić. Bez jakiejkolwiek inicjatywy z twojej strony nie zrobię nic. - Patrzyliśmy w swoje oczy. Ciągle trzymał dłoń na moim policzku, a ja nie wysunęłam dłoni z jego. Milczałam. Zbyt wiele rzeczy wydarzyło się na raz i nie miałam bladego pojęcia co zrobić. Moje serce toczyło zawziętą walkę z rozumem.
-Nie musisz podejmować decyzji teraz. - Uśmiechnął się. Byłam mu wdzięczna za ten gest. - Wracamy? - Nie byłam wstanie nic powiedzieć, dlatego pokiwałam twierdząco głową. Zawróciliśmy i chyba żadne z nas celowo nie zwracało uwagi na nasze ciągle splecione dłonie, by tego nie przerwać.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Przepraszam za jeden dzień opóźnienia. Mam nadzieję, że moment Fabiny wam to wynagrodził :*
 
   Jejku zakochałam się w dodanej piosence od pierwszego przesłuchania. xbradscookiex mam nadzieję, że nie masz mi za złe za wykorzystanie jej skoro znajduje się na twoim blogu, ale gdy ją przesłuchałam wiedziałam, że będzie idealna do tego momentu. Proszę wybacz mi :*

   Ten rozdział miałam zakończyć ciut inaczej, ale uznałam, że podzielenie go będzie lepszym pomysłem. Przynajmniej będą podzielone... tematycznie? A przynajmniej mam taka nadzieję :)

Wasza Karen