sobota, 29 sierpnia 2015

[39] "Od tego są przyjaciele."

~Nina~
   Następny poranek nie różnił się niczym od poprzednich. Poranne wymioty, Amber wmuszająca we mnie większą ilość jedzenia niż jestem w stanie zjeść, przyjęcie odpowiedniej porcji witamin i odpoczynek na kanapie przed telewizorem.
To wszystko robiłam w mieszkaniu Fabiana. Widziałam go na każdym kroku. Najgorzej było gdy siedziałam sama w naszej sypialni. Chodź nie było go przy mnie czułam zapach jego perfum, widziałam jego rzeczy. Jeśli chcę normalnie funkcjonować muszę się stąd wynieść.
-O czym tak myślisz? - Spytała Amber siadając obok mnie. W dłoniach miała dwie miski. Jedna była pełna owoców, a druga czipsów.
-Chcę się stad wyprowadzić. - Wzięłam do ust chrupka.
-Dlaczego?
-To mieszkanie Fabiana. Skoro znalazł sobie dziewczynę, nie mogę tu dłużej zostać. Wrócę do kamienicy. - Amber odłożyła miskę na stół. Zmrużyłam oczy i położyłam ją na swoich kolanach zajadając się czipsami.
-W tej chwili nie możesz być sama. Co jeśli zemdlejesz lub coś cię zaboli, Co jeśli telefon będzie za daleko byś mogła do mnie zadzwonić lub... - Przerwałam jej wyliczanie wszystkich możliwych scenariuszy.
-Amber przestań. Dobrze wiesz, że nie mogę tutaj zostać.
-Więc zamieszkaj z nami. - Od czasu tej ochrony Amber mieszka z Masonem.
-Za niedługo bierzecie ślub. Nie mogę wam siedzieć na głowie.
-To dopiero za dwa miesiące. Nie zostawię cię teraz samej, więc albo idziesz do nas albo ja przenoszę się z tobą do kamienicy. - Taka przyjaciółka to skarb. Zawsze mi pomaga i nigdy nie chce niczego w zamian.
   Przytuliłam ją i powiedziałam.
-Dziękuje ci.
-Od tego są przyjaciele.

   Pakowanie rozpoczęłyśmy po obiedzie. Nie miałam dużo rzeczy, ale Amber i ciuchy to połączenie czasochłonne. Blondynka znalazła się w swoim świecie i co chwila pytała jak ja mogę nosić takie sukienku lub do czego zakładam te bluzki. Z każdym jej pytaniem miałam coraz większą ochotę wybuchnąć śmiechem.
   Gdy już prawie skończyłyśmy rozległ się dzwonek do drzwi.
-Ja otworzę. - Powiedziała Amber i wyszła z pokoju. Po chwili usłyszałam męski głos, a jego właściciel pojawił się w sypialni.
-Witaj śliczna. Może pomogę?
-Diler! - Przytuliłam się do niego. Nie widziałam go od dość dawna i zdążyłam zatęsknić za tą czarną burzą loków. - Co ty tutaj robisz?
-Podobno ktoś się przeprowadza. Wiesz, nie mogę zostawić damy w opałach. - Uśmiechnęłam się na jego słowa i spojrzałam na Amber.
-Nie patrz tak na mnie. To sprawka Masona, bo on nie mógł nam towarzyszyć. Nie chciał byśmy same przemieszczały się po mieście. Mogę się założyć, że to był tylko pretekst bo boi się, że dostanę kluczyki do jego samochodu. Przecież nie jeżdżę aż tak źle.
-Tak Amber oczywiście. - Diler mrugnął do mnie. - To jak, gotowe?
-Jeszcze tylko kilka rzeczy. - Wyjęłam z szafy ostatnie bluzki i zasunęłam walizkę. Podnosząc się poczułam zawroty głowy, więc usiadłam na łóżku i zaczęłam brać głębsze wdechy. Amber, wiedząc co się dzieje, nie zareagowała, ale Diler od razu znalazł się przy mnie.
-Dobrze się czujesz? - Spytał obejmując mnie ramieniem.
-To chwilowe zawroty głowy. Codzienność.
-Powinnaś iść do lekarza.
-To ty o niczym nie wiesz? - Spytałam zdziwiona. Sądziłam, że Amber zdążyła mu przekazać informacje.
-O czym miałbym wiedzieć?
-Najpierw obiecaj, że nie powiesz o niczym Fabianowi.
-Temu zdrajcy? Nigdy w życiu. - Czyli o nowej dziewczynie Ruttera wie.
-Jestem w ciąży. - Przez chwilę Diler nie reagował, ale gdy to zrobił prawie udusił mnie swoim uściskiem.
-Gratuluje mała. Czyli będziemy mieć małego brzdąca w towarzystwie.
-Hej! To że jesteś starszy o 3 lata nie znaczy, że masz mnie nazywać małą. - Uderzyłam go lekko w ramię.
-Spokojnie. Za niedługo tą nazwę odziedziczy ktoś inny. Gdy tylko przyjdzie na świat wujek Diler się nim zaopiekuje.
-Broń Boże. - Powiedziałam starając się zachować powagę, lecz gdy ujrzałam urażoną minę mężczyzny wybuchłam śmiechem. - No dobra, wujku Dilerze.
-Tak! - Powiedział radośnie. - Zobaczysz, będe wujek na 100%. Jeśli to będzie chłopiec to kupie zabawkowe samochody i będziemy się ścigać, a jak dziewczynka... - Zawahał się przez chwilę i podrapał po brodzie. - No niech stracę. Pozwolę jej się czesać. -Na te słowa Amber dołączyła do mnie i śmiałyśmy się jak dwie wariatki. Ciężko było zachować powagę, gdy Diler mówił takie słowa na poważnie.
-Chciałabym to zobaczyć. - Rzekła blondynka. - Ty i kucyczki, warkoczyki. Już widzę milion gumek w tych kręconych włosach. - Wciąż nie mogłam przestać się śmiać. Ze słowami Amber ten widok bruneta pojawił się w mojej głowie. Starłam kilka łez i wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić.
-Ha Ha. Bardzo śmieszne. Mówię poważnie.
-Ty na pewno jesteś trzeźwy? - Spytałam powstrzymując kolejną falę śmiechu.
-Jestem czysty jak łza.
-To na co czekasz. Bierz tą walizkę i jedziemy. - Amber poklepała go po plecach i w trójkę wyszliśmy z mieszkania.

   -Nina jak się czujesz? - Spytała Amber gdy zasiedliśmy w trójkę u niej na kanapie.
-Amber....
-Wiem, wiem. Masz już dość tego pytania, ale chciałabym byś mi pomogła, ale nie chcę cię wykorzystywać jeśli źle się czujesz.
-Czuję się dobrze. O co chodzi?
-Ponieważ nie ma Masona pomyślałam, że pomogłabyś mi wybrać suknię ślubną, a Diler byłby naszym kierowcą i pomagałby ci w razie czego. Tak wiem, jeszcze dwa miesiące, ale Mason nie puszcza mnie samej, a dobrze wiesz, że pan młody nie może widzieć sukni ślubnej, więc pomyślałam... - Przerwałam jej.
-W porządku. Pojadę z tobą.
-Jesteś kochana. - Objęła mnie i pognała na górę.
-Ona tak cały czas o tym weselu? - Spytał Diler.
-Niee... Tylko czasami. Nie ma się jej co dziwić. Chce mieć wszystko idealnie zaplanowane.

   -Amber, idziemy do trzeciego sklepu z kieckami. Zdecydowałabyś się w końcu. - Diler zaczął tracić cierpliwość. Gdybym nie była kobietą pewnie też bym się zdenerwowała, ale wiem jak ważne jest, by suknia ślubna była idealna, więc staram się pocieszać Dilera.
-Nie narzekaj, bo pójdę jeszcze do piątego. - Odezwała się Amber wchodząc do kolejnego sklepu. Nie wiem skąd w tej galerii tyle sklepów z odzieżą ślubną.
-Wiecie co. Poczekajcie tutaj, a ja pójdę poszukać czegoś do picia. - Powiedziałam.
-Nie! - Krzyknął za mną Diler. - Ja pójdę. - Podszedł do mnie bliżej i ściszył głos. - Nie każ mi siedzieć w tym piekle jeszcze dłużej. Błagam cię zlituj się nade mną. - Zaśmiałam się.
-Diler z miłą chęcią bym cię puściła, ale chciałam bez Amber udać się do sklepu po rozmiar większe spodnie. Przytyłam już, nie dużo ale dla dopasowanych spodni robi różnicę. - Westchnął zrezygnowany.
-Okej, rozumiem.
-Dzięki. - Pocałowałam go w policzek i powiedziałam. - Powodzenia.

   Szłam korytarzem oglądając wystawy sklepowe. Zatrzymałam się przy jednej widząc manekiny ubrane w sukienki ciążowe.
-Za jakiś czas też tak będę wyglądać. - Pomyślałam i pogłaskałam brzuch. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Gdy miałam ruszyć dalej ktoś we mnie wpadł.
-Przepraszam bardzo, nie... - Urwałam widząc twarz osoby.
-Nina? Co ty tutaj robisz? - Spytał mnie Fabian.
-Przyszłam z Amber na zakupy. - Chciałam też go spytać co tutaj robi, lecz nie byłam w stanie. Serce zabiło szybciej na widok bruneta.
-Jak się czujesz?
-Teraz już dobrze. Jak tam twoja sprawa? - Poważnie? Nie stać mnie na lepsze pytanie?
   Fabian rozejrzał się i podrapał po głowie.
-Dobrze. - Miałam go spytać kiedy będzie po wszystkim, kiedy podeszła do niego ta blondynka i objęła go w pasie, a on odwzajemnił uścisk. Momentalnie poczułam złość i... Chyba poczułam zazdrość. Nie chciałam widzieć go w ramionach innej, ale widocznie nie obchodziły go moje uczucia skoro ją objął.
-Fabian możemy już iść? - Spytała nie zwracając uwagi na mnie. Rutter odchrząknął i wtedy, cud się zdarzył. Oderwała od niego oczy i przestała się ślinić.
-Ooo hej. Przepraszam nie zauważyłam cię. Jestem Savana. - Oczywiście, że mnie nie zauważyła, bo po co. Podała mi dłoń, którą z niechęcią ujęłam.
-Nina. A Fabian, skoro się już widzimy mogę przekazać ci tą wiadomość osobiście. Wyniosłam się już z twojego mieszkania, więc spokojnie możesz tam wrócić.
-Nina, nie musiałaś... - Przerwałam mu ruchem ręki.
-Musiałam. Wam bardziej potrzebna jest wolna przestrzeń. - Nie mówiąc nic więcej odeszłam kawałek, lecz musiałam przystanąć. Zawroty głowy pojawiły się nagle, a złość którą czułam wcale nie pomagała. Chwyciłam się ściany, by nie stracić równowagi i brałam głębokie wdechy, by się uspokoić.
-Nina, wszystko w porządku? - Usłyszałam za sobą jego głos i poczułam jego dłonie na ramionach. Zawroty głowy zaczęły ustępować, lecz teraz byłam wściekła.
-Tak. Nie musisz się mną już przejmować. - Strąciłam jego ręce i ruszyłam do sklepu, w którym znajdowali się moi przyjaciele.

    Wieczorem Diler odwiózł nas pod dom. Amber zaproponowała mu sen na kanapie, by nie musiał wracać do domu nocą. Nie sprzeciwił się i zaczął się śmiać, że to wynagrodzenie za dzisiejszy dzień. Mimo ich żartów jakoś nie było mi do śmiechu. 
   Gdy weszliśmy do środka Mason już wrócił z pracy. Siedział na kanapie, oglądał coś i pił piwo. Po przywitaniu powiedziałam.
-Wiecie co, pójdę trochę na balkon.
-Wszystko okej? - Spytał Mason podnosząc na mnie wzrok.
-Tak. Po prostu chce trochę spokoju.
-Jasne. - Podał mi koc leżący obok niego.
MUZYKA  
   Wyszłam na balkon, usiadłam na leżaku i otuliłam się kocem. Z tego miejsca gwiazdy były prawie nie widocznie. Zbyt duża ilość światła docierała tutaj, więc zaczęłam podziwiać tętniące życiem miasto. Jego widok nie odgonił wciąż powracającego obrazu Fabiana i Savany. Ale zapomnę. Dam radę wyrzucić go ze swojego życia. Co ja się oszukuje. Przecież ja nigdy o nim nie zapomnę. Nigdy nie przestane go kochać. Nigdy nie pogodzę się z myślą, że on znalazł szczęście u kogoś innego. Ciągle za nim tęsknie, z każdym dniem coraz bardziej. Udaję, że wszystko w porządku, że nie myślę o nim. Może ta przeprowadzka pomoże mi chodź na chwilę o nim zapomnieć. O tym jak za pomocą dotyku potrafił wywołać u mnie gęsią skórkę, a jego pocałunki rozgrzewały mnie w najzimniejsze dni. Kiedyś zapomnę jak dbał o moje bezpieczeństwo i jak dobrze czułam się w jego ramionach. Dam radę. Uporam się z tym. Kiedyś na pewno, ale teraz potrzebuje go. Chciałabym, by chwycił mnie w swoje ramiona i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Ciągle martwię się o ciąże. Co jeśli okaże się zagrożona? Co jeśli okaże się, że to Trevor jest ojcem? W tej chwili chciałabym mieć pewność, że to dziecko jest Fabiana, ale kto mi ją da? Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?
   Wtedy w podbrzuszu poczułam coś w rodzaju ukłucia. Niewyraźne uczucie, które po chwili przerodziło się w lekki ból. Kilka pojedynczych łez popłynęło po moim policzku, gdy ból stał się silniejszy. O nie tylko nie to.
   Powoli wstałam i poczułam dziwny dyskomfort. Weszłam do środka lekko zgarbiona i odszukałam wzrokiem blondynkę.
-Amber... - Głos miałam trochę zachrypnięty, ale dziewczyna usłyszała mnie i spojrzała w moją stronę. Byłam przerażona, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Stałam bez ruchu trzymając dłoń na brzuchu, jakbym dzięki temu mogła zapobiec bólowi, który czuje. 
   Blondynka podbiegła do mnie i przytrzymała mnie.
-Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Oddychaj spokojnie. - Nie musiałam jej tłumaczyć co czuję. Wszystko wyczytała z mojego zachowania. - Diler szykuj samochód. Jedziemy do szpitala.

  

czwartek, 27 sierpnia 2015

[38] "Będę czekać."

~Fabian~
   Wyszedłem od Savany i udałem się do samochodu. Obniżyłem siedzenie tak by nikt nie widział mnie w samochodzie i zacząłem obserwować okolicę. Skoro Devon ma przyjechać, czas dowiedzieć się gdzie uda się potem.
   Nie musiałem długo czekać. Czarne Audi R8 podjechało pod budynek. Z pojazdu wyszedł Devon, rozejrzał się i wszedł do środka. Teraz pozostało mi tylko czekać, aż wyjdzie.

    Słońce całkowicie schowało się za horyzontem, gdy usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Nie spuszczając wzroku z drzwi sięgnąłem po telefon.
-Słucham. - Odebrałem nie patrząc na ekran.
-Dostaliśmy wezwanie, że w mieszkaniu Pierce'ów panuje kłótnia. Sąsiedzi skarżą się na hałas. Co się tam dzieje? - Luke sądził pewnie, że to ja biorę udział w tej awanturze.
-Devon przyjechał. Nie mogę wejść dopóki on tam jest.
-W porządku. Zaraz przyślę jednostkę. Do tej pory miej wszystko na oku. - Oczywiście, przecież bez problemu mogę stanąć przy drzwiach i obserwować całe zajście.
-Postaram się. - Odpowiedziałem ostatecznie i rozłączyłem się.
   Po kilku minutach przyjechał radiowóz, z którego wysiedli Will i Carter. Szybko zniknęli we wnętrzu budynku.
   Zacząłem się powoli niecierpliwić. Coraz więcej osób wchodziło do budynku, a po Piercie ani śladu. Miałem już odjechać, gdy wypadł z budynku zdenerwowany i wsiadł do samochodu. Poczekałem, aż odjedzie kawałek i ruszyłem za nim. Wtedy znów odezwał się mój telefon.
-Tak?
-Fabian dasz radę przyjechać do mnie? - Powiedziała cicho Savana. Słychać było że cicho szlocha.
-Co się stało? - Jechałem za Devonem jakieś trzy samochody i starałem się go nie zgubić gdy zaczął przyspieszać.
-Jak wiesz, był u mnie mój brat. Dowiedział się o nas i zrobił mi awanturę. - Serce zabiło mi mocniej. Pierce wie, że kręcę się obok jego siostry? To niemożliwe. Skąd mógłby to wiedzieć?
-Będę za jakąś godzinę. - Powiedziałem. Może przez ten czas uda mi się ustalić dokąd zmierza czarne Audi.
-Będę czekać. - Po tych słowach usłyszałem dźwięk zakończonego połączenia.

   Przez kolejne 20 minut Devon krążył po mieście. Raz zatrzymał się na stacji benzynowej, a później wstąpił do jakiegoś baru. Ciągle myślałem o tym, by popełnił jakiś błąd, lub zaprowadził mnie do swojej kryjówki, lecz nic z tego. Jakby wiedział, że ktoś go obserwuje.
   Gdy wjechał na autostradę zacząłem mieć nadzieje, która szybko prysła. Audi zatrzymało się na poboczu i nie miałem innego wyjścia jak jechać dalej. Gdybym zatrzymał się za nim zorientowałby się co planuje. Zjechałem w pierwszy zjazd. Kilka kilometrów dalej stał bar, przy którym się zatrzymałem. Patrzyłem przed siebie. Byłem tak wściekły, że walnąłem pięścią w kierownicę. Kolejny raz musiało pójść coś nie tak. Dlaczego, chodź raz, nie idzie coś po mojej myśli?
   Wziąłem kilka głębszych oddechów, by się uspokoić i ruszyłem w kierunku domu Savany. Teraz pozostaje mi się modlić o to, by Devon nie wiedział z kim spotyka się jego siostra.

   Zapukałem do odpowiednich drzwi, w którym po chwili pojawiła się blondynka. Ledwo zamknąłem za sobą drzwi, gdy rzuciła mi się na szyję i zaczęła płakać. Objąłem ją i zacząłem gładzić po plecach.
-Ciiii... - Szepnąłem jej do ucha. Gdy łzy przestały lecieć usiedliśmy na sofie. Nie musiałem nawet zadawać pytań. Dziewczyna sama zaczęła mówić co leży jej na sercu.
-Devon wie, że spotykam się z kimś.
-A Devon to...? - Oczywiście musiałem udawać, że nie wiem o kim mowa.
-No tak, nie wiesz. To mój brat. Był tutaj i zrobił mi straszną awanturę. Nie podoba mu się, że przed studiami znalazłam kogoś. Jego zdaniem będziesz odwracać moją uwagę od nauki lub, zacytuje go, ,,okażesz się takim dupkiem z jakimi on się zadaje i złamiesz mi serce". Wiem w jakim towarzystwie się kręci, ale przesadza. Przecież nie każdy facet myśli tym co ma w spodniach. Wiem, że taki nie jesteś. - Chwyciłem jej dłoń. Co prawda nie kręciłem się przy niej, by ją zaliczyć i odejść, ale nie kierowały mną uczucia. Robiłem to co musiałem i Devon po części miał rację. Jeśli dopuszczę ją zbyt blisko, a później odejdę ona może cierpieć, a tego nie chcę.
-A on wie z kim się spotykasz? - Spytałem po kilku sekundach ciszy.
-Nie. Wie, że kręci się przy mnie brunet, nic więcej. Gdyby poznał twoje imię, nie było by z tobą ciekawie. Devon strasznie się o mnie martwi, a czasem nawet za bardzo. - Uśmiechnęła się ukazując rząd białych zębów.
-Jakoś bym sobie z nim poradził. - Już nie raz miałem z nim do czynienia. W tej chwili z miłą chęcią spotkałbym się z nim i stłukł tak by go rodzona matka nie poznała, za to na co pozwolił zrobić Ninie.
-Nie wątpię. - Przysunęła się do mnie i pocałowała delikatnie. Poczułem słony smak łez zgromadzonych w kącikach ust.
-To może powiesz mi jakich części miasta mam unikać, by nie wpaść na troskliwego braciszka. - Powiedziałem, gdy blondynka odsunęła się ode mnie. Jej śmiech zadźwięczał w moich uszach.
-Nie wiem, często zmienia swoje miejsce pobytu. Będziesz musiał być czujny. - Szlag by to. Czyli nie będzie łatwo go namierzyć, ale na pewno muszą mieć kryjówkę dla całego gangu.
-A ci jego znajomi, o których wspomniałaś. Oni też dbają o siostrzyczkę swojego kumpla? - Ucałowałem jej nos, by trochę ją rozluźnić.
-Nie wiem, pewnie tak. Dlaczego teraz zadajesz tak dużo pytań?
-Po prostu jestem ciekaw, ile osób dba o bezpieczeństwo takiej pięknej kobiety.
 -Oj nie kokietuj już. - Usiadła na moich kolanach okrakiem i znów zaczęła mnie całować. Czułem, że tym razem nic mnie nie uratuje, więc gdy zaczęła podciągać mój podkoszulek do góry powstrzymałem ją.
-To raczej nie jest dobry pomysł. - Powiedziałem patrząc w jej oczy. Nie chciałem, by później cierpiała jeszcze bardziej.
-Nie chcesz tego? - Trafiła w samo sedno. Mogłem się przekonywać, że chodzi mi o jej dobro. Tak na prawdę nie chciałem w taki sposób żadnej dziewczyny. Tylko jedna osoba potrafi działać na mnie tak mocno, że od samego jej uśmiechu mam ochotę zostać zamkniętym z nią w jednym pokoju.
-Nie chcę, być później tego żałowała. Skoro czujesz się lepiej, pójdę już. - Zdziwiona Savana zeszła z moich kolan i bez zbędnych słów wyszedłem z jej mieszkania.

~Nina~
   Minął kolejny tydzień. Z każdym dniem czułam się coraz gorzej. Rozpoczęły się poranne mdłości i często miałam zawroty głowy. W ciągu kilku dni zemdlałam już z dwa razy, więc Amber nie opuszczała mnie na krok. Rozumiem jej troskę, ale mam serdecznie dość magazynów z sukniami ślubnymi, z którymi ciągle przy mnie siedzi. Do tego paleta kolorów i wykaz rodzajów materiałów. Jestem tylko druhną, a widziałam więcej białego materiału niż powinnam.
   Teraz Amber dała mi trochę odetchnąć. Leżałam na dywanie z nogami opartymi na łóżku i z słuchawkami w uszach. Dawno nie słuchałam w taki sposób muzyki i trochę brakowało mi tego całkowitego odcięcia się od świata zewnętrznego. Tylko ja i muzyka. Wtedy coś sobie uświadomiłam. Położyłam dłoń na brzuchu. Wciąż był płaski, ale wiedziałam że tam kryje się nowe życie. Już nie będę sama. Teraz muszę tylko dbać o siebie i poczekać, a w moim życiu pojawi się ktoś mały. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że jestem w ciąży, lecz z każdym dniem uświadamiałam to sobie coraz bardziej.
   Każdego dnia myślałam też o Fabianie. Wiem, że nie jest wart ani jednej mojej myśli, ale tęsknie za nim i choćbym nie wiem jak bardzo się starała nie zmienię tego. On zawsze pozostanie w moim sercu. Mam też nadzieję, że to jego dziecko. Nie chciałabym, by kiedykolwiek Trevor położył łapy na tej małej istocie.
   ----------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Ten rozdział to totalna i całkowita improwizacja. Wydaje mi się, że jest odrobinę dziwny i w niektórych momentach naciągany, ale w tej chwili na nic lepszego mnie nie stać.
  Przepraszam, że ostatnio pisze takie krótkie te rozdziały i trochę bez sensu, ale obiecuje w najbliższym czasie poprawić się.

Miłego :)
Karen

Ps. Przepraszam za błędy, ale nie mam już sił go dziś sprawdzić.

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

[37] "Muszę dbać o nas dwoje."

~Nina~
   -A co powiedział ci lekarz? - Spytała po chwili Amber. Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Teraz już wiem co Nathan miał na myśli mówiąc, że mam dla kogo żyć. Jestem w ciąży. - Amber odsunęła się ode mnie i spojrzała na mnie wyraźnie zaskoczona.
-Czekaj, co? - Zaśmiałam się przez łzy.
-Jestem w ciąży. - Patrzyła przez chwilę na mnie nie mogąc uwierzyć w moje słowa. Po 5 minutach ciszy odezwała się.
-Wciąż nie wiem jak powinnam zareagować. Dziewczyno, ty to wiesz jak zaskoczyć człowieka. Mów wszystko co powiedział ci lekarz.
-To czwarty tydzień. To dlatego teraz tak źle się czuje i dlatego tez byłam tak bardzo osłabiona po porwaniu. Doktor Jenks mówił mi wtedy, że moje wyniki nie są najlepsze, ale nie wiedział co jest tego przyczyną. Widocznie wtedy było za wcześnie by stwierdzić cokolwiek. Dziś lekarz sprawdzał te wyniki pod tym względem i uprzedził mnie, że... ciąża może być zagrożona. Jest spore prawdopodobieństwo, że płód jest za slaby i może dojść do poronienia. A to tylko dlatego, że Killersom zachciało się zemsty. Gdyby nie ta substancja i odwodnienie wszystko byłoby w porządku.
-Lekarz powiedział ci co masz robić, by temu zapobiec?
-Nie mogę się denerwować, przemęczać. Muszę sporo odpoczywać i brać witaminy.
-Wiem, że w tej chwili to nie jest odpowiednie pytanie, ale to dziecko jest Fabiana,tak? - Kilka łez wypłynęło z moich oczu.
-Nie wiem. -Powiedziałam cichym głosem.
-Jak to nie wiesz?
-Zanim zobaczyłam Fabiana myślałam o tym. Uświadomiłam sobie, że robiliśmy to bez zabezpieczenia, ale następnego dnia zostałam porwana i Trevor... - Wciąż nie byłam w stanie powiedzieć tego na głos. Ciągle czułam się jakbym została naznaczona przez samego szatana, lecz to maleństwo dało mi nadzieję na lepsze jutro.
-Powiesz mu o tym? - Spytała nagłe blondynka.
-Komu? - Odparłam oszołomiona.
-Fabianowi. - Zaśmiałam się co zabrzmiało lekko histerycznie.
-Nie. Odszedł ode mnie, by znaleźć szczęście u kogoś innego. Nie chce by z niego zrezygnował i był ze mną z obowiązku. A przecież nie mam pewności, że to jego dziecko. Dopóki się nie dowiem będę milczeć.
-Nina, on musi się o tym dowiedzieć niezależnie od tego czyje ten maluch ma geny.
- Wiem, ale ja też wolałabym dowiedzieć się od niego, że kogoś znalazł niż widzieć to na ulicy.  - Na to wspomnienie poczułam coś... jakbym była na to wszystko obojętna, a zarazem jakby wszystkie emocje zlały się w jeden nie zidentyfikowany ból.
-No tak. Wiesz co? Zadzwonię do Masona. Tylko on może mieć kontakt z Fabianem. Niech mu przemówi do rozsądku.
-Tylko na razie nie mów mu nic o ciąży.
-Jasne. - Amber uśmiechnęła się do mnie. - Może odpocznij teraz trochę.
-Dobry pomysł. - Położyłam się wygodnie z ręką na brzuchu i okryłam się kołdrą. Od teraz nie mogę myśleć tylko o sobie. Muszę dbać o nas dwoje.

~Fabian~
   Siedzieliśmy z Savaną na kanapie w jej mieszkaniu i oglądaliśmy film. Powoli zaczynałem mieć tego udawania po dziurki w nosie. Ciągle byłem kimś innym. Cały czas musiałem uważać na to co robię lub mówię. Do tego nie mogłem skupić się na moim ulubionym filmie, bo w głowie miałem tylko ten cholerny pocałunek i to jak zareagowałaby Nina gdyby się dowiedziała. Nie chciałem tego. Miałem jej nigdy nie pocałować ale zaskoczyła mnie pod restauracją. Jakim cudem nie zorientowałem się, że tekst typu ,,wpadło mi coś do oka'' ma swoje przesłanie. Chciałem ją odepchnąć i zostawić, ale zamiast tego oddałem pocałunek. Nawet przysunąłem ją do siebie. Ale ze mnie dupek. Ciągle myślę o Ninie, a mimo to robię takie rzeczy. Przecież ja nie jestem w stanie myśleć o nikim innym. Brakuje mi jej uśmiechu, niebieskich oczu, w które mogłem patrzeć godzinami i głosu, który zawsze potrafił mnie uspokoić, więc nie powinienem robić takich rzeczy.
   Dalszy potok moich myśli przerwał dźwięk mojego telefonu.
-Oglądaj dalej. Odejdę, by ci nie przeszkadzać.  - Powiedziałem do blondynki i wyszedłem na balkon.
-Słucham. - Powiedziałem odbierając połączenie.
-Ciebie już całkowicie pogięło?
-Mason o co ci chodzi?
-Miałeś się nie pokazywać z Savaną w naszej okolicy, a ty co kurwa odwalasz.
-Savana nalegała, a miałem... -Nawet nie dał mi dokończyć.
-Czyli gdy ona nalega jesteś gotowy złamać zasady, które ustaliliśmy? - Foster był porządnie zdenerwowany.
-Powiesz mi w końcu co się stało?
- Nina widziała jak się całujecie, to się stało.
-Jasna cholera. Jak ona się czuje?
-Nie wiem, jestem jeszcze w robocie, ale Amber dzwoniła bym przemówił do twojego pustego łba. - Przeczesałem włosy dłonią i podszedłem do barierki.
-Proszę cie, powiedz mi jak się czuje. Wiesz dobrze, że wariuje w tej chwili bez niej. - Usłyszałem westchnięcie po drugiej stronie telefonu.
-Dziś miała iść do lekarza, bo zemdlała z osłabienia. Mało je i prawie cały czas śpi.
-Rany... - Przetarłem dłonią twarz.
-Pośpiesz się z tą sprawą, bo nie wiem ile Nina jeszcze wytrzyma zwłaszcza po dzisiejszym. - Obejrzałem się przez ramię i ujrzałem Savane przy oknie.
-Musze lecieć. Dzięki, że jej pomagasz. - Rozłączyłem się nie czekając na odpowiedz. Wtedy kobieta podeszła do mnie i objęła mnie w pasie. Jak bardzo chciałbym by była to pewna brunetka.
-Wszystko w porządku? - Spytała wtulając twarz w zagłębienie mojej szyi.
-Tak. Po prostu mój kumpel ma problem i chciał pogadać.
-Chodźmy do środka. Jesteś cały zimny. - Jak na kwiecień to było rzeczywiście chłodne popołudnie.
   Pocałowałem ją w czoło i wróciliśmy do oglądania filmu. Tym razem Savana była we mnie wtulona. Przez resztę filmu myślałem jak wyciągnąć od niej informacje, które potrzebowaliśmy. Nie wpadłem na nic konkretnego, więc postanowiłem spytać wprost.
-Dlaczego nigdy nie mówisz o swojej rodzinie? - Spojrzałem na nią, gdy napięła się prawie niezauważalnie.
-Bo nigdy nie pytałeś. - Podniosła się i pocałowała mnie. Musiałem odwzajemnić pocałunek, który nie wywoływał u mnie żadnych przyjemnych dreszczy czy mrowienia w miejscu, w którym stykały się nasze usta.
   Poruszyła się nie odrywając naszych ust od siebie. Po chwili siedziała na moich kolanach oplatając mnie nogami w pasie a rękami za szyję.  To nie wróży nic dobrego. Do tego swoimi czynami chce odwrócić moją uwagę co może oznaczać tylko jedno. Stara się ukryć swojego brata.
   Muszę coś wymyślić by to przerwać. Jej dłonie zawędrowały już pod moją koszulę i zaczęły podciągać ją do góry. Na szczęście usłyszałem dźwięk telefonu. Tym razem to jej urządzenie dzwoniło. Jednak Savana nie zaprzestała. Przysunęła się jeszcze bliżej mnie i pogłębiła pocałunek. Telefon zadzwonił drugi raz, a po chwili kolejny. Odsunęliśmy się od siebie. Blondynka miała przyspieszony oddech i przymknięte powieki. Opierała czoło o moje.
-Chyba to coś ważnego. - Powiedziałem i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że oddychałem szybciej.
-Daj mi chwilę. Sprawdzę kto to. - Wstała i udała się w kierunku kuchni, z której dobiegał dźwięk. Kolejny raz tego dnia przeczesałem włosy dłońmi. Jestem winny dzwoniącemu ogromną przysługę.
    Po chwili Savana weszła do salonu. Była zdenerwowana i chodziła pośpiesznie po mieszkaniu. Czas zdobyć kilka konkretnych informacji. Zatrzymałem ją w połowie drogi i przysunąłem do siebie.
-Co się stało? - Spytałem głaszcząc ją po plecach.
-Pytałeś o moją rodzinę. No cóż, mam brata, który właśnie się do mnie wybiera. Nie może cię spotkać. Wiesz uważa, że jego kochana siostrunia nie powinna spotykać się z nikim, by nie rozpraszać się w trakcie nauki. Mam 22 lata, a on wciąż traktuje mnie jak dziecko.
-Tacy są już bracia. W takim razie ja wyjdę, by nie narobić ci problemów. - Pocałowałem ją i wyszedłem. Jeszcze chyba nigdy tak bardzo nie cieszyłem się z chwili samotności.

                W tym samym czasie
~Nina~
   Wpatrywałam się w swoje dłonie splecione na kolanach mając w oczach łzy. Ciągle wracał do mnie obraz Fabiana i tej dziewczyny. Nie mogłam uwierzyć, że po tak krótkim czasie znalazł sobie inną. Sądziłam, że to co jest między nami jest silniejsze. Jak się okazało nie było. Miałam wrażenie, że był przy mnie bo go potrzebowałam, ale chyba nikt nie jest w stanie aż tak długo udawać. Prawda?
   W pomieszczeniu rozległo się pukanie do drzwi. Wytarłam dłonią łzy i starałam się uśmiechnąć.
-Proszę. - Spojrzałam na Masona wchodzącego do środka.
-Hej. - Usiadł obok mnie i przytulił mnie. - Nie płacz.
-Aż tak widać? - Oparłam głowę na jego ramieniu i kolejne łzy popłynęły.
-Trochę. - Siedzieliśmy tak chwilę. Mason był narzeczonym Amber, ale ostatnio stał się moim przyjacielem. Gdy była potrzeba służył mi ramieniem, na którym mogłam płakać i często rozmawialiśmy.
-A teraz powiedz co mówił lekarz. - Powiedział gdy przestałam płakać. Przekazałam mu te same informacje co Amber. Jednak on nie nalegał, bym wyjawiła prawdę. Starał się mnie zrozumieć. Obiecał, że dopóki nie będę gotowa on nic nie wyjawi Rutterowi. Jednak w jego spojrzeniu ujrzałam, że będzie miał z tym problem w końcu to jego najlepszy przyjaciel.
-Dziękuje ci. Na prawdę doceniam to, że stajesz po mojej stronie. Znacie się z Fabianem tak długo a ty mimo wszystko obiecujesz, że nic nie powiesz. - Powiedziałam pod koniec naszej rozmowy.
-Daj spokój. To nic takiego. W tej chwili musisz być spokojna, a jeżeli w taki sposób pomogę to dla mnie nic wielkiego.
-Amber ma wielkie szczęście, że cię spotkała.
-Ja też jestem szczęściarzem. - Odpowiedziałam na jego uśmiech. - Idziesz na dół? Amber będzie planować dekoracje na wesele, a nie jestem pewien czy sam to zniosę. - Zaśmiałam się i wstałam. Oczywiście pojawiły się zawroty głowy, więc Foster musiał mnie przytrzymać. Po chwili wszystko wróciło do normy i dołączyliśmy do blondynki siedzącej w salonie z masą katalogów. Teraz zrozumiałam obawy bruneta. Sama nie jestem pewna czy to wytrzymam.
------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Znów straciłam internet, ale na szczęście odzyskałam. Ciekawe na jak długo....
 A teraz coś przyjemniejszego. Jesteście kochani. No normalnie ubóstwiam was. W ciągu nie całego tygodnia licznik podskoczył o około 5 tysięcy! Nie mam bladego pojęcia jak wyrazić moją radość i miłość do was. Przecież gdyby nie wy nie wiadomo gdzie bym teraz była, więc dziękuje każdemu z całego serducha. No kocham normalnie :*

Ps. Przepraszam jeśli są jakieś błędy, ale połowę pisałam na telefonie. Starałam się wyłapać wszystkie błędy, ale gdyby jakiś się pojawił to walcie śmiało, a poprawię :)

Miłego
Karen

czwartek, 20 sierpnia 2015

[36] "No to czas zacząć grę."

~Fabian~
   Minęły 3 dni odkąd odszedłem od Niny. Przez cały czas z Lukiem myśleliśmy nad planem, więc byłem nad nim skupiony, lecz gdy przyszedł wieczór wracałem do pustego mieszkania wynajętego w hotelu. Wcześniej nie przeszkadzała mi samotność, ale teraz uważałem że jest do bani. Nie mogę czerpać przyjemności z tego że mam do kogo wrócić. Nie mam kogo objąć czy pocałować. Nikt nie uśmiechnie się do mnie i u nikogo nie zobaczę tego cudownego błysku w oczach, gdy była przy mnie. Tak, myślę o pewnej brunetce, która zawróciła mi w głowie, została w niej i nie chce jej opuścić.
   Musiałem zmienić numer, który podałem tylko Masonowi. Jak do tej pory nie zadzwonił ani razu, by powiedzieć mi jak ona się czuje i czy daje radę. Każdego wieczoru miałem ochotę zadzwonić do niej, by usłyszeć jej głos, lecz gdy wpisałem numer, który znałem już na pamięć, odkładałem słuchawkę. Nie chciałem jej straszyć dzwoniąc z telefonu hotelowego i nie odzywając się przez cały czas.
   Do tego jutro wieczorem mam spotkać się z Savaną. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

   Wieczorem udałem się do klubu, w którym widywano Savanę w każdą sobotę. Oczywiście musiało to być miejsce, w którym Nina mnie pocałowała. Coś czuję, że nie będzie mi łatwo odsunąć od siebie obraz Martin w złotym podkoszulku odkrywającym jej plecy i tańczącej przy mnie.
   Podszedłem do baru i rozejrzałem się po sali. Na środku parkietu tańczyła blondynka, której zdjęcie oglądałem przez ostatnie kilka dni. Zamówiłem u barmana drinka i powiedziałem mu, by go jej podał gdy tylko podejdzie do baru i powiedział jej, że to ode mnie. Nie musiałem długo czekać, gdy kobieta z napojem usiadła obok mnie. No to czas zacząć grę.
-Dziękuje za drinka. To mój ulubiony. - Powiedziała zmysłowym głosem blisko mojej twarzy,  bym usłyszał jej słowa przy tej głośnej muzyce i wzięła łyk napoju.
-Do usług. Pomyślałem, że po takim tańcu będziesz spragniona.
-Obserwowałeś mnie?
-Tylko trochę. - Posłałem w jej stronę uśmiech i odwróciłem się w stronę tańczącego tłumu opierając się o bar.
-Jestem Savana. - Wyciągnęła w moją stronę dłoń. Ująłem ją i pocałowałem jej wierzch.
-Ładne imię. Ja jestem Fabian.
-Co tutaj robisz? Nigdy cię tutaj nie widziałam.
-Bo nigdy się nie pokazywałem. Wolałem podziwiać piękno ze stolików bardziej oddalonych od tych tłumów.
-Więc dlaczego dziś postanowiłeś się ujawnić?
-Bo ujrzałem ciebie. - Chyba nie szło mi najgorzej skoro uśmiechnęła się i przysunęła się do mnie. Dotykała ramieniem mojego ramienia i piła drinka. Przyjrzałem jej się kątem oka. Miała na sobie czarną obcisłą sukienkę i tego samego koloru szpilki. Włosy miała lekko podkręcone, a oczy mocno podkreślone. Gdyby w mojej głowie nie siedziała pewna piękna brunetka, możliwe że mogłaby mi zaimponować wyglądem.

   Przez cały wieczór rozmawialiśmy i śmialiśmy się. Większość z tego musiałem udawać i chyba za mało wierzyłem w swoje umiejętności aktorskie, bo Savana wierzyła w każde moje słowo. Pod koniec naszego spotkania była tak wstawiona, że musiałem odwieść ją do domu. Na szczęście nie mieszka z Devonem, więc wprowadziłem ją do środka, położyłem na łóżku w pierwszej napotkanej sypialni i ściągnąłem jej szpilki. Przetarłem twarz dłonią, napisałem na kartce mój nowy numer telefonu i wyszedłem. Znów musiałem wracać do tej pustki, od której miałem ochotę uciec jak najszybciej.

    Po tygodniu znajomości z Savaną nie dowiedziałem się niczego. Znaczy o niej wiem wszystko. Co lubi jeść, jaki lubi kolor, gdzie lubi spędzać czas i inne tego typu rzeczy. Zaczynałem się irytować, że nie mówi nic o Devonie. Nawet nie powiedziała mi, że ma brata, a ja nie wiedziałem jak rozpocząć ten temat.
   Dziś chciała wybrać się do jednej z restauracji w centrum miasta. Zastanawiałem się nad tym, bo bar jest blisko mojego mieszkania, w którym jest Nina. Jednak tak nalegała, że miałem jej serdecznie dość i zgodziłem się.
   Wczoraj nie wytrzymałem i zadzwoniłem do Fostera, by dowiedzieć się w jakim stanie jest brunetka. Z jego opowieści wynika, że nie jest najlepiej. Mówił, że nawet nie wychodzi z domu co strasznie mnie zmartwiło. Nie sądziłem, że aż tak bardzo przeżyje moje odejście. Gdy słyszałem w jakim jest stanie, serce łamało mi się na jeszcze większą ilość kawałków. Chciałem znaleźć się przy niej i zapewnić ją, że już nigdy nie odejdę, lecz nie mogłem tego zrobić. Nie, dopóki nie zakończę tej cholernej sprawy.

~Amber~
   Po tygodniu od odejścia Fabiana, Nina zaczęła czuć się coraz gorzej. Była blada, prawie cały czas spała, miała mdłości, a do tego prawie nie jadła. Z Masonem strasznie martwiliśmy się o nią. Staraliśmy się, by cały czas coś jadła lub piła. Po tym co przeszła nie potrzebowała kolejnego odwodnienia. Jedyne co mnie zastanawia, to to że utrzymuje swoją stałą wagę. Ten pokarm, który przyjmuje moim zdaniem nie jest do tego wystarczający.
   W tej chwili siedziałyśmy we dwie na kanapie i oglądałyśmy komedie. Odwołuje. Nie można nazwać tego komedią, ale tylko to w tej chwili miałyśmy możliwość obejrzeć.
   Przez pół filmu Nina zachowywała się dość dziwnie. Ciągle zmieniała swoje ułożenie, brała głębokie wdechy i przymykała oczy dość często.
-Wszystko okej? - Spytałam w końcu.
-Nie czuje się najlepiej. Mdli mnie od dobrej godziny. - Miałam powiedzieć jej, by napiła się wody, lecz wtedy wstała gwałtownie i pobiegła do łazienki. Ruszyłam za nią, ale zamknęła drzwi. Po chwili wyszła i oparła się o ścianę trzymając dłoń na czole.
-Powinnaś iść do lekarza. - Powiedziałam widząc jej stan.
-Przecież byłam. Mówił, że wszystko w porządku.
-Nina, jesteś blada jak trup i ledwo stoisz na nogach. Do tego jeszcze te wymioty. Martwię się o ciebie jak diabli.
-Amber daj spokój. - Odsunęła się od ściany i od razu przytrzymała się mnie ręką. Pomogłam jej zachować równowagę i zaprowadziłam do kuchni.
-Teraz nie wymigasz się od wizyty u lekarza. Nina, z tobą jest coraz gorzej.
-Dzięki za pocieszenie. - Uśmiechnęła się sztucznie i znów popędziła do łazienki. W tym czasie ja zadzwoniłam do Masona, który był aktualnie w pracy.
-Jak tam moja księżniczka? - Spytał gdy odebrał połączenie.
-Dobrze, ale gorzej z Niną. Dasz radę się wyrwać na chwilę, by ją podrzucić do lekarza?
-Będę wolny dopiero za jakąś godzinę. Gość wychodzi za kaucją do domu i mamy pełno papierkowej roboty. A co się dzieje?
-Wymiotuje i do tego zasłabła.
-Pewnie złapała jakiegoś wirusa. Postaram się przyjechać jak najszybciej. A teraz muszę lecieć Luke mnie woła. Kocham cię.
-Ja ciebie mocniej. - Rozłączyłam się, a brunetka wyszła z łazienki.
-Wygrałaś. - Powiedziała siadając znów na kuchennym krześle.
-Mason przyjedzie dopiero za godzinę.
-Nie będę czekać na niego. Dzwoń po taksówkę.

   Gdy zostałam sama w mieszkaniu wzięłam się za porządki. Nina najwyraźniej nie miała ochoty lub siły sprzątać, więc w pomieszczeniach panował lekki bałagan. Gdy uporałam się z tym wzięłam się za gotowanie. Możecie w to uwierzyć? Amber Milington gotuje. Wcześniej nie dotknęłam brudnego talerza bez rękawiczki, a teraz nie pamiętam kiedy ostatnio byłam u manikiurzystki. To niewiarygodne jak bardzo się zmieniłam. Co prawda nie pozostawiłam moich ubrań ani butów. Co to to nie. Po ślubie Mason będzie musiał zorganizować mi osobną szafę na moje skarby. Ewentualnie pomieszczenie.
   Zaczęłam wyjmować gotową lasagne, gdy do mieszkania wpadła Nina.

~Nina~
   Wpadłam do sypialni trzaskając drzwiami. Cała zapłakana położyłam się na łóżku i skuliłam. Wtedy usłyszałam pukanie do drzwi.
-Mogę wejść? - Głos Amber został ściszony przez drzwi.
-Wchodź. - Usiadłam, gdy blondynka weszła do środka. Usiadła obok mnie i chwyciła moją dłoń.
-Dlaczego płaczesz?
-Widziałam jak Fabian całuje się z inną.
-Że co?! - Blondynka prawie krzyknęła. Widząc jej wyraz twarzy zaczęłam przywoływać wydarzenie we wspomnieniach.
***
   Wyszłam z gabinetu lekarza i nie wiedziałam co mam myśleć o tym co mi powiedział. Byłam jednocześnie radosna i załamana.
   Drogę powrotną postanowiłam pokonać pieszo. Szłam wzdłuż głównej ulicy, aż ujrzałam Fabiana wychodzącego z jednej restauracji. Serce zabiło mi szybciej z radości i miałam ochotę podbiec do niego, wpić się w jego usta i przekazać mu nowinę, gdy chwilę później dołączyła do niego blondynka. Chwyciła jego dłoń i zaczęli o czymś rozmawiać. Byli wyraźnie rozbawieni i zadowoleni ze swojego towarzystwa. Wtedy dziewczyna pocałowała go, a on wplótł dłoń w jej włosy. Na ten widok moje serce pękło i nikt już nie będzie w stanie złożyć je w całość, by nie pozostawić na nim żadnej blizny. Zabolało i to cholernie. Teraz jego nagłe odejście stało się dla mnie jasne. Znudziłam mu się, przestał mnie kochać i odszedł do innej.
Zapewniał mnie, że to co jest między nami nie zniknie tylko po to bym się nie załamała, by nie miał mnie na sumieniu, a ta "sprawa" była tylko pretekstem. Jak ja mogłam... dlaczego... Nawet nie mam pojęcia co w tej chwili czuje oprócz tego okropnego bólu.
   Miałam już dość tego widoku, więc ze łzami w oczach odwróciłam się i ruszyłam w kierunku mieszkania, w którym nie miałam już ochoty spędzić ani chwili dłużej. Nie chciałam w każdym miejscu widzieć jego rzeczy, ani czuć jego perfum. Nie chciałam widzieć wspólnie spędzonych chwil na kanapie, w kuchni czy w sypialni. Od tej chwili nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, lecz to nie będzie raczej możliwe.
***
-Niech no tylko go spotkam, a zobaczy co to znaczy gniew Amber. - Powiedziała blondynka, gdy skończyłam opowiadać. - Chodź no tu do mnie. - Przysunęła mnie do siebie i objęła. W tej chwili potrzebowałam tego, a moja przyjaciółka wiedziała o tym najlepiej.
-A co powiedział ci lekarz? - Spytała po chwili. Uśmiechnęłam się przez łzy.
-Teraz już wiem, co Nathan miał na myśli mówiąc, że mam dla kogo żyć. Jestem w ciąży.
---------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Pewnie myślicie "no nareszcie coś wstawiła". Spokojnie, nie jesteście jedyni. Też tak sądzę. Przepraszam, że tak długo nie wstawiałam, ale znów miałam problem z internetem. To nie jest żadna wymówka czy coś. Wi fi mi szwankuje i nic z tym nie poradzę. Do tego wena gdzieś odeszła, ale na szczęście wróciła :)
   No trochę się porobiło moim zdaniem w tych rozdziałach, ale to nie koniec. Mam jeszcze kilka asów w rękawie :D
   Nie wiem co mogłabym wam jeszcze napisać, bo rozdział całkowicie odebrał mi zdolności normalnego myślenia, więc pozostało mi tylko jedno.

Miłego ;)
Karen

niedziela, 16 sierpnia 2015

[35] "Widocznie chciał ci o tym przypomnieć."

~Nina~
  Po chwili stania w jednym miejscu ruszyłam biegiem za Fabianem. W korytarzu usłyszałam Amber pytającą co się dzieje. Nie zatrzymałam się choćby na sekundę. Wybiegłam z mieszkania i ruszyłam do windy. Wcisnęłam odpowiedni guzik i zaczęłam ścierać z twarzy wciąż płynące łzy. Nie pozwolę mu odejść. Przekonam go, tak jak na początku, by zaryzykował. Musi wiedzieć, że gdybym mogła cofnąć czas, nie zmieniłabym decyzji. Dzięki niemu potrafię zapomnieć o wszystkich złych rzeczach. Kocham go i nie pozwolę mu zniknąć z mojego życia z powodu jakiejś sprawy.
   Wybiegłam na zewnątrz. Rozglądałam się po okolicy, lecz nigdzie nie ujrzałam jego czy samochodu, którym jeździł. Przetarłam dłonią czoło, odgarniając z twarzy pojedyncze pasma włosów. Zrezygnowana wróciłam do środka.

   Zamknęłam drzwi do mieszkania, w którym ciągle panował hałas i zsunęłam się po nich na ziemię nie powstrzymując płaczu ani smutku. Miałam wrażenie, że odchodząc Fabian zabrał ze sobą moje serce. Czułam się pusta w środku.
-Nina, co się stało? - Brie i Amber usiadły obok mnie.
-Odszedł przez głupią sprawę.
-Fabian? Przecież to do niego nie podobne.
-Uważa, że dzięki temu będę bezpieczna. Dlaczego każdy sądzi, że odchodząc i narażając siebie będę bezpieczniejsza. Nathan, Fabian... Jakoś wcale nie czuję się lepiej gdy ich nie ma. - Schowałam twarz w dłoniach. Poczułam czyjeś ramiona obejmujące mnie i przysuwające do siebie. Nie protestowałam, lecz nic nie zastąpi tej pustki, którą teraz czuję.

   Następnego ranka wstałam z łóżka dopiero po 10:00. Źle się czułam samotnie w łóżku, w którym kryje się zdecydowanie za wiele wspomnień związanych z Fabianem, ale nie miałam ochoty na nic, a jego poduszka pachniała jego perfumami.
   Zeszłam na dół i zastałam dziewczyny siedzące w salonie. W dłoniach trzymały kubki z gorącym napojem i rozmawiały ściszonym głosem. Gdy jedna z nich mnie ujrzała zamilkły i spojrzały na mnie.
-Jak się czujesz? - Tego pytania miałam serdecznie dość, ale oczywiście Brie musiała o to spytać.
-Nie najlepiej. - Odparłam ostrzej niż chciałam. Westchnęłam, usiadłam na fotelu i zwróciłam się twarzą do blondynek. - Przepraszam. Po prostu źle spałam, jestem rozdrażniona i smutna, a do tego na widok tych ciasteczek na stole mam ochotę zwymiotować. Wyglądają smakowicie, ale... Nie wiem co się ze mną dzieje, więc jeszcze raz przepraszam.
-Nie masz za co. - Zaczęła Johnson. - Rozumiem cię i jeśli tylko będziesz miała ochotę pomogę ci rozładować twoje emocje. - Uśmiechnęłam się do niej szczerze.
-A twoje złe samopoczucie może wynikać z ostatnich wydarzeń. - Powiedziała po chwili Amber biorąc łyk parującej substancji.
-Możliwe. - W końcu wczoraj wypłakałam wszystkie łzy i wciąż nie doszłam do siebie po porwaniu.
-To co mamy dziś w planach? - Spytała Ambs, lecz mi nie dawała spokoju jedna myśl, którą musiałam się z kimś podzielić.
-Widziałam Nathana. - Powiedziałam nagle. Blondynki spojrzały na mnie zdziwione. - Dzisiaj mi się przyśnił. - Dodałam.
-Mówił coś? - Milington znała mnie i wiedziała, tak samo jak ja, że ten sen może nie być przypadkowy.
-Mówił bym była silna jak zawsze i bym się nie poddawała, bo mam dla kogo żyć. - Amber odstawiła kubek i usiadła obok mnie na fotelu. Ledwo mieściłyśmy się w nim obie, ale to ułatwiło blondynce objęcie mnie.
-Nathan zawsze wiedział, że jesteś silna. Widocznie chciał ci o tym przypomnieć.

   Weszłam do łazienki z zamiarem wzięcia porannej kąpieli. Fabian oprócz kabiny prysznicowej ma wannę, z której nigdy nie korzystaliśmy.
   Odkręciłam kurek z ciepłą wodą i zaczęłam ściągać z siebie ubranie. Lustro nie było duże, ale wystarczyło bym mogła zobaczyć w jakim jestem stanie.
   Sińce na biodrach zbledły, lecz wciąż były widoczne. Na nadgarstkach nie było już śladu po więzach, mimo to wciąż czułam jak sznurek ociera się o moją skórę. Twarz miałam bladą, ale powoli zaczęła wracać do swojego dawnego kształtu po tygodniowej głodówce. Oczy miałam opuchnięte i czerwone od płaczu. Nic dziwnego, że Fabian odszedł ode mnie. Wyglądałam okropnie, lecz jakiś głos wewnętrzny zapewniał mnie, że to tylko chwilowy stan, że będę wyglądać o wiele lepiej niż dotychczas. Postanowiłam mu zaufać. Muszę się czegoś chwycić, by nie upaść.
   Zakręciłam kran i weszłam do wanny. Ciepła woda otoczyła mnie dając chwilowe ukojenie.
Fabian odszedł, a razem z nim spokój, który czułam. Tylko on mógł mnie ocalić przed złem i tylko on może wprowadzić mnie w ciemność, w którą powoli wpadam. Minął nie cały dzień, a ja już za nim tęsknie i brakuje mi go jakbym nie widziała go miesiącami. Z jego odejściem wszystko do mnie wraca. Pożar, ukrywanie się, porwanie i ... Gdy był przy mnie nie myślałam o tym, czułam się chciana i kochana, a teraz... Nawet nie wiem jak określić to jak bardzo źle się czuje. Czy to normalne?
   Zanurzyłam się pod wodę chcąc odciąć się od świata zewnętrznego. Nie słyszałam nic. Myśli nie błądziły, a do uszu nie docierał żaden dźwięk. Po chwili moje płuca zaczęły domagać się tlenu, a serce przyspieszyło. Nie wynurzyłam się. Tutaj było tak spokojnie, że chciałam zostać. Wtedy poczułam ogień w klatce piersiowej, usłyszałam szalone bicie własnego serca, a umysł przestawał reagować na zagrożenie. To byłoby takie proste. Zostać tutaj i odnaleźć spokój.
   Podniosłam się gwałtownie biorąc głęboki oddech. Co ja wyprawiam? Ręce zaczęły mi drżeć i zaczęłam szybciej oddychać. Jak ja nawet mogłam o tym pomyśleć? Nie chcę umierać. Owszem jest mi ciężko, ale dam radę. Muszę dać radę.

   Owinięta w szlafrok weszłam do kuchni i sięgnęłam po szklankę. Nalałam do niej wody z kranu i zaczęłam pić, gdy do moich uszu dobiegł ściszony męski głos.
-Nie mogłem mu zabronić. Dobrze o tym wiesz. - Mason najwyraźniej rozmawiał z Amber o odejściu Fabiana.
-Wiem, ale przyczyniłeś się do tego. Nie wiem co to za sprawa, ale jak można pomagać komuś wpaść na takie jej rozwiązanie? Nie masz pojęcia jak teraz Nina wygląda i nikt z nas nigdy się nie dowie co czuje. - Blondynka była wyraźnie zdenerwowana i jak zwykle martwiła się o mnie.
-Mówiłem ci, że nie ma innego wyjścia. Fabian kazał mi zająć się Niną, ale wiesz że nie będę w stanie jej pomóc w taki sposób w jaki potrzebuje. Dlatego proszę cię zrozum mnie i pomóż mi. Sam nie dam rady pomóc jej przez to wszystko przejść. - Wyjrzałam zza ściany. Wiem, że nie powinnam, ale impuls był silniejszy. Ujrzałam Amber w objęciach Masona, a ich usta były złączone. Było w tym tyle miłości i wzajemnego szacunku. Wiem, że blondynka jest zła na Fostera, ale mimo to ich uczucia do siebie są silniejsze.
-Dziękuje ci, że jesteś. - Mason pocałował ją w czoło i trzymał w swoich objęciach. Stworzą idealne małżeństwo. jestem tego pewna.
   Wróciłam do kuchni, dopiłam wodę i ruszyłam w kierunku schodów, gdy głos Amber zatrzymał mnie.
-Nina! - Odwróciłam się i wróciłam do miejsca, w którym przed chwilą stałam. - Powinnaś coś zjeść.
-Wiem, że się o mnie martwisz. Nie potrzebnie. Dam radę, po prostu potrzebuje trochę czasu by dojść do siebie.
-To nie znaczy, że nie będziesz jeść. - Dodał Mason podchodząc do lodówki.
-Nie mam ochoty.
-Nie ma gadania. Siadaj, a ja zaraz przygotuje ci kanapki. - Amber jak zwykle musi postawić na swoim. Usiadłam niechętnie przy stole i obserwowałam ruchy blondynki. Wciąż byłam osłabiona, lecz nie byłam głodna. Jak widać ta dwójka nie przyjmuje słów sprzeciwu.
   Po chwili pełny talerz kanapek wylądował przede mną. Spojrzałam zszokowana na Amber.
-No jedz. - Usiadła obok mnie, a Mason postawił przede mną kubek z herbatą.
-Doceniam to co dla mnie robicie. Na prawdę, ale...
-Żadnego ale. Musisz coś zjeść. - Odpuściłam słysząc przymus w głosie Milington. Wzięłam jedną kanapkę z szynką, sałatą i kto wie z czym jeszcze. Mason i Amber poszli w moje ślady. Jednak ja po jednej kromce miałam dość. Wypiłam kilka łyków parującego napoju.
-Nina... - Amber miała zacząć swój wykład, ale przerwałam jej ruchem dłoni.
-Są pyszne, ale nie zjem więcej. Teraz przepraszam, ale pójdę się położyć. - Wstałam od stołu. Odchodząc usłyszałam głośne westchnięcie.

   Weszłam do sypialni i wybrałam z szafy luźną koszulkę i ulubione szare szorty. Wzięłam telefon z szafki nocnej i usiadłam na fotelu, z którego był najlepszy widok na miasto za oknem. Patrzyłam na nie pustym spojrzeniem odtwarzając nasze wspólne wspomnienia.
    Po chwili otrząsnęłam się z tego stanu i podniosłam trzymany w ręce telefon. Muszę usłyszeć jego głos, choćby miał powiedzieć zwykłe ,,słucham".
   Wybrałam odpowiedni numer i czekałam. Po kilku sygnałach odezwał się głos kobiecy.
-Przepraszamy, wybrany numer nie istnieje. - Zamknęłam oczy, z których wypłynął niekontrolowany potok łez. Usunął numer telefonu. Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że odszedł bo miał mnie dość.
   Położyłam się na łóżku i okryłam kołdrą tuląc jej część do siebie. Zaczęłam powoli zamykać oczy, gdy ujrzałam dziwny cień. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, lecz nikogo nie ujrzałam. Wytarłam mokre policzki i ułożyłam się w poprzedniej pozycji. Zasnęłam myśląc o Fabianie.
-------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Zaczynamy 2 sezon! Co prawda miałam dodać później i dać odpocząć umysłowi, lecz pewna kochana osóbka tak się niecierpliwiła, że musiałam dodać tydzień wcześniej :)
   Ten rozdział moim zdaniem jest taki sobie, ale nie mogłam wymyślić nic lepszego.
   No to tak na początek nowego sezonu. Mam nadzieję, że on wam się spodoba i będziecie pozytywnie zaskoczeni.

Miłego
Karen ;)

piątek, 14 sierpnia 2015

Dzień dobry :)

  
   Jak widać odzyskałam internet. Nareszcie! Cały tydzień odcięta od świata... Koszmar.
Jak pewnie zauważyliście, mamy epilog.
   Jeszcze raz, tym razem publicznie, dziękuje najukochańszej Eden, że poświęciła swój cenny czas, by za mnie wstawić rozdział. Dziękuje :*
   Wracając do bloga... Następny sezon będzie nosił nazwę What doesn't kill you makes you stronger. Nic więcej, jak na razie, nie mogę zdradzić :) Powiem tylko, że czeka was i mnie trochę smutku, ale będą też momenty radosne. Co prawda sporo wyjdzie w ,,praniu'', ale mam zaplanowanych kilka rzeczy, które mam nadzieje, zaskoczą was.
   Pewnie zastanawiacie się kiedy ruszam. No cóż... Mniej więcej mam już zaplanowane co się wydarzy, ale potrzebuje kilku dni odpoczynku, więc wydaje mi się że tydzień w zupełności mi wystarczy :)
   Nie wiem czemu, ale mam wrażenie, że ta notka dziwnie brzmi. Mniejsza z tym. Czekajcie cierpliwie na rozdział, który powinien pojawić się pod koniec przyszłego tygodnia.

Ps. Nie wiem co mnie podkusiło, by wstawić tego gifa haha

Miłego;D
Karen
  

czwartek, 13 sierpnia 2015

[34] Epilog. "Ta miłość nie zardzewieje."

~Fabian~
   Obudziłem się leżąc przy Ninie na boku. Pasowała do mnie idealnie. Pocałowałem ją w odsłonięty obojczyk i wstałem.
   Wykonując poranne czynności ciągle myślałem o tym co powiedział mi Luke. Musze do niego pojechać i zobaczyć o co w tym wszystkim chodzi, ale nie zostawię Niny samej.
   Zszedłem do kuchni. Na zegarku wybiła godzina 8:00, a w radiu rozpoczęły się poranne wiadomości. Nalałem do kubka gorącej kawy i oparłem się o blat pijąc napój. Po chwili zadzwonił mój telefon.
-Słucham. - Powiedziałem odbierając połączenie.
-Cześć Fabian. Jak Nina? - Spytała Amber.
-Wczoraj miała lekki kryzys, a teraz jeszcze śpi.
-Biedna... Ile ona się wycierpiała...
-Zdecydowanie za dużo.
-Będziecie dziś w domu? - Spytała nagle, zmieniając temat.
-Tak. Dlaczego pytasz?
-Wpadłybyśmy z Brie i wiesz, zrobiły taki babski dzień. Z Masonem moglibyście gdzieś pójść, a my zajęłybyśmy się sobą.
-Jasne, przyjedźcie. To dobry pomysł. Akurat mam coś do załatwienia, a nie chciałem jej zostawiać samej.
-No widzisz, mam wyczucie czasu. - Zaśmiałem się na jej słowa.
-To o której przyjedziecie?
-Powinniśmy być tak około południa?
-Okej. W takim razie czekamy. - Pożegnaliśmy się i rozłączyliśmy.
-Z kim rozmawiałeś? - Spytała nagle Nina schodząc ze schodów. Miała na sobie mój podkoszulek, w którym wyglądała lepiej ode mnie.
-Z Amber. Wpadnie dzisiaj z Brie. Planują babski dzień. - Na twarzy brunetki pojawił się lekki grymas, który zniknął od razu gdy do mnie podeszła i pocałowała.
-Jak się spało? - Objąłem ją w pasie i przyciągnąłem do siebie. Jej niebieskie oczy spojrzały w moje.
-Dobrze, chodź z chęcią nie wstawałabym z łóżka ani nie odchodziła od ciebie. - Wtuliła się we mnie. Była idealnego wzrostu bym bez problemu mógł oprzeć brodę na jej głowie. - To zmęczenie jest pewnie spowodowane tym, że tam prawie nie spałam. - Automatycznie napiąłem mięśnie. - Nie martw się. Przejdzie mi. - Poczułem jej ciepłe usta na szyi, żuchwie a później na ustach. Dopiero teraz zorientowałem się, że pod tą koszulką nie ma nic. Posadziłem ją na blacie wyspy kuchennej nie przerywając pocałunku i stanąłem między jej nogami. Ścisnęła dłonią mocno moje ramię, co od razu otrzeźwiło mi umysł. Odsunąłem się od niej i odszedłem stając do niej plecami. Co ja wyprawiam?
-Przepraszam, nie wiem... - Zacząłem, lecz nie dała mi skończyć. Oparła się o moje plecy i gładziła moje ramiona.
-Nic się nie stało. - Powiedziała spokojnie i zmusiła mnie do odwrócenia się. - Po prostu zaskoczyłeś mnie. - Przylgnęła do mnie. Przymknąłem oczy i objąłem ją.
-Nie wiem co mnie napadło. Tak strasznie cię przepraszam. - W sumie wiem co mi się stało. Gdy jej nie było umierałem z przerażenia. Bałem się o nią jak o nikogo innego, a teraz gdy była przy mnie chciałem by pozostała na zawsze. Chciałem być przy niej w każdy możliwy sposób, a gdy ujrzałem ją z lekko zmierzwionymi włosami, zaspanymi oczami i w moim podkoszulku sięgającym jej do połowy ud... Wyglądała tak pięknie i słodko. Zbyt mocno działa na mnie jej bliskość co zamroczyło mój umysł.
-Wszystko w porządku. - Uśmiechnęła się do mnie. - To co jemy dziś na śniadanie? - Spytała jakby wydarzenia z przed chwili nie miały miejsca.
-A na co masz ochotę?
-Zdam się na ciebie.

   Siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy film zajadając się popcornem, gdy ktoś zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Podszedłem do nich i je otworzyłem. Moim oczom ukazali się Amber, Brie i Mason.
-Hej, wejdźcie do środka. - Otworzyłem szerzej drzwi, przez które przeszli moi przyjaciele. Od razu otoczyli Ninę i nastąpiła seria uścisków. Gdy dziewczyny zajęły się sobą i przyniesionymi butelkami wina, zniknęliśmy z Masonem w kuchni.
-Co zamierzasz zrobić? - Spytał mnie brunet.
-Chcę zobaczyć ten wasz plan na własne oczy.

   W gabinecie Luke'a zawsze panował porządek. Wszystko miało swoje konkretne miejsce, którego nikt nie mógł zmienić.
   Gdy z Masonem weszliśmy do środka w pomieszczeniu panował bałagan. Na biurku leżała sterta papierów, obok ściany stała tablica, na której przypięte były zdjęcia i związane z nimi informacje, a Smith stał pomiędzy obserwując wszystko.
-Okej... - Zacząłem a Luke obrócił się w moją stronę. - Nie wierzę, że tu jestem, ale nie podejmę żadnej decyzji dopóki wszystkiego mi nie powiesz. - Mężczyzna wskazał dłonią fotele, na które usiadłem z moim towarzyszem. Smith usiadł po drugiej stronie biurka.
-Praktycznie wszystko już wiesz. - Dlaczego jego słowa tak łatwo mnie denerwują? A, chyba już wiem...
-Wszystko? Dlaczego mam być to ja? Dlaczego mam zostawić Ninę? - Spojrzał na mnie znacząco. - Tak, wciąż tego nie rozumiem. Jak niby mam ją przekonać do siebie skoro Devon tak się o nią troszczy? Przecież nawet jej nie znam.
-Dobra, po kolei. Musisz to być ty, bo Mastersów zna. Spójrz tutaj. - Wskazał na przeźroczystą tablicę. -Dzięki Fosterowi udało nam się ustalić kiedy i kogo poznała. Za każdym razem, gdy Pierce brał udział w wyścigach zabierał Savane ze sobą i tak poznała jego konkurencję. Odkąd ty się pojawiłeś nie zabrał jej ani razu, więc cię nie zna.
-Ale Devon mnie zna. Co jeśli mu powie, że poznała kogoś, a tym kimś jestem ja?
-To też przemyśleliśmy. Będziesz musiał udawać, że jesteś po ich stronie.
-Oni nie są idiotami. Wiedzą, że nie ratowałbym Niny gdybym jej nie kochał. Nie uwierzą, że nagle zmieniłem obiekt swoich zainteresowań. Aż tak dobrym aktorem to ja nie jestem.
-Przygotujesz się do tego. Opracujemy konkretny plan co masz mówić i jak się zachowywać w dane sytuacji.
-Dobra, ale co z Niną? Nie mogę jej teraz zostawić. Musi dojść do siebie.
-Tylko, że my nie mamy tyle czasu. Za dwa miesiące Savana wyjeżdża na studia. - Kto by pomyślał? Brat złoczyńca, a dziewczyna studiuje. Niezła rodzinka, nie ma co. - I mówiłem ci już dlaczego musisz odejść. Killersi muszą być pewni, że ona cię nie obchodzi. Dlatego nic jej nie powiesz. - Dlaczego on mówi jakbym się już zgodził, skoro niczego takiego nie powiedziałem.
-W takim razie jak ty to sobie wyobrażasz. Nie odszedłbym bez słowa.
-Jak to zrobisz, twoja sprawa. Jedyne co mnie obchodzi, to to by Martin nie dowiedziała się o tym. - Wskazał ręką zdjęcia i dokumenty leżące na biurku, by podkreślić powagę jego słów.
-Sluchaj... - Zaczął Luke po chwili ciszy. - Foster i Milington zajmą się nią pod twoją nieobecność. Patrzysz na to wszystko ze złej perspektywy. Pomyśl tylko. Odejdziesz od niej tylko na jakiś czas. Zrobisz co konieczne i złapiesz Killersów. Zapewnisz jej bezpieczeństwo, którego teraz potrzebuje. Oni skupią się na tobie i zapomną o Martin, a gdy będzie po wszystkim zostaną nam tylko Trevor i Jack, którzy już nie będą problemem. Będziesz mógł być z nią szczęśliwy i nic wam nie przeszkodzi. - Komendant wiedział co powiedzieć, by namieszać mi w głowie. Do tej pory byłem pewny, że nie zgodzę się na to, lecz Smith ma sporo racji. Niczego nie pragnę bardziej, jak bezpieczeństwa i szczęścia Niny. Jednak myśl, że muszę ją zostawić, by jej to zapewnić rozdziera mi serce. Na samą myśl, że będę musiał kłaść się i budzić sam, jeść śniadanie samotnie i spędzać czas z obcą osobą skręcały mi się wnętrzności, lecz czego się nie robi dla kogoś kogo się kocha.
   Nie sądziłem, że Smith będzie mieć opracowany plan z takimi szczegółami. Miałem ogromne wątpliwości. Czy postępuję dobrze? Czy będę żałował swojej decyzji?

MUZYKA
   Jechałem w kierunku naszego mieszkania i czułem się jakbym był przerzuty i wypluty. Zanim wyszedłem, jeszcze długo o tym rozmawialiśmy i gdy parkowałem samochód przed blokiem, słońce chowało się za horyzontem. Zamiast windy wybrałem schody, by odłożyć w czasie to co było już nieuniknione.
   Stojąc pod drzwiami słyszałem muzykę i śmiech dziewczyn. Aż dziwne, że żaden sąsiad nie zwrócił im na to uwagi.
  Wszedłem do środka. Po chwili Nina znalazła się w moich ramionach całując czule. Oddałem pocałunek starając się, dzięki niemu przekazać jej to, czego nie mogłem powiedzieć. Ból, bezradność i bezgraniczna miłość wypłynęły ze mnie przy tak drobnej pieszczocie. Starałem się zapamiętać miękkość i słodycz jej ust, dotyk jej ciepłych dłoni na mojej klatce piersiowej, delikatność jej skóry i to jak reagowała, gdy jej dotykałem. Chciałem, by jej obraz pozostał w mojej pamięci i wracał za każdym razem, gdy zamknę oczy.
   Po kilku sekundach, które moim zdaniem trwały zdecydowanie za krótko odsunęliśmy się od siebie. Jej twarz naznaczona była troską i zmartwieniem.
-Co się dzieje? - Spytała ściszonym głosem tak, bym tylko ja mógł ją usłyszeć. Założyłem jej za ucho niesforne pasmo włosów i pogłaskałem jej policzek. Widząc ją teraz... Czułem okropny ból w sercu. Miałem wrażenie, że pęka mi na milion kawałków, gdy w głowie zaczęły pojawiać się słowa, które mam jej powiedzieć.
-Musimy porozmawiać.

~Nina~
   Weszliśmy do sypialni, bo tutaj było ciszej. Dziewczyny zachowywały się jak pijane, choć nie tknęłyśmy wina, które przyniosły. Nie miałam ochoty pić i jutro chorować, więc postanowiłyśmy na trzeźwy babski wieczór z górą lodów.
-Powiesz mi co się dzieje? - Byłam poważnie zmartwiona. To jak mnie pocałował mówiło wiele o jego złym samopoczuciu.
-Luke oddał mi odznakę i przywrócił do służby.
-To dobrze. - Nie rozumiałam jego zachowania. Z tego co wiem lubił swoją pracę, z której zrezygnował by być ze mną. Teraz miał szansę robić to co kocha i być przy osobie, którą kocha, a on był smutny, wręcz załamany.
-Niezupełnie. Luke dał mi...ciężką sprawę, przez którą mogę wplątać cię w kolejne niebezpieczeństwo. - Przeczesał dłonią włosy i podszedł do okna.
-Dlaczego wam zawsze przypadają najgorsze sprawy. Tacy policjanci jak wy... - Nie dał mi dokończyć. Odwrócił się w moją stronę gwałtownie i zobaczyłam w jego oczach coś co wywoływało u mnie dreszcze. To nie było przyjemne uczucie, które przechodziło przez moje ciało, gdy mnie dotykał, czy całował.
-Właśnie o to chodzi. Nigdy nie będę zwykłym policjantem. Nie zajmuję się kradzieżą torebek, czy bójką w barze. Zawsze będę mieć najgorsze i najniebezpieczniejsze sprawy. - Ujrzałam lęk w jego oczach.
-Chyba nie zamierzasz...- Nie byłam w stanie dokończyć. Głos ugrzązł mi w gardłe, a oddech stał się szybszy.
-Dlatego też nie chciałem dopuścić cię do siebie na początku. Bałem się, że kiedyś to może się stać. - Objął mnie, lecz ja nie zareagowałam. Stałam jak sparaliżowana i czułam jak po policzkach zaczynają spływać pierwsze łzy.
-Dlaczego teraz? Wiesz jak bardzo cię potrzebuję, więc czemu?
-Przeszłaś przy mne zbyt wiele, by znów cierpieć.
-Przestań! - Odepchnęłam go gwałtownie. -Przeszłam przy tobie zbyt wiele dobrego byś tak teraz po prostu odeszedł. - Zrobiłam pauzę, gdy coś sobie uśmiadomiłam. - Odchodzisz przez to co się stało, przez to co zrobł mi Trevor i jaka się po tym stałam, prawda? - Nie chciałam, by tak myślał. Nie chciałam o tym tak myśleć, lecz to że zostałam brutalnie dotknięta może wpływać na jego decyzję.
   Podszedł do mnie powoli, chwycił moją twarz w dłone i starł kciukiem łzy z policzka.
-Nawet tak nie myśl. Nigdy.
-Skoro nie o to chodzi, więc proszę cię. Nie odchodź. - Mówiłam prawie szeptem. Rutter przejechał dłońmi po moich ramionach, splótł nasze palce i spuścił głowę. Wypuścił powietrze z płuc, które wstrzymywał i znów spojrzał na mnie.
-Nie mogę zostać, ale pamiętaj. Nie ważne co się stanie, zawsze będę cię kochał, a ta miłość nigdy nie zardzewieje. Proszę cię, pamiętaj o tym. - Kiwnęłam twierdząco głową.
Przez chwilę patrzyliśmy w swoje oczy. W jego spojrzeniu widziałam wahanie, które z każdą sekundą było mniejsze. Ścisnął moje dłonie, pocałował mnie w czoło i wyszedł. Tak po prostu.


                                  Ciąg dalszy nastąpi...




-------------------------------------------------------
Witam wszystkich, tutaj Eden. Karen jest ograniczona internetowo i powierzyła mi przepisanie kropka w kropkę rozdziału. Wybaczcie za ewentualne literówki maxthon nie podkreśla błędów. Nie będę przedłużać, mam nadzieję, że wam się spodoba. Szlag, jak taka końcówka może się podobać? Hejtujcie Karen w komentarzach, ja to zrobię zaraz ;>> buziaki

niedziela, 9 sierpnia 2015

[33] "Był kimś bez kogo nie mogłam normalnie funkcjonować."

~Nina~
    Otworzyłam oczy rozglądając się po sali. Światła w białym pomieszczeniu trochę mnie oślepiły. Po chwili mój wzrok przyzwyczaił się do tego i ujrzałam Fabiana śpiącego na krześle. Trzymał moją dłoń w swojej. Powoli, by nie obudzić bruneta, wysunęłam swoją dłoń i ułożyłam się wygodniej na łóżku. Niestety Rutter spał czujnie i mój ruch obudził go. Gdy ujrzał mnie od razu oprzytomniał
-Jak się czujesz? - Spytał, przysuwając się do łóżka, na którym leżałam.
-Lepiej, chodź chce mi się pić i pospałabym jeszcze. - Fabian podał mi szklankę wody, która od razu przypomniała mi tamto miejsce. - Dziękuje. - Uśmiechnął się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech i przymknęłam powieki. Wtedy w sali rozległ się głos Amber.
-Nina... Jak się czujesz?
-Lepiej, dziękuje. - Nie miałam ochoty rozmawiać. Chciałam wyjść z tego pomieszczenia, zmyć z siebie tamte wydarzenia i spędzić wieczność w bezpiecznych ramionach Ruttera. Wiedziałam też, że przez ten cały czas martwiła się o mnie, więc nie miałam serca jej wyganiać.
-Nawet to widać. Nabrałaś koloru. - Powiedział Mason obejmując blondynkę w pasie.
-Nina nawet nie wiem co powiedzieć. Jak Trevor... - Przerwałam jej zanim skończyła to co miała na myśli.
-Amber, proszę. Nie chcę o tym rozmawiać.
-Kiedyś będziesz musiała. Tak samo jak wtedy...  - Wzięłam głęboki oddech. Za pierwszym razem nie pozbierałam się dopóki wszystkiego nie opowiedziałam Amber i nie zapomniałam. Tym razem pewnie będzie tak samo.
-Wiem, po prostu... - Wzięłam głęboki oddech. - Jeszcze nie teraz. - Fabian sięgnął po dzwonek i zadzwonił po pielęgniarkę. Kroplówka do, której byłam podłączona właśnie się skończyła. Po chwili młoda kobieta weszła do sali zakładając rękawiczki.
-Dzień dobry. Jak się Pani czuje? - Jeszcze raz ktoś o to zapyta, a chyba przykleję sobie odpowiedź na czole. Opanowałam nagły przypływ nerwów, gdy brunetka odłączyła kroplówkę.
-Lepiej, choć wciąż chce mi się spać.
-To normalne. Organizm potrzebuje odpoczynku. - Pielęgniarka spojrzała na maszyny, do których byłam podpięta i napisała coś w kartkach, które przyniosła ze sobą. - Jeśli tak dalej pójdzie, jutro będzie mogła Pani wrócić do domu.
-To dobrze. Zatęskniłam za moim łóżkiem. - I osobą, która śpi obok mnie.
   Gdy pielęgniarka wyszła spojrzałam na Fabiana, który od kiedy się przebudziłam prawie się nie odzywał. Tylko trzymał moją dłoń, gładził ją palcami i był wpatrzony we mnie jak w obrazek. W tych brązowych oczach ujrzałam smutek i poczucie winy. Ścisnęłam jego dłoń i uśmiechnęłam się.
- Dobrze, że doczekaliśmy się twojego przebudzenia. Strasznie się martwiłam i posiedziałabym z tobą dłużej, ale ślub sam się nie przełoży. - Powiedziała Amber ze smutkiem.
-Dlaczego zmieniacie datę ślubu? - Spytałam. Przecież już wszystko mieli zaplanowane. Zauważyłam jak zgromadzeni w sali wymieniają między sobą dziwne spojrzenia.
-To w tej chwili nie jest ważne.
-Jest. Oddam wam te pieniądze. Nie rezygnujcie ze szczęścia. - Fabian odezwał się. Coś w barwie jego głosu nie spodobało mi się. Gdybym tylko wiedziała co.
-Fabian nie wygłupiaj się. Nie rezygnujemy z niego tylko odkładamy je na później. Chcieliśmy pomóc Ninie, więc nawet nie próbuj ich nam oddawać. - Wtrącił się Mason.
-Ktoś mi powie o jakie pieniądze tutaj chodzi? - Jak na zawołanie każdy wziął głęboki oddech, lecz nikt nie miał zamiaru powiedzieć mi o co chodzi. Po chwili głos zabrała Amber.
-Pieniądze przeznaczone na ślub oddaliśmy na twój okup. - Zapadła cisza. Na prawdę to dla mnie zrobili. Zrezygnowali ze swojego ,,długo i szczęśliwie'' by mi pomóc.
-Jak ja wam się odwdzięczę? - Spojrzałam na nich i uśmiechnęłam się najszczerzej jak mogłam, gdy żegnali się i opuszczali salę.
    Fabian miał spuszczoną głowę, więc potrząsnęłam jego ręką, by zwrócił na mnie uwagę. - Jak ja odwdzięczę się tobie? Okup, wyścig... Uratowałeś mnie kolejny raz.
-Daj spokój. Zrobiłbym to wszystko jeszcze raz bez zastanowienia. Jesteś całym moim światem i nie mogę sobie wybaczyć, że pozwoliłem cię skrzywdzić.
-Fabian przestań tak myśleć. - Niekontrolowane łzy wypłynęły z moich oczy. - Wiesz, gdy dziś się obudziłam myślałam, że wciąż tam jestem, ale ujrzałam ciebie. Zdałam sobie sprawę, że to tobie zawdzięczam to, że tutaj jestem. Ratowałeś mnie tak często, że nawet nie pamiętam ile razy, a ja dla ciebie nie zrobiłam nic.
-Wystarczy mi, że będziesz przy mnie i będziesz szczęśliwa. Nic więcej mi nie potrzeba. - Pogłaskał mnie po policzku i złożył na moich ustach delikatny i krótki pocałunek. Niby nic, ale ta drobnostka dodała mi sił. Jego palce muskające mój policzek i smak tych miękkich ust pozwoliły wyrzucić na jakiś czas wspomnienia z tamtych dni.

MUZYKA
              Następnego dnia
   - Nareszcie w domu. - Powiedziałam wchodząc wieczorem do znajomego mieszkania. Chciałam by zabrzmiało to radośnie, lecz chyba mi to nie wyszło, bo Fabian chwycił moją dłoń i pocałował mnie w policzek.
-Napijesz się czegoś? - Spytał wnosząc małą torbę z moimi rzeczami, które miałam w szpitalu.
-Nie, ale marzę o prysznicu. - Od dłuższego czasu nie czułam na ciele ciepłej wody i czułam się z tym niekomfortowo.
-Wszystko w porządku? - Rutter objął mnie w pasie i przysunął do siebie. Oparłam dłonie i głowę na jego klatce piersiowej. Pod prawą dłonią czułam serce bijące w równym rytmie.
-Tak, po prostu... Wiem, że... Ja... Nie chcę być sama. - Przytuliłam się do niego jak do pluszowego misia, czując zapach jego perfum. Objął mnie mocniej, pogłaskał po włosach i pocałował w czubek głowy.
-Nie będziesz. Powiedz tylko słowo, a zrobię co zechcesz.
-Będziesz czekał przed drzwiami? - Czułam się dziwnie pytając go o to, ale strach był silniejszy. Wiem, że jestem tutaj bezpieczna, ale... Nawet nie wiem jak nazwać to co czuję. Wiem tylko, że nie chcę zostać sama w zamkniętym pomieszczeniu, gdy jego nie będzie w pobliżu.
-Jasne, że tak. - Pocałował mnie, tym razem w usta. Od wczoraj robił to inaczej niż wcześniej. Teraz przez pocałunek przekazywał mi miłość, szacunek, ale i strach, że może wyrządzić mi krzywdę. Dotykał mnie delikatnie i z czułością. Zachowywał się ostrożnie jakby bał się, że odtrącę jego bliskość i pieszczoty, które sprawiały mi niesamowitą przyjemność. Owszem, gdy lekarz przed opuszczeniem szpitala wykonywał ostatnie badania stroniłam od jego dotyku, ale Fabiana nigdy bym nie odsunęła od siebie. Był moją ostoją, kimś kto mnie kocha i zawsze okazuje to uczucie. Był kimś bez kogo nie mogłam normalnie funkcjonować.

~Fabian~
   Usiadłem na fotelu przed drzwiami do łazienki i usłyszałem szum wody. To niewiarygodne co oni jej zrobili. Bała się i to było widoczne. Chciałem to zmienić. Zrobiłbym wszystko, by tylko poczuła się lepiej, lecz wiem, że w tej sytuacji może pomóc tylko czas. Starałem się jej pomóc. Zachowywałem się względem niej najdelikatniej jak tylko mogłem. Trzymałem łapy przy sobie. Nie było łatwo, bo często miałem ochotę chwycić ją w ramiona i pocałować namiętnie i mocno tak jak kiedyś. Wiedziałem jednak, że po tym co przeszła, może być to na nią za wiele. Czekałem, więc na jej pozwolenie, obserwowałem ją dokładnie i starałem się odczytać z jej zachowania, czy nie posuwam się za daleko. Do tej pory ani razu nie dała mi tego do zrozumienia.
    Wsłuchałem się w szum wody, który czasem był cichszy od szlochu. Zapukałem w drzwi i uchyliłem je lekko.
-Chcesz żebym przyszedł do ciebie? - Nie pytałem już czy wszystko okej, bo wiedziałem że nie jest.
-Tak. - Odpowiedziała cicho.
Wszedłem do zaparowanej łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Zostawiłem ubranie na podłodze i stanąłem obok brunetki. Ciepły strumień bił o moje ciało.
   Gdy znalazłem się obok Niny od razu mnie objęła. Nie przestała płakać. To dobrze, że nie ukrywa swojego cierpienia. Gdyby to robiła, mogłoby ją to przerosnąć.
-To wraca. Staram się o tym zapomnieć, wyrzucić z pamięci, ale nie mogę. Jak jestem sama, wszystko wraca. To jak mnie dotykał, co mi zrobił... Nie mogę sobie z tym poradzić.
-Już nie zbliży się do ciebie. Osobiście o to zadbam. - Odsunęła się ode mnie, a po chwili wpiła w moje usta. Oddałem pocałunek, który stał się zachłanny i gwałtowny. Musiała wyczuć, że stawiam opór, że staram się zmienić to w coś czulszego.
-Proszę cię. Pomóż mi zapomnieć. Zastąp jego okropny dotyk swoją cudowną pieszczotą. Znajdź się we mnie i spraw, że zapomnę jakie to było okropne. - Nie byłem przekonany czy to jej pomoże, ale w jej głosie była rozpacz, która łamała mi serce na pół.
-Nina... - Pogłaskałem ją po mokrym policzku.
-Proszę cię... - Szepnęła mi na ucho łamiącym się głosem i otarła się o mnie. Część ciała, której nie kontroluje zareagowała na bliskość jej ciała.
-Jesteś pewna? - Musiałem się upewnić. Nie chciałem robić tego teraz. Nie, gdy była w takim stanie, ale co jeśli dzięki temu upora się z tym? Walczyłem wewnątrz siebie. Chciałem podjąć dobrą decyzję. Dobrą dla niej, ale gdy znów mnie pocałowała i chwyciła w dłonie nabrzmiałą już męskość, uległem. Potrzebowała mnie bardziej niż sądziłem, ale to że była tak bardzo zdesperowana niepokoiło mnie.


    Leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie. Czułem jej ciepły oddech na szyi, który po chwili uspokoił się. Gdy zasnęła wstałem powoli, założyłem spodnie leżące w łazience i sprzątnąłem niepotrzebne rzeczy.
   Podchodząc do okna zerknąłem na jej twarz. Upewniłem się, że śpi spokojnie i wyszedłem na balkon. Zimne powietrze owiało moją klatkę piersiową. Nie przeszkadzało mi to. Oparłem się o barierkę, a wiatr pomógł mi ochłonąć.
   Nie mogłem cofnąć czasu, ale wciąż mam wątpliwości czy dobrze zrobiłem. Robiłem wszystko powoli, bez pośpiechu, by w każdej chwili mogła się wycofać. Jednak wydawała się szczęśliwa i spełniona. Mimo wszystko jedno pytanie ciągle do mnie wracało. Czy nie pogorszyłem wszystkiego?
   Przetarłem zimnymi już dłońmi twarz i zacząłem obserwować miasto, gdy w mieszkaniu zadzwonił mój telefon. Nie chciałem, by Nina się obudziła, więc szybko odebrałem połączenie nie patrząc na ekran.
-Słucham. - Powiedziałem ściszonym głosem.
-Tu Luke Smith. Mam nadzieję, że cię nie obudziłem. - Spojrzałem na wciąż śpiącą brunetkę, a później na zegarek wskazujący godzinę 1:00.
-Nie. Dlaczego dzwonisz? Stało się coś?
-I tak i nie. - Zmarszczyłem brwi. - Wiesz, że przywróciłem cię do służby?
-Co? - Poszedłem na dół do kuchni, by móc normalnie rozmawiać. - Kiedy?
-Gdy przyjąłeś broń. Nie dałem ci wtedy odznaki, bo gdybyś zrobił coś głupiego, nie byłoby ciekawie.
-I dzwonisz o 1 w nocy, by mi o tym powiedzieć?
-Nie zupełnie. Dziś, a raczej już wczoraj rozmawialiśmy z Masonem o tym wszystkim i wiemy jak znaleźć Killersów.
-Na co wpadliście? - Nie powiem, zaciekawił mnie tym.
-Devon ma siostrę. Savana jest jego oczkiem w głowie i wszystko jej opowiada. Dzięki niej dopadniemy ich, ale najpierw trzeba zdobyć jej zaufanie.
-Jak niby mielibyśmy to zrobić?
-Właśnie przez tą część planu Foster nie chce go zrealizować. Musiałbyś ją w sobie rozkochać.
-Że co proszę? A pomyślałeś co z Niną?
-Tak i to ci się nie spodoba. - Ze zdenerwowania zacząłem chodzić w kółko.
-Mów.
-Musisz od niej odejść.
-Co?! - Krzyknąłem. - Zwariowałeś. Mam zamiar się jej oświadczyć, gdy dojdzie do siebie, a ty karzesz mi ją zostawić?
-Pomyśl. Trevor dostał już to co chciał, więc na pewno zniknął. Jack wie, że dopóki go nie złapiemy nic mu nie udowodnimy, więc trzyma się od tego wszystkiego z daleka. Tylko gang stanowi zagrożenie. Co zrobisz gdy będą chcieli kolejny raz skrzywdzić Martin, by dopaść ciebie lub gdy Savana się o niej dowie? Powie wtedy o wszystkim swojemu bratu i nasz plan szlag trafi. Nie karzę ci odejść od niej na zawsze, tylko na jakiś czas.
-I co jej powiem? ,,Nina wybacz mi, że zostawiam cię w takim stanie, ale muszę poderwać jedną laskę, by złapać Killersów''? Zdajesz sobie w ogóle sprawę jak ona się czuje? Gdy odejdę jej stan się pogorszy. - Byłem na niego wściekły. Co on sobie myślał? Wiem, że chce ich złapać. Ja też tego chcę, ale nie kosztem Niny.
-Uspokój się i przemyśl to na spokojnie. Dobrze, by było gdybyś dziś przyjechał. Zobaczyłbyś wszystko na własne oczy. - O czym on znowu mówi? Co miałbym zobaczyć?
-Jeśli z Niną będzie lepiej, może przyjadę, ale nie ciesz się za w czasu. Musiałbyś mieć na prawdę mocne argumenty, bym się zgodził. - Rozłączyłem się bez zbędnych słów. Wciąż nie mogłem uwierzyć w słowa, które przed chwilą usłyszałem.
    Wróciłem do sypialni i położyłem się obok Niny. Położyłem ręce pod głowę i wpatrywałem się w piękną i spokojną twarz kobiety. Jakby wyczuła, że wróciłem, bo położyła głowę na mojej klatce piersiowej, a ramieniem objęła mnie w pasie. Objąłem ją kładąc dłoń na jej biodrze i zacząłem głaskać jej bok opuszkami palców. Uśmiechnęła się delikatnie, a po chwili znów zapadła w sen.
   Wpatrywałem się w sufit myśląc o tym wszystkim. A co jeśli rzeczywiście będzie bezpieczniejsza, gdy zniknę z jej życia?
-----------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Nie wiem czemu, ale ten rozdział podoba mi się chyba najbardziej z tych, które do tej pory napisałam.
Nie wiem co mogłabym wam powiedzieć, bo mój mózg się chyba roztopił...
   Przeżyjcie te upały jakoś i trzymajcie się chłodno :D

Miłego
Karen
  

czwartek, 6 sierpnia 2015

[32] "Gdybym nie zostawił cię ze Scottem... "

~Nina~
   Po telefonie do Fabiana, Jack przyprowadził mnie tutaj. Praktycznie to ciągnął mnie za sobą. Wtedy nie miałam na nic sił. Teraz nie jest inaczej. Siedzę na jakimś materacu w pomieszczeniu zamkniętym na klucz. Nie ma okien, nie wiem jaka jest pora dnia. Nie dają mi jeść, choć gdyby dali i tak bałabym się to zjeść, a szklankę wody przynoszą dwa razy dziennie.
   Jestem cała obolała. Czuję się jak jakiś wrak lub jak rzecz zniszczona i nie potrzebna już nikomu. Od tej chwili minął już chyba z miesiąc choć nie jestem pewna, a ja wciąż czuje na sobie jego natarczywy dotyk, gwałtowność z jaką się poruszał. W tej chwili czuje do niego takie obrzydzenie...
   Wmawianie sobie tego w niczym mi nie pomogło. Chciałam... Pragnęłam, by Fabian był teraz przy mnie, by mnie objął i nie pozwolił nikomu dotknąć.
Za pierwszym razem udało mi się z tego otrząsnąć, lecz teraz czułam się jak naznaczona. Znów czując to wszystko zaczęłam płakać.
   Ułożyłam się powoli na materacu i starałam się zasnąć. Chciałam choć na chwilę oderwać się od tego wszystkiego, odpocząć. Substancja, którą mi wstrzyknęli pomogła mi w tym. Udało mi się przestać płakać i uspokoić oddech.

   Szłam wzdłuż szpitalnego korytarza. Wciąż byłam osłabiona, lecz mogłam normalnie iść, wiec nie narzekałam. Czułam że coraz bardziej oddalam się od tamtego okropnego miejsca, więc nie zaprzestałam marszu. Skręciłam w jedną z alejek czując ze to ta właściwa i zatrzymałam się gwałtownie.
Ujrzałam krew na ścianach, a na podłodze leżała sterta zwłok. Poczułam jak żołądek zaczyna protestować. Wzięłam kilka oddechów, które wcale nie pomogły przez unoszący się zapach. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam korytarz był czysty i świecił pustkami.

   Podniosłam się gwałtownie na materacu. Udało mi się zasnąć, lecz obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona.
-Zły sen? - Spojrzałam w kierunku głosu. Na krześle siedział Trevor i obserwował mnie. Posunęłam się jak najdalej tylko mogłam i przysunęłam nogi do siebie.
-Nie zbliżaj się do mnie. - Mówiłam łamiącym się głosem. Widząc go po tym co mi zrobił... byłam bliska załamania.
-Spokojnie. - Zaśmiał się, a po moim ciele przeszły ciarki. - Przyniosłem ci tylko wodę. - Niepewnie wzięłam od niego szklankę i duszkiem wypiłam jej zawartość.  Byłam na prawdę spragniona. Mój organizm domagał się wody, której w żaden sposób nie mogłam uzupełnić.
-Jak się czujesz? - Spytał. Nie odpowiedziałam nic. Chciałam żeby dał mi spokój i wyszedł. - Pytam, bo wyglądasz koszmarnie. - I tak też się czułam. Prawie nie spałam, a gdy udało mi się już zasnąć miałam koszmary lub jakieś halucynacje. Dłonie miałam brudne i chudsze niż wcześniej. - Wiesz ile już tutaj jesteś? - Pokiwałam przecząco głową. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale musiałam się dowiedzieć jak długo mnie tutaj trzymają. - 5 dni. - Co? Miałam wrażenie, że siedzę tutaj od dawna, a nie 5 dni. Ja chyba nie wytrzymam dłużej. - Jeszcze tylko 2 dni. Jeśli twój kochaś nie przyniesie forsy możesz się pożegnać z życiem, ale jeśli się zjawi, postaramy się, by nie opuścił tego miejsca. - Zaśmiał się gdy spojrzałam na niego przerażona. Chcą skrzywdzić Fabiana. On nie może po mnie przyjść. Jeśli on będzie bezpieczny zniosę to wszystko.
-Co chcecie mu zrobić? - Miałam słaby i zachrypnięty głos.
-Zobaczysz. Na pewno spodoba ci się przedstawienie.

~Fabian~
   Nadszedł dzień wymiany. Przez cały tydzień pożyczałem pieniądze od kogo tylko mogłem. Miałem sporo oszczędności, ale nie wystarczająco. Mastersi dali ile mogli, Mason i Amber dali swoje pieniądze przeznaczone na ślub. Czułem się z tym okropnie, ale co miałem zrobić. Z banku wziąłem pożyczkę. Mimo to wciąż brakowało mi 10 000 dolarów.
   Siedziałem w gabinecie Luke'a i myślałem skąd zdobyć brakującą kwotę. Rodzice są zbyt daleko, by zasięgnąć po ich pomoc. W Nowym Jorku nie mam żadnej rodziny, ani tak zaufanych osób, które bez wyjaśnień pożyczyłyby mi taką sumę.
-Wiesz już coś? - Spytał Smith wchodząc do pomieszczenia.
-Nie. Dziś wymiana, a mi wciąż brakuje kasy.
-Ile?
-10 tysięcy. - Usiadł za biurkiem, sięgnął do szafki i wpisał kod do sejfu. Położył na biurku wyznaczoną kwotę. - Sądziłem, że nie będziesz chciał mi pomóc. - Patrzyłem na niego, a on na nie.
-Chodzi o czyjeś życie. Teraz nie liczy się nic, tylko to by Martin bezpiecznie wróciła do domu, więc bierz te pieniądze. - Zrobiłem jak kazałam.
-Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem.

   Siedziałem z Masonem i Amber w pokoju przesłuchań. Panował tutaj spokój, więc spokojnie mogliśmy czekać.
   Czekaliśmy już pół dnia na jakąkolwiek informację. Nic. Zero wiadomości, połączeń. Istna cisza. Jeśli zaraz coś nie zadzwoni, zwariuje z tej bezczynności.
   Trzy telefony leżały na stoliku, ani jeden nie wydał choćby jednego dźwięku. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem nie mogąc usiedzieć na miejscu. Wtedy ciszę przerwał sms. Podszedłem szybko i odebrałem wiadomość. W treści był adres oraz ostrzeżenie, bym przyszedł sam.
   Poinformowałem Luke i ruszyłem w kierunku wyjścia. Zatrzymał mnie jego głos.
-Rutter! - Podszedł do mnie.
-Słuchaj, nie mam czasu na...
-Wiem. Coś ci powiem. To, że masz policję po swojej stronie nie znaczy, że nie zostaniesz ukarany jeśli coś zrobisz. Jasne?
-Tak. Coś jeszcze? - Luke wyjął broń zza paska i podał mi ją.
-Używasz jej tylko w samoobronie i obronie dziewczyny. - Nie byłem pewien czy dam radę się powstrzymać przed jej użyciem, gdy tylko tam wejdę.
   Skinąłem głową i przyjąłem broń. Czując ją za paskiem czułem się lepiej. Nie mam pojęcia co mnie tam czeka, lecz zrobię wszystko by uratować Ninę.

   Jechałem przez miasto przekraczając dozwoloną prędkość. Mogłem dostać mandat, nawet ich milion. Miałem to gdzieś. Chciałem jak najszybciej się tam znaleźć i zabrać Ninę ze sobą.
   Po pół godzinie zaparkowałem przed starym lotniskiem. Rozejrzałem się po otoczeniu, nie widząc niczego podejrzanego. Wziąłem torbę z pieniędzmi z bagażnika i wszedłem do środka.
   Znalazłem się w wielkiej hali. Na drugim końcu ujrzałem Ninę przywiązaną do krzesła. Patrzyła na mnie oczami pełnymi łez, ulgi i strachu. Pod nimi miała wyraźnie widoczne cienie. Była blada i wyczerpana. Serce ścisnęło mi się z bólu. Wokół niej stali Killersi z Jackiem i Trevorem. Lepiej żebym w tej chwili nie dowiedział się co jej robili, bo nie sądzę by wtedy ktoś wyszedł stąd cało.
-Widać, że zależy ci na twojej księżniczce. - Devon dotknął jej policzka. Nina zamknęła oczy i odsunęła głowę a mnie ogarnęła wściekłość.
-Masz forsę. - Rzuciłem torbę na ziemię. - Teraz wypuść ją. - Pierce zaśmiał się, a ja myślałem że mnie zaraz szlag trafi.
-Nie ma nic tak łatwo.
-Czego jeszcze chcesz?
-No w końcu zaczynasz gadać tak jak trzeba. - Nina zaczęła wiercić się na krześle. Próbowała wstać, lecz była na to za słaba.
-Fabian, nie! Oni... -Zaczęła i szybko została uciszona. Jason uderzył ją w twarz. Ruszyłem w jego kierunku, ale jacyś dwaj goście mnie złapali.
-Spokojnie. Kobiecie trzeba pokazać gdzie jest jej miejsce. Prawda? - Tym razem zaczął bawić się jej włosami, które były poplątane i zmierzwione. Kolejne łzy wypłynęły z jej oczu.
-Nie dotykaj jej. - Syknąłem.
-Hmmm... Może przejdźmy do konkretów, bo przecież po coś tutaj przyjechałeś. - Wtrącił się Devon rozkazując jednocześnie ręką odsunąć się reszcie od Niny.
-Mów, czego chcesz?
-Wyścigu. - Miller wyłonił się z zebranych i stanął na czele grupy.
-Gdzie?
-Tutaj. Za halą jest pas startowy. Ale jesteś tego pewien? 5 lat bez ćwiczeń robi swoje, nie sądzisz? - Miał rację. Nie jeździłem w ten sposób długo, ale nie pozwolę tym gnojkom jeszcze bardziej skrzywdzić Ninę.
-Radzę ci się przygotować. Takich rzeczy się nie zapomina. - Powiedziałem i spojrzałem w oczy brunetki. Ujrzałem w nich strach... o mnie. Zaczęła kiwać głową, bym nie zgadzał się na ten wyścig. Jak w takiej sytuacji mogła martwić się o mnie, gdy chodziło o jej bezpieczeństwo?
-Wszystko będzie dobrze. - Starałem się powiedzieć to ze spokojem i miłością, by dodać jej odwagi.
    Scott ruchem dłoni nakazał mi iść za sobą. Wyszliśmy na zewnątrz. Na obszernym pasie startowym, były poukładane opony wyznaczające trasę. Przyjrzałem się jej. Sporo zakrętów i wąskie fragmenty drogi nie ułatwią mi zadania.
   Spojrzałem za siebie. Nina była już na zewnątrz. Wciąż siedziała na krześle, a obok niej stali Jack i Trevor.
-Jeśli wygrasz, spokojnie odejdziesz z dziewczyną. Jeśli przegrasz, no cóż... - Devon nie dokończył zdania. Nie musiał. Jeśli przegram, będzie po mnie, a wtedy Nina tutaj zostanie. Ta opcja nie wchodziła w grę. Wygram. Muszę.
-Gotowy? - Spytał Scott, gdy zostaliśmy sami przy dwóch samochodach.
-Zawsze. - W moim kierunku poleciały kluczyki samochodowe. Zmarszczyłem brwi. Przecież mam własny samochód.
-Twój wóz stoi tam. - Wskazał jaskrawozielony pojazd stojący obok czarnego Astona Martina. No tak. Dostałem gorszy samochód. Dlaczego mnie to nie dziwi?
   Ostatni raz spojrzałem na przerażoną Ninę i wsiadłem do samochodu. Wnętrze nie wyglądało złe. Dodali kilka nie najlepszych udoskonaleń, ale to silnik odegra największą rolę. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i usłyszałem ryk. Z takim dobrym silnikiem powinienem wygrać.
   Podjechaliśmy na linię startu i ustawiliśmy się równo. Światła nad naszymi głowami zostały włączone. Czerwone... Żółte... Ujrzałem zieleń i nacisnąłem pedał gazu. Ruszyliśmy jednocześnie, mimo to udało mi się objąć prowadzenie. Jechałem pierwszy. Nie znałem trasy, więc siedziałem spięty i gotowy na wszystko.
W pierwszy zakręt wszedłem z łatwością. Chwila prostej i szykana. Za pomocą driftu pokonałem przeszkodę bez problemu.
   Kończąc trzeci zakręt poczułem uderzenie w tył samochodu. Co on kurwa wyrabia? Straciłem panowanie nad pojazdem. Nie chciałem przy pierwszej nierówności wylądować na dachu, więc musiałem się zatrzymać. Wtedy Scott mnie wyminął. Bez chwili namysłu ruszyłem za nim.
   Miller doskonale wiedział, że to niezgodne z zasadami, ale co go to obchodziło. Był jednym z NICH. Dla nich liczy się wygrana za wszelką cenę.
   Za każdym razem, gdy próbowałem go wyminąć walił we mnie. Nagle wszystko do mnie dotarło. Nina bała się o mnie, bo wiedziała co oni szykują. Chciała mnie powstrzymać, bym nie narażał życia dla niej. Ten wyścig nie był przypadkiem. Scott chciał, bym nie skończył tego wyścigu, tak jak jego ojciec nie przeżył wypadku. Tak, wiedziałem kto to. Nie powiedziałem o tym Ninie, bo stchórzyłem. Czułem się potwornie z tym co zrobiłem dawno temu, wyjaśniłem wszystko Scottowi i myślałem, że rozumie. Jak widać wciąż mnie nienawidził.
   Kolejny raz spróbowałem go wyminąć. Jechaliśmy równo. Zauważyłem, że Miller szykuje się do kolejnego uderzenia, więc gdy on nagle skierował samochód na mnie, wcisnąłem hamulec. Jego samochód uderzył w opony, rozrzucając je, i znalazł się poza torem. To była szansa dla mnie. Wcisnąłem pedał gazu i w skupieniu mijałem kolejne zakręty i proste.
   W przedniej szybie ujrzałem linię mety, a we wstecznym lusterku Millera. Był coraz bliżej. Prawie mnie wyprzedził, ale udało mi się utrzymać prowadzenie i przejechać przez metę jako pierwszy. Nie zwracając uwagi na nic wyjechałem z toru, zawróciłem i ruszyłem jadąc aż do samej hali. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w kierunku Niny. Oczywiście Jack i Trevor zastawili mi drogę. Szykowałem się do wali, gdy moim oczom ukazał się Devon.
-Odsuńcie się. - Powiedział.
-Ale... - Zaczął Jack, lecz Pierce powstrzymał go ruchem ręki.
-Wygrał, a ja nie rzucam słów na wiatr. Zmywamy się stąd! - Mężczyźni niechętnie poszli za nim. Usłyszałem ryk silników samochodowych i tyle ich widziałem.
   Zbliżyłem się do Niny i zacząłem odwiązywać sznurek, gdy zaczęła płakać. Klęknąłem przed nią, wciąż masując jej czerwone nadgarstki. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Tak strasznie się o ciebie bałam. - Objąłem jej wychudzone ciało delikatnie. Bałem się, że mogę jej coś zrobić.
-Ciii. Już po wszystkim. - Wtuliła się w moją klatkę piersiową, zostawiając na podkoszulce mokre ślady.
-Słyszałam jak rozmawiali. Mieli cię zabić na torze, wziąć pieniądze i uciec ze mną. Miałam być ich zabawką dopóki, bym im się nie znudziła. A gdy usłyszałam twoją zgodę, byłam gotowa zostać z nimi byle byś tylko ty stąd odjechał i był bezpieczny. - Byłem zły. Baa. Wściekły. Słysząc jej słowa i widząc jej stan, mógłbym ich wszystkich zabić własnymi rękami. Nie ważne czy Luke by mnie za to wsadził czy nie. Gdyby teraz tutaj byli było by po nich.
-Jestem cały. Spójrz na mnie. - Lekko chwyciłem jej podbródek i skierowałem jej twarz tak by patrzyła prosto na mnie. - Skończyłbym ten wyścig jako pierwszy niezależnie od tego co by mi groziło. Nie zostawiłbym cię z nimi. - Spojrzałem na jej czerwony policzek i delikatnie potarłem go opuszkami swoich palców. - Boli?
-Nie.
-To dobrze. Chodźmy już stąd. - Powoli wstała z krzesła, lecz od razu ugięły się pod nią nogi. Musiałem ją trzymać by nie upadła. Bez namysłu wziąłem ją na ręce i ruszyłem w kierunku mojego samochodu. - Zrobili ci coś? - Nie odpowiedziała. Ścisnęła w dłoni mój podkoszulek, schowała twarz i zaczęła znów płakać. Zmarszczyłem brwi i gdy tylko podeszliśmy do samochodu, postawiłem ją na ziemi podtrzymując ją jedną ręką, a drugą szukałem kluczyków w kieszeni. Otworzyłem drzwi i posadziłem ją na przednim siedzeniu.
-Nina... - Kucnąłem przed nią, chwyciłem jej dłoń i gładziłem jej wierzch. - Zrobili ci coś? - Powtórzyłem pytanie. Znów nic nie powiedziała. Tym razem nie musiała. Ujrzałem to w jej oczach. Smutnych, pełnych łez, bólu i odrazy. Podniosłem się gwałtownie i odszedłem od samochodu.
-Jasna cholera! - Jeszcze nigdy nie byłem taki wkurzony. - To był Trevor? - Kolejny strumyk łez wypłynął z jej oczu, gdy kiwnęła twierdząco głową. - Zabije skurwysyna. - Jak chce żyć, lepiej niech nie pokazuje mi się na oczy. Jak on mógł dotknąć ją w taki sposób?
   Wziąłem kilka głębokich oddechów i starałem się uspokoić. W tej chwili ważniejszy był stan brunetki, niż ten chuj. Pomogłem jej wstać, by po chwili usiadła na moich kolanach. Objąłem ją, a ona wtuliła się we mnie.
-Tak bardzo cię przepraszam. - Powiedziałem gdy złość odeszła. - Gdybym nie zostawił cię ze Scottem... Do niczego by nie doszło. - Zacząłem się czuć winny. To było oczywiste czyja to była wina. Zawiodłem ją. Pozwoliłem ją skrzywdzić. Kolejny raz. - Gdybym nie pojawił się w twoim życiu byłabyś bezpieczna.
-Nawet tak nie mów. - Mówiła słabym głosem. - Gdyby nie ty dawno bym się poddała. Dawno nie było by mnie na tym świecie. - Siedzieliśmy chwilę wtuleni w siebie i w ciszy. Nareszcie była przy mnie. Mógłbym tak siedzieć godzinami, gdyby nie jej stan. Była za chuda i za blada, do tego ledwo trzymała się na nogach.
-Lepiej już jedźmy. Zawiozę cię do szpitala. - Kiwnęła lekko głową na znak zgody i podniosła się z moich kolan bym mógł wstać. Wtedy coś pojawiło się w jej oczach, a raczej z nich zniknęło. Podniosłem się i stanąłem przy niej, gdy ona zemdlała. Chwyciłem jej upadające ciało.
-Nina. - Delikatnie poklepałem ją po policzku. Zero reakcji. - Jasna cholera... Nina, słyszysz mnie? - I tym razem nic. Nie czekając dłużej położyłem ją na tylnym siedzeniu i ruszyłem w kierunku najbliższego szpitala.

   Mając ją na rękach biegłem korytarzem do rejestracji. Jedna z pielęgniarek podbiegła do nas.
-Co się dzieje?
-Zemdlała. Wcześniej została porwana i zgwałcona. Bardzo prawdopodobne, że coś jej podali. - Nie było sensu tego ukrywać. Każdy szczegół w tej chwili się liczył. Pielęgniarka krzyknęła coś do swojej towarzyszki i skupiła uwagę na Ninie.
-Ile była przetrzymywana?
-7 dni. - Inna kobieta przyszła z pchając przed sobą nosze. Położyłem na nich Ninę, a pielęgniarki od razu ją otoczyły. W trakcie drogi zaczęły sprawdzać jej puls, oddech i inne rzeczy.
-Jak długo jest nieprzytomna?
-Z jakieś 15 minut. - Obok nas zjawił się lekarz. Ten sam, który pomagał brunetce w trakcie postrzału. Zaczął rozmawiać z kobietami nie dopuszczając mnie do Niny. Zabrali ją do jakiejś sali, do której ja nie miałem wstępu.

    Siedziałem i czekałem na jakieś informacje. Nie chciałem zwariować z tego powodu, więc zadzwoniłem do Masona. Wszystko mu opowiedziałem, nie pomijając niczego. Zakończyliśmy rozmowę na tym, że gdy upora się z Lukiem i tym wszystkim przyjedzie tutaj z Amber.
   Schowałem twarz w dłoniach i moje myśli mogły skupić się tylko na Ninie.
-Pan Rutter? - Usłyszałem męski głos. Spojrzałem w górę i ujrzałem lekarza. Podniosłem się i stanąłem obok niego.
-Co z nią?
-Jest lekko odwodniona i bardzo osłabiona. W krwi znaleźliśmy ślad substancji osłabiającej. Podłączyliśmy kroplówkę, by ją wzmocnić i usunąć to co niepotrzebne z krwi. Jedyne co mnie martwi, to to że jest za słaba, ale może potrzebuje snu. Mam w planach zostawić ją kilka dni na obserwacji.
-Dziękuje Panu. - Uścisnąłem mu dłoń.
-Pana narzeczona jest w tamtej sali. - Wskazał pokój numer 215 i odszedł. Gdy Nina dojdzie do siebie, będę musiał pomyśleć nad słowem ,,dziewczyna'' i ,, narzeczona''. Może czas zrobić krok na przód?
---------------------------------------------------------------------------
    Witam wszystkich w ten jakże piękny i słoneczny dzień.... Jak ja chciałabym tak myśleć. Mam serdecznie dość tego upału. Pisząc ten rozdział musiałam chłodzić laptop wiatrakiem, bo bałam się że się przegrzeje. Nie ma to jak lato...
    Co do rozdziału. Moim zdaniem wyszedł mi strasznie długi, ale po tych trochę krótszych rozdziałach... Mam nadzieję, że wam to wynagrodziłam :)
    Już połowa wakacji minęła, ja dopiero coś sobie uświadomiłam. Jestem okropna...
Mam nadzieję, że mam jeszcze komu życzyć. A więc życzę wam udanych wakacji, bo niewiele nam pozostało dni do ich zakończenia, przetrwania jakoś tych upałów i szalonych spotkań z rodzinką i przyjaciółmi ;D

Miłego
Karen