piątek, 31 lipca 2015

[30] "Poniesiesz konsekwencje..."

 Nie wierzę, że napisałam to niżej... Czego nie robi się dla czytelników. Kochana Natalio Pisarko. Mam nadzieję, że docenisz mój trud, bo pisałam wstęp dłuuugo i szło mi ciężko. Ale mój czytelnik mój Pan ( w tym przypadku Pani), wiec ta chwila jest dla ciebie. Tak jak chciałaś :)
----------------------------------------------------------------------------------------------------
~Nina~
   Obudziłam się w tej samej pozycji, w której zasnęłam. On wciąż był we mnie, a ja ciągle leżałam na nim. Było mi tak wygodnie, że nie miałam ochoty się ruszyć.
-To chyba nie był najlepszy pomysł. - Powiedział Fabian głaszcząc mnie po ramieniu. Po tonie jego głosu zrozumiałam, że myśli zupełnie inaczej.
   Podniosłam się do pozycji siedzącej i poczułam jak wsuwa się we mnie głębiej. Wzięłam głębszy oddech czując go w takim stanie o poranku.
-Ja też uważam, że to był bardzo dobry pomysł. - Uśmiechnął się zalotnie i zmierzył mnie wzrokiem.
   Po chwili Rutter był nade mną.
-Za dobrze mnie znasz. - Wyszeptał mi do ucha. Opuszkami palców pogłaskał moje biodro.
Poczułam dreszcze przechodzące przez moje ciało. Zaczął powoli ruszać biodrami, muskając ustami moją szyję. O poranku odczuwałam każdy jego dotyk i ruch dwa razy mocniej. Oplotłam nogi wokół jego pasa, a rękami badałam każdy zakamarek jego pleców. Gdy wszedł dalej niż dotychczas, jęknęłam cicho z rozkoszy w jego usta, które złączył z moimi i zacisnęłam palce na jego ramionach.
  Gdy znalazł odpowiedni rytm, skierował swoje pocałunki niżej. Gdy odczułam w sobie pustkę jęknęłam z nutą rozpaczy. Fabian zaczął całować mój brzuch. Wplotłam palce w jego zmierzwione już włosy. Po chwili jego usta znalazły się na wewnętrznej części ud. Wstrzymałam oddech z nadmiaru doznań. A gdy dotknął mojej kobiecości... O ludzie, zobaczyłam gwiazdy.
   Podciągnęłam go do góry, gdy poczułam, że jestem blisko. Nie chce tego w taki sposób. Nie bez niego. Znów zanurzył się we mnie tym razem nadając szybszy rytm. Doznania były... aż brak mi słów. Szybko rozpadłam się na milion kawałków tonąc w rozkoszy. Automatycznie wygięłam się w łuk, gdy poczułam że  Fabian doszedł razem ze mną. To było najlepsze.
   Po chwili opadł obok mnie na łóżko oddychając szybko.  Ja byłam nie lepsza. Serce waliło mi jak młot, a krew buzowała w moich żyłach. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, a on od razu zaczął głaskać mnie po ramieniu.
-Takie poranki lubię najbardziej. - Powiedział, a ja zaczęłam się śmiać.
   Nasze serca powoli wracały do stałego rytmu, oddech zaczął się uspokajać, a krew w żyłach płynęła wolniej.To co przeżyłam tego ranka było niesamowite.

~Fabian~
   Po emocjonującym poranku miałem wrażenie, że zapomniałem o czymś ważnym, lecz moje myśli wciąż krążyły wokół Niny leżącej pode mną i nie mogłem porządnie się skupić.
   Czekałem na kawę z ekspresu, gdy Diler usiadł i złapał się za głowę.
-Co, głowa boli. - Powiedziałem nalewając kawy także dla niego.
-Jak cholera. Przynajmniej spałem jak zabity. - Podałem mu gorący napój, który przyjął bez protestu.
-Słuchaj. Wiem, że wciąż kochasz Teresę, ale nie możesz za każdym razem sięgać po wódkę i robić nie wiadomo co.
-Żadna baba nie zostawiła cię dla swojego najlepszego kumpla i nie zostawiła cię samego z rozwścieczonymi ludźmi potrafiącymi porządnie wlać, zabierając ze sobą cały towar. - To prawda. Diler miał farta, że uciekł od klientów, ale upijanie się w niczym mu nie pomoże.
-Dobrze wiesz, że to już przeszłość. - Na schodach usłyszałem kroki. Po chwili Nina siedziała na moich kolanach, pijąc moją kawę. Objąłem ją w pasie, gdy oparła się o moją klatkę piersiową. Gdyby ktoś inny zabrał mi kawę o 8 rano nieźle bym się wkurzył, ale jej jestem w stanie wybaczyć wszystko.
-O czym tak rozmawiacie?
-Wy to macie szczęście. - Diler wskazał na nas ręką. - Wyglądacie tak ślicznie razem, że aż nie chce mi się na was patrzeć. - Odstawił pusty kubek do zlewu i poszedł do łazienki.
-A jego co ugryzło?
-Nie przejmuj się nim.
-Okej. - Zmarszczyła lekko brwi. Odstawiła kubek na szklaną ławę i objęłam mnie swoimi ślicznymi dłońmi za szyję. - To o której wyjeżdżamy? - Dziś Nina umówiła się z Amber na dyskusje dotyczące sukienek. Z Masonem nie nadawaliśmy się do tego, więc naszym głównym zadaniem na dziś jest obejrzenie meczu. Od dawna nie miałem na to czasu.
-Wczoraj po południu dzwonił do mnie Luke i prosił o spotkanie. Mówił, że to coś na prawdę ważnego, więc zaraz pojadę się z nim spotkać. Scott cię zawiezie, a ja jak to załatwię to przyjadę. - Pocałowała mnie delikatnie. Nie ważne jak to robiła. Uderzała do mojej głowy szybciej niż jakiś alkohol.
-Tylko obiecaj, że będziesz uważał na siebie. - Spojrzałem w jej niebieskie oczy. Troska o mnie była w nich wyraźnie widoczna. Diler ma rację. Mamy cholerne szczęście, że możemy być razem.
-Obiecuję.

   Siedziałem na skórzanym fotelu w gabinecie Luke'a od dobrych 5 minut i niczego się nie dowiedziałem.
-Powiesz mi w końcu po co mnie tutaj ściągnąłeś? - Zdenerwowanie zaczęło się ujawniać.
-Rutter, sprawa jest poważna.
-Co się dzieje? - Spytałem widząc jego wyraz twarzy. Był wyraźnie spięty i nie mógł znaleźć odpowiedniego miejsca w swoim fotelu.
-To leżało na biurku, gdy wczoraj rano wszedłem do biura. - Smith sięgnął do szuflady i wyjął z niej białą kopertę. Zmarszczyłem brwi, gdy ujrzałem na niej swoje imię. Sięgnąłem po nią i ją otwarłem. W środku, jako stały już element, były moje zdjęcia i Niny. Między nimi była biała kartka, na której było coś napisane.
"Poniesiesz konsekwencje..."
-Widziałeś co jest w środku? - Spytałem po chwili. Luke pokiwał przecząco głową. Pokazałem mu zawartość przesyłki. - Może wiesz o jakie konsekwencje im chodzi?
-Sądzę, że ja otrzymałem drugą część. - Do pokoju wszedł Zack trzymając w dłoni kolejną kopertę. Tym razem na niej było jego imię.
-Zadzwoniłem do niego od razu, gdy zobaczyłem je na biurku. - Wyjaśnił przełożony, gdy ujrzał moje zdziwienie.
-Mogę zobaczyć? - Spytałem, gdy Zack usiadł na fotelu obok mnie. Tym razem zdjęcia przedstawiały jego i Luke'a podających sobie dłonie i Mastersów rozmawiających z policjantami. Jedno pokazywało śmiejących się mężczyzn w mundurach i skórzanych kurtkach. Do tej koperty także była dołączona wiadomość.
"...za zdradę."
-Chodzi im o waszą współpracę. - Powiedziałem składając wiadomości w jedną całość.
-Sądzą, że to dzięki tobie do niej doszliśmy i będą chcieli zemsty na tobie.
-Nie boje się ich. Nic mi nie... - Nie dokończyłem zdania, bo ujrzałem przed oczami jedną osobę, dzięki której mogą dotrzeć do mnie. - Nina. Znów będą chcieli ją zranić.
-A ty zostawiłeś ją samą? - Spytał Zack.
-Nie. Jest ze Scottem.
-Czekaj... Scott? Scott Miller?
-No tak. Jakiś czas temu wstąpił do policji, z której zrezygnował, by pomóc mi pilnować Niny. Powinieneś o tym wiedzieć skoro masz go pod swoim dachem.
-Nie. Wywaliłem go jakiś czas po tym gdy odszedłeś. Przyłapaliśmy go jak pomagał Killersom przy... - Nie czekałem na dalszą część zdania. Zerwałem się z miejsca i biegiem ruszyłem do samochodu. Mam nadzieję, że jeszcze nie wyjechali i będę mógł przywalić temu gnojkowi z całej siły w ten zdradziecki ryj.

~Nina~
   Przed chwilą Fabian wyszedł. Scott siedział na kanapie i czekał, aż będę gotowa do drogi. Wzięłam szybki prysznic, ubrałam jeansy i mój ulubiony turkusowy sweter. W marcu wcale nie jest cieplej niż w styczniu, więc z szafy wzięłam płaszcz i założyłam czarne botki na koturnie. Zeszłam na dół, telefon leżący na komodzie wsadziłam do kieszeni i weszłam do salonu. Millera nie było na swoim miejscu.
-Scott?! - Zawołałam, lecz odpowiedziała mi cisza. Pewnie siedzi już w samochodzie.
   Ruszyłam w kierunku drzwi, gdy usłyszałam za sobą jakiś ruch. Nie zdążyłam się odwrócić, gdy poczułam mocne uderzenie w tył głowy i ujrzałam ciemność.

~Fabian~
   Wbiegłem do mieszania.
-Nina! - Wołałem ją i sprawdziłem wszystkie pokoje, lecz nigdzie jej nie znalazłem. - Jasna cholera! - Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer brunetki. Po kilku sygnałach zostałem przekierowany do poczty głosowej. Walnąłem w stół. Wściekłość buzująca we mnie była niewyobrażalna. Gdybym tylko mógł rozwaliłbym cały ten pokój. Jak mogłem mu zaufać? Do tego ten cholerny strach o Ninę. Jeśli coś jej zrobi nie ręczę za siebie.
   Wybrałem numer do Luke'a. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Nie ma jej. - Powiedziałem nie dając mu dojść do słowa. Rozejrzałem się dokładniej w poszukiwaniu czegoś co mi pomoże w jej odnalezieniu.
-Zaraz powiem swoim, by sprawdzili monitoring przy waszej ulicy. Zack już zbiera ludzi. - Zerknąłem na komodę stojącą przy schodach. Leżał tam skrawek papieru. Podszedłem i zobaczyłem wisiorek z literą F, który podarowałem Ninie na święta, a obok kremową kartkę zgiętą na pół.
"Poczuj teraz co to znaczy stracić kogoś kogo kochasz"
-------------------------------------------------------------
   Witam moich kochanych czytelników :)
Pozwólcie, że zacznę od początku...
   Wciąż nie mogę uwierzyć, ze napisałam taki wstęp. Co prawda miałam ''to'' w planach, ale miałam pisać bez "szczegółów". Jak pisałam wyżej, czego nie robi się dla czytelników, więc jeśli macie jakieś pomysły, piszcie śmiało, a zobaczę co da się z nimi zrobić.
Teraz przejdę do rozdziału.
   Ale się porobiło... Mam nadzieję, że nie udusicie mnie za to co zrobiłam, a to dopiero początek, więc szykujcie się na to co nastąpi.

Miłego
Karen ;)

środa, 29 lipca 2015

[29] ''Choćby nie wiem co się działo to się nigdy nie zmieni.''

 Ten rozdział dedykuje mojej kochanej Lark, która nie może wejść na bloga, ale mimo to jest na bieżąco.  Mam nadzieję, że ci się spodoba :)
-------------------------------------------------------------------------------------------
         2 miesiące później
~Nina~
   Przez ostatnie dni sporo się wydarzyło. Częściowo pogodziłam się ze śmiercią Nathana. Wciąż mi go brakuje. Czasami miewam koszmary, ale staram się z nimi uporać zanim przerodzą się w coś gorszego.
   Fabian czuje się już lepiej. Zamieszkaliśmy u niego, a dzięki ćwiczeniom powoli wraca do formy. Natomiast my zaczynamy cieszyć się sobą i spokojem, który aktualnie panuje. Jedyne co nie udało nam się zorganizować to walentynki. Gdy 14 lutego pojawił się na kalendarzu Rutter wciąż był w szpitalu. Trochę mi smutno, że nie spędziliśmy tego święta lepiej, ale nie narzekam. Ważne, że byliśmy razem.
   Ostatnio Scott sporo nam pomógł. Odszedł z policji i zajął się chronieniem mnie. Co prawda od pogrzebu Trevor i Jack nie dawali znaku życia, a Killersi gdzieś zniknęli, to pozostaliśmy ostrożni. Jestem przekonana, że ta cisza jest zapowiedzią czegoś większego.
   A Amber i Mason? Żyją w najlepsze. Z powodu spokoju zaczęli planować wesele. Wyznaczyli już datę ślubu, która wypada za około pół roku. Ani jedno ani drugie nie chce zdradzić dokładnej daty. Poprosili mnie i Fabiana byśmy zostali ich świadkami. Oczywiście zgodziliśmy się.
-Nina? - Głos Fabiana przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Hmm?
-Pytałem czy masz ochotę gdzieś dzisiaj wyjść.
-Przepraszam zamyśliłam się. Z miłą chęcią gdzieś wyjdę. Oczywiście jeśli będziesz mi towarzyszyć.
-To się rozumie samo w sobie. - Uśmiechnęliśmy się do siebie, a brunet złączył nasze usta w pocałunku, który od razu odwzajemniłam. Od momentu gdy opuścił szpital wychodziliśmy tylko do kliniki, w której odbywała się rehabilitacja.
   Niechętnie odsunęłam się od niego.
-To gdzie dziś pójdziemy? - Spytałam patrząc w jego brązowe oczy.
-Niespodzianka.
-Oj daj spokój. Chociaż raz mógłbyś mi powiedzieć, gdzie pójdziemy. - Usiadłam na jego kolanach i oplotłam ręce wokół szyi. Poczułam na pasie jego dłonie.
-Mówiłem ci wcześniej. Za każdym razem znajdowałaś wymówkę, by nie iść.
-Bo martwię się o ciebie.
-Słuchaj. Przez ponad miesiąc siedziałem uziemiony. Teraz już wszystko ze mną w porządku tylko przez leniuchowanie straciłem trochę kondycji.
-Trochę? Ledwo po schodach wychodzisz. - Zaśmiałam się, gdy ujrzałam jego minę. Tak teraz myślę, że chyba pożałuję tych słów.
-Aż tak źle ze mną nie jest. - Jego usta wykrzywiły się ukazując rząd białych zębów.
-To co... - Pocałowałam go czule i poruszyłam się lekko na jego kolanach. Zareagował tak jak się spodziewałam. Uśmiechnęłam się między pocałunkami. - Powiesz gdzie idziemy?
-Nie. - Spojrzał w moje oczy uśmiechając się. W jego oczach widziałam te drobne błyski pożądania.
-Szkoda. - Starałam się wyglądać jak najbardziej obojętnie i wstałam z jego kolan. Nie przemyślałam moich poczynań. Zapomniałam jak ten przystojny brunet na mnie działa i odejście od niego w takim stanie nie było łatwe.
-Ty...- Zmrużył oczy. - Wykorzystujesz to jak na mnie działasz. Nie ładnie. - Zaczął wstawać, a ja ruszyłam do ucieczki. Niestety nie uciekłam za daleko. Przy schodach jego silne ramiona złapały mnie. - Teraz... - Czułam jego oddech na szyi. Walczyłam, by nie przymknąć powiek z rozkoszy. - Moja kolej. - Sunął dłonią po moich żebrach schodząc coraz niżej. Wstrzymałam oddech gdy drugą dłoń wsunął pod moją bluzkę. Już miałam dać za wygraną, odwrócić się do niego i pocałować gdy ktoś zapukał w drzwi wejściowe.
-No cóż, to będzie musiało poczekać. - Oswobodziłam się z jego uścisku. Spojrzał na mnie tymi swoimi brązowymi oczami z rezygnacją. Pocałowałam go krótko i poszłam otworzyć drzwi.
-Scott, hej. - Powiedziałam otwierając szerzej drzwi by mężczyzna mógł przejść. Miller wszedł od salonu i zmierzył Fabiana wzrokiem.
-Oho. Czyżbym w czymś przeszkodził? - Nie odpowiedziałam nic tylko się zaśmiałam.
-Napijesz się czegoś? - Spytał Fabian.
-Nie dzięki. Przyszedłem wam tylko powiedzieć, że gadałem z Masonem. Wciąż nigdzie nie znaleźli po nich śladu. - Od jakiegoś czasu NYPD starają się znaleźć Killersów. Luke, przełożony ich grupy, dowiedział się o wszystkim. Obiecał nam, że Mastersów zostawi w spokoju jeśli tylko mu pomogą. I tak oto gang współpracuje z policją.
-Dzięki za informacje. - Miller miał już wychodzić, gdy głos Fabiana go powstrzymał. - A Scott... dzisiaj nie musisz przychodzić. - Wymienili się spojrzeniami, Miller uśmiechnął się i wyszedł.
-O co chodzi? - Spytałam.
-O nic.

   O 20:00 mieliśmy wyjść, więc dwie godziny wcześniej rozpoczęłam przygotowania. Zaczęłam wcześniej, bo wolę poczekać przygotowana niż śpieszyć się.
   Założyłam ocieplaną kremową sukienkę sięgającą przed kolana z długim rękawem i czarne szpilki. Długie włosy lekko podkręciłam na lokówce. Przy makijażu postawiłam na prostotę. Zrobiłam kreski kredką, rzęsy podkreśliłam tuszem, a na usta nałożyłam różową szminkę. Do tego czarna torebka i byłam gotowa.
   Fabian powiedział mi tylko, że idziemy do restauracji, więc zeszłam na dół i ujrzałam czekającego na mnie bruneta. W czarnej koszuli i brązowym garniturze wyglądał elegancko. Widać, że dobrze się czuje w tym stroju.
-Jestem gotowa. - Powiedziałam. Spojrzał na mnie i ujrzałam te iskierki w jego oczach.
-Ślicznie wyglądasz.
-Tobie też niczego nie brakuje.

   Po chwili jazdy samochodem byliśmy już pod restauracją. Obejrzałam zadbany budynek i spojrzałam na szyld.
-,,Skowronek z różą''? - Spytałam.
-Niedawno ją otwarli.
-Musiało cię sporo kosztować zarezerwowanie stolika w tak krótkim terminie.
-To nic takiego. - Chwyciłam go pod rękę, którą mi zaoferował i ruszyliśmy w kierunku wejścia.
   Drzwi do budynku otworzył nam mężczyzna. Skinął głową na przywitanie i zaprosił nas do środka. To co ujrzałam... Zaparło mi dech w piersiach. Na jednej ze ścian namalowane były skowronki siedzące na łodygach róż. Między niektórymi stolikami stały pergole z różnokolorowymi różami. W pomieszczeniu panował półmrok. Tylko duża ilość świec dawała światło. Wszystkie stoliki były puste. Jeden z nich został nakryty. Na białym obrusie rozsypane zostały płatki róż.
-Co to ma znaczyć? - Spytałam z zachwytem.
-Nasze spóźnione walentynki. Nie mogliśmy tego dnia spędzić normalnie, więc teraz to nadrobimy. - Moim oczom ukazała się niebieska róża. Odwróciłam się. Fabian trzymał w dłoni ich bukiet.
-Moje ulubione. Jak je dostałeś? Ciężko jest je znaleźć. - Przyjęłam bukiet i poczułam ich cudowny zapach. Był delikatny, ale wyraźny.
-Mam swoje znajomości. - Uśmiechnął się. Położyłam bukiet na stole, zarzuciłam ręce na szyję bruneta i pocałowałam go czule.
-Dziękuje ci za to wszystko. - Patrzyłam prosto w jego brązowe oczy.
-Nie masz za co. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. - Kelner położył na stole talerze z posiłkiem a do kieliszków nalał szampana, z którego zrezygnowaliśmy. Fabian wciąż brał leki, a ja nie chciałam pić sama. Po wymianie znaczących spojrzeń zaczęliśmy jeść.

MUZYKA
-Zatańczysz ze mną? - Spytał gdy po posiłku zaczęła grać wolna melodia. Chwyciłam jego dłoń i pozwoliłam zaciągnąć się na środek sali. Zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki.
-Co czułaś gdy miałem wypadek? - Spytał nagle.
-Co? Dlaczego o to pytasz?
-Zmieniłaś się od tamtego czasu. Częściej się przytulasz i mnie całujesz. Dbasz o mnie jakbym był z porcelany. - Pogłaskał mnie po policzku. - Po prostu chciałbym odciągnąć cię od tych wszystkich negatywnych uczuć, dlatego proszę cię byś się z nimi podzieliła. - Od jego wypadku nie rozmawialiśmy o tym co się stało. Z jednej strony nie chciałam dodawać mu zmartwień, lecz z drugiej strony coraz ciężej żyło mi się z tym samej.
-Gdy dowiedziałam się o wypadku... Nie wiem jak to określić, ale czułam jakby jakaś część mnie zniknęła. Później odsłuchałam twoje wiadomości... -Wzięłam głęboki oddech, by powstrzymać łzy spowodowane powrotem wspomnień. - Zrozumiałam, że to przeze mnie to się stało. Serce mi pękło, gdy zdałam sobie sprawę, że możesz już do mnie nie wrócić. Martwię się o ciebie, bo nie chce cię stracić tak jak Nathana.
-Nigdy mnie nie stracisz. Zawsze będę przy tobie. Będę walczył o to by być przy tobie i cię uszczęśliwiać. Kocham cię i choćby nie wiem co się działo to się nigdy nie zmieni. Jesteś dla mnie wszystkim. I nie możesz się o to obwiniać. To była tylko i wyłącznie moja wina.
-Tylko gdybym nie wyszła, nie poszedłbyś mnie szukać. - Założył mi za ucho jeden kosmyk włosów, głaszcząc przy tym mój policzek.
-Gdybym nie powiedział tamtych słów nie wyszłabyś. Przepraszam cię za tamto. Nie jesteś moim problemem. Jesteś moim życiem. Bez ciebie nie byłbym w stanie żyć. - Wtuliłam się w niego. Dzięki tej rozmowie poczułam jakby kawałek ciężaru, który noszę na sercu zniknął.
   Poczułam jak pocałował mnie w głowę i zaczął głaskać po plecach. Jaka dziewczyna nie chciałaby mieć takiego chłopaka, który ją kocha i troszczy się o nią. Dla mnie, ten facet z którym właśnie tańczę jest idealny. Choćby nie wiem co się działo to się nigdy nie zmieni.

   Późnym wieczorem wyszliśmy z restauracji, trzymając się za ręce, gdy zadzwonił telefon Fabiana.
-Odrzucę. -  Powiedział wyjmując urządzenie z kieszeni. Spojrzał na ekran i zmarszczył brwi. - To Diler.
-Odbierz. Może to coś ważnego. - Wsiadłam do samochodu. Mimo ocieplanej sukienki odczułam chłód nocy.
   Po chwili wyraźnie rozdrażniony Rutter usiadł na miejscu kierowcy. Mastersi podarowali mu nowy samochód, który na moje oko był zdecydowanie za szybki.
-Co się stało? - Spytałam kładąc mu rękę na udzie.
-Diler przyjechał do miasta i oczywiście się ochlał. Zadzwonił do mnie bym mu pomógł. - Nakrył moją dłoń swoją i potarł jej wierzch kciukiem. - Muszę po niego jechać. Przepraszam to nie tak miało być.
-Nic nie szkodzi, rozumiem. Mimo to, to były moje najlepsze walentynki jakie miałam. - Pocałowałam go a po moim ciele rozeszło się ciepło. Te miękkie i ciepłe usta zawsze potrafiły zawrócić mi w głowie.

   Po kilku minutach zatrzymaliśmy się przed klubem. Kolejka przed nim była długa, a muzykę było słychać w zamkniętym samochodzie.
-Zaczekaj tutaj. Zaraz przyjdę. - Brunet zniknął w tłumie. Zaczęłam przyglądać się czekającym ludziom. Przypomniałam sobie nasz pierwszy wspólny wypad do klubu. Wspominając pocałunek uśmiechnęłam się pod nosem.
   Nagle ujrzałam w tłumie rozczochrane blond włosy. Serce od razu zabiło mi szybciej. Przecież to nie może być on.
   Wyszłam z samochodu i próbowałam dostrzec twarz mężczyzny. Niestety stał do mnie tyłem.
-Nathan? - Spytałam szeptem, lecz nie usłyszałam odpowiedzi, a także nikt nie zareagował.
-Nina, wszystko w porządku? - Podskoczyłam słysząc głos Fabiana. Odwróciłam się w jego stronę. Pomagał Dilerowi wsiąść do tyłu. Spojrzałam jeszcze raz na tłum, w którym widziałam tego mężczyznę, lecz tym razem go nie ujrzałam.
-Tak. - Z przyspieszonym oddechem wsiadłam do samochodu.
-Nie wygląda na to. - Fabian dotknął mojej lekko drżącej dłoni. - Na pewno wszystko dobrze? Trzęsiesz się.
-To z zimna. Wszystko okej. - Uśmiechnęłam się do niego, gdy okrył mnie swoją marynarką.
-Hej gołąbeczki... - Diler na tylnym siedzeniu ledwo utrzymywał przytomność. - Wy to macie szczęście. Teresa mnie opuściła. W wielkim gównie zostawiła. Ehh... - Jak to Diler, znów zacząć rymować. Na poważnie zaczynam się zastanawiać skąd on bierze te wszystkie rymy.
-Co ty robisz w mieście? - Spytałam patrząc w jego lekko przekrwione oczy. Dzięki chwilowym zamieszaniu udało mi się uspokoić.
- Gadałem dziś z Lukiem, który jak na mój gust jest totalnym dupkiem. Ale szanuje gościa, bo dzięki temu mnie nie zapuszkuje. - Skrzywił się co w jego wykonaniu wyglądało naprawdę komicznie. - Wiecie, strasznie tu wygodnie... - Oparł głowę o szybę i zasnął. Po chwili zaczął chrapać. Zaśmiałam się widząc grymas na twarzy Fabiana.
-Mogło być gorzej. - Powiedziałam gdy włączył silnik.

   Położyliśmy pół przytomnego Dilera u nas na kanapie. U nas. Jak to fajnie brzmi. Przywykłam do tego, że mieszkam z Fabianem i dziwnie było, gdy któreś z nas mówiło ''twój dom''. Nie ważne czy byliśmy u niego czy u mnie. To był nasz dom.
   Rutter poszedł wziąć prysznic, gdy ja przygotowałam dla nas herbatę. Położyłam ją na stoliku nocnym. Z szafy wyjęłam jego podkoszulek, w którym śpię od dłuższego czasu i spodenki. Gdy brunet wyszedł zajęłam jego miejsce.
-Zdecydowanie lepiej wyglądasz w moich rzeczach. - Powiedział gdy wyszłam z łazienki. Siedział na łóżku w samych spodniach. Ta jego umięśniona klata... . Na ten widok poczułam jak wewnątrz mnie rozprzestrzenia się ciepło.
   Usiadłam na skraju łóżka i sięgnęłam po krem do rąk. Nałożyłam odrobinę na rękę i zaczęłam go wcierać. Materac ugiął się, gdy Rutter zbliżył się do mnie.
-A w mokrych włosach jeszcze lepiej. - Odgarnął kosmyki z mojego ramienia i musnął ustami moją szyję. Przymknęłam oczy czując moc tej drobnej pieszczoty. Odwróciłam się do niego twarzą. Chwycił mnie w pasie, przyciągnął do siebie i posadził na kolanach. Siedząc okrakiem czułam go pod sobą.
-Teraz nie dam ci się tak łatwo omamić. - Złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, który po chwili przerodził się w pocałunek pełen uczuć. Przysunął mnie jeszcze bliżej siebie, a ja wstrzymałam oddech czując go wyraźniej.
   Nie trwaliśmy zbyt długo w tej pozycji. Teraz leżałam pod nim. Podpierał się na dłoniach by nie przygnieść mnie swoim ciężarem. Zaczął zajmować się naszymi rzeczami, które stanowiły wyraźną barierę.


   Leżałam na nim wciąż czując go w sobie. Jego dłoń na zmianę głaskała moje plecy i policzek.
-Dobrze mi tutaj. - Powiedziałam nie chcąc, by wypuścił mnie ze swych ramion.
-Więc zostań. - Odparł szeptem całując mnie w czoło.
-Ale pewnie ci niewygodnie. - Mimo moich słów nie poruszyłam się choćby na milimetr.
-Jest mi wygodniej niż myślisz. - Uśmiechnął się zalotnie. Złączyłam nasze usta w pocałunku, po którym ułożyłam się we wcześniejszej pozycji.
-Jesteś najwygodniejszy i choćby nie wiem co się działo to się nigdy nie zmieni. - Zaśmiał się i poczułam delikatny ruch we mnie.
-W takim razie śpij spokojnie. Nie mam zamiaru zmienić tej pozycji. - Pocałowałam go jeszcze raz. Ułożyłam głowę na jego klatce piersiowej, objęłam go ramionami i zasnęłam.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Ta dam ;)
Oto i wyczekiwany rozdział.
Nie wiem co mogłabym wam powiedzieć na jego temat, więc pozostawię ostatnie słowo wam :)

Miłego
Karen

piątek, 24 lipca 2015

[28] "Pożegnanie..."

~Nina~
   Leżałam w ramionach Fabiana dość długo. Ani razu nie poskarżył się, że jest mu niewygodnie lub że jest zmęczony. Nic nie mówił. Po prostu był przy mnie.
   Gdy byłam w gabinecie lekarza poprosiłam jedną z pielęgniarek, by przekazała mi informacje dotyczące Nathana. Powiedziałam jej gdzie będę, a ona bez przeszkód się zgodziła. Teraz czekaliśmy na jakieś informacje, a najlepiej pozytywne. Niestety od godziny nikt nawet nie przeszedł obok sali.

   -Dzień dobry. - Słysząc kobiecy głos zerwałam się z miejsca i podeszłam do niej. Jej twarz nie mówiła nic.
-Co z Nathanem? - Spytałam. Głęboko w duchu zaczęłam się modlić, by żył. Poczułam czyjeś ręce na ramionach, lecz nie fatygowałam się by spojrzeć czyje. Patrzyłam tylko na pielęgniarkę, która zwlekała z odpowiedzią.
-Przykro mi. Pacjent stracił zbyt wiele krwi, a kula... - Kobieta mówiła dalej, lecz nie słyszałam już nic. Nawet nie wiem kiedy usiadłam na krześle. Tylko trzy słowa krążyły po mojej głowie. Nathan nie żyje. Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. On nie żyje przeze mnie. Gdyby mnie nie osłaniał...
-Nina nawet tak nie mów. - Głos Fabiana przywrócił moją świadomość. Zmarszczyłam brwi.
-Co? - Spytałam.
-Powiedziałaś, że zginął przez ciebie. To nie prawda. - Poczułam słoną ciecz w ustach. Starłam łzy kciukiem.
-Ale to prawda. Wszystko dzieje się przeze mnie. - Wstałam i wyszłam. Wołali za mną, ale nie słuchałam ich. Chciałam zostać sama.

MUZYKA
   Usiadłam przy najbardziej ukrytym stoliku w szpitalnym barze. Zasłoniłam oczy dłońmi i płakałam. Płakałam tak jak przy śmierci rodziców. Płakałam tak jak przy śmierci babci. Nie można ich ze sobą porównać, lecz strata boli. Niezależnie od tego czy to zwykły znajomy, którego widujemy przelotnie w sklepie, czy osoba, z którą spędzamy każdy dzień. Czyjaś śmierć boli, bo wiemy że nie spotkamy już osoby, która była dla nas ważna.
   Czasem nie rozumiem śmierci. Dobrzy ludzie znikają z tego świata, a źli wciąż robią swoje. Lecz wiem, że później rozpoczynamy nowy rozdział. Dla niektórych dobry dla innych zły.
-Oh Nathan, ty na pewno rozpoczniesz coś dobrego. - Powiedziałam szeptem. Nie chce, by ktoś mnie zauważył.
-Tutaj jesteś. Martwiliśmy się. - Powiedział Mason, podchodząc do mojego stolika.
-Przepraszam, chciałam pobyć sama.
-Rozumiemy, po prostu wyszłaś tak nagle.
-Dlaczego on? Był dobry, przyjacielski, zawsze mi pomagał. Dlaczego znów kogoś mi odebrano? - W moich żyłach złość zaczęła mieszać się ze smutkiem. To nie wróżyło nic dobrego. - Mason proszę cię, zabierz mnie gdzieś gdzie będę sama.
-Ale Fabian strasznie się o ciebie martwi. Gdyby nie pielęgniarka pobiegłby za tobą mimo swojego stanu. - Przełknęłam łzy i wstałam. Oparłam dłonie o stół, schyliłam głowę i starałam się powstrzymać kłębiące się we mnie emocje, które rwały się by ujrzeć światło dzienne.
-W porządku. Chodźmy do niego. - Powiedziałam, gdy chęć rozwalenia baru ulotniła się.

  Wróciliśmy do sali.
-Nina... - Fabian patrzył w moje czerwone oczy od łez i zaczął robić mi miejsce na łóżku. Widziałam jak krzywi się z bólu.
-Nie musisz. Jest w porządku. - Chwyciłam dłoń bruneta i uśmiechnęłam się sztucznie. W trakcie drogi do pomieszczenia odsunęłam od siebie smutek, złość i bezradność. Schowałam je głęboko i nie pozwalałam wyjść. Przez to stałam się obojętna. Nie miałam ochoty na płacz, śmiech. Nie miałam ochoty na nic. Jedyne czego pragnęłam to położyć się z Fabianem w naszym łóżku i już nigdy z niego nie wychodzić. Jednak to nie było możliwe przy jego stanie zdrowia, więc to też odsunęłam od siebie. Stałam się w tym dobra. Często musiałam udawać, że wszystko okej, że to co się wydarzyło nie miało miejsca, więc teraz przyszło mi to z łatwością.
   Trzymałam dłoń Fabiana w swoich, patrzyłam w jeden punkt i starałam się powstrzymać łzy, które cisnęły mi się do oczu.

        3 dni później
   Nie jestem na to gotowa i nigdy bym nie była, ale podeszłam z Amber do otwartej trumny stojącej w  pomieszczeniu. Było mi ciężko trzymać emocje na wodzy, gdy wszyscy wokół mnie ciągle płakali. Jego rodzina, przyjaciele, znajomi z pracy. Dla każdego był ważny, każdy cierpi po jego stracie. Nie chce dłużej ukrywać tego co kryje się w moim sercu. Chcę stanąć w samym centrum miasta i krzyknąć jak najgłośniej tylko potrafię, by dać upust temu co kryje się we mnie. Nieobecność Fabiana jeszcze pogorszyła wszystko. Nie obwiniam go, że nie ma go przy mnie. Nawet zabroniłam mu choćby postawić stopę na podłodze. Obudził się i jego stan się poprawił, mimo to wciąż ma połamane kości i jest osłabiony przez leki.
   Nathan leżał w trumnie. W złożonych dłoniach trzymał różaniec. Dotknęłam jednej z nich i umieściłam między nimi białą różę. Był taki zimny...
   Odsunęłyśmy się o krok i miałam okazję dokładnie mu się przyjrzeć. Miał na sobie swój najlepszy garnitur, włosy jak zwykle były ułożone w ten charakterystyczny nieład. Oczy miał zamknięte i gdyby nie to, że jego klatka piersiowa nie unosi się, a twarz jest blada, pomyślałabym że śpi. Widząc go takiego coś we mnie pękło. Zaczęłam szlochać, a nogi same uginały się pode mną. Amber objęła mnie mocno i sama zaczęła płakać. Gdy jego spokojna twarz wyryła się w mojej pamięci usiadłyśmy obok Masona.

  
   Po ceremonii pogrzebowej ruszyliśmy za trumną na cmentarz. W ciągu trzech dni jego rodzina zdążyła przyjechać i wszystko zorganizować. Nie wiem jak oni tego dokonali. Ja nie byłam w stanie myśleć logicznie. Przez cały czas siedziałam przy Fabianie i starałam się o tym nie myśleć.
   Po chwili staliśmy wokół dziury wykopanej w ziemi, do której mężczyźni zaczęli opuszczać trumnę. Odgłos szlochu rozniósł się po okolicy. Objęłyśmy się z Amber nawzajem i zaczęłyśmy płakać. Wszystko trwało jakby w zwolnionym tempie. Hebanowa trumna była opuszczana powoli, jakby dano czas jej właścicielowi na pożegnanie. Pożegnanie... Dlaczego to musi tak boleć?

  Przez ostatnie wydarzenia wróciłam do kamienicy. Amber przeprowadziła się do Masona, więc ja byłam sama.
   Za każdym razem, gdy wracałam znajdowałam na wycieraczce kremową kartkę, na której zawsze było to samo.
''On zmarł przez ciebie''
   Tym razem nie było inaczej. Podniosłam papier, upewniłam się że to ta sama treść i zmięłam ją w ręce.
-Spadaj... - Powiedziałam wrzucając, jakże miłe przywitanie, do kosza.
   Z szafy wzięłam szare dresy, czarną bokserkę i poszłam wziąć długi, gorący prysznic. Później poszłam do swojej sypialni, położyłam się na łóżku i patrzyłam na widok za oknem. Nathan wyznał mi miłość... To były jego ostatnie słowa jakie mi powiedział, a ja nie odpowiedziałam mu nic.
Mogłam mu powiedzieć, że kocham go jak brata, że jest dla mnie ważny i że to dzięki niemu uciekłam od Trevora. Ale nie... Oczywiście musiałam milczeć!
   Zaczęłam płakać. Tym razem nie powstrzymywałam łez. Płynęły swobodnie po moich policzkach uwalniając mnie od złych emocji.


----------------------------------------------------------------------------------------

   Wiem... Uśmierciłam go... Wybaczcie mi, ale musiałam ( uwaga spoiler), bo to będzie miało jakiś wpływ na Ninę i po prostu musiałam. Mam nadzieję, że mnie nie znienawidzicie.
    Wiem też, że krótko, ale nie mogłam tego dłużej pociągnąć, bo... nie mogłam. ( Ale ja dziś konkretami sype...)
    Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, że nie uroniliście zbyt wiele łez, bo ja pisząc to i słuchając tej piosenki w kółko miałam ochotę zrobić to co Nina na końcu.
    Tak dziś smutno i wgl, ale obiecuje, że w następnym rozdziale postaram się poprawić wam humorek :)

Miłego
Wasza Karen
 
  
  

wtorek, 21 lipca 2015

[27] "Fabian się wybudził."

~Nina~
   Odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę ładującego magazynek do broni. Gdy to zrobił spojrzał na mnie i wycelował we mnie broń.
-Trevor spudłował. Ja nie popełnię jego błędu.
-Nina! - Usłyszałam za sobą. Zdziwiona odwróciłam się, lecz nikogo nie ujrzałam. - Nina, obudź się. - Tym razem rozpoznałam głos Nathana. Moim ciałem ktoś wstrząsnął. Pokręciłam głową i otwarłam oczy. Ujrzałam nad sobą znajome mi twarze.
-Co się stało? - Powiedziałam zaspanym głosem. Mimo to moje serce było żywe. Biło jakbym przed chwilą przebiegła maraton.
-Mamrotałaś coś przez sen.
-Przepraszam was. Nie chciałam was obudzić...
-Nic się nie stało. Chcesz o tym pogadać? - Odezwała się Amber.
-Nie, ale dziękuje za troskę. - Posłałam moim przyjaciołom sztuczny uśmiech. W pomieszczeniu panował półmrok, więc w niego uwierzyli i położyli się w swoich łóżkach. Odwróciłam się do nich plecami i poczułam na nich wzrok Nathana. Nie zwracałam na to uwagi, chodź chciałam poczuć czyjeś ramiona na sobie. Dzięki koszulce Fabiana, w której spałam każdej nocy czułam jakby był przy mnie. Mimo wszystko wciąż czułam zapach jego perfum na niej. Patrzyłam w ceglaną ścianę, myśląc o nim, gdy zapadłam w niespokojny sen.

   Jak zwykle przed śniadaniem poszłam pobiegać z Dilerem. Tym razem przez cały czas czułam czyjś wzrok na sobie, ale starałam się to ignorować. Możliwe, że to uczucie zostało wywołane dzisiejszym snem, który, nie zaprzeczę, strasznie mnie zaniepokoił. Przeważnie gdy miałam koszmar później działo się coś złego. Mam nadzieję, że stan Fabiana się nie pogorszy.

   Zazwyczaj po śniadaniu rozmawiałyśmy z Amber, lecz dziś pojechała z Masonem. Ciągła odległość dobijała moją przyjaciółkę, więc po jej długich prośbach Foster w końcu się zgodził, by mu towarzyszyła. Nawet było mu to na rękę, bo coś dla niej przygotował tylko nie był pewny czy może Fabiana zostawić samego w szpitalu. Przekonałam go do tego, bo oni zasługują na szczęście. Gdy patrzą na siebie w ich oczach wyraźnie widać miłość jaką do siebie żywią. To niesamowite jak szybko można kogoś pokochać...
  I tak oto Brie namówiła mnie na dłuższy trening. Szło mi coraz lepiej, ale w starciu z blondynką nikt nie ma szans. Tylko ona może jednocześnie łamać męskie serca i ich kości jeśli zajdzie taka potrzeba.

~Mason~
   Poprosiłem Scotta, by dziś miał oko na Fabiana w szpitalu. Mimo słów Niny nie chciałem zostawiać go samego znając możliwości Killersów.
   Dziś postanowiłem zrobić krok na przód. Zabrałem Amber w nasze miejsce. Zatrzymałem samochód na parkingu, który nie był używany od lat.
-Co my tutaj robimy? - Spytała Amber. Uśmiechnąłem się do niej i wyszedłem. Blondynka poszła w ślad za mną. Obszedłem samochód i stanąłem obok niej chwytając jej dłoń. Podeszliśmy do barierki oddzielającej nas od przepaści. Patrzyła na to miejsce przypominając sobie co tutaj się stało. To właśnie na tym klifie po raz pierwszy pocałowaliśmy się. Jednego wieczoru Amber była zmęczona codziennością, więc przywiozłem ją tutaj. Stąd idealnie widać całe miasto, a panująca cisza pozwala wszystko przemyśleć.
   Objąłem ją od tyłu w pasie i pocałowałem w szyję. Splotła nasze palce i przylgnęła do mojej klatki piersiowej.
-W dzień jest tutaj tak samo pięknie jak w nocy. - Powiedziała spoglądając na żywe miasto. - Nie mam nic przeciwko takim chwilom, ale mogę się dowiedzieć dlaczego tutaj przyjechaliśmy? - Zacząłem się jeszcze bardziej denerwować. Ta chwila zbliżała się z każdą sekundą. Co jeśli mi odmówi?
-W tym miejscu moje życie się zmieniło. Nieodwracalnie zakochałem się w pewnej blond kobiecie, dla której jestem w stanie zrobić wszystko. - Odwróciłem ją twarzą do siebie. Jej usta wykrzywiał duży uśmiech. - Tamten pocałunek pamiętam jakby był wczoraj. - Złączyłem nasze usta w krótkim pocałunku, którym chciałem przekazać emocje związane ze stojącą przede mną kobietą. - Dzięki niemu mogę smakować tych cudnych ust, kiedy tylko mam ochotę, mogę trzymać cię w ramionach całymi dniami. Od tamtej chwili wariuje na twój widok, niezależnie czy jesteś ubrana czy nie. - Drobne rumieńce wkradły się na jej twarz. Och, jak ja je kocham. Pocałowałem ją w policzek i uśmiechnąłem się gdy róż stał się bardziej widoczny.
- Od tamtego momentu moje serce należy do ciebie, a ty jesteś moja, ale mimo to chciałbym czegoś więcej. - Sięgnąłem do kieszeni kurtki by wyjąć z niej czerwone pudełeczko. Uklęknąłem na jedno kolano i otwarłem podarunek. W jej oczach pojawiły się łzy i zasłoniła usta dłonią. - Przywiozłem cię tutaj, bo chcę by to właśnie tutaj nasze życie znów się zmieniło. Wiem, że to może nie jest odpowiednia chwila, ale kocham cię całym sercem i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Amber Milington czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - Milczała wpatrując się to we mnie to w złoty pierścionek z małym diamentem.
-Tak. - Powiedziała uśmiechając się przez łzy. - Wyjdę za ciebie. - Założyłem pierścionek na jej palec serdeczny i wstałem. Od razu złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku.

~Nina~
   Po dwóch godzinach kolejny raz wylądowałam na macie. Dzięki długim treningom i trwających w trakcie nich przerwom nie byłam taka obolała jak na początku.
-Kolejny raz? Naprawdę? - Spytałam podziwiając szary sufit. Kobieta podała mi dłoń, którą bez zastanowienia chwyciłam.
-Przynajmniej za każdym razem, gdy zaliczysz glebę, wstajesz, otrzepujesz tyłek i walczysz dalej. - Brie pomogła mi wstać.
-Taaa... ale za każdym razem coraz mniej w siebie wierzę.
-Oj spokojnie nie tylko ty. Sporo osób było przed tobą. - Zaśmiałyśmy się i sięgnęłam po wodę. Spojrzałam na telefon leżący zaraz obok butelki i ujrzałam osiem nieodebranych połączeń od Masona i Amber. Zmarszczyłam brwi, wzięłam łyk wody i oddzwoniłam. Po dwóch sygnałach usłyszałam podekscytowany głos Amber.
-No nareszcie! Od chyba pół godziny próbujemy się do ciebie dodzwonić.
-Co się dzieje? - Spytałam gdy głos blondynki ucichł.
-Fabian się wybudził. Jest lekko oszołomiony po lekach i wybudzeniu, ale wszystko z nim w porządku. Drugą wiadomość przekażemy ci osobiście.
-Tak! - Ta informacja rozpaliła w moim sercu prawdziwą radość od tak dawna ukrytą głęboko. - Zaraz tam przyjedziemy. Dzięki Bogu. - Powiedziałam i rozłączyłam się. Brie patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Opowiedziałam jej wszystko i zauważyłam w jej oczach ulgę. Poznała Fabiana, gdy ten wstąpił do Mastersów i przez ten czas zostali przyjaciółmi. Z resztą każdy członek tej grupy traktuje nową osobę jak własną rodzinę.

   Z Mastersami i Nathanem ruszyliśmy do szpitala. Gdy tutaj przyjeżdżaliśmy spałam. Teraz widziałam otoczenie w pełni i wiem, że nie straciłam zbyt wiele. Same łąki i pola, a polna droga prowadziła nas prosto do miasta, do którego zbliżaliśmy się z każdą minutą. Radość rozpierała mnie od środka przez co nie mogłam usiedzieć na miejscu.
   Niestety to uczucie szybko mnie opuściło, gdy ujrzałam trzy czarne samochody zastawiające nam drogę. Nathan napiął mięśnie gdy stanęliśmy a z samochodu z naprzeciwka wyszedł Jack. Za nim wyszedł Trevor i dwóch innych mężczyzn.
-Sprawdzę o co chodzi. - Powiedział Zack, wsadził broń ze schowka za pasek i wyszedł. Zrobił kilka kroków naprzód i zaczął rozmawiać z Jack'iem. Nieprzyjemne dreszcze przeszły po moich plecach, gdy oczy Trevora spotkały się z moimi. Było w nich coś dziwnego. Coś co powodowało, że miałam ochotę uciec od niego jak najdalej. Gdy Nathan dotknął mojej dłoni podskoczyłam.
-Nina nie wychodź z samochodu. - Powiedział Nathan, gdy Zack za pomocą ruchu dłoni coś mu przekazał.
-Ale...
-Żadnego ale. Zostajesz tutaj. - Ross chwycił za klamkę.
-Nathan... - Starałam się powiedzieć, by uważał, lecz nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Strach, który tak szybko się pojawił sparaliżował moje struny głosowe.
-Wiem. - Ścisnął moją dłoń i wysiadł. Stanął obok Zacka i dołączył się do rozmowy. Po chwili reszta naszych dołączyła do nich. Wszyscy stali do mnie plecami przez co mogłam zauważyć u każdego schowaną broń. Skąd oni ją wzięli?
    Przez zasunięte szyby nic nie słyszałam. Tylko pomruki wyższych dźwięków docierały do moich uszu. Starałam się skoncentrować, by usłyszeć rozmowę, lecz wzrok Trevora nie pozwalał mi na to. Ani na moment nie odwrócił spojrzenia, do którego w tej chwili dołączył cwany uśmiech.
   Nagle drzwi samochodu otwarły się gwałtownie. Nie zdążyłam zareagować, gdy byłam już na zewnątrz, a muskularny mężczyzna trzymał obleśną dłoń na moich ustach. Zaczął odciągać mnie od przyjaciół, którzy rozmawiali podniesionym głosem. Gdy mój umysł zorientował się w sytuacji zaczęłam się szamotać, lecz byłam za słaba. Jego ramiona nie pozwoliły mi oswobodzić rąk i prowadził mnie tak bym nie miała możliwości go kopnąć. Wtedy pozostała mi tylko jedna możliwość. Ugryzłam go a smak ziemi i smaru pojawił się w moich ustach. Rozluźnił uścisk przez co mogłam się oswobodzić. Zerknęłam na przyjaciół, którzy byli dalej niż się spodziewałam. Zaczęłam biec, lecz nie pokonałam zbyt dużego dystansu. Krzyknęłam gdy coś podcięło mi nogi i wylądowałam na ziemi. Przez moją głowę i plecy przeszła fala bólu. Wtedy jak na zawołanie każdy spojrzał na nas. Ktoś krzyczał, lecz tylko skrawki tego docierały do mnie. Trzy słowa spowodowały, że moje serce stanęło. Fabian, Devon i porwanie. Killersi postanowili się mną zając, gdy Fabian nie był w stanie nic zrobić.

   Siedziałam z Nathanem w rozpędzonym samochodzie. Ross pomógł mi uciec od strzelaniny. Jechaliśmy w kierunku miasta, gdy na niego spojrzałam. Był blady, a krople potu zdobiły jego czoło.
-Nathan, co ci jest? - Spytałam zaniepokojona. Ścisnęłam mocniej swoje kolana, by uspokoić ciągle drżące dłonie.
-Nic... - Samochód lekko podskoczył na nierównej drodze, a twarz blondyna naznaczył grymas bólu.
-Nie kłam... - Obejrzałam go i zauważyłam, że przyciska lewą dłoń do boku. Odsunęłam jego kurtkę i ujrzałam plamę krwi zdobiącą szary podkoszulek. - Postrzelili cię?!
-To nic takiego.
-Jak to nic takiego. Tracisz krew. Zatrzymaj się, zadzwonię po karetkę. - Zaczęłam szybciej oddychać, a mimo to brakowało mi powietrza. Błagam tylko nie w tej chwili.
-Muszę cię zabrać w bezpieczne miejsce. - Mówił słabym głosem.
-Nie wygłupiaj się tylko się zatrzymaj. - Spojrzał na mnie przelotnie. Położyłam dłoń na jego zakrwawionej ręce i nie byłam już wstanie opanować drżenia. - Proszę cię. - Widziałam, że prowadzi z trudem. Po chwili zatrzymał się i oparł głowę o siedzenie. Przymknął powieki i oddychał płytko. Widząc go w tym stanie czułam się coraz gorzej. Z każdą sekundą starałam się opanować atak paniki i zachować zimną krew, lecz było to ciężkie zadanie.
   Wyjęłam telefon z kieszeni i chciałam wybrać numer, lecz przed oczami miałam czarne plamy. Zamrugałam kilka razy i zadzwoniłam po pomoc. Przedstawiłam stan Nathana oraz miejsce naszego pobytu. Po rozłączeniu się spojrzałam na mężczyznę. Wciąż był blady i miał zamknięte oczy.
-Nathan? - Położyłam mu dłoń na ramieniu, a gdy nie zareagował moje serce zabiło mocniej. Z trudem otworzył oczy. - Nie poddawaj się, słyszysz? - Wyszłam z samochodu i go obeszłam. Otwarłam drzwi kierowcy. - Pomogę ci wysiąść. Będzie ci wygodniej gdy się położysz. Karetka za niedługo przyjedzie, ty jedynie musisz wytrzymać. - Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. Nie pozwoliłam im wypłynąć.
   Powoli odeszliśmy od pojazdu, Ross z trudem usiadł na trawie i położył się. Podłożyłam mu pod głowę moją kurtkę. Na szczęście nie było zbyt zimno jak na styczeń. W bagażniku znalazłam ręcznik, który przyłożyłam do rany by powstrzymać krwawienie. Od widoku takiej ilości krwi zakręciło mi się w głowie, a żołądek zaczął się sprzeciwiać. Starałam się brać głębokie oddechy (co nie było łatwe przy powracającym ataku paniki) i skupiałam swoją uwagę na utrzymaniu przytomności blondyna.
-Hej! - Potrzęsłam lekko jego prawą rękę. - Nie zamykaj oczu. Mów do mnie.
-Co niby mam ci powiedzieć? - Spytał słabo, a usta wykrzywił w uśmiech który bardziej przypominaj grymas.
-Cokolwiek. Nie możesz zasnąć. - Krew zaczęła przesiąkać przez materiał, więc drżącymi dłońmi poprawiłam ułożenie ręcznika i ucisnęłam jeszcze mocniej. Nathan nawet nie zareagował. Wpatrywał się w niebo, na którym pojawiało się coraz więcej deszczowych chmur.
-Jest coś, co zawsze chciałem ci powiedzieć, lecz nigdy nie znalazłem na to odwagi.
-Co takiego? - Pierwsza łza popłynęła po moim policzku. Blondyn starł mi ją, mimo że nie miał na to siły.
-Jesteś taka piękna i dobra. Pamiętaj co ci mówiłem kilka dni temu. Jesteś silna i niezależnie od tego co się stanie taka pozostań. Nie ma sensu byś płakała nad takim okropnym kamerzystą i pomocnikiem jak ja. - Uśmiechnęłam się mimo woli. - Gdy to się skończy wrócisz do pracy i... -Nie dałam mu dokończyć.
-Nie będę szukać zastępstwa. Wyjdziesz z tego. Co chciałeś mi powiedzieć?
-Od dłuższego czasu... jestem w tobie zakochany. Nigdy ci tego nie powiedziałem. Baa nawet ci tego nie okazywałem bo wiem... że byłem dla ciebie jak brat i... na nic więcej nie liczyłem. Dałbym się postrzelić milion razy gdybym wiedział, że... zawsze będziesz już bezpieczna. - Nie powstrzymywałam już łez. Po tych słowach pozwoliłam im swobodnie płynąć. Położył swoją dłoń na moich.
-Nie byłeś, lecz jesteś. Nie puszczę cię na tamten świat. Rozumiesz? Nie odejdziesz bez walki. - On tylko uśmiechnął się do mnie i nic więcej nie powiedział. Po prostu patrzył w niebo i głaskał moją dłoń.

   Karetka zatrzymała się przed szpitalem. Sanitariusze zawieźli Nathana na oddział. Mi kazali udać się do lekarza, ponieważ w trakcie drogi miałam mdłości i prawie zemdlałam. Podejrzewają wstrząśnienie mózgu.
   Wyszłam z pojazdu. Stanęłam przed wejściem i spojrzałam w niebo. Krople deszczu odbijające się od mojej twarzy zmyły łzy i pozwoliły się po części uspokoić.

   Po wyjściu z gabinetu lekarza udałam się do sali, w której leżał Fabian. Doktor stwierdził, że nic poważnego mi nie grozi, więc pielęgniarki podały mi leki uspakajające. Owinięta w ciepły koc podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Od razu spojrzenia zebranych skupiły się na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, widząc idącą w moim kierunku Amber.
-Dlaczego jesteś cała mokra? - Spytała, a w oczach widniało szczęście.
-Pada deszcz. - Spojrzałam przez jej ramię na Fabiana. Moje serce zabiło radośnie widząc jego otwarte brązowe oczy wpatrzone we mnie.
-Co tak długo? Ten tutaj - Mason wskazał na Ruttera - nie mógł się doczekać.
-Mieliśmy problem. - Podeszłam do łóżka. Miałam ochotę namiętnie pocałować bruneta, położyć się w jego ramionach i płakać. Zamiast tego chwyciłam jego dłoń.
-Jak się czujesz? - Spytałam. Poczułam jak jego kciuk gładzi moje palce. Odwzajemniłam tą drobną pieszczotę.
-Lepiej, chodź leki przeciwbólowe mnie usypiają.
-To dobrze. Odpoczniesz.
-Naspałem się wystarczająco długo. - Patrzyłam w te cudne oczy czując ulgę, że znów mogę swobodnie podziwiać ich barwę.
-Posłuchajcie, my też mamy wam do przekazania radosną nowinę. - Mason przytulił Amber. - Mason mi się oświadczył. Zgodziłam się. - Ucieszyłam się tą nowiną, lecz nie byłam w stanie zareagować tak jak powinnam.
-Gratuluje. Zasługujecie na szczęście. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciół. Wróciłam na swoje miejsce przy łóżku Ruttera i poczułam zawroty głowy. Chwyciłam się poręczy przy łóżku, by utrzymać równowagę. Mason podtrzymał mnie i pomógł mi usiąść na krześle. Spuściłam głowę czując napływające do oczu łzy.
-Nina, co się dzieje? - Troska w głosie Fabiana była wyraźna.
-Zakręciło mi się w głowie. - Powiedziałam ciszej sprawdzając swój głos. Na szczęście nie załamał mi się.
-A tak w ogóle to gdzie jest Nathan? Nie powinien przyjechać z tobą? - Przestałam udawać, że wszystko jest okej. Podniosłam wzrok na przyjaciół. Ścisnęłam usta powstrzymując potok łez.
-Jest na sali operacyjnej. - Zasłoniłam oczy dłońmi i zaczęłam płakać.
-Co?! - Amber z Masonem od razu znaleźli się obok mnie, a Fabian powoli usiadł.
-Został postrzelony. - Powiedziałam, gdy łzy przestały płynąc. Dłoń Ruttera znalazła się na mojej.
-Jak do tego doszło? - Spytał brunet.
-Jechaliśmy z Mastersami do szpitala, gdy samochody Killersów zastawiły nam drogę. Wszyscy wyszli z wyjątkiem mnie. Jakiś mężczyzna chciał mnie porwać, gdy oni byli zajęci czymś w rodzaju kłótnią. Oswobodziłam się, lecz powalił mnie na ziemię. Stąd te zawroty. Uderzyłam się w głowę. - Zatrzymałam się na chwilę łapiąc oddech i przywołując wydarzenia we wspomnieniach. - Wtedy Nathan ruszył by mi pomóc. Tamten gościu gdzieś uciekł, a nad naszymi głowami zaczęły latać pociski. Nawet nie wiem, kto zaczął strzelać, ani o co poszło. Schowani w wysokiej trawie ruszyliśmy do naszego samochodu. Gdy znaleźliśmy się na widoku Nathan cały czas mnie osłaniał. - Przymknęłam oczy. - Możliwe, że to wtedy oberwał lub gdy sam wsiadał. Gdy odjechaliśmy obejrzałam się za siebie. Wszystko ucichło i nikogo już nie było. W połowie drogi zauważyłam w jakim stanie jest Ross. Kazałam mu się zatrzymać i zadzwoniłam po pogotowie. Położył się na trawie i czekaliśmy. Powiedział mi... - Nie byłam w stanie wypowiedzieć jego słów. Spędzałam z nim tak dużo czasu. Dlaczego ja nie zauważyłam co on do mnie czuje? Nie zmieniło by to zbyt wiele w naszej relacji, ale przynajmniej bym wiedziała. On jest dla mnie ważny. Pomógł mi gdy nikt inny nie chciał tego zrobić.
-Spokojnie. - Amber objęła mnie i głaskała po włosach. - Nie musisz tego mówić. - Z jej barwy głosu wywnioskowałam, że też płacze. - Zobaczysz, wyjdzie z tego i znów będzie nas denerwować w pracy.
-Jak możesz w to wierzyć? Nie widziałaś go. Nawet lekarz wątpi, że przeżyje operacje. Stracił za dużo krwi, jest za słaby. - Podniosłam głos. - Przepraszam to... Po prostu...
-Wiem. - Blondynka wciąż trzymała mnie mimo wszystko. Nawet nie zareagowała na moje uniesienie.
   Usłyszałam ściszoną rozmowę Fabiana i Masona i skrzypienie metalu. Po chwili odsunęłam się od blondynki.
-Przepraszam was. Byliście tacy szczęśliwi, a ja to popsułam.
-Przestań. - Powiedział Fabian. - Chodź do mnie. - Teraz spostrzegłam, że barierka została opuszczona, a brunet zrobił mi miejsce na łóżku.
-Lepiej nie. Dopiero co się wybudziłeś...
-To nic. Chodź tutaj. - Rozchylił ramiona, w których z miłą chęcią się schowałam. Zachowałam ostrożność kładąc głowę na jego klatce piersiowej z powodu przypiętych do niego kabli i złamanych żeber. Zaczął gładzić mnie po ramieniu. Dzięki tak prostemu czynowi uspokoiłam oddech i przestałam płakać. Tak bardzo tęskniłam za jego ciepłem i bliskością.
   Czy to możliwe, by jednocześnie czuć rozpierającą radość i niesamowity smutek? Chyba tak, bo to właśnie czuje.
------------------------------------------------------------------------------
   Witam was i od razu przepraszam za przerwę. Miałam ciężki tydzień. Problem rodzinny i brak weny. Zastanawiałam się nawet nad chwilowym zawieszeniem bloga, ale przemyślałam wszystko i zdałam sobie sprawę, że gdybym to zrobiła nie miałabym motywacji do powrotu. W sumie ten blog funkcjonuje dzięki moim kochanym czytelnikom, którym jestem za to wdzięczna. Gdyby nie wy nigdy bym tak daleko nie doszła i dawno bym się poddała. Dziękuje z całego serducha :*
    Zapraszam za jakiś czas do zakładki BOHATEROWIE, która ciągle jest aktualizowana i poprawiana. Gdy skończę w niej ,,remont'' dam wam znać, ale tak wolałam uprzedzić :)
    Czy wszystko u was w porządku po ostatnich burzach? Mam nadzieję, że tak.
   Mam jeszcze prośbę. Napiszcie w komentarzach swoje opinie dotyczące dotychczasowych rozdziałów i ewentualne pomysły, wątki czy myśli dotyczące przyszłych rozdziałów. Co chcielibyście w nich przeczytać?
   Ciut chaotyczna ta dzisiejsza notka, ale oczywiście stały jej fragment musi być...

Miłego :)
Karen






poniedziałek, 13 lipca 2015

[26] ''Czas na wspominki.''

 Tak na wstępie chciałabym zadedykować ten rozdział xxDiamentowej. W trakcie dowiesz się dlaczego ;)

 ---------------------------------------------------------------------------
~Nina~
    -Nina, obudź się. - Głos Nathana wybudził mnie z niespokojnego snu. Głowę miałam opartą o jego ramię i byłam przykryta kocem. Usiadłam czując ból szyi.
-Gdzie jesteśmy? - Wyjrzałam przez okno samochodu, lecz ujrzałam tylko metalowe ogrodzenie i wysoką trawę.
-Dojechaliśmy na miejsce. - Po tych słowach blondyn wyszedł z samochodu. Ruszyłam zaraz za nim. Moim oczom ukazał się stary, wysoki budynek wykonany z czerwonej cegły. Posiadał dwa kominy, jeden niższy od drugiego.
-Co my robimy w starej fabryce Haubton*? - Ta fabryka została zamknięta jakieś 5 lat temu. Było o tym dość głośno w mediach, ponieważ między zupami w puszcze znaleziono narkotyki.
-To jest ich kryjówka. - Odpowiedział Mason. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Szukałabyś tutaj kogoś? - I tu trafił. Nigdy nie wpadłabym na to, by kogoś tutaj szukać. Miejsce oddalone od miasta, ale zarazem jest blisko, by wiedzieć co się w nim dzieje. -Chodźcie, czekają na nas. - Zdałam sobie sprawę, że stoję bez ruchu na środku czegoś co wygląda jak parking. Ruszyłam za brunetem nie rozglądając się już więcej. Szkoda, że Fabiana nie ma przy mnie.

   -Witaj z powrotem Mason. Kope lat. - Zielonooki brunet z zarostem uścisnął Fostera.
-Zack nie kope tylko dwa. - Odsunęli się od siebie, a wzrok mężczyzny spoczął na nas.
-To pewnie te Panie, o których wspominałeś. - Podszedł do nas i wyciągnął rękę. - Jestem Zack Brown. Miło mi poznać. - Jego usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu.
-Nina Martin. Miło mi. - Uścisnęłam jego dłoń i odwzajemniłam uśmiech.
-Amber Milington. - Śnieżnobiałe zęby blondynki ujrzały światło dzienne.
-A to pewnie wasz towarzysz. Nathan Ross, zgadza się? - Zack zwrócił się do blondyna.
-Tak. Widać, że odrobiłeś pracę domową. - Śmiech mężczyzn rozbrzmiał w dużym pomieszczeniu.
-Brie oprowadzisz naszych gości? - Z pomieszczenia obok wyszła blondynka mniej więcej mojego wzrostu. Mimo wysokich obcasów szła pewnie przed siebie.
-Ja muszę jechać. - Powiedział nagle Mason.
-Co? Dlaczego? - Amber zbliżyła się do niego. Mężczyzna chwycił jej dłonie.
-Muszę jechać do Fabiana. Możliwe, że teraz będą się obok niego kręcić Killersi.
-Proszę cię uważaj na siebie. - Amber nie protestowała. Zgodziła się na, by pojechał. Brunet złączył ich usta w pocałunku nie zwracając uwagi na towarzystwo.
-Będę. -  Czule pocałował swoją dziewczynę w czoło i wyszedł.
-Chodźcie za mną. - Powiedziała Brie, gdy Foster zniknął za drzwiami. Przytuliłam Amber i ruszyliśmy za kobietą.
   Odchodząc kawałek miałam okazje rozejrzeć się po dużym pomieszczeniu, które wypełniały sprzęty do ćwiczeń takie jak worki treningowe, hantle i inne. Następne pomieszczenie było dużo większe. Znajdowały się w nich samochody, których mógłby pozazdrościć nie jeden mężczyzna. Nathan aż gwizdnął z wrażenia. Teraz już wiem skąd Fabian ma... miał taki samochód. Wspomnienie pierwszej wspólnie spędzonej w nim nocy wróciło. Strach, który wtedy był wyraźny na jego twarzy. Nie chciał by jego miłość wciągnęła mnie w to wszystko. Wtedy było już za późno. Zakochałam się w nim dużo wcześniej. Gdy musiałam opuścić szkołę moje uczucia ucichły, lecz gdy znów go ujrzałam odżyły. Z każdym spędzonym z nim dniem zaczęłam kochać go coraz mocniej.
-Wszystko w porządku? - Nathan uścisnął moją dłoń sprowadzając mnie do rzeczywistości.
-Tak. Po prostu... zamyśliłam się. - Zauważyłam po jego minie, że nie uwierzył w moje słowa, lecz nie kontynuował tematu.

   Na końcu ,,wycieczki'' znaleźliśmy się w pokoju, w którym będziemy spać.
-Jak widzicie nie mamy tutaj zbyt wiele pomieszczeń, więc nie ma możliwości by każdy z was spał osobno. - Brie na pierwszy rzut oka była obojętną złodziejką męskich serc. Falowane blond włosy sięgały do połowy jej pleców. Czarne jeansy podkreślały jej długie nogi, brązowy top i czarna skórzana kurtka idealnie przylegały do jej płaskiego brzucha. Do tego oczywiście czarne buty na obcasie. Całość idealnie prezentowała się na dziewczynie.
-Dzięki, poradzimy sobie. - Odparł Nathan. Po jego słowach kobieta opuściła pokój, a ja rozejrzałam się. Tak jak w całym budynku ściany nie były pokryte farbą. Czerwona cegła była widoczna, w niektórych miejscach została przykryta szarą zaprawą. Cztery łóżka zostały ustawione wzdłuż ściany w jednakowych odstępach. Nasze torby z rzeczami leżały już obok szafy.

~Nathan~
   Zajęliśmy się rozpakowywaniem naszych rzeczy.
-Nathan, co z twoją pracą? - Spytała nagle Martin.
-Wziąłem dwutygodniowy urlop. Później będę się martwić co dalej.
-Szef tak po prostu ci go dał?
-Powiedzmy, że gdy przyszedł do niego Fabian, nie miał innego wyjścia. Gdybyś tylko widziała jego minę, gdy ujrzał odznakę. - Usta brunetki wykrzywiły się w małym uśmiechu. Wtedy telefon Amber zadzwonił.
-To Mason. Zaraz wracam. - I wyszła z pomieszczenia odbierając połączenie. Nina podeszła do okna trzymając w dłoniach jakiś podkoszulek. Podszedłem do niej.
-To jego, prawda?
-Tak. Pożyczył mi ten podkoszulek jakiś czas temu i tak już zostało. - Odwróciła się do mnie plecami.
-Hej. - Odwróciłem ją, by patrzyła w moje oczy. - Nie płacz. - Starłem jej łzy z policzka.
-Boje się, że się nie wybudzi. - Oparła głowę na moim ramieniu, a ja ją objąłem.
-Lekarze dają mu szansę tylko musisz być cierpliwa. Gdy wypocznie i poczuje się lepiej wybudzi się. - Zaczęła się trząść. - Hej, mam pomysł. - Odsunąłem się od niej i włączyłem piosenkę z telefonu. MUZYKA
-Pamiętasz? - Spytałem. Nina zaśmiała się przez łzy.
-Jasne, że tak. Nasz pierwszy sylwester.
-A pamiętasz co robiłem przy tej piosence?
-Byłeś pijany. Stanąłeś na łóżku i chciałeś ze mną tańczyć. Gdy z niego schodziłeś o mało nie upadłeś wywalając przy tym nasze przekąski.
-Taaa... Nie byłaś wtedy chętna do tańca.
-Gdy byłeś w takim stanie? Nigdy w życiu.
-Teraz jestem trzeźwy, więc jesteś mi winna taniec.
-Nie, błagam. - Szeroki i szczery uśmiech pojawił się na jej ustach, a z oczu nie wypływały już łzy.
-Doskonale pamiętam dlaczego puściłaś wtedy tą piosenkę, więc teraz czeka mnie wynagrodzenie.
-No niby czemu ją puściłam?
-Bo chciałaś mnie nią spławić. Wiedziałaś, że nie lubiłem takich piosenek.
-A mimo to masz ją w telefonie.
-Bo wiążą się z nią ciekawe wspomnienia. - Poruszyłem brwiami na co brunetka wybuchła śmiechem.
-Jesteś okropny. - Odepchnęła mnie od siebie.
-I tak wiem, że myślisz inaczej. - Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Dziękuje. - Powiedziała po chwili.
-Pamiętaj. Musisz być silna i się nie poddawać. Fabian wyjdzie z tego. W końcu ma do kogo wrócić.
-Co tu się dzieje? - Spytała rozbawiona Amber wchodząc do pomieszczenia.
-Czas na wspominki. - Znów śmiech brunetki rozbrzmiał w pomieszczeniu. Tym razem jej spojrzenie nie kryło w sobie lęku tylko spokój.

~Nina~
   Wieczorem postanowiłam położyć się wcześniej spać. Zbyt duża ilość wrażeń jak na jedną dobę. Założyłam koszulkę Fabiana i swoje szare ulubione szorty. Położyłam się na jednym z łóżek i okryłam ciasno kołdrą. Od razu odczułam brak bruneta przy sobie. Przywykłam do jego bliskości i ciepła. Nie jestem zbyt praktykującą osobą jeśli chodzi o moją wiarę. Mimo to zaczęłam się szczerze modlić do Boga, by ocalił miłość mojego życia. Po chwili zapadłam w głęboki sen.

                    Tydzień później

   Fabian wciąż był w śpiączce. Wzięłam sobie do serca słowa Nathana i zabrałam się do roboty. Powróciłam do codziennego biegania, w którym towarzyszył mi Diler, a Brie pomogła mi z walką.
   Przez ten tydzień poznałam naprawdę fajnych ludzi. Dzięki ćwiczeniom zbliżyłyśmy się o siebie z Johnson. Jest młodsza ode mnie o dwa lata i w przeszłości złamała kilka serc. Do tego jest szczera, a czasem nawet aż za bardzo.
-Martin jesz to czy będziesz się nad tym tak modlić. - Oczywiście jak zwykle Diler musi dorzucić swoje dwa grosze. To zabawny gość z kręconymi czarnymi włosami. W przeszłości handlował narkotykami i tak wpadł w kłopoty. Stąd też pochodzi jego ksywka. Nikt nie zna jego prawdziwego imienia, a on sam nie chce go zdradzić.
-Odwal się od moich bułeczek. Już wczoraj mi je zabrałeś. Dziś pozwól mi zjeść normalne śniadanie. - Zebrani przy stole zaczęli się śmiać. Przy tym towarzystwie naprawdę można czuć się jak w rodzinie.
-Spokojnie Diler. Najesz się przy dzisiejszym ognisku. - Powiedział Zack powstrzymując się od śmiechu. Ognisko było ich tradycją. Jeśli pogoda dopisywała w każdą sobotę było organizowane, by odpocząć i rozluźnić się po ewentualnych problemach.

   Wieczór nadszedł dość szybko. Jak zwykle Mason wrócił zostawiając Fabiana ze Scottem. Nie ufałam mu zbytnio, ale nikt inny nie może tego zrobić. Rutter nie należy już do policji.
    Mężczyźni zajęli się przygotowaniem ogniska, napojów procentowych i miejsc do siedzenia, zostawiając mam przygotowanie posiłków.
-Całe szczęście nie muszę już robić tego sama. Ta banda żarłoków zawsze narzekała, że robię za mało jedzenia. - Zaczęła Brie.
   Po chwili wszystko było gotowe. Usiadłam obok Brie i Nathana. Na przeciwko nas siedzieli objęci Amber z Masonem. Po mojej prawej usiedli Zack i Diler, a po lewej Matt i Drake. Oczywiście mężczyźni szybko zajęli się butelkami piwa. Usiadłyśmy z Amber i Brie obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać i żartować z facetów, którym każda następna butelka rozplątywała coraz bardziej język.
   Po godzinie Diler wstał i odszedł od ogniska.
-Oh Tereso moja miła.... - Wziął duży łyk piwa.
-I się zaczyna. - Powiedziała Brie.
-Gdzieś ty zabłądziła? Towarzyszy nowych znasz, a mnie w głębokiej dupie masz. - Mężczyzna mówił to tak głośno, że mimo sporej odległości był wyraźnie słyszalny.
-Co mu jest? - Spytała Amber starając się nie roześmiać.
-Zawsze przy ognisku wypije za dużo, a wtedy zaczyna sypać rymami. Akurat teraz mówi o swojej byłem, która zostawiła go dla jego kumpla. - Blondynka upiła napój ze swojej butelki, a Diler powrócił do ogniska.
-Hej chcecie usłyszeć kawał? - Cichy pomruk niezadowolenia wydobył się z męskich gardeł. - Oj zamknijcie się i tak wam opowiem. Dlaczego taboret ma depresję? - Nikt z zebranych nie odważył się odezwać. - Oj no dajcie spokój. Przecież to banalne. - Diler zaczął mieć problem z utrzymaniem równowagi. - Bo nie ma oparcia. - Ten żart był tak głupi, że każdy zaczął się śmiać.
-Diler, przestań. Ranisz mój dobrze pracujący umysł.
-Oooo Brie. Dla ciebie też coś mam. - Zaczął iść w jej kierunku.
-O nie... - Dziewczyna zasłoniła oczy dłonią.
-Kochana nasza Brie, złamała serce mi....
-O masakra, jak ci jedzie z gęby piwem. - Powiedziała blondynka przerywając mu, lecz on się nie zniechęcił.
-A przepraszam pomyłka, to była tylko zmyłka. Tak naprawdę pokruszyła serca całeeeego świata. - Brunet podrapał się po brodzie. - Oj coś mi rym nie wyszedł. - Zerknęłam przez jego ramię. Faceci nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
-Chłopie, dobrze ci radzę... - Humor facetów zdecydowanie nam się udzielił. Nawet Brie się uśmiechnęła.
-Dobra, ostatni raz i idę w kime. - Wziął do ręki nową butelkę piwa, z której pociągnął pokaźny łyk i spojrzał na mnie i Amber. - Nina, Amber dziś przybyły, trochę piwa się napiły. - Nathan podszedł do niego.
-Chyba już czas na ciebie. - Ross poklepał mężczyznę po plecach. - Chodź zaprowadzę cię. - Nathan z Dilerem zaczęli iść w kierunku fabryki. Oczywiście mężczyzna musiał dorzucić jeszcze coś od siebie.
-Po wypiciu piwa dzbanka, skończyła mi się sielanka. - Jego śmiech był wyraźnie słyszalny. - Oj jestem genialny. - Na te słowa zaczęliśmy się śmiać.
-On tak zawsze? - Spytałam, gdy zniknął w budynku.
-Niestety tak.

   Następnego dnia, jak każdego wstałam wcześniej by pobiegać. Niestety tym razem Diler nie mógł mi towarzyszyć z powodu ogromnego kaca.
   Pobiegłam tą samą drogą co zwykle. Z każdym dniem powracałam do swojej starej kondycji. Teraz mogłam biec stałym tempem zatrzymując się dopiero pod drzewem, które stanowiło dla mnie znak, że czas zawrócić. Oparłam się o nie łapiąc oddech i biorąc łyk wody. Za sobą usłyszałam szelest. Odwróciłam się i ujrzałam Trevora.
-Witaj śliczna. - Zamiast strachu ogarnęła mnie złość. Czy ja naprawdę nie mogę się nigdzie ruszyć sama, by któregoś z nich nie spotkać. - Zabawimy się? Nikt nas nie zobaczy. - Zaczął iść w moim kierunku.
-Nie zbliżaj się do mnie.
-Oj no weź nie bądź taka. - Zaczęłam iść powoli do tyłu. Odwróciłam się na chwile by spojrzeć czy na ziemi nie ma przeszkód i to był mój błąd. Blondyn szybko znalazł się przy mnie i chwycił moje ramię w silnym uścisku. Drugą dłoń położył na moim pasie przyciągając mnie do siebie. - Twój chłoptaś tym razem ci nie pomoże. - Cwany uśmiech zawitał na jego twarzy.
-Tym razem nie będzie mi potrzebny. - Wykorzystałam to, iż miałam swobodę w poruszaniu nogami i z całej siły kopnęłam kolanem czułe miejsce mężczyzny. Ten od razu mnie puścił i skulił się z bólu.
-Pożałujesz... - Nie zdążył dokończyć, gdy zaczęłam uciekać. Wtedy za mną usłyszałam kolejny głos.
-Radzę ci się zatrzymać. - Trevor nie przyszedł sam. Jack mu towarzyszył. Odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę ładującego magazynek do broni. Gdy to zrobił spojrzał na mnie i wycelował we mnie broń.
-Trevor spudłował. Ja nie popełnię jego błędu.




-------------------------------------------------------------------------
* Nazwa fabryki, została wymyślona
------------------------------------------------------------------------
Witam i przepraszam, że tak długo nie wstawiałam rozdziału, ale wena odeszła. Nie mogłam pisać na siłę, bo nic z tego by nie wyszło, więc po prostu czekałam na jej powrót.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał

Miłego :)
Karen

Ps. przepraszam, ale rozdział nie jest sprawdzony. Pisałam go od 23 i już nie miałam sił by go sprawdzić. Obiecuję, że gdy będę mieć czas poprawie błędy.

poniedziałek, 6 lipca 2015

[25] ''Proszę cię wróć.''

  Tak na wstępie uprzedzam, że rozdział nie jest sprawdzony.
----------------------------------------------------------------------------
~Nina~
   Nie zwracając uwagi na grupę ludzi rozmawiających o jakimś wypadku weszłam do środka. Po kilku minutach byłam już w mieszkaniu. Zaczęłam odpinać guziki płaszcza, gdy Amber do mnie podbiegła.
-Gdzie ty byłaś? - W jej oczach dostrzegłam łzy. - Dzwoniłam do ciebie kilkanaście razy. Dlaczego nie odbierałaś? - Była roztrzęsiona.
-Wyłączyłam. Co się stało?
-Dzwonili do Masona. Fabian miał wypadek. - Moje serce nagle przyspieszyło.
-Jaki wypadek?
-Nie wiem. Wiem tylko, że miał wypadek i dzwonili do Masona, bo był tam potrzebny. Miałam jechać z nim, ale zostałam gdybyś ty wróciła.
-Dawno pojechał?
-Minęliście się. - Moje ręce zaczęły drżeć, a w oczach zbierały się łzy. Ta karetka... Ona była dla niego. Ci ludzie mówili o jego wypadku.
-Ubieraj się. Jedziemy tam. - Powiedziałam słabym głosem. - Zadzwonię do Nathana, by nas zawiózł. - Na szczęście nie zdjęłam swojego płaszcza. Zgarnęłam portfel z dokumentami z torebki i wyszłyśmy. Na schodach zadzwoniłam do przyjaciela, który, gdy usłyszał co się stało, od razu zareagował.

   Gdy dojechaliśmy do szpitala od razu skierowałam się do rejestracji.
-Przepraszam. Nie dawno został tutaj przywieziony mężczyzna z wypadku. Brunet, 25 lat.
-Fabian Rutter? - Spytała kobieta.
-Tak. Mogłaby Pani powiedzieć w jakim jest stanie?
-Kim Pani jest? - Co mam odpowiedzieć? Że jestem jego dziewczyną? Co jeśli wtedy nie udzielą mi informacji?
-Jestem jego narzeczoną.
-O informację proszę się zgłosić do doktora Jenks'a. Jest w gabinecie. Na prosto później pierwsze drzwi z prawej.
-Dziękuje. - Od razu ruszyłam do gabinetu. Zapukałam w odpowiednie drzwi. Usłyszałam wyraźne 'proszę' i weszłam do pomieszczenia.
-Dzień dobry. Chciałam spytać o Fabiana Ruttera. Mężczyzna z wypadku.
-Dzień dobry. Pani jest?
-Narzeczona.
-Więc proszę usiąść.

    Wyszłam z gabinetu nie wierząc w słowa lekarza.
-Co mu jest? - Amber podeszła do mnie. Odgarnęłam włosy z twarzy. Blondynka była niewyraźna przez wciąż napływające łzy.
-Jest w śpiączce. - Opuściłam dłoń i zaszlochałam. Nathan szybko znalazł się obok mnie i objął mnie. Wtuliłam się w niego pozwalając łzom swobodnie płynąć.
-Lekarz mówił coś więcej? - Cichy głos dziewczyny dotarł do moich uszy. Odsunęłam się od mężczyzny i spojrzałam w jej szklące się oczy.
-Tylko, że jest to spowodowane jakimś urazem głowy, że nie wiadomo kiedy się wybudzi i jego ogólny stan.
-Wyjdzie z tego. - Powiedział Nathan obejmując mnie mocniej w pasie.
-Mam nadzieję.

    Podeszliśmy pod salę numer 162, w której leżał Fabian. Na korytarzu siedział Mason. Miał twarz schowaną w dłoniach. Gdy usłyszał nasze kroki wstał i od razu ruszył w kierunku Amber. Wtuliła się w niego i zaczęła płakać. Zawsze źle znosiła takie sytuacje.
   Niepewnie odsunęłam się od przyjaciela i ruszyłam w kierunku okna, przez które można zajrzeć do sali. Fabian leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Lewa noga i ręka były w gipsie. Do tego złamane żebra i szwy na brwi. Gdyby nie te obrażenia pomyślałabym, że śpi. Przecież on śpi.
    W sali wciąż były pielęgniarki, które nie pozwoliły nam wejść.
   Odwróciłam się w kierunku przyjaciół.
-Jak do tego doszło? - Spytałam.
-Poszedł do ciebie. Gdy cię nie znalazł w pokoju pojechał cię szukać. - Odparł głosem pełnym smutku.
-A sam wypadek? Jak... - Słowa ugrzęzły w moim gardle.
-Jakiś koleś w niego wjechał na skrzyżowaniu. Nie mam bladego pojęcia jak, ale samochód Fabiana obrócił się kilka razy i dachował. A samochód tamtego ma tylko zgnieciony przód, a sam gościu złamaną nogę i siniaka na twarzy. - Słysząc to wszystko oparłam się o ścianę. Tylko jedno proste pytanie odbijało się echem w mojej głowie. Jak?
   Wtedy przypomniałam sobie, że Rutter dzwonił do mnie. Włączyłam urządzenie i czekałam. Po chwili wyskoczyło powiadomienie, że na poczcie głosowej mam nieodebrane wiadomości. Zaczęłam odsłuchiwać je zgodnie z kolejnością.
-Gdzie jesteś? Musimy porozmawiać.
-Zaczynam się martwić. Proszę odbierz telefon. - Słysząc jego głos, coś wewnątrz mnie ścisnęło się z bólu.
-Przepraszam, nie chciałem tego powiedzieć. - Westchnął. - Jestem dupkiem, bo pod wpływem emocji mówię głupoty. Kocham cię całym sercem. Proszę cię wróć. Porozmawia... - Jego głos ginie w odgłosach zderzenia, tłuczonego szkła i szumu. Zasłoniłam usta dłonią i znów zaczęłam płakać. Całe zdarzenie przerywa głos kobiecy.
-Przepraszamy. Połączenie zostało przerwane. - Zsunęłam się po ścianie nie mając sił stać o własnych siłach. Nathan od razu znalazł się przy mnie.
-Nina, co się dzieje? Źle się czujesz?
-Przeze mnie.
-Co?
-Miał wypadek przeze mnie. Szukał mnie. - Zasłoniłam usta dłonią, by powstrzymać jęk bólu chcący wydobyć się z mojego gardła. Ostatnio łzy stały się moją rutyną. Skąd miałam w sobie ich aż tyle?
-Nie mów tak. - Ross usiadł obok mnie i przyciągnął mnie do siebie.
-Ale to prawda. Dzwonił do mnie gdy... - Miał wypadek. Dlaczego tak ciężko jest mi to wypowiedzieć na głos?
   Schowałam twarz w ramieniu mężczyzny. Poczułam jego dłoń na włosach i słyszałam ciche słowa pocieszenia.

   Po pół godzinie pielęgniarki wyszły, a my mogliśmy wejść pojedynczo. Ja weszłam jako ostatnia. Powoli zbliżyłam się do łóżka obserwując, centymetr po centymetrze, jego twarz. Był spokojny, mięśnie miał rozluźnione, gałki oczne nie wykonywały żadnego ruchu, a włosy jak zwykle miał zmierzwione.
   Chwyciłam jego dłoń oczekując jakiejś reakcji, której niestety nie otrzymałam. Oczy zapiekły mnie od zbierających się łez. Zamrugałam szybko powiekami, powstrzymując je przed popłynięciem. Będę silna. Nie poddam się. Przecież on lada moment może się wybudzić.
-Też cię bardzo mocno kocham. Teraz ja poproszę cię byś do mnie wrócił. Gdybym nie wyszła nic by się nie stało. - Starłam łzę z policzka i pocałowałam go delikatnie. Jego usta były ciepłe i miękkie jak zawsze, lecz tym razem nie odwzajemniły pocałunku.

   Siedziałam przy nim długo. Cały czas trzymałam jego dłoń w swoich. Moje oczy zaczęły zamykać się ze zmęczenia. Gdy poczułam czyjeś dłonie na ramionach odwróciłam się.
-Musimy się zbierać. - Powiedział Mason.
-Chcę jeszcze przy nim posiedzieć.
-Jasne, nie chcę cie od niego zabierać, ale z Nathanem obiecaliśmy mu, że gdy on nie będzie mógł my mamy zadbać o twoje bezpieczeństwo. - Wtedy zrozumiałam. Wciąż kilka osób pragnęło mojej śmierci, a gdy będę przy nim siedzieć narażę i jego. Nie jestem w stanie obronić samej siebie a co dopiero nas oboje.
-Zgoda, ale daj mi jeszcze 10 minut.
-Jasne.

   Ze szpitala ruszyliśmy do naszego mieszkania. Zmęczenie powoli zwyciężało, a moje myśli ciągle krążyły wokół mojego ukochanego. Mimo to spakowałam potrzebne rzeczy i wsiadłam do samochodu. Razem z Nathanem siedziałam z tyłu, Mason prowadził, a Amber siedziała na miejscu pasażera.
   Oparłam głowę o szybę i wpatrywałam się w mijające widoki. Z każdą minutą byliśmy coraz bliżej kryjówki Mastersów.
  

sobota, 4 lipca 2015

[24] "Zrezygnowałam z programu."

~Nina~
    -Nie! Nawet tak nie mów. Nie pozwolę ci odejść. - Coraz więcej łez wypływało z moich oczu.
- Słyszysz? Nie pozwolę. - Przysunął mnie do siebie, a z moich ust wydobył się szloch.

   Gdy uspokoiłam się wyszliśmy z pokoju. Nasze dłonie były złączone co dodawało mi otuchy.
 -Już wiesz? - Spytała Amber, gdy nas ujrzała. Pokiwałam twierdząco głową i uśmiechnęłam się delikatnie.
-Zbyt dużo informacji jak na jeden raz? - W jej oczach znów pojawiły się łzy. Moje oczy z resztą też zaczęły od nich piec. Co było w tym wszystkim, że na samą myśl miałam ochotę płakać?
-Zdecydowanie tak. - Zaśmiałam się z nadmiaru emocji. Blondynka podeszła do mnie i objęła mnie. Coś czuję, że nie tylko ja chciałam pozostać w tym uścisku dłużej. Ostatnio przez to wszystko odsunęłyśmy się od siebie i brakowało mi naszych ploteczek.
   Niechętnie odsunęłam się od przyjaciółki i zadałam pytanie, które nie tylko ja chciałam zadać.
-To co teraz?
-Dopóki nie porozmawiamy z Zack'iem wy zatrzymacie się u Nathana. - Oznajmił Mason. Rutter widząc moją reakcję podszedł do mnie, objął mnie w pasie i przysunął do siebie.
-Nie chcę go w to wszystko mieszać. Czy... to na prawdę konieczne?
-Tam raczej nie będą was szukać. Przynajmniej przez kilka dni. - Fabian pocałował mnie w czoło. - Wiem, że chcesz by był bezpieczny, ale on sam podjął decyzję.
-W porządku, ale pozostaje jeszcze jedna sprawa. Co z programem? Przecież nie mogę tak po prostu zniknąć. Do tego Scott. On będzie mnie szukał.
-Jakoś nie pali mu się do ochrony. - Warknął Rutter. Wtedy rozległ się dźwięk telefonu.
-To Luke. - Powiedział Mason odchodząc od nas. Pewnie nie chciał przeszkadzać nam w rozmowie, która nie zaistniała między nami. Czekaliśmy z niecierpliwością na koniec połączenia. Po chwili Foster podszedł do nas.
-Nino przełożony chce z tobą porozmawiać i chciałbym spytać czy dasz radę dzisiaj? - Mason zakrył głośnik urządzenia i spoglądał na mnie. Czy byłam gotowa na kolejną dawkę informacji? Z pewnością nie, ale chce mieć to już za sobą.
-Dobrze spotkam się z nim dzisiaj.
-Jesteś pewna? - Spytał mnie Fabian. - Luke może poczekać.
-Chcę to załatwić jak najszybciej. - Nie wiedzieli dlaczego tak nalegam. Gdyby chodziło tylko o tą rozmowę dałabym sobie na dzisiaj spokój, ale chodzi o coś innego. Od jakiegoś czasu zastanawiałam się nad tym, a teraz nadszedł czas by podjąć ostateczną decyzję.

   Siedziałam z Masonem w samochodzie, zmierzającym w kierunku budynku, w którym aktualnie znajduje się szef NYPD.
-Posłuchaj, jeśli nie chcesz, mogę zawrócić. - Powiedział Mason przywracając mnie do rzeczywistości.
-Chcę. - Odpowiedziałam stanowczo.
-Twoja mina mówi co innego. - Spojrzał na mnie na chwilę, by później znów skupić się na drodze.
-Po prostu nie wiem czy podjęłam dobrą decyzję.
-Jaką decyzję? - Brunet zmarszczył brwi.
-Dotyczącą programu ochrony świadków. Mam zamiar z niego zrezygnować.
-Nina...
-Wiem co chcesz powiedzieć. Myślałam nad tym. Dużo. Luke mówi, że jestem cenna jako jedyny świadek i muszę być bezpieczna, ale nie robi z tym zbyt wiele. Zostałam postrzelona, strzelali do mnie i Fabiana, do tego jeszcze ten pożar. Wiem, że nikt nie jest w stanie zapewnić stałej stuprocentowej ochrony, ale bezpieczniej czuję się przy was niż przy tych policjantach nie wiedzących o niczym. Do tego chcecie nas zabrać do Mastersów. Program równa się policjant, a chyba nikt nie chce by ich ktoś namierzył.
-Racja, o tym nie pomyśleliśmy. Fabian o tym wie?
-Nie. Dowiedziałeś się jako pierwszy.
-Nie spodoba mu się to.

   -Scott? Co ty tutaj robisz? - Spytałam wchodząc do gabinetu Luke'a.
-Pracuje? - Odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
-Przypadkiem nie jesteś jej ochroniarzem? - Powiedział z oburzeniem Mason.
-Jestem i co z tego?
-A to, że powinieneś przy niej być, a nie...
-Spokój! - Warknął Luke. - Scott składał raport z ostatnich wydarzeń.
-Dobra, może go składać nawet codziennie, ale niech nie znika bez uprzedzenia.
-Przecież... - Zaczął Miller, lecz przełożony nie dał mu dokończyć.
-Powiedziałem spokój. Teraz to jest najmniej istotne. Nie wzywałem Panny Martin by słuchała waszej kłótni.
-O co chodzi? - Spytałam niepewnie. W sumie chyba nie chce znać odpowiedzi na to pytanie. Co jeśli znów stało się coś niewinnej osobie, bo ja przeżyłam?
-Wezwałem Panią...
-Mówiłam kiedyś Panu, żeby mówił mi Pan po imieniu.
-Przepraszam. A więc Nino wezwałem cię tutaj by omówić z tobą zmiany związane z twoją ochroną. Dostaniesz większą ilość ochroniarzy i zamieszkasz z...
-Ale to nie będzie już konieczne. - Przerwałam Smithowi. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Jak to nie będzie. Ten pożar to było ewidentne podpalenie. Miller to sprawdzał przez ostatni czas. - Przełożony spojrzał wymownie na Masona. - Znalazł ślad substancji łatwopalnej.
-Wiem jaka jest sytuacja i nie musi mi Pan o niej przypominać. Ochrona i mieszkanie z kimś nie będzie konieczne ponieważ rezygnuję.
-Z czego? - Zdziwienie mężczyzny wyraźnie wzrosło. Czy ja na pewno dobrze postępuje?
-Z programu ochrony świadków.- Tak. Zrobię to. Nie zniosę rozstania z Fabianem. Nie zostawię go, gdy wiem że coś mu grozi. Wiem nie jestem w stanie zdziałać zbyt wiele, ale będę ćwiczyć. Znów zacznę biegać, poprawię kondycję.
-Nie możesz...
-Mogę. I właśnie to robię.
-Wtedy nie zapewnimy ci odpowiedniej ochrony.
-Zajmiemy się tym z Fabianem. - Wtrącił się Mason.
-I ty to popierasz? - Widziałam po minie Luke'a, że był na granicy wytrzymałości.
-Tak. Nie oszukujmy się. Nic nie robisz by go złapać. - Mason stąpał po cienkim lodzie. Nagle w Smithie coś pękło. Uderzył pięścią w blat biurka, a ja podskoczyłam. Nie spodziewałam się takiej reakcji po nim. Foster od razu zareagował. Zerwał się ze skórzanego fotela i stanął przede mną.
-Uspokój się. - Powiedział Mason.
-Ona jest naszym jedynym świadkiem... - Odparł po chwili Smith. Wyjrzałam za ramienia Masona. Smith stał do nas tyłem przy oknie.
-Cały czas to powtarzasz.
-Bo to jest cholernie ważne. Tylko ona może zeznawać przeciwko niemu jeśli go złapiemy.
-Właśnie, jeśli go złapiecie. - Wymiana zdań między mężczyznami trwała w najlepsze. Luke mówił jaka to ja jestem ważna i potrzebna. O niczym innym nie potrafił mówić. Mason natomiast namawiał go do zmiany zdania.
    Nie sądziłam, że moja decyzja może wzburzyć takie zamieszanie. Sądziłam, że powiem swoje a oni dadzą mi spokój.

   -Luke przegiął.
-Mason daj już spokój. - Zaśmiałam się wchodzą do mieszkania. Amber z Fabianem jedli popcorn i oglądali jakiś film. Gdy nas ujrzeli od razu stanęli przy nas. Fabian objął mnie w pasie i pocałował w czoło, a Amber rzuciła się Masonowi na szyję.
-Co chciał Luke? - Spytał Rutter po chwili. Opowiedziałam o planie przełożonego, jego wybuchu złości i kłótni z Fosterem.
-A to wszystko przez to, że zrezygnowałam z programu. - Tymi słowami zakończyłam swoją opowieść. Nie musiałam długo czekać na reakcję bruneta. Napiął mięśnie i zdenerwował się.
-Co zrobiłaś? - Zanim zdążyłam odpowiedzieć odsunął się ode mnie i przeczesał dłonią włosy. Stał do mnie tyłem. - Dlaczego? - Powiedział z większym spokojem w głosie. Odwrócił się do mnie i w jego oczach wciąż była złość. Rzeczywiście nie spodobało mu się to. I to bardzo.
-Luke nic nie robił by ich złapać i nie mogłabym ukryć się u Mastersów. Policja podążyłaby za mną i odkryliby ich kryjówkę.
-Przecież Scott wie o nich.
-Tak, ale miałam dostać większą ochronę. Mówiłam ci o tym chwilę temu. Słuchałeś mnie w ogóle? - Emocje, które powstrzymywałam jakiś czas temu zaczęły powracać. Czułam jak gniew z każdą sekundą rósł we mnie.
-Przynajmniej byłabyś przy nich bezpieczna! - Nie tylko mnie zaczęły ponosić nerwy. Z każdym zdaniem mówiliśmy coraz głośniej.
-Z pewnością! Zwłaszcza gdy do mnie strzelali. Dwa razy!
-Gdybyś wtedy została w domu i nie poszła na ten cholerny wywiad do Cooka nie było by problemu. - Poczułam ukłucie w sercu. Czy byłam dla niego problemem? Nagle cała złość odeszła. Zamiast niej w oczach pojawiły się łzy. Amber chyba zauważyła moją reakcję, bo podeszła do mnie i chwyciła moją dłoń.
-Fabian jak... - Zaczęła. Nie dałam jej dokończyć. Spojrzałam w oczy przyjaciółki.
-Nie Amber. - Zwróciłam się w kierunku Ruttera, który teraz stał przy oknie. - Już rozumiem dlaczego tak zależy ci na tym programie. Stałam się dla ciebie problemem. - Nagle odwrócił się w moją stronę.
-Nie to chciałem...
-Ale powiedziałeś. - Nie odezwałam się już do nikogo. Ruszyłam w kierunku swojej sypialni, ścierając z policzka pojedynczą łzę. Zanim zamknęłam się w pomieszczeniu usłyszałam huk jakby coś uderzyło w stół i warknięcie Ruttera.
-Jasna cholera!
    Zamknęłam drzwi i otworzyłam okno. Jednak schody przeciwpożarowe w starszych kamienicach na coś się przydają. Wzięłam płaszcz z szafy i zeszłam po nich na dół. Nie chciałam by oni mnie widzieli. Teraz chcę być sama.
    Wyszłam z zaułka i ruszyłam wzdłuż ulicy. Nie miałam konkretnego celu. Po prostu szłam przed siebie i od czasu do czasu pozwalałam łzom płynąć.
  
   Po jakimś czasie weszłam do kawiarni. Usiadłam przy stoliku i zamówiłam kawę. Dobrze, że miałam ze sobą pieniądze inaczej chyba bym zamarzła. Styczniowe powietrze wieczorem nie było zbyt ciepłe.
   Po otrzymaniu napoju objęłam kubek zimnymi palcami i cieszyłam się ciepłem. Wtedy mój telefon zadzwonił. Spojrzałam na wyświetlacz. Fabian. Odrzuciłam połączenie i wyłączyłam urządzenie.
   Wzięłam łyk ciepłej kawy. Może rzeczywiście tak nie myślał. W takim razie dlaczego tak powiedział. W sumie byliśmy zdenerwowani. Może pod wpływem emocji powiedział coś czego nie chciał. W końcu z jakiegoś powodu widziałam w jego oczach błysk smutku gdy odchodziłam.
   Wróciłam do rzeczywistości gdy mój kubek był pusty. Zapłaciłam kelnerowi i wyszłam. Na zewnątrz było już ciemno. Ile ja siedziałam w tej kawiarni? Owinęłam się ciaśniej płaszczem  i ruszyłam w kierunku kamienicy. Zareagowałam zbyt pochopnie. Muszę go przeprosić.
   Byłam kilka metrów od budynku, gdy karetka na sygnale minęła mnie. Chwilę później jechały dwa radiowozy, a niebieskie światła odbijały się w szybach budynków.
   Nie zwracając uwagi na grupę ludzi rozmawiających o jakimś wypadku weszłam do środka. Po kilku minutach byłam już w mieszkaniu. Zaczęłam odpinać guziki płaszcza, gdy Amber do mnie podbiegła.
-Gdzie ty byłaś? - W jej oczach dostrzegłam łzy. - Dzwoniłam do ciebie kilkanaście razy. Dlaczego nie odbierałaś? - Była roztrzęsiona.
-Wyłączyłam. Co się stało?
-Dzwonili do Masona. Fabian miał wypadek.
---------------------------------------------------------------------------------------
 Witam.
Zostawiam wam rozdział znów zakończony w takim momencie. Wy mnie chyba kiedyś za to zabijecie ;)

 Miłego
Karen