środa, 20 stycznia 2016

[60] Epilog "Stałam się silniejsza."

~Nina~
    Od porwania Bethany minęły 4 dni. Siedziałam przy niej tak często jak mogłam. Zresztą Fabian też. Myślę, że odrobinę zbliżyliśmy się do siebie od tamtego czasu.
    Sobotnie śniadanie przerwał nam telefon Ruttera. Spojrzał na wyświetlacz, odszedł od stołu i odebrał. W tym momencie skupiłam mój wzrok na małej Beth leżącej na kołdrze rozłożonej na dywanie i bawiącej się maskotką. Nawet nie zauważyłam kiedy brunet usiadł. Przetarł dłonią twarz, a ja od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Kto dzwonił? - Spytałam.
-Luke. Przypomniał mi o bankiecie, o którym zapomniałem.
-Jaki bankiet?
-Coś w rodzaju balu. Co roku komisariat organizuje coś takiego, sam nie wiem po co, ale to tak jakby tradycja.
-Czyli musisz iść. - Spuściłam wzrok udając, że zerkam na kanapki.
-Tak, ale nie pójdę tam sam. - Po jego słowach poczułam coś w rodzaju rozczarowania, ale nie odezwałam się. - Pójdziesz tam ze mną? - Położył dłoń na mojej, a nasze spojrzenia się spotkały.
-Tak. Z miłą chęcią.
-Nie mogę zostawić Bethany samej. - Odpowiedziałam.
-Brie z Dilerem się nią zajmą. Proszę... - Jego oczy błagały mnie o zgodę. Czy powinnam? Czy to jest to czego chce w 100%?
-Dobrze. Pójdę z tobą. - Przecież to nic wielkiego. Wyjście dwójki przyjaciół na bal. Przecież każdy tak robi.
-Dziękuje. - Ścisnął moją dłoń, uśmiechnął się z wdzięcznością i patrzył na mnie przez chwilę po czym wróciliśmy do jedzenia.

   Następnego dnia o 11:00 Brie z Dilerem byli już u nas. Jak dowiedziałam się wczoraj Mason z Amber też idą na bankiet, więc blondynka nie mogła pomóc mi w przygotowaniach, bo musiała zająć się sobą. Dlatego poprosiłam Johnson, by przyjechała wcześniej.
-O której zaczyna się ten cały bankiet? - Spytała Brie szukając czegoś w mojej szafie.
-O 18:00.
-Jejku nie masz tutaj nic odpowiedniego. - Powiedziała blondynka lekceważąc moją odpowiedź. - Na szczęście to przewidziałam i przywiozłam kilka swoich sukienek. - Uśmiechnęła się do mnie i bez słów wyszła z pokoju. Ruszyłam za nią. Gdy wyszła na zewnątrz ja weszłam do salonu. To co ujrzałam... Jest warte wszystkiego.
-Do twarzy ci z dzieckiem. - Powiedziałam patrząc na Dilera karmiącego Bethany.
-No ktoś musi zając się tą księżniczką gdy królowa przygotowuje się do wyjścia. - Puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się.
-Gdybym wiedziała, że tak dobrze idzie ci z dziećmi częściej bym cię prosiła o pomoc.
-No wiesz. Takie techniki zna tylko wujek Diler. - Zamilkł na chwile. - Brie wcale nie kazała mi oglądać jakieś babskie filmy jak zajmować się dziećmi, nie no skąd. - Czy on się zarumienił? Zróbcie mi coś jeśli mój wzrok się myli.
   Nie wytrzymałam dłużej i zaczęłam się śmiać.
-No co? - Spytał smutny a ja podeszłam do jego boku i objęłam go w taki sposób, by nie przeszkadzać mu w karmieniu. Nie chciałam by zrobiło mu się przykro.
-Przepraszam. - Powiedziałam ze smutnymi oczami wpatrzonymi w jego. Odstawił butelkę i przewrócił oczami.
-Niech ci będzie no. - Widziałam, że jego kąciki ust wykrzywiają się w lekkim uśmiechu. Wiedziałam, że udaje. Mimo to pocałowałam go w policzek.
-Muszę ci się jakoś podlizać, żebyś dobrze spełniaj swoje obowiązki. - Uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko, a on przymrużył oczy.
-A ja już myślałem, że to szczera intencja. - Po chwili ciszy zaśmialiśmy się, a do domu weszła Brie niosąc coś owinięte w szary pokrowiec.
-Idziemy? - Spytała patrząc na nas dziwnie.
-Tak. - Ciągle uśmiechałam się gdy blondynka podeszła do mężczyzny i pocałowała go krótko.
-Tylko tak jak cię uczyłam. - Szepnęła Johnson, a ja wybuchłam śmiechem.

    O 17:00 byłam w pełni gotowa. Miałam na sobie czerwoną sukienkę do ziemi, odkrywającą moje plecy, czarne szpilki i czarną kopertówkę. Brie upięła moje włosy do tyłu wypuszczając kilka wolnych kosmyków wokół mojej twarzy. Makijaż był prosty. Najbardziej podkreślał moje oczy przez co wydawały się większe.
   Powoli zeszłam na dół. Czułam na sobie wzrok Fabiana. Spojrzałam na niego. Miał czarny smoking z czerwoną muszką. Nasze spojrzenia spotkały się w połowie schodów.
   Z niewiadomych mi przyczyn moje serce zabiło szybciej i.... zdenerwowałam się? Przecież nie mam 15 lat by denerwować się tego typu wyjściem.
-Ślicznie wyglądasz. - Powiedział gdy stanęłam przed nim.
-Dziękuje. - Uśmiechnęłam się i uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy sami. Spojrzałam na Brie przytuloną do Dilera. - Gdyby coś się działo numery telefonów macie przywieszone na lodówce, jedzenie dla małej jest w górnej szafce obok zlewu, a...
-Nina damy rade. Idźcie już. - Posłała w naszą stronę uśmiech.
-Wiesz... w wujku Dilerze jest moc. - Mrugnął do mnie, a ja zaśmiałam się na jego słowa.
    Po chwili chwyciłam Fabiana pod rękę i ruszyliśmy w kierunku samochodu.

    Byliśmy 20 minut przed czasem. W trakcie drogi milczeliśmy, ale to nie była ta cisza której się krępujesz. Czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie.
-Pokaże ci coś zanim wejdziemy do środka. - Powiedział Fabian, gdy wyszliśmy z samochodu.
-Co takiego?
-Zobaczysz. - Chwycił moją dłoń i poprowadził mnie schodami w górę. Przede mną były drzwi wejściowe przed którymi się zatrzymaliśmy.
-Zamknij oczy.
-Muszę?
-Tak. - Rozejrzałam się wokół. Był już zmierzch. Słońce prawie zaszło. Z ociąganiem zamknęłam oczy. Tym razem poczułam jego dłonie na talii i powoli zaczął mnie popychać w odpowiednim kierunku.
-Możesz już otworzyć oczy. - Otworzyłam je powoli. Wzięłam głęboki wdech zachwytu. Zachodzące słońce odbijało swoje barwy na niebie i roślinach znajdujących się w ogrodzie pod nami.
-Tu jest... - Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu podziwiałam widok.
   Poczułam nieśmiały dotyk jego dłoni na mojej, jednak po chwili pewnie splótł nasze palce razem, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.

-Widzę, że wy też podziwiacie widoki. - Usłyszałam za plecami głos Masona. Odwróciłam się i powoli podeszłam do nich z Fabianem witając się z nimi.
-Coś czuję, że dziś każda kobieta na tej sali będzie zazdrosna o nasze dziewczyny. - Foster pocałował swoją żonę w skroń.
- Idziemy? - Spytała Amber patrząc na mnie wzrokiem typu ,,coś tutaj się święci" i uśmiechnęła się.
-Jasne.

MUZYKA
   Po uroczystej kolacji spokojna muzyka zaczęła grać. Pary powoli zaczęły wychodzić na parkiet.
-Mogę Panią prosić do tańca? - Podniosłam wzrok by ujrzeć Fabiana z wystawioną ręką zapraszającą mnie.
-Ależ oczywiście. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam za nim. Na środku sali zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Czułam jego dłonie na plecach, gdy moje były zaplecione za jego szyją.
-Wyglądasz naprawdę prześlicznie. - Szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszły ciarki, gdy poczułam jego oddech na skórze. - Gdybym tylko mógł... - Zamilkł, a ja odsunęłam się by móc spojrzeć w jego oczy.
-Co takiego? - Moje serce znów zabiło szybciej. Nie odpowiedział. Znów przysunął mnie do siebie, oparłam głowę na jego ramieniu i tak tańczyliśmy jeszcze przez chwilę dopóki znów się nie odezwał.
-Tęsknie za tobą. Widzę cię codziennie, ale to mi nie wystarcza. - Jego oddech owiewał mój policzek i szyję. Miałam tego dość. Tak długo żyłam bez jego bliskości. Próbowałam się oszukiwać, ale co to dało?
-Też za tobą tęsknię. - Odezwałam się niepewnie przy jego szyi po czym spojrzałam w jego oczy. Wtedy przypomniałam sobie coś. - Ale tobie pewnie wciąż zależy na Savanie... - Spuściłam wzrok patrząc na biały guzik przy jego koszuli. Dotknął mojego podbródka sprawiając, że znów patrzeliśmy w swoje oczy.
-Nigdy mi na niej nie zależało i nigdy nie poczuje tego do niej co czuję do ciebie. - Jego twarz powoli zaczęła zbliżać się do mojej. Gdy dzieliły nas centymetry patrzyłam na jego usta.
-Jesteś tego pewien? - Szepnęłam. Byłam zdziwiona, że w tej głośnej muzyce słyszeliśmy się nawzajem. Nie odpowiedział. Po prostu złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Odwzajemniłam go, lecz nie czułam się zbyt pewnie gdy wokół nas było tyle osób. Z niechęcią odsunęłam się i powiedziałam byśmy poszli w bardziej ,,prywatne" miejsce. Wróciliśmy na balkon na którym podziwialiśmy zachód słońca. Był pusty, a na zewnątrz panował już mrok. Bez zbędnych słów Fabian delikatnie dotknął mojego policzka i znów złączył nasze usta. Przysunęłam się do niego tak blisko jak tylko mogłam, a on pogłębił pocałunek. Rany... Jak mi tego brakowało. Jego miękkie i ciepłe usta dotykające moich. Jego miękki język bawiący się z moim. Jego duże dłonie błądzące po moich plecach.
   Nie chciałam, ale musiałam się odsunąć, bo brakowało mi już tchu. Nasze czoła stykały się gdy oddychaliśmy szybko.
-Tak bardzo mi ciebie brakowało. - Jego dłonie spoczywały na mojej talli, gdy ja oparłam swoje na jego klatce piersiowej. - Ten czas bez ciebie był torturą. Proszę cię wybacz mi, że wtedy odszedłem. Że zostawiłem cię w momencie, w którym najbardziej mnie potrzebowałaś. Nigdy nie wybaczę sobie tego przez co musiałaś przejść przeze mnie...
-Shh. - Uciszyłam go. - Już ci wybaczyłam. - Znów mnie pocałował, a ja mogłam tak z nim trwać przez wieczność.

   Rozmawiałam z Amber przy naszym stole, gdy Fabian rozmawiał o czymś z Lukiem. Ciągle wymienialiśmy ze sobą spojrzenia.
-Niiinaaaaa.... - Powiedziała Amber przeciągając moje imię.
-Hmm? - Zwróciłam się w jej stronę.
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Oczywiście. - Spojrzała na mnie wymownie. - No dobra, nie. Przepraszam. Po prostu... - Zamilkłam, bo nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.
-No śmiało. Opowiadaj. - Uśmiechnęła się.
-Ale nie ma o czym.
-Właśnie widzę. Ciągle zerkacie na siebie. Ostatnio tak było gdy byliście razem, dlatego nie wymigasz się.
-No dobra... - Opowiedziałam jej co się stało.
-Nieźle. - Skomentowała na końcu mojej opowieści. - Czyli znów jesteście razem? - Zabawnie poruszyła brwiami.
-Nie wiem. - Spojrzałam w kierunku Fabiana, lecz nie ujrzałam go już przy Luke'u. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła północ. Mimo tego, że przyjęcie trwało w najlepsze wiedziałam, że muszę wracać do dziecka.
-Przepraszam cię - zaczęłam - ale pójdę poszukać Fabiana. Muszę już wracać.
-No tak. Bethany. To do zobaczenia, gdybyśmy się dzisiaj już nie spotkały. - Przytuliłyśmy się na pożegnanie i ruszyłam w tłum szukając wzrokiem bruneta. Po kilku minutach odnalazłam go stojącego przy ścianie z... Przyjrzałam się bliżej kobiecie. Był z Savaną. Miała na sobie kremową suknię podkreślającą jej wdzięki, a ja poczułam się dziwnie. Wtedy obok mnie przeszła policja, a Savana pocałowała Ruttera. Nie odepchnął jej. Nie odsunął się od niej. Kontynuował pocałunek, a ja... Wewnętrznie poczułam ból, lecz z drugiej strony tak jakby spodziewałam się tego. Będąc ze mną udawał. Był przy mnie i wspierał mnie z... Litość. Jestem pewna, że to czuł gdy był przy mnie.
    Bez zastanowienia wyszłam z sali szybkim krokiem i wsiadłam do jednej z taksówek stojących niedaleko wejścia.

   Po kilkunastu minutach wysiadłam z samochodu płacą taksówkarzowi. Ruszyłam w kierunku domu, lecz zatrzymałam się widząc mężczyznę krążącego przy drzwiach. Ukryłam się w cieniu obserwując go. Zajrzał do jednego z okien i odszedł. Odetchnęłam z ulgą i praktycznie pobiegłam. Nie zwracałam uwagi na zimno. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć.
    Weszłam do domu i rzuciłam klucze na komodę.
-Wszystko w porządku? - Usłyszałam głos Dilera. Nie zwróciłam uwagi kiedy do mnie podszedł.
-Tak. - Uśmiechnęłam się sztucznie. - Mała sprawiała problem? - Starałam się uspokoić lecz ciągle czułam usta Fabiana na swoich i widziałam jak całuje Savane.
-Nie. Jakiś czas po waszym wyjściu zasnęła. Brie właśnie do niej zagląda. Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej? I gdzie jest Fabian? - Diler zmarszczył brwi.
-Na zewnątrz jest zimno, a nie wzięłam żadnego okrycia, a Fabian musiał zostać. Miał coś ważnego do załatwienia. - Wtedy zeszła do nas Brie. Zaczęła mi się przyglądać i spytała
-Wszystko w porządku?
-Ty też? Tak jest okej. Dziękuje, że zostaliście z Bethany. Jestem wam wdzięczna. Teraz możecie wracać do siebie. - Kolejny raz uśmiechnęłam się sztucznie. Sama powoli przestawałam wierzyć w ten uśmiech.
-Jeśli chcesz możemy zostać dopóki... - Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie! - Podniosłam głos nie panując już nad swoimi emocjami. - Nie. - Powtórzyłam spokojnie. - Jak już mówiłam. Jest dobrze i chciałabym zajrzeć do małej i iść spać więc nie musicie się o mnie martwić. Dam sobie radę. Brie wymieniła spojrzenie z Dilerem.
-W porządku, ale gdyby coś dzwoń od razu. - Przytuliła mnie. Potem podszedł Diler. Też mnie objął. Zostałam w jego objęciach dłużej niż powinnam. Zauważył to.
-Jeśli to przez Ruttera, skopię mu dupę.
-Nie. Nie musisz się martwić. - Oswobodziłam się z jego ramion i odprowadziłam ich do drzwi. Gdy byłam już sama pozwoliłam kilku łzom spłynąć po policzku. Od razu je starłam i ruszyłam do swojego pokoju. Myślałam o tym zaraz po odnalezieniu Beth, ale zmieniłam zdanie. Teraz jednak byłam w 100% pewna, że chcę to zrobić. Już nic nie zmieni mojej decyzji.

   O 1 w nocy Fabiana wciąż nie było. To dobrze. Położyłam moją czerwoną sukienkę i list, który napisałam na jego łóżku, wzięłam Bethany z nosidełkiem i torby i wyszłam zamykając drzwi. Klucze wsadziłam pod wycieraczkę i wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki.

    Na cmentarz dojechałam kilka minut później. Poprosiłam taksówkarza, by na mnie poczekał, gdy on dziwnie na nie patrzył. Tak wiem. Spotkać żywego na cmentarzu po północy to rzadkość.
    Wśród tysiąca nagrobków znalazłam odpowiedni i ze łzami w oczach stanęłam przed nim.
-Cześć Nathan. Przepraszam, że dawno mnie tutaj nie było, ale miałam dużo na głowie. - Położyłam mały bukiecik kwiatków, który udało mi się zebrać gdy szukałam odpowiedniego miejsca. - Za to teraz przyszłam ci kogoś przedstawić. - Spojrzałam na śpiącą Beth i mocniej otuliłam ją kocem bo na zewnątrz było dość zimno.
-To moja córka, Bethany. Jestem pewna, że spodobałoby ci się to imię. Pamiętasz jak mówiłeś, że kiedyś założysz wielką rodzinę, a jedna z twoich córek będzie mieć tak na imię? Szkoda tylko, że wtedy nie wiedziałam, że to ze mną chcesz założyć tą rodzinę. - Spuściłam wzrok pozwalając moim łzom swobodnie płynąć.
-Strasznie mi ciebie brakuje. A teraz muszę się pożegnać. Pewnie widzisz sam co się dzieje. Nie mam innego wyjścia, muszę to zrobić, więc... - Starłam łzy z twarzy. - Żegnaj.
   Wróciłam do taksówki i kazałam mężczyźnie jechać na lotnisko. W trakcie drogi myślałam o tym co przeszłam w życiu i byłam jednego pewna. Stałam się silniejsza.

MUZYKA
~Fabian~
   Po północy zacząłem szukać Niny. Okrążyłem całą salę i nigdzie jej nie znalazłem. Przy naszym stoliku wciąż siedziała Amber z Masonem. Podszedłem do nich.
-Widzieliście Ninę?
-Przed chwilą poszła cię szukać. - Powiedziała blondynka.
-Nigdzie jej nie ma. - Rozejrzałem się jeszcze raz po sali.
-Może nie znalazła cię i wróciła do domu do Bethany. Jedź tam, a my będziemy tutaj. Jeśli ją znajdziesz daj nam znać. - Kiwnąłem głową i ruszyłem w kierunku samochodu.
   Jechałem szybciej niż powinienem i po 1 byłem w domu. Wszedłem do środka.
-Nina! - Krzyknąłem, lecz odpowiedziała mi cisza. Zacząłem gorączkowo chodzić po pomieszczeniach. Na końcu wszedłem do mojej sypialni. Na łóżku leżała jej czerwona sukienka. Zmarszczyłem brwi i podszedłem bliżej zauważając białą kopertę z moim imieniem na niej. Otworzyłem ją, wyjąłem list i zacząłem czytać.

Przepraszam, że tak nagle wyszłam z przyjęcia, ale nie chciałam wam przeszkadzać. Piszę ten list, bo nie jestem w stanie powiedzieć ci tego wszystkiego twarzą w twarz. Ostatnio... Sądziłam, że zbliżyliśmy się do siebie i że wszystko wraca powoli do normy dlatego zgodziłam się pójść z tobą na bankiet. Było cudownie. I powiedziałam prawdę. Wybaczyłam ci już dawno. Ale w jednej sprawie skłamałam. Raz spytałeś mnie czy wiem kto jest ojcem małej. Skłamałam mówiąc że nie wiem. Nie potrzebuje testów, by znać odpowiedź. Czasem byłam zdziwiona, że nie zauważyłeś ogromnego podobieństwa. Do ciebie. Jesteś jej ojcem i przepraszam cię, że w takiej chwili ci ją odbieram ale nie mam wyjścia. Killersi są wszędzie i nie mogę jej narażać. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
O wylocie myślałam już od jakiegoś czasu, ale ciągle miałam nadzieję. Jednak to co dziś ujrzałam utwierdziło mnie w podjęciu decyzji. Nasz pocałunek potraktuj jako pożegnanie...
Nikt nie wie o moim zniknięciu, więc nie musisz nikogo o to pytać. Po prostu wyjechałam. Nie chcę dłużej stać ci na drodze do szczęścia z Savaną, dlatego nie pytaj o mnie, nie kontaktuj się ze mną ani mnie nie szukaj.
Swoje klucze zostawiam pod wycieraczką, byś miał pewność że już tutaj nie wrócę.
                                                                     Nina

   Z niedowierzaniem rzuciłem list i wybiegłem z mieszkania. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem na najbliższe lotnisko. Nie byłem pewny, czy ją tam znajdę, ale musiałem spróbować powstrzymać ją przed wyjazdem. Nie mogłem jej stracić przez to co stało się między mną i Savaną na balu. To było wielkie nieporozumienie.
   Zaparkowałem na parkingu i wbiegłem do środka. Nawet nie wiem gdzie mam jej szukać. Pobiegłem w kierunku recepcji i za pomocą odznaki zażądałem, by pokazali mi monitoring z ostatnich dwóch godzin. 
   W trakcie oglądania jakaś kobieta ogłosiła przez mikrofon, że samolot do Hiszpanii odlatuje za 15 minut i prosi pasażerów o udanie się do odpowiedniej bramki. Wtedy ją ujrzałem. Stanęła w kolejce do bramki 7 mając na rękach Bethany.
-Gdzie to jest? - Nie zwracałem uwagi na szczegóły mojej wypowiedzi. Po prostu wskazałem miejsce na monitorze. 
-Musi Pan stąd wyjść i iść w prawo, aż do... - Nie słuchałem jej dalej. Biegiem ruszyłem do wskazanego miejsca. Przepychałem się przez tłum ludzi nie zawracając sobie nawet głowy, by ich przeprosić. Musiałem ją powstrzymać. Nie mogłem jej stracić. Nie po tym, gdy mi wybaczyła.
   Zatrzymałem się centralnie przed bramką numer 7. Nie było już nikogo. To nie możliwe, że tak szybko ci ludzie zniknęli. Zacząłem gorączkowo rozglądać się za brunetką z dzieckiem. Pusto. Jakby w ciągu minuty wyparowali. 
   Ruszyłem w kierunku wejścia na samolot, lecz zostałem powstrzymany przez ochroniarzy.
-Proszę pokazać bilet. - Powiedział jeden z nich.
-Tam jest brunetka z dzieckiem. Moja dziewczyna z moim dzieckiem. Musze je...
-Nie może Pan. Nie ma Pan biletu, więc proszę stąd odejść, bo będę zmuszony wezwać policję.
-Jestem z policji! - Krzyknąłem po chwili zdając sobie sprawę z tego co zrobiłem. - Przeprasza. Już idę. - Wiedziałem, że przyjechałem za późno. Usiadłem na pobliskiej ławce i przetarłem dłońmi twarz. Znów ją straciłem. Tym razem z własnej głupoty. 
  Podniosłem wzrok i spojrzałem w okno, gdy samolot wystartował. Czułem się jak śmieć. Poczułem spływającą łzę po moim policzku, którą od razu starłem.
-Pan Rutter? - Spojrzałem na mężczyznę stojącego przede mną w mundurze policyjnym.
-Tak. O co chodzi?
-Zostaje Pan aresztowany za postrzelenie Trevora Hilla ze skutkiem śmiertelnym...

Ciąg dalszy nastąpi...


----------------------------------------------------------------------------------------
   No to za nami kolejny epilog. Dziwnie mi się go pisało, bo tak jakby zbliża nas do zakończenia opowiadania...
   Ale teraz nie ma się co smucić, bo 3 sezon "Because the heart is not a servant" jest w planach. Niestety rozpocznę go po małej przerwie. Nie będzie ona długa, ale jest mi potrzebna na zaplanowanie wszystkiego. Do tego teraz muszę skupić się na prawie jazdy, by zdać jak najszybciej :)
   Trzymajcie się ciepło i trzymajcie za mnie kciuki.

Miłego ;)
Karen

sobota, 16 stycznia 2016

[59] "Gdzie jest Bethany?"

~Nina~
   Podeszłam do Fabiana i zaczęłam pięściami walić w jego klatkę piersiową. Nie powstrzymywał mnie. Po prostu objął mnie i przycisnął do siebie. Czułam jego łzy kapiące na moje ramię gdy wtuliłam się w niego.
-Zabrali moje dziecko. - Powiedziałam szeptem, a głośny szloch wstrząsnął moim ciałem. Nie wiedziałam co myśleć, co zrobić. Byłam załamana.
   Rutter odsunął mnie od siebie i dłonią nakierował moją twarz bym patrzyła prosto w jego oczy. Widziałam w nich smutek, a jego policzki wciąż były mokre.
-Znajdę ją. Nie pozwolę by zrobili jej krzywdę. Obiecuję ci to. - Powiedział głaszcząc mnie po policzku. Byłam na niego wściekła, ale zarazem chciałam by był przy mnie, by mnie nie opuszczał.
-Jak? Nie wiemy gdzie ją zabrali. - Mówiłam z rezygnacją.
-Zadzwonię do Luke'a. Mastersi też pomogą. Musimy ją odnaleźć, a ty uspokój się. - Objął mnie, a ja wtuliłam się w niego. Stałam na nogach tylko dzięki niemu. To niewiarygodne jak matka może cierpieć w takiej sytuacji.
-Chodź do salonu, usiądziesz. - Usiadłam na kanapie i objęłam poduszkę lezącą obok mnie. Brunet poszedł do kuchni. Zauważyłam jak opiera się o szafkę kuchenną i zwiesza głowę. Po chwili otarł twarz i sięgnął do szafki.
   Wrócił do mnie z jakąś tabletką i szklanką wody.
-Co to? - Spytałam patrząc niepewnie na lek.
-Na uspokojenie. Pomoże ci. - Przez sekundę zastanowiłam się skąd on to ma, lecz zapomniałam o tym dość szybko. Połknęłam tabletkę będąc pewną, że to mi pomoże. Uspokoję się i będę mogła szukać Beth.

    Ciągle siedziałam na kanapie otulona kocem. Patrzyłam w jeden punkt i słuchałam rozmów telefonicznych Fabiana.
-Jak to nie możecie nic zrobić?.... To niemowle, do jasnej cholery!.... Tak znam przepisy, ale to zdecydowanie się do nich nie zalicza.... - Jego rozmowy nie miały końca. Telefon za telefonem, a ja...
Uspokoiłam się chodź byłam przerażona. Nie płakałam, ale czułam ogromną rozpacz. Niby nie czułam nic, a zarazem czułam wszystko. Czułam się... pusta.

    Po kolejnych minutach ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam wzrok i ujrzałam Dilera wchodzącego do środka. Rozmawiał przez chwilę z Rutterem, po czym brunet wyszedł a Diler usiadł obok mnie.
-Jak się czujesz? - Spytał.
-A jak mam się czuć w takiej sytuacji? - Odpowiedziałam ostrym tonem choć nie chciałam.
- Przepraszam. - Łzy od razu napłynęły do moich oczu gdy pomyślałam o tym wszystkim.
-Nie masz za co przepraszać. - Objął mnie przyciągając do siebie. - Fabian zadzwonił do mnie, bym był przy tobie gdy on będzie szukać Beth. Zobaczysz znajdzie ją całą i zdrową. - Wtuliłam się w niego i poczułam jego usta na czole. Biło od niego ciepło, którego w tej chwili potrzebowałam najbardziej.
-Wiesz coś? Cokolwiek? Mi nie powiedział nic. - Ukryłam twarz w jego koszuli.
-Powiedział mi tylko, że policja nie rozpocznie poszukiwań dopóki nie miną 24 godziny od jej zaginięcia. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Oni nie mają serca? - Dlatego Fabian postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.

~Fabian~
   Wszedłem na nasz komisariat. Nie zwracałem uwagi na słowa towarzyszy, szedłem przed siebie prosto do gabinetu Luke'a. Kolejny raz wszedłem tam bez pukania i nie czekając na zaproszenie rozpocząłem rozmowę.
-Potrzebuje broń.
-Oddzwonię do ciebie później. - Powiedział Smith odkładając telefon. - Czy ja dobrze słyszę? - Spytał.
-Tak. Mam dość papierkowej roboty. Mam dość Devona i jego bandy. Załatwię to raz a dobrze.
-Rutter co się z tobą dzieje?
-Porwał Bethany. Rozumiesz? Wcześniej nie mógł dostać mnie, więc zajął się Niną. Teraz zabrał Beth. Mam dość tego, więc albo mi pomożesz albo sam się nim zajmę. - Byłem wściekły i to bardzo. Jakiś inny wydział odebrał moje wezwanie i zaczęli policjantowi zasady tłumaczyć i się wymądrzać. Niech się życia nauczą, a nie zasad.
-Już jesteś oskarżony, nie popełniaj głupstw. - Smith położył na stole broń, którą wsadziłem za pasek. - Gdy uzyskasz jakieś informacje daj znać, przyśle ci do pomocy nasz oddział. - Częściowo odetchnąłem z ulgą. Teraz trzeba tylko powiadomić o wszystkim Mastersów.

   Wraz z Mattem*, Drakiem* i Zackiem jechałem samochodem pod hangar, w którym ostatnio widziano Devona. Byliśmy gotowi praktycznie na wszystko.
-Tego mi brakowało. - Powiedział Matt gdy stanąłem przed budynkiem.
-Wchodzę pierwszy. - Zacząłem. - Wy idziecie za mną. Zack zostań w samochodzie. Musicie mieć możliwość szybkiego odwrotu.
-A co z tobą? - Spytał Drake.
-Ja nie wyjdę stamtąd bez Bethany.

   W trójkę weszliśmy do pomieszczenia. Broń mieliśmy schowaną, ale byliśmy przygotowani na jej użycie.
-No proszę proszę. Kogo my tu mamy? - Usłyszałem głos Devona dobiegający z ciemności.
-Pokaż się, a nie ukrywaj po kątach.
-Proszę bardzo. - Mężczyzna wyszedł. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie widziałem nikogo innego. - Co was sprowadza w moje skromne progi? - Spojrzał na mnie z drwiną w oczach.
-Dobrze wiesz. Gdzie jest Bethany?
-Mówisz o tym małym brzdącu? Ja jej nie mam.
-Nie kłam. Zaatakowałeś Ninę i zabrałeś mała.
-Nie mogłem przecież zostawić jej bez opieki. - Ruszyłem w jego kierunku, lecz chłopaki chwycili mnie i powstrzymali. - No proszę jaki nerwowy się zrobiłeś.
-Przestań robić sobie ze mnie jaja. Jeśli nie oddasz mi dziecka to nie ręczę za siebie.
-Nie kłamałem. Nie mam jej.
-To gdzie ona jest do jasnej cholery! - Nie wytrzymałem. Krzyk odbił się echem od ścian.
-Tam gdzie powinna być. Savana cierpiała z powodu utraty dziecka, więc zastąpiłem je nowym. - Nie wiedziałem co mam myśleć. On jest chory psychicznie.
-Dziecko to nie rzecz! Nie można tak po prostu zastępować go innym.
-Ale uczuciami mojej siostry dobrze się bawiłeś, tak? - Zbliżył się do mnie o kilka kroków. - Fajnie było się z nią pieprzyć, zrobić bachora, a później go zabić by pozbyć się problemu? - Nie dopuścił mnie do słowa ciągle się do mnie zbliżając. - Komuś umiesz prawić kazania, ale sam nie widzisz tego co robisz.
-Popełniłem wiele błędów, ale przynajmniej potrafię się do nich przyznać. - Wtedy w oknie zobaczyłem przebłysk niebieskich świateł. Wiedziałem co to oznacza. Mój czas się kończy. - Dlatego spytam ostatni raz. Gdzie jest Bethany?
-Na pewno nie tutaj. - Uśmiechnął się jakby wygrał na loterii. Odwróciłem się od niego i ruszyłem w kierunku wyjścia wiedząc, że resztą zajmie się policja, lecz jego śmiech zatrzymał mnie. Miałem dość jego pewności siebie. Po prostu odwróciłem się do niego i dałem mu w ryj. Z miłą chęcią patrzyłem na niego gdy przykłada dłoń do twarzy. W końcu starłem ten jego uśmieszek z twarzy. Wtedy do pomieszczenia weszła policja. Otoczyli nas. Nie zadawali pytań. Wiedzieli co robić. Po kilku minutach wyprowadzili Devona zakutego w kajdanki.

~Nina~
   Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale gdy otwarłam oczy ujrzałam Dilera stojącego przy otwartych drzwiach wejściowych. Spojrzałam w kierunku okna i ujrzałam mrok. Jak długo spałam?
   Wtedy usłyszałam kobiecy głos wypowiadający moje imię. Wstałam gwałtownie przez co zakręciło mi się w głowie. Zignorowałam to gdy usłyszałam cichy płacz.
-Bethany.... - Szepnęłam i podbiegłam do drzwi. Moim oczom ukazała się Savana z moim dzieckiem na rękach.
-Przynoszę ci ją. - Powiedziała, a ja bez dłuższego namysłu wzięłam małą na ręce i zaczęłam płakać ze szczęścia. Przytulałam ją do piersi i całowałam przez kilka sekund nie mogąc uwierzyć, że to prawda. Byłam niesamowicie szczęśliwa.
   Gdy opanowałam się zwróciłam się w kierunku kobiety, która ciągle stała w drzwiach.
-Dziękuje ci. - Powiedziałam przez łzy. - Proszę wejdź do środka. - Zaprosiłam ją. Usiadłyśmy na kanapie. Przez cały czas patrzyłam na Beth.
-Nic jej nie jest. Osobiście tego dopilnowałam. - Powiedziała blondynka patrząc na mnie.
-Dlaczego? - Spytałam nagle zaskakując samą siebie.
-Dlaczego ci ją przyniosłam? To proste. To twoja córka. Wiem co to znaczy stracić dziecko. Nie mogłam pozwolić, byś to odczuwała przez mojego brata. Przepraszam cię za niego. Pogubił się ostatnio, a ja mam już dość tych jego gierek. Pomagał mi w rehabilitacji dzięki, której teraz chodzę, ale... Wiem nie powinnam go tłumaczyć w takiej sytuacji. Po prostu... Jest mi na prawdę przykro, że musiałaś przez to przejść i jeszcze raz przepraszam. - Kobieta wstała i ruszyła w kierunku wyjścia, ale zatrzymałam ją.
-Savana.... - Spojrzała na mnie. - Dziękuje ci. - Uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku drzwi, lecz zatrzymała się i spojrzała na mnie.
-Fabiana jeszcze nie ma? - Spytała. Musiałam chwilę pomyśleć, by uświadomić sobie, że jeszcze nie wrócił.
-Nie. Skąd wiesz, że go nie ma?
-Bo to ja mu powiedziałam gdzie ukrywa się mój brat oraz że mam małą. - Ogarnął mnie szok. Savana zdradziła brata, by nam pomóc. Spojrzałam w jej oczy, w których ujrzałam smutek. Podeszłam do niej i chwyciłam jej dłoń.
-Doceniam to co zrobiłaś. Domyślam się, że było ci ciężko i przykro mi że musiałaś to zrobić. - Powiedziałam szczerze.
-Przekażesz Fabianowi, że muszę z nim porozmawiać?
-Jasne. - Uśmiechnęłyśmy się do siebie i blondynka wyszła.

   Kilkanaście minut później Fabian wszedł do mieszkania i od razu podszedł do mnie i Bethany. Ucałował małą i objął nas.
-Powiesz mi w końcu co działo się przez cały dzień? - Spytałam spokojnie odsuwając się od niego.
Usiadł przy stole, a ja wciąż stałam i czekałam na wyjaśnienia.
-Gdy wyszedłem od Luke'a zadzwoniła do mnie Savana. Powiedziała, że Devon zabrał małą by dać jej. Nie spodobało jej się to, więc wzięła Beth i ukryła się z nią. Podała mi też miejsce pobytu Pierce'a. Zawiadomiłem Mastersów i policję i pojechaliśmy do niego.
-Złapaliście go? - Spytałam z nadzieją, gdy Fabian zamilkł.
-Na szczęście tak. - Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu. - W ogóle to gdzie jest Diler?
-Rozmawia przez telefon z Brie na piętrze. - Zapanowała między nami cisza, którą przerwał.
-Jak ja się cieszę, że mam was przy sobie. - Spojrzeliśmy w swoje oczy. Nie wiedziałam co mam myśleć. Serce rwało się w jego kierunku, ale umysł przypominał, że to przez niego to wszystko się stało. Lecz może jednak nie? W końcu to Devon nie daje nam spokoju, prawda?
    Miałam totalny mętlik w głowie, ale przestałam zwracać na niego uwagę. Potrzebowałam dzisiaj jego bliskości.
-Fabian...
-Wiem, nie powinienem tego mówić. - Spuścił wzrok.
-Nie to chciałam powiedzieć. - Podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na jego kolanie opierając się o jego klatkę piersiową. Początkowo był lekko zdziwiony, lecz szybko zareagował i objął nas. To był dla nas ciężki dzień i wiem, że w tej chwili potrzebowaliśmy tego. Nie ważne co wydarzyło się w przeszłości. Chciałam po prostu cieszyć się, że Bethany znów jest z nami.


-------------------------------------------------------------------------------------------------
*Matt, Drake - członkowie Mastersów, o których może dwa razy wspominałam. (to tak gdyby ktoś zapomniał :D)
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Przepraszam, że w zeszły weekend nic nie dodałam, ale wena mnie opuściła i nie byłam wstanie nic napisać. Przepraszam też za ten rozdział bo wyszedł do kitu ale już nie wiem jak go poprawić. Jednym zdaniem po prostu należy mi się porządny ochrzan...

Wasza Karen
 

niedziela, 3 stycznia 2016

[58] "To przez ciebie..."

~Nina~
   Siedziałam w salonie i usypiałam Bethany. Miała już dwa miesiące. Sporo urosła przez ten czas i wciąż spała za dwoje.
   Fabian siedział w papierach. Luke ostatnio zmienił mu stanowisko pracy. Mógł pracować w domu, by mi pomagać, ale dostawał najgorszą robotę.
   Dziś Amber z Masonem zapowiedzieli się na kolacje. Foster powiedział, że mają nam coś ważnego do przekazania. Ciekawe co tym razem planują.
   Po 5 minutach Beth spała jak suseł, więc zaniosłam ją do łóżeczka. Z kubkiem chłodnej już herbaty usiadłam na prosto Fabiana i przyglądałam się jego pracy.
-Może pomóc? - Spytałam, gdy przez jakiś czas nie odrywał wzroku od laptopa.
-Już prawie kończę, ale dzięki. Co ty na to, by zacząć gotowanie jak uporam się z tym? - Spojrzałam na zegarek. Zdziwiłam się, że była już 4 po południu. Nasi przyjaciele mają przyjść o 19. Przecież się nie wyrobię...

    Po 15 minutach zaczęliśmy gotowanie. Na początku wszystko szło jak należy, jednak później przez przypadek dotknęłam łyżką z sosu ręki Fabiana.
-Przepraszam. - Uśmiechnęłam się i wróciłam do krojenia warzyw.
-O nie.... Jedno przepraszam ci nie wystarczy. - Odwróciłam się w jego kierunku. Szedł w moją stronę z tą samą łyżką, którą dotknęłam jego, a jego usta wykrzywiał duży uśmiech.
-Nie zrobisz tego. - Nie powstrzymywałam już uśmiechu i zaczęłam się cofać.
-Oczywiście, że zrobię. - Szafka kuchenna uniemożliwiła mi dalszą ucieczkę. Rutter uwięził mnie między nią a sobą kładąc na blacie swoje dłonie. - Teraz mi nie uciekniesz. - Szczerzył się jak głupi do sera, za to ja starałam się odepchnąć go od siebie. Chwycił moje dłonie. Próbowałam się uwolnić. Nic z tego. Był zbyt silny, a do tego mój własny śmiech osłabiał mnie. Trzymając moje dłonie w swoich zaczął patrzyć na mnie jakby widział jakiś eksponat w muzeum.
-Tęskniłem za tym śmiechem. - Po tych słowach opanowałam się. Staliśmy tak przez chwilę, aż jego twarz zaczęła przybliżać się do mojej. Serce zaczęło szybciej bić, a jego brązowe oczy odebrały mi możliwość racjonalnego myślenia.
Zaczęłam patrzeć na jego usta będące coraz bliżej moich. Nasze czoła stukały się. Jego dłoń znalazła się na moim policzku, a przez moje ciało przeszły lekkie dreszcze. Na ułamek sekundy nasze usta zetknęły się, a wtedy oprzytomniałam.
-Fabian... nie... - Szepnęłam walcząc sama ze sobą. Tak bardzo pragnęłam tego pocałunku, ale byłam też świadoma co się z tym wiąże. Gdybym mu uległa... Wciąż nie wiem czy po tym co mi zrobił jestem gotowa kolejny raz zaufać mu bezgranicznie.
   Nagle Fabian odsunął się ode mnie, a ja poczułam dziwną pustkę. Moje ciało ciągle pamiętało jego dotyk i pragnęło choćby drobnego dotknięcia jego dłoni. Nie mogłam jednak pozwolić, by moje pragnienia przejęły nade mną władzę. Nie zniosłabym kolejny raz jego odejścia.
-Przepraszam, nie powinienem. - Powiedział brunet i odszedł. Gdy zniknął uświadomiłam sobie, że opieram się o szafkę, a mój oddech był szybszy niż powinien.

   Przed 19 byłam już gotowa. Miałam na sobie czarny sweter, jeansy lekko podarte na kolanach i czarne półbuty na niskim obcasie. Włosy zostawiłam rozpuszczone, a oczy jak zwykle podkreśliłam tuszem do rzęs i czarną kredką.
   Bethany już wcześniej umyłam, więc teraz trzymałam ją na rękach ubraną w śpioszki. Chodziłam z nią boso po salonie i kołysałam, by zasnęła.
   Fabian jak zniknął tak do tej pory go nie widziałam, więc gdy usłyszałam dzwonek do drzwi poszłam je otworzyć.
-Hej. - Powiedzieli Amber z Masonem wchodząc do środka, a ja przyłożyłam palec do ust, by byli ciszej.
-Właśnie ją usypiam. - Uśmiechnęłam się do nich. Od razu zaczęli zachowywać się cichej i zaczęli patrzeć na małą.
-Jaka ona śliczna. - Powiedziała Amber szepcząc.
-Tutaj mały prezent dla niej. - Powiedział Mason kładąc torebkę prezentową na komodzie.
-Dziękuje. - Wtedy po schodach zaczął schodzić Fabian. Przywitał się z gośćmi i spojrzał na mnie.
-Daj ją. Zajmę się nią. - Podszedł do mnie.
-Już prawie śpi. Zaniosę ją do łóżeczka. Wy się rozgośćcie, a ja zaraz wracam.

   Gdy zeszłam na dól wszyscy siedzieli już przy stole i czekali na mnie. Gdy Amber z Masonem mnie zauważyli, wstali i spletli swoje dłonie.
-Zanim zaczniemy jeść chcielibyśmy wam coś powiedzieć. - Zaczął Mason i spojrzał na Amber.
-Jestem w ciąży. - Powiedziała blondynka, a mnie ogarnął chwilowy szok.
-Jejku, gratulacje. - Podeszłam do niej i uściskałam ją. - Ale mnie zaskoczyłaś. - Uśmiechnęłam się.
- Który miesiąc?
-Drugi.
-Wy to potraficie przyjść z nowiną. - Powiedział Fabian podchodząc do Amber i gratulując jej, a ja przytuliłam Mason.
-Wiedziałam, że kiedyś się na to zdecydujecie, ale po prostu jestem w szoku. - Zaczęłam się śmiać razem z nimi.
-Uwierz my też. Gdy dowiedzieliśmy się, że się udało... To było coś niesamowitego. - Mason pocałował Amber w czoło, a ona objęła go w pasie. To dobrze, że w tej chwili mają siebie. Wiem jakie to potrafi być niesamowite szczęście, gdy masz się z kim podzielić taką informacją.
   Amber musiała zauważyć moją chwilową zmianę nastroju, bo podeszła do mnie i objęła mnie.
-Chodź, pomogę ci przygotować stół, ale uprzedzam. Radzę od razu jeść, bo nie wiem czy jak ja siądę do stołu to czy zostanie coś dla was.

   Po kolacji stanęłyśmy z Amber przy oknie, a chłopacy rozgościli się w salonie. Rozmawiałyśmy o jej ciąży i o Bethany, gdy nagle blondynka zmieniła temat.
-A jak tam między tobą a Fabianem?
-A jak ma być? Jest normalnie. - Uśmiechnęła się.
-No w to nie wątpię. Pytam, bo ciągle zerkacie na siebie.
-Wydaje ci się. - Starałam się ją zbyć, ale Amber nigdy nie poddaje się łatwo.
-Nina...
-No dobra. Dzisiaj prawie mnie pocałował.
-Co?
-Ale przerwałam to.
-Dlaczego?
-Musimy teraz o tym rozmawiać?
-Tak.
-Nie chce znów przez niego cierpieć. Powiedziałam, zadowolona? - Udałam obrażoną, a Amber się uśmiechnęła.
-Wiesz, że ja zawsze dopnę swego. A tak na poważnie. Kochasz go. - To nie było pytanie, ale mimo odpowiedziałam jej.
-Tak, ale nie potrafię od tak zapomnieć tego co zrobił. - Spojrzałam na Ruttera. Był zajęty rozmową z Masonem i na szczęście nie zwracał na mnie uwagi. - Wiesz, gdy rozmawiamy jest dobrze i z każdym dniem w jakiś sposób zbliżamy się do siebie.
-Czuje że jest tutaj jakieś ale.
-Jest. Widziałaś co działo się wtedy ze mną. Skąd mam wiedzieć, że jemu na mnie zależy? Skąd mam wiedzieć, że nie robi tego wszystkiego z litości?
-Zaufaj mi. Kocha cię jak wariat.
-To dlaczego mnie zostawił i wybrał Savane?
-Słuchaj. Porozmawiaj z nim. Szczerze.

                   W tym samym czasie
~Fabian~
   Dziewczyny rozmawiały przy oknie, a my z Masonem siedzieliśmy w salonie. Foster patrzył na swoją żonę.
-Szczęściarz z ciebie. - Powiedziałem patrząc na Ninę.
-Wiem. Spokojnie. Na ciebie też przyjdzie kolej.
-Wątpię.
-Masz dom, dziecko. Jedyne o co musisz powalczyć to o zaufanie Niny.
-I o ich bezpieczeństwo. Jack i Devon ciągle na wolności.
-Sprawa Jacka w ogóle została ruszona? Odkąd Nina przestała być objęta programem ochrony świadków sprawa ucichła.
-Rozmawiałem o tym z Lukiem. Dopóki go nie złapią wszystko stoi w miejscu. Jeszcze teraz doszła sprawa Trevora....
-Co jest? - Mason zmarszczył brwi.
-Nie wiesz? Killersi mówią, że go zabiłem z zimną krwią.
-To wiem. W czym problem? Przecież broniłeś Niny.
-Nie ma na to dowodów. Wiesz co. Zmieńmy temat. Nie mam ochoty gadać o robocie. - Powiedziałem. Nie mam zamiaru teraz przejmować się tym wszystkim.
-Dobra. Więc jak tam między tobą a Niną?
-Zdecydowanie łatwiejszy temat sobie wybrałeś. - Zaśmiałem się.
-Widzę jak ciągle na nią patrzysz.
-Prawie ją dzisiaj pocałowałem, ale powiedziała nie.
-Nie dziw jej się. Może gdybyś powiedział jej prawdę...
-Sam nie wiem.
-Amber zrozumiała. - Spojrzałem na niego zdezorientowany. Od razu zaczął się tłumaczyć. - Wiedziała, że robiłeś to dla Niny. Nie rozumiała tylko dlaczego poszedłeś do Savany. Tylko to jej powiedziałem. Nina też zrozumie.
-Może masz rację. Przecież ja za niedługo zwariuje. Widzę ją codziennie, a nie mogę jej przytulić, pocałować... No nic. Na szczęście Bethany zbliżyła nas trochę do siebie.
-Mason chodź tu szybko! - Zawołała nagle Nina. Foster szybko odwrócił wzrok i podbiegł do dziewczyn. Ruszyłem za nim. Ledwo podszedł do Amber, a ta osunęła się w jego ramiona.
-Mason, połóż ją na kanapie. Fabian zamocz ręcznik w chłodnej wodzie. - Powiedziała Nina będąc przy swojej przyjaciółce.
   Gdy podszedłem do nich z wilgotnym ręcznikiem brunetka położyła go na czole Amber. Na twarzy Fostera było widać wyraźne zmartwienie.
-To normalne, że zemdlała. - Powiedziała Nina. - Pamiętasz co było ze mną. Po prostu musi przez to przejść, a ty po prostu bądź przy niej. - Mnie nie było przy Ninie, gdy dowiedziała się o ciąży. Nie było mnie gdy mnie potrzebowała.
   Po chwili Amber zaczęła otwierać oczy i chciała usiąść, lecz Martin ją powstrzymała.
-Leż jeszcze.
-Źle się tak czuje.
-Uwierz. Gdy wstaniesz będzie jeszcze gorzej. Oddychaj powoli i głęboko. - Nina była taka spokojna i opanowana.
   Nie daruje sobie tego, że gdy ona czuła się źle nie pomogłem jej. Teraz byłem w stu procentach pewny, że nigdy nie wybaczę sobie tego, że od niej odszedłem w momencie, w którym potrzebowała mnie najbardziej.

    Następnego dnia otrzymałem telefon od Luke'a z wezwaniem. Zapukałem do sypialni Niny, by po chwili do niej wejść. Ujrzałem leżącą brunetkę na łóżku z Bethany na rękach. Mała śmiała się z min swojej mamy. Uśmiechnąłem się na ten widok.
   Po chwili Nina zorientowała się, że je obserwuje i usiadła mając małą przy sobie.
-Coś się stało? - Spytała.
-Nie. Przyszedłem powiedzieć, że Luke dzwonił bym wpadł na chwile. Dacie sobie rade same przez jakiś czas?
-Jasne. - Zauważyłem, że Beth obserwuje mnie, a gdy na nią spojrzałem uśmiechnęła się.
-Postaram się wrócić jak najszybciej.

   Wszedłem do gabinetu Smitha. Ten bez zbędnych przywitań rozpoczął rozmowę.
-Siadaj Rutter. Mam do ciebie dwie sprawy. Zacznę od tej mniej przyjemnej. Możliwe, że zostanie rozpoczęty proces przeciwko tobie o zabójstwo Trevora. Spokojnie to tylko formalność. Nie mają dowodów na twoją karę, więc sąd powinien orzec wyrok na twoją korzyść.
-Czyli?
-Obrona zakładniczki do tego ciężarnej.
-A ta druga sprawa?
-Komendant postanowił zorganizować bankiet, na którym mają zjawić się wszyscy policjanci. Wiem jaką masz sytuację dlatego chce spytać czy w ogóle będziesz. - Miałem odpowiedzieć, że nie zostawię Niny, ale przecież ona może iść ze mną. Odpoczęłaby trochę, a małą zajęłaby się Brie.
-Można wziąć kogoś ze sobą? - Spytałem.
-Z tego co wiem, to tak.
-To zapisz mnie i Ninę. Zadzwonię jeszcze do ciebie z potwierdzeniem.
-Okej. No to teraz ta mniej przyjemna sprawa. - Luke wyjął z szuflady gruby plik papierów i położył go na stole. - Kolejna dostawa dla ciebie. - Skrzywiłem się na samą myśl.
-My na serio mamy tyle dokumentów? To jakiś horror...

MUZYKA
   Wszedłem do mieszkania i skierowałem się do salonu.
-Jestem! - Krzyknąłem jak zwykle i położyłem dokumenty na stole. Stanąłem przez chwile w miejscu nasłuchując, lecz nic nie usłyszałem. - Nina?! - Ruszyłem schodami na górę. Gdy byłem już na korytarzu ujrzałem nieprzytomną Ninę. Padłem przy niej sprawdzając jej stan.
-Nina... - Dotknąłem jej policzka jednocześnie drugą dłonią lekko potrząsając ją za ramię. Jęknęła cicho i otworzyła oczy.
-Fabian, co... - Próbowała usiąść, lecz od razu skrzywiła się i położyła.
-Co się stało? Boli cię coś? - Powoli pomogłem jej usiąść.
-Głowa. - Widziałem, że ma problem ze wstaniem, więc wziąłem ją na ręce. Oplotła dłonie wokół mojej szyi. Zaniosłem ją do salonu i posadziłem na sofie. Kucnąłem przy niej dłonie kładąc na jej kolanach.
-Teraz spokojnie. Powiedz co się stało? - Patrzyłem prosto w jej zdezorientowane oczy.
-Chwilę po tym jak wyszedłeś, coś zatłukło się w kuchni. Myślałam, że czegoś zapomniałeś, więc zostawiłam Bethany w pokoju i wyszłam. Na korytarzu zawołałam, ale nikt się nie odezwał. Pomyślałam, że pewnie coś mi się wydawało, więc chciałam wrócić, ale wtedy ktoś mnie uderzył i... Dalej nic nie pamiętam. - Zakryła dłońmi twarz. Po chwili spojrzała na mnie, a w jej oczach widoczny był strach.
-Sprawdź co z Bethany. - Nie czekając na nic więcej pobiegłem do sypialni brunetki. Najpierw zajrzałem do kołyski, lecz była pusta. Zerknąłem na łóżko. Pościel była zmierzwiona, a na niej leżała biała złożona kartka. Wziąłem ją i zacząłem czytać.
Mam nadzieję, że czytasz to ty Rutter. Wykorzystałeś Savanę i zostawiłeś ją. Straciła przez ciebie dziecko. Każdego dnia patrzyłem na jej cierpienie, na jej łzy. Myślałem, że serce mi pęknie, bo nie wiedziałem co zrobić by jej pomóc. Nie mogłem zrobić nic. Byłem bezradny. Teraz to twoja kolej byś to poczuł. Byś poczuł co to znaczy, gdy najważniejsza osoba w twoim życiu cierpi, a ty nie możesz nic zrobić by jej pomóc. Poczuj co to znaczy stracić dziecko i patrz na cierpienie Martin tak jak ja patrzyłem na cierpienie mojej siostry.
                                                                   Devon
   Nina wbiegła od pokoju zastając mnie z listem w ręku. Czułem, że mam łzy w oczach.
-Gdzie Beth? - Spytała rozglądając się po pomieszczeniu. Spojrzała na list i wyjęła go z moich rąk. Gdy czytała obserwowałem ją uważnie. Łzy momentalnie napłynęły do jej oczu, a dłoń przyłożyła do ust by głośny szloch nie wydobył się z nich. Kartka wypadła z jej dłoni. Podszedłem do niej i podtrzymałem ją. Zachwiała się.
   Nagle dostała zastrzyk sił. Odepchnęła mnie od siebie.
-To przez ciebie... - Wskazała na mnie palcem, a później na białą kartkę. - Musiałeś zabawiać się z siostrą Devona. - Zaśmiała się przez łzy. - Nie wierzę w to. Jak mogłam być taka tępa? Wcześniej zgodziłam się być przy tobie, wspierałam cię niezależnie od konsekwencji. Nie mam pretensji do ciebie o naszą przeszłość. Ale teraz? Nawet dziecko wplątałeś w to całe gówno? Dziecko! To wszystko twoja wina! - Zaczęła krzyczeć, a łzy płynęły strumieniami po jej policzkach. Stałem bezradnie obserwując ją. Miała racje. To była moja wina.
   Podeszła do mnie i zaczęła pięściami walić w moją klatkę piersiową. Nie powstrzymywałem jej. Po prostu objąłem ją i przycisnąłem do siebie. Płakałem razem z nią. Po chwili poddała się i wtuliła się we mnie.
-Zabrali moje dziecko. - Powiedziała szeptem, a głośny szloch wstrząsnął jej ciałem.