czwartek, 27 lipca 2017

[88] "To przeszłość i niech tak zostanie."

MUZYKA
~Nina~
    Obudziłam się słysząc płacz i głośny grzmot. Otworzyłam oczy, obserwując pokój. W pomieszczeniu panowała ciemność czasami rozświetlana częstymi błyskami. Nie musiałam patrzeć w okno, by znać siłę panującej na zewnątrz burzy.
   Szloch, dobiegający z łazienki, zaalarmował moje zmysły. Spojrzałam na Fabiana, który spał spokojnie nie będąc świadomym co się dzieje. Starając się go nie obudzić, wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku płaczu. Gdy weszłam do łazienki ujrzałam Bethany. Siedziała skulona w kącie, jej twarz była cała mokra od łez, a drobne ciało trzęsło się z niewiadomych dla mnie przyczyn. Bez zastanowienia klękłam obok niej i przytuliłam do siebie. Mała jednak nie odwracała wzroku od jednego miejsca.
-Skarbie, co się stało? - Beth nie odpowiedziała. Uniosła swoją rękę i wskazała palcem miejsce, na które ciągle patrzyła. Spojrzałam w tamtym kierunku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wchodząc do łazienki nie zapaliłam światła, więc moim oczom ukazała się tylko ciemność. Mimo to nie odwracałam wzroku. Czułam, że coś... ktoś tam jest.
   Po chwili moje oczy przyzwyczaiły się do panującego mroku. Zobaczyłam mężczyznę patrzącego na nas. Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, serce zabiło szybciej, a mięśnie napięły się gotowe do szybkiego działania. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc musiałam być przygotowana na wszystko. To mógł być złodziej, niezrównoważony psychicznie człowiek lub... Moja wyobraźnia zaczęła działać. W mojej głowie pojawiały się scenariusze tego co zaraz może się wydarzyć, lecz na jedno na pewno nie byłam przygotowana.
   Gdy błyskawica oświetliła pomieszczenie ujrzałam Trevora. Jego twarz była oświetlona przez sekundę, lecz to wystarczyło by pozostała w mojej pamięci na zawsze. Oczy czerwone od krwi, skóra blada, prawie przeźroczysta. Wyglądała jakby w każdej chwili miała odpaść. Do tego ta okropna dziura w jego klatce piersiowej, z której przez cały czas płynęła krew.
   Strach sparaliżował moje ciało. Mimo ciemności widziałam go doskonale.
-Ty mi to zrobiłaś. - Jego głos był okropny, zachrypnięty, cichy i zmęczony. Miałam wrażenie, że Trevor ma problem z oddychaniem ponieważ z jego ust co jakiś czas wydobywał się cichy świst.
   Nasza trójka trwała w bezruchu przez kilka sekund. Wtedy Hill wykonał gwałtowny ruch. Złapał mnie za kostkę i zaczął ciągnąć w swoim kierunku. Krzyknęłam przerażona i zaczęłam się szarpać, chcąc się uwolnić. Nic to nie dało. Gdy znalazłam się z Trevorem twarzą w twarz ujrzałam to co ukazała mi błyskawica. Z bliska wyglądało to o wiele gorzej.
-Dołączy do mnie...

    Usiadłam gwałtownie łapczywie łapiąc powietrze w płuca. Byłam cała spocona i walczyłam o każdy oddech. Rozejrzałam się dookoła. Znów byłam w sypialni, obok mnie spali Bethany z Fabianem. Gdy usłyszałam głośny grzmot, pisnęłam z przerażenia.
Nie. Bethany jest obok. To był tylko sen.
   Zamknęłam oczy starając się uspokoić szybko bijące serce. Skąd taki sen? Przecież...
   Serce gwałtownie zabiło, gdy poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Bałam się otworzyć oczu. Nie chciałam zobaczyć Trevora w takim stanie. Niestety jego zniszczona twarz odbiła się w mojej pamięci i ciągle powracała.
-Nina co się stało? - Głos Fabiana dotarł do mojej podświadomości. Poczułam taką ulgę, że z moich oczu popłynęły łzy. Otworzyłam oczy. Brunet siedział obok mnie patrząc na mnie z troską. Nie czekając dłużej przysunęłam się do niego i wtuliłam w jego klatkę piersiową. To znajome ciepło, dotyk jego ciała pomogły mi wyrównać oddech i uspokoić serce. Jego dłoń gładziła moje włosy, drugą ręką obejmował mnie opiekuńczo, a brodę oparł na mojej głowie. Mogłabym spędzić wieczność w jego ramionach.
   Fabian milczał czekając na moją reakcję, a ja starałam się zapanować nad ciągle powracającą zniszczoną twarzą Hilla.
-Przepraszam, że znów.... - Zaczęłam, lecz nie pozwolił mi dokończyć.
-Przestań ciągle przepraszać. - Poczułam jego usta na włosach. - Lepiej powiedź co ci się śniło.
-Trevor. - Zaczęłam opowiadać przywołując i tak powracający sen. Dlaczego powiedział, że ja mu to zrobiłam?
-Spokojnie, to tylko sen.
-Nie, Fabian jestem pewna, że to nie był tylko sen. Był taki rzeczywisty. Do tej pory czuję zimną rękę Trevora na kostce. - Zaczęłam przyglądać się Bethany, która poruszyła się niespokojnie.
-Nino dobrze wiemy, że twoje sny zawsze coś przekazywały jak na przykład Sara* czy ten sen w którym przyśniło ci się imię Beth, ale to ciągle sny. Nie możesz się tak nimi przejmować.
-Wiem, po prostu czuję, że wydarzy się coś złego.
-Nawet tak nie mów. Chodź, połóż się. Potrzebujesz odpoczynku. - Powiedział Fabian. W tym samym momencie mała jakby jęknęła i na kilka sekund otworzyła oczy. Oswobodziłam się z objęć Ruttera i przysunęłam się do niej. Dotknęłam jej czoła, które było rozpalone.
-Ma gorączkę. - Fabian zmarszczył brwi przejmując się zaistniałą sytuacją.
-Zrobimy jej zimny okład. Zaraz wracam. - Po chwili brunet wrócił z ręcznikiem zamoczonym w zimnej wodzie. Położył go na czole Beth, gdy niebo znów rozświetliła błyskawica.
-Jedźmy z nią do szpitala. - Wiedziałam, że może zaczynam panikować, ale obawiałam się, że może to być coś poważnego.
-Pojedziemy rano. Przy tej burzy nie mamy szans dostać się bezpiecznie do szpitala.

   Resztę nocy praktycznie nie spałam, a jeżeli udało mi się zasnąć to od razu się budziłam. Kilkakrotnie sprawdzałam temperaturę Beth. Na szczęście gorączka spadła. Mimo to mała spała niespokojnie. Od czasu do czasu wierciła się i mamrotała coś pod nosem.
   Gdy wstało słońce zaczęłam przygotowywać potrzebne rzeczy. Dokumenty, ubranie dla Beth, śniadanie. Chciałam jak najszybciej sprawdzić co jest mojemu dziecku.

    W drodze do szpitala zadzwoniłam do Davida, by powiedzieć mu, że nie będzie mnie w pracy.
-Mógłbym znać powód? - Spytał.
-Jedziemy z Bethany do szpitala.
-Co się stało?
-Nie mam pojęcia. Od wczoraj źle się czuje, nie chce jeść, wymiotuje...
-Wszystko będzie dobrze. Daj znać gdy będziesz coś wiedzieć.
-Jasne. Dziękuję.
-Nie ma za co. Przynajmniej tak mogę ci wynagrodzić, to że kiedyś zachowałem się jak dupek. - Gdy straciłam pamięć David wmawiał mi, że Fabian chce mnie złapać i że to przez niego straciłam pamięć. Do tego mówił, że tylko on jest w stanie mi pomóc, bo każdy w takim stanie może mną łatwo manipulować. Od tamtej pory Middleton utrzymuje dystans, ale pomaga mi gdy tylko ma taką możliwość.
-David...
-Daj spokój. Taka prawda. Teraz nie myśl o pracy. Poradzimy sobie bez ciebie przez kilka dni. Pamiętaj, że wszystko będzie dobrze.

   W szpitalu Bethany została wzięta na badania. Wystarczyło jedno spojrzenie lekarza, by wiedział, że coś jest nie tak.
   Ze względu na małe odwodnienie lekarz postanowił zostawić małą na obserwacji dopóki nie przyjdą wyniki badań.

-Wie Pan już co jest naszej córce? - Spytałam siedząc na prosto lekarza w jego gabinecie. Wezwał nas od razu po otrzymaniu wyników.
-Państwa córka nie jest na nic uczulona? - Spytał doktor.
-Nie. - Odpowiedział Fabian.
-W takim razie pozostaje tylko zatrucie jakimś szkodliwym owocem lub rośliną.
-Co takiego? - Nie byłam pewna czy dobrze usłyszałam słowa lekarza.
-Można to uznać za częsty przypadek u dzieci w wieku Pani córki. Wtedy maluchy jedzą wszystko co wygląda dla nich smakowicie. Proszę się nie martwić. Odpowiednie lekarstwa zostały już podane. Wszystko wskazuje na to, że stan Państwa córki jest stabilny i spożyta przez nią rzecz nie należała do trujących.
    Wychodząc z gabinetu czułam się zmieszana. Miałam wrażenie, że lekarz bagatelizuje całą sprawę.
-Pójdę po kawę. Chcesz? - Spytał Fabian.
-Jasne. Będę u Bethany.

    Gdy weszłam do sali Beth przy jej łóżku siedziała kobieta. Odwróciła się słysząc moje kroki.
-Dzień dobry. - Powiedziałam widząc twarz matki Fabiana.
-Dzień dobry. Co z moją wnuczką?
-Zatruła się czymś.
-Jak długo pozostanie w szpitalu? - Jej głos wskazywał oburzenie i złość.
-Na razie lekarz mówił o kilku dniach w celu obserwacji.
-Nino wiesz, że to twoja wina? - Słysząc oskarżenia kobiety zabrakło mi powietrza w płucach.  - Matka powinna być przy swoim dziecku, a nie chodzić nie wiadomo gdzie.
-Co takiego? Pracuję i dobrze to Pani wie.
-No właśnie, a powinnaś jej pilnować. - Spojrzała na mnie z pogardą. - Ostatnio powodujesz w naszej rodzinie same problemy. - Kobieta wyszła pozostawiając mnie w osłupieniu.

   Mimo słów Marthy ciągle brzmiących w mojej głowie starałam się skoncentrować na tym co jest tu i teraz. Nie było to łatwe. Gdy patrzyłam w przeszłość miałam wrażenie, że kobieta miała rację. Ostatnio za bardzo skupiłam się na pracy i własnym zdrowiu psychicznym przez co nie poświęcałam wystarczającej uwagi Beth.
-O czym tak myślisz? - Głos i dłonie Fabiana na moich ramionach odwróciły moją uwagę od wcześniejszych myśli.
-O niczym ważnym. - Nie wspominałam Rutter'owi o wizycie jego matki.
-Twój wyraz twarzy mówi coś zupełnie innego. - Odetchnęłam starając się w ten sposób pozbyć nadmiaru zmartwień.
-Po prostu... ostatnio mamy za dużo wrażeń.
-Gdy Bethany wyjdzie ze szpitala wszystko się ułoży. Trevor jest w więzieniu, będziemy mogli zacząć wszystko przygotowywać do ślubu. Wszystko będzie dobrze. - Objął mnie, a ja cieszyłam się ciepłem jego ramion.
    Po chwili zadzwonił telefon. Rutter odsunął się ode mnie i spojrzał na wyświetlacz urządzenia.
-Zaraz wracam. - Po tych słowach wyszedł z sali.

    Fabian nie wracał przez kilkanaście minut. Zastanawiałam się kto mógł go zatrzymać, gdy do dali wszedł David trzymając w dłoni pluszowego misia.
-Cześć, co z nią? - Spytał kładąc maskotkę na łóżku.
-Ciągle śpi. Lekarze mówili, że to normalne z powodu osłabienia organizmu i leków.
-Biedna... - Delikatnie odgarnął jej kilka kosmyków włosów z policzka. - A ty jak się trzymasz? - Spytał siadając obok mnie.
-Teraz już dobrze. Jestem trochę zmęczona, ale daję rade. - Odwzajemniłam uśmiech, który pojawił się na jego ustach.
-Nino, chciałem cię jeszcze raz przeprosić...
-David nie wracajmy już do tego, dobrze? - Przerwałam mu, wiedząc do czego zmierza. - To przeszłość i niech tak zostanie.
-Dziękuję - Chwycił moją dłoń i a jego spojrzenie skupiało się na moich oczach.
-Przepraszam, że to tak długo.... - Fabian wszedł do sali, lecz na nasz widok zatrzymał się.
    David chrząknął i zwrócił się w kierunku Fabiana. Wymienili uścisk dłoni jednak ich spojrzenia jasno pokazywały napięcie panujące miedzy nimi.
-Będę się już zbierał. - Middleton spojrzał w moim kierunku. - Dziękuję, że mogłem chwilę przy niej posiedzieć.
-Nie ma sprawy. - Mężczyzna ruszył w kierunku wyjścia. - David - odwrócił się słysząc mój głos. - Przepraszam, że tak zaniedbuję pracę. Postaram się wrócić jak najszybciej to będzie możliwe.
-Nie masz się czym przejmować. Gdy wrócisz, nadrobisz zaległości. - Mężczyzna wyszedł.
    W sali zapanowała cisza, której nie mogłam znieść.
-Kto dzwonił? - Spytałam chcąc zmienić nieprzyjemną atmosferę panującą w sali.
-Z policji. Trevor żyje więc chcąc oczyścić moje akta i przywrócić mnie do służby. Musiałbym dziś jechać na posterunek i wszystko załatwić, ale odmówiłem bo wy jesteście ważniejsze, ale jak widac nie jestem wam potrzebny. - Spojrzałam na niego zdziwiona.
-O czym ty mówisz?
-Co David tutaj robił? - Spytał oskarżycielsko.
-Przyszedł odwiedzić Bethany.
-Czyżby? Jak na moje oko przyszedł do ciebie, a nie do małej.
-Fabian nie przesadzaj.
-Nie przesadzam. Widziałem jak na ciebie patrzy, jak siedział blisko ciebie.
-Wydaje ci się. Martwił się stanem Beth, wiec wypytywał o nią.
-Ale po co? - Fabian był oburzony. Za to mój poziom adrenaliny wzrastał. Czułam narastającą złość w sobie.
-Jak to po co? Był przy niej przez 4 lata. Opiekował się nią jak ojciec. To oczywiste, że się o nią martwi.
-Tak? Nie pomyślałaś, że może się tak zachowywać bo chce się zbliżyć do ciebie? Udaje miłego i kochającego faceta tylko po to by się do ciebie zbliżyć i wylądować z tobą w łóżku! - Fabian prawie krzyczał. Nie rozumiałam jego zachowania, ale nie miałam ochoty w tej chwili tego wszystkiego wyjaśniać.
-Wiesz co? Chyba będzie lepiej jak już sobie stąd pójdziesz i zajmiesz się tą swoją pracą. - W tej chwili nie byłam w stanie odczytać emocji z twarzy Fabiana.
-Może i masz rację. - Rutter opuścił salę.

------------------------------------------------------------------------------------------------------
* nawiązanie do Tajemnic Domu Anubisa. W serialu starsza kobieta o imieniu Sara odwiedzała Ninę we śnie i przekazywała jej istotne informacje.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej :)
O jejku jak dawno mnie tutaj nie było. Mam nadzieję, że ktoś tutaj jeszcze jest :)
Bardzo was przepraszam. Ostatnio nie miałam czasu na pisanie. Wena zresztą też nie dopisywała :(
Będę z wami szczera. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział, nawet nie mam na niego jeszcze pomysłu, ale zaczynając pisanie obiecałam sobie, że choćby nie wiem co się działo napiszę ostateczny epilog. I tak też się stanie.... tylko nie wiem kiedy.
Jedyne o co was proszę to wyrozumiałość i cierpliwość.

Do następnego rozdziału
Karen

wtorek, 14 lutego 2017

[87] "Tym razem też dam radę."

MUZYKA
~Nina~
   Z nowy rokiem postanowiliśmy zostawić przeszłość za sobą i ruszyć naprzód. Nie było to dla mnie łatwe, ale starałam się jak mogłam.
   Wróciłam do pracy. Byłam bardzo wdzięczna Davidowi, że bez zbędnych słów i wyjaśnień mogłam wrócić na moje stare stanowisko. Fabian przez najbliższy czas nie będzie mógł zarabiać, więc to ja musiałam się tym zając. Jego rana goiła się, lecz ciągle istniała. Nie chciałam jego zdrowia narażać jeszcze bardziej. Zapewniałam go, że to wszystko mnie już nie męczy. Kłamałam. Nie jestem w stanie tak szybko pozbyć się tego poczucia winy. Do tego praca była mi potrzebna. Chciałam choć w ten sposób wrócić do dawnego życia, bez lęku i ciągłego strachu. Wtedy byłam taka silna i pewna siebie. Teraz z każdym dniem coraz trudniej było mi powstrzymać smutek. Mimo to walczyłam z tym. Miałam przecież tyle powodów do szczęścia. Miałam zdrową córkę, a za jakiś czas miałam zostać żoną cudownego mężczyzny.
    Ciągle byłam pełna sprzecznych emocji.

    Pierwsze dwa tygodnie stycznia minęły dość szybko. Przez ten czas ciągle myślałam i zamartwiałam się. Miałam wrażenie, że wszędzie widzę Trevora. Od świąt policja nie poinformowała mnie co dalej, a ja chwilami zaczynałam panikować. Do tego Claudia towarzyszyła mi coraz rzadziej, a ja czułam coraz większy niepokój. Wcześniej obecność obcego policjanta denerwowała mnie. Nie spodziewałam się, że tak szybko do tego przywyknę i będę dzięki policji spokojniejsza.

   Dzisiejszego dnia nastąpił mój moment krytyczny. David pozwolił mi wcześniej skończyć pracę, gdy powiedziałam, że źle się czuję. Był dla mnie taki wyrozumiały. Mogłam wrócić na stare stanowisko pracy po tak długiej nieobecności bez żadnych wyjaśnień czy powodów.
   Wchodząc do domu, miałam na ustach uśmiech, który w żadnym stopniu nie odzwierciedlał moich prawdziwych uczuć. Przywitałam się z Fabianem i przytuliłam Beth. Tak bardzo w tej chwili chciałam być sama. Świat zewnętrzy, emocje które ostatnio czułam, ludzie z którymi codziennie spędzałam czas. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Jednak wiedziałam, że gdy zamknę się w czterech ścianach i zacznę płakać, nigdy się nie pozbieram.
    Dodatkowo zaczęłam martwić się o Bethany, która nie wyglądała najlepiej. Była lekko blada, nie chciała jeść kolacji i dość wcześnie chciała pójść spać.
-Fabian, ona cały dzień taka jest? - Spytałam, gdy byliśmy już sami w sypialni.
-Do obiadu wszystko było w porządku. Bawiła się z Ethanem, siedziała z mama. Jak dziecko, tryskała energią. Jednak z obiadu mało zjadła, później przespała się. Jak się obudziła była taka bez energii, nic nie chciała robić tylko oglądać bajki.
-Może powinnam z nią jutro jechać do lekarza. - W moim głosie wyraźny był niepokój. Fabian podszedł do mnie, objął w pasie i przysunął do siebie. Dotyk jego ciała w minimalnym stopniu pozwolił mi się uspokoić.
-Zobaczymy jaka będzie jutro. - Poczułam jego usta na ramieniu.
-Ja lepiej pójdę pod prysznic. - Uśmiechnęłam się znając jego zamiary. Gdy przyszłam z pracy, myliłam się. Nie chciałam być sama. Potrzebowałam kontaktu z Fabianem. Przy nim od razu czułam się lepiej.
-Może dotrzymam ci towarzystwa? - Znów pocałował moje ramię, lecz na tym nie zaprzestał. Jego usta dotknęły mojej szyi. Przymknęłam oczy czując przyjemność z tej drobnej pieszczoty.
-A... - Ledwo otworzyłam usta, gdy głos Ruttera powstrzymał mnie.
-Nawet nie zaczynaj. - Odwrócił mnie, bym stała twarzą do niego. - Nie jestem z porcelany, więc przestań mnie tak traktować. Wiem, że się martwisz. Już nawet, na chwilę obecną, zrezygnowałem z pracy byś poczuła się lepiej. - Jego dłoń gładziła mój policzek. - Chodź, trzeba zmyć z ciebie to całe zmartwienie. - Chwycił moją dłoń i zaczął prowadzić w kierunku łazienki, a na mojej twarzy widniał szeroki uśmiech.

   Leżałam na łóżku wtulona w Fabiana. Jego palce delikatnie gładziły moje plecy. Wszystkie negatywne emocje w tej chwili zniknęły.
-Nino śpisz? - Szepnął brunet.
-Nie. O co chodzi?
-Tak myślałem ostatnio o naszym ślubie. - Moja dłoń leżała na jego klatce piersiowej. Oparłam na niej głowę, by móc spojrzeć w jego oczy.
-Tak?
-Mhm. - Mruknął w odpowiedzi.
-A zdradzisz o czym konkretnie myślałeś? - Palcami zaczęłam gładzić krótki zarost na jego brodzie.
-O dacie.
-Też ostatnio o tym myślałam. - Przyznałam. - Nie mam nic konkretnego, ale pomyślałam o jesieni.
-A co powiesz na 24 września? Taka wyjątkowa data.
-Pamiętasz?
-Jak mógłbym nie pamiętać dnia, w którym ujrzałem cię po raz pierwszy od tak dawna. Byłaś taka pewna siebie i zadowolona z tego co robisz. Gdy przeprowadzałaś ze mną ten wywiad, zachowywałaś się jakbyś mnie nie znała. Profesjonalistka w każdym calu. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy. To było tak dawno temu, a on ciągle to pamięta.
-Jak dla mnie jest idealna. - Złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. - Kocham cię. - Szepnęłam.
-Ja ciebie też. - Powiedział czule i pocałował mnie w czoło. Ułożyłam się we wcześniejszej pozycji. Czując ciepło ciała Ruttera i jego dłoń obejmującą mnie w pasie, zasnęłam.

    W nocy obudziło mnie głośne miauczenie kota. Otworzyłam oczy widząc Oskara chodzącego po łóżku.
-Oskar, co się dzieje? - Pogłaskałam futrzaka, lecz ten zamiast się uspokoić, miauczał coraz głośniej. Poczułam jak Fabian poruszył się obok mnie i wtedy to usłyszałam. Płacz Beth.
   W jednej sekundzie poczułam się w pełni obudzona i wstałam z łóżka. Gdy wybiegałam z pokoju usłyszałam pytanie Ruttera, które zignorowałam.
   Od razu zapaliłam światło w pokoju dziecka. Ujrzałam Bethany całą zapłakaną, siedzącą na podłodze. Przed nią była mokra plama.
   Podeszłam do małej szybko, uklękłam obok niej i przytuliłam ją starając się uspokoić jej ciągle drżące ciało.
-Ciii skarbie. Już jestem przy tobie. Już wszystko dobrze - Pocałowałam ją w głowę.
-Co się stało? - W drzwiach stał Fabian i uważnie obserwował pokój.
-Beth zwymiotowała. Mógłbyś przynieść mop z kuchni? - Rutter bez słów zniknął, a ja znów skupiłam uwagę na córce.
-Chodź, pójdziemy stąd. - Wzięłam ją na ręce. Wychodząc z pokoju z szafki wyjęłam piżamę małej i ruszyłam do sypialni. Posadziłam Bethy na łóżku i pocałowałam ją w czoło. Już nie płakała, lecz ciągle była roztrzęsiona. Przebrałam jej piżamę i klęknęłam przed nią by móc bezpośrednio patrzeć w jej zmęczone oczy.
-Zaczekasz tutaj chwilkę? Zaraz przyjdę. - Delikatnie przytaknęła głową.
   Wróciłam do pokoju Bethany.
-Fabian zostaw to. Przecież nie możesz.... - Zaczęłam, gdy ujrzałam bruneta sprzątającego bałagan.
-Nawet nie zaczynaj. Idź do niej, a ja się tym zajmę. - Widział, że nie jestem co do tego w pełni przekonana, ale nie chciałam się z nim sprzeczać, gdy mała siedziała sama. - Nic mi nie będzie, a Beth cię teraz potrzebuje. - Delikatnie mnie pocałował i wrócił do sprzątania.
      Zeszłam do kuchni po szklankę wody i wróciłam do córki. Usiadłam obok niej i podałam jej napój.
-Napij się troszkę.
-Nie chcę. - Zaprotestowała zasłaniając dłońmi usta.
-Skarbie musisz pić. - Ciągle zaprzeczała ruchem głowy. - Chociaż jeden łyczek. - Ciągle nie była do tego przekonana. - Taki malutki? - Spytałam z uśmiechem.
   Z niechęcią wzięła szklankę i wypiła trochę wody. Gdy oddała mi naczynie, odłożyłam je na stolik. Posadziłam ją na swoich kolanach, objęłam i zaczęła kołysać, nucąc cicho jakąś melodię.
   Po chwili wszedł Fabian i usiadł obok mnie.
-Coś musiało jej zaszkodzić. - Powiedział obserwując twarz małej. Wiedziałam, że może mieć rację, lecz niepokój który czułam nie pozwolił mi się w pełni uspokoić. Czułam, że jutro nie będzie lepiej. Nie umiałam tego wyjaśnić. Po prostu wiedziałam, że z Bethany dzieje się coś złego.

    Gdy byłam pewna, że mała zasnęła w moich ramionach, położyłam ją do naszego łóżka. Spała między mną, a Fabianem.
   Obserwując jej spokojną twarz i czując dłoń Ruttera na swojej, niepokój powrócił ze zdwojoną siłą. Co by było gdyby...
   Czułam łzy pod powiekami. Wstałam z łózka i ruszyłam w kierunku drzwi.
-Co się stało? - Spytał Fabian, spoglądając na mnie. Mam nadzieję, że przez ciemność panującą w pokoju nie widział moich łez.
-Nic takiego. Zaraz wracam. - Mój głos pod koniec zdania lekko się załamał. Przeklinałam się w myślach, wiedząc, że to mogło Fabianowi dać do myślenia.
    Poszłam do salonu. Stanęłam przed oknem, patrząc na drzewa wyginane przez wiatr, na miasto które o tej godzinie wydawało się martwe, i pozwoliłam łzom swobodnie płynąć. To był jedyny sposób pozbycia się tych wszystkich negatywnych emocji, które ostatnio mnie dręczyły.
   Moje serce przyśpieszyło, a ciałem wstrząsnął dreszcz, gdy poczułam czyjeś ramiona obejmujące mnie w pasie. Uspokoiłam się szybko, zdając sobie sprawę, że to Fabian.
-Dlaczego płaczesz? - Spytał odwracając mnie twarzą do siebie.
-Nie daje już rady. Fabian, ja chyba wariuję. - Wyznałam. Rutter starł moje łzy.
-Spokojnie. - Poprowadził mnie w kierunku sofy. - Dlaczego tak uważasz? - Milczałam, bo niby co miałam powiedzieć? Że widzę Trevora w różnych miejscach mimo tego, że jest zamknięty w więzieniu?
-Nino chcę ci pomóc. Proszę, pozwól mi na to. - Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
-Gdy usłyszałam płacz Bethany, pierwsze o czym pomyślałam to Trevor włamujący się do naszego domu. Wiem, że jest szansa na jego wolność i to mnie dobija. Nie chcę znów przez to wszystko przechodzić. Nie chcę by, przeze mnie, Bethany miała zniszczone dzieciństwo. Nie chcę, by z mojej winy, coś ci się stało... znów. - Czułam jego spojrzenie na sobie. Zero pogardy, odrazy czy braku zrozumienia. Widziałam w jego oczach samą miłość i chęć niesienia pomocy. - Wiem, że obiecałam się tym nie zadręczać. Za dnia jest o wiele łatwiej. Cieszę się z tych drobnych chwil. Mogę nawet udawać, że wszystko jest okej. Jednak największy koszmar przychodzi nocą. Zaczynam o tym wszystkim myśleć i... - Zaczęłam płakać. Nie byłam w stanie powiedzieć nic więcej. Fabian przysunął się jeszcze bliżej i objął mnie.
-Jesteś najsilniejszą kobietą jaką kiedykolwiek spotkałem. Przeszłaś tak wiele w swoim życiu. Chwila słabości nie oznacza, że wariujesz. Kiedyś musisz odreagować to co wydarzyło się w przeszłości. Daj sobie czas, ja przez cały czas będę przy tobie. Kocham cię i to się nie zmieni. Nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, ale zgodziłaś się dzielić ze mną życie. Pamiętaj, że nie jesteś w tym wszystkim sama. Twoje problemy są też moimi problemami. - Obejmował mnie trzymając blisko siebie. Jego ciało emanowało ciepłem, którego potrzebowałam.
   Czułam się źle. Myślałam, że tym razem sobie nie poradzę, ale siedząc w tej chwili z Fabianem zdałam sobie sprawę, że wszystko jest możliwe. On dodawał mi sił na kolejny dzień. Przetrwam to. Zostawię przeszłość za sobą. Zero lęku, strachu i słabości. Radziłam już sobie w gorszych sytuacjach. Tym razem też dam radę. Potrzebuję na to trochę czasu. Zdecydowanie więcej niż zwykle.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Karen
  

niedziela, 29 stycznia 2017

[86] "Wszystko było idealne i wyjątkowe."

~Nina~
   Po tygodniu Fabian wrócił do domu. Gdy stanął w drzwiach Bethany podbiegła do niego obejmując jego nogi. Wziął ją na ręce, ignorując odczuwalny przy tym ból. Mimo wszystko rana po postrzale ciągle była świeża i każdy wysiłek sprawiał mu ból.
     Czas mijał, a w mojej głowie ciągle słyszałam słowa Marthy i wiedziałam, że brunet cierpi przeze mnie. Gdy pewnego razu spytał dlaczego jestem taka zamyślona i smutna, wyznałam mu całą prawdę. Powiedziałam, że słyszałam ich rozmowę. Jego matka ma rację. Nikt z moich bliskich nie jest bezpieczny. Jednak on zapewniał mnie, że bez względu na wszystko nie przestanie mnie kochać. Uwierzyłam mu. Kto nie zrobiłby tego na moim miejscu. Po tym wszystkim co przeżyłam potrzebowałam zapewnienia, że ktoś przy mnie zostanie.
   Sprawa dotycząca Trevora była w toku. Zbierano wszelkie dowody oskarżające. Jednak adwokat powiedział mi, że moje zeznania w zupełności wystarczą, by zamknąć go za kratami do końca życia.

  Grudzień nadszedł szybko, a wraz z nim kolejne urodziny Beth. Mała spędzała je w towarzystwie dzieci z sąsiedztwa i każdemu chwaliła się, że ma już 5 lat. Jednak najwięcej uwagi poświęcała Ethanowi. Widać było, że dobrze czują się w swoim towarzystwie.
   Na przyjęcie przyszli także Brie i Diler. Nie mogli przecież opuścić tak ważnego dnia swej ulubienicy. W odwiedziny przylecieli także Mason i Amber z Dylanem, którzy obiecali zostać na święta.
    Czas przed świętami był dość chaotyczny. Byłam wzywana na komisariat trzy razy w ciągu dwóch tygodniu w celu uzupełnienia zeznań czy napisania jakichś dokumentów. Oczywiście, za każdym razem gdy opuszczałam dom, Claudia mi towarzyszyła.
   Trudno mi uwierzyć, że potrzeba tyle zachodu, by zamknąć kryminalistę za kratami. Dodatkowo na ostatnim spotkaniu z policją dowiedziałam się, że jest szansa, aby Trevor nie trafił do więzienia. Jego adwokat złożył wniosek o przeprowadzenie badań przez psychologa. Wiem w jakim stanie jest Hill i obawiam się, że spełni się najgorsze. Przecież z psychiatryka Trevor ucieknie bez problemu.
    W tym okresie przedświątecznym miałam na szczęście Amber. Pomagała mi w sprzątaniu i zakupach. Gdy nasi mężczyźni zdobyli choinkę, ozdobiliśmy ją w stylu, który był charakterystyczny dla Pani Foster. W tym roku nasze drzewko miało dwie gwiazdy. Jedną zakładała Bethany, a drugą Dylan. Dodatkowo każdy pokój miał swój charakterystyczny wystrój świąteczny. Gdzie się nie ruszyłeś czułeś Boże Narodzenie.

   Z powodu obserwacji policji, za każdym razem gdy wychodziłam z domu, towarzyszyła mi Claudia. Parę razy sprawdzała mieszkanie. Ostatnio miała miłe spotkanie z Dilerem. Okazało się, że poznali się w szkolnej ławce.
   Gdy policjantka sprawdzała okolicę, ja rozmawiałam z Dilerem o prezencie świątecznym dla Brie. Mężczyzna nie wiedział co jej podarować, a święta były coraz bliżej. Wtedy do salonu weszła Claudia. Widząc loczka zatrzymała się i uważnie mu się przyglądała.
-Catesby?
-O cholera. - Diler odwrócił się w kierunku kobiety. - Claudia? Co ty tutaj robisz?
-Pracuję. W przeciwieństwie do ciebie, ja się nie obijam. - Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Jejku kopę lat. Co słychać?
-Po pierwsze i najważniejsze. Nie używam już swojego imienia. Teraz jestem Diler. - Czyli tak brzmi prawdziwe imię loczka. Catesby.
-Czemu? Przecież jest bardzo śliczne i oryginalne. - Kobieta parsknęła śmiechem.
-Nie zaczynaj.
   Tak zaczęła się ich rozmowa. Siedzieli na kanapie i wymieniali się informacjami dotyczącymi ich przeszłości.

MUZYKA
    Wszystko było idealne i wyjątkowe.
   Do wigilijnej kolacji zasiedliśmy wszyscy. Diler i Brie, ja z Fabianem i Bethany, Amber z Masonem i Dylanem, no i oczywiście Oskar, Kociak dostał własne danie i rozpoczął jedzenie jako pierwszy.
   Jednak te święta pozostaną w mojej pamięci z innego powodu.
   Po kolacji, gdy wszystko zniknęło ze stołu, Fabian zniknął na kilka minut. Gdy wrócił, trzymał w dłoniach duży bukiet czerwonych róż. Widząc go, idącego w moim kierunku byłam, delikatnie ujmując, zdziwiona, lecz gdy ukląkł przede mną na jedno kolano, wszystko stało się jasne. Z całych sił powstrzymywałam swoje ciało, by stało spokojnie, gdy tak na prawdę chciało znaleźć się w jego ramionach.
-Nino wiem, że nosisz już pierścionek na swym palcu, który w razie jakichkolwiek wątpliwości możesz zdjąć. Usłyszałem też to jedno słowo, które mam nadzieję, usłyszę też teraz. - Fabian przez cały czas patrzył tylko w moje oczy. - Jednak chcę to zrobić jak należy, przy osobach, które są dla nas ważne. Nino Martin czy zostaniesz moją żoną? - W jego oczach ujrzałam miłość i nadzieję.
Miałam wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Spojrzałam na nasze otoczenie. Każdy ze zniecierpliwieniem czekał na moją odpowiedź.
-Tak. - Powiedziałam, nie czekając dłużej. Z radości uklękłam przed nim i pocałowałam go, obejmując jego twarz dłońmi.  Gdy odsunęliśmy się od siebie, nasi przyjaciele zaczęli nam gratulować.

   Wieczorem w sypialni mieliśmy chwilę dla siebie. Przez ostatnie wydarzenia mało czasu spędzaliśmy razem. Teraz mieliśmy okazję to nadrobić.
   Leżałam w ramionach Fabiana ciesząc się jego bliskością. Moje ciągle wilgotne włosy moczyły jego ramię. Ignorował to. Po prostu bawił się moimi palcami, co jakiś czas dotykając pierścionka.
-Za parę miesięcy już nie będziesz mogła ode mnie uciec. Jesteś tego pewna?
-Ile razy mam powtarzać, że tak. Skoro tak bardzo nalegasz na zmianę mojego zdania to może ja oddam ci ten pierścionek? - Zaczęłam rysować nieokreślone wzory na klatce piersiowej mężczyzny, aby nie roześmiać się na głos.
-Oczywiście, że nie chcę tego pierścionka z powrotem. Nie pasowałby do moich oczu. - Zaśmiałam się słysząc jego słowa, na co on pocałował mnie w czoło.
   Po chwili spoważniał i wziął głębszy oddech.
-Teraz przestaniesz zadręczać się słowami mojej mamy i uwierzysz w moje słowa? - Podniosłam się, by móc spojrzeć w jego oczy.
-Dlatego to zrobiłeś? Żeby pokazać, że twoja matka nie ma racji?
-Nie. Oczywiście, że nie. Zrobiłem to, bo cię kocham i chcę spędzić z tobą resztę życia. - Założył za moje ucho kosmyk włosów, który zasłonił moją twarz. - Po prostu ostatnio wiele się wydarzyło. Sama mówiłaś, że jej słowa cię zraniły. Gdybym miał możliwość cofnąć czas, nic bym nie zmienił w przeszłości. Zawsze będę starał się cię ochronić nawet za cenę własnego życia. Dlatego chciałbym żebyś nie przejmowała się słowami mojej mamy.
-Nigdy nie zaakceptuję, że z mojego powodu jesteś ranny.
-Nina... - Spojrzał na mnie spojrzeniem nie znoszącym sprzeciwu.
-Okej. Postaram się. Zadowolony? - Odparłam zrezygnowana.
-Postarasz się? To zdecydowanie za mało. W takim razie muszę cię jakoś przekonać. - W ciągu sekundy zawisł nade mną kładąc swoje dłonie obok mojej głowy. Przybliżył się do mnie i delikatnie dotykał moich ust swoimi. Jego dłoń zaczęła sunąć po moim ciele. Powoli uniósł mój podkoszulek i zaczął opuszkami palców dotykać mojego brzucha. Gdy poczułam jak jego usta wykrzywiają się w uśmiechu, zrozumiałam, że drażni się ze mną. Powoli zdjął ze mnie podkoszulek i przez kilka sekund mnie obserwował. Znów złączył nasze usta. Tym razem pocałunek był namiętny i przekazywał to czego nie byłyby w stanie powiedzieć słowa.
   Zaczęłam gładzić jego nagą klatkę piersiową. Od dziś jeszcze bardziej uwielbiałam, gdy śpi bez koszulki.
   Moja dłoń dotknęła białego plastra znajdującego się na jego brzuchu. Powstrzymałam jego dłonie ciągle błądzące po moim ciele i przerwałam pocałunek.
-Twoja rana...
-Nie martw się. Nic mi nie będzie. - Szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy
   Po chwili nie było między nami barier w formie ubrań. Nie śpieszyliśmy się. Badaliśmy nasze ciała nawzajem jakbyśmy robili to po raz pierwszy.
   W pewnym momencie poczułam jak mięśnie Fabiana napinają się, a na twarzy pojawił się lekki grymas.
-Fabian...  -Zaczęłam, lecz przerwał mi całując mnie.
-Ciii. Mam lepszy pomysł. - Powoli obrócił nas tak, że to ja leżałam na nim. Usiadłam chcąc go obserwować, lecz zamiast tego poczułam ruch w sobie, a z moich ust mimowolnie wydostał się jęk. Ponownie schyliłam się, by móc go pocałować.
    Tym razem to ja miałam nad wszystkim kontrolę.


--------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   W tym rozdziale troszkę przyśpieszyłam czasowo, no i mamy święta ^^
Nie chcę wam mówić za wiele, ale nie zawsze będzie tak piknie i kolorowo jak w tym rozdziale.
   Zaktualizowałam zakładkę BOHATEROWIE. Wielkich zmian tam nie uczyniłam, no ale jednak jedna osóbka została dodana ^^

Miłego
Karen

sobota, 21 stycznia 2017

[85] "To już koniec."

~Nina~
    Siedziałam na podłodze oparta o ścianę i obserwowałam jak policjanci wyprowadzają zakutego Trevora.
-Wszystko w porządku? - Spytała mnie kobieta kucając przede mną. Miała na sobie zwykłe ubrania, lecz odznaka zawieszona na łańcuszku wisiała na jej szyi.
-Chyba tak.
-To dobrze. Ja jestem Claudia i od dziś to ja cię obserwuję.
-Jestem Nina, ale to pewnie już wiesz.
-Ciągle jesteś w szoku? - Spytała zaskakując mnie tym pytaniem.
-To aż tak widać?
-Nie, skąd. - Jednak jej mina zdradzała co innego. - Nie ma ci się co dziwić. W końcu nie codziennie atakuje cię psychol na szpitalnym korytarzu. - Już po kilku sekundach rozmowy dało się poznać, że kobieta jest bezpośrednia i nie boi się co pomyślą o niej inni.
-Czy to oznacza, że dalej mam ochronę? - Spytałam zmieniając nagle temat.
-Tak. Dopóki nie będziemy pewni, że Hill nie ujrzy świata poza kratami do końca życia. - Więc to jeszcze nie koniec. Mogłam się tego spodziewać. Przecież w moim życiu nie może być choć grama spokoju.
-Przepraszam, że to wszystko trwało tak długo. Człowiek nawet na chwilę nie może zostawić młodzika, którego szkoli, samego i pójść do bufetu. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że Hill pojawi się w miejscu pełnym ludzi i kamer.
-Taki już jest. Nieprzewidywalny. Ważne, że został złapany, a my... - Urwałam wypowiedź przypominając sobie słowa Trevora. 
     A jak tam twój kochaś? Kopnął już w kalendarz?
   Fabian. Co jeśli Hill coś mu zrobił?
   Zerwałam się z podłogi nie zwracając uwagi na policjantkę i pobiegłam w stronę sali Fabiana. Błagam...
   Wbiegłam do sali. Nie było w niej zamieszania, lekarze i pielęgniarki nie biegali wokół łóżka, maszyny pikały spokojnie jakby nic się nie wydarzyło. Odetchnęłam z ulgą.
   Parę sekund później usłyszałam za sobą Claudie.
-Co się stało? - W jej głosie usłyszałam gotowość.
-Nic takiego. - Usiadłam na swoim stałym miejscu obok łóżka i chwyciłam dłoń Ruttera. - Wszystko jest już w porządku.

MUZYKA
   O poranku obudził mnie dotyk. Ktoś delikatnie gładził moje włosy. Podniosłam się szybko od razu żałując tak gwałtownego ruchu. Przez odrętwiałe ciało przeszła fala bólu, bo przez kilka godzin spałam oparta o łóżko szpitalne.
-Obudziłeś się. - Powiedziałam niemal szeptem patrząc w brązowe oczy Fabiana. - Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. - Jego głos był cichy, ale silny.
-Powinnam pójść po lekarza... - Zaczęłam wstawać, lecz jego dłoń powstrzymała mnie.
-Nie musisz. Jest okej. - Jego usta wykrzywił delikatny uśmiech. - Lepiej powiedź, że tobie nic nie zrobił gdy ja... - Przerwałam mu kiwając głową i mówiąc, że jestem cała i zdrowa. Nie chciałam słyszeć jak kończy to zdanie.
    Usiadłam z powrotem podziwiając jego spokojną twarz. Nawet nie chcę myśleć, że parę godzin temu prawie go straciłam.
-Tak bardzo się bałam. - Powoli uniósł dłoń i dotknął mojego policzka głaszcząc go kciukiem.
-Wiem. Przepraszam...
-Nie. - Przerwałam mu i zakryłam jego dłoń swoją. - Dość przeprosin i poczucia winy. To już koniec.
-Co masz na myśli?
-Dziś w nocy złapali Trevora.
-Co takiego? Jak? - Spojrzałam na jeden z monitorów. Jego puls przyśpieszył. Jeśli dowie się jak było, nie wpłynie to zbyt dobrze na jego zdrowie. Dopiero się obudził.
-To jak go złapali nie jest istotne. Ważne, że już nam nie zagraża. Uspokój się trochę. - Zmarszczyłam brwi ze zmartwienia.
-Dobrze. Masz rację. - Wziął parę głębszych wdechów, przy których jego twarz wykrzywiła się z bólu.
-A któż to się obudził? - Powiedział lekarz wchodząc do sali. Zaraz za nim weszła pielęgniarka pchając mały stolik, na którym było kilka medycznych rzeczy.
-Przepraszam Panią, ale musi Pani opuścić salę na czas badań. - Kobieta zwróciła się do mnie mając ciepły uśmiech na ustach.
-Oczywiście. - Odwzajemniłam go i wyszłam na korytarz.

   Gdy lekarz z pielęgniarką opuścili salę, weszłam do środka.
-I co powiedział lekarz? - Spytałam Fabiana siadając na krześle. Dotknęłam jego dłoni.
-Jeśli wyniki badań będą dobre to w przyszłym tygodniu powinienem wrócić do domu.
-To dobrze, a teraz odpocznij. - Uśmiechnęłam się do niego.
-Jedź do domu. Jesteś zmęczona, też powinnaś odpocząć. - Zamknął oczy, lecz jego kciuk ciągle gładził moją dłoń.
-Posiedzę jeszcze chwilę i wrócę do domu. - Jego palce badały moją dłoń jakby czegoś szukały. Po chwili jego palec zatrzymał się na pierścionku.
-Powinienem to zrobić inaczej. - Uniósł powieki i spojrzał w moje oczy.
-To nie ma najmniejszego znaczenia. Moja odpowiedź i tak nie ulegnie zmianie.
-Kocham cię. - Na te słowa, moje usta mimowolnie uformowały się w uśmiech.
-Ja ciebie też. Teraz odpoczywaj.
    Nie minęło dużo czasu, gdy do sali weszła Pani Sharon. Ze łzami w oczach podeszła do swojego syna i chwyciła jego dłoń. Fabian od razu otworzył oczy wyczuwając jej obecność.
-Synku... - Jej dłoń spoczęła na jego policzku.
-Mamo, wszystko jest już dobrze. - Widać było, że Fabianowi ciężko utrzymać oczy otwarte. Widocznie podali mu leki przeciwbólowe, które powodowały senność.
-Nie masz co robić? Musisz mnie tak straszyć na stare lata? - W jej oczach widoczna była ulga.   
    Widząc relacje matki z synem czułam się jak piąte koło u wozu.
-To ja nie będę wam przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się i chciałam wstać, lecz Fabian nie puszczał mojej dłoni.
-Nie przeszkadzasz.
-Synku, Nina ma rację Powinna już iść. - Wtrąciła mama Ruttera.
-Tak będzie lepiej. - Z moich ust nie schodził uśmiech mimo, że jej słowa mnie zabolały. - Widzimy się jutro. - Delikatnie pocałowałam Fabiana w usta. Jego wzrok był pełny... sama nie wiem czego. Przeprosin, troski, miłości, bólu... Nie byłam w stanie określić.
Ruszyłam w kierunku drzwi, a do moich uszu dobiegł szept kobiety.
-Fabian, policja powiedziała mi, że to przez nią zostałeś ranny. - Wyszłam z sali, lecz nie oddalałam się od drzwi. - Nie powinieneś...
-Mamo, nie.
-Fabian ona nie jest dla ciebie odpowiednia.
-Kiedyś sama mówiłaś, że ta kobieta to ideał. Dlaczego teraz uważasz inaczej? - Czułam się okropnie podsłuchując ich rozmowę, jednak ciekawość zwyciężyła. Niestety każde słowo Marthy bolało coraz bardziej.
-Bo prawie przez nią zginąłeś. - Nie mogłam słuchać tego dalej. Ruszyłam przed siebie wychodząc ze szpitala.
---------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was za brak gifów, ale nie mogłam znaleźć czegoś odpowiedniego.
Zdaję sobie sprawę, że ten rozdział jest dość krótki, ale muszę zakończyć go w takim momencie bo mam plany do następnego rozdziału.

Miłego :)
Karen

piątek, 6 stycznia 2017

[84] "Zbyt wiele jak na jeden dzień."

MUZYKA
~ Nina~
    Miałam wrażenie, że Fabian leżał w moich ramionach dobre kilka godzin zanim przyjechała karetka.
   Sanitariusze szybko zajęli się Rutterem. Jechałam z nim w karetce i obserwowałam jak lekarze starają się uratować jego życie.
   W szpitalu od razu zabrali go na salę operacyjną. Ja usiadłam na krześle przed salą, zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Czułam się beznadziejnie. Gdzieś wewnątrz mnie coś mi mówiło, że to moja wina. Przecież to mnie Trevor chciał. Gdybym z nim poszła od razu, do niczego by nie doszło. Fabian nie może teraz odejść. Lekarze muszą zrobić wszystko, by żył.
   Wtedy zorientowałam się, że rękawy mojego płaszcza są całe w zaschniętej krwi. Z kieszeni wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Brie,
-Słucham. - Usłyszałam głos dziewczyny.
-Brie... Dasz radę przyjechać do szpitala? - Starałam się nie płakać, lecz nie najlepiej mi to wychodziło.
-Nino, czy ty płaczesz? Co się stało? Dlaczego mam przyjechać do szpitala?
-Fabian został postrzelony. - Zasłoniłam usta dłonią uciszając wydobywający się z moich ust jęk bólu. Nie byłam zraniona fizycznie. To moje serce cierpiało.
-Przyjadę jak najszybciej tylko mogę.
-Brie mogłabyś mi przywieść jakieś ubranie? To co mam na sobie jest całe... - Nie byłam w stanie dokończyć zdania.
-Jasne. Trzymaj się. Zaraz przyjadę.

   Gdy ujrzałam Brie i Dilera idących  w moim kierunku, w pewnym stopniu zrobiło mi się lżej.
Wstałam z krzesła i jedno spojrzenie w kierunku sali operacyjnej wystarczyło, by z moich oczu znów popłynęły łzy.
-Hej, mała. - Powiedział Diler i objął mnie. - Cii. Wszystko będzie dobrze.
    Po kilkunastu sekundach odsunęłam się od Dilera. Usiedliśmy na krzesłach, a Brie objęła mnie ramieniem.
-Wyjdzie z tego. - Powiedziała blondynka. Zauważyłam jak oboje spoglądają na moje dłonie i ramiona.
-Chodź, przebierzesz się. - Powiedziała, przyciszonym głosem, Johnson. Ścierając łzy z policzków ruszyłam za nią.

   Gdy byłyśmy w łazience weszłam do jednej z kabin i zaczęłam się przebierać.
-Zaraz wrócę. Przebierz się, a ja będę za minutę. - Powiedziała Brie. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i byłam pewna, że jestem sama.
   Mój płaszcz nadawał się do wyrzucenia, a co do sukienki... Nie jestem pewna czy będzie się nadawać do kolejnego użytku.
   Wyszłam z kabiny i od razu ujrzałam odbicie w lustrze słabej i wystraszonej kobiety. Do tego miałam czerwone i podpuchnięte oczy, pod którymi był widoczny lekko rozmazany makijaż.
   Brie już czekała i obserwowała mnie uważnie, gdy sięgnęłam po ręcznik papierowy i zamoczyłam go w ciepłej wodzie. Zaczęłam ścierać makijaż i widziałam jak moje dłonie drżą. Ciągle widziałam na nich krew mimo, że były czyste. Oparłam się o umywalkę i spuściłam wzrok nie mogąc znieść swojego widoku. Przecież gdybym nie uciekła Trevor skupiłby spoją uwagę na mnie. Wtedy Fabianowi nic by się nie stało. Dlaczego ten policjant za nami nie poszedł? Przecież taka była umowa...
    Po moich policzkach płynęły kolejne łzy. Blondynka od razu znalazła się przy mnie i podała mi jakąś tabletkę.
-Weź to. Poprosiłam pielęgniarkę, aby podała mi jakiś lek uspokajający dla ciebie. - Bez namysłu wzięłam tabletkę do ust i połknęłam ją bez wody

   Gdy wyglądałam już w miarę normalnie, wróciłyśmy na korytarz. Przed salą operacyjną ciągle siedział Diler, lecz miał towarzystwo. Przed nim stała policja i w milczeniu obserwowali korytarz. Gdy mnie zauważyli ruszyli w moim kierunku.
-Pani Martin? - Spytał jeden z mężczyzn.
-Tak. O co chodzi?
-Chcieliśmy Panią poinformować o zmianach związanych z ochroną. Bardzo nam przykro z powodu Pana Ruttera. Policjant, który wtedy był na straży został zabity. - Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Ktoś zabił uzbrojonego policjanta... - Przypuszczamy, że mógł to być Trevor. Jeden z sąsiadów widział mężczyznę kręcącego się po okolicy pasującego do jego rysopisu. W związku z zaistniałą sytuacją podwajamy ochronę Pani i Pani córki. - Policjant opowiadał dalej zdając mi chyba raport z ich wszystkich poczynań. Jednak dla mnie to chyba było  już zbyt wiele. Fabian walczący o życie na sali operacyjnej, podwojona ochrona, zabicie tamtego policjanta.... Zbyt wiele jak na jeden dzień. Do tego czułam się osłabiona i leki uspokajające działały coraz mocniej. Nie czułam zupełnie nic i chciało mi się spać. Mój umysł był lekko otumaniony. Nie wszystkie informacje w pełni do mnie docierały.

    Czekałam i czekałam, lecz z sali ciągle nikt nie wychodził. Patrzyłam na swoje dłonie, a palcem wskazującym dotykałam pierścionka. Był delikatny i skromny, ale był przepiękny. Dzisiejszy dzień byłby najlepszym dniem w moim życiu, gdyby nie pojawił się Trevor. Dlaczego nie możemy cieszyć się każdym dniem i żyć w spokoju? Dlaczego wszystko zawsze musi się popsuć?
   W moich oczach zaczęły zbierać się kolejne łzy, które po chwili swobodnie płynęły po moich policzkach. Brie widząc to, bez słowa przysunęła się do mnie i objęła mnie ramieniem.

   Nie wiem ile czasu minęło od zniknięcia policjantów i pojawienia się lekarza. Od razu oprzytomniałam i ruszyłam w jego kierunku.
-Doktorze co z Fabianem?
-Operacja przebiegła pomyślnie. Mieliśmy problem z wyjęciem kuli, która na szczęście nie uszkodziła narządów wewnętrznych. Pan Rutter powinien szybko wrócić do zdrowia. - Słysząc te słowa, wielki kamień spadł mi z serca. Od razu zapomniałam o wcześniejszych wydarzeniach, a moje serce wypełniła radość.

   Po kolejnej godzinie Fabian leżał w normalnej sali. Urządzenie monitorujące prace jego serca pikało spokojnie. Brunet ciągle był pod działaniem narkozy, więc wciąż spał. Widząc go żywego uspokoiłam się całkowicie przez co zaczęło dopadać mnie zmęczenie. Diler wrócił do domu, by odebrać od mamy Fabiana Beth. Namawiał mnie bym wróciła z nim i odpoczęła, ale nie miałam najmniejszej ochoty się stąd ruszać. Dziś prawie straciłam miłość swego życia. Muszę być w 100 % pewna, że wszystko będzie dobrze.

   Fabian ciągle nie obudził się po narkozie. Dochodziła 2 w nocy, więc żeby trochę się obudzić ruszyłam w kierunku automatu.
   Wybrałam odpowiednią kawę, wrzuciłam monety i czekałam na napój. Gdy maszyna wydawała dźwięk parzenia kawy, za sobą usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się chcąc sprawdzić kto to. Moim oczom ukazał się Trevor. Jak udało mu się tutaj wejść? Przecież godziny odwiedzin już dawno się skończyły, pielęgniarki nie wpuszczały na oddział nikogo.
-Hej śliczna. - Powiedział Hill stojąc metr przede mną. - Stęskniłaś się za mną? - Stałam jak sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam zrobić czy powiedzieć.
-A jak tam twój kochaś? Kopnął już w kalendarz? - Trevor stał tak blisko mnie, że jego szept słyszałam doskonale. - Pewnie strasznie za nim tęsknisz. - Dotknął mojego policzka. Wzdrygnęłam się. Jego dłoń była zimna i szorstka.
   Gdy miałam zwiększyć dystans między nami, moim oczom ukazał się policjant. Z bronią w pogotowiu zaczął zbliżać się w naszym kierunku.
-Pewnie w tej twojej ślicznej główce krąży pytanie co ja takiego tutaj robię. - Znów skupiłam się na Trevorze starając się opanował emocje. To nasza szansa na złapanie go. Drugiej już może nie być.
-Niestety nadszedł już czas na ciebie. - Jego jedna ręka ciągle znajdowała się na moim policzku. Drugą sięgnął za kurtkę. Moim oczom ukazał się nóż.
Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, dać znać policjantowi by się pośpieszył. Jednak wtedy Trevor zareagował. W mgnieniu oka znalazł się za mną, dłonią zasłonił mi usta i szeptał do ucha.
-Ciiii. Tutaj musimy być dyskretni, więc ani piśnij. - Trzymał mnie mocno, bardzo blisko siebie. Ledwo oddychałam. Patrzyłam na długi i pusty korytarz. Gdzie ten policjant? Przecież przed chwilą tu był. Czyli muszę sobie radzić sama? Nie mogę tak po prostu się poddać. Nie mogę zostawić Bethany.
   Wykorzystując cenne sekundy wbiłam swój łokieć w brzuch Hilla jak najmocniej tylko mogłam. Zasyczał w odpowiedzi. Mój uczynek nie zbyt mi pomógł. Mężczyzna szybko doszedł do siebie. Złapał moje dłonie i jedną ręką trzymał je za moimi plecami. Szarpałam się, lecz nie miałam możliwości oswobodzenia się. Leki uspakajające ciągle działały, a po tak ciężkim dniu szybko traciłam siły.
-Chciałem to zrobić szybko, byś nie cierpiała, lecz zmieniłem zdanie. Będziesz bardzo... - Trevor zamilkł, gdy zostaliśmy szarpnięci do tyłu. Upadliśmy, a jego uścisk zelżał. Udało mi się oswobodzić. Odsunęłam się od niego i oparłam o ścianę. Oddychałam szybko, oczy miałam zamknięte. Serce biło mi tak mocno, że czułam je aż w gardle.
   Słyszałam czyjeś głosy, uderzające buty o podłogę. Powoli uniosłam powieki obserwując co się dzieje. Mężczyźni w czarnych strojach z bronią w ręku zaczęli przybiegać otaczając mnie i Hilla. Pusty korytarz zapełnił się ludźmi.
   Wszystko trwało bardzo szybko. W jednej sekundzie Trevor groził mi, a w drugiej leżał na ziemi obezwładniony przez policję.
---------------------------------------------------------------------------------------
Jejku dawno mnie tutaj nie było za co bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze został.

Jednak ta chwilowa przerwa była mi potrzebna. Dawno nie pisałam rozdziału z taką przyjemnością jaką sprawił mi ten. Oby ten chwilowy przypływ weny nie odszedł zbyt szybko. 
Prawie dwa miesiące bez rozdziału....Tym razem postaram się dodać coś wcześniej.  

Wasza Karen