~Nina~
Pani Sharon wyszła po 10. Chciała porozmawiać z Bethany, lecz ta ciągle spała. Zaniepokojona zajrzałam do jej pokoju i usiadłam na jej łóżku. Delikatnie potrząsnęłam jej ramieniem, by się obudziła lecz poczułam ciepło. Mała powoli otworzyła oczy patrząc na mnie sennie a ja dotknęłam jej czoła. Była rozpalona.
-Skarbie, jak się czujesz? - Spytałam ją.
-Spać... - Szepnęła i znów zamknęła oczy. Wstałam, by po chwili przynieść termometr. Po chwili urządzenie wskazało 39,5. Nie wierzyłam własnym oczom. Skąd ta gorączka? Przecież jeszcze wczoraj wszystko było w porządku.
Nie czekając dłużej podałam jej syrop przeciwgorączkowy i zadzwoniłam do lekarza umawiając się na wizytę.
-Skarbie, musisz wstać.
-Nie chce.
-Wiem, ale musimy jechać do lekarza. - Powoli ubrałam ją i wzięłam na ręce. Gdy posadziłam ją na foteliku była już trochę bardziej rozbudzona.
-Zimno mi. - Powiedziała, a ja okryłam ją przygotowanym wcześniej kocem.
Usiadłam na miejscu kierowcy i przekręciłam kluczyk. Nic się nie stało. Wtedy zadzwonił telefon. Odebrałam go dalej próbując odpalić samochód.
-Słucham.
-Hej... tu Fabian... em... mógłbym dzisiaj przyjść? - Jego głos był niepewny, a samochód wciąż nie reagował.
-Cholera... - Szepnęłam głośniej niż chciałam. - Dziś to nie jest najlepszy pomysł.
-Dlaczego? Stało się coś?
-Bethany ma gorączkę, a mój samochód nie chce odpalić.
-Zaraz podjadę moim i was zawiozę. - W pierwszej chwili chciałam się sprzeciwić, ale tu chodzi o moje dziecko i nie będę unosić się dumą w takiej sytuacji.
-Dobrze. Dziękuje.
Przez całą drogę do przychodni milczeliśmy. Dość szybko zostałyśmy przyjęte, a po 20 minutach byłyśmy z powrotem w samochodzie.
-Co powiedział lekarz? - Spytał Fabian, gdy ruszył z parkingu.
-Powiedział, że to gorączka trzydniowa prawdopodobnie spowodowana stresem. - Tuliłam do siebie Beth, która spała na moich kolanach.
-Ze stresu? Przecież to dziecko. - Jego oburzenie było wyraźne. Niech myśli co chce. Nie chcę kolejny raz tego opowiadać, więc po prostu milczałam.
Chwilę później Fabian zaparkował na moim podjeździe.
-Jeszcze raz dziękuje. - Powiedziałam zanim wysiadłam.
-Nie masz za co. Gdybyście czegokolwiek potrzebowały po prostu daj znać. - Przytaknęłam. - Mogę wpaść później, by sprawdzić co z Bethany?
-Jasne. - Uśmiechnęłam się i z małą na rękach weszłam do domu.
Gdy Beth obudziła się zawołała mnie.
-Chcesz pić? - Od razu spytałam wchodząc do jej pokoju.
-Tak. - Podałam jej trzymany w ręce kubek soku. - Mamusiu, mogę cię o coś spytać?
-Jasne, o co tylko zechcesz.
-Gdzie jest mój tata? Bo tata Ethana ciągle z nim siedzi... - Nie wiedziałam co mam jej powiedzieć gdy patrzyła na mnie smutnym spojrzeniem. Wcześniej było łatwiej. Mówiłam jej że tatuś jest daleko w pracy i nie może przyjechać. A teraz? Przecież nie powiem jej, że tata jest naszym sąsiadem i nie wiadomo jak długo tam mieszka.
-Możliwe, że wkrótce go zobaczysz.
~……~
Nareszcie je znalazłem. Nie było łatwo, ale ten idiota Rutter ułatwił mi zadanie. Teraz tylko muszę zebrać ekipę.
Wyjąłem telefon z kieszeni i wybrałem numer mojego brata.
-Słucham. - Odezwał się po kilku sygnałach.
-Znalazłem je.
-Gdzie są?
-W Londynie.
-Daleko zawędrowały. To kiedy składamy im odwiedziny?
-Jak najszybciej. Jak szybko uda ci się z resztą przylecieć?
-Nie wiem. Devon odpadł. Trafił do psychiatryka.
-Co zrobił?
-Prawie zabił Savane. Podobno pomogła Rutterowi. Najpierw trafił do pierdla, ale zbadali go. No i tak trafił do czubków. - Gwizdnąłem słysząc jego opowieść. Największy chojrak z naszej grupy zbzikował. Do czego to doszło?
-A co ze Scottem? - Spytałem.
- Ostatnio gadałem z nim po porwaniu tej suki. Powiedział, że chciał zemsty, ale nie w taki sposób.
-A jakiż to był ten jakże karygodny sposób?
-Rozchodzi mu się o to, że była w ciąży.
-O jejku wielkie mi halo. Dobra... koniec tych ckliwych historyjek. Kiedy przylecisz? - Szkoda, że Jack nie podróżował ze mną. Jednak coś zawdzięczam Martin. Dzięki niej odnalazłem brata.
~Nina~
Po trzech dniach gorączka zniknęła i Beth poczuła się lepiej. Fabian odwiedził ją raz. Na razie nie mówiliśmy jej całej prawdy. Dziś miał przyjść drugi raz. Ja chcę się od niego odciąć, ale nie mogę odsuwać Beth od jej ojca, gdy ten jest tak blisko.
Usłyszałam pukanie do drzwi. Zostawiłam dokumenty potrzebne do pracy na stole i otworzyłam drzwi. Ujrzałam go i... Stałam przed nim, byłam przerażona. Przecież to nie możliwe, by tutaj stał, by żył. Widziałam na własne oczy...
-Tęskniłaś za mną? - Spytał Trevor przerywając moje myśli. Automatycznie serce zaczęło bić mi szybciej. To nie dzieje się na prawdę. To nie może być prawda.
-Nie wpuścisz nas do środka? - Spytał stojący za nim Jack. Pokazał mi schowaną broń. Odsunęłam się pozwalając im przejść i zaczęłam się modlić, by Bethany nie zeszła lub by oni nie wyszli na górę. Dlaczego to znów się dzieje?
-Nieźle się ukryłaś, muszę ci to przyznać. - Usiadł na kanapie, kładąc jedną rękę na oparciu. - Klapnij sobie. - Poklepał miejsce obok siebie, a ja co zrobiłam? Oczywiście usiadłam. Gdyby nie Beth nie słuchałabym się go w ten sposób. W ogóle bym go nie słuchała.
-Jak to możliwe, że żyjesz? Lekarze powiedzieli... - Nie pozwolił mi dokończyć.
-Byli opłaceni. Ta forsa od Ruttera z przydała się w wielu sytuacjach. Opłaciliśmy kogo trzeba by ten kutas trafił za kratki, nawet chcieliśmy przekupić ochronę na lotnisku, ale nikt nie puścił pary gdzie jesteś. Chyba jako jedyni nie chcieli forsy. Wiesz teraz każdego można przekupić. A wracając do twojego pytania. No cóż. Przeżyłem. Cieszysz się z tego powodu prawda? - Milczałam. Gdybym mogła zabić spojrzeniem, dawno byliby martwi. - No nic, ale my tutaj nie w tej sprawie. Jacka już znasz, ale pozwól że przedstawie ci go w inny sposób. Poznaj mojego kochanego braciszka. - Trevor wstał i zarzucił prawe ramię na szyję Brook'a.
-Co takiego?
-Też nie uwierzyłem na początku. Nasza historia jest dość skomplikowana, ale pozwól że ci ją przedstawię. Widzisz. Mój ojciec zdradził matkę. Ona kilka dni przed śmiercią powiedziała mi, że mam brata. Uderzyłem w mordę ojca za zdradę i kazałem mu wszystko naprawić, więc zorganizował wyjazd w trakcie którego zginęli. Ot to cała opowieść. - Sądziłam, że gorzej być nie może. Zbyt wiele informacji na raz dotarło do mojego umysłu. Co tu się dzieje do jasnej cholery? Mam nadzieję, że to zwykły koszmar. Jednak znając moje szczęście to wszystko jest prawdą. - Widzę, że nie jesteś dziś zbyt rozmowna. Ale my nie na pogaduszki. Przyszliśmy po brzdąca. - Te słowa ocuciły mnie.
-Co? Po co ci ona? Nie zabierzesz jej. - Ruszyłam w kierunku schodów, by zastawić przejście, lecz Hill złapał mnie. Zaczęłam się szarpać, ale to nic nie dało.
-Jack wiesz co robić. - Brook pokiwał tylko twierdząco głową i ruszył na górę. Nie, nie, nie, nie, nie. To się nie dzieje.
-Puść mnie! Nie zabierzecie mi jej znowu! - Zaczęłam wymachiwać nogami i udało mi się go kopnąć. Puścił mnie. Ruszyłam w kierunku schodów, lecz wtedy usłyszałam jak przeładowuje pistolet. Stanęłam w miejscu.
-Ani się waż ruszyć. - I wtedy ktoś zapukał do drzwi. Część kamienia, który zalegał na moim sercu spadła. Trevor przyłożył palec do ust pokazując mi bym zachowała ciszę. Cholerny pistolet!
Na szczęście pukanie nie ustępowało.
-Otwórz te pieprzone drzwi. - Warknął Trevor cicho. - Nawet nie piśnij co tu się dzieje. - Powoli podeszłam do drzwi. Moim oczom ukazał się Fabian. Poczułam ulgę. Pomoże mi. Musi zauważyć, że coś jest nie tak.
-Cześć.
-Hej. - Odpowiadam niepewnie.
-Mogę wejść? - Spytał. Mimikom twarzy starałam się przekazać strach, który czułam. Nasza córka była w niebezpieczeństwie.
-Nie. - Praktycznie szepnęłam. Czułam broń wbijającą się w mój bok. Jedno złe słowo i po mnie.
-Dlaczego? - Zmarszczył brwi. Błagam cię, pomóż mi.
Czułam, że zaczynam drżeć. Moja dłoń zaczęła się trząść na klamce i nie umknęło to uwadze Rutterowi.
-Co się dzieje? - Spytał próbując wejść do środka. Powstrzymałam go kładąc dłoń na jego klatce piersiowej.
-Nic. - Lecz moje ruchy zaprzeczały słowom. Ścisnęłam w dłoni jego koszulę. Spojrzał na nią, a później w moje oczy, w których zaczęły powoli zbierać się łzy. Dlaczego on niczego nie dostrzega? Dlaczego nie reaguje? Przecież Beth...
Wtedy moje wewnętrzne prośby zostały spełnione. Fabian gwałtownie popchnął drzwi, które uderzyły Trevora. Ten zachwiał się i wypuścił broń. Gdy brunet go dostrzegł... W jednej sekundzie szok zmienił się we wściekłość. Wykorzystał okazję, że Trevor jest chwilowo ogłuszony i uderzył go. Nawet nie wiem kiedy Fabian przyparł Trevora do podłogi i zaczął okładać go pięściami.
-Nigdy więcej jej nie dotkniesz, ani nie będziesz oglądać. - Powiedział Rutter przerywając swoje ciosy. Hill nawet się nie bronił. Przyjmował każdy cios, aż był ledwo przytomny. Zaczęłam odciągać od niego Fabiana. Przecież nie może go zabić.
-Fabian zostaw go! - Uniosłam głos, bo zwykłe słowa do niego nie docierały. Po chwili przestał i wstał stając przy mnie.
-Jesteś cała? Nic ci nie zrobił? - Brunet zaczął mnie obserwować.
-Jestem cała, ale.... - Krzyk Hilla przerwał mi.
-Bierz ją! - W tym samym momencie do moich uszu dotarł krzyk Bethany. Zerwałam się z miejsca i pobiegłam do jej pokoju. Stała przed Jackiem, który trzymał przy jej głowie broń. Moje serce stanęło...
-Proszę cię. - Łzy zaczęły płynąć po mojej twarzy. Fabian stał tuż za mną.
-Ani kroku bliżej. - Potrząsnął Beth, a ta zaczęła płakać mocniej.
-Skarbie spójrz na mnie. - Zaczęłam do niej mówić. - Wszystko będzie dobrze. - Spojrzałam na Brook'a. - Czego chcecie?
-Twojego cierpienia. - Usłyszałam za sobą głos Trevora. Odwróciłam się. Krew wypływała z kącika ust, oko było podpuchnięte, a brew rozcięta. Na ten widok poczułam zawroty głowy i nadchodzące mdłości, ale muszę to zrobić.
-Zrobię co chcecie. - Inaczej nie zostawią jej w spokoju.
-Nina, nie. - Szepnął Fabian chwytając za mój łokieć. Nie zmieni mojej decyzji. Dla Bethany zrobię wszystko.
-Kusząca propozycja. - Hill stanął obok swojego brata. Do moich uszu ciągle dobiegało łkanie małej. - Ale chyba nie jesteśmy nią zainteresowani.
-Pójdę z wami, jeśli tylko zostawicie Bethany w spokoju. Zrobię co tylko będziesz chciał tylko obiecaj, że nigdy więcej cię nie ujrzy.
-Ale przecież ona mnie zna, prawda? - Zwrócił się do niej. Gdyby nie dłoń Fabiana ruszyłabym w jego kierunku. - Ten ptaszek był śliczny, szkoda tylko że nie żyje.
-Więc to ty.
-Tak ja to zrobiłem. Chciałem tego białego kota, ale gdzieś się schował i nie chciało mi się go szukać. No dobrze... Zrobię wyjątek. Pójdziesz z nami. - Jack ruszył w kierunku drzwi popychając Beth.
-Bethany zostaje tutaj z Fabianem.
-Nina... - Rutter ciągle szeptał do mojego ucha, by mnie powstrzymać, lecz ignorowałam go.
-Pójdę dopiero gdy będę mieć pewność, że jest bezpieczna. - Jack poluzował uścisk na jej ramieniu, dzięki czemu mogła do mnie podbiec. Kucnęłam, a ona rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ją mocno i pocałowałam w czoło.
-Już wszystko dobrze. Zostaniesz z Fabianem, dobrze? To mój... - Wiem, że to nie najlepsza pora, ale możliwe że już nigdy nie będę miała możliwości, by jej to powiedzieć. - To twój ojciec. Ochroni cię i będzie się tobą opiekował.
-A ty mamusiu? - Spytała ocierając drobną dłonią łzy.
-Ja... Na jakiś czas muszę gdzieś pojechać, ale nie martw się. Wszystko jest dobrze. - Starłam kolejne łzy płynące po mojej twarzy. - Kocham cię. - Pocałowałam ją w czoło i wstałam. Popchałam ją lekko w stronę Fabiana, który od razu ją objął. Nasze spojrzenia spotkały się. W jego oczach ujrzałam bezradność. Też tak się czułam. Nic innego nie mogłam zrobić.
-Dobra. Koniec tych scenek. Idziemy. - Ruszyłam schodami w dół czując przystawioną lufę pistoletu do pleców.
--------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam za drobne opóźnienie. Sporo się ostatnio działo więc tak jakoś wyszło. Mam nadzieję, że rozdział się wam podoba.
Miłego:)
Karen
ZGINIESZ
OdpowiedzUsuńTO BYŁ NAJBARDZIEJ POSRANY ROZDZIAŁ ZE WSZYSTKICH
ZEBYM JA TU NA ZAWAL SCHODZILA, TO WIESZ..
Już się bałam, że dojdzie do dzieciobójstwa, jak udzielił ci się syndrom mordowania. Ale propsy za Trevora, tj gościa z ptakiem.. Jak wyzywał Fabiana to bym mu przybiła piąteczkę, ale on jest jeszcze bardziej psychiczny niż zazwyczaj. CO TU SIE DZIEJE
SPROBUJ SKRZYWDZIC NINE TO JA SKRZYWDZE CIEBIE
Gdzie oni ją zabierają? Przecież ty ją tam bedziesz katować, że nawet gieniu nie pomoże
JA TU SIE CALA TRZESE, ŻĄDAM WYJASNIEN
Moim planów nie pozna nikt dopóki ich nie opublikuje ;>
UsuńWiedziałam, że ten dupek Trevor żyje! Ale, że on i Jack to rodzeństwo.. Żeś dowaliła Kaśka :P
OdpowiedzUsuńNiech ten Rutter coś zrobi, żeby uwolnić Ninę.
Pisz szybko nexta ^^
A już byś nexta chciała :) A kto inny będzie trzymał was w niepewności jak nie ja? ;>
UsuńPisz pisz :D
Usuńpoj-eban-ee 0.o
OdpowiedzUsuń