~Nina~
Kolejny grudniowy dzień, a za oknem zero śniegu. Gdyby nie niskie temperatury powiedziałabym, że zbliża się wiosna.
Leżałam na kanapie z książką w ręku. Od kilku miesięcy mam tyle wolnego czasu, że nie wiem co z nim robić. Powoli zaczynałam mieć dość tego leniuchowania. Postanowiłam pójść na spacer. Jest ładna pogoda, trochę świeżego powietrza jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
Wyszłam z salonu i udałam się w kierunku gabinetu Zacka. Zapukałam do drzwi, by po chwili usłyszeć jego głos.
-Proszę. - Weszłam i usiadłam na fotelu. - Wszystko w porządku?
-Tak. Tak jak prosiłeś przyszłam ci powiedzieć, że wychodzę. - Jakiś czas temu obiecałam Brown'owi, że będę go informować o każdym moim wyjściu w celu zapewnienia mi bezpieczeństwa.
-Gdzie? - Oparł się na swoim krześle, a jego usta wykrzywił uśmiech.
-Poszłabym na spacer. Jest ciepło i mam dość ciągłego grzania kanapy.
-Chłopaki jeszcze nie wrócili. - Chyba zapomniałam wspomnieć, że za każdym razem gdy opuszczam ten budynek ma mi ktoś towarzyszyć. Akurat teraz męska część naszej grupy wybrała się na przejażdżkę.
-Doskonale wiesz, jacy oni są jeśli chodzi o samochody. Nie odejdę daleko.
-To nie ma znaczenia jak daleko będziesz. Musicie być bezpieczne. A co jeśli małej umyśli się wcześniej ujrzeć świat? - Jak zwykle troszczył się o mnie jak ojciec.
-Termin mam za około trzy tygodnie. Nic złego się nie wydarzy. Zack zrozum, że potrzebuje tego spaceru. - Po jego twarzy widać było, że walczy sam ze sobą, lecz po chwili pojawiła się rezygnacja.
-Dobra, ale odzywasz się co jakiś czas. Gdyby coś było nie tak od razu do mnie dzwonisz i nie idziesz za daleko.
-Tak jest, panie szeryfie! - Zasalutowałam mu i zaśmiałam się pod nosem. Nie zrozumcie mnie źle. Poważnie traktowałam ostrzeżenia i przestrogi Zacka, ale gdyby nie humor zaczęłabym myśleć dlaczego są tacy ostrożni, a wtedy z pewnością nie byłoby ze mną najlepiej.
Ubrałam się odpowiednio do pogody i wyszłam. Promienie słoneczne delikatnie ogrzewały moją twarz, a śpiew ptaków dobiegał do moich uszu z pobliskiego lasu. Ruszyłam przed siebie polną drogą. Po chwili doszłam do granic lasu i usiadłam na ławce. Położyłam dłoń na brzuchu i przymknęłam oczy.
Byłam taka szczęśliwa i spokojna, ale gdybym wtedy wiedziała co się stanie nigdy nie wyszłabym na zewnątrz.
MUZYKA
~Fabian~
Dzisiejszego ranka rozpocząłem swój bieg nieco później niż zazwyczaj. Włączyłem muzykę i ruszyłem swoją stałą trasą. Melodia pozwoliła mi zachować stały rytm biegu i odwróciła moją uwagę od gangu. Tylko przez chwilę mój umysł był spokojny. Mimowolnie moje myśli skupiły się na Ninie. Każdy pomyślałby, że to co dzieje się wewnątrz mnie jest już nudne. W końcu co to za facet, który nie umie sobie poradzić z rozstaniem? Może i nie dawałem rady, lub po prostu tak reagowałem na to wszystko.
Czy jest coś złego w tym, że facet kocha prawdziwie? Widocznie tak skoro wszystko jest przeciwko mnie. Gdybym pieprzył każdą napotkaną laskę, a następnego dnia kazałbym im spieprzać pewnie wszystko byłoby w porządku.
Na te myśli zagotowało się we mnie i przyspieszyłem. Mijałem grupy ludzi, którzy zwracali uwagę tylko na swój nos. Biegnąc dalej przestałem ja zwracać na nich uwagę. Oczyściłem umysł i skupiłem się na biegu i melodii.
Po kilkunastu minutach w słuchawkach rozbrzmiały dwa piknięcia po których nastała cisza. Zatrzymałem się. Wyciągając telefon z kieszeni zacząłem uspokajać oddech i serce mocno bijące w mojej klatce piersiowej. Otworzyłem wiadomość od prywatnego numeru.
Pamiętasz miejsce, w którym przygotowywałeś się po raz pierwszy do wyścigu? Zjaw się tam, a wszyscy będą cali.
~S.
Scott. Wiedziałem doskonale o jakie miejsce mu chodziło. Takich rzeczy nigdy się nie zapomina. Skoro chce mnie widzieć, spełnię jego prośbę. Jednak teraz nie będę sam. Może tym razem mi się poszczęści i zakończę to wszystko raz na zawsze.
~Nina~
Kolejny raz dałam się im złapać. Tym razem sprawa nie była taka prosta. Mieli broń a ja byłam w ciąży. Gdyby nie to, Scottowi nie udało by się mnie siłą wsadzić do tego samochodu i teraz nie siedziałabym na tylnym siedzeniu z przystawioną bronią. Jeden z Killersów siedział obok mnie i nie spuszczał ze mnie wzroku.
Czy się bałam? Nie jestem pewna. Na pewno nie bałam się o siebie. Na pierwszym miejscu stawiałam bezpieczeństwo dziecka.
Po kilkuminutowej jeździe poczułam dziwne łaskotanie w podbrzuszu. Pewnie mała wyczuła mój niepokój i zaczęła się ruszać. Pogłaskałam delikatnie miejsce, w którym ją czułam, a ona od razu odpowiedziała ruchem. Wyczułam pod dłonią jej małe paluszki.
Nagle wpadłam na pewien pomysł.
-Muszę do toalety. - Powiedziałam nagle. Przykułam tym uwagę mężczyzn.
-Nie ma takiej opcji. - Odpowiedział szorstko Miller. A pomyśleć, że kiedyś mu ufałam.
-Słuchaj, jestem w ciąży. To nie takie łatwe jak ci się wydaje. - Ucieszyłam się, gdy mój głos nie załamał się ze strachu. Ryzykowałam. I to bardzo. Ale to była moja jedyna szansa.
Scott wymienił z towarzyszem spojrzenie za pośrednictwem lusterka. Po kilku metrach zjechał na stację benzynową.
-Jason pójdzie z tobą. Nic nie kombinuj, bo nie skończy się to przyjemnie. - Powoli wysiadłam z samochodu czując kolejną fale dziwnego łaskotania, która minęła po kilku sekundach.
Zostawiając Jasona przed drzwiami weszłam do toalety i zamknęłam drzwi na zamek. Dzięki luźniejszym ubraniom ciążowym nie zauważyli telefonu komórkowego spoczywającego na dnie mojej kieszeni. Wyjęłam go i wysłałam wiadomość do Zacka z najbardziej szczegółowymi informacjami jakie byłam w stanie napisać.
-Pośpiesz się. - Mężczyzna zastukał do drzwi przez co lekko podskoczyłam.
-Jeszcze chwila. - Odpowiedziałam i kliknęłam przycisk wyślij. Wyciszyłam telefon dzięki, któremu może uda im się dowiedzieć gdzie jestem i schowałam go z powrotem do kieszeni. Jak gdyby nigdy nic spuściłam wodę, umyłam ręce i wyszłam.
Po 20 minutach zatrzymaliśmy się przed jakimś dużym budynkiem. Wyglądem przypominał blok lub garaż. Moje serce zaczęło bić w zawrotnym tempie. Już raz byłam w podobnym budynku i wspomnienia z tym związane nie były przyjemne. Zwłaszcza jedno, które gwałtownie do mnie wróciło przypominając tym samym jak to jest być zgwałconą...
Wysiadając, kolejny raz poczułam coś dziwnego w podbrzuszu. Tym razem to było ledwie zauważalne ukłucie bólu.
-Maleńka, nie przejmuj się mną. Żyj sobie spokojnie i nie reaguj na mój strach. Wszystko będzie dobrze. Nie możemy się teraz poddać. - Powtarzając ciągle te słowa w umyśle objęłam się w pasie w geście obrony i troski.
Scott chwycił mnie za łokieć. Zdziwiłam się delikatnością w tym geście. Sądziłam, że użyje siły lub będzie mnie do czegoś zmuszać, a on po prostu dotknął mojego ramienia i zaczął prowadzić mnie do środka. Oczywiście przez cały czas czułam na sobie spojrzenie Jasona, który trzymał w dłoni naładowaną broń.
Gdy weszliśmy do środka moim oczom ukazała się ogromna przestrzeń... Kolejny raz wypełniona samochodami. Następnie weszliśmy do pomieszczenia o wiele mniejszego. Tam usiadłam na zużytym już fotelu. To było dość dziwne. Nie pokonałam dużego dystansu, a byłam zmęczona.
-Teraz musimy tylko czekać. - Odezwał się Devon wchodząc do pomieszczenia. Zmarszczyłam brwi. O co tutaj chodzi?
Siedzieliśmy w ciszy następnych kilkanaście minut. Byłam bardziej przerażona niż wcześniej. Ta cisza nie zwiastowała niczego dobrego, a do tego dziwne ukłucie pojawiło się dwa razy.
Przymknęłam oczy i zaczęłam oddychać spokojnie i głęboko, by chodź trochę uspokoić szybkie bicie serca. Musiałam nad sobą zapanować, by nie zaszkodzić Bethany.
Wtedy usłyszałam trzask drzwi i otworzyłam oczy. Devon i Scott wyszli zostawiając mnie z Jasonem. Ledwo słyszałam czyjeś głosy dobiegające z oddali, które zostały przerwane krzykiem Devona.
-Przyprowadź ja! - Na te słowa mężczyzna wstał i podszedł do mnie. Ze strachu zaczęłam odczuwać mdłości.
-Idziemy. - Wstałam powoli i ruszyłam w kierunku wskazanym przez Petera.
Weszłam do tej ogromnej hali i zobaczyłam Fabiana stojącego przy Killersach. Z ręką na brzuchu stanęłam kilka metrów za Scottem. Wtedy nasze spojrzenia się spotkały. W oczach Ruttera ujrzałam szok i strach. Obserwował mnie uważnie sprawdzając każdy detal mojej skóry.
-Nic jej nie jest. - Na dźwięk tego głosu przeszła mnie gęsia skórka. - Tym razem nie zostawiono nas sam na sam. - Trevor przechodząc obok mnie, mrugnął do mnie i stanął z mojej lewej. Zostałam otoczona. Z każdej strony stał jeden z nich. Nie miałam możliwości ucieczki.
-Wypuście ją. - Gniewy głos Fabiana pomógł mi się trochę uspokoić. Zawsze jego barwa głosu wpływała na mnie kojąco.
-Spokojnie. Jeśli będziesz postępować tak jak należy ona wyjdzie stąd cało.
-Czego znów chcecie?
-Jednej bardzo ważnej rzeczy. Spokoju. - Zmarszczyłam brwi. Więc zostałam porwana... znów. Przetrzymywano mnie. Narażono życie mojego dziecka. I to wszystko z powodu spokoju?
Zassałam nagle powietrze czując już wyraźny ból w podbrzuszu. Nie dobrze. Nina uspokój się. Obok mnie od razu pojawił się Scott chwytając mój łokieć.
-Wszystko w porządku? - Spytał szeptem, gdy Fabian był zajęty rozmową z Devonem.
-Nie jestem pewna. - Byłam tak przejęta tym co czułam, że nawet nie zauważyłam zmiany postawy Millera.
Po kilku głębszych wdechach ból odszedł. Scott podszedł do Pierca, coś mu powiedział i wrócił na miejsce. Rozmowa ucichła i każdy spojrzał na mnie. Nie martwiono się o mnie długo. Wszyscy, z wyjątkiem Ruttera, odwrócili wzrok tak szybko jak na mnie spojrzeli.
-To jak. Umowa stoi? - Powiedział Devon.
-Jaka umowa? - Odważyłam się spytać.
-Zostawiamy cię w spokoju pod warunkiem, że policja nie będzie więcej stawać nam na drodze. - Kolejny raz byłam kartą przetargową. Mogłam się tego domyślić.
-Ewentualnie możesz zając się swoją pracą, a ja zajmę się Niną i naszym dzieckiem. - Trevor objął mnie w pasie i chciał pocałować w policzek, lecz skrzywiłam się i odsunęłam od niego. - Nie masz na to ochoty? No tak to pewnie przez te hormony. - Złożył pocałunek na mojej dłoni. Kątem oka ujrzałam jak Fabian zaciska dłonie w pięści. W myślach błagałam, by zareagował, by zrobił coś. Jednak on stał w jednym miejscu, patrząc na mnie i zaciskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mu kłykcie.
-Co ty na to by Nina została ze mną. W końcu urodzi moje dziecko, a ty przecież masz Savane to co ci za różnica z kim będzie Nina. - Trevor za pomocą spojrzenia rzucił Fabianowi wyzwanie. Nie wiem jak to możliwe, ale gniew był wyraźny u nich obu.
-Nie bądź taki pewny co do dziecka. Nigdy nie pozwolę na to by została z tobą. - Fabian zrobił jeden mały błąd, który ,,przełączył guzik'' Trevora zmieniając go z niebezpiecznego w cholernie niebezpiecznego i nieprzewidywalnego.
-Zdradziłaś mnie? - Spojrzał prosto w moje oczy. Przeraziłam się. W tej wersji znałam do zbyt dobrze. Był taki po śmierci rodziców, gdy nie postępowałam zgodnie z jego słowami. Zamykał mnie wtedy w domu tłumacząc się moim bezpieczeństwem.
-Trevor. - Głosie Devona, przywołującego go do porządku, był silny, lecz nie zmienił postawy mężczyzny. Wciąż patrzył tylko w moje oczy.
-Trevor, my nie jesteśmy razem. - Starałam się powiedzieć to najspokojniej jak tylko potrafiłam. Mimo to mój głos załamał się pod koniec zdania. Zauważyłam, że Scott przybliżył się do mnie.
Wtedy stało się coś czego obawiałam się przez cały czas. Kolejna fala bólu zaatakowała mnie. Tym razem nie było to łaskotanie czy lekkie ukłucie. Ból był silny i wyraźny. Wykrzywiłam się, zamknęłam oczy i położyłam dłoń na brzuchu. Maleńka trzymaj się, proszę cię.
-Usiądź. - Głos Millera dotarł do mnie. Doprowadził mnie do kanapy, na której usiadłam. Ból osłabł, lecz wciąż był wyczuwalny.
-Trevor, do jasnej cholery, uspokój się. Nie taka była umowa. - Devon był wściekły. - Wynoś się stąd.
-Nigdzie nie idę. Skoro ona nie chce być ze mną, nikt nie będzie jej miał. - Ujrzałam jak zza paska Hill wyjmuje broń i celuje prosto we mnie. Każdy zesztywniał. Spojrzałam na Fabiana. Poruszył ustami mówiąc mi, że wszystko będzie dobrze. Miałam taką nadzieję.
-Wstawaj. - Trevor zażądał.
-Daj spokój. Widzisz, że nie... -Zaczął Scott lecz nie skończył.
-Wstawaj! - Z trudem stanęłam na nogi czując się coraz gorzej. Miller stanął obok podtrzymując mnie.
-Trevor weź się w garść. - Devon starał się przemówić mu do rozumu, lecz ja wiedziałam że jest już za późno. Hill długo stał na granicy. Dzisiaj ją przekroczył stając się nieobliczalnym szaleńcem.
-Trevor, ona będzie twoja. - Powiedział spokojnie Fabian rozpraszając przy tym mężczyznę. Ból stawał się coraz gorszy. Cichy jęk wydobył się z moich ust przez co Rutter spojrzał na mnie wzrokiem pełnym przerażenia.
-Co powiedziałeś? - Blondyn stanął do mnie plecami, a jak całym ciężarem oparłam się na Scott'cie. Coraz trudniej było mi stać.
-Jeśli jej nie zabijesz, zostanie z tobą. - Histeryczny śmiech Hilla rozbrzmiał w moich uszach.
-Teraz jest już na to za późno. Zdradziła mnie. - Znów odwrócił się do mnie twarzą i podniósł dłoń, w której trzymał broń. - A mogło być takk pięknie. - Zamknęłam oczy, przygotowując się na rozprzestrzeniający się palący ból. Nie musiałam długo czekać na strzał. Drgnęłam na dźwięk wystrzału, lecz nic nie poczułam. Otworzyłam oczy, otępiała ze strachu nie czułam już nic, i zobaczyłam Trevora leżącego na podłodze z plamą krwi na koszuli.
Fabian szybko do mnie podszedł i objął mnie.
-Już wszystko w porządku. - Usłyszałam dźwięk policyjnych syren, a po chwili usłyszałam głos Zacka i reszty Mastersów. Wtedy wszystko do mnie dotarło. Z każdą minutą ból był coraz silniejszy, coraz trudniej utrzymywałam otwarte oczy. Fala gorąca przeszła przez moje ciało, a przed oczami zaczęły pojawiać się czarne plamki. I wtedy to poczułam.
-Fabian... - Powiedziałam słabo, wciąż stojąc wtulona w ciało mężczyzny. - Wody mi odeszły. - Brunet spojrzał na mnie. Gdy podszedł do nas Zack coś mu powiedział. W tym czasie skurcze stały się nie do zniesienia. Rutter wziął mnie na ręce, a mnie ogarnęła ciemność.
--------------------------------------------------------------------------------
Następny rozdział - poród.
Wasza
Karen