sobota, 28 listopada 2015

[54] "Gdyby odeszła... "

MUZYKA
~Fabian~
   Wszedłem do sali w której leżała Nina. Jej serce biło, oddychała spokojnie ale mimo to wciąż spała. Stanąłem przy jej łóżku i przez chwilę obserwowałem ją. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie.
    Nie mogłem dłużej się powstrzymać, więc schyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w czoło. Następnie usiadłem na pobliskim krześle, chwyciłem jej dłoń i zacząłem myśleć o rozmowie z lekarzem.
***
    Siedzimy na tym korytarzu od dobrej godziny i nie wiemy nic. Powoli zaczynam wariować. Nikt nie wyszedł i nie powiedział nam co z Niną czy z małą. Mówią, że zero informacji może być dobrą informacją. Nie dla mnie, nie w tej sytuacji gdy wiem, że wcześniej jej serce stanęło.
    Po kolejnych minutach lekarz wyszedł zdejmując z twarzy maseczkę. Wstaliśmy od razu. Nie musieliśmy zadawać pytań.
-Z dzieckiem wszystko w porządku. Jest tylko kilkudniowym wcześniakiem, ale krótki pobyt w inkubatorze wystarczy, byśmy byli w pewni, że może iść do domu.
-To dobrze. A co z Niną? - Nie wytrzymałem już.
-Tu sytuacja była trochę bardziej skomplikowana. Pacjenta była słaba, gdy rozpoczynaliśmy zabieg i źle zareagowała na narkozę. Akcja serca została zatrzymana na około jedną minutę. Niestety musieliśmy podać zamiennik narkozy. Jeszcze nigdy w takiej sytuacji te dwa leki nie były mieszane, więc nie wiemy jak Pani Martin zareaguje. Zrobiłem wszystko co mogłem i teraz musimy uzbroić się w cierpliwość i czekać, aż pacjenta się wybudzi.
-Gdzie ją przewieziecie? - Spytała Amber.
-Na osobną salę. Chciałby Pan zobaczyć dziecko? - Zwrócił się do mnie.
-Tak. - Ruszyłem za lekarzem zostawiając resztę w korytarzu. Doktor podał mi fartuch, który musiałem założyć na siebie. Następnie weszliśmy do sali. Leżało w niej kilka niemowlaków, lecz tylko jeden zwrócił moją uwagę.
   Podeszliśmy do jednego z inkubatorów.
-Gratuluje. Ma Pan silną, zdrową i piękną córkę. - Lekarz poklepał mnie po ramieniu. Przyjrzałem się małej. Spała sobie spokojnie, a jej drobniutka rączka lekko ściskała kawałek kocyka, którym była przykryta. Jej podobieństwo do Niny uderzyło mnie. Jej rysy twarzy były bardzo zbliżone do Martin, do tego miała jasne i krótkie włoski. Uśmiechnąłem się, gdy ujrzałem jak ziewa i znów zapada w sen. Była taka mała i słodka. Gdybym tylko miał pewność, że jest moja.
    Nie chciałem odchodzić od małej, ale była jeszcze jedna osoba, o którą martwiłem się równie mocno.
***

    Siedziałem na krześle trzymając dłoń Niny i byłem pogrążony we wspomnieniach. Martin zrobiła tyle dobrego, a ciągle cierpi, zbyt często jej życie jest zagrożone. Postrzał, porwanie, teraz poród. Na całe szczęście walczy, bo nie wiem co bym zrobił gdybym ją stracił. Tak wiem. Już po części ją straciłem z własnej woli, ale to mogę znieść. Przynajmniej mogę widzieć jej radość na zdjęciach, które Zack mi wysyłał, mogę w każdej chwili iść do niego z jakimś pretekstem, by ją ujrzeć. Gdyby odeszła... Nie. Nie będę teraz myślał w taki sposób. W tej chwili najważniejsze jest, że ona i dziecko żyją.

   Gdy pozostali weszli do sali czułem się dziwnie. Diler i Brie przez chwilę patrzyli na nasze splecione dłonie. Nina była nieprzytomna i prawdopodobnie nie czuła mojego dotyku, ale może przynajmniej wiedziała, że nie jest sama. Wiem, dziwnie to brzmi, ale wolę być przy niej niż ciągle o niej myśleć u siebie w mieszkaniu.
   Amber z Masonem natomiast od razu zaczęli wypytywać o małą i Ninę. Widocznie lekarz rozmawiał tylko ze mną.
   Nie miałem sił odpowiadać na te wszystkie pytania, ale oni mieli prawo wiedzieć. Byli przy Ninie gdy ja nie mogłem i boją się o nią równie mocno jak ja.

    Następnego poranka obudził mnie lekki uścisk dłoni. Oprzytomniałem natychmiast i zacząłem obserwować brunetkę.
-Bethany... - Szepnęła. - Gdzie... moje dziecko? - Mówiła cicho ciągle mając zamknięte oczy.
-Wszystko z nią w porządku.
-Chce ją zobaczyć. - Starała się otworzyć oczy, lecz widać było, że powieki ciągle jej ciążą.
-W tej chwili nie możesz. Jesteś za słaba.
-Chce ją.... - Nie dokończyła. Oddychała szybko jakby przebiegła maraton.
-Spokojnie. - Nacisnąłem przycisk przy jej łóżku by zadzwonić po pielęgniarkę. - Odpoczniesz, odzyskasz siły i zobaczysz ją.
-Nie pozwól im jej zabrać.
-Komu?
-Zajmij się nią. Nie mogą jej skrzywdzić.
-Nic jej nie będzie. - Nie rozumiałem o co jej chodzi. Kto miałby zabrać małą i zrobić jej krzywdę? Kto byłby aż takim barbarzyńcą, by krzywdzić takie małe dziecko.
-Obiecaj.... - Mówienie sprawiało jej trudność, lecz nie poddawała się. - Obiecaj, że ją ochronisz, że.... nie pozwolisz jej skrzywdzić. - Spojrzałem na jej lekko otwarte zmęczone oczy. Było w nich tyle smutku i błagania, że nie zastanawiałem się dłużej o co jej chodzi.
-Obiecuje. - Wraz z tym słowem zamknęła oczy, a jej serce nagle zaczęło słabiej bić. - Nina? - Dotknąłem jej policzka. - Nina! - Nie reagowała, a serce wciąż biło słabo. - Jasna cholera, gdzie ta pielęgniarka. - Nie czekałem dłużej. Po prostu wybiegłem z sali, by znaleźć jakiegoś lekarza.

   Znów siedzieliśmy na korytarzu i czekaliśmy.  Ta bezradność jest okropna. Chciałbym jej pomóc, ale jak? Gdybym tylko mógł zamieniłbym się z nią miejscami, by już nie cierpiała.
   Poczułem łzę spływającą po mojej twarzy. Starłem ją od razu i spojrzałem w inną stronę. Wtedy poczułem czyjeś dłonie na ramionach. Spojrzałem na tą osobę. Amber usiadła obok mnie i objęła mnie.
-Ostatnio nie zachowywałeś się fajnie, ale wiem, że ją kochasz. - Oddałem uścisk.
-Kocham ją jak nikogo do tej pory.
-Ona czuje to głęboko w sobie i wyjdzie z tego. Wyzdrowieje jak zawsze. - Siedzieliśmy tak chwilę. Bliskość przyjaciółki pomogła mi. Wiedziałem, że przez moje czyny każdy może się ode mnie odsunąć. Dobrze, że ktoś zna mnie na tyle, by w takiej chwili być przy mnie mimo wszystko.

    Po pół godzinie wyszedł lekarz.
-Możecie Państwo odetchnąć z ulgą. Jej stan już się ustabilizował. To co najgorsze jest już za nią. Teraz musi tylko odzyskać siły. - Odetchnąłem z ulgą. Na naszych twarzach pojawił się lekki uśmiech. Wszystko będzie dobrze.

   Z Amber i Masonem siedzieliśmy przy Ninie. Diler z Brie pojechali już, by przekazać informacje reszcie. Widziałem po blondynce, że jest już zmęczona.
-Amber, jedźcie do domu. Odpocznij trochę.
-Nie zostawię jej.
-Nie wyglądasz najlepiej, a to były ciężkie dwa dni. Musisz odpocząć. Chyba nie chcesz wylądować w szpitalu.
-Fabian ma racje. Kochanie wyśpisz się i przyjedziemy jutro. - Powiedział Mason kładąc blondynce dłonie na ramionach, jednocześnie lekko je masując. Amber spojrzała na swojego męża, na mnie, a na końcu na Ninę.
-Dobrze - powiedziała niechętnie - ale jutro przyjeżdżamy z samego rana.
-Przyjedziemy kiedy tylko będziesz chciała. - Pocałował ją i wyszli. Zostałem sam z Niną. Przyglądałem się jej dopóki powieki nie stały się ciężkie. Zasnąłem trzymając jej dłonie w swoich.
-------------------------------------------------------------------------------
Witam:)
Ten rozdział wyszedł mi taki sobie, ale jakoś dzisiaj mi nie szło pisanie... 

Miłego:)
Karen

2 komentarze:

  1. Kuzwa nie "taki sobie" tylko genialny :)
    Jeszcze się wzruszyc musialam jak na Listach Do M 2. Dziś jakiś taki dzień wzruszania się u mnie :)
    Pisz szybko kolejną czesc (DLUZSZA!!)
    KISSES&HUGS

    OdpowiedzUsuń
  2. pewnie ci nie wyszedl bo krotki, nie moglas sie wyzyc tworczo :D ale serio to jest w porzadku, myslalam ze z nina bedzie gorzej..masz szczescie bedziesz zyc
    chce nastepny, oby tylko nina za szybko nie wybaczyla tej zdradzieckiej fretce ;>>>

    OdpowiedzUsuń