sobota, 16 stycznia 2016

[59] "Gdzie jest Bethany?"

~Nina~
   Podeszłam do Fabiana i zaczęłam pięściami walić w jego klatkę piersiową. Nie powstrzymywał mnie. Po prostu objął mnie i przycisnął do siebie. Czułam jego łzy kapiące na moje ramię gdy wtuliłam się w niego.
-Zabrali moje dziecko. - Powiedziałam szeptem, a głośny szloch wstrząsnął moim ciałem. Nie wiedziałam co myśleć, co zrobić. Byłam załamana.
   Rutter odsunął mnie od siebie i dłonią nakierował moją twarz bym patrzyła prosto w jego oczy. Widziałam w nich smutek, a jego policzki wciąż były mokre.
-Znajdę ją. Nie pozwolę by zrobili jej krzywdę. Obiecuję ci to. - Powiedział głaszcząc mnie po policzku. Byłam na niego wściekła, ale zarazem chciałam by był przy mnie, by mnie nie opuszczał.
-Jak? Nie wiemy gdzie ją zabrali. - Mówiłam z rezygnacją.
-Zadzwonię do Luke'a. Mastersi też pomogą. Musimy ją odnaleźć, a ty uspokój się. - Objął mnie, a ja wtuliłam się w niego. Stałam na nogach tylko dzięki niemu. To niewiarygodne jak matka może cierpieć w takiej sytuacji.
-Chodź do salonu, usiądziesz. - Usiadłam na kanapie i objęłam poduszkę lezącą obok mnie. Brunet poszedł do kuchni. Zauważyłam jak opiera się o szafkę kuchenną i zwiesza głowę. Po chwili otarł twarz i sięgnął do szafki.
   Wrócił do mnie z jakąś tabletką i szklanką wody.
-Co to? - Spytałam patrząc niepewnie na lek.
-Na uspokojenie. Pomoże ci. - Przez sekundę zastanowiłam się skąd on to ma, lecz zapomniałam o tym dość szybko. Połknęłam tabletkę będąc pewną, że to mi pomoże. Uspokoję się i będę mogła szukać Beth.

    Ciągle siedziałam na kanapie otulona kocem. Patrzyłam w jeden punkt i słuchałam rozmów telefonicznych Fabiana.
-Jak to nie możecie nic zrobić?.... To niemowle, do jasnej cholery!.... Tak znam przepisy, ale to zdecydowanie się do nich nie zalicza.... - Jego rozmowy nie miały końca. Telefon za telefonem, a ja...
Uspokoiłam się chodź byłam przerażona. Nie płakałam, ale czułam ogromną rozpacz. Niby nie czułam nic, a zarazem czułam wszystko. Czułam się... pusta.

    Po kolejnych minutach ktoś zapukał do drzwi. Podniosłam wzrok i ujrzałam Dilera wchodzącego do środka. Rozmawiał przez chwilę z Rutterem, po czym brunet wyszedł a Diler usiadł obok mnie.
-Jak się czujesz? - Spytał.
-A jak mam się czuć w takiej sytuacji? - Odpowiedziałam ostrym tonem choć nie chciałam.
- Przepraszam. - Łzy od razu napłynęły do moich oczu gdy pomyślałam o tym wszystkim.
-Nie masz za co przepraszać. - Objął mnie przyciągając do siebie. - Fabian zadzwonił do mnie, bym był przy tobie gdy on będzie szukać Beth. Zobaczysz znajdzie ją całą i zdrową. - Wtuliłam się w niego i poczułam jego usta na czole. Biło od niego ciepło, którego w tej chwili potrzebowałam najbardziej.
-Wiesz coś? Cokolwiek? Mi nie powiedział nic. - Ukryłam twarz w jego koszuli.
-Powiedział mi tylko, że policja nie rozpocznie poszukiwań dopóki nie miną 24 godziny od jej zaginięcia. - Nie wiedziałam co powiedzieć. Oni nie mają serca? - Dlatego Fabian postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.

~Fabian~
   Wszedłem na nasz komisariat. Nie zwracałem uwagi na słowa towarzyszy, szedłem przed siebie prosto do gabinetu Luke'a. Kolejny raz wszedłem tam bez pukania i nie czekając na zaproszenie rozpocząłem rozmowę.
-Potrzebuje broń.
-Oddzwonię do ciebie później. - Powiedział Smith odkładając telefon. - Czy ja dobrze słyszę? - Spytał.
-Tak. Mam dość papierkowej roboty. Mam dość Devona i jego bandy. Załatwię to raz a dobrze.
-Rutter co się z tobą dzieje?
-Porwał Bethany. Rozumiesz? Wcześniej nie mógł dostać mnie, więc zajął się Niną. Teraz zabrał Beth. Mam dość tego, więc albo mi pomożesz albo sam się nim zajmę. - Byłem wściekły i to bardzo. Jakiś inny wydział odebrał moje wezwanie i zaczęli policjantowi zasady tłumaczyć i się wymądrzać. Niech się życia nauczą, a nie zasad.
-Już jesteś oskarżony, nie popełniaj głupstw. - Smith położył na stole broń, którą wsadziłem za pasek. - Gdy uzyskasz jakieś informacje daj znać, przyśle ci do pomocy nasz oddział. - Częściowo odetchnąłem z ulgą. Teraz trzeba tylko powiadomić o wszystkim Mastersów.

   Wraz z Mattem*, Drakiem* i Zackiem jechałem samochodem pod hangar, w którym ostatnio widziano Devona. Byliśmy gotowi praktycznie na wszystko.
-Tego mi brakowało. - Powiedział Matt gdy stanąłem przed budynkiem.
-Wchodzę pierwszy. - Zacząłem. - Wy idziecie za mną. Zack zostań w samochodzie. Musicie mieć możliwość szybkiego odwrotu.
-A co z tobą? - Spytał Drake.
-Ja nie wyjdę stamtąd bez Bethany.

   W trójkę weszliśmy do pomieszczenia. Broń mieliśmy schowaną, ale byliśmy przygotowani na jej użycie.
-No proszę proszę. Kogo my tu mamy? - Usłyszałem głos Devona dobiegający z ciemności.
-Pokaż się, a nie ukrywaj po kątach.
-Proszę bardzo. - Mężczyzna wyszedł. Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Nie widziałem nikogo innego. - Co was sprowadza w moje skromne progi? - Spojrzał na mnie z drwiną w oczach.
-Dobrze wiesz. Gdzie jest Bethany?
-Mówisz o tym małym brzdącu? Ja jej nie mam.
-Nie kłam. Zaatakowałeś Ninę i zabrałeś mała.
-Nie mogłem przecież zostawić jej bez opieki. - Ruszyłem w jego kierunku, lecz chłopaki chwycili mnie i powstrzymali. - No proszę jaki nerwowy się zrobiłeś.
-Przestań robić sobie ze mnie jaja. Jeśli nie oddasz mi dziecka to nie ręczę za siebie.
-Nie kłamałem. Nie mam jej.
-To gdzie ona jest do jasnej cholery! - Nie wytrzymałem. Krzyk odbił się echem od ścian.
-Tam gdzie powinna być. Savana cierpiała z powodu utraty dziecka, więc zastąpiłem je nowym. - Nie wiedziałem co mam myśleć. On jest chory psychicznie.
-Dziecko to nie rzecz! Nie można tak po prostu zastępować go innym.
-Ale uczuciami mojej siostry dobrze się bawiłeś, tak? - Zbliżył się do mnie o kilka kroków. - Fajnie było się z nią pieprzyć, zrobić bachora, a później go zabić by pozbyć się problemu? - Nie dopuścił mnie do słowa ciągle się do mnie zbliżając. - Komuś umiesz prawić kazania, ale sam nie widzisz tego co robisz.
-Popełniłem wiele błędów, ale przynajmniej potrafię się do nich przyznać. - Wtedy w oknie zobaczyłem przebłysk niebieskich świateł. Wiedziałem co to oznacza. Mój czas się kończy. - Dlatego spytam ostatni raz. Gdzie jest Bethany?
-Na pewno nie tutaj. - Uśmiechnął się jakby wygrał na loterii. Odwróciłem się od niego i ruszyłem w kierunku wyjścia wiedząc, że resztą zajmie się policja, lecz jego śmiech zatrzymał mnie. Miałem dość jego pewności siebie. Po prostu odwróciłem się do niego i dałem mu w ryj. Z miłą chęcią patrzyłem na niego gdy przykłada dłoń do twarzy. W końcu starłem ten jego uśmieszek z twarzy. Wtedy do pomieszczenia weszła policja. Otoczyli nas. Nie zadawali pytań. Wiedzieli co robić. Po kilku minutach wyprowadzili Devona zakutego w kajdanki.

~Nina~
   Obudził mnie dzwonek do drzwi. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale gdy otwarłam oczy ujrzałam Dilera stojącego przy otwartych drzwiach wejściowych. Spojrzałam w kierunku okna i ujrzałam mrok. Jak długo spałam?
   Wtedy usłyszałam kobiecy głos wypowiadający moje imię. Wstałam gwałtownie przez co zakręciło mi się w głowie. Zignorowałam to gdy usłyszałam cichy płacz.
-Bethany.... - Szepnęłam i podbiegłam do drzwi. Moim oczom ukazała się Savana z moim dzieckiem na rękach.
-Przynoszę ci ją. - Powiedziała, a ja bez dłuższego namysłu wzięłam małą na ręce i zaczęłam płakać ze szczęścia. Przytulałam ją do piersi i całowałam przez kilka sekund nie mogąc uwierzyć, że to prawda. Byłam niesamowicie szczęśliwa.
   Gdy opanowałam się zwróciłam się w kierunku kobiety, która ciągle stała w drzwiach.
-Dziękuje ci. - Powiedziałam przez łzy. - Proszę wejdź do środka. - Zaprosiłam ją. Usiadłyśmy na kanapie. Przez cały czas patrzyłam na Beth.
-Nic jej nie jest. Osobiście tego dopilnowałam. - Powiedziała blondynka patrząc na mnie.
-Dlaczego? - Spytałam nagle zaskakując samą siebie.
-Dlaczego ci ją przyniosłam? To proste. To twoja córka. Wiem co to znaczy stracić dziecko. Nie mogłam pozwolić, byś to odczuwała przez mojego brata. Przepraszam cię za niego. Pogubił się ostatnio, a ja mam już dość tych jego gierek. Pomagał mi w rehabilitacji dzięki, której teraz chodzę, ale... Wiem nie powinnam go tłumaczyć w takiej sytuacji. Po prostu... Jest mi na prawdę przykro, że musiałaś przez to przejść i jeszcze raz przepraszam. - Kobieta wstała i ruszyła w kierunku wyjścia, ale zatrzymałam ją.
-Savana.... - Spojrzała na mnie. - Dziękuje ci. - Uśmiechnęła się i ruszyła w kierunku drzwi, lecz zatrzymała się i spojrzała na mnie.
-Fabiana jeszcze nie ma? - Spytała. Musiałam chwilę pomyśleć, by uświadomić sobie, że jeszcze nie wrócił.
-Nie. Skąd wiesz, że go nie ma?
-Bo to ja mu powiedziałam gdzie ukrywa się mój brat oraz że mam małą. - Ogarnął mnie szok. Savana zdradziła brata, by nam pomóc. Spojrzałam w jej oczy, w których ujrzałam smutek. Podeszłam do niej i chwyciłam jej dłoń.
-Doceniam to co zrobiłaś. Domyślam się, że było ci ciężko i przykro mi że musiałaś to zrobić. - Powiedziałam szczerze.
-Przekażesz Fabianowi, że muszę z nim porozmawiać?
-Jasne. - Uśmiechnęłyśmy się do siebie i blondynka wyszła.

   Kilkanaście minut później Fabian wszedł do mieszkania i od razu podszedł do mnie i Bethany. Ucałował małą i objął nas.
-Powiesz mi w końcu co działo się przez cały dzień? - Spytałam spokojnie odsuwając się od niego.
Usiadł przy stole, a ja wciąż stałam i czekałam na wyjaśnienia.
-Gdy wyszedłem od Luke'a zadzwoniła do mnie Savana. Powiedziała, że Devon zabrał małą by dać jej. Nie spodobało jej się to, więc wzięła Beth i ukryła się z nią. Podała mi też miejsce pobytu Pierce'a. Zawiadomiłem Mastersów i policję i pojechaliśmy do niego.
-Złapaliście go? - Spytałam z nadzieją, gdy Fabian zamilkł.
-Na szczęście tak. - Brunet rozejrzał się po pomieszczeniu. - W ogóle to gdzie jest Diler?
-Rozmawia przez telefon z Brie na piętrze. - Zapanowała między nami cisza, którą przerwał.
-Jak ja się cieszę, że mam was przy sobie. - Spojrzeliśmy w swoje oczy. Nie wiedziałam co mam myśleć. Serce rwało się w jego kierunku, ale umysł przypominał, że to przez niego to wszystko się stało. Lecz może jednak nie? W końcu to Devon nie daje nam spokoju, prawda?
    Miałam totalny mętlik w głowie, ale przestałam zwracać na niego uwagę. Potrzebowałam dzisiaj jego bliskości.
-Fabian...
-Wiem, nie powinienem tego mówić. - Spuścił wzrok.
-Nie to chciałam powiedzieć. - Podniósł na mnie wzrok. Uśmiechnęłam się lekko i usiadłam na jego kolanie opierając się o jego klatkę piersiową. Początkowo był lekko zdziwiony, lecz szybko zareagował i objął nas. To był dla nas ciężki dzień i wiem, że w tej chwili potrzebowaliśmy tego. Nie ważne co wydarzyło się w przeszłości. Chciałam po prostu cieszyć się, że Bethany znów jest z nami.


-------------------------------------------------------------------------------------------------
*Matt, Drake - członkowie Mastersów, o których może dwa razy wspominałam. (to tak gdyby ktoś zapomniał :D)
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Przepraszam, że w zeszły weekend nic nie dodałam, ale wena mnie opuściła i nie byłam wstanie nic napisać. Przepraszam też za ten rozdział bo wyszedł do kitu ale już nie wiem jak go poprawić. Jednym zdaniem po prostu należy mi się porządny ochrzan...

Wasza Karen
 

4 komentarze:

  1. Jeszcze raz spróbuj mi napisać, że rozdział ci wyszedł do kitu to się z tobą poważnie policze! :D
    Radze ci pisać epilog, bo wsumie sama stwierdzilas, że nie możesz się niego doczekać ^.^

    Kisses&Hugs

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak zastanawiam się skąd kojarzę niektóre momenty, a przecież mi pokazywałaś/opowiadałaś xd
    Z tego co piszesz wychodzi na to, że Savana to porządna obywatelka, chociaż skrycie liczyłam na pif paf ;c
    W każdym razie jak na niby brak weny, wyszło super, wiec chyba czesciej powinno ci jej brakowac..
    ps. eden sreden czeka na ziemniaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dostaniesz te swoje ziemniaki.... kiedyś tam :D

      Usuń
  3. Kryminału to ty nie napiszesz =.='
    Akcja w stylu Sherocka tysz to nie była ;PPP
    Ale mimo to to muszę przyznać ze mi sie podobało i ze powinniśmy nakopać ci w dupę bo nie ma następnego rozdziału!!! Ja już sie s tb policzę ;33
    P.S No kocham cie, kocham xD

    OdpowiedzUsuń