środa, 20 stycznia 2016

[60] Epilog "Stałam się silniejsza."

~Nina~
    Od porwania Bethany minęły 4 dni. Siedziałam przy niej tak często jak mogłam. Zresztą Fabian też. Myślę, że odrobinę zbliżyliśmy się do siebie od tamtego czasu.
    Sobotnie śniadanie przerwał nam telefon Ruttera. Spojrzał na wyświetlacz, odszedł od stołu i odebrał. W tym momencie skupiłam mój wzrok na małej Beth leżącej na kołdrze rozłożonej na dywanie i bawiącej się maskotką. Nawet nie zauważyłam kiedy brunet usiadł. Przetarł dłonią twarz, a ja od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Kto dzwonił? - Spytałam.
-Luke. Przypomniał mi o bankiecie, o którym zapomniałem.
-Jaki bankiet?
-Coś w rodzaju balu. Co roku komisariat organizuje coś takiego, sam nie wiem po co, ale to tak jakby tradycja.
-Czyli musisz iść. - Spuściłam wzrok udając, że zerkam na kanapki.
-Tak, ale nie pójdę tam sam. - Po jego słowach poczułam coś w rodzaju rozczarowania, ale nie odezwałam się. - Pójdziesz tam ze mną? - Położył dłoń na mojej, a nasze spojrzenia się spotkały.
-Tak. Z miłą chęcią.
-Nie mogę zostawić Bethany samej. - Odpowiedziałam.
-Brie z Dilerem się nią zajmą. Proszę... - Jego oczy błagały mnie o zgodę. Czy powinnam? Czy to jest to czego chce w 100%?
-Dobrze. Pójdę z tobą. - Przecież to nic wielkiego. Wyjście dwójki przyjaciół na bal. Przecież każdy tak robi.
-Dziękuje. - Ścisnął moją dłoń, uśmiechnął się z wdzięcznością i patrzył na mnie przez chwilę po czym wróciliśmy do jedzenia.

   Następnego dnia o 11:00 Brie z Dilerem byli już u nas. Jak dowiedziałam się wczoraj Mason z Amber też idą na bankiet, więc blondynka nie mogła pomóc mi w przygotowaniach, bo musiała zająć się sobą. Dlatego poprosiłam Johnson, by przyjechała wcześniej.
-O której zaczyna się ten cały bankiet? - Spytała Brie szukając czegoś w mojej szafie.
-O 18:00.
-Jejku nie masz tutaj nic odpowiedniego. - Powiedziała blondynka lekceważąc moją odpowiedź. - Na szczęście to przewidziałam i przywiozłam kilka swoich sukienek. - Uśmiechnęła się do mnie i bez słów wyszła z pokoju. Ruszyłam za nią. Gdy wyszła na zewnątrz ja weszłam do salonu. To co ujrzałam... Jest warte wszystkiego.
-Do twarzy ci z dzieckiem. - Powiedziałam patrząc na Dilera karmiącego Bethany.
-No ktoś musi zając się tą księżniczką gdy królowa przygotowuje się do wyjścia. - Puścił do mnie oczko, a ja zaśmiałam się.
-Gdybym wiedziała, że tak dobrze idzie ci z dziećmi częściej bym cię prosiła o pomoc.
-No wiesz. Takie techniki zna tylko wujek Diler. - Zamilkł na chwile. - Brie wcale nie kazała mi oglądać jakieś babskie filmy jak zajmować się dziećmi, nie no skąd. - Czy on się zarumienił? Zróbcie mi coś jeśli mój wzrok się myli.
   Nie wytrzymałam dłużej i zaczęłam się śmiać.
-No co? - Spytał smutny a ja podeszłam do jego boku i objęłam go w taki sposób, by nie przeszkadzać mu w karmieniu. Nie chciałam by zrobiło mu się przykro.
-Przepraszam. - Powiedziałam ze smutnymi oczami wpatrzonymi w jego. Odstawił butelkę i przewrócił oczami.
-Niech ci będzie no. - Widziałam, że jego kąciki ust wykrzywiają się w lekkim uśmiechu. Wiedziałam, że udaje. Mimo to pocałowałam go w policzek.
-Muszę ci się jakoś podlizać, żebyś dobrze spełniaj swoje obowiązki. - Uśmiechnęłam się i puściłam mu oczko, a on przymrużył oczy.
-A ja już myślałem, że to szczera intencja. - Po chwili ciszy zaśmialiśmy się, a do domu weszła Brie niosąc coś owinięte w szary pokrowiec.
-Idziemy? - Spytała patrząc na nas dziwnie.
-Tak. - Ciągle uśmiechałam się gdy blondynka podeszła do mężczyzny i pocałowała go krótko.
-Tylko tak jak cię uczyłam. - Szepnęła Johnson, a ja wybuchłam śmiechem.

    O 17:00 byłam w pełni gotowa. Miałam na sobie czerwoną sukienkę do ziemi, odkrywającą moje plecy, czarne szpilki i czarną kopertówkę. Brie upięła moje włosy do tyłu wypuszczając kilka wolnych kosmyków wokół mojej twarzy. Makijaż był prosty. Najbardziej podkreślał moje oczy przez co wydawały się większe.
   Powoli zeszłam na dół. Czułam na sobie wzrok Fabiana. Spojrzałam na niego. Miał czarny smoking z czerwoną muszką. Nasze spojrzenia spotkały się w połowie schodów.
   Z niewiadomych mi przyczyn moje serce zabiło szybciej i.... zdenerwowałam się? Przecież nie mam 15 lat by denerwować się tego typu wyjściem.
-Ślicznie wyglądasz. - Powiedział gdy stanęłam przed nim.
-Dziękuje. - Uśmiechnęłam się i uświadomiłam sobie, że nie jesteśmy sami. Spojrzałam na Brie przytuloną do Dilera. - Gdyby coś się działo numery telefonów macie przywieszone na lodówce, jedzenie dla małej jest w górnej szafce obok zlewu, a...
-Nina damy rade. Idźcie już. - Posłała w naszą stronę uśmiech.
-Wiesz... w wujku Dilerze jest moc. - Mrugnął do mnie, a ja zaśmiałam się na jego słowa.
    Po chwili chwyciłam Fabiana pod rękę i ruszyliśmy w kierunku samochodu.

    Byliśmy 20 minut przed czasem. W trakcie drogi milczeliśmy, ale to nie była ta cisza której się krępujesz. Czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie.
-Pokaże ci coś zanim wejdziemy do środka. - Powiedział Fabian, gdy wyszliśmy z samochodu.
-Co takiego?
-Zobaczysz. - Chwycił moją dłoń i poprowadził mnie schodami w górę. Przede mną były drzwi wejściowe przed którymi się zatrzymaliśmy.
-Zamknij oczy.
-Muszę?
-Tak. - Rozejrzałam się wokół. Był już zmierzch. Słońce prawie zaszło. Z ociąganiem zamknęłam oczy. Tym razem poczułam jego dłonie na talii i powoli zaczął mnie popychać w odpowiednim kierunku.
-Możesz już otworzyć oczy. - Otworzyłam je powoli. Wzięłam głęboki wdech zachwytu. Zachodzące słońce odbijało swoje barwy na niebie i roślinach znajdujących się w ogrodzie pod nami.
-Tu jest... - Nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu podziwiałam widok.
   Poczułam nieśmiały dotyk jego dłoni na mojej, jednak po chwili pewnie splótł nasze palce razem, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.

-Widzę, że wy też podziwiacie widoki. - Usłyszałam za plecami głos Masona. Odwróciłam się i powoli podeszłam do nich z Fabianem witając się z nimi.
-Coś czuję, że dziś każda kobieta na tej sali będzie zazdrosna o nasze dziewczyny. - Foster pocałował swoją żonę w skroń.
- Idziemy? - Spytała Amber patrząc na mnie wzrokiem typu ,,coś tutaj się święci" i uśmiechnęła się.
-Jasne.

MUZYKA
   Po uroczystej kolacji spokojna muzyka zaczęła grać. Pary powoli zaczęły wychodzić na parkiet.
-Mogę Panią prosić do tańca? - Podniosłam wzrok by ujrzeć Fabiana z wystawioną ręką zapraszającą mnie.
-Ależ oczywiście. - Uśmiechnęłam się i ruszyłam za nim. Na środku sali zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. Czułam jego dłonie na plecach, gdy moje były zaplecione za jego szyją.
-Wyglądasz naprawdę prześlicznie. - Szepnął mi do ucha, a po moim ciele przeszły ciarki, gdy poczułam jego oddech na skórze. - Gdybym tylko mógł... - Zamilkł, a ja odsunęłam się by móc spojrzeć w jego oczy.
-Co takiego? - Moje serce znów zabiło szybciej. Nie odpowiedział. Znów przysunął mnie do siebie, oparłam głowę na jego ramieniu i tak tańczyliśmy jeszcze przez chwilę dopóki znów się nie odezwał.
-Tęsknie za tobą. Widzę cię codziennie, ale to mi nie wystarcza. - Jego oddech owiewał mój policzek i szyję. Miałam tego dość. Tak długo żyłam bez jego bliskości. Próbowałam się oszukiwać, ale co to dało?
-Też za tobą tęsknię. - Odezwałam się niepewnie przy jego szyi po czym spojrzałam w jego oczy. Wtedy przypomniałam sobie coś. - Ale tobie pewnie wciąż zależy na Savanie... - Spuściłam wzrok patrząc na biały guzik przy jego koszuli. Dotknął mojego podbródka sprawiając, że znów patrzeliśmy w swoje oczy.
-Nigdy mi na niej nie zależało i nigdy nie poczuje tego do niej co czuję do ciebie. - Jego twarz powoli zaczęła zbliżać się do mojej. Gdy dzieliły nas centymetry patrzyłam na jego usta.
-Jesteś tego pewien? - Szepnęłam. Byłam zdziwiona, że w tej głośnej muzyce słyszeliśmy się nawzajem. Nie odpowiedział. Po prostu złączył nasze usta w delikatnym pocałunku. Odwzajemniłam go, lecz nie czułam się zbyt pewnie gdy wokół nas było tyle osób. Z niechęcią odsunęłam się i powiedziałam byśmy poszli w bardziej ,,prywatne" miejsce. Wróciliśmy na balkon na którym podziwialiśmy zachód słońca. Był pusty, a na zewnątrz panował już mrok. Bez zbędnych słów Fabian delikatnie dotknął mojego policzka i znów złączył nasze usta. Przysunęłam się do niego tak blisko jak tylko mogłam, a on pogłębił pocałunek. Rany... Jak mi tego brakowało. Jego miękkie i ciepłe usta dotykające moich. Jego miękki język bawiący się z moim. Jego duże dłonie błądzące po moich plecach.
   Nie chciałam, ale musiałam się odsunąć, bo brakowało mi już tchu. Nasze czoła stykały się gdy oddychaliśmy szybko.
-Tak bardzo mi ciebie brakowało. - Jego dłonie spoczywały na mojej talli, gdy ja oparłam swoje na jego klatce piersiowej. - Ten czas bez ciebie był torturą. Proszę cię wybacz mi, że wtedy odszedłem. Że zostawiłem cię w momencie, w którym najbardziej mnie potrzebowałaś. Nigdy nie wybaczę sobie tego przez co musiałaś przejść przeze mnie...
-Shh. - Uciszyłam go. - Już ci wybaczyłam. - Znów mnie pocałował, a ja mogłam tak z nim trwać przez wieczność.

   Rozmawiałam z Amber przy naszym stole, gdy Fabian rozmawiał o czymś z Lukiem. Ciągle wymienialiśmy ze sobą spojrzenia.
-Niiinaaaaa.... - Powiedziała Amber przeciągając moje imię.
-Hmm? - Zwróciłam się w jej stronę.
-Słuchasz mnie w ogóle?
-Oczywiście. - Spojrzała na mnie wymownie. - No dobra, nie. Przepraszam. Po prostu... - Zamilkłam, bo nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.
-No śmiało. Opowiadaj. - Uśmiechnęła się.
-Ale nie ma o czym.
-Właśnie widzę. Ciągle zerkacie na siebie. Ostatnio tak było gdy byliście razem, dlatego nie wymigasz się.
-No dobra... - Opowiedziałam jej co się stało.
-Nieźle. - Skomentowała na końcu mojej opowieści. - Czyli znów jesteście razem? - Zabawnie poruszyła brwiami.
-Nie wiem. - Spojrzałam w kierunku Fabiana, lecz nie ujrzałam go już przy Luke'u. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła północ. Mimo tego, że przyjęcie trwało w najlepsze wiedziałam, że muszę wracać do dziecka.
-Przepraszam cię - zaczęłam - ale pójdę poszukać Fabiana. Muszę już wracać.
-No tak. Bethany. To do zobaczenia, gdybyśmy się dzisiaj już nie spotkały. - Przytuliłyśmy się na pożegnanie i ruszyłam w tłum szukając wzrokiem bruneta. Po kilku minutach odnalazłam go stojącego przy ścianie z... Przyjrzałam się bliżej kobiecie. Był z Savaną. Miała na sobie kremową suknię podkreślającą jej wdzięki, a ja poczułam się dziwnie. Wtedy obok mnie przeszła policja, a Savana pocałowała Ruttera. Nie odepchnął jej. Nie odsunął się od niej. Kontynuował pocałunek, a ja... Wewnętrznie poczułam ból, lecz z drugiej strony tak jakby spodziewałam się tego. Będąc ze mną udawał. Był przy mnie i wspierał mnie z... Litość. Jestem pewna, że to czuł gdy był przy mnie.
    Bez zastanowienia wyszłam z sali szybkim krokiem i wsiadłam do jednej z taksówek stojących niedaleko wejścia.

   Po kilkunastu minutach wysiadłam z samochodu płacą taksówkarzowi. Ruszyłam w kierunku domu, lecz zatrzymałam się widząc mężczyznę krążącego przy drzwiach. Ukryłam się w cieniu obserwując go. Zajrzał do jednego z okien i odszedł. Odetchnęłam z ulgą i praktycznie pobiegłam. Nie zwracałam uwagi na zimno. Chciałam jak najszybciej stąd zniknąć.
    Weszłam do domu i rzuciłam klucze na komodę.
-Wszystko w porządku? - Usłyszałam głos Dilera. Nie zwróciłam uwagi kiedy do mnie podszedł.
-Tak. - Uśmiechnęłam się sztucznie. - Mała sprawiała problem? - Starałam się uspokoić lecz ciągle czułam usta Fabiana na swoich i widziałam jak całuje Savane.
-Nie. Jakiś czas po waszym wyjściu zasnęła. Brie właśnie do niej zagląda. Na pewno wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej? I gdzie jest Fabian? - Diler zmarszczył brwi.
-Na zewnątrz jest zimno, a nie wzięłam żadnego okrycia, a Fabian musiał zostać. Miał coś ważnego do załatwienia. - Wtedy zeszła do nas Brie. Zaczęła mi się przyglądać i spytała
-Wszystko w porządku?
-Ty też? Tak jest okej. Dziękuje, że zostaliście z Bethany. Jestem wam wdzięczna. Teraz możecie wracać do siebie. - Kolejny raz uśmiechnęłam się sztucznie. Sama powoli przestawałam wierzyć w ten uśmiech.
-Jeśli chcesz możemy zostać dopóki... - Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Nie! - Podniosłam głos nie panując już nad swoimi emocjami. - Nie. - Powtórzyłam spokojnie. - Jak już mówiłam. Jest dobrze i chciałabym zajrzeć do małej i iść spać więc nie musicie się o mnie martwić. Dam sobie radę. Brie wymieniła spojrzenie z Dilerem.
-W porządku, ale gdyby coś dzwoń od razu. - Przytuliła mnie. Potem podszedł Diler. Też mnie objął. Zostałam w jego objęciach dłużej niż powinnam. Zauważył to.
-Jeśli to przez Ruttera, skopię mu dupę.
-Nie. Nie musisz się martwić. - Oswobodziłam się z jego ramion i odprowadziłam ich do drzwi. Gdy byłam już sama pozwoliłam kilku łzom spłynąć po policzku. Od razu je starłam i ruszyłam do swojego pokoju. Myślałam o tym zaraz po odnalezieniu Beth, ale zmieniłam zdanie. Teraz jednak byłam w 100% pewna, że chcę to zrobić. Już nic nie zmieni mojej decyzji.

   O 1 w nocy Fabiana wciąż nie było. To dobrze. Położyłam moją czerwoną sukienkę i list, który napisałam na jego łóżku, wzięłam Bethany z nosidełkiem i torby i wyszłam zamykając drzwi. Klucze wsadziłam pod wycieraczkę i wsiadłam do zamówionej wcześniej taksówki.

    Na cmentarz dojechałam kilka minut później. Poprosiłam taksówkarza, by na mnie poczekał, gdy on dziwnie na nie patrzył. Tak wiem. Spotkać żywego na cmentarzu po północy to rzadkość.
    Wśród tysiąca nagrobków znalazłam odpowiedni i ze łzami w oczach stanęłam przed nim.
-Cześć Nathan. Przepraszam, że dawno mnie tutaj nie było, ale miałam dużo na głowie. - Położyłam mały bukiecik kwiatków, który udało mi się zebrać gdy szukałam odpowiedniego miejsca. - Za to teraz przyszłam ci kogoś przedstawić. - Spojrzałam na śpiącą Beth i mocniej otuliłam ją kocem bo na zewnątrz było dość zimno.
-To moja córka, Bethany. Jestem pewna, że spodobałoby ci się to imię. Pamiętasz jak mówiłeś, że kiedyś założysz wielką rodzinę, a jedna z twoich córek będzie mieć tak na imię? Szkoda tylko, że wtedy nie wiedziałam, że to ze mną chcesz założyć tą rodzinę. - Spuściłam wzrok pozwalając moim łzom swobodnie płynąć.
-Strasznie mi ciebie brakuje. A teraz muszę się pożegnać. Pewnie widzisz sam co się dzieje. Nie mam innego wyjścia, muszę to zrobić, więc... - Starłam łzy z twarzy. - Żegnaj.
   Wróciłam do taksówki i kazałam mężczyźnie jechać na lotnisko. W trakcie drogi myślałam o tym co przeszłam w życiu i byłam jednego pewna. Stałam się silniejsza.

MUZYKA
~Fabian~
   Po północy zacząłem szukać Niny. Okrążyłem całą salę i nigdzie jej nie znalazłem. Przy naszym stoliku wciąż siedziała Amber z Masonem. Podszedłem do nich.
-Widzieliście Ninę?
-Przed chwilą poszła cię szukać. - Powiedziała blondynka.
-Nigdzie jej nie ma. - Rozejrzałem się jeszcze raz po sali.
-Może nie znalazła cię i wróciła do domu do Bethany. Jedź tam, a my będziemy tutaj. Jeśli ją znajdziesz daj nam znać. - Kiwnąłem głową i ruszyłem w kierunku samochodu.
   Jechałem szybciej niż powinienem i po 1 byłem w domu. Wszedłem do środka.
-Nina! - Krzyknąłem, lecz odpowiedziała mi cisza. Zacząłem gorączkowo chodzić po pomieszczeniach. Na końcu wszedłem do mojej sypialni. Na łóżku leżała jej czerwona sukienka. Zmarszczyłem brwi i podszedłem bliżej zauważając białą kopertę z moim imieniem na niej. Otworzyłem ją, wyjąłem list i zacząłem czytać.

Przepraszam, że tak nagle wyszłam z przyjęcia, ale nie chciałam wam przeszkadzać. Piszę ten list, bo nie jestem w stanie powiedzieć ci tego wszystkiego twarzą w twarz. Ostatnio... Sądziłam, że zbliżyliśmy się do siebie i że wszystko wraca powoli do normy dlatego zgodziłam się pójść z tobą na bankiet. Było cudownie. I powiedziałam prawdę. Wybaczyłam ci już dawno. Ale w jednej sprawie skłamałam. Raz spytałeś mnie czy wiem kto jest ojcem małej. Skłamałam mówiąc że nie wiem. Nie potrzebuje testów, by znać odpowiedź. Czasem byłam zdziwiona, że nie zauważyłeś ogromnego podobieństwa. Do ciebie. Jesteś jej ojcem i przepraszam cię, że w takiej chwili ci ją odbieram ale nie mam wyjścia. Killersi są wszędzie i nie mogę jej narażać. Mam nadzieję, że to rozumiesz.
O wylocie myślałam już od jakiegoś czasu, ale ciągle miałam nadzieję. Jednak to co dziś ujrzałam utwierdziło mnie w podjęciu decyzji. Nasz pocałunek potraktuj jako pożegnanie...
Nikt nie wie o moim zniknięciu, więc nie musisz nikogo o to pytać. Po prostu wyjechałam. Nie chcę dłużej stać ci na drodze do szczęścia z Savaną, dlatego nie pytaj o mnie, nie kontaktuj się ze mną ani mnie nie szukaj.
Swoje klucze zostawiam pod wycieraczką, byś miał pewność że już tutaj nie wrócę.
                                                                     Nina

   Z niedowierzaniem rzuciłem list i wybiegłem z mieszkania. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem na najbliższe lotnisko. Nie byłem pewny, czy ją tam znajdę, ale musiałem spróbować powstrzymać ją przed wyjazdem. Nie mogłem jej stracić przez to co stało się między mną i Savaną na balu. To było wielkie nieporozumienie.
   Zaparkowałem na parkingu i wbiegłem do środka. Nawet nie wiem gdzie mam jej szukać. Pobiegłem w kierunku recepcji i za pomocą odznaki zażądałem, by pokazali mi monitoring z ostatnich dwóch godzin. 
   W trakcie oglądania jakaś kobieta ogłosiła przez mikrofon, że samolot do Hiszpanii odlatuje za 15 minut i prosi pasażerów o udanie się do odpowiedniej bramki. Wtedy ją ujrzałem. Stanęła w kolejce do bramki 7 mając na rękach Bethany.
-Gdzie to jest? - Nie zwracałem uwagi na szczegóły mojej wypowiedzi. Po prostu wskazałem miejsce na monitorze. 
-Musi Pan stąd wyjść i iść w prawo, aż do... - Nie słuchałem jej dalej. Biegiem ruszyłem do wskazanego miejsca. Przepychałem się przez tłum ludzi nie zawracając sobie nawet głowy, by ich przeprosić. Musiałem ją powstrzymać. Nie mogłem jej stracić. Nie po tym, gdy mi wybaczyła.
   Zatrzymałem się centralnie przed bramką numer 7. Nie było już nikogo. To nie możliwe, że tak szybko ci ludzie zniknęli. Zacząłem gorączkowo rozglądać się za brunetką z dzieckiem. Pusto. Jakby w ciągu minuty wyparowali. 
   Ruszyłem w kierunku wejścia na samolot, lecz zostałem powstrzymany przez ochroniarzy.
-Proszę pokazać bilet. - Powiedział jeden z nich.
-Tam jest brunetka z dzieckiem. Moja dziewczyna z moim dzieckiem. Musze je...
-Nie może Pan. Nie ma Pan biletu, więc proszę stąd odejść, bo będę zmuszony wezwać policję.
-Jestem z policji! - Krzyknąłem po chwili zdając sobie sprawę z tego co zrobiłem. - Przeprasza. Już idę. - Wiedziałem, że przyjechałem za późno. Usiadłem na pobliskiej ławce i przetarłem dłońmi twarz. Znów ją straciłem. Tym razem z własnej głupoty. 
  Podniosłem wzrok i spojrzałem w okno, gdy samolot wystartował. Czułem się jak śmieć. Poczułem spływającą łzę po moim policzku, którą od razu starłem.
-Pan Rutter? - Spojrzałem na mężczyznę stojącego przede mną w mundurze policyjnym.
-Tak. O co chodzi?
-Zostaje Pan aresztowany za postrzelenie Trevora Hilla ze skutkiem śmiertelnym...

Ciąg dalszy nastąpi...


----------------------------------------------------------------------------------------
   No to za nami kolejny epilog. Dziwnie mi się go pisało, bo tak jakby zbliża nas do zakończenia opowiadania...
   Ale teraz nie ma się co smucić, bo 3 sezon "Because the heart is not a servant" jest w planach. Niestety rozpocznę go po małej przerwie. Nie będzie ona długa, ale jest mi potrzebna na zaplanowanie wszystkiego. Do tego teraz muszę skupić się na prawie jazdy, by zdać jak najszybciej :)
   Trzymajcie się ciepło i trzymajcie za mnie kciuki.

Miłego ;)
Karen

5 komentarzy:

  1. ZGINIESZ
    NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEE
    Masz mi to pisać!! Rozumiemy się?? Inacze już sb inaczej porozmawiamy?!!!!!!!!!!
    Co to ma być co? WTTF!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie najlepszy rozdział, wyszło tak genialne, że aż muszę się zastanowić nad swoim życiem... Co się stało?!! CZEMU TEN CWEL CAŁUJE SAVANE
    Znając ciebie to znajdziesz jakieś wytłumaczenie, gdzie to niby nie wina Fabiana, ale O NIE ŻĄDAM ODPOWIEDZI TERAZ
    Tak mi się żal zrobiło Niny ;c
    DOBRZE SZMACIARZOWI, ŻE GO ZŁAPALI
    kij z prawem jazdy, ferie masz... potem powiesz, że nie będzie rozdziału bo szkoła.. CHCE NASTEPNY
    I ZIEMNIAKI
    I DILERA
    I NINE
    I KOTOFREKTOFABIANA, O

    OdpowiedzUsuń
  3. To żeś sobie u mnie naskrobala za te przerwe. Grr....
    Są ferie! Raz dwa pisać kolejny!
    Już ją się z tobą poważnie policze!
    Ale pocałunek był mega :)
    Kisses&Hugs

    OdpowiedzUsuń
  4. Ej no!!! Kiedy kolejna część? Ją tu juz umieram z nudów...

    OdpowiedzUsuń