niedziela, 23 czerwca 2019

[92] "Po raz pierwszy wiedziałam, że nie daję rady."

~Nina~

 Obudziło mnie miarowe pikanie. Powoli otworzyłam oczy. Przez oślepiające mnie światło nie widziałam zbyt wyraźnie. Za to czułam coś gumowego na twarzy.
-Fabian, budzi się. - Usłyszałam głos Amber. Powoli odzyskiwałam ostrość widzenia. Zobaczyłam Fabiana i Amber siedzących przy moim łóżku. Na twarzy miałam maseczkę.
-Jak się czujesz? - Spytał Fabian chwytając moją dłoń.
-Co się stało? - Moje słowa były lekko zniekształcone. Zsunęłam maseczkę z twarzy. - I co ja mam na sobie? - Coś w rodzaju koszuli nocnej otaczało moje ciało.
-Zemdlałaś, a lekarze niezbyt byli chętni do badania cię w sukni ślubnej. - Blondynka uśmiechnęła się.
Ślub... Trevor i...
-Strzał. - Jakaś maszyna zapikała głośniej. Pamiętałam, że Claudia próbowała powstrzymać Trevora. -Co z Claudią?
-Nino uspokój się. Wszystko z nią w porządku.
-A dzieci?
-Cali i zdrowi. Wszyscy siedzą u nas w domu. - Wiedziałam, że nie mówią mi wszystkiego. Ciągle zerkali na siebie jakby nie byli pewni co mogą mi powiedzieć.
    Jednak nie miałam czasu na dalsze wypytywanie, bo do sali wszedł lekarz z pielęgniarkami.
-Dzień dobry. Jak się Pani czuje?
-Dobrze. - Jedna z pielęgniarek zapisała coś w notesie.
-To dobrze. W wyniku stresu doszło u Pani do skurczu oskrzeli, który spowodował chwilowe niedotlenienie, stąd to omdlenie. Na szczęście nie trwało to długo, więc nie doszło do żadnych negatywnych skutków. Wyniki dotychczasowych badań są poprawne. Mimo to chciałbym wykonać badanie USG by mieć stu procentową pewność, że z dzieckiem wszystko w porządku.
-Oczywiście.
-Państwa poprosiłbym o opuszczenie sali na czas badania. - Pielęgniarka zwróciła się do Amber i Fabiana, którzy skierowali się w kierunku drzwi.
   Po chwili rozpoczęło się badanie w trakcie którego trwała cisza. Lekarz uważnie obserwował ekran maszyny. Gdy wydrukował wynik pielęgniarka pomogła mi zetrzeć produkt z brzucha.
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku. - Nagle uśmiech lekarza zniknął. - Jednak jest jeszcze coś. Policja chce Panią przesłuchać. Czy jest Pani gotowa udzielić im odpowiedzi na parę pytań?  - Czy byłam gotowa? Fizycznie nic mi nie było, ale czy moja psychika da radę? Jednak miałam też świadomość, że jeśli powiem im co chcą wiedzieć to szybciej rozpocznie się poszukiwanie Trevora.
-Mogę spróbować.
-Przekażę im Pani decyzję. Wiem, że okoliczności nie są najłatwiejsze, ale mam do Pani prośbę. Proszę starać się zachować spokój. Kolejna dawna nerwów może wywołać kolejny skurcz, który tym razem może zaszkodzić dziecku.
-Dziękuję, będę o tym pamiętać.
   Parę sekund po wyjściu lekarza weszło dwóch policjantów. Jednego z nich pamiętałam doskonale. On zawsze przesłuchiwał mnie jeśli chodziło o sprawę Hilla.
-Dzień dobry Panu. Znów się spotykamy. - Mężczyzna uśmiechnął się idąc w moim kierunku.
-Dzień dobry. Szkoda tylko, że w takich okolicznościach. Lekarz poinformował nas o Pani stanie zdrowia. Proszę pamiętać, że w każdej chwili możemy przerwać. - Kiwnęłam głową na potwierdzenie. Drugi policjant wyciągnął notes.
-Proszę opowiedzieć co wydarzyło się na ślubie. - Powiedziałam wszystko od momentu rozpoczęcia ceremonii do momentu gdy straciłam przytomność.
-Trzymała Pani może broń, którą Trevor wniósł do kościoła?
-Tak. Tak jak już mówiłam. Próbowałam mu ją odebrać, gdy Claudia próbowała go unieszkodliwić.
-Czyli nie wie Pani co wydarzyło się później? - Moje serce zaczęło bić szybciej.
-Nie... - Od momentu obudzenia się w szpitalu czułam, że wydarzyło się coś złego. Teraz byłam pewna, że poznam prawdę.
-Trevor Hill nie żyje. Został postrzelony z broni na której znaleźliśmy Pani odciski palców. - Moje ręce zaczęły się trząść.
-Czy ja zabiłam...
-Tego nie powiedziałem. Równie dobrze on sam mógł nacisnąć spust nie zdając sobie sprawy w którą stronę skierowana jest lufa. Jak sama Pani powiedziała. Wszystko działo się bardzo szybko.
-Czy zostanę zamknięta jeśli okaże się, że to jednak byłam ja?
-Nie musi się Pani o to obawiać. Doskonale znamy Pani sprawę. Niezależnie od wyników śledztwa każdy uzna, że działała Pani w obronie własnej. - Zaczęłam szybciej oddychać. Starałam się pamiętać o słowach lekarza. Położyłam dłonie na brzuchu i starałam się uspokoić.
-Przepraszam bardzo, ale czy to wszystko? - Spytałam. Mój głos zaczął drżeć.
-Mam wezwać lekarza?
-Nie ma takiej potrzeby. - Starałam się uśmiechnąć, ale chyba zamiast tego na moje twarzy pojawił się grymas.
-Przepraszamy bardzo za kłopot. Życzymy szybkiego powrotu do zdrowia. Do widzenia.
-Dziękuję bardzo. Do widzenia. - Policjanci wyszli z sali.
    Po chwili wszedł Fabian. Wystarczyło jedno spojrzenie w jego kierunku by nerwy zwyciężyły. Zaczęłam płakać. Rutter od razu położył się obok mnie i mocno objął.
-Zabiłam człowieka. - Wyjąkałam.
-Ciiii. Nic takiego nie zrobiłaś. To nie twoja wina. - Objęłam go mocno jakby był kołem ratunkowym na wzburzonym morzu. - Proszę cię, spróbuj się uspokoić. - Starałam się jak mogłam, lecz łzy nie przestawały płynąć. Ciągle myślałam tylko o jednym.
Prawdopodobnie zabiłam człowieka.
   Parę minut później do sali wszedł lekarz. Podłączył mi jakąś kroplówkę. Wystarczyło parę sekund by w umyśle pojawiła się pustka. Łzy powoli przestawały płynąć. Przestawałam mieć kontakt ze światem zewnętrznym. Zasnęłam widząc Trevora w kałuży krwi.

MUZYKA
   Trzy dni później wyszłam ze szpitala. Czułam się jak wrak człowieka. Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że śmierć mojego oprawcy tak bardzo mnie zniszczy. Sądziłam, że gdy Trevor zniknie będę w końcu szczęśliwa. Będę mogła spokojnie chodzić ulicami bez strachu, że gdzieś go spotkam. Jak zwykle myliłam się. Ciągle widywałam go w snach. Zakrwawionego, błagającego mnie o życie. Myśl, że prawdopodobnie zabiłam człowieka.... zabijała również mnie. A jaka była prawda? Tego nigdy się nie dowiem. Policja nie jest w stanie stwierdzić kto wykonał strzał. Ja albo Trevor. Innej możliwości nie ma. Taki strzał w klatkę piersiową można wykonać znajdując się bardzo blisko celu, gdy lufa dotyka skóry...
-Znów uciekłaś myślami? - Fabian usiadł obok mnie i objął.
-Przepraszam.
-Nie masz za co. Pójdziemy na spacer?
-Możemy jutro? Niezbyt mam dziś ochotę. - Te słowa stały się moją ulubioną wymówką. Fabian starał się jakoś zająć moje myśli, jednak ja za każdym razem odmawiałam. Lepiej czułam się w domu, gdzie mogłam ukryć się przed rzeczywistością.
   Gdy Rutter musiał iść do pracy zostawała ze mną Amber, która z mężem i dzieckiem, postanowiła zostać na jakiś czas w Londynie. Bethany coraz więcej czadu spędzała z Masonem lub Dilerem i Brie. Tak naprawdę bałam się nią opiekować. Co jeśli przy mnie stanie jej się coś złego?
Jakoś... nie potrafiłam już normalnie żyć. Ciągle odczuwałam strach, miałam ochotę bez przerwy płakać, ale jednocześnie czułam... obojętność. Po raz pierwszy, wiedziałam że nie daję rady.
   Oswobodziłam się z ramion Fabiana.
-Pójdę pod prysznic. - Uśmiechnęłam się delikatnie i ruszyłam w kierunku łazienki. Prysznic był dla mnie ukojeniem. Wiedziałam, że tam moje prawdziwe emocje mogą ujrzeć światło dzienne.
    Odkręciłam wodę i weszłam pod ciepły strumień.Ostatnio uświadomiłam sobie coś bardzo istotnego. Zawsze sądziłam, że utrata kogoś kogo się kocha boli najbardziej. Nie mogłam się bardziej mylić. Najbardziej boli świadomość, że straciłeś samego siebie. Myśl, że... nie wiesz już kim jesteś i czy kiedykolwiek będziesz mógł znów być sobą...
Czułam, że potrzebuję pomocy, ale bałam się do tego przyznać. Przecież zawsze radziłam sobie ze wszystkim. Gwałt, porwanie, ciągłe życie w stresie. Dałam radę wtedy to i dam teraz. Potrzebuję tylko trochę czasu. Dzień lub dwa. Wszystko na pewno wróci do normy. Prawda?

-------------------------------------------------------------------------------------------
Dzień dobry :)
Na wstępie muszę się przyznać do pewnej głupoty. Rozdział pojawiłby się w zeszłym miesiącu gdyby nie pewien dureń (czyt. ja) który przypadkowo zamiast ctrl+v kliknął ctrl+z i caaały rozdział magicznie zniknął... Robiłam wszystko, żeby go odzyskać, niestety było już po ptokach. Odtworzyłam co pamiętałam, resztę musiałam niestety dopisać.
Emocje, które Nina czuje w tym rozdziale pisało mi się najtrudniej. Chciałam pokazać taką jej bezradność, brak sił do życia i fakt, że po raz pierwszy w życiu nie umie sobie poradzić z tym co ją spotkało. Jednocześnie chciałam pokazać, że niby jest świadoma tego co się z nią dzieje, ale dalej jest przekonana, że da sobie radę, bo przecież zawsze radziła sobie ze wszystkim. Cóż psychologiem nie jestem. Emocje ludzkie łatwe do zrozumienia też nie są. Mam tylko nadzieję, że nie wyszedł z tego jeden wielki chaos, który miał być w głowie Niny a nie w moim rozdziale ;D

Miłego :)
Karen

czwartek, 28 marca 2019

[91] "To ma być najpiękniejszy dzień w twoim życiu."

3 tygodnie później
~Nina~
   Przygotowania do ślubu trwały w najlepsze. Gdy przenieśliśmy z Fabianem datę na kwiecień uznaliśmy, że nie chcemy hucznego wesela. Dzięki temu liczba gości zmniejszyła się o połowę, a my mieliśmy tylko miesiąc na przygotowanie wszystkiego.
   Moje wyniki badań były bardzo dobre. Mimo to  Fabian nie pozwalał mi zajmować się, jego zdaniem, stresującymi rzeczami. Od paru dni stał się nadopiekuńczy i jeśli tylko mógł wyręczał mnie prawie we wszystkim. Rozumiałam go, ale nie było potrzeb do obaw. Próbowałam mu to wytłumaczyć, jednak zawsze znalazł jakieś argumenty na które ja nie miałam odpowiedzi. Dlatego wraz z Brie, która sprzymierzyła się z Fabianem i mnie pilnowała, planowałyśmy wesele, a Rutter wykonywał telefony i załatwiał większość spraw na mieście.
-Wiecie, że mógłbym wam pomóc. - Powiedział Diler siadając obok Brie i przytulając ją.
-Skarbie oczywiście, że o tym wiemy. Jednak wątpimy w twój gust.
-Pfyy mój gust jest wyśmienity. Ja wiem, że tego nie widzicie przez tę górę mięśni, ale głęboko we mnie kryje się księżniczka którą specjalnie dla was mogę ujawnić. - Zrobił przy tym tak poważną minę, że nie byłam w stanie wytrzymać. Zaczęłam się śmiać, a Diler mrużąc oczy patrzył na mnie gniewnie.
-Ranisz me uczucia. - Powiedział łamiącym się głosem.
-Oj no już. - Brie złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. - Lepiej?
-Troszeczkę, ale musisz się bardziej postarać bo moje ego dotknęło dna. - Dziewczyna znów pocałowała swojego chłopaka. Tym razem ich moment trwał o wiele dłużej.
-Znajdźcie sobie osobny pokój. - Powiedział Fabian wchodząc do salonu. Gdy podszedł do mnie poczułam jego usta na moim ramieniu i na szyi.
-Rutter zawsze wiesz jak zepsuć moment.
-Nie moja wina, że wasz moment trwa w moim salonie. - Fabian skupił swoją uwagę na mnie. - Jak się czujesz? Jadłaś już coś?
-Dobrze. Jeszcze nie, od rana męczą mnie mdłości.
-Musisz coś jeść.
-Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, ale jeśli w moim żołądku będzie w tej chwili coś innego niż sok pomarańczowy to i tak znajdzie swoją drogę na zewnątrz.
-Może chociaż spróbuj coś zjeść. - Opiekuńczy tryb Fabiana właśnie się włączył. Super.
-Próbowałam.
-To ja może sprawdzę w internecie co w takiej sytuacji mogłabyś jeść...
-Fabian - przerwałam mu nie mogąc już dłużej tego słuchać. - Przestań. Nic się nie stanie jeśli nie zjem nic w najbliższym czasie. Możesz być też spokojny bo za jakiś czas będę jadła za dwoję, więc zamiast martwić się tym lepiej powiedz mi co udało ci się załatwić. - Fabian wziął głęboki wdech i usiadł na fotelu.
-Rozmawiałem już z księdzem, z trudem załatwiłem salę, katering też już mamy załatwiony. Mam im tylko wysłać liczbę gości.
-To świetnie. Z mojej strony lista jest już gotowa, zostali tylko twoi goście do ustalenia. - Wręczyłam Fabianowi przygotowaną przeze mnie listę. Nie była długa. Wpisałam tylko najbliższych przyjaciół.
-Dziś dopiszę swoich gości i będziemy mogli wysyłać zaproszenia. - Brunet uśmiechnął się splatając nasze dłonie razem.
-Zaproszenia jeszcze nie przyszły. - Powiedziała Brie. - Ale dzwoniłam do właściciela firmy i powiedział, że jutro kurier powinien przyjechać.
-A jak wam idzie planowanie wystroju sali?
-Praktycznie wszystko mamy już gotowe. Teraz tylko ty musisz na to zerknąć i powiedzieć czy chcesz coś zmienić.
-Mi będzie podobać się wszystko co zaplanujesz. To ma być najpiękniejszy dzień w twoim życiu. - Słowa Fabiana wzruszyły mnie. Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach.
-Oooooo. Jesteście tak słodcy, że aż się rzygać chce. - Powiedział Diler. Gdy dostrzegł mordercze spojrzenie Ruttera zaczął się śmiać.

   Dwa dni później pojechałam z Brie i Bethany wybrać jakąś sukienkę. Przymierzyłam parę kreacji. Brie mówiła, że w każdej następnej wyglądam lepiej niż w poprzedniej, a Beth była szczęśliwa mogąc oglądać ,,sukienki księżniczek''. Jednak ja czułam, że to nie to. Do tej pory przymierzałam suknie rozkloszowane, z koralikami lub licznymi zdobieniami. Zaczęłam myśleć o czymś prostym i skromnym.
   Poszłyśmy do następnego sklepu. Asystent pokazał mi parę sukni. Wtedy ją dostrzegłam. Koronka na rękach i w wycięciu na tali, plecy do połowy odkryte, prosty kremowy materiał bez dodatkowych zdobień. Gdy ją przymierzyłam, wiedziałam, że znalazłam to co szukałam.

    Czas leciał bardzo szybko. Nawet nie wiem kiedy nadszedł kwiecień... i ten dzień. Wszystko było zaplanowane i czekało na nasze sakramentalne "tak". Denerwowałam się jak nigdy. Co jeśli potknę się w drodze do ołtarza, albo pomylę słowa przysięgi?
-Nina przestań się tak martwić. Wszystko pójdzie dobrze. - Powiedziała Amber. Bardzo się za nią stęskniłam i cieszyłam się, że to właśnie ona wykona mój makijaż - A teraz przymknij oczy.
-Ty nie stresowałaś się przed swoim ślubem?
-Oczywiście, że się stresowałam. To oczywiste w takim dniu, ale miałam was. Nagadałyście mi i to pomogło.
-Więc teraz nasza kolej nagadać tobie. - Usłyszałam głos Brie za sobą. Czekała, aż Amber skończy mnie malować by mogła zając się moimi włosami. - Fabian kocha cię jak wariat i dla was to tylko formalność.
-Formalność? Brie... to ślub. Najważniejszy dzień w życiu panny młodej. - Wtrąciła się Amber.
-Ja rozumiem, że to ślub ale chodzi mi o to że nic się nie zmieni. Dalej będą się kochać tak jak się kochają i inne takie.
-Powiedz, że żartujesz...
-Em...Dziewczyny? - Obie spojrzały na mnie. - Niezbyt pomagacie. - Zaczęłam się śmiać z ich przepychanek słownych.
-Sorki. To ja może skończę ten makijaż.
-A ja przygotuję niezbędne rzeczy do twojej fryzury.
-Dobry pomysł.
     Dziewczyny pomogły mi założyć sukienkę. Gdy byłam gotowa podeszłam do lustra. Nie poznałam kobiety, którą w nim ujrzałam. Delikatny makijaż podkreślał moje rysy twarzy, upięte włosy odsłaniały szyję, a pojedyncze pasma włosów podkręconych na lokówce dodawały uroku.
    Amber i Brie, moje druhny, stanęły obok mnie i objęły mnie.
-Dziękuję wam. - Ze wzruszenia łzy napłynęły mi do oczy.
-Tylko nie płacz, bo moja robota pójdzie na marne. - Zaśmiałyśmy się. Delikatnie osuszyłam oczy i wyszłam z pokoju.

   W kościele wszyscy czekali już na rozpoczęcie ceremonii. Fabian z drużbami stał przy ołtarzu. Amber dokonała paru poprawek w moim makijażu oraz sukience i stanęła obok Brie. Usłyszałam pierwsze nuty melodii. Druhny zajęły swoje miejsce.
-Teraz wasza kolej. - Powiedziałam do Brie i Dylana. Dzieciaki rozsypywały płatki kwiatów. Po paru sekundach wzięłam głęboki oddech i weszłam do kościoła. Wszędzie było mnóstwo różowych i białych kwiatków. Miejsce wyglądało magicznie.
   Spojrzałam na gości, którzy mnie obserwowali. Na każdej twarzy dostrzegłam uśmiech. Wtedy spojrzałam na Fabiana. Serce zabiło mi szybciej, gdy ujrzałam radość w jego oczach. To się naprawdę dzieje. Za parę chwil zostanę żoną tego mężczyzny.
   Stanęłam przed Rutterem.
-Wyglądasz przepięknie. - Szepnął, gdy podchodziliśmy w wyznaczone miejsce. Wtedy stres związany z dzisiejszym dniem opuścił moje ciało. Czułam się jak najszczęśliwsza kobieta na świecie.

   -Czy ktoś z Państwa tutaj obecnych zna powód dla którego ta dwójka nie powinna być razem? Jeśli tak niech poda go teraz lub zamilknie na wieki. - Powiedział ksiądz przed składaniem przysięgi. Na sali panowała cisza.
-W takim razie...
-Już sądziłem, że nie usłyszę tych słów. - W sekundzie po moich plecach przebiegł dreszcz. To niemożliwe. Nie nie nie nie... - Chciałem zrobić wielkie wejście, więc... Niespodzianka! - Fabian mocniej ścisnął moją dłoń, gdy zaczęłam się obracać w kierunku mężczyzny.
-Trevor. - Szepnęłam, a strach sparaliżował moje ciało. Szedł z moim kierunku. Znajomi Fabiana, policjanci zaproszeni na ślub, zerwali się z miejsca w celu zatrzymania zbiega. Jednak Trevor był przygotowany na wszystko. Wyciągnął broń i skierował ją w naszym kierunku.
-Panowie spokojnie. W innym przypadku będziecie mieli martwą pannę młodą. Nie chcąc się chwalić ćwiczyłem ostatnio strzelanie. Jeśli chcecie sprawdzić... - Rozłożył ręce i zaczął obserwować otoczenie. Nikt się nie poruszył.
- Tak myślałem. - Zaczęłam dyskretnie rozglądać się na boki. Musiałam wiedzieć gdzie jest Bethany. Po chwili dostrzegłam ją na rękach Brie, która powoli starała się ją wyprowadzić z pomieszczenia. Zaraz za nią szła Amber wyprowadzając Dylana.
-Czego chcesz? - Spytałam chcąc skupić jego uwagę na sobie.
-Oj Nino Nino. To mógł być nasz ślub. - Zrobił kilka kolejnych kroków w moją stronę. - Ale ty wybrałaś jego. - Skierował broń w kierunku Fabiana. 
-Trevor proszę, odłóż broń. - Zauważyłam Claudie powoli przemieszczającą się do przodu. Nasze spojrzenia się spotkały. Wiedziałam, że zrobi wszystko by mi pomóc jednak ja musiałam dać jej możliwość podejścia do blondyna.
-Czemu miałbym to zrobić? - Nagle odwrócił się w kierunku gości. - Widzisz tych wszystkich psów? Byliby przeszczęśliwi mogąc się mną pobawić, jednak nie dam im tej możliwości. - Znów spojrzał na mnie. -Czyżbyś chciała, żeby zrobili mi coś złego? - Po kilku sekundach ruszył w moim kierunku. Fabian od razu zareagował i stanął przede mną.
-Nie zbliżaj się. - Warknął, uważnie obserwując mężczyznę. Ścisnęłam dłoń Fabiana. Byłam przerażona. Trevor w każdej chwili mógł nacisnąć spust.
-Spokojnie. W przeciwieństwie do ciebie ja nie skrzywdzę swojej księżniczki. Dlatego przyszedłem. Chciałem zapobiec temu wszystkiemu. Nie chcę żebyś cierpiała przez tego skurwysyna. - Widziałam, że Fabian walczy z własnymi nerwami. Ścisnęłam jego ramię mając nadzieje, że w jakiś sposób powstrzyma go to przed zrobieniem czegoś głupiego.
-Trevor proszę cię, zostaw nas w spokoju.
-Nino też prosiłem cię wiele razy byś do mnie wróciła. Do tej pory nie spełniłaś mojej prośby, więc postanowiłem to zmienić.Dziś poślubisz mnie. - Chyba nigdy w życiu moje serce nie biło tak szybko. Na samą myśl tego co muszę zrobić robiło mi się słabo. Wzięłam parę głębokich oddechów, by się uspokoić.
-Dobrze. - Powiedziałam, przerywając panującą ciszę.
-Co takiego? - Zdziwienie było wyraźne na twarzy Fabiana.
-Zaufaj mi. - Szepnęłam i ruszyłam w kierunku Trevora. - Wyjdę za ciebie, zrobię co zechcesz tylko oddaj mi broń.
-A co z policją? Gdy tylko oddam ci broń złapią mnie.
-Nic ci nie zrobią, gdy będę w pobliżu. - Uśmiechnęłam się do niego. Zrobiłabym wszystko by mi zaufał, by Claudia mogła się nim zająć, nie ryzykując że mężczyzna odda strzał.
   Trevor powoli wyciągnął dłoń z pistoletem przed siebie. Nagle pojawiły się zawroty głowy. Starałam się brać głębokie wdechy, jednak niewiele to dawało. Z każdym kolejnym oddechem miałam wrażenie jakbym dostarczała coraz mniej tlenu do płuc. 
-W końcu przejrzałaś na oczy. - Chwyciłam broń. Mimo to Trevor nie chciał jej puścić, a lufa była skierowana w moją stronę.
-Nina... - Usłyszałam kroki Fabiana.
-Fabian nie zbliżaj się.
-Dokładnie Fabian. Nie zbliżaj się. - Widziałam ten uśmiech triumfu na jego twarzy.
   Wtedy Claudia wykonała ruch. Wszystko działo się bardzo szybko. Kobieta starała się powalić Trevora, a ja próbowałam zabrać mu broń. Wokół nas zrobiło się zamieszanie. W pewnym momencie usłyszałam strzał. Zaczęłam mieć problem z oddychaniem i czułam ból w klatce piersiowej. Po chwili widziałam tylko ciemność.

------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć :)
Gdyby ktoś się zastanawiał to tak, jeszcze żyję xD
A tak na poważnie. Nigdy w życiu nie sądziłam, że pogodzenie studiów i pracy może być tak ciężkie.... Dlatego trzymajcie kciuki, bym następny rozdział napisała troszeczkę szybciej ;)
O jakości tego rozdziału może już nie będę mówić. Wiem, że w swej karierze pisałam lepsze, ale jeśli to mnie usprawiedliwi to staram się jak mogę.

Przesyłam buziaki każdemu kto tutaj jeszcze został :*
Karen