~Fabian~
Zaraz po wyjściu ze szpitala udałem się do samochodu i ruszyłem w kierunku budynku policji. W mojej głowie ciągle brzmiały słowa lekarza. Przykro mi. Nie mogliśmy już nic zrobić. Jednak musiałem wyrzucić je z mojej głowy. Mam adres kryjówki Killersów i mam zamiar go wykorzystać. Czas zakończyć tą ich głupią zemstę na mnie przez wykorzystanie Niny.
Po kilkunastu minutach zmierzałem w kierunku drzwi prowadzących do gabinetu Smitha. Nie kłopotałem się z pukaniem.
-Mam adres ich kryjówki. - Powiedziałem wchodząc. Luke podniósł wzrok znad dokumentów i ściągnął swoje okulary.
-No nareszcie. Przygotuj się. Zbiorę chłopaków i jedziemy. - Komendant sięgnął po telefon i zaczął spokojnym głosem wydawać rozkazy. Ja wziąłem głęboki oddech i udałem się do szatni, by odpowiednio się przygotować. Za niedługo skończy się to całe piekło i będę mógł wrócić do Martin i nadchodzącego dziecka.
Pół oddziału specjalnego ruszyło w kierunku podanego adresu. Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać, więc przygotowaliśmy się na wszystko. Siedziałem w pierwszym samochodzie i z każdą sekundą czułem się coraz dziwniej. Miałem na sobie kamizelkę kuloodporną, kask i odpowiednie okulary. Do tego miałem spore zapasy broni i amunicji. Czułem się jakbym szedł na wojnę, a nie na nieświadomy niczego gang. Owszem byli niebezpieczni i nieobliczalni, ale ta cała amunicja to już chyba lekka przesada.
Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Zajęliśmy wyznaczone pozycje i stopniowo zaczęliśmy wchodzić do środka. Byłem w pierwszej grupie i po przekroczeniu wejścia ujrzałem sofę, fotele, stolik, telewizor... Większość rzeczy, które każdy z nas ma w domu, jednak nikogo nie zastaliśmy. Dałem znać reszcie, że mogą wchodzić po czym ruszyłem dalej. Następne pomieszczenie stanowiło prowizorkę sypialni. Ubrania były porozwalane po podłodze, a pościel na łóżku wyglądała jakby ktoś niedawno z niego wyszedł. Rozejrzeliśmy się i tutaj też nie znaleźliśmy niczego ciekawego. Wróciliśmy do głównego pomieszczenia, gdzie czekała na nas reszta oddziału.
-I co? - Spytałem.
-Nigdzie ich nie ma. - Powiedział jeden z policjantów.
-Sprawdzał ktoś garaże?
-Tak. Pusto. Nie ma nigdzie żadnych samochodów.
-To wygląda jakby odeszli w pośpiechu. Resztki jedzenia, ubrania. Na pewno nie wiedzieli, że przychodzimy? - Na słowa Willa ogarnęła mną wściekłość. Jak można mieć takiego pecha? Chociaż raz mogłoby coś pójść po mojej myśli. RAZ. Czy to tak wiele?
Zdjąłem kask i kominiarkę i rzuciłem to przed siebie klnąc przy tym pod nosem.
-Znajdę ich. Choćbym miał poświęcić na to resztę życia. Znajdę ich. Na pewno zostawili coś co powie mi gdzie pojechali. - Powiedziałem bardziej do siebie niż do zebranych. Nie musiałem jednak powtarzać tych słów, które oddział wziął jako polecenie. Podzieleni zaczęli przeszukiwać hangar szukając jakichkolwiek informacji na ich temat.
~Devon~
Siedziałem przy łóżku Savany cały czas. Nigdy nie sądziłem, że moja kochana młodsza siostrzyczka znajdzie się w takiej sytuacji. Nie chcę wiedzieć jak zareaguje na...
-Devon... - Blondynka powiedziała cicho poruszając przy tym lekko palcami.
-Jestem przy tobie. - Chwyciłem jej dłoń.
-Pić. - Głos miała słaby i zachrypnięty. Podałem jej wodę przez słomkę. Wzięła kilka łyków. - Co się stało? - Spytała po chwili.
-Miałaś wypadek. Jechałaś busem i samochód osobowy w niego w jechał. Dokładnie w tym miejscu, w którym ty siedziałaś. Od tamtego momentu byłaś nieprzytomna.
-Jak długo?
-Tydzień. - Dokładnie tydzień temu miał miejsce wypadek. Po pojawieniu się Ruttera w szpitalu kazałem moim kumplom zmienić miejscówkę, bo policja zbyt często kręciła się wokół mnie. Jak to mówią ' przezorny zawsze ubezpieczony '.
-I co ze mną? - Patrzyła na mnie tymi swoimi oczami przepełnionymi bólem.
-Wyjdziesz z tego. - Uśmiechnąłem się. Dobrze, że nie pytała o dziecko, bo nie wiem jak mam jej to przekazać.
-Co z dzieckiem? - A tak dobrze szło. Spuściłem głowę i patrzyłem na nasze złączone ręce. Rutter zdecydowanie zapłaci za to wszystko przez co Savana musi teraz przejść. - Devon? Co z dzieckiem? - Zaczęła szybciej oddychać.
-Uspokój się. Teraz musisz odpoczywać, więc proszę cię nie przemęczaj się.
-Odpowiedz na moje pytanie. - Nie ustępowała.
-Gdy przeprowadzali operację dziecko było już martwe. - Powiedziałem najszybciej i najspokojniej jak tylko umiałem. Ten szok i ból widoczny na jej twarzy łamał mi serce. Jako brat powinienem ją chronić, ale w tej sytuacji nie wiedziałem jak mam to zrobić.
Momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy, a dłonie powędrowały na brzuch. Nie wiedziałem co zrobić, by ją pocieszyć więc tylko gładziłem jej dłonie. Przez chwilę cicho łkała, lecz później zaczęła głośno płakać. Dłonie zaczęły jej drżeć, a z gardła wydobywały się ciche jęki rozpaczy i bólu. Zadzwoniłem po pielęgniarkę, by pomogła jej się uspokoić. W jej stanie taki stres nie był dobry.
-Chcę stąd wyjść. Muszę się przejść. - Powiedziała nagle.
-Savana, byłaś w ciężkim stanie. Nie możesz...
-Ale muszę! - Uniosła głos i wykrzywiła się z bólu. Wciąż była poobijana i miała połamanych kilka żeber, lecz nawet to nie powstrzymało jej przed odrzuceniem kołdry z nóg.
-Savana proszę cię. - Chwyciłem jej twarz w dłonie i zmusiłem by spojrzała na mnie. - Wiem, że cierpisz, ale dopiero co się obudziłaś. Nie możesz wstawać i się przemęczać. Jeśli to ci pomoże to mogę ci obiecać, że Rutter zapłaci za to co ci zrobił.
-A co niby on miał wspólnego z tym wypadkiem? Przecież po naszej rozmowie od razu wyszedł.
-To przez niego miałaś ten wypadek. To przez niego to wszystko cię spotkało. Gdyby nie pojawił się w twoim życiu do niczego by nie doszło.
-Pojawił się w moim życiu przez ciebie! - Mimo wyraźnego wyczerpania krzyczała, a jej słowa zraniły mnie. Wtedy do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Podszedłem do niej i powiedziałem co się dzieje. Kiwnęła głową i wyszła po leki uspokajające.
Gdy odwróciłem się w stronę łóżka zobaczyłem jak Savana wstaje z niego i po chwili upada. Podbiegłem do niej szybko.
-Mówiłem ci byś nie wstawała. Jesteś jeszcze za słaba. - Podniosłem ją i położyłem na szpitalnym łóżku. Gdy odsunąłem się od niej ujrzałem szok w jej oczach. - Sav co się dzieje?
-Ja... ja nie czuję nóg. Nie mogę poruszyć stopami. Devon ja nie czuje nóg! - Zaczęła mocniej płakać i panikować.
Mimo ogarniającego mnie szoku usiadłem obok niej i objąłem ją.
-Ciiii. Spokojnie. - Zacząłem głaskać ją po włosach. - Wszystko będzie dobrze. - Wtuliła się we mnie.
-Jak ma być dobrze skoro nie mogę stanąć na nogi? - Cała trzęsła się od płaczu.
Pielęgniarka nareszcie przyszła z lekami które wstrzyknęła do kroplówki. Z każdą minutą Savana coraz bardziej się uspokajała, aż zasnęła. Oswobodziłem ją ze swojego uścisku, położyłem i chwilowo odetchnąłem, by się uspokoić. Gdy byłem pewny, że przez najbliższy czas blondynka nie obudzi się, wyszedłem z pokoju i ruszyłem w stronę gabinetu lekarza, by dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.
Zapukałem do odpowiednich drzwi.
-Proszę. - Usłyszałem męski głos i otworzyłem drzwi. - Dzień dobry. Zapraszam. - Usiadłem na fotelu. - O co chodzi?
-Chciałbym zapytać o moją siostrę Savane Pierce. Wybudziła się i... mówi że nie czuje nóg. Może mi Pan powiedzieć dlaczego?- Doktor odetchnął głęboko.
-Z ostatnich badań wynika, że kręgosłup został nieznacznie uszkodzony. Gdy Pana siostra dojdzie do siebie będzie potrzebna rehabilitacja, która ustabilizuje wszystko. Proszę się nie martwić i uspokoić siostrę. Jej aktualny stan jest chwilowy. Pani Savana w pełni wróci do zdrowia.
---------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Na wstępie przepraszam was, że tak długo musieliście czekać na rozdział, ale szkoła w pełni zajęła mój czas.
Od razu chcę wam powiedzieć, że od poniedziałku będę chodzić na kursy prawa jazdy i w domu będę dopiero ok. 21:00, więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Postaram się wstawić go w następny weekend, ale nic nie obiecuje. Wybaczcie mi i bądźcie cierpliwi. Na pewno nie zapomnę o rozdziale, bo kilka osób skutecznie mi o nim przypomina :)
Miłego
Karen
piątek, 30 października 2015
wtorek, 20 października 2015
[49] "Savana jest w szpitalu."
~Fabian~
Rankiem obudziłem się z bólem głowy. Wczoraj nie wypiłem dużo, ale whisky mocno działa na moją głowę.
Przy kawie włączyłem telefon i zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od Luke'a.
-Czego on znowu chce? - Spytałem sam siebie wybierając jego numer. Odebrał po kilku sygnałach.
-Rutter. No nareszcie. Co się wczoraj z tobą działo? - Usłyszałem rozgniewany głos szefa.
-Cześć. Ciebie też miło słyszeć o poranku.
-Przestań żartować. Sprawa jest poważna. - Pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie, to że z Niną jest coś nie tak, ale od razu uspokoiłem się, bo wtedy to Zack dzwoniłby do mnie.
-Co jest tak pilne?
-Savana jest w szpitalu.
-Co?! Jak to?
-W nocy jechała busem, w którego wjechał samochód osobowy. Jest w ciężkim stanie.
-W którym jest szpitalu?
-Rutter teraz jest już za późno byś tam jechał. Wczoraj miałeś szanse dopóki Devona nie było, ale nie odbierałeś. Teraz Pierce nie rusza się od niej na krok. Ma gdzieś czy go zgarniemy czy nie. Nawet sam powiedział, że pójdzie z nami jeśli pozwolimy mu zostać przy siostrze dopóki nie wydobrzeje.
-Mam to gdzieś. Muszę się dowiedzieć co z nią... co z dzieckiem, więc powiedz mi do którego szpitala ją zawieźli. - Po chwili sprzeciwu usłyszałem nazwę szpitala. Nie zwlekając ani chwili dłużej ogarnąłem się i wyszedłem.
Idąc szpitalnym korytarzem przypomniałem sobie jak niosłem tędy nieprzytomną Ninę. Wtedy byłem wściekły na Trevora, ale też przerażony. Teraz... To dość dziwne. Nie czułem strachu, byłem w miarę spokojny. Nie mówię, że jestem obojętny na ludzkie cierpienie. Martwię się o Savanę, ale... Ciężko jest mi określić to co w tej chwili czuję. Najwyraźniejsze emocje są względem mojego dziecka, o które strasznie się boję.
W recepcji pielęgniarka powiedziała mi gdzie mam iść. Będąc kilka metrów od odpowiedniej sali ujrzałem Devona siedzącego na korytarzu. Miał spuszczoną głowę, twarz zasłonił dłońmi. Gdy podszedłem bliżej spojrzał na mnie i od razu zerwał się z miejsca.
-Co ty tutaj robisz? - Syknął.
-Przyszedłem sprawdzić co z Savaną.
-Nic ci do tego. - Był wściekły, ale pierwszy raz widziałem jak jego twarz wyraża ból. Czas, by prawda ujrzała światło dzienne.
-Savana ze mną ma dziecko. - Powiedziałem i czekałem na jego reakcję. Na początku pojawił się szok. Później wszystko zaczęło mu się układać.
-Ty skurwysynie! Mało ci? Najpierw zabiłeś ojca Scotta, później wpakowałeś mnie za kraty. - Kipiał złością. Chwycił moją koszulę i popchnął mnie na ścianę. - Z moją siostrą też musiałeś się zabawiać. Co, Nina przestała dostarczać ci atrakcji w łóżku? A może w końcu cię odrzuciła, gdy jej też zrobiłeś bachora. - Czułem jak gniew zaczynał rozprzestrzeniać się po moim ciele, lecz wiedziałem że to nie jest moment na to.
-Słuchaj. - Strzepnąłem jego dłonie z koszuli. - Też ogromnie cieszę się z naszego spotkania - powiedziałem z sarkazmem - ale teraz jest ktoś ważniejszy. - Spojrzałem w kierunku sali. Nagle Devon zmienił się o 180 stopni. Z jego twarzy zniknął gniew, został zastąpiony smutkiem i troskom. Jego ciało rozluźniło się i miałem wrażenie, że stał się mniejszy. W jednej chwili całe życie z niego uszło.
-Chcesz o niej coś wiedzieć? Droga wolna, ale nie licz, że cokolwiek usłyszysz ode mnie lub, że pozwolę ci tutaj siedzieć. Masz szczęście, że nie jestem w nastroju, bo zająłbyś miejsce Savany. - Po tych słowach wrócił na miejsce, usiadł we wcześniejszej pozycji i zastygł w bezruchu.
MUZYKA
Z pomocą pielęgniarki znalazłem lekarza, który zajmuje się Savaną. Wszedłem za nim do gabinetu i usiadłem na białym krześle.
-Jest Pan ojcem dziecka, tak? - Chciał upewnić się lekarz.
-Tak. Proszę mi powiedzieć co z Savaną i dzieckiem.
-Pani Pierce jest w ciężkim stanie. Musieliśmy przeprowadzić operację, by powstrzymać krwotok wewnętrzny. Jest kilka złamań. Obawiamy się, że mogło dojść do uszkodzenia mózgu w wyniku silnego uderzenia, ale o tym przekonamy się dopiero gdy pacjentka odzyska przytomność. Nie będę Pana oszukiwał. Następne 48 godzin zdecyduje czy pacjentka przeżyje. - Ten ogrom informacji, był dla mnie szokiem jednak nie usłyszałem tej, o którą teraz bałem się zapytać.
-Doktorze, a co z dzieckiem? - Lekarz głośno wypuścił powietrze i spuścił głowę, by po chwili znów spojrzeć na mnie.
-Przykro mi. Nie mogliśmy już nic zrobić. - Patrzyłem w jeden punkt nie wiedząc co zrobić. Bo jak mam się zachować po utracie dziecka? Niestety nie trzeba mnie już informować co się wtedy czuje. Ta nadzieja na ujrzenie osóbki, która powstała dzięki tobie... zniknęła. Czułem wszystko, a zarazem nic. Chciałem wszystko rozwalić, a jednocześnie nie miałem na to sił. Głęboko we mnie pojawiło się sumienie. Przecież to przeze mnie Savana wyszła z domu. Po naszej rozmowie miała wypadek. To przeze mnie to dziecko umarło. Gdybym mógł cofnąć czas...
-Naprawdę mi przykro. - Lekarz wstał, położył dłoń na moim ramieniu i wyszedł, a ja wciąż siedziałem tak jak wcześniej. Ciągle patrzyłem w to samo miejsce. Nie ruszyłem się nawet gdy poczułem łzy płynące po mojej twarzy.
Gdy doszedłem do siebie postanowiłem zobaczyć Savane. Skorzystałem z okazji, że Devon gdzieś zniknął i wszedłem do jej sali. Leżała nieruchoma na łóżku, podłączona do tych wszystkich kabli. Była blada, a jej twarz była naznaczona zadrapaniami, siniakami i szwami. Już raz widziałem Ninę w podobnym stanie. Ten jeden raz był wystarczający. Do tego myśl, że dziecko zmarło, a Savana walczy o życie... To zdecydowanie za wiele. Blondynka nie ma szczególnego miejsca w moim sercu, ale czy przy rannym przyjacielu też pozostajemy obojętni? Nie sądzę. Dlatego nie mam zamiaru udawać, że mam w dupie co się z nią stanie, bo tak nie jest.
Podszedłem do łóżka i obserwowałem kobietę. Delikatnie zakryłem jej dłoń swoją.
-Pewnie i tak mnie nie słyszysz, ale co mi szkodzi spróbować. Proszę cię, wybacz mi, bo ja nigdy nie będę w stanie wybaczyć sobie, że nasze dziecko odeszło przeze mnie.
--------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Ze względów umowy ( na którą nie wyraziłam zgody) dodaję rozdział, by uzyskać jutro notatki. Niezłą mam przyjaciółkę nie ma co :P
A teraz tak na poważnie. Nie wiem jak wy, ale ja prawie ryczałam pisząc to, więc teraz muszę się ogarnąć bo inaczej nie będę w stanie nic zrobić...
Miłego
Karen
Rankiem obudziłem się z bólem głowy. Wczoraj nie wypiłem dużo, ale whisky mocno działa na moją głowę.
Przy kawie włączyłem telefon i zobaczyłem kilka nieodebranych połączeń od Luke'a.
-Czego on znowu chce? - Spytałem sam siebie wybierając jego numer. Odebrał po kilku sygnałach.
-Rutter. No nareszcie. Co się wczoraj z tobą działo? - Usłyszałem rozgniewany głos szefa.
-Cześć. Ciebie też miło słyszeć o poranku.
-Przestań żartować. Sprawa jest poważna. - Pierwsza myśl jaka pojawiła się w mojej głowie, to że z Niną jest coś nie tak, ale od razu uspokoiłem się, bo wtedy to Zack dzwoniłby do mnie.
-Co jest tak pilne?
-Savana jest w szpitalu.
-Co?! Jak to?
-W nocy jechała busem, w którego wjechał samochód osobowy. Jest w ciężkim stanie.
-W którym jest szpitalu?
-Rutter teraz jest już za późno byś tam jechał. Wczoraj miałeś szanse dopóki Devona nie było, ale nie odbierałeś. Teraz Pierce nie rusza się od niej na krok. Ma gdzieś czy go zgarniemy czy nie. Nawet sam powiedział, że pójdzie z nami jeśli pozwolimy mu zostać przy siostrze dopóki nie wydobrzeje.
-Mam to gdzieś. Muszę się dowiedzieć co z nią... co z dzieckiem, więc powiedz mi do którego szpitala ją zawieźli. - Po chwili sprzeciwu usłyszałem nazwę szpitala. Nie zwlekając ani chwili dłużej ogarnąłem się i wyszedłem.
Idąc szpitalnym korytarzem przypomniałem sobie jak niosłem tędy nieprzytomną Ninę. Wtedy byłem wściekły na Trevora, ale też przerażony. Teraz... To dość dziwne. Nie czułem strachu, byłem w miarę spokojny. Nie mówię, że jestem obojętny na ludzkie cierpienie. Martwię się o Savanę, ale... Ciężko jest mi określić to co w tej chwili czuję. Najwyraźniejsze emocje są względem mojego dziecka, o które strasznie się boję.
W recepcji pielęgniarka powiedziała mi gdzie mam iść. Będąc kilka metrów od odpowiedniej sali ujrzałem Devona siedzącego na korytarzu. Miał spuszczoną głowę, twarz zasłonił dłońmi. Gdy podszedłem bliżej spojrzał na mnie i od razu zerwał się z miejsca.
-Co ty tutaj robisz? - Syknął.
-Przyszedłem sprawdzić co z Savaną.
-Nic ci do tego. - Był wściekły, ale pierwszy raz widziałem jak jego twarz wyraża ból. Czas, by prawda ujrzała światło dzienne.
-Savana ze mną ma dziecko. - Powiedziałem i czekałem na jego reakcję. Na początku pojawił się szok. Później wszystko zaczęło mu się układać.
-Ty skurwysynie! Mało ci? Najpierw zabiłeś ojca Scotta, później wpakowałeś mnie za kraty. - Kipiał złością. Chwycił moją koszulę i popchnął mnie na ścianę. - Z moją siostrą też musiałeś się zabawiać. Co, Nina przestała dostarczać ci atrakcji w łóżku? A może w końcu cię odrzuciła, gdy jej też zrobiłeś bachora. - Czułem jak gniew zaczynał rozprzestrzeniać się po moim ciele, lecz wiedziałem że to nie jest moment na to.
-Słuchaj. - Strzepnąłem jego dłonie z koszuli. - Też ogromnie cieszę się z naszego spotkania - powiedziałem z sarkazmem - ale teraz jest ktoś ważniejszy. - Spojrzałem w kierunku sali. Nagle Devon zmienił się o 180 stopni. Z jego twarzy zniknął gniew, został zastąpiony smutkiem i troskom. Jego ciało rozluźniło się i miałem wrażenie, że stał się mniejszy. W jednej chwili całe życie z niego uszło.
-Chcesz o niej coś wiedzieć? Droga wolna, ale nie licz, że cokolwiek usłyszysz ode mnie lub, że pozwolę ci tutaj siedzieć. Masz szczęście, że nie jestem w nastroju, bo zająłbyś miejsce Savany. - Po tych słowach wrócił na miejsce, usiadł we wcześniejszej pozycji i zastygł w bezruchu.
MUZYKA
Z pomocą pielęgniarki znalazłem lekarza, który zajmuje się Savaną. Wszedłem za nim do gabinetu i usiadłem na białym krześle.
-Jest Pan ojcem dziecka, tak? - Chciał upewnić się lekarz.
-Tak. Proszę mi powiedzieć co z Savaną i dzieckiem.
-Pani Pierce jest w ciężkim stanie. Musieliśmy przeprowadzić operację, by powstrzymać krwotok wewnętrzny. Jest kilka złamań. Obawiamy się, że mogło dojść do uszkodzenia mózgu w wyniku silnego uderzenia, ale o tym przekonamy się dopiero gdy pacjentka odzyska przytomność. Nie będę Pana oszukiwał. Następne 48 godzin zdecyduje czy pacjentka przeżyje. - Ten ogrom informacji, był dla mnie szokiem jednak nie usłyszałem tej, o którą teraz bałem się zapytać.
-Doktorze, a co z dzieckiem? - Lekarz głośno wypuścił powietrze i spuścił głowę, by po chwili znów spojrzeć na mnie.
-Przykro mi. Nie mogliśmy już nic zrobić. - Patrzyłem w jeden punkt nie wiedząc co zrobić. Bo jak mam się zachować po utracie dziecka? Niestety nie trzeba mnie już informować co się wtedy czuje. Ta nadzieja na ujrzenie osóbki, która powstała dzięki tobie... zniknęła. Czułem wszystko, a zarazem nic. Chciałem wszystko rozwalić, a jednocześnie nie miałem na to sił. Głęboko we mnie pojawiło się sumienie. Przecież to przeze mnie Savana wyszła z domu. Po naszej rozmowie miała wypadek. To przeze mnie to dziecko umarło. Gdybym mógł cofnąć czas...
-Naprawdę mi przykro. - Lekarz wstał, położył dłoń na moim ramieniu i wyszedł, a ja wciąż siedziałem tak jak wcześniej. Ciągle patrzyłem w to samo miejsce. Nie ruszyłem się nawet gdy poczułem łzy płynące po mojej twarzy.
Gdy doszedłem do siebie postanowiłem zobaczyć Savane. Skorzystałem z okazji, że Devon gdzieś zniknął i wszedłem do jej sali. Leżała nieruchoma na łóżku, podłączona do tych wszystkich kabli. Była blada, a jej twarz była naznaczona zadrapaniami, siniakami i szwami. Już raz widziałem Ninę w podobnym stanie. Ten jeden raz był wystarczający. Do tego myśl, że dziecko zmarło, a Savana walczy o życie... To zdecydowanie za wiele. Blondynka nie ma szczególnego miejsca w moim sercu, ale czy przy rannym przyjacielu też pozostajemy obojętni? Nie sądzę. Dlatego nie mam zamiaru udawać, że mam w dupie co się z nią stanie, bo tak nie jest.
Podszedłem do łóżka i obserwowałem kobietę. Delikatnie zakryłem jej dłoń swoją.
-Pewnie i tak mnie nie słyszysz, ale co mi szkodzi spróbować. Proszę cię, wybacz mi, bo ja nigdy nie będę w stanie wybaczyć sobie, że nasze dziecko odeszło przeze mnie.
--------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Ze względów umowy ( na którą nie wyraziłam zgody) dodaję rozdział, by uzyskać jutro notatki. Niezłą mam przyjaciółkę nie ma co :P
A teraz tak na poważnie. Nie wiem jak wy, ale ja prawie ryczałam pisząc to, więc teraz muszę się ogarnąć bo inaczej nie będę w stanie nic zrobić...
Miłego
Karen
niedziela, 18 października 2015
[48] "Ten wieczór będzie wolny od zmartwień."
~Fabian~
Od Savany przyjechałem prosto do domu. Tak. Do mojego domu, w którym mieszkałem z Niną. W którym przeżyliśmy tyle wspaniałych chwil. W którym powiedziałem jej, że odchodzę i z którego brunetka wyprowadziła się. Teraz to miejsce znów świeciło pustkami.
Od Savany przyjechałem prosto do domu. Tak. Do mojego domu, w którym mieszkałem z Niną. W którym przeżyliśmy tyle wspaniałych chwil. W którym powiedziałem jej, że odchodzę i z którego brunetka wyprowadziła się. Teraz to miejsce znów świeciło pustkami.
Nie zastanawiając się podszedłem do barku i wyjąłem z niego whisky i nalałem alkohol do szklanki z lodem. Usiadłem na fotelu i pociągnąłem spory łyk. Poczułem przyjemne pieczenie w gardle. Oparłem szklankę na czole i zacząłem myśleć. -Savana wie o wszystkim, Nina jest w ciąży, a Killersi ją obserwują. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne. Muszę skontaktować się z Lukiem i jak najszybciej ich złapać, by nie zrobili krzywdy Ninie. - Odsunąłem szklankę od siebie i zacząłem przyglądać się trunkowi w niej. - Nieźle. Zaczynam mówić sam do siebie. - Wypiłem całą zawartość naczynia po czym uzupełniłem je jeszcze raz.
Pijąc kolejny łyk usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz.
-O nie. Luke nie dziś. - Odrzuciłem połączenie i wyłączyłem telefon. Tego wieczoru upije się w cztery dupy i będę mieć wszystko gdzieś. Chodź raz nie chcę przejmować się wszystkim i myśleć o każdym. Ten wieczór będzie wolny od zmartwień.
~Nina~
Wiesz jak to jest, gdy stoisz w tłumie ludzi i nikt nie słyszy twojego wołania o pomoc? Ja właśnie znalazłam się w takiej sytuacji. Stałam na środku zatłoczonego placu i błagałam przechodzących ludzi, by mi pomogli, bo... Mój brzuch zniknął. Był całkowicie płaski. Płakałam i prosiłam, by pomogli mi odnaleźć moją córeczkę, lecz nikt mnie nie słyszał. Każdy przechodził obojętnie, zajmując się swoimi sprawami. Praca, kariera i pieniądze. To było najważniejsze dla tych ludzi. Coraz głośniejszy hałas zaczął mnie otaczać. Rozmowa, krzyki i ruch uliczny. To było nie do zniesienia.
Ogarniająca mnie bezradność była coraz większa. Z braku sił upadłam na kolana i zakryłam twarz dłońmi, by świat nie widział łez matki, która utraciła swoje dziecko.
Nagle wszystko ucichło. Podniosłam wzrok i ujrzałam las. Rozejrzałam się i jedyne co widziałam to drzewa. Ich korony były tak gęste, iż w pełni zasłaniały niebo.
Spojrzałam przed siebie i w oddali ujrzałam czyjąś sylwetkę. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć i ujrzałam mężczyznę z dzieckiem na rękach.
-Bethany... - Powiedziałam nieświadoma swoich słów i szybko wstałam. Przyjrzałam się jeszcze raz. Mężczyzna był dość daleko, lecz wyraźnie widziałam małą dziewczynkę, którą trzymał na swych rękach. Zaczęłam biec w jego kierunku.
Będąc już wystarczająco blisko ujrzałam twarz mężczyzny. Zwolniłam i uśmiech od razu pojawił się na moich ustach. Jednak szybko znikł gdy za plecami bruneta pojawił się Devon. W dłoni trzymał błyszczący przedmiot.
-Fabian! - Krzyknęłam do bruneta, lecz nie słyszał mnie. Jego uwaga w pełni była skupiona na naszej córce. Znów zaczęłam biec. Biegłam ile tylko miałam sił. Nie zwracałam uwagi na wystające korzenie i kamienie. Liczyło się tylko bezpieczeństwo mojego dziecka i Fabiana. Z każdym następnym metrem coraz trudniej łapałam oddech, lecz nie miałam zamiaru się poddać. Ciągle krzyczałam imię Ruttera. Na marne. Devon był coraz bliżej. Zaczął podnosić ostry przedmiot.
-Nie! - I wtedy Devon gwałtownie opuścił rękę.
Podniosłam się gwałtownie słysząc własny krzyk. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i odetchnęłam z ulgą.
-To był sen. To był tylko sen.
-Nina co się dzieje? - Usłyszałam głos Brie w ciemności, którą po chwili rozjaśniła lampka nocka.
-Nic takiego.
-Przecież krzyczałaś. - Usiadła obok mnie na łóżku i chwyciła moją dłoń.
-To był tylko zły sen. Przepraszam, że... - Przerwałam nagle i wzięłam głęboki oddech. Z moich ust wydobył się cichy dźwięk.
-Nina, nie strasz mnie. Co się dzieje? - Brie nie ukrywała już swojego zaniepokojenia. Położyłam dłoń na brzuchu i lekko go masowałam.
-Poruszyła się. - Mój wzrok utkwiony był w miejscu, w którym poczułam ruch.
-Mała? - Blondynka rozluźniła się gdy chwyciłam jej dłoń i położyłam na brzuchu. Kolejny raz poczułam ruch tym razem wyraźniejszy i mocniejszy. Uśmiechnęłam się i wzruszyłam. - No no. Przeczuwam zbuntowaną krew. Nieźle się kręci. - Brie także się uśmiechnęła.
Wtedy do naszego pokoju wszedł (to delikatnie ujęte, bardziej pasuje wbiegł) Diler z kapciem w ręku.
-Nie ruszaj... - Rozejrzał się. - Co się dzieje? Słyszałem krzyk, ale widzę, że nic się nie dzieje.
-Sytuacja opanowana. A po co ci ten but? - Brie wstała i spojrzała na niego.
-To moja broń na ewentualnego bandytę. - Stanął pewnie.
-Ty mój bohaterze. Całe szczęście, że nikogo tutaj nie było. Nie chciałabym być w skórze tego bandyty, który dostałby tym kapciem. - Blondynka zaśmiała się i przytuliła Dilera.
-Tylko to miałem pod ręką. - Zaśmiałam się. - Powiecie mi skąd ten krzyk?
-Miałam zły sen. - Przymknęłam oczy pod wpływem kolejnego ruchu dziecka. - Diler usiądź na chwile obok mnie. - Zrobił to o co go poprosiłam. Jego dłoń także położyłam na brzuchu. Spojrzał na mnie zdziwiony, lecz po chwili zrozumiał co chciałam mu pokazać.
-Nie powiem. Będzie miała ciężką nogę w samochodzie.
-Diler! - Dzięki nim mój sen odszedł w zapomnienie a na ustach pojawił się uśmiech.
-Oj wiem, jest za młoda na wyścigi, ale pewnego dnia.... - Brie przerwała mu.
-Dobra dobra. Pozostaw te swoje plany na później. Jest 4 w nocy. Idź spać a rano wszystkim opowiesz czego będziesz uczyć małe dziecko. Z pewnością będą z ciebie dumni.
-Tak sądzisz?
-No oczywiście. - Brie mrugnęła do mnie, dając mi znać że myśli zupełnie inaczej. Starałam się powstrzymać śmiech.
-Ciesze się, że we mnie wierzysz.
-Zawsze. - Diler pocałował delikatnie Johnson i wyszedł. Blondynka opadła na łóżko - Musiałam się z nim zgodzić. Nie wytrzeźwiał w pełni i nie dałby nam spokoju gdybym się z nim nie zgodziła. - Gdy byłam pewna, że brunet mnie nie usłyszy wybuchłam śmiechem.
-Nina. - Brie poszła w moje ślady. - Przestań.
-Chciałabym. Chyba hormony zaczynają buzować. - Śmiałyśmy się dobre 10 minut. Gdy uspokoiłyśmy się położyłyśmy się spać. Jednak ja przez pewien czas nie mogłam zasnąć. Położyłam się na boku, ręką obejmując brzuch. W głowie ciągle słyszałam jedno imię, które wypowiedziałam we śnie. Bethany...
---------------------------------------------------------------------
Niespodzianka :)
Sama jestem zaskoczona, że tak szybko napisałam ten rozdział. Widocznie choroba służy mojej wenie :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo mi, przyznam szczerze, bardzo.
Miłego
Karen
piątek, 16 października 2015
[47] "Gdyby nie ten pocałunek..."
~Fabian~
Pokazałem Zackowi liścik. Wiadomość na min napisana potwierdzała moje słowa.
-Nie pozwolimy skrzywdzić jej ani małej. Nina stała się częścią naszej rodziny, a jak sam wiesz, kto zadziera z jednym z nas ma do czynienia z resztą.
-Chwila... Małej? - Spytałem lekko zdezorientowany.
-Nina będzie mieć córeczkę. - Nie wiedziałem jak powinienem zareagować. Chciałem pobiec do Niny, powiedzieć jej prawdę, przytulić ją i pocałować, ale nie mogłem. Pojechała do szpitala, a ja nawet nie mogłem być przy niej. Nie mogłem jej wspierać i uspakajać.
-Dobra. - Nie chciałem powiedzieć moich myśli, ale musiałem to zrobić. Nie chcę, by kolejny raz cierpiała z mojego powodu. - Zniknę z życia Niny na zawsze. Nie będzie mnie widywać, nie będzie ze mną rozmawiać, ani o mnie słyszeć. - Przerwałem starając się nie stchórzyć. Chciałbym być samolubny. Chciałbym być przy Ninie i nie przejmować się Killersami, Jackiem czy Trevorem, którego mam ochotę zabić gołymi rękami. Chciałbym cieszyć się obecnością mojej ukochanej i nadchodzącego dziecka, ale moje szczęście jest jednoznaczne z ich śmiercią, a na to pozwolić nie mogę. - Zajmę się Killersami i każdym kto będzie chciał zrobić jej krzywdę, ale będę daleko od niej.
-Fabian, rozumiem co chcesz zrobić, ale nie możesz poświęcać samego siebie. Owszem zniknij z jej życia, ale nie na zawsze. Nie widzisz jej. Czasem potrafi patrzeć w jeden punkt i trzymać w dłoni wisiorek od ciebie godzinami. Mimo wszystko ona wciąż myśli o tobie i tęskni za tobą.
-A co twoim zdaniem powinienem zrobić?! - Uniosłem głos. Zbyt wiele emocji kotłowało się we mnie. Najbardziej odczuwalna była bezradność.
-Zniknij z jej życia, zajmij się Killersami i gdy wszystko wróci do normy przyjdź do niej i wszystko jej wytłumacz.
-Nie zrozumie mnie.
-Skąd możesz to wiedzieć. Tylko ślepy nie zauważyłby jak ona mocno cię kocha. Rusz dupę i rób to co do ciebie należy. Do twojego powrotu zajmiemy się nimi.
-Dobra, ale mam do ciebie prośbę. Mógłbyś mnie informować o wszystkim co spotka Nine i małą?
-Postaram się. - Wtedy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i bez patrzenia na wyświetlacz odebrałem połączenie.
-Halo.
-Fabian, możesz do mnie przyjechać? - Usłyszałem zapłakany głos Savany.
-Co się stało?
-Musimy porozmawiać.
-Daj mi chwilę. Zaraz tam będę. - Rozłączyłem się. Wyjaśniłem sprawę Zackowi i podziękowałem mu za rozmowę. Jak do tej pory on jako jedyny stara się mnie zrozumieć.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem do wyjścia. W połowie drogi usłyszałem dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Po kilku sekundach drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich pojawili się Brie i Diler z Niną. Oboje dokładnie zasłaniali brunetkę, a do tego Diler obejmował ją w pasie i trzymał blisko siebie. Wziąłem kilka wdechów na uspokojenie i ruszyłem na przód. Przechodząc obok nich starałem się nie zwracać uwagi na Martin, lecz moje próby poszły na marne. Moje spojrzenie od razu spotkało się z jej. Przez ułamek sekundy ujrzałem miłość i tęsknotę. Później pojawił się tylko ból i strach. I to ja sam wywołałem u niej te emocje. Ja przyczyniłem się do jej cierpienia. Ten który powinien ją chronić, zranił ją najbardziej.
~Nina~
Wchodząc do kryjówki minęłam się z Fabianem. Co on tutaj jeszcze robił? Mam tylko nadzieję, że nie ujrzy...
-Nina, słyszysz mnie? - Diler nagle zatrzymał się i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
-Przepraszam, zamyśliłam się. O co chodzi?
-Pytałem czy wszystko w porządku. Zbladłaś.
-Tak. Po prostu... - Obejrzałam się na drzwi w nadziei, że jeszcze go ujrzę, lecz zniknął. Nie przejął się ani trochę moim stanem. - Jestem trochę zmęczona. To wszystko.
-Diler zaprowadź Ninę do pokoju, ja pójdę porozmawiać z Zackiem. - Zauważyłam złowrogie spojrzenie Brie skierowane na mężczyznę. Coś czuję, że ten nasz pocałunek nie poszedł jeszcze w zapomnienie.
-Brie... - Zaczął Diler, lecz blondynka nie pozwoliła mu dokończyć.
-Teraz nie jest na to odpowiednia pora. - Kobieta ruszyła przed siebie.
-Diler przepraszam cię. - Powiedziałam gdy Johnson zniknęła mi z pola widzenia.
-Za co?
-Gdyby nie ten pocałunek...
-Nina nie ma o czym mówić. Po prostu muszę się postarać, by mi wybaczyła. - Spojrzałam w jego oczy, w których ujrzałam...
-Boisz się?
-Jak cholera. Wiesz jaka jest Brie. - Zaśmiałam się gdy ruszyliśmy do pokoju mojego i blondynki.
-W takim razie życzę ci powodzenia.
-Dzięki, z przyda się.
~Brie~
-Zack, wróciliśmy już. - Powiedziałam wchodząc do jego pokoju.
-I co z Nina? - Od razu oderwał się od jakiś papierków i skupił swoją uwagę na mnie.
-Wszystko w porządku. Lekarz przeprowadził badania kontrolne i wszystkie wyniki są w normie.
-To dobrze.
-Zack? - Spytałam niepewnie.
-Tak?
-Rozmawiałeś z Fabianem o Ninie, prawda? - Pokiwał twierdząco głową. - Wie o ciąży? - Zack zastanawiał się chwile, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie. Nie wspomniałem mu o tym.
-Bardzo dobrze. Ja idę już do Niny. Ty też powinieneś odpocząć. Nie wyglądasz najlepiej. - Widać było po nim, że jest już zmęczony.
-Nie martw się. - Uśmiechnął się. Jak miałam się nie martwić skoro Zack jest dla mnie jak ojciec. - Nic mi nie jest. Leć do Niny. Może cię potrzebuje. - Pożegnałam się z nim i wyszłam.
Siedziałyśmy z Niną w pokoju i rozmawiałyśmy, aż nastał zmrok. Wtedy usłyszałam dziwy stukot.
-Słyszałaś to? - Spytała Nina.
-Tak. - Dźwięk powtórzył się. Podeszłam do okna, odsunęłam zasłony. Wtedy znów rozległ się ten dźwięk. Wiedziałam, a raczej widziałam co było jego przyczyną. Diler stał pod naszym oknem i rzucał kamykami.
-Brie! - Krzyknął, a ja otworzyłam okno.
-Nie drzyj się i idź stąd.
-Nie odejdę dopóki mnie nie wysłuchasz.
-Jesteś pijany. - Stwierdziłam po dokładnym przyglądnięciu się.
-Tylko troszkę.
-Troszkę?
-No dobra troszkę bardzo. Mam nadzieję, że Zack nie zauważy braków w spiżarni, ale musiałem dodać sobie odwagi.
-Niby do czego?
-Żeby powiedzieć to co chce powiedzieć. - Zmarszczyłam brwi. Czy tylko ja mam wrażenie, że to zdanie było bez sensu?
-No to czekam. - Zza jego pleców wyłonił się bukiet kwiatów.
-Chcę by te kwiaty, były symbolem naszej miłości.
-Wiesz, że te kwiaty zwiędną i będą się za 3 dni nadawać do wyrzucenia? - Spytałam, a jego mina zmieniła się z pewnej siebie w smutną.
-No tak, nie pomyślałem o tym. - Podrapał się po głowie, spojrzał na kwiaty i je wyrzucił. - Mam coś jeszcze. Ułożyłem dla ciebie wiersz. Miałem problem ze znalezieniem rymu do twojego imienia więc poszperałem w internecie. Wiesz, że brie to francuski ser?
-Diler pogrążasz się! - Krzyknęła Nina, by mężczyzna ją usłyszał.
-Racja, lepiej zacznę już swój wiersz. - Odchrząknął teatralnie i rozpoczął.
-Brwi... - Wydał dziwny dźwięk podobny do wyplucia. - Brie miało być. Wybacz. Zacznę jeszcze raz. - Odchrząknął jeszcze raz, a w mojej głowie powstała pewna wizja. Gdyby tak go uciszyć... ziemniakami. Dlaczego pomyślałam o ziemniakach? W sumie są okrągłe, twarde i łatwo się nimi rzuca. Z pewnością, by go uciszyły. Szkoda tylko, że nie mam ich pod ręką, ponieważ ta wizja jest bardzo kusząca.
-Brie moja kochana... - Rozpoczął, a moja wizja rozpłynęła się.
Brie moja kochana
W mej głowie ser od rana.
Przez to cholesterol mi narasta,
a w sercu moim miłości do ciebie masa.
Ćpałem dziś ser o poranku
w moim małym mieszkanku.
Myślałem ciągle o tobie
chodź talerz sera miałem przy sobie.
Zdałem sobie sprawę, że oprócz ciebie
nic więcej mi nie potrzeba w niebie.
Więc wybacz mi proszę
Bo życia bez ciebie nie znoszę.
Muszę przyznać, że ten wiersz mu wyszedł. Powoli zaczynałam płakać ze śmiechu, gdy rozpoczął jego poważną część. Pierwszy raz jego wiersz spodobał mi się w 100%.
-Brie! Powiedz coś, no. - Zawołam Diler patrząc na mnie z dołu.
-Poczekaj chwilę. - Wymieniłam z Niną uśmiech i wybiegłam na zewnątrz do mężczyzny. Nie zwracałam uwagi na to że jest pijany i że może mnie nie utrzymać. Bez ostrzeżenia zarzuciłam mu ręce na szyję i go pocałowałam. Zrobił krok do tyłu by odzyskać równowagę, objął mnie w pasie i oddał pocałunek.
-To znaczy, że mi wybaczasz? - Spytał po oderwaniu.
-Jak mogłabym nie wybaczyć po takim serowym wierszu. - Zaśmiałam się przypominając sobie fragmenty.
-To dobrze. Nie jestem pewny czy zdołałbym wpaść na lepszy pomysł przeprosin gdyby ten nie wypalił.
-Na pewno byś coś wymyślił. - Trzymając się za ręce weszliśmy do środka.
~Fabian~
Dojechałem pod budynek mieszkalny Savany o zmroku. Udałem się na odpowiednie piętro i zapukałem do drzwi. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc wszedłem do środka.
-Savana? Gdzie jesteś? - Spytałem rozglądając się po pomieszczeniach. Znalazłem ją w sypialni siedzącą na łóżku tyłem do drzwi. Usiadłem obok niej i wtedy ujrzałem zdjęcia Niny, które trzymała w swoich rękach.
- Skąd to masz? - Spytałem od razu.
-To chyba ja powinnam zadawać pytania. Jesteś tym policjantem, którego nienawidzi mój brat, prawda? - Podniosła na mnie wzrok. Widać było, że płakała lecz po tych łzach nie zostało już śladu. W jej oczach można było ujrzeć tylko gniew.
-Kto ci powiedział?
-Czyli to prawda. - Zaśmiała się i podeszła do okna przeczesując włosy palcami. - Ale ja byłam głupia. Dlaczego to wszystko robiłeś?
-Savana... - Chciałem ją uspokoić, ale przerwała mi.
-Odpowiedz!
-Policja poszukuje Devona...
-Więc postanowiliście wykorzystać mnie, by go dopaść. - Kolejny raz mi przerwała.
-Uspokój się. - Podszedłem do niej. Chciałem ją objąć, ale mnie odepchnęła.
-Jak mam się uspokoić skoro to przez ciebie mój brat trafił do więzienia, przez ciebie zginął Henry. - Zmarszczyłem brwi.
-O kim ty mówisz?
-O ojcu Scotta. Co? Może nie pamiętasz jak go potrąciłeś w trakcie wyścigu, na który nalegałeś.
-Co?! To Devon go zorganizował. - Czyli braciszek okłamywał swoją kochaną siostrzyczkę. - To on zmienił zasady i miejsce tamtego wyścigu. Nie ja.
-Kłamiesz! - Krzyknęła.
-A niby po co miałbym to robić? Co mi dadzą kłamstwa?
-Jak do tej pory nie przejmowałeś się tym, że ciągle mnie okłamujesz. A ja jak jakaś idiotka... - Urwała i łzy pojawiły się w jej oczach.
-A ty co? - Spojrzała głęboko w moje oczy.
-Pokochałam cię. A ty cały czas udawałeś i myślałeś tylko o niej. - Pokazała jedno ze zdjęć Niny. - Jak mogłeś mi to zrobić? - Pogłaskałem ją po rękach. Tym razem mnie nie odepchnęła.
-Uspokój się. Pamiętaj, że musisz dbać o kogoś jeszcze.
-Za to ty nie będziesz mieć tego problemu. - Spojrzałem na nią zdziwiony. - Ona też jest w ciąży. Skoro tamto dziecko powstało z miłości... Jemu przeznaczysz swoją uwagę. Moje dziecko było zwykłą wpadką.
-Nawet tak nie mów. Ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że kochałbym dziecko z tobą mniej niż to które może będę mieć z Niną.
-Jakoś ci nie wierzę. Devon sporo mi o tobie opowiadał...
-Mogę się założyć, że w większości przypadkach kłamał. Jesteś jego siostrą i tylko dla ciebie jest dobry. Wiesz, że zabił dwóch Mastersów w trakcie wyścigu? Albo że zgodził się na porwanie i gwałt Niny?
-Mówił, że chce cię tylko nastraszyć, że jej nic nie jest.
-Prawie zginęła przez niego kilkakrotnie. I teraz kolejny raz jej grozi, bo pojawiłem się w pobliżu.
-Nie... - Prawda powoli zaczęła do niej docierać, ale mimo to nie wierzyła w moje słowa.
-Mój szef pomyślał, że mogę od ciebie wyciągnąć potrzebne informacje, by złapać jego i jego gang. Nie było w planach aż tak dalekiej znajomości za co naprawdę cię przepraszam.
-Na nic twoje przeprosiny. Ja...
-Pomóż nam ich złapać. Tylko o to w tej chwili cię proszę. Pomóż mi ochronić Ninę. Później, jeżeli tylko będziesz chciała, odejdę. - Łzy płynęły strumykami po jej policzkach. Myślała długo nad podjęciem decyzji.
-Pomogę, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Devon ma być wolny. Wiem co wszyscy o nim sądzą, ale on nie jest zły. Po prostu... Zajmę się nim. - Była wykończona emocjonalnie. Ledwo stała na nogach, a w jej oczach życie nie było widoczne. Powinienem odmówić. Nie... Powinienem się zgodzić, ale i tak go złapać. Później jej jakoś to wytłumaczę.
-Zgoda. - Savana z lekkim wahaniem podała mi adres. - Dziękuje. - Odruchowo chciałem pocałować ją w czoło, ale uznałem że w tej sytuacji to nie będzie odpowiednie zachowanie, więc uśmiechnąłem się i wyszedłem.
~Savana~
Fabian wyszedł a ja usiadłam na kanapie i starałam się uspokoić. Jak on mógł mi to zrobić? Jak mógł mnie wykorzystać? Do tego kocham go i mam z nim dziecko. Gdyby Devon się dowiedział... Co ja dowiedziałam się o nim. Czy to co powiedział Fabian było prawdą? Przecież Devon nigdy mnie nie okłamał. A co jeśli jednak robił to przez cały czas? Co jeśli te wszystkie okropne rzeczy są prawdą?
Nie chciałam dłużej myśleć o tym wszystkim. Wstałam i wyszłam. Chciałam pojechać do niego i wszystko wyjaśnić.Udałam się na pierwszy napotkany przystanek autobusowy i wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu. Aktualnie prowadzić nie byłam w stanie, więc tylko w taki sposób odjadę... oderwę się od tego wszystkiego.
Oparłam się o szybę, oglądając miasto za szybą i zaczęłam płakać. Starłam dłonią łzy z policzka. Dlaczego to musiało spotkać mnie? Miałam wszystko idealnie zaplanowane, a pojawienie się Fabiana w moim życiu wszystko zepsuło. Ciąża? Myślałam, że najpierw ukończę szkołę i znajdę kogoś odpowiedniego. Od jakiegoś czasu nic nie idzie zgodnie z planem.
Patrząc tak przed siebie w mrok i rozmyślając, ujrzałam dwa światła szybko zbliżające się w moim kierunku. Nie byłam w stanie zareagować gdy usłyszałam straszny hałas i poczułam ból w całym ciele. Później ogarnęła mnie ciemność.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Dziś krótko.
Połowę rozdziału pisałam z gorączką, więc nie jestem odpowiedzialna za halucynacje, które w trakcie pisania pojawiły się w mojej głowie i które zostały napisane :D
Moja Forko. Wybacz, że odrobinkę zmieniłam twój wiersz, ale to było konieczne.
Droga Eden. Masz w końcu te swoje upragnione ziemniaki.
Przepraszam, za ewentualne błędy ale nie mam już siły tego sprawdzać.
Miłego
Karen
Pokazałem Zackowi liścik. Wiadomość na min napisana potwierdzała moje słowa.
"Trzymaj się od niej z daleka lub stracisz nie tylko ją, ale i tego małego brzdąca"
-Kolejny raz chcą ją zranić z mojego powodu. - Powiedziałem, gdy list wrócił do moich rąk.-Nie pozwolimy skrzywdzić jej ani małej. Nina stała się częścią naszej rodziny, a jak sam wiesz, kto zadziera z jednym z nas ma do czynienia z resztą.
-Chwila... Małej? - Spytałem lekko zdezorientowany.
-Nina będzie mieć córeczkę. - Nie wiedziałem jak powinienem zareagować. Chciałem pobiec do Niny, powiedzieć jej prawdę, przytulić ją i pocałować, ale nie mogłem. Pojechała do szpitala, a ja nawet nie mogłem być przy niej. Nie mogłem jej wspierać i uspakajać.
-Dobra. - Nie chciałem powiedzieć moich myśli, ale musiałem to zrobić. Nie chcę, by kolejny raz cierpiała z mojego powodu. - Zniknę z życia Niny na zawsze. Nie będzie mnie widywać, nie będzie ze mną rozmawiać, ani o mnie słyszeć. - Przerwałem starając się nie stchórzyć. Chciałbym być samolubny. Chciałbym być przy Ninie i nie przejmować się Killersami, Jackiem czy Trevorem, którego mam ochotę zabić gołymi rękami. Chciałbym cieszyć się obecnością mojej ukochanej i nadchodzącego dziecka, ale moje szczęście jest jednoznaczne z ich śmiercią, a na to pozwolić nie mogę. - Zajmę się Killersami i każdym kto będzie chciał zrobić jej krzywdę, ale będę daleko od niej.
-Fabian, rozumiem co chcesz zrobić, ale nie możesz poświęcać samego siebie. Owszem zniknij z jej życia, ale nie na zawsze. Nie widzisz jej. Czasem potrafi patrzeć w jeden punkt i trzymać w dłoni wisiorek od ciebie godzinami. Mimo wszystko ona wciąż myśli o tobie i tęskni za tobą.
-A co twoim zdaniem powinienem zrobić?! - Uniosłem głos. Zbyt wiele emocji kotłowało się we mnie. Najbardziej odczuwalna była bezradność.
-Zniknij z jej życia, zajmij się Killersami i gdy wszystko wróci do normy przyjdź do niej i wszystko jej wytłumacz.
-Nie zrozumie mnie.
-Skąd możesz to wiedzieć. Tylko ślepy nie zauważyłby jak ona mocno cię kocha. Rusz dupę i rób to co do ciebie należy. Do twojego powrotu zajmiemy się nimi.
-Dobra, ale mam do ciebie prośbę. Mógłbyś mnie informować o wszystkim co spotka Nine i małą?
-Postaram się. - Wtedy rozległ się dźwięk mojego telefonu. Wyjąłem go z kieszeni i bez patrzenia na wyświetlacz odebrałem połączenie.
-Halo.
-Fabian, możesz do mnie przyjechać? - Usłyszałem zapłakany głos Savany.
-Co się stało?
-Musimy porozmawiać.
-Daj mi chwilę. Zaraz tam będę. - Rozłączyłem się. Wyjaśniłem sprawę Zackowi i podziękowałem mu za rozmowę. Jak do tej pory on jako jedyny stara się mnie zrozumieć.
Wyszedłem z pokoju i ruszyłem korytarzem do wyjścia. W połowie drogi usłyszałem dźwięk nadjeżdżającego samochodu. Po kilku sekundach drzwi wejściowe otworzyły się, a w nich pojawili się Brie i Diler z Niną. Oboje dokładnie zasłaniali brunetkę, a do tego Diler obejmował ją w pasie i trzymał blisko siebie. Wziąłem kilka wdechów na uspokojenie i ruszyłem na przód. Przechodząc obok nich starałem się nie zwracać uwagi na Martin, lecz moje próby poszły na marne. Moje spojrzenie od razu spotkało się z jej. Przez ułamek sekundy ujrzałem miłość i tęsknotę. Później pojawił się tylko ból i strach. I to ja sam wywołałem u niej te emocje. Ja przyczyniłem się do jej cierpienia. Ten który powinien ją chronić, zranił ją najbardziej.
~Nina~
Wchodząc do kryjówki minęłam się z Fabianem. Co on tutaj jeszcze robił? Mam tylko nadzieję, że nie ujrzy...
-Nina, słyszysz mnie? - Diler nagle zatrzymał się i chwycił moją twarz w swoje dłonie.
-Przepraszam, zamyśliłam się. O co chodzi?
-Pytałem czy wszystko w porządku. Zbladłaś.
-Tak. Po prostu... - Obejrzałam się na drzwi w nadziei, że jeszcze go ujrzę, lecz zniknął. Nie przejął się ani trochę moim stanem. - Jestem trochę zmęczona. To wszystko.
-Diler zaprowadź Ninę do pokoju, ja pójdę porozmawiać z Zackiem. - Zauważyłam złowrogie spojrzenie Brie skierowane na mężczyznę. Coś czuję, że ten nasz pocałunek nie poszedł jeszcze w zapomnienie.
-Brie... - Zaczął Diler, lecz blondynka nie pozwoliła mu dokończyć.
-Teraz nie jest na to odpowiednia pora. - Kobieta ruszyła przed siebie.
-Diler przepraszam cię. - Powiedziałam gdy Johnson zniknęła mi z pola widzenia.
-Za co?
-Gdyby nie ten pocałunek...
-Nina nie ma o czym mówić. Po prostu muszę się postarać, by mi wybaczyła. - Spojrzałam w jego oczy, w których ujrzałam...
-Boisz się?
-Jak cholera. Wiesz jaka jest Brie. - Zaśmiałam się gdy ruszyliśmy do pokoju mojego i blondynki.
-W takim razie życzę ci powodzenia.
-Dzięki, z przyda się.
~Brie~
-Zack, wróciliśmy już. - Powiedziałam wchodząc do jego pokoju.
-I co z Nina? - Od razu oderwał się od jakiś papierków i skupił swoją uwagę na mnie.
-Wszystko w porządku. Lekarz przeprowadził badania kontrolne i wszystkie wyniki są w normie.
-To dobrze.
-Zack? - Spytałam niepewnie.
-Tak?
-Rozmawiałeś z Fabianem o Ninie, prawda? - Pokiwał twierdząco głową. - Wie o ciąży? - Zack zastanawiał się chwile, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nie. Nie wspomniałem mu o tym.
-Bardzo dobrze. Ja idę już do Niny. Ty też powinieneś odpocząć. Nie wyglądasz najlepiej. - Widać było po nim, że jest już zmęczony.
-Nie martw się. - Uśmiechnął się. Jak miałam się nie martwić skoro Zack jest dla mnie jak ojciec. - Nic mi nie jest. Leć do Niny. Może cię potrzebuje. - Pożegnałam się z nim i wyszłam.
Siedziałyśmy z Niną w pokoju i rozmawiałyśmy, aż nastał zmrok. Wtedy usłyszałam dziwy stukot.
-Słyszałaś to? - Spytała Nina.
-Tak. - Dźwięk powtórzył się. Podeszłam do okna, odsunęłam zasłony. Wtedy znów rozległ się ten dźwięk. Wiedziałam, a raczej widziałam co było jego przyczyną. Diler stał pod naszym oknem i rzucał kamykami.
-Brie! - Krzyknął, a ja otworzyłam okno.
-Nie drzyj się i idź stąd.
-Nie odejdę dopóki mnie nie wysłuchasz.
-Jesteś pijany. - Stwierdziłam po dokładnym przyglądnięciu się.
-Tylko troszkę.
-Troszkę?
-No dobra troszkę bardzo. Mam nadzieję, że Zack nie zauważy braków w spiżarni, ale musiałem dodać sobie odwagi.
-Niby do czego?
-Żeby powiedzieć to co chce powiedzieć. - Zmarszczyłam brwi. Czy tylko ja mam wrażenie, że to zdanie było bez sensu?
-No to czekam. - Zza jego pleców wyłonił się bukiet kwiatów.
-Chcę by te kwiaty, były symbolem naszej miłości.
-Wiesz, że te kwiaty zwiędną i będą się za 3 dni nadawać do wyrzucenia? - Spytałam, a jego mina zmieniła się z pewnej siebie w smutną.
-No tak, nie pomyślałem o tym. - Podrapał się po głowie, spojrzał na kwiaty i je wyrzucił. - Mam coś jeszcze. Ułożyłem dla ciebie wiersz. Miałem problem ze znalezieniem rymu do twojego imienia więc poszperałem w internecie. Wiesz, że brie to francuski ser?
-Diler pogrążasz się! - Krzyknęła Nina, by mężczyzna ją usłyszał.
-Racja, lepiej zacznę już swój wiersz. - Odchrząknął teatralnie i rozpoczął.
-Brwi... - Wydał dziwny dźwięk podobny do wyplucia. - Brie miało być. Wybacz. Zacznę jeszcze raz. - Odchrząknął jeszcze raz, a w mojej głowie powstała pewna wizja. Gdyby tak go uciszyć... ziemniakami. Dlaczego pomyślałam o ziemniakach? W sumie są okrągłe, twarde i łatwo się nimi rzuca. Z pewnością, by go uciszyły. Szkoda tylko, że nie mam ich pod ręką, ponieważ ta wizja jest bardzo kusząca.
-Brie moja kochana... - Rozpoczął, a moja wizja rozpłynęła się.
Brie moja kochana
W mej głowie ser od rana.
Przez to cholesterol mi narasta,
a w sercu moim miłości do ciebie masa.
Ćpałem dziś ser o poranku
w moim małym mieszkanku.
Myślałem ciągle o tobie
chodź talerz sera miałem przy sobie.
Zdałem sobie sprawę, że oprócz ciebie
nic więcej mi nie potrzeba w niebie.
Więc wybacz mi proszę
Bo życia bez ciebie nie znoszę.
Muszę przyznać, że ten wiersz mu wyszedł. Powoli zaczynałam płakać ze śmiechu, gdy rozpoczął jego poważną część. Pierwszy raz jego wiersz spodobał mi się w 100%.
-Brie! Powiedz coś, no. - Zawołam Diler patrząc na mnie z dołu.
-Poczekaj chwilę. - Wymieniłam z Niną uśmiech i wybiegłam na zewnątrz do mężczyzny. Nie zwracałam uwagi na to że jest pijany i że może mnie nie utrzymać. Bez ostrzeżenia zarzuciłam mu ręce na szyję i go pocałowałam. Zrobił krok do tyłu by odzyskać równowagę, objął mnie w pasie i oddał pocałunek.
-To znaczy, że mi wybaczasz? - Spytał po oderwaniu.
-Jak mogłabym nie wybaczyć po takim serowym wierszu. - Zaśmiałam się przypominając sobie fragmenty.
-To dobrze. Nie jestem pewny czy zdołałbym wpaść na lepszy pomysł przeprosin gdyby ten nie wypalił.
-Na pewno byś coś wymyślił. - Trzymając się za ręce weszliśmy do środka.
~Fabian~
Dojechałem pod budynek mieszkalny Savany o zmroku. Udałem się na odpowiednie piętro i zapukałem do drzwi. Nie usłyszałem odpowiedzi, więc wszedłem do środka.
-Savana? Gdzie jesteś? - Spytałem rozglądając się po pomieszczeniach. Znalazłem ją w sypialni siedzącą na łóżku tyłem do drzwi. Usiadłem obok niej i wtedy ujrzałem zdjęcia Niny, które trzymała w swoich rękach.
- Skąd to masz? - Spytałem od razu.
-To chyba ja powinnam zadawać pytania. Jesteś tym policjantem, którego nienawidzi mój brat, prawda? - Podniosła na mnie wzrok. Widać było, że płakała lecz po tych łzach nie zostało już śladu. W jej oczach można było ujrzeć tylko gniew.
-Kto ci powiedział?
-Czyli to prawda. - Zaśmiała się i podeszła do okna przeczesując włosy palcami. - Ale ja byłam głupia. Dlaczego to wszystko robiłeś?
-Savana... - Chciałem ją uspokoić, ale przerwała mi.
-Odpowiedz!
-Policja poszukuje Devona...
-Więc postanowiliście wykorzystać mnie, by go dopaść. - Kolejny raz mi przerwała.
-Uspokój się. - Podszedłem do niej. Chciałem ją objąć, ale mnie odepchnęła.
-Jak mam się uspokoić skoro to przez ciebie mój brat trafił do więzienia, przez ciebie zginął Henry. - Zmarszczyłem brwi.
-O kim ty mówisz?
-O ojcu Scotta. Co? Może nie pamiętasz jak go potrąciłeś w trakcie wyścigu, na który nalegałeś.
-Co?! To Devon go zorganizował. - Czyli braciszek okłamywał swoją kochaną siostrzyczkę. - To on zmienił zasady i miejsce tamtego wyścigu. Nie ja.
-Kłamiesz! - Krzyknęła.
-A niby po co miałbym to robić? Co mi dadzą kłamstwa?
-Jak do tej pory nie przejmowałeś się tym, że ciągle mnie okłamujesz. A ja jak jakaś idiotka... - Urwała i łzy pojawiły się w jej oczach.
-A ty co? - Spojrzała głęboko w moje oczy.
-Pokochałam cię. A ty cały czas udawałeś i myślałeś tylko o niej. - Pokazała jedno ze zdjęć Niny. - Jak mogłeś mi to zrobić? - Pogłaskałem ją po rękach. Tym razem mnie nie odepchnęła.
-Uspokój się. Pamiętaj, że musisz dbać o kogoś jeszcze.
-Za to ty nie będziesz mieć tego problemu. - Spojrzałem na nią zdziwiony. - Ona też jest w ciąży. Skoro tamto dziecko powstało z miłości... Jemu przeznaczysz swoją uwagę. Moje dziecko było zwykłą wpadką.
-Nawet tak nie mów. Ani przez chwilę nie przeszło mi przez myśl, że kochałbym dziecko z tobą mniej niż to które może będę mieć z Niną.
-Jakoś ci nie wierzę. Devon sporo mi o tobie opowiadał...
-Mogę się założyć, że w większości przypadkach kłamał. Jesteś jego siostrą i tylko dla ciebie jest dobry. Wiesz, że zabił dwóch Mastersów w trakcie wyścigu? Albo że zgodził się na porwanie i gwałt Niny?
-Mówił, że chce cię tylko nastraszyć, że jej nic nie jest.
-Prawie zginęła przez niego kilkakrotnie. I teraz kolejny raz jej grozi, bo pojawiłem się w pobliżu.
-Nie... - Prawda powoli zaczęła do niej docierać, ale mimo to nie wierzyła w moje słowa.
-Mój szef pomyślał, że mogę od ciebie wyciągnąć potrzebne informacje, by złapać jego i jego gang. Nie było w planach aż tak dalekiej znajomości za co naprawdę cię przepraszam.
-Na nic twoje przeprosiny. Ja...
-Pomóż nam ich złapać. Tylko o to w tej chwili cię proszę. Pomóż mi ochronić Ninę. Później, jeżeli tylko będziesz chciała, odejdę. - Łzy płynęły strumykami po jej policzkach. Myślała długo nad podjęciem decyzji.
-Pomogę, ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Devon ma być wolny. Wiem co wszyscy o nim sądzą, ale on nie jest zły. Po prostu... Zajmę się nim. - Była wykończona emocjonalnie. Ledwo stała na nogach, a w jej oczach życie nie było widoczne. Powinienem odmówić. Nie... Powinienem się zgodzić, ale i tak go złapać. Później jej jakoś to wytłumaczę.
-Zgoda. - Savana z lekkim wahaniem podała mi adres. - Dziękuje. - Odruchowo chciałem pocałować ją w czoło, ale uznałem że w tej sytuacji to nie będzie odpowiednie zachowanie, więc uśmiechnąłem się i wyszedłem.
~Savana~
Fabian wyszedł a ja usiadłam na kanapie i starałam się uspokoić. Jak on mógł mi to zrobić? Jak mógł mnie wykorzystać? Do tego kocham go i mam z nim dziecko. Gdyby Devon się dowiedział... Co ja dowiedziałam się o nim. Czy to co powiedział Fabian było prawdą? Przecież Devon nigdy mnie nie okłamał. A co jeśli jednak robił to przez cały czas? Co jeśli te wszystkie okropne rzeczy są prawdą?
Nie chciałam dłużej myśleć o tym wszystkim. Wstałam i wyszłam. Chciałam pojechać do niego i wszystko wyjaśnić.Udałam się na pierwszy napotkany przystanek autobusowy i wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu. Aktualnie prowadzić nie byłam w stanie, więc tylko w taki sposób odjadę... oderwę się od tego wszystkiego.
Oparłam się o szybę, oglądając miasto za szybą i zaczęłam płakać. Starłam dłonią łzy z policzka. Dlaczego to musiało spotkać mnie? Miałam wszystko idealnie zaplanowane, a pojawienie się Fabiana w moim życiu wszystko zepsuło. Ciąża? Myślałam, że najpierw ukończę szkołę i znajdę kogoś odpowiedniego. Od jakiegoś czasu nic nie idzie zgodnie z planem.
Patrząc tak przed siebie w mrok i rozmyślając, ujrzałam dwa światła szybko zbliżające się w moim kierunku. Nie byłam w stanie zareagować gdy usłyszałam straszny hałas i poczułam ból w całym ciele. Później ogarnęła mnie ciemność.
--------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
Dziś krótko.
Połowę rozdziału pisałam z gorączką, więc nie jestem odpowiedzialna za halucynacje, które w trakcie pisania pojawiły się w mojej głowie i które zostały napisane :D
Moja Forko. Wybacz, że odrobinkę zmieniłam twój wiersz, ale to było konieczne.
Droga Eden. Masz w końcu te swoje upragnione ziemniaki.
Przepraszam, za ewentualne błędy ale nie mam już siły tego sprawdzać.
Miłego
Karen
czwartek, 1 października 2015
[46] "Nie zbliżaj się do niej..."
~Mason~
-Trevor jest we Włoszech. Chce spotkać się z Niną. - Powiedziała Amber patrząc z przerażeniem w moje oczy.
-Co? - Spytałem zdziwiony.
-Siedział na prosto mnie i był pewny, że skoro Nina jest sama chce do niego wrócić i za nim tęskni. Nie wiem skąd on to wie. - Zakląłem pod nosem.Obserwowali ją. Te gnojki obserwowali Ninę. Nie ma innego wyjścia.
-Zadzwonię do Zacka, by byli ostrożni, ale najpierw... Chodźmy stąd.
~Fabian~
Weszliśmy z Dilerem do pokoju Zacka i usiedliśmy na fotelach patrząc na siebie jakbyśmy chcieli się nawzajem zabić.
-Możecie mi powiedzieć co to do cholery miało być? - Zaczął Brown.
-Ten tutaj - Diler wskazał na mnie - przyszedł zobaczyć się z Niną, a wiesz jak to wszystko na nią wpływa.
-Diler dobrze wiesz co myślę o tym wszystkim. - Rozmawiali jakby mnie tutaj nie było.
-Wiem, ale ty też wiesz że nie pozwolę by coś im... jej się stało. - Zacisnąłem pięści. Miałem już tego dość.
-Dobra. Przyszedłem tutaj by pogadać z wami i z Niną na spokojnie. Powiecie mi w końcu co się z nią dzieje? - Troska i wściekłość mieszały się we mnie. Za chwilę nie będę w stanie odróżnić tych uczuć.
-Diler, wyjdź. - Powiedział Zack.
-Ale, chyba nie...
-Diler... - Mężczyzna posłuchał i wyszedł. Zostałem z Brownem sam na sam. - Wiem co chcesz powiedzieć Ninie.
-Naprawdę? - Skąd on mógł to wiedzieć.
-Jakiś czas temu Luke powiedział mi o tym jego genialnym planie. Nie rozumiem w jaki sposób twoje odejście ma pomóc, no ale dobra. - Dlaczego Smith nic mi nie powiedział, że Zack wie. Słuchałem jego słów będąc w wielkim szoku. - Nie myśl sobie, że potępiam twój czyn. Rozumiem twoje odejście i wiem...
-Wciąż ją kocham, a dziś widziałem jak Diler ją całuje. - Na to wspomnienie znów zabolało mnie serce. Mężczyzna wziął głęboki oddech i podał mi chusteczkę. Zorientowałem się, że na moich ustach wciąż była krew po uderzeniu Dilera. Starłem ją słuchając słów mężczyzny.
-Diler i Nina to tylko przyjaciele. Pewnie zrobił to byś zobaczył jak to jest, w końcu Nina widziała ciebie i Savane wiele razy. Rozumiem dlaczego odszedłeś, ale musisz też zrozumieć Ninę. Ona sądzi, że jej już nie kochasz, że... - Przerwał gdy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu. Bez słowa podniósł słuchawkę. Nie słuchałem jego rozmowy. Skupiłem się na swoich myślach.
Dźwięk odkładanej słuchawki przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Mamy problem.
-Jaki?
-Właśnie dzwonił Mason. Trevor jest we Włoszech a Killersi obserwują Ninę.
~Brie~
Gdy ujrzałam ich pocałunek po prostu wyszłam. Nie chciałam tego oglądać, przypuszczałam dlaczego to zrobił, ale mimo to zabolało. Teraz siedziałam pod drzewem i spoglądałam w kierunku łąki i trawy poruszającej się na wietrze.
-Brie! - Usłyszałam wołanie za sobą. Obejrzałam się. Diler biegł w moim kierunku. To drzewo nie było daleko od kryjówki, ale gdy przybiegł strasznie sapał. - No nareszcie. Wszędzie cię szukałem. - Pochylił się i oparł dłonie na kolanach. Gdy się wyprostował spojrzał na mnie. - To nie tak jak myślisz.
-A jak jest?
-Zrobiłem to... - Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Wiem dlaczego to zrobiłeś. Nie chciałeś by Fabian zobaczył Ninę. Jasne, rozumiem to.
-Więc w czym problem? - Dlaczego faceci zawsze są tacy tępi i trzeba podawać im wszystko na tacy?
-Nie oczekuję od ciebie żadnych zobowiązań.
-To źle, bo ja chciałbym czegoś więcej. - Przysunął się do mnie. Zrobiłam krok w tym i oparłam się o drzewo. Patrzyliśmy w swoje oczy, gdy przerwałam ciszę panującą między nami.
-A ja chciałabym, byś mną też przejmował się tak bardzo jak Niną. Ona jest dla ciebie jak siostra i to oczywiste, że się o nią martwisz, ale skoro chcesz czegoś więcej...
-Przecież ty nie potrzebujesz nikogo. Zawsze radziłaś sobie sama. - Nie wierzę...
-A jakie miałam inne wyjście? I mylisz się. Każdy kogoś potrzebuje. - Miałam odejść i nigdy więcej się do niego nie odezwać, gdy usłyszałam krzyk Niny dochodzący z budynku.
~Fabian~
Gdy z Zackiem usłyszeliśmy krzyk Niny bez zastanowienia pobiegliśmy na miejsce. W pomieszczeniu było sporo dymu przez co mieliśmy ograniczony widok na całą sytuację.
-Sprawdź okna i pomieszczenie, ja znajdę Ninę. - Powiedział Zack i zniknął w kłębach dymu. Zasłoniłem usta i nos rękawem bluzy i ruszyłem przed siebie. Otwarłem okno, a gdy miałem ruszyć do następnego oczy zaczęły mi łzawić. Zrobiłem kilka kroków na przód i coś lekko kopnąłem. Wziąłem do ręki butelkę z gazem łzawiącym do której było coś przywiązane. Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem wsiadającą Ninę do samochodu. Chciałem podejść do niej i sprawdzić jak się czuje, gdy ręka Zacka powstrzymała mnie.
-Diler zabiera ją do szpitala. Znalazłeś coś? - Pokazałem mu zawartość mojej ręki. - Sprawdzimy to w gabinecie.
Znów siedziałem na tym samym fotelu co wcześniej. Na biurku leżała pusta już puszka a w ręce trzymałem małą kopertę przywiązaną do niej. Gdy ją otwarłem moim oczom ukazały się zdjęcia. Była na nich Nina i... Przyjrzałem się uważnie. Jej brzuch...
-Dobrze myślisz. - Powiedział Zack widząc moją minę.
-Nina jest w ciąży?
-Tak. - Moje zdziwienie było ogromne. Przez chwilę milczałem i oglądałem jej zdjęcia z coraz większym brzuchem.
-Kto jest ojcem? - Spytałem patrząc na niego z nadzieją w oczach.
-Nie wiemy.
-Że co?
-To piąty miesiąc. Sam oblicz kiedy mogło do tego dojść. - Myślałem nad tym chwilę, gdy nagle... Porwanie.
-Jest możliwość, że to Trevor jest ojcem. Dlaczego mi o tym nie powiedziała?
-W dzień który widziała cię z Savaną była u lekarza i dowiedziała się o ciąży. Nie mówiła ci nic, bo nie chciała byś był z nią z obowiązku, byś rezygnował ze szczęścia.
-Co za bzdury!
-A co miała myśleć? Odszedłeś od niej bez słowa wyjaśnienia. - Przeglądając dalej zdjęcia ujrzałem białą kartkę, na której było coś napisane. - Nie powinienem ci tego wszystkiego mówić. Sami powinniście porozmawiać, ale dopóki Nina nie urodzi lub sprawa z Savaną nie ucichnie nie możesz jej niczego powiedzieć.
-Dlaczego? - Obracałem białą kartkę między palcami.
-Ciąża jest zagrożona. Dlatego Diler tak ją broni przed tobą. Nina nie może się denerwować.
-O mój Boże... - Przetarłem dłonią twarz. Wiadomość Zacka i ten tekst na liście całkowicie mnie załamały. Dlaczego to wszystko musi spotykać akurat nas? Dlaczego nie możemy mieć spokojnego życia? Dlaczego ci cholerni Killersi nie chcą dać spokoju Ninie? - Luke miał po części rację co do swojego planu. Gdy będę trzymać się z daleka od Niny ona będzie bezpieczna. - Pokazałem mężczyźnie liścik. Wiadomość na nim napisana potwierdzała moje słowa.
Witam :)
Dziś trochę krótko i bez gifów, bo w tym tygodniu w szkole miałam urwanie głowy do tego przygotowania na wyjazd... Postanowiłam wstawić dziś byście nie musieli czekać kolejnego tygodnia.
Ale namieszałam. Moje plany całkowicie się zmieniły. Fabian o ciąży miał dowiedzieć się dopiero w trakcie porodu, Killersi mieli zniknąć i pojawić się dopiero przy pewnym wydarzeniu z Savaną... Jak to jedna wizja potrafi wszystko zmienić. Mam nadzieję, że wam się podoba, bo nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Na pewno nie w przyszłym tygodniu. Może za dwa... nie wiem. Nie chcę wam niczego też obiecywać, więc po prostu bądźcie cierpliwi :)
Miłego ;)
Karen
-Trevor jest we Włoszech. Chce spotkać się z Niną. - Powiedziała Amber patrząc z przerażeniem w moje oczy.
-Co? - Spytałem zdziwiony.
-Siedział na prosto mnie i był pewny, że skoro Nina jest sama chce do niego wrócić i za nim tęskni. Nie wiem skąd on to wie. - Zakląłem pod nosem.Obserwowali ją. Te gnojki obserwowali Ninę. Nie ma innego wyjścia.
-Zadzwonię do Zacka, by byli ostrożni, ale najpierw... Chodźmy stąd.
~Fabian~
Weszliśmy z Dilerem do pokoju Zacka i usiedliśmy na fotelach patrząc na siebie jakbyśmy chcieli się nawzajem zabić.
-Możecie mi powiedzieć co to do cholery miało być? - Zaczął Brown.
-Ten tutaj - Diler wskazał na mnie - przyszedł zobaczyć się z Niną, a wiesz jak to wszystko na nią wpływa.
-Diler dobrze wiesz co myślę o tym wszystkim. - Rozmawiali jakby mnie tutaj nie było.
-Wiem, ale ty też wiesz że nie pozwolę by coś im... jej się stało. - Zacisnąłem pięści. Miałem już tego dość.
-Dobra. Przyszedłem tutaj by pogadać z wami i z Niną na spokojnie. Powiecie mi w końcu co się z nią dzieje? - Troska i wściekłość mieszały się we mnie. Za chwilę nie będę w stanie odróżnić tych uczuć.
-Diler, wyjdź. - Powiedział Zack.
-Ale, chyba nie...
-Diler... - Mężczyzna posłuchał i wyszedł. Zostałem z Brownem sam na sam. - Wiem co chcesz powiedzieć Ninie.
-Naprawdę? - Skąd on mógł to wiedzieć.
-Jakiś czas temu Luke powiedział mi o tym jego genialnym planie. Nie rozumiem w jaki sposób twoje odejście ma pomóc, no ale dobra. - Dlaczego Smith nic mi nie powiedział, że Zack wie. Słuchałem jego słów będąc w wielkim szoku. - Nie myśl sobie, że potępiam twój czyn. Rozumiem twoje odejście i wiem...
-Wciąż ją kocham, a dziś widziałem jak Diler ją całuje. - Na to wspomnienie znów zabolało mnie serce. Mężczyzna wziął głęboki oddech i podał mi chusteczkę. Zorientowałem się, że na moich ustach wciąż była krew po uderzeniu Dilera. Starłem ją słuchając słów mężczyzny.
-Diler i Nina to tylko przyjaciele. Pewnie zrobił to byś zobaczył jak to jest, w końcu Nina widziała ciebie i Savane wiele razy. Rozumiem dlaczego odszedłeś, ale musisz też zrozumieć Ninę. Ona sądzi, że jej już nie kochasz, że... - Przerwał gdy w pomieszczeniu rozległ się dźwięk telefonu. Bez słowa podniósł słuchawkę. Nie słuchałem jego rozmowy. Skupiłem się na swoich myślach.
Dźwięk odkładanej słuchawki przywrócił mnie do rzeczywistości.
-Mamy problem.
-Jaki?
-Właśnie dzwonił Mason. Trevor jest we Włoszech a Killersi obserwują Ninę.
~Brie~
Gdy ujrzałam ich pocałunek po prostu wyszłam. Nie chciałam tego oglądać, przypuszczałam dlaczego to zrobił, ale mimo to zabolało. Teraz siedziałam pod drzewem i spoglądałam w kierunku łąki i trawy poruszającej się na wietrze.
-Brie! - Usłyszałam wołanie za sobą. Obejrzałam się. Diler biegł w moim kierunku. To drzewo nie było daleko od kryjówki, ale gdy przybiegł strasznie sapał. - No nareszcie. Wszędzie cię szukałem. - Pochylił się i oparł dłonie na kolanach. Gdy się wyprostował spojrzał na mnie. - To nie tak jak myślisz.
-A jak jest?
-Zrobiłem to... - Nie pozwoliłam mu dokończyć.
-Wiem dlaczego to zrobiłeś. Nie chciałeś by Fabian zobaczył Ninę. Jasne, rozumiem to.
-Więc w czym problem? - Dlaczego faceci zawsze są tacy tępi i trzeba podawać im wszystko na tacy?
-Nie oczekuję od ciebie żadnych zobowiązań.
-To źle, bo ja chciałbym czegoś więcej. - Przysunął się do mnie. Zrobiłam krok w tym i oparłam się o drzewo. Patrzyliśmy w swoje oczy, gdy przerwałam ciszę panującą między nami.
-A ja chciałabym, byś mną też przejmował się tak bardzo jak Niną. Ona jest dla ciebie jak siostra i to oczywiste, że się o nią martwisz, ale skoro chcesz czegoś więcej...
-Przecież ty nie potrzebujesz nikogo. Zawsze radziłaś sobie sama. - Nie wierzę...
-A jakie miałam inne wyjście? I mylisz się. Każdy kogoś potrzebuje. - Miałam odejść i nigdy więcej się do niego nie odezwać, gdy usłyszałam krzyk Niny dochodzący z budynku.
~Fabian~
Gdy z Zackiem usłyszeliśmy krzyk Niny bez zastanowienia pobiegliśmy na miejsce. W pomieszczeniu było sporo dymu przez co mieliśmy ograniczony widok na całą sytuację.
-Sprawdź okna i pomieszczenie, ja znajdę Ninę. - Powiedział Zack i zniknął w kłębach dymu. Zasłoniłem usta i nos rękawem bluzy i ruszyłem przed siebie. Otwarłem okno, a gdy miałem ruszyć do następnego oczy zaczęły mi łzawić. Zrobiłem kilka kroków na przód i coś lekko kopnąłem. Wziąłem do ręki butelkę z gazem łzawiącym do której było coś przywiązane. Wyszedłem z pomieszczenia i zobaczyłem wsiadającą Ninę do samochodu. Chciałem podejść do niej i sprawdzić jak się czuje, gdy ręka Zacka powstrzymała mnie.
-Diler zabiera ją do szpitala. Znalazłeś coś? - Pokazałem mu zawartość mojej ręki. - Sprawdzimy to w gabinecie.
Znów siedziałem na tym samym fotelu co wcześniej. Na biurku leżała pusta już puszka a w ręce trzymałem małą kopertę przywiązaną do niej. Gdy ją otwarłem moim oczom ukazały się zdjęcia. Była na nich Nina i... Przyjrzałem się uważnie. Jej brzuch...
-Dobrze myślisz. - Powiedział Zack widząc moją minę.
-Nina jest w ciąży?
-Tak. - Moje zdziwienie było ogromne. Przez chwilę milczałem i oglądałem jej zdjęcia z coraz większym brzuchem.
-Kto jest ojcem? - Spytałem patrząc na niego z nadzieją w oczach.
-Nie wiemy.
-Że co?
-To piąty miesiąc. Sam oblicz kiedy mogło do tego dojść. - Myślałem nad tym chwilę, gdy nagle... Porwanie.
-Jest możliwość, że to Trevor jest ojcem. Dlaczego mi o tym nie powiedziała?
-W dzień który widziała cię z Savaną była u lekarza i dowiedziała się o ciąży. Nie mówiła ci nic, bo nie chciała byś był z nią z obowiązku, byś rezygnował ze szczęścia.
-Co za bzdury!
-A co miała myśleć? Odszedłeś od niej bez słowa wyjaśnienia. - Przeglądając dalej zdjęcia ujrzałem białą kartkę, na której było coś napisane. - Nie powinienem ci tego wszystkiego mówić. Sami powinniście porozmawiać, ale dopóki Nina nie urodzi lub sprawa z Savaną nie ucichnie nie możesz jej niczego powiedzieć.
-Dlaczego? - Obracałem białą kartkę między palcami.
-Ciąża jest zagrożona. Dlatego Diler tak ją broni przed tobą. Nina nie może się denerwować.
-O mój Boże... - Przetarłem dłonią twarz. Wiadomość Zacka i ten tekst na liście całkowicie mnie załamały. Dlaczego to wszystko musi spotykać akurat nas? Dlaczego nie możemy mieć spokojnego życia? Dlaczego ci cholerni Killersi nie chcą dać spokoju Ninie? - Luke miał po części rację co do swojego planu. Gdy będę trzymać się z daleka od Niny ona będzie bezpieczna. - Pokazałem mężczyźnie liścik. Wiadomość na nim napisana potwierdzała moje słowa.
"Trzymaj się od niej z daleka lub stracisz nie tylko ją, ale i tego małego brzdąca".
------------------------------------------------------------------------------Witam :)
Dziś trochę krótko i bez gifów, bo w tym tygodniu w szkole miałam urwanie głowy do tego przygotowania na wyjazd... Postanowiłam wstawić dziś byście nie musieli czekać kolejnego tygodnia.
Ale namieszałam. Moje plany całkowicie się zmieniły. Fabian o ciąży miał dowiedzieć się dopiero w trakcie porodu, Killersi mieli zniknąć i pojawić się dopiero przy pewnym wydarzeniu z Savaną... Jak to jedna wizja potrafi wszystko zmienić. Mam nadzieję, że wam się podoba, bo nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Na pewno nie w przyszłym tygodniu. Może za dwa... nie wiem. Nie chcę wam niczego też obiecywać, więc po prostu bądźcie cierpliwi :)
Miłego ;)
Karen
Subskrybuj:
Posty (Atom)