niedziela, 18 października 2015

[48] "Ten wieczór będzie wolny od zmartwień."

~Fabian~
   Od Savany przyjechałem prosto do domu. Tak. Do mojego domu, w którym mieszkałem z Niną. W którym przeżyliśmy tyle wspaniałych chwil. W którym powiedziałem jej, że odchodzę i z którego brunetka wyprowadziła się. Teraz to miejsce znów świeciło pustkami.
    Nie zastanawiając się podszedłem do barku i wyjąłem z niego whisky i nalałem alkohol do szklanki z lodem. Usiadłem na fotelu i pociągnąłem spory łyk. Poczułem przyjemne pieczenie w gardle. Oparłem szklankę na czole i zacząłem myśleć. -Savana wie o wszystkim, Nina jest w ciąży, a Killersi ją obserwują. Dlaczego to wszystko musi być takie trudne. Muszę skontaktować się z Lukiem i jak najszybciej ich złapać, by nie zrobili krzywdy Ninie. - Odsunąłem szklankę od siebie i zacząłem przyglądać się trunkowi w niej. - Nieźle. Zaczynam mówić sam do siebie. - Wypiłem całą zawartość naczynia po czym uzupełniłem je jeszcze raz. 
   Pijąc kolejny łyk usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Zerknąłem na wyświetlacz.
-O nie. Luke nie dziś. - Odrzuciłem połączenie i wyłączyłem telefon. Tego wieczoru upije się w cztery dupy i będę mieć wszystko gdzieś. Chodź raz nie chcę przejmować się wszystkim i myśleć o każdym. Ten wieczór będzie wolny od zmartwień.

~Nina~
   Wiesz jak to jest, gdy stoisz w tłumie ludzi i nikt nie słyszy twojego wołania o pomoc? Ja właśnie znalazłam się w takiej sytuacji. Stałam na środku zatłoczonego placu i błagałam przechodzących ludzi, by mi pomogli, bo... Mój brzuch zniknął. Był całkowicie płaski. Płakałam i prosiłam, by pomogli mi odnaleźć moją córeczkę, lecz nikt mnie nie słyszał. Każdy przechodził obojętnie, zajmując się swoimi sprawami. Praca, kariera i pieniądze. To było najważniejsze dla tych ludzi. Coraz głośniejszy hałas zaczął mnie otaczać. Rozmowa, krzyki i ruch uliczny. To było nie do zniesienia.
   Ogarniająca mnie bezradność była coraz większa. Z braku sił upadłam na kolana i zakryłam twarz dłońmi, by świat nie widział łez matki, która utraciła swoje dziecko.  
   Nagle wszystko ucichło. Podniosłam wzrok i ujrzałam las. Rozejrzałam się i jedyne co widziałam to drzewa. Ich korony były tak gęste, iż w pełni zasłaniały niebo. 
   Spojrzałam przed siebie i w oddali ujrzałam czyjąś sylwetkę. Zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć i ujrzałam mężczyznę z dzieckiem na rękach.
-Bethany... - Powiedziałam nieświadoma swoich słów i szybko wstałam. Przyjrzałam się jeszcze raz. Mężczyzna był dość daleko, lecz wyraźnie widziałam małą dziewczynkę, którą trzymał na swych rękach. Zaczęłam biec w jego kierunku. 
    Będąc już wystarczająco blisko ujrzałam twarz mężczyzny. Zwolniłam i uśmiech od razu pojawił się na moich ustach. Jednak szybko znikł gdy za plecami bruneta pojawił się Devon. W dłoni trzymał błyszczący przedmiot.
-Fabian! - Krzyknęłam do bruneta, lecz nie słyszał mnie. Jego uwaga w pełni była skupiona na naszej córce. Znów zaczęłam biec. Biegłam ile tylko miałam sił. Nie zwracałam uwagi na wystające korzenie i kamienie. Liczyło się tylko bezpieczeństwo mojego dziecka i Fabiana.  Z każdym następnym metrem coraz trudniej łapałam oddech, lecz nie miałam zamiaru się poddać. Ciągle krzyczałam imię Ruttera. Na marne. Devon był coraz bliżej. Zaczął podnosić ostry przedmiot.
-Nie! - I wtedy Devon gwałtownie opuścił rękę. 

    Podniosłam się gwałtownie słysząc własny krzyk. Rozejrzałam się po pomieszczeniu i odetchnęłam z ulgą.
-To był sen. To był tylko sen.
-Nina co się dzieje? - Usłyszałam głos Brie w ciemności, którą po chwili rozjaśniła lampka nocka.
-Nic takiego.
-Przecież krzyczałaś. - Usiadła obok mnie na łóżku i chwyciła moją dłoń.
-To był tylko zły sen. Przepraszam, że... - Przerwałam nagle i wzięłam głęboki oddech. Z moich ust wydobył się cichy dźwięk.
-Nina, nie strasz mnie. Co się dzieje? - Brie nie ukrywała już swojego zaniepokojenia. Położyłam dłoń na brzuchu i lekko go masowałam.
-Poruszyła się. - Mój wzrok utkwiony był w miejscu, w którym poczułam ruch.
-Mała? - Blondynka rozluźniła się gdy chwyciłam jej dłoń i położyłam na brzuchu. Kolejny raz poczułam ruch tym razem wyraźniejszy i mocniejszy. Uśmiechnęłam się i wzruszyłam. - No no. Przeczuwam zbuntowaną krew. Nieźle się kręci. - Brie także się uśmiechnęła.
   Wtedy do naszego pokoju wszedł (to delikatnie ujęte, bardziej pasuje wbiegł) Diler z kapciem w ręku.
-Nie ruszaj... - Rozejrzał się. - Co się dzieje? Słyszałem krzyk, ale widzę, że nic się nie dzieje.
-Sytuacja opanowana. A po co ci ten but? - Brie wstała i spojrzała na niego.
-To moja broń na ewentualnego bandytę. - Stanął pewnie.
-Ty mój bohaterze. Całe szczęście, że nikogo tutaj nie było. Nie chciałabym być w skórze tego bandyty, który dostałby tym kapciem. - Blondynka zaśmiała się i przytuliła Dilera.
-Tylko to miałem pod ręką. - Zaśmiałam się. - Powiecie mi skąd ten krzyk?
-Miałam zły sen. - Przymknęłam oczy pod wpływem kolejnego ruchu dziecka. - Diler usiądź na chwile obok mnie. - Zrobił to o co go poprosiłam. Jego dłoń także położyłam na brzuchu. Spojrzał na mnie zdziwiony, lecz po chwili zrozumiał co chciałam mu pokazać.
-Nie powiem. Będzie miała ciężką nogę w samochodzie.
-Diler! - Dzięki nim mój sen odszedł w zapomnienie a na ustach pojawił się uśmiech.
-Oj wiem, jest za młoda na wyścigi, ale pewnego dnia.... - Brie przerwała mu.
-Dobra dobra. Pozostaw te swoje plany na później. Jest 4 w nocy. Idź spać a rano wszystkim opowiesz czego będziesz uczyć małe dziecko. Z pewnością będą z ciebie dumni.
-Tak sądzisz?
-No oczywiście. - Brie mrugnęła do mnie, dając mi znać że myśli zupełnie inaczej. Starałam się powstrzymać śmiech.
-Ciesze się, że we mnie wierzysz.
-Zawsze. - Diler pocałował delikatnie Johnson i wyszedł. Blondynka opadła na łóżko - Musiałam się z nim zgodzić. Nie wytrzeźwiał w pełni i nie dałby nam spokoju gdybym się z nim nie zgodziła. - Gdy byłam pewna, że brunet mnie nie usłyszy wybuchłam śmiechem.
-Nina. - Brie poszła w moje ślady. - Przestań.
-Chciałabym. Chyba hormony zaczynają buzować. - Śmiałyśmy się dobre 10 minut. Gdy uspokoiłyśmy się położyłyśmy się spać. Jednak ja przez pewien czas nie mogłam zasnąć. Położyłam się na boku, ręką obejmując brzuch. W głowie ciągle słyszałam jedno imię, które wypowiedziałam we śnie. Bethany...
---------------------------------------------------------------------
Niespodzianka :)
Sama jestem zaskoczona, że tak szybko napisałam ten rozdział. Widocznie choroba służy mojej wenie :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo mi, przyznam szczerze, bardzo.

Miłego
Karen



11 komentarzy:

  1. No no no no! Moje modły zostały wysłuchane :))
    Szkoda tylko, że nie opisalas tego momentu jak Fabian juz ledwo trzymał się na nogach z nadmiaru alkoholu we krwi :D
    Tooo kolejna część jutro czy we wtorek? ^^

    Kisses&Hugs- Nathalia Pisarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejna czesc bedzie gdy dostane weny i gdy napisze rozdzial:)

      Usuń
    2. Lepiej pisz a nie marudz. :) 👯✌

      Usuń
  2. Teraz to umarłam, ten kapeć zdobył moje serce hahah KOCHAM
    Widać, że Diler moja krew :`)
    Chce więcej, nie żeby coś, ale służy ci ta choroba, wykorzystaj ten tydzień na robienie zapasu rozdziałów, bo powiadam ci będziesz miała przesrane ze sprawdzianami i kolejny tydzień nic nie napiszesz.. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wez mnie nie strasz tymi sprawdzianami bo jak o tym pomysle to mi sie cos dzieje:(

      Usuń
  3. Upicie się w cztery dupy to nigdy nie jest dobry pomysł
    DILER CHŁOPIE KOCHAM CIĘ
    i twój kapeć xD
    Skoro chorujesz to przyłączam się do tego ze następny rozdział ma być w tym tygodniu ;333 albo marsz do szkoły

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisze w tym tygodniu (jak bede miec czas bo od jutra biore sie za przepisuwanie zeszytow) ale nie wiem kiedy;)

      Usuń
    2. My ci nie damy żadnych notatek, póki nie będzie rozdziału, prawda? ;33

      Usuń
    3. To ja nie wstawię rozdziału dopóki nie dacie mi notatek ^^ i oczywiście waszych nowych rozdziałów :)

      Usuń
    4. We don't have a deal.
      I didn't put any signature.
      Witajcie notatki :D

      Usuń