piątek, 30 października 2015

[50] "Wyjdziesz z tego."

~Fabian~
    Zaraz po wyjściu ze szpitala udałem się do samochodu i ruszyłem w kierunku budynku policji. W mojej głowie ciągle brzmiały słowa lekarza. Przykro mi. Nie mogliśmy już nic zrobić. Jednak musiałem wyrzucić je z mojej głowy. Mam adres kryjówki Killersów i mam zamiar go wykorzystać. Czas zakończyć tą ich głupią zemstę na mnie przez wykorzystanie Niny.

   Po kilkunastu minutach zmierzałem w kierunku drzwi prowadzących do gabinetu Smitha. Nie kłopotałem się z pukaniem.
-Mam adres ich kryjówki. - Powiedziałem wchodząc. Luke podniósł wzrok znad dokumentów i ściągnął swoje okulary.
-No nareszcie. Przygotuj się. Zbiorę chłopaków i jedziemy. - Komendant sięgnął po telefon i zaczął spokojnym głosem wydawać rozkazy. Ja wziąłem głęboki oddech i udałem się do szatni, by odpowiednio się przygotować. Za niedługo skończy się to całe piekło i będę mógł wrócić do Martin i nadchodzącego dziecka.

   Pół oddziału specjalnego ruszyło w kierunku podanego adresu. Nigdy nie wiadomo czego się spodziewać, więc przygotowaliśmy się na wszystko. Siedziałem w pierwszym samochodzie i z każdą sekundą czułem się coraz dziwniej. Miałem na sobie kamizelkę kuloodporną, kask i odpowiednie okulary. Do tego miałem spore zapasy broni i amunicji. Czułem się jakbym szedł na wojnę, a nie na nieświadomy niczego gang. Owszem byli niebezpieczni i nieobliczalni, ale ta cała amunicja to już chyba lekka przesada.
   Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Zajęliśmy wyznaczone pozycje i stopniowo zaczęliśmy wchodzić do środka. Byłem w pierwszej grupie i po przekroczeniu wejścia ujrzałem sofę, fotele, stolik, telewizor... Większość rzeczy, które każdy z nas ma w domu, jednak nikogo nie zastaliśmy. Dałem znać reszcie, że mogą wchodzić po czym ruszyłem dalej. Następne pomieszczenie stanowiło prowizorkę sypialni. Ubrania były porozwalane po podłodze, a pościel na łóżku wyglądała jakby ktoś niedawno z niego wyszedł. Rozejrzeliśmy się i tutaj też nie znaleźliśmy niczego ciekawego. Wróciliśmy do głównego pomieszczenia, gdzie czekała na nas reszta oddziału.
-I co? - Spytałem.
-Nigdzie ich nie ma. - Powiedział jeden z policjantów.
-Sprawdzał ktoś garaże?
-Tak. Pusto. Nie ma nigdzie żadnych samochodów.
-To wygląda jakby odeszli w pośpiechu. Resztki jedzenia, ubrania. Na pewno nie wiedzieli, że przychodzimy? - Na słowa Willa ogarnęła mną wściekłość. Jak można mieć takiego pecha? Chociaż raz mogłoby coś pójść po mojej myśli. RAZ. Czy to tak wiele?
Zdjąłem kask i kominiarkę i rzuciłem to przed siebie klnąc przy tym pod nosem.
-Znajdę ich. Choćbym miał poświęcić na to resztę życia. Znajdę ich. Na pewno zostawili coś co powie mi gdzie pojechali. - Powiedziałem bardziej do siebie niż do zebranych. Nie musiałem jednak powtarzać tych słów, które oddział wziął jako polecenie. Podzieleni zaczęli przeszukiwać hangar szukając jakichkolwiek informacji na ich temat.

~Devon~
   Siedziałem przy łóżku Savany cały czas. Nigdy nie sądziłem, że moja kochana młodsza siostrzyczka znajdzie się w takiej sytuacji. Nie chcę wiedzieć jak zareaguje na...
-Devon... - Blondynka powiedziała cicho poruszając przy tym lekko palcami.
-Jestem przy tobie. - Chwyciłem jej dłoń.
-Pić. - Głos miała słaby i zachrypnięty. Podałem jej wodę przez słomkę. Wzięła kilka łyków. - Co się stało? - Spytała po chwili.
-Miałaś wypadek. Jechałaś busem i samochód osobowy w niego w jechał. Dokładnie w tym miejscu, w którym ty siedziałaś. Od tamtego momentu byłaś nieprzytomna.
-Jak długo?
-Tydzień. - Dokładnie tydzień temu miał miejsce wypadek. Po pojawieniu się Ruttera w szpitalu kazałem moim kumplom zmienić miejscówkę, bo policja zbyt często kręciła się wokół mnie. Jak to mówią ' przezorny zawsze ubezpieczony '.
-I co ze mną? - Patrzyła na mnie tymi swoimi oczami przepełnionymi bólem.
-Wyjdziesz z tego. - Uśmiechnąłem się. Dobrze, że nie pytała o dziecko, bo nie wiem jak mam jej to przekazać.
-Co z dzieckiem? - A tak dobrze szło. Spuściłem głowę i patrzyłem na nasze złączone ręce. Rutter zdecydowanie zapłaci za to wszystko przez co Savana musi teraz przejść. - Devon? Co z dzieckiem? - Zaczęła szybciej oddychać.
-Uspokój się. Teraz musisz odpoczywać, więc proszę cię nie przemęczaj się.
-Odpowiedz na moje pytanie. - Nie ustępowała.
-Gdy przeprowadzali operację dziecko było już martwe. - Powiedziałem najszybciej i najspokojniej jak tylko umiałem. Ten szok i ból widoczny na jej twarzy łamał mi serce. Jako brat powinienem ją chronić, ale w tej sytuacji nie wiedziałem jak mam to zrobić.
   Momentalnie w jej oczach pojawiły się łzy, a dłonie powędrowały na brzuch. Nie wiedziałem co zrobić, by ją pocieszyć więc tylko gładziłem jej dłonie. Przez chwilę cicho łkała, lecz później zaczęła głośno płakać. Dłonie zaczęły jej drżeć, a z gardła wydobywały się ciche jęki rozpaczy i bólu. Zadzwoniłem po pielęgniarkę, by pomogła jej się uspokoić. W jej stanie taki stres nie był dobry.
-Chcę stąd wyjść. Muszę się przejść. - Powiedziała nagle.
-Savana, byłaś w ciężkim stanie. Nie możesz...
-Ale muszę! - Uniosła głos i wykrzywiła się z bólu. Wciąż była poobijana i miała połamanych kilka żeber, lecz nawet to nie powstrzymało jej przed odrzuceniem kołdry z nóg.
-Savana proszę cię. - Chwyciłem jej twarz w dłonie i zmusiłem by spojrzała na mnie. - Wiem, że cierpisz, ale dopiero co się obudziłaś. Nie możesz wstawać i się przemęczać. Jeśli to ci pomoże to mogę ci obiecać, że Rutter zapłaci za to co ci zrobił.
-A co niby on miał wspólnego z tym wypadkiem? Przecież po naszej rozmowie od razu wyszedł.
-To przez niego miałaś ten wypadek. To przez niego to wszystko cię spotkało. Gdyby nie pojawił się w twoim życiu do niczego by nie doszło.
-Pojawił się w moim życiu przez ciebie! - Mimo wyraźnego wyczerpania krzyczała, a jej słowa zraniły mnie. Wtedy do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Podszedłem do niej i powiedziałem co się dzieje. Kiwnęła głową i wyszła po leki uspokajające.
   Gdy odwróciłem się w stronę łóżka zobaczyłem jak Savana wstaje z niego i po chwili upada. Podbiegłem do niej szybko.
-Mówiłem ci byś nie wstawała. Jesteś jeszcze za słaba. - Podniosłem ją i położyłem na szpitalnym łóżku. Gdy odsunąłem się od niej ujrzałem szok w jej oczach. - Sav co się dzieje?
-Ja... ja nie czuję nóg. Nie mogę poruszyć stopami. Devon ja nie czuje nóg! - Zaczęła mocniej płakać i panikować.
   Mimo ogarniającego mnie szoku usiadłem obok niej i objąłem ją.
-Ciiii. Spokojnie. - Zacząłem głaskać ją po włosach. - Wszystko będzie dobrze. - Wtuliła się we mnie.
-Jak ma być dobrze skoro nie mogę stanąć na nogi? - Cała trzęsła się od płaczu.
   Pielęgniarka nareszcie przyszła z lekami które wstrzyknęła do kroplówki. Z każdą minutą Savana coraz bardziej się uspokajała, aż zasnęła. Oswobodziłem ją ze swojego uścisku, położyłem i chwilowo odetchnąłem, by się uspokoić. Gdy byłem pewny, że przez najbliższy czas blondynka nie obudzi się, wyszedłem z pokoju i ruszyłem w stronę gabinetu lekarza, by dowiedzieć się o co w tym wszystkim chodzi.

   Zapukałem do odpowiednich drzwi.
-Proszę. - Usłyszałem męski głos i otworzyłem drzwi. - Dzień dobry. Zapraszam. - Usiadłem na fotelu. - O co chodzi?
-Chciałbym zapytać o moją siostrę Savane Pierce. Wybudziła się i... mówi że nie czuje nóg. Może mi Pan powiedzieć dlaczego?- Doktor odetchnął głęboko.
-Z ostatnich badań wynika, że kręgosłup został nieznacznie uszkodzony. Gdy Pana siostra dojdzie do siebie będzie potrzebna rehabilitacja, która ustabilizuje wszystko. Proszę się nie martwić i uspokoić siostrę. Jej aktualny stan jest chwilowy. Pani Savana w pełni wróci do zdrowia.
---------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Na wstępie przepraszam was, że tak długo musieliście czekać na rozdział, ale szkoła w pełni zajęła mój czas.
Od razu chcę wam powiedzieć, że od poniedziałku będę chodzić na kursy prawa jazdy i w domu będę dopiero ok. 21:00, więc nie wiem kiedy pojawi się następny rozdział. Postaram się wstawić go w następny weekend, ale nic nie obiecuje. Wybaczcie mi i bądźcie cierpliwi. Na pewno nie zapomnę o rozdziale, bo kilka osób skutecznie mi o nim przypomina :)
  

Miłego
Karen



5 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jaki szok mnie ogarnął, gdy przeczytałam, że Savana nie czuje nóg, nie zdziwię się gdy nie wróci do zdrowia, dobry motyw by Devon pozbył się Fabiana incognito
    Wszedł mu w nocy do mieszkania i zabił ziemniakiem
    Chociaż dalej uważam że Savana powinna jechać wtedy taksówką a nie busem - lepszy efekt
    Nawet lepszy niż ten ziemniak a wiesz, że to prawie niemożliwe
    Ostatnio rozkojarzona jesteś, nie jestem pewna czy nie zapomnisz o rozdziale ^^ Btw, to może być niebezpieczne biorąc pod uwagę jak często się wyłączasz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie wypominaj mi już tego rozkojarzenia no haha to że nawet nie pomyślałam o tej taksówce nic nie znaczy. W weekend zdecydowanie muszę włączyć normalne myślenie :)
      Zastanawiam się co ty tak ostatnio z tymi ziemniakami. Czyżby zmiana frontu? Porzucasz swego pomidora?

      Usuń
    2. A W ŻYCIU
      Me serce czerwone niczym pomidor ;3

      Usuń
  2. To ten Savana będzie niepełnosprawna? Niech me modły zostaną wysluchane :)
    Ty no myslalam, że coś napiszesz z punktu Niny a tu ..... Smuteczeq :(
    Pisz szybko kolejną czesc bo już tej akcji porodowej się nie mogę doczekać ✌
    Kisses&Hugs - Nathalia Pisarka

    OdpowiedzUsuń
  3. SAVANA MA ZA SWOJEE <33 TAK !!!!
    Szkoda ze nie udało się z Devonem i Killersami...
    My już tam dopilnujemy abyś dodawała rozdziały ^.^
    Rozdział jest tak pozatym boski *.*

    OdpowiedzUsuń