~Nina~
Czułam się dziwnie. Gdy odzyskałam przytomność nie miałam sił poruszyć dłonią czy otworzyć oczu. Natomiast czułam moje serce. Słyszałam każde pojedyncze uderzenie. Raz było ono słabsze, ledwo słyszalne, po chwili uderzało szybko, gwałtownie i głośno jak dzwon. Wiedziałam, że jest wokół mnie kilka osób. Docierały do mnie także głośne dźwięki maszyn. Jednak wszystko było zagłuszane biciem mojego serca...
~David~
Wracałem pod salę Niny z kubkiem kawy, gdy ujrzałem
zamieszanie. Odstawiłem kubek na drewniany stolik i podszedłem do okna
sali. Kilka osób w białych fartuchach krążyło wokół brunetki, a maszyny
do których była podłączona wydawały głośne dźwięki. Pielęgniarka
pilnująca drzwi nie pozwoliła mi wejść. Nie udzieliła także żadnych
informacji, więc musiałem czekać.
Po pół godzinie siedziałem na krześle, na stoliku stał kubek nietkniętej i zimnej kawy i ciągle nikt nie wyszedł z sali. Pocieszał mnie jedynie fakt, że lekarz wykonywał wszystko spokojnie i bez pośpiechu jak to było na początku.
Chwilę później doktor wyszedł z sali. Od razu podszedłem do niego.
-Co się stało? - Spytałem.
-U pacjentki wystąpiło kołatanie serca. Podaliśmy odpowiednie leki, by zwolnić pracę serca oraz środki uspakajające, więc Pani Martin będzie teraz spać.
-A wiadomo już czym było to spowodowane?
-Niestety nie. Musimy przeprowadzić dodatkową serię badań. Przepraszam, ale muszę już iść.
-Oczywiście. Dziękuje za udzielenie informacji.
-Ma Pan szczęście, że narzeczony pacjentki poinformował nas, że wszystkie informacje mamy Panu przekazywać. - Powiedział lekarz i odszedł.
Opadłem na krzesło czekając, aż sala Niny opustoszeje. Wszedłem do środka,
gdy byłem pewny, że nikogo nie ma w pobliżu. Obserwowałem jej spokojną twarz.
Leżała prosto, bez ruchu. Ciekawe czy była świadoma co się przed chwilą
wydarzyło? Czy w minimalnym stopniu wie... pamięta o mnie i wie jak bardzo się
o nią martwię?
Ciszę panującą w sali przerwał dzwonek mojego telefonu.
Wyszedłem na korytarz i odebrałem. Nie zdążyłem powiedzieć słowa, gdy Rutter
się odezwał.
-Co się stało? Lekarz dzwonił i mówił mi o stanie Niny. Jak do tego doszło?
-Nie wiem. Poszedłem po kawę do automatu, a gdy wróciłem sala była już
pełna. Nie było mnie może z dwie minuty.
-Przyjadę tam. - Powiedział nagle Fabian.
-Nie ma potrzeby. Sytuacja jest opanowana, jest...
-Możesz sobie mówić. Muszę ją zobaczyć i wszystko sprawdzić. Kołatania serca
nie dostaje się od tak.
-Okej, więc za ile będziesz?
-Za jakieś trzy godziny. Jeśli chcesz mogę z nią zostać żebyś mógł wrócić i
odpocząć.
-Dobra, dzięki. To czekam.
~Nina~
Minęło kilka dni odkąd się obudziłam i nadszedł czas powrotu do
domu. Gdziekolwiek on jest...
Przez tych parę dni miałam robione badania, z których wynikało że moje serce
szalało z powodu przedawkowania jakiegoś składnika spożywczego. Nie pamiętam
jakiego. Chemia nigdy (chyba nigdy) nie była moją specjalnością.
Może z trzy razy był tutaj Fabian. Cały czas siedział na
korytarzu. Do sali wszedł tylko raz, gdy sądził że śpię. Mówił wiele rzeczy.
Przepraszał, mówił co czuje i co chciałby zrobić. Chyba... coś nas łączyło w
przeszłości. Do tego David, który był przy mnie praktycznie cały czas,
powiedział że mam córkę. Z jego opowieści Bethany jest kochanym dzieckiem,
szkoda tylko że jej nie pamiętam. Nie wiem jak to możliwe. Mieć czteroletnie
dziecko i nie wiedzieć, jak ma na imię. Baa, żeby tylko imię. Nawet nie
wiedziałam, że ją mam. Ciekawe jak wygląda mój dom, praca... Jak wyglądało moje
życie sprzed wypadku?
Moje myśli przerwał brunet wchodzący do sali. Spojrzenie jego
brązowych oczu wywołało u mnie dziwny niepokój, a zarazem spokój. Nie pytajcie
jak to możliwe. Sama nie wiem.
-Hej. Jak się czujesz? - Spytał stojąc kilka kroków przede mną. Widać było,
że nie był pewny jak ma się zachować. W końcu mu się nie dziwię. Pewnie zna
mnie dość długo, a ja traktuję go jak obcego człowieka.
-Dobrze. Dziękuję, że pytasz. - Uśmiechnęłam się, co brunet odwzajemnił.
-Możemy już iść?
-Tak. - Fabian sięgnął po moją torbę, która nie oszukujmy się, była
minimalnych rozmiarów. - Mogę sama ponieść. Praktycznie nic tam nie ma.
-Daj spokój. Masz odpoczywać.
-No tak, ale...
-Żadnego ale. - Przerwał mi uśmiechając się. - To jak,wracamy do domu?
-Wracamy.
W samochodzie jechaliśmy w ciszy, którą przerywało cicho
grające radio. W mojej głowie krążyły słowa, które chciałam mu powiedzieć odkąd
go dziś ujrzałam.
-Fabian, słuchaj, chciałam cię przeprosić za to nasze pierwsze spotkanie.
Dopiero się obudziłam, David zasypał mnie informacjami o mnie, o nim, o moim
zaginięciu, ja po prostu...
-Nie ma o czym mówić. Rozumiem. Zostałaś przytłoczona.
-Nie chcę byś czuł się przy mnie jak przy obcej osobie, bo... To prawda,
że.... - Nie wiedziałam jak zadać to pytanie. - My byliśmy razem? - Brunet
chwilowo spuścił wzrok, po chwili znów skupił się na drodze.
-Tak. Wydarzyło się wiele między nami. - Byłam tego ciekawa, ale nie
chciałam zadawać więcej pytań. Po jego minie wywnioskowałam, że nie było
kolorowo.
-A... nasza córka? Jaka jest? - Fabian zaczął o niej opowiadać, a ja
słuchałam uważnie mając nadzieję, że jednak cokolwiek pamiętam.
W pewnym momencie podróży zatrzymaliśmy się. Patrzyłam przed
siebie nie wiedząc co dalej.
-Nina... - Zaczął Fabian. - W domu będą na ciebie czekać nasi znajomi.
Wiedzą wszystko, więc jeśli powiesz, żeby dali ci spokój nie będzie problemu.
Jednak nie wiem jak będzie z Bethy. Nie widziała cię dość długo i tęskni za
tobą.
-Rozumiem. Co prawda nie pamiętam jej, ale dopóki będzie chciała moje
ramiona są dla niej
otwarte. - Uśmiechnęliśmy się do siebie. - Dobra, jestem
gotowa. Możemy teraz jechać do domu.
-Tylko, że my już pod nim stoimy.
-Oooo... no tak. To ja... em... już wysiądę. - Tak jak powiedziałam, tak też
zrobiłam. Stałam na chodniku patrząc na mój dom. Ręce spociły mi się ze stresu,
więc ciągle wycierałam je o spodnie.
Fabian z moją torbą stanął obok mnie i spytał.
-Gotowa?
-Bardziej już chyba nie będę. - I zrobiłam pierwszy krok na przód, który niósł za sobą kolejne. Stanęłam przed drzwiami przez chwilę. Chciałam zapukać, ale przecież to mój dom, więc po głębokim oddechu nacisnęłam klamkę i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się... mój dom. W salonie stały cztery osoby, a przed nimi stała mała dziewczynka trzymająca białego kota. No to witamy w domu Nino.
Niepewnie weszłam do środka i stanęłam przed nimi. Wszyscy stali w milczeniu nie wiedząc co zrobić. Jedynie Bethany nie wytrzymała i ruszyła w moim kierunku. Wypuściła kociaka i rozłożyła ręce. Przyklękłam, a po chwili mała znalazła się w moich ramionach. Przytuliłam ją i czułam zbierające łzy w oczach. Była taka śliczna, a ja nawet nie pamiętałam jej pierwszego słowa, ani kroku.
-Hej skarbie. - Powiedziałam cicho. Czułam spojrzenia zebranych wokół nas, ale nie zwracałam na nich uwagi. Tuliłam własną córkę. Nic nie było ważniejsze.
-Tęskniłam. - Cichy głosik dziecka dźwięczał w moich uszach.
-Wiem i przepraszam cię za wszystko.
-To nie twoja wina mamusiu. - Odsunęła się ode mnie i dotknęła dłonią mojego policzka.
- Pamiętasz mnie? - Spytała po chwili. Spojrzałam na osoby stojące przed nami. Uważnie nam się przyglądały, a ja miałam ochotę ich spytać czy ta dziewczynka stojąca przede mną na pewno ma cztery lata.
-Niestety nie. - Postanowiłam jej nie okłamywać. Ukrywanie tego nie przyniosło by niczego, a widać było, że moja córka jest bardzo inteligenta.
-Nic nie szkodzi. Z tatusiem, wujkiem, ciocią, wujkiem i kolejnym wujkiem ci pomożemy, prawda? - Odwróciła się w ich kierunku szukając potwierdzenia. Wszyscy przytaknęli z uśmiechem na twarzy.
Powoli wstałam i spojrzałam na przyjaciół, których kompletnie nie pamiętałam. Jako pierwsza w moim kierunku podeszła blondynka. Na jej nogach widniały szpilki przez co była trochę wyższa ode mnie.
-Mogę? - Spytała.
-Jasne. - Uśmiechnęłam się.
Po chwili każdy mnie wyściskał i powiedział coś miłego. Siedzieliśmy wszyscy przy stole i znałam już ich imiona. Diler (ciekawe dlaczego nie mówi prawdziwego imienia) siedział z Brie z mojej lewej strony. Z prawej siedział Fabian, a na przeciwko mnie Lucas i David. Na moich kolanach siedziała Beth, a gdzieś pod stołem leżał Oskar.
Chwilę później Bethany była już zmęczona, więc poszłam z nią do jej pokoju, a gdy zasnęła z Oskarem u boku wróciłam do stołu. Wszyscy żywo rozmawiali. Nie miałam bladego pojęcia o czym, więc siedziałam obserwując wszystkich. Czułam się jak piąte koło u wozu. Dzisiejszy dzień...miałam wrażenie, że narodziłam się wczoraj i od nowa muszę się wszystkiego nauczyć. Czułam się obco i nieswojo, ale dalej słuchałam rozmów i starałam się wyglądać na zadowoloną. Wolałabym pójść do swojej sypialni i w samotności odpocząć, ale podobno zniknęłam i nie widzieli mnie kilka dni, nie wiedzieli co się ze mną dzieje. Nie chciałam ich urazić.
Nie wiem kiedy temat rozmowy zmienił się i skupił na mnie. Osoby wokół mnie zaczęły rozmawiać o mojej przeszłości, wspomnieniach, a ich spojrzenia były skupione na mnie. Czułam się przytłoczona. Miałam wrażenie, że siedzę w tłumie obcych ludzi, a ich rozmowy łączyły się w jeden szmer. Miałam wrażenie, że ci ludzie przysuwają się do mnie i nie mam już czym oddychać, bo zabierają całą moją przestrzeń. Przez mój umysł przepływały jakieś obrazy, ale nie mogłam ich zidentyfikować. Nie wiedziałam co się dzieje. Poczułam gwałtowny ból głowy. Miałam dość.
Nie zważając na nic wstałam od stołu i ruszyłam na piętro. Słyszałam, że ktoś mnie woła, ale nie zatrzymałam się. Otworzyłam pierwsze lepsze drzwi, weszłam do pokoju i od razu zamknęłam drzwi. Nie chciałam by ktoś wchodził. Chcę być sama.
-Nina. - Usłyszałam męski głos dość blisko drzwi. - Co się stało?
-Zostaw mnie! - Uniosłam głos. Dopiero teraz, gdy mój głos załamał się zdałam sobie sprawę, że płaczę.
-Chcę ci pomóc. - Nie byłam pewna kto to. Nie byłam w stanie rozpoznać głosu przez ten szum panujący w mojej głowie.
Potrzebowałam ciszy i samotności. Zbyt wiele dziś się wydarzyło. Muszę się z tym oswoić, poukładać to wszystko.
-Więc zostaw mnie.
-Nina... - Nie dawał za wygraną.
-Proszę cię... - Oparłam się o drzwi, a łzy swobodnie płynęły po moich policzkach. Nikt więcej nie odezwał się pod tymi drzwiami.
Stałam przez chwilę opierając się o ścianę i starałam się uspokoić i wyciszyć. Szum w mojej głowie powoli cichł, łzy przestały płynąć. Wypłakałam chyba wszystkie swoje emocje, bo teraz czułam się pusta. Czy zawsze tak będzie? Czy zawsze jak ktoś będzie mówił o wspomnieniach związanych ze mną będzie się działo to samo co dziś?
Z wieloma pytaniami w głowie położyłam się na łóżku i miałam nadzieję, że jestem w swojej sypialni.
~Trevor~
Dziś przypada kolejna rocznica śmierci moich rodziców. Kochałem ich bardzo. Przez pierwszy rok po ich śmierci byłem tak zaślepiony bólem po ich stracie, że nie wiedziałem co się dzieje wokół mnie. Ubiegałem się o zgodę na opiekę nad młodszym bratem, ale jej nie uzyskałem Teraz jednak wiem, że ich śmierć i utrata brata była dobra. Dała mi spokój i wytchnienie.
Dopóki nie urodził się mój brat między mną, a rodzicami wszystko było dobrze. Jednak gdy on przyszedł na świat wszystko się popsuło. Mama całą uwagę poświęcała jemu, a tata praktycznie nie wychodził z pracy. Od tamtego dnia mieli tylko jednego syna i nie byłem nim ja. Jako mały dzieciak kochałem ich i za wszelką cenę chciałem zwrócić ich uwagę na siebie. Nic... Więc zacząłem żyć na własną rękę. Mieszkałem z nimi, ale ze wszystkim radziłem sobie sam.
Pewnego dnia na imprezie poznałem totalnie zalaną Ninę. Ledwo stała na nogach, więc zaprowadziłem ją do domu kumpla i z nią zostałem. Pomagałem jej po śmierci babki, a ona dawała mi swoją uwagę, której potrzebowałem. Pokochałem ją jak wariat. Wtedy był wypadek samochodowy. Rodzice, których mimo wszystko kochałem odeszli, a kilka dni później odebrano mi brata. Tylko Nina mi została, więc robiłem wszystko by było jej dobrze. Jednak ona także ode mnie odeszła. Byłem dla niej taki dobry, dałem dach nad głową, dbałem o jej bezpieczeństwo, pokochałem ją. Dalej ją kocham, a ona woli tego dupka policjanta. Na samą myśl o nim mam ochotę rozpierdolić wszystko wokół.
Parę lat temu poznałem mojego starszego brata, którego jak się okazało moja matka oddała do domu dziecka, bo uznała że jest za młoda na bycie matką. Nie oszukujmy się. Pewnie puszczała się w młodości i miała wpadkę. Dla niej to był kłopot, więc się go pozbyła. Jednak, dla mnie w tamtych czasach, spotkanie go było dla mnie wybawieniem. Rozumiał mnie i mieliśmy ten sam cel. Dopaść Ninę. Jednak Martin odebrała mi nawet jego. Jak dureń przepraszałem ją, błagałem o jej uwagę. Ona także miała mnie w dupie. Więc koniec z tym. Zero błagania, proszenia i przepraszania. Chciałem być miły, jednak to nic nie daje. Teraz to ja zmuszę ją, by błagała mnie o litość i przebaczenie. Musi zrozumieć, że przez ten cały czas źle postępowała ignorując mnie. Ja chcę jej tylko pomóc.
--------------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
I znów bardzo przepraszam za te dwa tygodnie oczekiwania. Ogarnęła mnie totalna blokada i nie byłam w stanie pisać. Postaram się poprawić :*
A teraz ciut o rozdziale. Zacznę od końca. Napisałam co nieco o Trevorze i mam nadzieję, że odrobinę wytłumaczyłam dlaczego robi to co robi. Nie wiem co wy o nim sądzicie, ale dla mnie jest samolubnym gnojkiem, który myśli że jest pępkiem świata.
Co do Niny. Sama nie wiem co mam na to wszystko powiedzieć. Czemu tak zareagowała na, dla nas, normalne spotkanie przyjaciół? Sama nie jestem pewna, ale wiem że pewnie zareagowałabym podobnie w takiej sytuacji. Wszystko przytłoczyło by mnie, więc no...
Mam nadzieję, że rozdział wynagrodził ten czas oczekiwania
Wasza Karen
niedziela, 31 lipca 2016
niedziela, 17 lipca 2016
[77] "Ciągle nie mogłem w to uwierzyć."
MUZYKA
~Fabian~
Nina na twarzy miała kilka zadrapań, na czole widniały szwy, a jedna ręka była obandażowana.
-Nina... co się stało? Gdzie byłaś? W sumie nie ważne. Ważne, że cię znaleźliśmy. - Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na krześle. Niepokoił mnie ten strach w jej oczach. - Tak bardzo się o ciebie martwiłem. - Położyłem swoją dłoń na jej, lecz szybko ją zabrała jakby mój dotyk parzył jej skórę.
Spojrzała w moje oczy i powiedziała:
-Przepraszam, ale kim ty jesteś?
-Co? Przecież to ja, Fabian. Nie poznajesz mnie? - To co czułem można opisać jako szok, ale jednocześnie to zdecydowanie za mało. Nie wiedziałem co się dzieje i z desperacją patrzyłem na Ninę, by powiedziała cokolwiek. Chciałem usłyszeć, że żartuje lub... sam nie wiem co. Chciałem by to nie była prawda.
-Ja... - Powiedziała nieśmiało.
-Nina proszę cię. - Znów chwyciłem jej dłoń, którą kolejny raz zabrała.
Do pomieszczenia ktoś wszedł. Nie zwracałem na to uwagi. Ciągle czekałem na jakikolwiek znak, że to zwykła gra.
-Chodź. - Powiedział David dotykając mojego ramienia.
-Nigdzie nie idę. Dopiero ją znaleźliśmy. - W oczach brunetki ujrzałem napływające łzy. To nie... Nie mogą być przeze mnie. Nie kolejny raz.
-Zabierz go stąd. - Słowa kobiety łamały mnie od środka. David spełnił jej prośbę i pociągnął mnie w kierunku drzwi.
-Mówiłem, że to nie jest najlepszy pomysł byś tam wchodził. - Oznajmił David, gdy byliśmy już na korytarzu. Przeczesałem włosy dłońmi i zacząłem nerwowo chodzić po korytarzu.
-Wiesz coś? - Spytałem.
-Tylko tyle, że ma amnezję. Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć. Czekają, aż jakiś członek rodziny się zgłosi.
-Przecież ona nie ma już nikogo z rodziny.
-Może tobie coś powiedzą.
-Spróbuję. - Zapadła między nami cisza, jednak w mojej głowie ciągle słyszałem pytanie, które chciałem mu zadać odkąd wyszliśmy z sali. - Mówiłeś jej coś zanim przyjechałem?
-Niewiele. Powiedziałem jej kim jestem no i jak ma na imię. Nie pamięta nic.
-Jasna cholera. - Powiedziałem do siebie przecierając twarz dłońmi kolejny raz. - Dobra idę popytać lekarzy. Może coś mi powiedzą.
Chwilę później siedziałem z lekarzem w jego gabinecie.
-Co Pana do mnie sprowadza? - Spytał blondyn.
-Chciałem spytać o Ninę Martin. - Doktor spojrzał na mnie niepewny o kim mówię. - Brunetka, leży w sali 127.
-A tak. Przepraszam, ale pacjentka nie miała dokumentów ani żadnych rzeczy osobistych przy sobie gdy została przywieziona, więc nie znaliśmy jej danych osobowych.
-Mógłby mi Pan powiedzieć w jakim jest stanie i jak tutaj trafiła? - Faringdon Health Centre England* jest oddalony od Londynu o 123 km. Muszę wiedzieć co ona robiła tak daleko od Londynu i co się wydarzyło, że trafiła do tego szpitala z amnezją.
-A kim Pan jest dla pacjentki?
-Jestem jej narzeczonym. Nina nie ma już nikogo z rodziny. - Już nie pierwszy raz udaję jej narzeczonego w szpitalu. Inaczej nikt nie udzieliłby mi informacji. Lekarz odetchnął głęboko.
-W porządku. Dwa dni temu pewna kobieta przywiozła pacjentkę. Pani Martin była nieprzytomna, a kobieta mówiła, że zemdlała u niej w domu, gdy do niej przyszła. Jak już mówiłem nie miała żadnych rzeczy ze sobą, więc nie mogliśmy skontaktować się z rodziną czy z Panem. Niestety z powodu urazu głowy wystąpiła amnezja wsteczna. Nadal nie wiemy czy jest ona chwilowa czy stała. Musimy przeprowadzić serię badań, gdy pacjenta poczuje się lepiej, bo dopiero dzisiaj się obudziła. - Próbowałem przyswoić wszystkie informacje. Utrata pamięci... Ciągle nie mogłem w to uwierzyć.
Chwilę później siedziałem obok Davida i mówiłem mu co powiedział mi lekarz.
-Czyli nie wiadomo kiedy wyjdzie? - Spytał Middleton.
-Nie. - Zapanowała między nami cisza. Ręce miałem oparte na kolanach, a twarz schowaną w dłoniach. Nie wiedziałem co robić.
-Muszę się przewietrzyć. - Powiedziałem i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Na zewnątrz panował już mrok. Usiadłem na ławce przed szpitalem. Cisza panująca wokół mnie nie trwała zbyt długo. Przerwał ją dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu widniało imię Brie.
-Co jest? - Spytałem.
-Gdzie jesteś? - Głos Brie był wyraźny i donośny.
-W szpitalu. Znaleźliśmy Ninę. - Mój głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji.
-Naprawdę? Co z nią? - Natomiast głos kobiety stał się radosny, lecz kryła się w nim iskra niepokoju.
-Nie ma poważnych obrażeń. Dzisiaj odzyskała przytomność, ale...
-Mógłbyś dać jej telefon? Chyba nie uwierzę w to dopóki jej nie usłyszę.
-To nie jest możliwe.
-Dlaczego? Mówiłeś, że wszystko z nią w porządku.
-Tak. Tylko, że... - Zamilkłem na chwilę. - Nic nie pamięta. - Po drugiej stronie telefonu zapanowała cisza. Nie odzywałem się. Pozwoliłem Brie się z tym uporać.
-Ale... przecież nie może nie pamiętać wszystkiego. Musi coś pamiętać. Cokolwiek.
-Nie pamięta nawet swojego imienia. - Usłyszałem cichy szloch.
-Powiedz chociaż w jakim szpitalu jest. Przyjedziemy. Może gdy zobaczy Bethany...
-To jakieś dwie godziny drogi. Nie ma sensu byście przyjeżdżali, do tego z Beth.
-Tylko chodzi o to, że mała zaczyna się niepokoić. Wcześniej płakała, bo boi się że odszedłeś tak jak Nina. Uspokoiliśmy ją, ale nie może zasnąć. Diler próbuje wszystkiego.
-Daj mi ją do telefonu. - W słuchawce słyszałem szelest i echo kroków. Po chwili usłyszałem cichy głos swojego dziecka.
-Tatuś? - Spytała nieśmiało.
-Tak, kochanie. Ciocia powiedziała, że nie możesz zasnąć.
-Bo nie ma ciebie ani mamusi. - Cichy głosik załamał się pod koniec zdania.
-Skarbie posłuchaj mnie. Możesz spać spokojnie. Wrócę i jutro z samego rana wyściskam cię z całych sił. Znalazłem też mamę.
-Tak? - Dla tego radosnego głosu jestem w stanie zrobić wszystko. - A przyjedzie z tobą?
-Niestety nie. Mama... jest tak jakby chora i musi zostać jeszcze parę dni w szpitalu, ale nie martw się. Gdy tylko poczuje się lepiej wróci do domu.
-Dobrze. - Jak na czterolatkę, wszystko mówiła zaskakująco wyraźnie. Do tego była mądra i rozumiała wiele rzeczy.
-Kocham cię skarbie i śpij spokojnie.
-Ja ciebie też kocham. - Rozłączyłem się i wszedłem do środka. Musiałem zrobić coś, za co w innych okolicznościach opieprzył bym samego siebie.
Na korytarzu ciągle siedział David. W ręku trzymał papierowy kubek kawy i patrzył przed siebie. Usiadłem obok niego. Jego wzrok przez chwilę spoczął na mnie.
-Mam do ciebie prośbę. - Powiedziałem patrząc przed siebie.
-Już nie pierwszą od ostatniego czasu. O co chodzi?
-Mógłbyś zostać przy Ninie? Ja muszę wracać do Bethany, a nie chcę jej zostawiać samej. Wiem, że przy tobie będzie bezpieczna.
-Zostałbym nawet gdybyś miał spać ze mną na korytarzu. - Zaśmiałem się cicho.
-Dzięki. Będę ci winny przysługę. - Wstałem i ruszyłem korytarzem do wyjścia.
-Zapamiętam to. - Głos Davida rozległ się, gdy chwyciłem za klamkę.
~Nina~
W nocy obudziły mnie czyjeś kroki. Nie czułam się pewnie w tym pomieszczeniu, więc szybko zapaliłam lampkę. Moim oczom ukazał się obcy mężczyzna. Gdy stał w cieniu miałam wrażenie że jego włosy są ciemne, lecz gdy zbliżył się ujrzałam ciemny blond.
-Witaj skarbie. - Powiedział, a po moim ciele przeszły ciarki od jego głosu. Nic nie zrobił, a ja byłam przerażona.
-Kim jesteś?
-Nie udawaj. Jestem pewny, że pamiętasz mnie doskonale. - Zrobił krok w moim kierunku.
-Nie zbliżaj się, bo zawołam pielęgniarki. - Jego cichy, ale donośny śmiech rozbrzmiał w sali.
-Sądziłaś, że mi uciekniesz? Sądzisz, że one mnie powstrzymają? Jesteś w błędzie. Oboje doskonale wiemy, że mnie kochasz i zrozumiesz swój błąd. Jeszcze do mnie wrócisz, ale zanim to nastąpi będziesz mnie błagać o przebaczenie tak jak ja błagałem ciebie. - W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i zasłonił moje usta jakimś materiałem. Miałam problem z oddychaniem, a nieprzyjemny zapach czegoś przy mojej twarzy dodatkowo wszystko utrudniał. Szarpałam się, lecz z każdym ruchem miałam coraz mniej sił. Moje dłonie opadły całkowicie, a ciało odmówiło współpracy. W mojej głowie panował całkowity mętlik.
Ostatnie co widziałam to mężczyzna robiący coś z moją kroplówką. Wzrok płatał mi figle, coraz trudniej utrzymywałam oczy otwarte. Ostatecznie zamknęłam je, a w mojej głowie panowała teraz całkowita cisza.
----------------------------------------------------------------------------------------
*to prawdziwy szpital. Kilometry także obliczałam osobiście przeliczając mile. W sumie mniejsza z tymi milami... :D
----------------------------------------------------------------------------------------
Ja jestem już martwa... Do tego z każdym rozdziałem sama siebie wkopuję coraz bardziej. Możecie mnie śmiało pytać co dalej. Po raz pierwszy odpowiem szczerze i bez wymówek. Nawet odpowiedzi mogę udzielić już teraz. Nie mam bladego pojęcia co dalej. Możecie mnie więzić i torturować, ale ja nie mam pojęcia co dalej będzie się działo. Po raz pierwszy mam taką sytuację i zobaczymy co z tego wyniknie. Mam nadzieję, że nie zawale tego całkowicie...
Miłego :)
Karen
Edit: Oczywiście skleroza ze mnie i zapomniałam o najważniejszym. Strasznie was przepraszam za to opóźnienie z rozdziałem, ale brałam udział w projekcie "Młody Menadżer" i to zajmowało cały mój czas. Wybaczcie mi :*
~Fabian~
Nina na twarzy miała kilka zadrapań, na czole widniały szwy, a jedna ręka była obandażowana.
-Nina... co się stało? Gdzie byłaś? W sumie nie ważne. Ważne, że cię znaleźliśmy. - Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na krześle. Niepokoił mnie ten strach w jej oczach. - Tak bardzo się o ciebie martwiłem. - Położyłem swoją dłoń na jej, lecz szybko ją zabrała jakby mój dotyk parzył jej skórę.
Spojrzała w moje oczy i powiedziała:
-Przepraszam, ale kim ty jesteś?
-Co? Przecież to ja, Fabian. Nie poznajesz mnie? - To co czułem można opisać jako szok, ale jednocześnie to zdecydowanie za mało. Nie wiedziałem co się dzieje i z desperacją patrzyłem na Ninę, by powiedziała cokolwiek. Chciałem usłyszeć, że żartuje lub... sam nie wiem co. Chciałem by to nie była prawda.
-Ja... - Powiedziała nieśmiało.
-Nina proszę cię. - Znów chwyciłem jej dłoń, którą kolejny raz zabrała.
Do pomieszczenia ktoś wszedł. Nie zwracałem na to uwagi. Ciągle czekałem na jakikolwiek znak, że to zwykła gra.
-Chodź. - Powiedział David dotykając mojego ramienia.
-Nigdzie nie idę. Dopiero ją znaleźliśmy. - W oczach brunetki ujrzałem napływające łzy. To nie... Nie mogą być przeze mnie. Nie kolejny raz.
-Zabierz go stąd. - Słowa kobiety łamały mnie od środka. David spełnił jej prośbę i pociągnął mnie w kierunku drzwi.
-Mówiłem, że to nie jest najlepszy pomysł byś tam wchodził. - Oznajmił David, gdy byliśmy już na korytarzu. Przeczesałem włosy dłońmi i zacząłem nerwowo chodzić po korytarzu.
-Wiesz coś? - Spytałem.
-Tylko tyle, że ma amnezję. Lekarze nie chcieli mi nic powiedzieć. Czekają, aż jakiś członek rodziny się zgłosi.
-Przecież ona nie ma już nikogo z rodziny.
-Może tobie coś powiedzą.
-Spróbuję. - Zapadła między nami cisza, jednak w mojej głowie ciągle słyszałem pytanie, które chciałem mu zadać odkąd wyszliśmy z sali. - Mówiłeś jej coś zanim przyjechałem?
-Niewiele. Powiedziałem jej kim jestem no i jak ma na imię. Nie pamięta nic.
-Jasna cholera. - Powiedziałem do siebie przecierając twarz dłońmi kolejny raz. - Dobra idę popytać lekarzy. Może coś mi powiedzą.
Chwilę później siedziałem z lekarzem w jego gabinecie.
-Co Pana do mnie sprowadza? - Spytał blondyn.
-Chciałem spytać o Ninę Martin. - Doktor spojrzał na mnie niepewny o kim mówię. - Brunetka, leży w sali 127.
-A tak. Przepraszam, ale pacjentka nie miała dokumentów ani żadnych rzeczy osobistych przy sobie gdy została przywieziona, więc nie znaliśmy jej danych osobowych.
-Mógłby mi Pan powiedzieć w jakim jest stanie i jak tutaj trafiła? - Faringdon Health Centre England* jest oddalony od Londynu o 123 km. Muszę wiedzieć co ona robiła tak daleko od Londynu i co się wydarzyło, że trafiła do tego szpitala z amnezją.
-A kim Pan jest dla pacjentki?
-Jestem jej narzeczonym. Nina nie ma już nikogo z rodziny. - Już nie pierwszy raz udaję jej narzeczonego w szpitalu. Inaczej nikt nie udzieliłby mi informacji. Lekarz odetchnął głęboko.
-W porządku. Dwa dni temu pewna kobieta przywiozła pacjentkę. Pani Martin była nieprzytomna, a kobieta mówiła, że zemdlała u niej w domu, gdy do niej przyszła. Jak już mówiłem nie miała żadnych rzeczy ze sobą, więc nie mogliśmy skontaktować się z rodziną czy z Panem. Niestety z powodu urazu głowy wystąpiła amnezja wsteczna. Nadal nie wiemy czy jest ona chwilowa czy stała. Musimy przeprowadzić serię badań, gdy pacjenta poczuje się lepiej, bo dopiero dzisiaj się obudziła. - Próbowałem przyswoić wszystkie informacje. Utrata pamięci... Ciągle nie mogłem w to uwierzyć.
Chwilę później siedziałem obok Davida i mówiłem mu co powiedział mi lekarz.
-Czyli nie wiadomo kiedy wyjdzie? - Spytał Middleton.
-Nie. - Zapanowała między nami cisza. Ręce miałem oparte na kolanach, a twarz schowaną w dłoniach. Nie wiedziałem co robić.
-Muszę się przewietrzyć. - Powiedziałem i ruszyłem w kierunku wyjścia.
Na zewnątrz panował już mrok. Usiadłem na ławce przed szpitalem. Cisza panująca wokół mnie nie trwała zbyt długo. Przerwał ją dzwoniący telefon. Na wyświetlaczu widniało imię Brie.
-Co jest? - Spytałem.
-Gdzie jesteś? - Głos Brie był wyraźny i donośny.
-W szpitalu. Znaleźliśmy Ninę. - Mój głos był pozbawiony jakichkolwiek emocji.
-Naprawdę? Co z nią? - Natomiast głos kobiety stał się radosny, lecz kryła się w nim iskra niepokoju.
-Nie ma poważnych obrażeń. Dzisiaj odzyskała przytomność, ale...
-Mógłbyś dać jej telefon? Chyba nie uwierzę w to dopóki jej nie usłyszę.
-To nie jest możliwe.
-Dlaczego? Mówiłeś, że wszystko z nią w porządku.
-Tak. Tylko, że... - Zamilkłem na chwilę. - Nic nie pamięta. - Po drugiej stronie telefonu zapanowała cisza. Nie odzywałem się. Pozwoliłem Brie się z tym uporać.
-Ale... przecież nie może nie pamiętać wszystkiego. Musi coś pamiętać. Cokolwiek.
-Nie pamięta nawet swojego imienia. - Usłyszałem cichy szloch.
-Powiedz chociaż w jakim szpitalu jest. Przyjedziemy. Może gdy zobaczy Bethany...
-To jakieś dwie godziny drogi. Nie ma sensu byście przyjeżdżali, do tego z Beth.
-Tylko chodzi o to, że mała zaczyna się niepokoić. Wcześniej płakała, bo boi się że odszedłeś tak jak Nina. Uspokoiliśmy ją, ale nie może zasnąć. Diler próbuje wszystkiego.
-Daj mi ją do telefonu. - W słuchawce słyszałem szelest i echo kroków. Po chwili usłyszałem cichy głos swojego dziecka.
-Tatuś? - Spytała nieśmiało.
-Tak, kochanie. Ciocia powiedziała, że nie możesz zasnąć.
-Bo nie ma ciebie ani mamusi. - Cichy głosik załamał się pod koniec zdania.
-Skarbie posłuchaj mnie. Możesz spać spokojnie. Wrócę i jutro z samego rana wyściskam cię z całych sił. Znalazłem też mamę.
-Tak? - Dla tego radosnego głosu jestem w stanie zrobić wszystko. - A przyjedzie z tobą?
-Niestety nie. Mama... jest tak jakby chora i musi zostać jeszcze parę dni w szpitalu, ale nie martw się. Gdy tylko poczuje się lepiej wróci do domu.
-Dobrze. - Jak na czterolatkę, wszystko mówiła zaskakująco wyraźnie. Do tego była mądra i rozumiała wiele rzeczy.
-Kocham cię skarbie i śpij spokojnie.
-Ja ciebie też kocham. - Rozłączyłem się i wszedłem do środka. Musiałem zrobić coś, za co w innych okolicznościach opieprzył bym samego siebie.
Na korytarzu ciągle siedział David. W ręku trzymał papierowy kubek kawy i patrzył przed siebie. Usiadłem obok niego. Jego wzrok przez chwilę spoczął na mnie.
-Mam do ciebie prośbę. - Powiedziałem patrząc przed siebie.
-Już nie pierwszą od ostatniego czasu. O co chodzi?
-Mógłbyś zostać przy Ninie? Ja muszę wracać do Bethany, a nie chcę jej zostawiać samej. Wiem, że przy tobie będzie bezpieczna.
-Zostałbym nawet gdybyś miał spać ze mną na korytarzu. - Zaśmiałem się cicho.
-Dzięki. Będę ci winny przysługę. - Wstałem i ruszyłem korytarzem do wyjścia.
-Zapamiętam to. - Głos Davida rozległ się, gdy chwyciłem za klamkę.
~Nina~
W nocy obudziły mnie czyjeś kroki. Nie czułam się pewnie w tym pomieszczeniu, więc szybko zapaliłam lampkę. Moim oczom ukazał się obcy mężczyzna. Gdy stał w cieniu miałam wrażenie że jego włosy są ciemne, lecz gdy zbliżył się ujrzałam ciemny blond.
-Witaj skarbie. - Powiedział, a po moim ciele przeszły ciarki od jego głosu. Nic nie zrobił, a ja byłam przerażona.
-Kim jesteś?
-Nie udawaj. Jestem pewny, że pamiętasz mnie doskonale. - Zrobił krok w moim kierunku.
-Nie zbliżaj się, bo zawołam pielęgniarki. - Jego cichy, ale donośny śmiech rozbrzmiał w sali.
-Sądziłaś, że mi uciekniesz? Sądzisz, że one mnie powstrzymają? Jesteś w błędzie. Oboje doskonale wiemy, że mnie kochasz i zrozumiesz swój błąd. Jeszcze do mnie wrócisz, ale zanim to nastąpi będziesz mnie błagać o przebaczenie tak jak ja błagałem ciebie. - W mgnieniu oka znalazł się przy mnie i zasłonił moje usta jakimś materiałem. Miałam problem z oddychaniem, a nieprzyjemny zapach czegoś przy mojej twarzy dodatkowo wszystko utrudniał. Szarpałam się, lecz z każdym ruchem miałam coraz mniej sił. Moje dłonie opadły całkowicie, a ciało odmówiło współpracy. W mojej głowie panował całkowity mętlik.
Ostatnie co widziałam to mężczyzna robiący coś z moją kroplówką. Wzrok płatał mi figle, coraz trudniej utrzymywałam oczy otwarte. Ostatecznie zamknęłam je, a w mojej głowie panowała teraz całkowita cisza.
----------------------------------------------------------------------------------------
*to prawdziwy szpital. Kilometry także obliczałam osobiście przeliczając mile. W sumie mniejsza z tymi milami... :D
----------------------------------------------------------------------------------------
Ja jestem już martwa... Do tego z każdym rozdziałem sama siebie wkopuję coraz bardziej. Możecie mnie śmiało pytać co dalej. Po raz pierwszy odpowiem szczerze i bez wymówek. Nawet odpowiedzi mogę udzielić już teraz. Nie mam bladego pojęcia co dalej. Możecie mnie więzić i torturować, ale ja nie mam pojęcia co dalej będzie się działo. Po raz pierwszy mam taką sytuację i zobaczymy co z tego wyniknie. Mam nadzieję, że nie zawale tego całkowicie...
Miłego :)
Karen
Edit: Oczywiście skleroza ze mnie i zapomniałam o najważniejszym. Strasznie was przepraszam za to opóźnienie z rozdziałem, ale brałam udział w projekcie "Młody Menadżer" i to zajmowało cały mój czas. Wybaczcie mi :*
poniedziałek, 4 lipca 2016
[76] "Znajdziemy ją."
MUZYKA
~Fabian~
Kolejny raz musiałem szukać Niny. Tym razem jednak nie były to spokojne poszukiwania. Byłem pewny, że jest w niebezpieczeństwie i musiałem ją znaleźć jak najszybciej to było tylko możliwe.
Nie mogłem zgłosić jej zaginięcia na policji, bo nie minęło 48 godzin od jej zniknięcia, wiec zaraz po opuszczeniu jej biura zacząłem jeździć po okolicy. Łudziłem się, że może coś znajdę lub zauważę. Cokolwiek... Jednak nie ujrzałem nic.
Zacząłem dzwonić do kogo tylko mogłem. Pytałem czy nie widzieli jej lub czy nie kontaktowała się z nimi. Nic...
Oparłem głowę o kierownicę i zacząłem myśleć. Wtedy usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Bez patrzenia na ekran odebrałem go mając nadzieję na jakieś wieści.
-Słucham.
-Gdzie wy jesteście? - Diler spytał. Spojrzałem na zegarek. Dwie godziny temu zostawiłem Beth pod jego opieką i pojechałem po Ninę.
-Nie ma jej. - Powiedziałem przecierając twarz dłonią. Myślałem, że może sama wróciła do domu, lecz teraz nadzieja prysnęła jak bańka mydlana.
-Kogo? - Po głosie słyszałem, że powoli domyśla się o kim mówię.
-Niny. Pojechałem po nią, ale... Nigdzie jej nie ma. Szukałem chyba już wszędzie.
-Nie chcę przewidywać najgorszego, ale sprawdzałeś szpitale?
-Nie. Nawet mi to przez myśl nie przeszło, ale nie sprawdzę wszystkich. To zajmie mi zbyt wiele czasu.
-Bethy zostanie z Brie, a ja też pojeżdżę i popytam. Może... - Nie pozwoliłem mu dokończyć. Wiedziałem kto w szybkim tempie sprawdzi miejsca, do których ja nie mam dostępu.
-Dobra. Ja spróbuję się z kimś spotkać. Może pomoże ją znaleźć. - Bez dalszych słów rozłączyłem się i w kontaktach zacząłem szukać numeru osoby, która zdecydowanie nie spodziewała się mojego telefonu.
Przyjechałem pod podany adres. Po chwili stałem przed drzwiami, w które zapukałem. Nie musiałem długo czekać, by David mi je otworzył.
-Wchodź. - Powiedział zapraszając mnie gestem dłoni.
-Potrzebuję twojej pomocy. - Zacząłem siadając na sofie.
-Chodzi o Ninę? Stało się jej coś?
-Nie wiem i dlatego przyszedłem do ciebie. Wiem, że zależy ci na niej może nawet tak bardzo jak mi dlatego musisz mi pomóc.
-Pomagałem jej gdy ty miałeś ją gdzieś, więc nie zostawię jej teraz.
-Słuchaj. Zakopmy ten topór wojenny. Obojgu nam na niej zależy i chcemy dla niej jak najlepiej. - Powiedziałem nie chcąc marnować więcej czasu.
David pokiwał głową na zgodę i zaczął słuchać mojego planu.
-Masz dostęp do monitoringu miasta? - Spytałem.
-Jeśli tylko uzyskam zgodę to tak.
-Masz uzyskać zgodę na dostęp do kamer z całego miasta. Chcę sprawdzić cały monitoring. A co z bazą pacjentów w szpitalach?
-Niestety takiej władzy nie mam. Czy ty przypadkiem nie jesteś policjantem? Sam mógłbyś bez problemu to wszystko sprawdzić.
-Byłem nim. Nie mogę już pracować w tym zawodzie po odsiadce w więzieniu. Teraz mam dostęp tylko do papierkowej roboty. Nie mam dostępu do systemu.
-Dobra. Ja zobaczę co mogę zrobić. Jeśli tylko będę coś wiedział dam ci znać.
Po kolejnej godzinie zaparkowałem pod domem i poszedłem odebrać Bethany.
-I co? - Spytała Brie, gdy wszedłem do środka.
-Dalej nic. David stara się zdobyć dostęp do kamer.
-Tatuś! - Radosny krzyk małej dotarł do moich uszu. Po chwili ujrzałem ją biegnącą w moim kierunku. Wziąłem ją na ręce i przytuliłem. Jej drobne rączki oplotły moją szyję, a ja w pewnym stopniu poczułem się lepiej.
-A gdzie mamusia? - Spytała rozglądając się.
-Mamusia... - Co ja miałem powiedzieć dziecku? Że zniknęła i nie wiadomo gdzie jest ani kiedy wróci? Jednak kłamać też nie chcę. - Nie wiem gdzie jest.
-Jak to? Dlaczego nic nie powiedziała? A wróci? - W jej oczkach ujrzałem zbierające się łzy.
-Oczywiście, że wróci. Obiecuję ci to. - Pocałowałem ją w czoło i kolejny raz objąłem wymieniając spojrzenie z Brie.
-Hej Bethany. Może idź sprawdź jak wujkowi idzie kolacja. Musisz go przypilnować, by znów czegoś nie zepsuł. - Blondynka uśmiechnęła się gdy mała spojrzała na nią. Delikatnie pokiwała głową, więc postawiłem ją na podłodze. Po chwili jej miodowe włosy zniknęły za ścianą.
Usiadłem na kanapie opierając głowę na dłoniach. Patrzyłem w jeden punkt. Dlaczego, gdy jest już dobrze, coś zawsze musi się spieprzyć. Zawsze.
Po chwili Brie usiadła obok mnie kładąc dłonie na moich ramionach, a ja poczułem spływającą łzę. Przetarłem oczy dłońmi.
-Znajdziemy ją. - Powiedziała Johnson.
-Musimy. - Po chwili ciszy dodałem. - Ja już zabiorę Beth. Dziękuję za wszystko. - Wstałem wkładając dłonie do kieszeni.
-Nie ma za co. Nie lepiej by było gdybyście zostali tutaj? Bethany nie będzie myśleć o Ninie, a Diler zawsze potrafi ją rozśmieszyć.
-Może i masz rację.
Leżałem z Bethany na łóżku już od ponad godziny i nie mogłem zasnąć. Najwidoczniej nie tylko ja, bo mała odwróciła się na bok i spojrzała na mnie.
-Tatusiu nie mogę zasnąć. - Powiedziała szepcząc.
-Nie jesteś zmęczona?
-Jestem, ale przed snem mama zawsze całowała mnie na dobranoc. - Nawet w ciemnym pomieszczeniu w jej oczach ujrzałem smutek.
-Chodź do mnie. - Rozłożyłem ramiona w zapraszającym geście. Mała zamiast się przysunąć usiadła po turecku. - Słuchaj, mama na pewno wróci.
-Tato? Mogę się położyć tak jak zawsze spałam z mamusią?
-Jasne. - Leżałem czekając na jej reakcję. Beth wstała, usiadła na moim brzuchu, a jej głowa spoczęła na mojej klatce piersiowej. Poczekałem parę sekund, aż znajdzie wygodne miejsce, objąłem ją, pocałowałem w czoło i obserwowałem jak jej oddech uspokaja się, a mięśnie na buzi rozluźniają. Bethany zasnęła, a ja zaraz za nią.
Minęły trzy dni od zaginięcia Niny. David dostał zezwolenie na dostęp do kamer. Nie wiem jak to zrobił nie podając powodu, ale nie jest to istotne. Ważne, że mu się udało.
Od dwóch dni oglądam nagrania ze wszystkich kamer w mieście i nic nie znalazłem. David i Diler sprawdzają szpitale, pytają ludzi... Szukają gdzie mogą. Wczoraj zaangażowaliśmy w to policję, która chyba miała gdzieś zaginięcie kobiety.
Po południu pijąc kolejną kawę oglądałem nagrania. Przerwał mi dzwonek mojego telefonu.
-Słucham. - Powiedziałem nie spuszczając z oczu monitora.
-Znalazłem ją. - Powiedział David, a ja omal nie zakrztusiłem się kawą z zaskoczenia i radości.
-Gdzie ona jest? - Po kilku sekundach ciszy podał mi adres szpitala. Nie podał żadnych informacji dotyczących jej zdrowia czy samopoczucia. Tłumaczył się, że to nie jest rozmowa przez telefon, więc jak najszybciej tylko mogłem wsiadłem do samochodu i ruszyłem do szpitala.
W trakcie drogi moje serce łomotało ze strachu. Nie wiedziałem co mam myśleć. Modliłem się w duchu, by nic poważnego jej nie było.
Gdy dojechałem na miejsce zadzwoniłem do Davida, by dowiedzieć się gdzie mam iść. Podał mi potrzebne informacje i rozłączył się. Po chwili byłem przed odpowiednimi drzwiami, a na korytarzu stał David.
-Fabian słuchaj... - Przerwałem mu. Jedyne co mnie w tej chwili obchodziło to co z Niną.
-Co z nią? Dlaczego jest w szpitalu?
-Nie wiadomo. Słuchaj nie wiem czy to dobry pomysł, byś teraz tam wchodził.
-Co? - Byłem w szoku. Jak on... Jak nawet może mu przejść przez myśl takie coś. To oczywiste, że będę przy Ninie.
-Nie wiem czy cię... - Nie czekałem, aż dokończy. Wszedłem do sali. Ujrzałem brunetkę wpatrzoną w okno, a gdy zorientowała się, że wszedłem spojrzała na mnie, a w jej oczach był widoczny tylko... strach.
Na twarzy miała kilka zadrapań, na czole widniały szwy, a jedna ręka była obandażowana.
-Nina... co się stało? Gdzie byłaś? W sumie nie ważne. Ważne, że cię znaleźliśmy. - Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na krześle. Niepokoił mnie ten strach w jej oczach. - Tak bardzo się o ciebie martwiłem. - Położyłem swoją dłoń na jej, lecz szybko ją zabrała jakby mój dotyk parzył jej skórę.
Spojrzała w moje oczy i powiedziała:
-Przepraszam, ale kim ty jesteś?
-----------------------------------------------------------------------------
Nic nie zdradzam, nic nie mówię, ale coś czuję że zakończę moje życie bardzo powolną i bolesną śmiercią.... Dla tych którym przejdzie to przez myśl powiem tylko, że jeśli mnie uśmiercicie nie dowiecie się co dalej ;-)
Nooo to się pięknie narobiło. Ja może lepiej się już przymknę :D
Wasza Karen
ps. przepraszam za ewentualne błędy, ale nie moja godzina
Przepraszam także za ewentualne problemy ze czcionką ale blogger odmawiał mi posłuszeństwa....
~Fabian~
Kolejny raz musiałem szukać Niny. Tym razem jednak nie były to spokojne poszukiwania. Byłem pewny, że jest w niebezpieczeństwie i musiałem ją znaleźć jak najszybciej to było tylko możliwe.
Nie mogłem zgłosić jej zaginięcia na policji, bo nie minęło 48 godzin od jej zniknięcia, wiec zaraz po opuszczeniu jej biura zacząłem jeździć po okolicy. Łudziłem się, że może coś znajdę lub zauważę. Cokolwiek... Jednak nie ujrzałem nic.
Zacząłem dzwonić do kogo tylko mogłem. Pytałem czy nie widzieli jej lub czy nie kontaktowała się z nimi. Nic...
Oparłem głowę o kierownicę i zacząłem myśleć. Wtedy usłyszałem dźwięk swojego telefonu. Bez patrzenia na ekran odebrałem go mając nadzieję na jakieś wieści.
-Słucham.
-Gdzie wy jesteście? - Diler spytał. Spojrzałem na zegarek. Dwie godziny temu zostawiłem Beth pod jego opieką i pojechałem po Ninę.
-Nie ma jej. - Powiedziałem przecierając twarz dłonią. Myślałem, że może sama wróciła do domu, lecz teraz nadzieja prysnęła jak bańka mydlana.
-Kogo? - Po głosie słyszałem, że powoli domyśla się o kim mówię.
-Niny. Pojechałem po nią, ale... Nigdzie jej nie ma. Szukałem chyba już wszędzie.
-Nie chcę przewidywać najgorszego, ale sprawdzałeś szpitale?
-Nie. Nawet mi to przez myśl nie przeszło, ale nie sprawdzę wszystkich. To zajmie mi zbyt wiele czasu.
-Bethy zostanie z Brie, a ja też pojeżdżę i popytam. Może... - Nie pozwoliłem mu dokończyć. Wiedziałem kto w szybkim tempie sprawdzi miejsca, do których ja nie mam dostępu.
-Dobra. Ja spróbuję się z kimś spotkać. Może pomoże ją znaleźć. - Bez dalszych słów rozłączyłem się i w kontaktach zacząłem szukać numeru osoby, która zdecydowanie nie spodziewała się mojego telefonu.
Przyjechałem pod podany adres. Po chwili stałem przed drzwiami, w które zapukałem. Nie musiałem długo czekać, by David mi je otworzył.
-Wchodź. - Powiedział zapraszając mnie gestem dłoni.
-Potrzebuję twojej pomocy. - Zacząłem siadając na sofie.
-Chodzi o Ninę? Stało się jej coś?
-Nie wiem i dlatego przyszedłem do ciebie. Wiem, że zależy ci na niej może nawet tak bardzo jak mi dlatego musisz mi pomóc.
-Pomagałem jej gdy ty miałeś ją gdzieś, więc nie zostawię jej teraz.
-Słuchaj. Zakopmy ten topór wojenny. Obojgu nam na niej zależy i chcemy dla niej jak najlepiej. - Powiedziałem nie chcąc marnować więcej czasu.
David pokiwał głową na zgodę i zaczął słuchać mojego planu.
-Masz dostęp do monitoringu miasta? - Spytałem.
-Jeśli tylko uzyskam zgodę to tak.
-Masz uzyskać zgodę na dostęp do kamer z całego miasta. Chcę sprawdzić cały monitoring. A co z bazą pacjentów w szpitalach?
-Niestety takiej władzy nie mam. Czy ty przypadkiem nie jesteś policjantem? Sam mógłbyś bez problemu to wszystko sprawdzić.
-Byłem nim. Nie mogę już pracować w tym zawodzie po odsiadce w więzieniu. Teraz mam dostęp tylko do papierkowej roboty. Nie mam dostępu do systemu.
-Dobra. Ja zobaczę co mogę zrobić. Jeśli tylko będę coś wiedział dam ci znać.
Po kolejnej godzinie zaparkowałem pod domem i poszedłem odebrać Bethany.
-I co? - Spytała Brie, gdy wszedłem do środka.
-Dalej nic. David stara się zdobyć dostęp do kamer.
-Tatuś! - Radosny krzyk małej dotarł do moich uszu. Po chwili ujrzałem ją biegnącą w moim kierunku. Wziąłem ją na ręce i przytuliłem. Jej drobne rączki oplotły moją szyję, a ja w pewnym stopniu poczułem się lepiej.
-A gdzie mamusia? - Spytała rozglądając się.
-Mamusia... - Co ja miałem powiedzieć dziecku? Że zniknęła i nie wiadomo gdzie jest ani kiedy wróci? Jednak kłamać też nie chcę. - Nie wiem gdzie jest.
-Jak to? Dlaczego nic nie powiedziała? A wróci? - W jej oczkach ujrzałem zbierające się łzy.
-Oczywiście, że wróci. Obiecuję ci to. - Pocałowałem ją w czoło i kolejny raz objąłem wymieniając spojrzenie z Brie.
-Hej Bethany. Może idź sprawdź jak wujkowi idzie kolacja. Musisz go przypilnować, by znów czegoś nie zepsuł. - Blondynka uśmiechnęła się gdy mała spojrzała na nią. Delikatnie pokiwała głową, więc postawiłem ją na podłodze. Po chwili jej miodowe włosy zniknęły za ścianą.
Usiadłem na kanapie opierając głowę na dłoniach. Patrzyłem w jeden punkt. Dlaczego, gdy jest już dobrze, coś zawsze musi się spieprzyć. Zawsze.
Po chwili Brie usiadła obok mnie kładąc dłonie na moich ramionach, a ja poczułem spływającą łzę. Przetarłem oczy dłońmi.
-Znajdziemy ją. - Powiedziała Johnson.
-Musimy. - Po chwili ciszy dodałem. - Ja już zabiorę Beth. Dziękuję za wszystko. - Wstałem wkładając dłonie do kieszeni.
-Nie ma za co. Nie lepiej by było gdybyście zostali tutaj? Bethany nie będzie myśleć o Ninie, a Diler zawsze potrafi ją rozśmieszyć.
-Może i masz rację.
Leżałem z Bethany na łóżku już od ponad godziny i nie mogłem zasnąć. Najwidoczniej nie tylko ja, bo mała odwróciła się na bok i spojrzała na mnie.
-Tatusiu nie mogę zasnąć. - Powiedziała szepcząc.
-Nie jesteś zmęczona?
-Jestem, ale przed snem mama zawsze całowała mnie na dobranoc. - Nawet w ciemnym pomieszczeniu w jej oczach ujrzałem smutek.
-Chodź do mnie. - Rozłożyłem ramiona w zapraszającym geście. Mała zamiast się przysunąć usiadła po turecku. - Słuchaj, mama na pewno wróci.
-Tato? Mogę się położyć tak jak zawsze spałam z mamusią?
-Jasne. - Leżałem czekając na jej reakcję. Beth wstała, usiadła na moim brzuchu, a jej głowa spoczęła na mojej klatce piersiowej. Poczekałem parę sekund, aż znajdzie wygodne miejsce, objąłem ją, pocałowałem w czoło i obserwowałem jak jej oddech uspokaja się, a mięśnie na buzi rozluźniają. Bethany zasnęła, a ja zaraz za nią.
Minęły trzy dni od zaginięcia Niny. David dostał zezwolenie na dostęp do kamer. Nie wiem jak to zrobił nie podając powodu, ale nie jest to istotne. Ważne, że mu się udało.
Od dwóch dni oglądam nagrania ze wszystkich kamer w mieście i nic nie znalazłem. David i Diler sprawdzają szpitale, pytają ludzi... Szukają gdzie mogą. Wczoraj zaangażowaliśmy w to policję, która chyba miała gdzieś zaginięcie kobiety.
Po południu pijąc kolejną kawę oglądałem nagrania. Przerwał mi dzwonek mojego telefonu.
-Słucham. - Powiedziałem nie spuszczając z oczu monitora.
-Znalazłem ją. - Powiedział David, a ja omal nie zakrztusiłem się kawą z zaskoczenia i radości.
-Gdzie ona jest? - Po kilku sekundach ciszy podał mi adres szpitala. Nie podał żadnych informacji dotyczących jej zdrowia czy samopoczucia. Tłumaczył się, że to nie jest rozmowa przez telefon, więc jak najszybciej tylko mogłem wsiadłem do samochodu i ruszyłem do szpitala.
W trakcie drogi moje serce łomotało ze strachu. Nie wiedziałem co mam myśleć. Modliłem się w duchu, by nic poważnego jej nie było.
Gdy dojechałem na miejsce zadzwoniłem do Davida, by dowiedzieć się gdzie mam iść. Podał mi potrzebne informacje i rozłączył się. Po chwili byłem przed odpowiednimi drzwiami, a na korytarzu stał David.
-Fabian słuchaj... - Przerwałem mu. Jedyne co mnie w tej chwili obchodziło to co z Niną.
-Co z nią? Dlaczego jest w szpitalu?
-Nie wiadomo. Słuchaj nie wiem czy to dobry pomysł, byś teraz tam wchodził.
-Co? - Byłem w szoku. Jak on... Jak nawet może mu przejść przez myśl takie coś. To oczywiste, że będę przy Ninie.
-Nie wiem czy cię... - Nie czekałem, aż dokończy. Wszedłem do sali. Ujrzałem brunetkę wpatrzoną w okno, a gdy zorientowała się, że wszedłem spojrzała na mnie, a w jej oczach był widoczny tylko... strach.
Na twarzy miała kilka zadrapań, na czole widniały szwy, a jedna ręka była obandażowana.
-Nina... co się stało? Gdzie byłaś? W sumie nie ważne. Ważne, że cię znaleźliśmy. - Podszedłem do jej łóżka i usiadłem na krześle. Niepokoił mnie ten strach w jej oczach. - Tak bardzo się o ciebie martwiłem. - Położyłem swoją dłoń na jej, lecz szybko ją zabrała jakby mój dotyk parzył jej skórę.
Spojrzała w moje oczy i powiedziała:
-Przepraszam, ale kim ty jesteś?
-----------------------------------------------------------------------------
Nic nie zdradzam, nic nie mówię, ale coś czuję że zakończę moje życie bardzo powolną i bolesną śmiercią.... Dla tych którym przejdzie to przez myśl powiem tylko, że jeśli mnie uśmiercicie nie dowiecie się co dalej ;-)
Nooo to się pięknie narobiło. Ja może lepiej się już przymknę :D
Wasza Karen
ps. przepraszam za ewentualne błędy, ale nie moja godzina
Przepraszam także za ewentualne problemy ze czcionką ale blogger odmawiał mi posłuszeństwa....
Subskrybuj:
Posty (Atom)