~Nina~
Po tygodniu Fabian wrócił do domu. Gdy stanął w drzwiach Bethany podbiegła do niego obejmując jego nogi. Wziął ją na ręce, ignorując odczuwalny przy tym ból. Mimo wszystko rana po postrzale ciągle była świeża i każdy wysiłek sprawiał mu ból.
Czas mijał, a w mojej głowie ciągle słyszałam słowa Marthy i wiedziałam, że brunet cierpi przeze mnie. Gdy pewnego razu spytał dlaczego jestem taka zamyślona i smutna, wyznałam mu całą prawdę. Powiedziałam, że słyszałam ich rozmowę. Jego matka ma rację. Nikt z moich bliskich nie jest bezpieczny. Jednak on zapewniał mnie, że bez względu na wszystko nie przestanie mnie kochać. Uwierzyłam mu. Kto nie zrobiłby tego na moim miejscu. Po tym wszystkim co przeżyłam potrzebowałam zapewnienia, że ktoś przy mnie zostanie.
Sprawa dotycząca Trevora była w toku. Zbierano wszelkie dowody oskarżające. Jednak adwokat powiedział mi, że moje zeznania w zupełności wystarczą, by zamknąć go za kratami do końca życia.
Grudzień nadszedł szybko, a wraz z nim kolejne urodziny Beth. Mała spędzała je w towarzystwie dzieci z sąsiedztwa i każdemu chwaliła się, że ma już 5 lat. Jednak najwięcej uwagi poświęcała Ethanowi. Widać było, że dobrze czują się w swoim towarzystwie.
Na przyjęcie przyszli także Brie i Diler. Nie mogli przecież opuścić tak ważnego dnia swej ulubienicy. W odwiedziny przylecieli także Mason i Amber z Dylanem, którzy obiecali zostać na święta.
Czas przed świętami był dość chaotyczny. Byłam wzywana na komisariat trzy razy w ciągu dwóch tygodniu w celu uzupełnienia zeznań czy napisania jakichś dokumentów. Oczywiście, za każdym razem gdy opuszczałam dom, Claudia mi towarzyszyła.
Trudno mi uwierzyć, że potrzeba tyle zachodu, by zamknąć kryminalistę za kratami. Dodatkowo na ostatnim spotkaniu z policją dowiedziałam się, że jest szansa, aby Trevor nie trafił do więzienia. Jego adwokat złożył wniosek o przeprowadzenie badań przez psychologa. Wiem w jakim stanie jest Hill i obawiam się, że spełni się najgorsze. Przecież z psychiatryka Trevor ucieknie bez problemu.
W tym okresie przedświątecznym miałam na szczęście Amber. Pomagała mi w sprzątaniu i zakupach. Gdy nasi mężczyźni zdobyli choinkę, ozdobiliśmy ją w stylu, który był charakterystyczny dla Pani Foster. W tym roku nasze drzewko miało dwie gwiazdy. Jedną zakładała Bethany, a drugą Dylan. Dodatkowo każdy pokój miał swój charakterystyczny wystrój świąteczny. Gdzie się nie ruszyłeś czułeś Boże Narodzenie.
Z powodu obserwacji policji, za każdym razem gdy wychodziłam z domu, towarzyszyła mi Claudia. Parę razy sprawdzała mieszkanie. Ostatnio miała miłe spotkanie z Dilerem. Okazało się, że poznali się w szkolnej ławce.
Gdy policjantka sprawdzała okolicę, ja rozmawiałam z Dilerem o prezencie świątecznym dla Brie. Mężczyzna nie wiedział co jej podarować, a święta były coraz bliżej. Wtedy do salonu weszła Claudia. Widząc loczka zatrzymała się i uważnie mu się przyglądała.
-Catesby?
-O cholera. - Diler odwrócił się w kierunku kobiety. - Claudia? Co ty tutaj robisz?
-Pracuję. W przeciwieństwie do ciebie, ja się nie obijam. - Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy. - Jejku kopę lat. Co słychać?
-Po pierwsze i najważniejsze. Nie używam już swojego imienia. Teraz jestem Diler. - Czyli tak brzmi prawdziwe imię loczka. Catesby.
-Czemu? Przecież jest bardzo śliczne i oryginalne. - Kobieta parsknęła śmiechem.
-Nie zaczynaj.
Tak zaczęła się ich rozmowa. Siedzieli na kanapie i wymieniali się informacjami dotyczącymi ich przeszłości.
MUZYKA
Wszystko było idealne i wyjątkowe.
Do wigilijnej kolacji zasiedliśmy wszyscy. Diler i Brie, ja z Fabianem i Bethany, Amber z Masonem i Dylanem, no i oczywiście Oskar, Kociak dostał własne danie i rozpoczął jedzenie jako pierwszy.
Jednak te święta pozostaną w mojej pamięci z innego powodu.
Po kolacji, gdy wszystko zniknęło ze stołu, Fabian zniknął na kilka minut. Gdy wrócił, trzymał w dłoniach duży bukiet czerwonych róż. Widząc go, idącego w moim kierunku byłam, delikatnie ujmując, zdziwiona, lecz gdy ukląkł przede mną na jedno kolano, wszystko stało się jasne. Z całych sił powstrzymywałam swoje ciało, by stało spokojnie, gdy tak na prawdę chciało znaleźć się w jego ramionach.
-Nino wiem, że nosisz już pierścionek na swym palcu, który w razie jakichkolwiek wątpliwości możesz zdjąć. Usłyszałem też to jedno słowo, które mam nadzieję, usłyszę też teraz. - Fabian przez cały czas patrzył tylko w moje oczy. - Jednak chcę to zrobić jak należy, przy osobach, które są dla nas ważne. Nino Martin czy zostaniesz moją żoną? - W jego oczach ujrzałam miłość i nadzieję.
Miałam wrażenie jakby czas stanął w miejscu. Spojrzałam na nasze otoczenie. Każdy ze zniecierpliwieniem czekał na moją odpowiedź.
-Tak. - Powiedziałam, nie czekając dłużej. Z radości uklękłam przed nim i pocałowałam go, obejmując jego twarz dłońmi. Gdy odsunęliśmy się od siebie, nasi przyjaciele zaczęli nam gratulować.
Wieczorem w sypialni mieliśmy chwilę dla siebie. Przez ostatnie wydarzenia mało czasu spędzaliśmy razem. Teraz mieliśmy okazję to nadrobić.
Leżałam w ramionach Fabiana ciesząc się jego bliskością. Moje ciągle wilgotne włosy moczyły jego ramię. Ignorował to. Po prostu bawił się moimi palcami, co jakiś czas dotykając pierścionka.
-Za parę miesięcy już nie będziesz mogła ode mnie uciec. Jesteś tego pewna?
-Ile razy mam powtarzać, że tak. Skoro tak bardzo nalegasz na zmianę mojego zdania to może ja oddam ci ten pierścionek? - Zaczęłam rysować nieokreślone wzory na klatce piersiowej mężczyzny, aby nie roześmiać się na głos.
-Oczywiście, że nie chcę tego pierścionka z powrotem. Nie pasowałby do moich oczu. - Zaśmiałam się słysząc jego słowa, na co on pocałował mnie w czoło.
Po chwili spoważniał i wziął głębszy oddech.
-Teraz przestaniesz zadręczać się słowami mojej mamy i uwierzysz w moje słowa? - Podniosłam się, by móc spojrzeć w jego oczy.
-Dlatego to zrobiłeś? Żeby pokazać, że twoja matka nie ma racji?
-Nie. Oczywiście, że nie. Zrobiłem to, bo cię kocham i chcę spędzić z tobą resztę życia. - Założył za moje ucho kosmyk włosów, który zasłonił moją twarz. - Po prostu ostatnio wiele się wydarzyło. Sama mówiłaś, że jej słowa cię zraniły. Gdybym miał możliwość cofnąć czas, nic bym nie zmienił w przeszłości. Zawsze będę starał się cię ochronić nawet za cenę własnego życia. Dlatego chciałbym żebyś nie przejmowała się słowami mojej mamy.
-Nigdy nie zaakceptuję, że z mojego powodu jesteś ranny.
-Nina... - Spojrzał na mnie spojrzeniem nie znoszącym sprzeciwu.
-Okej. Postaram się. Zadowolony? - Odparłam zrezygnowana.
-Postarasz się? To zdecydowanie za mało. W takim razie muszę cię jakoś przekonać. - W ciągu sekundy zawisł nade mną kładąc swoje dłonie obok mojej głowy. Przybliżył się do mnie i delikatnie dotykał moich ust swoimi. Jego dłoń zaczęła sunąć po moim ciele. Powoli uniósł mój podkoszulek i zaczął opuszkami palców dotykać mojego brzucha. Gdy poczułam jak jego usta wykrzywiają się w uśmiechu, zrozumiałam, że drażni się ze mną. Powoli zdjął ze mnie podkoszulek i przez kilka sekund mnie obserwował. Znów złączył nasze usta. Tym razem pocałunek był namiętny i przekazywał to czego nie byłyby w stanie powiedzieć słowa.
Zaczęłam gładzić jego nagą klatkę piersiową. Od dziś jeszcze bardziej uwielbiałam, gdy śpi bez koszulki.
Moja dłoń dotknęła białego plastra znajdującego się na jego brzuchu. Powstrzymałam jego dłonie ciągle błądzące po moim ciele i przerwałam pocałunek.
-Twoja rana...
-Nie martw się. Nic mi nie będzie. - Szczery uśmiech pojawił się na jego twarzy
Po chwili nie było między nami barier w formie ubrań. Nie śpieszyliśmy się. Badaliśmy nasze ciała nawzajem jakbyśmy robili to po raz pierwszy.
W pewnym momencie poczułam jak mięśnie Fabiana napinają się, a na twarzy pojawił się lekki grymas.
-Fabian... -Zaczęłam, lecz przerwał mi całując mnie.
-Ciii. Mam lepszy pomysł. - Powoli obrócił nas tak, że to ja leżałam na nim. Usiadłam chcąc go obserwować, lecz zamiast tego poczułam ruch w sobie, a z moich ust mimowolnie wydostał się jęk. Ponownie schyliłam się, by móc go pocałować.
Tym razem to ja miałam nad wszystkim kontrolę.
--------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
W tym rozdziale troszkę przyśpieszyłam czasowo, no i mamy święta ^^
Nie chcę wam mówić za wiele, ale nie zawsze będzie tak piknie i kolorowo jak w tym rozdziale.
Zaktualizowałam zakładkę BOHATEROWIE. Wielkich zmian tam nie uczyniłam, no ale jednak jedna osóbka została dodana ^^
Miłego
Karen
niedziela, 29 stycznia 2017
sobota, 21 stycznia 2017
[85] "To już koniec."
~Nina~
Siedziałam na podłodze oparta o ścianę i obserwowałam jak policjanci wyprowadzają zakutego Trevora.
-Wszystko w porządku? - Spytała mnie kobieta kucając przede mną. Miała na sobie zwykłe ubrania, lecz odznaka zawieszona na łańcuszku wisiała na jej szyi.
-Chyba tak.
-To dobrze. Ja jestem Claudia i od dziś to ja cię obserwuję.
-Jestem Nina, ale to pewnie już wiesz.
-Ciągle jesteś w szoku? - Spytała zaskakując mnie tym pytaniem.
-To aż tak widać?
-Nie, skąd. - Jednak jej mina zdradzała co innego. - Nie ma ci się co dziwić. W końcu nie codziennie atakuje cię psychol na szpitalnym korytarzu. - Już po kilku sekundach rozmowy dało się poznać, że kobieta jest bezpośrednia i nie boi się co pomyślą o niej inni.
-Czy to oznacza, że dalej mam ochronę? - Spytałam zmieniając nagle temat.
-Tak. Dopóki nie będziemy pewni, że Hill nie ujrzy świata poza kratami do końca życia. - Więc to jeszcze nie koniec. Mogłam się tego spodziewać. Przecież w moim życiu nie może być choć grama spokoju.
-Przepraszam, że to wszystko trwało tak długo. Człowiek nawet na chwilę nie może zostawić młodzika, którego szkoli, samego i pójść do bufetu. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że Hill pojawi się w miejscu pełnym ludzi i kamer.
Zerwałam się z podłogi nie zwracając uwagi na policjantkę i pobiegłam w stronę sali Fabiana. Błagam...
Wbiegłam do sali. Nie było w niej zamieszania, lekarze i pielęgniarki nie biegali wokół łóżka, maszyny pikały spokojnie jakby nic się nie wydarzyło. Odetchnęłam z ulgą.
Parę sekund później usłyszałam za sobą Claudie.
-Co się stało? - W jej głosie usłyszałam gotowość.
-Nic takiego. - Usiadłam na swoim stałym miejscu obok łóżka i chwyciłam dłoń Ruttera. - Wszystko jest już w porządku.
MUZYKA
O poranku obudził mnie dotyk. Ktoś delikatnie gładził moje włosy. Podniosłam się szybko od razu żałując tak gwałtownego ruchu. Przez odrętwiałe ciało przeszła fala bólu, bo przez kilka godzin spałam oparta o łóżko szpitalne.
-Obudziłeś się. - Powiedziałam niemal szeptem patrząc w brązowe oczy Fabiana. - Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. - Jego głos był cichy, ale silny.
-Powinnam pójść po lekarza... - Zaczęłam wstawać, lecz jego dłoń powstrzymała mnie.
-Nie musisz. Jest okej. - Jego usta wykrzywił delikatny uśmiech. - Lepiej powiedź, że tobie nic nie zrobił gdy ja... - Przerwałam mu kiwając głową i mówiąc, że jestem cała i zdrowa. Nie chciałam słyszeć jak kończy to zdanie.
Usiadłam z powrotem podziwiając jego spokojną twarz. Nawet nie chcę myśleć, że parę godzin temu prawie go straciłam.
-Tak bardzo się bałam. - Powoli uniósł dłoń i dotknął mojego policzka głaszcząc go kciukiem.
-Wiem. Przepraszam...
-Nie. - Przerwałam mu i zakryłam jego dłoń swoją. - Dość przeprosin i poczucia winy. To już koniec.
-Co masz na myśli?
-Dziś w nocy złapali Trevora.
-Co takiego? Jak? - Spojrzałam na jeden z monitorów. Jego puls przyśpieszył. Jeśli dowie się jak było, nie wpłynie to zbyt dobrze na jego zdrowie. Dopiero się obudził.
-To jak go złapali nie jest istotne. Ważne, że już nam nie zagraża. Uspokój się trochę. - Zmarszczyłam brwi ze zmartwienia.
-Dobrze. Masz rację. - Wziął parę głębszych wdechów, przy których jego twarz wykrzywiła się z bólu.
-A któż to się obudził? - Powiedział lekarz wchodząc do sali. Zaraz za nim weszła pielęgniarka pchając mały stolik, na którym było kilka medycznych rzeczy.
-Przepraszam Panią, ale musi Pani opuścić salę na czas badań. - Kobieta zwróciła się do mnie mając ciepły uśmiech na ustach.
-Oczywiście. - Odwzajemniłam go i wyszłam na korytarz.
Gdy lekarz z pielęgniarką opuścili salę, weszłam do środka.
-I co powiedział lekarz? - Spytałam Fabiana siadając na krześle. Dotknęłam jego dłoni.
-Jeśli wyniki badań będą dobre to w przyszłym tygodniu powinienem wrócić do domu.
-To dobrze, a teraz odpocznij. - Uśmiechnęłam się do niego.
-Jedź do domu. Jesteś zmęczona, też powinnaś odpocząć. - Zamknął oczy, lecz jego kciuk ciągle gładził moją dłoń.
-Posiedzę jeszcze chwilę i wrócę do domu. - Jego palce badały moją dłoń jakby czegoś szukały. Po chwili jego palec zatrzymał się na pierścionku.
-Powinienem to zrobić inaczej. - Uniósł powieki i spojrzał w moje oczy.
-To nie ma najmniejszego znaczenia. Moja odpowiedź i tak nie ulegnie zmianie.
-Kocham cię. - Na te słowa, moje usta mimowolnie uformowały się w uśmiech.
-Ja ciebie też. Teraz odpoczywaj.
Nie minęło dużo czasu, gdy do sali weszła Pani Sharon. Ze łzami w oczach podeszła do swojego syna i chwyciła jego dłoń. Fabian od razu otworzył oczy wyczuwając jej obecność.
-Synku... - Jej dłoń spoczęła na jego policzku.
-Mamo, wszystko jest już dobrze. - Widać było, że Fabianowi ciężko utrzymać oczy otwarte. Widocznie podali mu leki przeciwbólowe, które powodowały senność.
-Nie masz co robić? Musisz mnie tak straszyć na stare lata? - W jej oczach widoczna była ulga.
Widząc relacje matki z synem czułam się jak piąte koło u wozu.
-To ja nie będę wam przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się i chciałam wstać, lecz Fabian nie puszczał mojej dłoni.
-Nie przeszkadzasz.
-Synku, Nina ma rację Powinna już iść. - Wtrąciła mama Ruttera.
-Tak będzie lepiej. - Z moich ust nie schodził uśmiech mimo, że jej słowa mnie zabolały. - Widzimy się jutro. - Delikatnie pocałowałam Fabiana w usta. Jego wzrok był pełny... sama nie wiem czego. Przeprosin, troski, miłości, bólu... Nie byłam w stanie określić.
Ruszyłam w kierunku drzwi, a do moich uszu dobiegł szept kobiety.
-Fabian, policja powiedziała mi, że to przez nią zostałeś ranny. - Wyszłam z sali, lecz nie oddalałam się od drzwi. - Nie powinieneś...
-Mamo, nie.
-Fabian ona nie jest dla ciebie odpowiednia.
-Kiedyś sama mówiłaś, że ta kobieta to ideał. Dlaczego teraz uważasz inaczej? - Czułam się okropnie podsłuchując ich rozmowę, jednak ciekawość zwyciężyła. Niestety każde słowo Marthy bolało coraz bardziej.
-Bo prawie przez nią zginąłeś. - Nie mogłam słuchać tego dalej. Ruszyłam przed siebie wychodząc ze szpitala.
---------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was za brak gifów, ale nie mogłam znaleźć czegoś odpowiedniego.
Zdaję sobie sprawę, że ten rozdział jest dość krótki, ale muszę zakończyć go w takim momencie bo mam plany do następnego rozdziału.
Miłego :)
Karen
Siedziałam na podłodze oparta o ścianę i obserwowałam jak policjanci wyprowadzają zakutego Trevora.
-Wszystko w porządku? - Spytała mnie kobieta kucając przede mną. Miała na sobie zwykłe ubrania, lecz odznaka zawieszona na łańcuszku wisiała na jej szyi.
-Chyba tak.
-To dobrze. Ja jestem Claudia i od dziś to ja cię obserwuję.
-Jestem Nina, ale to pewnie już wiesz.
-Ciągle jesteś w szoku? - Spytała zaskakując mnie tym pytaniem.
-To aż tak widać?
-Nie, skąd. - Jednak jej mina zdradzała co innego. - Nie ma ci się co dziwić. W końcu nie codziennie atakuje cię psychol na szpitalnym korytarzu. - Już po kilku sekundach rozmowy dało się poznać, że kobieta jest bezpośrednia i nie boi się co pomyślą o niej inni.
-Czy to oznacza, że dalej mam ochronę? - Spytałam zmieniając nagle temat.
-Tak. Dopóki nie będziemy pewni, że Hill nie ujrzy świata poza kratami do końca życia. - Więc to jeszcze nie koniec. Mogłam się tego spodziewać. Przecież w moim życiu nie może być choć grama spokoju.
-Przepraszam, że to wszystko trwało tak długo. Człowiek nawet na chwilę nie może zostawić młodzika, którego szkoli, samego i pójść do bufetu. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że Hill pojawi się w miejscu pełnym ludzi i kamer.
-Taki już jest. Nieprzewidywalny. Ważne, że został złapany, a my... - Urwałam wypowiedź przypominając sobie słowa Trevora.
A jak tam twój kochaś? Kopnął już w kalendarz?
Fabian. Co jeśli Hill coś mu zrobił?Zerwałam się z podłogi nie zwracając uwagi na policjantkę i pobiegłam w stronę sali Fabiana. Błagam...
Wbiegłam do sali. Nie było w niej zamieszania, lekarze i pielęgniarki nie biegali wokół łóżka, maszyny pikały spokojnie jakby nic się nie wydarzyło. Odetchnęłam z ulgą.
Parę sekund później usłyszałam za sobą Claudie.
-Co się stało? - W jej głosie usłyszałam gotowość.
-Nic takiego. - Usiadłam na swoim stałym miejscu obok łóżka i chwyciłam dłoń Ruttera. - Wszystko jest już w porządku.
MUZYKA
O poranku obudził mnie dotyk. Ktoś delikatnie gładził moje włosy. Podniosłam się szybko od razu żałując tak gwałtownego ruchu. Przez odrętwiałe ciało przeszła fala bólu, bo przez kilka godzin spałam oparta o łóżko szpitalne.
-Obudziłeś się. - Powiedziałam niemal szeptem patrząc w brązowe oczy Fabiana. - Jak się czujesz?
-Bywało lepiej. - Jego głos był cichy, ale silny.
-Powinnam pójść po lekarza... - Zaczęłam wstawać, lecz jego dłoń powstrzymała mnie.
-Nie musisz. Jest okej. - Jego usta wykrzywił delikatny uśmiech. - Lepiej powiedź, że tobie nic nie zrobił gdy ja... - Przerwałam mu kiwając głową i mówiąc, że jestem cała i zdrowa. Nie chciałam słyszeć jak kończy to zdanie.
Usiadłam z powrotem podziwiając jego spokojną twarz. Nawet nie chcę myśleć, że parę godzin temu prawie go straciłam.
-Tak bardzo się bałam. - Powoli uniósł dłoń i dotknął mojego policzka głaszcząc go kciukiem.
-Wiem. Przepraszam...
-Nie. - Przerwałam mu i zakryłam jego dłoń swoją. - Dość przeprosin i poczucia winy. To już koniec.
-Co masz na myśli?
-Dziś w nocy złapali Trevora.
-Co takiego? Jak? - Spojrzałam na jeden z monitorów. Jego puls przyśpieszył. Jeśli dowie się jak było, nie wpłynie to zbyt dobrze na jego zdrowie. Dopiero się obudził.
-To jak go złapali nie jest istotne. Ważne, że już nam nie zagraża. Uspokój się trochę. - Zmarszczyłam brwi ze zmartwienia.
-Dobrze. Masz rację. - Wziął parę głębszych wdechów, przy których jego twarz wykrzywiła się z bólu.
-A któż to się obudził? - Powiedział lekarz wchodząc do sali. Zaraz za nim weszła pielęgniarka pchając mały stolik, na którym było kilka medycznych rzeczy.
-Przepraszam Panią, ale musi Pani opuścić salę na czas badań. - Kobieta zwróciła się do mnie mając ciepły uśmiech na ustach.
-Oczywiście. - Odwzajemniłam go i wyszłam na korytarz.
Gdy lekarz z pielęgniarką opuścili salę, weszłam do środka.
-I co powiedział lekarz? - Spytałam Fabiana siadając na krześle. Dotknęłam jego dłoni.
-Jeśli wyniki badań będą dobre to w przyszłym tygodniu powinienem wrócić do domu.
-To dobrze, a teraz odpocznij. - Uśmiechnęłam się do niego.
-Jedź do domu. Jesteś zmęczona, też powinnaś odpocząć. - Zamknął oczy, lecz jego kciuk ciągle gładził moją dłoń.
-Posiedzę jeszcze chwilę i wrócę do domu. - Jego palce badały moją dłoń jakby czegoś szukały. Po chwili jego palec zatrzymał się na pierścionku.
-Powinienem to zrobić inaczej. - Uniósł powieki i spojrzał w moje oczy.
-To nie ma najmniejszego znaczenia. Moja odpowiedź i tak nie ulegnie zmianie.
-Kocham cię. - Na te słowa, moje usta mimowolnie uformowały się w uśmiech.
-Ja ciebie też. Teraz odpoczywaj.
Nie minęło dużo czasu, gdy do sali weszła Pani Sharon. Ze łzami w oczach podeszła do swojego syna i chwyciła jego dłoń. Fabian od razu otworzył oczy wyczuwając jej obecność.
-Synku... - Jej dłoń spoczęła na jego policzku.
-Mamo, wszystko jest już dobrze. - Widać było, że Fabianowi ciężko utrzymać oczy otwarte. Widocznie podali mu leki przeciwbólowe, które powodowały senność.
-Nie masz co robić? Musisz mnie tak straszyć na stare lata? - W jej oczach widoczna była ulga.
Widząc relacje matki z synem czułam się jak piąte koło u wozu.
-To ja nie będę wam przeszkadzać. - Uśmiechnęłam się i chciałam wstać, lecz Fabian nie puszczał mojej dłoni.
-Nie przeszkadzasz.
-Synku, Nina ma rację Powinna już iść. - Wtrąciła mama Ruttera.
-Tak będzie lepiej. - Z moich ust nie schodził uśmiech mimo, że jej słowa mnie zabolały. - Widzimy się jutro. - Delikatnie pocałowałam Fabiana w usta. Jego wzrok był pełny... sama nie wiem czego. Przeprosin, troski, miłości, bólu... Nie byłam w stanie określić.
Ruszyłam w kierunku drzwi, a do moich uszu dobiegł szept kobiety.
-Fabian, policja powiedziała mi, że to przez nią zostałeś ranny. - Wyszłam z sali, lecz nie oddalałam się od drzwi. - Nie powinieneś...
-Mamo, nie.
-Fabian ona nie jest dla ciebie odpowiednia.
-Kiedyś sama mówiłaś, że ta kobieta to ideał. Dlaczego teraz uważasz inaczej? - Czułam się okropnie podsłuchując ich rozmowę, jednak ciekawość zwyciężyła. Niestety każde słowo Marthy bolało coraz bardziej.
-Bo prawie przez nią zginąłeś. - Nie mogłam słuchać tego dalej. Ruszyłam przed siebie wychodząc ze szpitala.
---------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam was za brak gifów, ale nie mogłam znaleźć czegoś odpowiedniego.
Zdaję sobie sprawę, że ten rozdział jest dość krótki, ale muszę zakończyć go w takim momencie bo mam plany do następnego rozdziału.
Miłego :)
Karen
piątek, 6 stycznia 2017
[84] "Zbyt wiele jak na jeden dzień."
MUZYKA
~ Nina~
Miałam wrażenie, że Fabian leżał w moich ramionach dobre kilka godzin zanim przyjechała karetka.
Sanitariusze szybko zajęli się Rutterem. Jechałam z nim w karetce i obserwowałam jak lekarze starają się uratować jego życie.
W szpitalu od razu zabrali go na salę operacyjną. Ja usiadłam na krześle przed salą, zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Czułam się beznadziejnie. Gdzieś wewnątrz mnie coś mi mówiło, że to moja wina. Przecież to mnie Trevor chciał. Gdybym z nim poszła od razu, do niczego by nie doszło. Fabian nie może teraz odejść. Lekarze muszą zrobić wszystko, by żył.
Wtedy zorientowałam się, że rękawy mojego płaszcza są całe w zaschniętej krwi. Z kieszeni wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Brie,
-Słucham. - Usłyszałam głos dziewczyny.
-Brie... Dasz radę przyjechać do szpitala? - Starałam się nie płakać, lecz nie najlepiej mi to wychodziło.
-Nino, czy ty płaczesz? Co się stało? Dlaczego mam przyjechać do szpitala?
-Fabian został postrzelony. - Zasłoniłam usta dłonią uciszając wydobywający się z moich ust jęk bólu. Nie byłam zraniona fizycznie. To moje serce cierpiało.
-Przyjadę jak najszybciej tylko mogę.
-Brie mogłabyś mi przywieść jakieś ubranie? To co mam na sobie jest całe... - Nie byłam w stanie dokończyć zdania.
-Jasne. Trzymaj się. Zaraz przyjadę.
Gdy ujrzałam Brie i Dilera idących w moim kierunku, w pewnym stopniu zrobiło mi się lżej.
Wstałam z krzesła i jedno spojrzenie w kierunku sali operacyjnej wystarczyło, by z moich oczu znów popłynęły łzy.
-Hej, mała. - Powiedział Diler i objął mnie. - Cii. Wszystko będzie dobrze.
Po kilkunastu sekundach odsunęłam się od Dilera. Usiedliśmy na krzesłach, a Brie objęła mnie ramieniem.
-Wyjdzie z tego. - Powiedziała blondynka. Zauważyłam jak oboje spoglądają na moje dłonie i ramiona.
-Chodź, przebierzesz się. - Powiedziała, przyciszonym głosem, Johnson. Ścierając łzy z policzków ruszyłam za nią.
Gdy byłyśmy w łazience weszłam do jednej z kabin i zaczęłam się przebierać.
-Zaraz wrócę. Przebierz się, a ja będę za minutę. - Powiedziała Brie. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i byłam pewna, że jestem sama.
Mój płaszcz nadawał się do wyrzucenia, a co do sukienki... Nie jestem pewna czy będzie się nadawać do kolejnego użytku.
Wyszłam z kabiny i od razu ujrzałam odbicie w lustrze słabej i wystraszonej kobiety. Do tego miałam czerwone i podpuchnięte oczy, pod którymi był widoczny lekko rozmazany makijaż.
Brie już czekała i obserwowała mnie uważnie, gdy sięgnęłam po ręcznik papierowy i zamoczyłam go w ciepłej wodzie. Zaczęłam ścierać makijaż i widziałam jak moje dłonie drżą. Ciągle widziałam na nich krew mimo, że były czyste. Oparłam się o umywalkę i spuściłam wzrok nie mogąc znieść swojego widoku. Przecież gdybym nie uciekła Trevor skupiłby spoją uwagę na mnie. Wtedy Fabianowi nic by się nie stało. Dlaczego ten policjant za nami nie poszedł? Przecież taka była umowa...
Po moich policzkach płynęły kolejne łzy. Blondynka od razu znalazła się przy mnie i podała mi jakąś tabletkę.
-Weź to. Poprosiłam pielęgniarkę, aby podała mi jakiś lek uspokajający dla ciebie. - Bez namysłu wzięłam tabletkę do ust i połknęłam ją bez wody
Gdy wyglądałam już w miarę normalnie, wróciłyśmy na korytarz. Przed salą operacyjną ciągle siedział Diler, lecz miał towarzystwo. Przed nim stała policja i w milczeniu obserwowali korytarz. Gdy mnie zauważyli ruszyli w moim kierunku.
-Pani Martin? - Spytał jeden z mężczyzn.
-Tak. O co chodzi?
-Chcieliśmy Panią poinformować o zmianach związanych z ochroną. Bardzo nam przykro z powodu Pana Ruttera. Policjant, który wtedy był na straży został zabity. - Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Ktoś zabił uzbrojonego policjanta... - Przypuszczamy, że mógł to być Trevor. Jeden z sąsiadów widział mężczyznę kręcącego się po okolicy pasującego do jego rysopisu. W związku z zaistniałą sytuacją podwajamy ochronę Pani i Pani córki. - Policjant opowiadał dalej zdając mi chyba raport z ich wszystkich poczynań. Jednak dla mnie to chyba było już zbyt wiele. Fabian walczący o życie na sali operacyjnej, podwojona ochrona, zabicie tamtego policjanta.... Zbyt wiele jak na jeden dzień. Do tego czułam się osłabiona i leki uspokajające działały coraz mocniej. Nie czułam zupełnie nic i chciało mi się spać. Mój umysł był lekko otumaniony. Nie wszystkie informacje w pełni do mnie docierały.
Czekałam i czekałam, lecz z sali ciągle nikt nie wychodził. Patrzyłam na swoje dłonie, a palcem wskazującym dotykałam pierścionka. Był delikatny i skromny, ale był przepiękny. Dzisiejszy dzień byłby najlepszym dniem w moim życiu, gdyby nie pojawił się Trevor. Dlaczego nie możemy cieszyć się każdym dniem i żyć w spokoju? Dlaczego wszystko zawsze musi się popsuć?
W moich oczach zaczęły zbierać się kolejne łzy, które po chwili swobodnie płynęły po moich policzkach. Brie widząc to, bez słowa przysunęła się do mnie i objęła mnie ramieniem.
Nie wiem ile czasu minęło od zniknięcia policjantów i pojawienia się lekarza. Od razu oprzytomniałam i ruszyłam w jego kierunku.
-Doktorze co z Fabianem?
-Operacja przebiegła pomyślnie. Mieliśmy problem z wyjęciem kuli, która na szczęście nie uszkodziła narządów wewnętrznych. Pan Rutter powinien szybko wrócić do zdrowia. - Słysząc te słowa, wielki kamień spadł mi z serca. Od razu zapomniałam o wcześniejszych wydarzeniach, a moje serce wypełniła radość.
Po kolejnej godzinie Fabian leżał w normalnej sali. Urządzenie monitorujące prace jego serca pikało spokojnie. Brunet ciągle był pod działaniem narkozy, więc wciąż spał. Widząc go żywego uspokoiłam się całkowicie przez co zaczęło dopadać mnie zmęczenie. Diler wrócił do domu, by odebrać od mamy Fabiana Beth. Namawiał mnie bym wróciła z nim i odpoczęła, ale nie miałam najmniejszej ochoty się stąd ruszać. Dziś prawie straciłam miłość swego życia. Muszę być w 100 % pewna, że wszystko będzie dobrze.
Fabian ciągle nie obudził się po narkozie. Dochodziła 2 w nocy, więc żeby trochę się obudzić ruszyłam w kierunku automatu.
Wybrałam odpowiednią kawę, wrzuciłam monety i czekałam na napój. Gdy maszyna wydawała dźwięk parzenia kawy, za sobą usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się chcąc sprawdzić kto to. Moim oczom ukazał się Trevor. Jak udało mu się tutaj wejść? Przecież godziny odwiedzin już dawno się skończyły, pielęgniarki nie wpuszczały na oddział nikogo.
-Hej śliczna. - Powiedział Hill stojąc metr przede mną. - Stęskniłaś się za mną? - Stałam jak sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam zrobić czy powiedzieć.
-A jak tam twój kochaś? Kopnął już w kalendarz? - Trevor stał tak blisko mnie, że jego szept słyszałam doskonale. - Pewnie strasznie za nim tęsknisz. - Dotknął mojego policzka. Wzdrygnęłam się. Jego dłoń była zimna i szorstka.
Gdy miałam zwiększyć dystans między nami, moim oczom ukazał się policjant. Z bronią w pogotowiu zaczął zbliżać się w naszym kierunku.
-Pewnie w tej twojej ślicznej główce krąży pytanie co ja takiego tutaj robię. - Znów skupiłam się na Trevorze starając się opanował emocje. To nasza szansa na złapanie go. Drugiej już może nie być.
-Niestety nadszedł już czas na ciebie. - Jego jedna ręka ciągle znajdowała się na moim policzku. Drugą sięgnął za kurtkę. Moim oczom ukazał się nóż.
Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, dać znać policjantowi by się pośpieszył. Jednak wtedy Trevor zareagował. W mgnieniu oka znalazł się za mną, dłonią zasłonił mi usta i szeptał do ucha.
-Ciiii. Tutaj musimy być dyskretni, więc ani piśnij. - Trzymał mnie mocno, bardzo blisko siebie. Ledwo oddychałam. Patrzyłam na długi i pusty korytarz. Gdzie ten policjant? Przecież przed chwilą tu był. Czyli muszę sobie radzić sama? Nie mogę tak po prostu się poddać. Nie mogę zostawić Bethany.
Wykorzystując cenne sekundy wbiłam swój łokieć w brzuch Hilla jak najmocniej tylko mogłam. Zasyczał w odpowiedzi. Mój uczynek nie zbyt mi pomógł. Mężczyzna szybko doszedł do siebie. Złapał moje dłonie i jedną ręką trzymał je za moimi plecami. Szarpałam się, lecz nie miałam możliwości oswobodzenia się. Leki uspakajające ciągle działały, a po tak ciężkim dniu szybko traciłam siły.
-Chciałem to zrobić szybko, byś nie cierpiała, lecz zmieniłem zdanie. Będziesz bardzo... - Trevor zamilkł, gdy zostaliśmy szarpnięci do tyłu. Upadliśmy, a jego uścisk zelżał. Udało mi się oswobodzić. Odsunęłam się od niego i oparłam o ścianę. Oddychałam szybko, oczy miałam zamknięte. Serce biło mi tak mocno, że czułam je aż w gardle.
Słyszałam czyjeś głosy, uderzające buty o podłogę. Powoli uniosłam powieki obserwując co się dzieje. Mężczyźni w czarnych strojach z bronią w ręku zaczęli przybiegać otaczając mnie i Hilla. Pusty korytarz zapełnił się ludźmi.
Wszystko trwało bardzo szybko. W jednej sekundzie Trevor groził mi, a w drugiej leżał na ziemi obezwładniony przez policję.
---------------------------------------------------------------------------------------
Wasza Karen
~ Nina~
Miałam wrażenie, że Fabian leżał w moich ramionach dobre kilka godzin zanim przyjechała karetka.
Sanitariusze szybko zajęli się Rutterem. Jechałam z nim w karetce i obserwowałam jak lekarze starają się uratować jego życie.
W szpitalu od razu zabrali go na salę operacyjną. Ja usiadłam na krześle przed salą, zakryłam twarz dłońmi i zaczęłam płakać. Czułam się beznadziejnie. Gdzieś wewnątrz mnie coś mi mówiło, że to moja wina. Przecież to mnie Trevor chciał. Gdybym z nim poszła od razu, do niczego by nie doszło. Fabian nie może teraz odejść. Lekarze muszą zrobić wszystko, by żył.
Wtedy zorientowałam się, że rękawy mojego płaszcza są całe w zaschniętej krwi. Z kieszeni wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Brie,
-Słucham. - Usłyszałam głos dziewczyny.
-Brie... Dasz radę przyjechać do szpitala? - Starałam się nie płakać, lecz nie najlepiej mi to wychodziło.
-Nino, czy ty płaczesz? Co się stało? Dlaczego mam przyjechać do szpitala?
-Fabian został postrzelony. - Zasłoniłam usta dłonią uciszając wydobywający się z moich ust jęk bólu. Nie byłam zraniona fizycznie. To moje serce cierpiało.
-Przyjadę jak najszybciej tylko mogę.
-Brie mogłabyś mi przywieść jakieś ubranie? To co mam na sobie jest całe... - Nie byłam w stanie dokończyć zdania.
-Jasne. Trzymaj się. Zaraz przyjadę.
Gdy ujrzałam Brie i Dilera idących w moim kierunku, w pewnym stopniu zrobiło mi się lżej.
Wstałam z krzesła i jedno spojrzenie w kierunku sali operacyjnej wystarczyło, by z moich oczu znów popłynęły łzy.
-Hej, mała. - Powiedział Diler i objął mnie. - Cii. Wszystko będzie dobrze.
Po kilkunastu sekundach odsunęłam się od Dilera. Usiedliśmy na krzesłach, a Brie objęła mnie ramieniem.
-Wyjdzie z tego. - Powiedziała blondynka. Zauważyłam jak oboje spoglądają na moje dłonie i ramiona.
-Chodź, przebierzesz się. - Powiedziała, przyciszonym głosem, Johnson. Ścierając łzy z policzków ruszyłam za nią.
Gdy byłyśmy w łazience weszłam do jednej z kabin i zaczęłam się przebierać.
-Zaraz wrócę. Przebierz się, a ja będę za minutę. - Powiedziała Brie. Usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi i byłam pewna, że jestem sama.
Mój płaszcz nadawał się do wyrzucenia, a co do sukienki... Nie jestem pewna czy będzie się nadawać do kolejnego użytku.
Wyszłam z kabiny i od razu ujrzałam odbicie w lustrze słabej i wystraszonej kobiety. Do tego miałam czerwone i podpuchnięte oczy, pod którymi był widoczny lekko rozmazany makijaż.
Brie już czekała i obserwowała mnie uważnie, gdy sięgnęłam po ręcznik papierowy i zamoczyłam go w ciepłej wodzie. Zaczęłam ścierać makijaż i widziałam jak moje dłonie drżą. Ciągle widziałam na nich krew mimo, że były czyste. Oparłam się o umywalkę i spuściłam wzrok nie mogąc znieść swojego widoku. Przecież gdybym nie uciekła Trevor skupiłby spoją uwagę na mnie. Wtedy Fabianowi nic by się nie stało. Dlaczego ten policjant za nami nie poszedł? Przecież taka była umowa...
Po moich policzkach płynęły kolejne łzy. Blondynka od razu znalazła się przy mnie i podała mi jakąś tabletkę.
-Weź to. Poprosiłam pielęgniarkę, aby podała mi jakiś lek uspokajający dla ciebie. - Bez namysłu wzięłam tabletkę do ust i połknęłam ją bez wody
Gdy wyglądałam już w miarę normalnie, wróciłyśmy na korytarz. Przed salą operacyjną ciągle siedział Diler, lecz miał towarzystwo. Przed nim stała policja i w milczeniu obserwowali korytarz. Gdy mnie zauważyli ruszyli w moim kierunku.
-Pani Martin? - Spytał jeden z mężczyzn.
-Tak. O co chodzi?
-Chcieliśmy Panią poinformować o zmianach związanych z ochroną. Bardzo nam przykro z powodu Pana Ruttera. Policjant, który wtedy był na straży został zabity. - Wciągnęłam gwałtownie powietrze. Ktoś zabił uzbrojonego policjanta... - Przypuszczamy, że mógł to być Trevor. Jeden z sąsiadów widział mężczyznę kręcącego się po okolicy pasującego do jego rysopisu. W związku z zaistniałą sytuacją podwajamy ochronę Pani i Pani córki. - Policjant opowiadał dalej zdając mi chyba raport z ich wszystkich poczynań. Jednak dla mnie to chyba było już zbyt wiele. Fabian walczący o życie na sali operacyjnej, podwojona ochrona, zabicie tamtego policjanta.... Zbyt wiele jak na jeden dzień. Do tego czułam się osłabiona i leki uspokajające działały coraz mocniej. Nie czułam zupełnie nic i chciało mi się spać. Mój umysł był lekko otumaniony. Nie wszystkie informacje w pełni do mnie docierały.
Czekałam i czekałam, lecz z sali ciągle nikt nie wychodził. Patrzyłam na swoje dłonie, a palcem wskazującym dotykałam pierścionka. Był delikatny i skromny, ale był przepiękny. Dzisiejszy dzień byłby najlepszym dniem w moim życiu, gdyby nie pojawił się Trevor. Dlaczego nie możemy cieszyć się każdym dniem i żyć w spokoju? Dlaczego wszystko zawsze musi się popsuć?
W moich oczach zaczęły zbierać się kolejne łzy, które po chwili swobodnie płynęły po moich policzkach. Brie widząc to, bez słowa przysunęła się do mnie i objęła mnie ramieniem.
Nie wiem ile czasu minęło od zniknięcia policjantów i pojawienia się lekarza. Od razu oprzytomniałam i ruszyłam w jego kierunku.
-Doktorze co z Fabianem?
-Operacja przebiegła pomyślnie. Mieliśmy problem z wyjęciem kuli, która na szczęście nie uszkodziła narządów wewnętrznych. Pan Rutter powinien szybko wrócić do zdrowia. - Słysząc te słowa, wielki kamień spadł mi z serca. Od razu zapomniałam o wcześniejszych wydarzeniach, a moje serce wypełniła radość.
Po kolejnej godzinie Fabian leżał w normalnej sali. Urządzenie monitorujące prace jego serca pikało spokojnie. Brunet ciągle był pod działaniem narkozy, więc wciąż spał. Widząc go żywego uspokoiłam się całkowicie przez co zaczęło dopadać mnie zmęczenie. Diler wrócił do domu, by odebrać od mamy Fabiana Beth. Namawiał mnie bym wróciła z nim i odpoczęła, ale nie miałam najmniejszej ochoty się stąd ruszać. Dziś prawie straciłam miłość swego życia. Muszę być w 100 % pewna, że wszystko będzie dobrze.
Fabian ciągle nie obudził się po narkozie. Dochodziła 2 w nocy, więc żeby trochę się obudzić ruszyłam w kierunku automatu.
Wybrałam odpowiednią kawę, wrzuciłam monety i czekałam na napój. Gdy maszyna wydawała dźwięk parzenia kawy, za sobą usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się chcąc sprawdzić kto to. Moim oczom ukazał się Trevor. Jak udało mu się tutaj wejść? Przecież godziny odwiedzin już dawno się skończyły, pielęgniarki nie wpuszczały na oddział nikogo.
-Hej śliczna. - Powiedział Hill stojąc metr przede mną. - Stęskniłaś się za mną? - Stałam jak sparaliżowana. Nie wiedziałam co mam zrobić czy powiedzieć.
-A jak tam twój kochaś? Kopnął już w kalendarz? - Trevor stał tak blisko mnie, że jego szept słyszałam doskonale. - Pewnie strasznie za nim tęsknisz. - Dotknął mojego policzka. Wzdrygnęłam się. Jego dłoń była zimna i szorstka.
Gdy miałam zwiększyć dystans między nami, moim oczom ukazał się policjant. Z bronią w pogotowiu zaczął zbliżać się w naszym kierunku.
-Pewnie w tej twojej ślicznej główce krąży pytanie co ja takiego tutaj robię. - Znów skupiłam się na Trevorze starając się opanował emocje. To nasza szansa na złapanie go. Drugiej już może nie być.
-Niestety nadszedł już czas na ciebie. - Jego jedna ręka ciągle znajdowała się na moim policzku. Drugą sięgnął za kurtkę. Moim oczom ukazał się nóż.
Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, dać znać policjantowi by się pośpieszył. Jednak wtedy Trevor zareagował. W mgnieniu oka znalazł się za mną, dłonią zasłonił mi usta i szeptał do ucha.
-Ciiii. Tutaj musimy być dyskretni, więc ani piśnij. - Trzymał mnie mocno, bardzo blisko siebie. Ledwo oddychałam. Patrzyłam na długi i pusty korytarz. Gdzie ten policjant? Przecież przed chwilą tu był. Czyli muszę sobie radzić sama? Nie mogę tak po prostu się poddać. Nie mogę zostawić Bethany.
Wykorzystując cenne sekundy wbiłam swój łokieć w brzuch Hilla jak najmocniej tylko mogłam. Zasyczał w odpowiedzi. Mój uczynek nie zbyt mi pomógł. Mężczyzna szybko doszedł do siebie. Złapał moje dłonie i jedną ręką trzymał je za moimi plecami. Szarpałam się, lecz nie miałam możliwości oswobodzenia się. Leki uspakajające ciągle działały, a po tak ciężkim dniu szybko traciłam siły.
-Chciałem to zrobić szybko, byś nie cierpiała, lecz zmieniłem zdanie. Będziesz bardzo... - Trevor zamilkł, gdy zostaliśmy szarpnięci do tyłu. Upadliśmy, a jego uścisk zelżał. Udało mi się oswobodzić. Odsunęłam się od niego i oparłam o ścianę. Oddychałam szybko, oczy miałam zamknięte. Serce biło mi tak mocno, że czułam je aż w gardle.
Słyszałam czyjeś głosy, uderzające buty o podłogę. Powoli uniosłam powieki obserwując co się dzieje. Mężczyźni w czarnych strojach z bronią w ręku zaczęli przybiegać otaczając mnie i Hilla. Pusty korytarz zapełnił się ludźmi.
Wszystko trwało bardzo szybko. W jednej sekundzie Trevor groził mi, a w drugiej leżał na ziemi obezwładniony przez policję.
---------------------------------------------------------------------------------------
Jejku dawno mnie tutaj nie było za co bardzo przepraszam. Mam nadzieję, że ktoś jeszcze został.
Jednak ta chwilowa przerwa była mi potrzebna. Dawno nie pisałam rozdziału z taką przyjemnością jaką sprawił mi ten. Oby ten chwilowy przypływ weny nie odszedł zbyt szybko.
Prawie dwa miesiące bez rozdziału....Tym razem postaram się dodać coś wcześniej.
Wasza Karen
Subskrybuj:
Posty (Atom)