niedziela, 6 września 2015

[41] "Nadszedł wielki dzień."

~Fabian~
   Obudziłem się trzymając w ramionach blondynkę. Leżeliśmy na dywanie okryci kocem przy wciąż płonącym ogniu wewnątrz kominka.
   Pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy, to taka że to Nina jest przy mnie, lecz z drugiej strony wiedziałem, że to nie możliwe. Dawno temu zmieniła kolor włosów. Tamten czas wydawał się być taki prosty i błogi w porównaniu z teraźniejszością, ale zarazem tak bardzo odległy. Tyle rzeczy zmieniło się od tamtego czasu. Niektóre na lepsze inne na gorsze. Zdecydowanie najgorsze w tym wszystkim było odejście od jedynej osoby, która dawała mi szczęście, a jeszcze gorsze było to co zrobiłem tej nocy. Wczoraj zaślepiło mnie wino, ale dziś dokładnie wiedziałem co zrobiłem i nie ma mowy bym kiedykolwiek o tym zapomniał, bym wybaczył sobie to co zrobiłem. Już zdążyłem zranić jedyną osobę bliską mojemu sercu, ale teraz odsunąłem ją od siebie jeszcze bardziej. Gdy się o tym dowie znienawidzi mnie do końca życia, a Mason będzie miał prawo skopać mi dupę za to wszystko. Nie będę protestował. Będzie mieć do tego wszelkie prawo.
-Hej. - Powiedziała Savana zaspanym i lekko zachrypniętym głosem. Poruszyła się, przysuwając jeszcze bliżej mnie. Każdy facet na moim miejscu byłby w siódmym niebie, ale ja czułem się jak najgorszy dupek na świecie.
-Hej. - Mój głos ledwo wydobył się z mojego gardła. Czułem... Miałem wrażenie jakby ktoś szorował mi przełyk papierem ściernym. Odsuwając od siebie blondynkę usiadłem, a moją głowę przeszył ból. Przetarłem dłońmi twarz i wstałem. Ubrałem spodnie i udałem się do kuchni. Wypiłem szklankę wody z kranu i zacząłem poszukiwania jakichś środków przeciwbólowych.
-Górna szafka przy lodówce. - Savana stała w drzwiach mając na sobie tylko moją koszulę. Gdybym widział w niej Ninę bez namysłu ruszyłbym w jej kierunku. Na niej moje rzeczy wyglądały o wiele lepiej niż na jakiejkolwiek kobiecie.
   Wyjąłem z szafki lek przeciwbólowy i popiłem go kolejną szklanką wody.
-Suszy? - Zaśmiała się.
   Stałem do niej plecami oparty o blat. Po chwili poczułem jej dłonie wędrujące po moich plecach. Zamknąłem oczy. Miałem ochotę uciec stąd jak najdalej i nigdy nie wracać, ale nie miałem konkretnych informacji. Minęło już tyle czasu, a ja nie dowiedziałem się niczego konkretnego. Mam nadzieje, że mój wczorajszy czyn nie pójdzie na marne i Savana zacznie odpowiadać na moje pytania.

~Nina~
  -Brie, jesteś wielka. Dziękuje. - Pożegnałyśmy się i zakończyłam połączenie. Wtedy w drzwiach pojawił się Mason.
-Mogę?
-Jasne, wchodź. - Brunet wszedł do sali, w której aktualnie leżałam sama.
-Jak się dziś czujesz? - Spytał siadając na krześle.
-Dzisiaj już dobrze. A Amber gdzie?
-Szef z pracy coś od niej chciał, więc ją zawiozłem. - Zmarszczyłam brwi. - Spokojnie. To nic poważnego.
-Ale to dziwne. Walker nigdy nie wzywał nikogo w trakcie urlopu.
-Dowiemy się gdy pojadę po nią. Przyjechałem tutaj teraz, bo muszę cię o coś zapytać. Chcesz bym zmienił swojego świadka? - Zaskoczył mnie tym pytaniem.
-Co? Mason, nie musisz tego robić.
-Nie chcę byś się denerwowała, gdy będziecie stać niedaleko siebie w kościele. - Położyłam swoją dłoń na jego.
-Doceniam twoją troskę, ale dam radę. Rozumiem, że jesteście z Fabianem przyjaciółmi i nigdy nie poprosiłabym cię byś zmienił swoją decyzję.
-Jesteś tego pewna?
-Tak. Mi ani dziecku nic się nie stanie jeśli posiedzę chwilę z nim pod jednym dachem. Mam też dla ciebie inną wiadomość. Zaraz po waszym weselu przeprowadzam się.
-Nina, rozmawialiśmy o tym.
-Spokojnie, nie jadę do kamienicy. Właśnie rozmawiałam z Brie. Zack zgodził się bym zamieszkała z nimi w trakcie ciąży. Uznał, że to dobry pomysł ze względu na Killersów. Dzięki temu nie dowiedzą się o mojej ciąży i będziemy bezpieczni.
-Nie mam nic do gadania, prawda? - Zaśmiałam się.
-Nie. Już wszystko ustalone.

                           Jakiś czas później
   Nadszedł wielki dzień. Od rana ja i Brie pomagałyśmy Amber w przygotowaniach. Strasznie się stresowała i sprawdzała wszystko trzy razy.
   Gdy nadszedł czas ubierania się najpierw zajęła się nami. Uczesała nas i umalowała chodź zapewniałyśmy ją, że damy rade. Jak to Amber. Wszystko musiało być idealnie, doskonale.
   Na końcu naszej ,,metamorfozy" założyłyśmy przygotowane sukienki. Kolorami przewodnimi wesela były pomarańczowy, złoty i brązowy. Z tego względu moja sukienka także była pomarańczowa. Była luźna i zwiewna dzięki czemu zakrywała mój brzuch. W czwartym miesiącu nie był duży, ale był już widoczny. Mdłości ustały, zaczęłam mieć apetyt, a od ostatniego pobytu w szpitalu pojawiałam się tam tylko na badania kontrolne. Wszystko wskazywało na to, że nic nie zagraża mojemu dziecku. Na ostatnim badaniu USG lekarz spytał mnie czy chce znać płeć dziecka. Owszem byłam ciekawa i nie tylko ja, ale na razie chciałam by pozostało to niespodzianką.
   -Jesteśmy gotowe. - Powiedziała Brie, gdy wszystkie trzy stałyśmy przed dużym lustrem. Amber w sukni ślubnej wyglądała prześlicznie. Suknia była śnieżnobiała, rozkloszowana i prosta. Nie miała wiele ozdobień. Jedynie na dekolcie widniały wzory z koronki. Na pasie był złoty pasek, a na nogach oczywiście pomarańczowe szpilki. Włosy miała upięte. Kilka pasemek było wypuszczonych. Pomogłam założyć jej długi welon i wszystkie byłyśmy już w pełni gotowe.
   Amber odwróciła się do nas i chwyciła nas za ręce.
-Dziewczyny strasznie się denerwuje. - Powiedziała.
-Nie dziwie ci się. Dajesz się zakłóć w małżeńskie kajdanki. Źle było ci na wolności? - Zaczęłyśmy się śmiać ze słów Brie. Zawsze wiedziała co powiedzieć, by rozluźnić atmosferę.
-Nie było mi źle. Sama się dziwię, że bez namysłu zgodziłam się na to wszystko.
   W pomieszczeniu rozległo się ciche pukanie do drzwi.
-Kto tam?
-Kochanie, to ja. - Usłyszałyśmy damski głos.
-Mamo możesz wejść. - Drobna kobieta weszła do pokoju. Widać było, że dba o siebie, bo nikt nie odgadłby jej prawdziwego wieku.
-Córciu, jak ty ślicznie wyglądasz. - W oczach kobiety od razu pojawiły się łzy.
-Mamo makijaż.
-No tak. - Kobieta zaczęła wachlować się dłonią, by powstrzymać łzy. - Jestem z ciebie taka dumna. - Odparła po chwili. - Peter chodź tutaj.
-O co chodzi Suzan? - Postawny mężczyzna pojawił się w drzwiach. Na początku patrzył tylko na swoją żonę, lecz po chwili jego wzrok przeniósł się na córkę. - Jak moja księżniczka wyrosła. Wyglądasz prześlicznie. - Podszedł do niej objął ją uważając przy tym na włosy. Widać było dlaczego Amber jest jaka jest.
-Przestańcie, bo zaraz się rozpłaczę a nie mogę zniszczyć dwóch godzin pracy. - Powiedziała po chwili blondynka mając szczery uśmiech na twarzy.
-No tak zapomniałem o tym z tych wrażeń. Jesteście już gotowe?
-Tak. - Odparłyśmy jednocześnie.
-W porządku. Limuzyna już czeka.
--------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Przepraszam, że bez gifów, ale nie mogłam znaleźć czegoś odpowiedniego.
  I tak wiem. Okropny moment na zakończenie rozdziału. No cóż, taka już jestem :)
Kolejny raz zmieniłam wygląd bloga, ponieważ Eden nie podobało się jej autorstwo. Oto co stworzyła w zamian. Co sądzicie o takim wglądzie? Mi osobiście bardzo się podoba i dziękuje mojej kochanej Eden za ten cudny nagłówek :* Teraz życzyć ci więcej takich prac (w sumie i tak robisz same genialne nagłówki więc to nie jest konieczne)

Miłego
Karen

6 komentarzy:

  1. Czemu znów taki krortki,jeszcze w dodatku ten moment ....
    Nie pozostaje mi nic innego jak czekać na next (mam nadzieje,ze bedzie o wiele dłuższy) :)

    KISSES&HUGS - Nathalia Pisarka

    OdpowiedzUsuń
  2. Zawsze kończysz w najgorszym momencie, czuję, że następny będzie niesamowity, a Fabian niech ogarnie już dupe ;p
    Ale mi słodzisz ahhh a moje zdanie o wyglądzie bloga znasz ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No muszę się jakoś podlizać, no nie ;)

      Usuń
    2. No tak, bo innych nie będę robić haha

      Usuń
    3. Nie no, będziesz robić, ale jak się podliżę to będziesz robić chętniej i częściej haha

      Usuń
    4. Cicho. Ja tu próbuję nie wyglądać na miękką xD

      Usuń