poniedziałek, 13 lipca 2015

[26] ''Czas na wspominki.''

 Tak na wstępie chciałabym zadedykować ten rozdział xxDiamentowej. W trakcie dowiesz się dlaczego ;)

 ---------------------------------------------------------------------------
~Nina~
    -Nina, obudź się. - Głos Nathana wybudził mnie z niespokojnego snu. Głowę miałam opartą o jego ramię i byłam przykryta kocem. Usiadłam czując ból szyi.
-Gdzie jesteśmy? - Wyjrzałam przez okno samochodu, lecz ujrzałam tylko metalowe ogrodzenie i wysoką trawę.
-Dojechaliśmy na miejsce. - Po tych słowach blondyn wyszedł z samochodu. Ruszyłam zaraz za nim. Moim oczom ukazał się stary, wysoki budynek wykonany z czerwonej cegły. Posiadał dwa kominy, jeden niższy od drugiego.
-Co my robimy w starej fabryce Haubton*? - Ta fabryka została zamknięta jakieś 5 lat temu. Było o tym dość głośno w mediach, ponieważ między zupami w puszcze znaleziono narkotyki.
-To jest ich kryjówka. - Odpowiedział Mason. Spojrzałam na niego zdziwiona. - Szukałabyś tutaj kogoś? - I tu trafił. Nigdy nie wpadłabym na to, by kogoś tutaj szukać. Miejsce oddalone od miasta, ale zarazem jest blisko, by wiedzieć co się w nim dzieje. -Chodźcie, czekają na nas. - Zdałam sobie sprawę, że stoję bez ruchu na środku czegoś co wygląda jak parking. Ruszyłam za brunetem nie rozglądając się już więcej. Szkoda, że Fabiana nie ma przy mnie.

   -Witaj z powrotem Mason. Kope lat. - Zielonooki brunet z zarostem uścisnął Fostera.
-Zack nie kope tylko dwa. - Odsunęli się od siebie, a wzrok mężczyzny spoczął na nas.
-To pewnie te Panie, o których wspominałeś. - Podszedł do nas i wyciągnął rękę. - Jestem Zack Brown. Miło mi poznać. - Jego usta wykrzywiły się w szczerym uśmiechu.
-Nina Martin. Miło mi. - Uścisnęłam jego dłoń i odwzajemniłam uśmiech.
-Amber Milington. - Śnieżnobiałe zęby blondynki ujrzały światło dzienne.
-A to pewnie wasz towarzysz. Nathan Ross, zgadza się? - Zack zwrócił się do blondyna.
-Tak. Widać, że odrobiłeś pracę domową. - Śmiech mężczyzn rozbrzmiał w dużym pomieszczeniu.
-Brie oprowadzisz naszych gości? - Z pomieszczenia obok wyszła blondynka mniej więcej mojego wzrostu. Mimo wysokich obcasów szła pewnie przed siebie.
-Ja muszę jechać. - Powiedział nagle Mason.
-Co? Dlaczego? - Amber zbliżyła się do niego. Mężczyzna chwycił jej dłonie.
-Muszę jechać do Fabiana. Możliwe, że teraz będą się obok niego kręcić Killersi.
-Proszę cię uważaj na siebie. - Amber nie protestowała. Zgodziła się na, by pojechał. Brunet złączył ich usta w pocałunku nie zwracając uwagi na towarzystwo.
-Będę. -  Czule pocałował swoją dziewczynę w czoło i wyszedł.
-Chodźcie za mną. - Powiedziała Brie, gdy Foster zniknął za drzwiami. Przytuliłam Amber i ruszyliśmy za kobietą.
   Odchodząc kawałek miałam okazje rozejrzeć się po dużym pomieszczeniu, które wypełniały sprzęty do ćwiczeń takie jak worki treningowe, hantle i inne. Następne pomieszczenie było dużo większe. Znajdowały się w nich samochody, których mógłby pozazdrościć nie jeden mężczyzna. Nathan aż gwizdnął z wrażenia. Teraz już wiem skąd Fabian ma... miał taki samochód. Wspomnienie pierwszej wspólnie spędzonej w nim nocy wróciło. Strach, który wtedy był wyraźny na jego twarzy. Nie chciał by jego miłość wciągnęła mnie w to wszystko. Wtedy było już za późno. Zakochałam się w nim dużo wcześniej. Gdy musiałam opuścić szkołę moje uczucia ucichły, lecz gdy znów go ujrzałam odżyły. Z każdym spędzonym z nim dniem zaczęłam kochać go coraz mocniej.
-Wszystko w porządku? - Nathan uścisnął moją dłoń sprowadzając mnie do rzeczywistości.
-Tak. Po prostu... zamyśliłam się. - Zauważyłam po jego minie, że nie uwierzył w moje słowa, lecz nie kontynuował tematu.

   Na końcu ,,wycieczki'' znaleźliśmy się w pokoju, w którym będziemy spać.
-Jak widzicie nie mamy tutaj zbyt wiele pomieszczeń, więc nie ma możliwości by każdy z was spał osobno. - Brie na pierwszy rzut oka była obojętną złodziejką męskich serc. Falowane blond włosy sięgały do połowy jej pleców. Czarne jeansy podkreślały jej długie nogi, brązowy top i czarna skórzana kurtka idealnie przylegały do jej płaskiego brzucha. Do tego oczywiście czarne buty na obcasie. Całość idealnie prezentowała się na dziewczynie.
-Dzięki, poradzimy sobie. - Odparł Nathan. Po jego słowach kobieta opuściła pokój, a ja rozejrzałam się. Tak jak w całym budynku ściany nie były pokryte farbą. Czerwona cegła była widoczna, w niektórych miejscach została przykryta szarą zaprawą. Cztery łóżka zostały ustawione wzdłuż ściany w jednakowych odstępach. Nasze torby z rzeczami leżały już obok szafy.

~Nathan~
   Zajęliśmy się rozpakowywaniem naszych rzeczy.
-Nathan, co z twoją pracą? - Spytała nagle Martin.
-Wziąłem dwutygodniowy urlop. Później będę się martwić co dalej.
-Szef tak po prostu ci go dał?
-Powiedzmy, że gdy przyszedł do niego Fabian, nie miał innego wyjścia. Gdybyś tylko widziała jego minę, gdy ujrzał odznakę. - Usta brunetki wykrzywiły się w małym uśmiechu. Wtedy telefon Amber zadzwonił.
-To Mason. Zaraz wracam. - I wyszła z pomieszczenia odbierając połączenie. Nina podeszła do okna trzymając w dłoniach jakiś podkoszulek. Podszedłem do niej.
-To jego, prawda?
-Tak. Pożyczył mi ten podkoszulek jakiś czas temu i tak już zostało. - Odwróciła się do mnie plecami.
-Hej. - Odwróciłem ją, by patrzyła w moje oczy. - Nie płacz. - Starłem jej łzy z policzka.
-Boje się, że się nie wybudzi. - Oparła głowę na moim ramieniu, a ja ją objąłem.
-Lekarze dają mu szansę tylko musisz być cierpliwa. Gdy wypocznie i poczuje się lepiej wybudzi się. - Zaczęła się trząść. - Hej, mam pomysł. - Odsunąłem się od niej i włączyłem piosenkę z telefonu. MUZYKA
-Pamiętasz? - Spytałem. Nina zaśmiała się przez łzy.
-Jasne, że tak. Nasz pierwszy sylwester.
-A pamiętasz co robiłem przy tej piosence?
-Byłeś pijany. Stanąłeś na łóżku i chciałeś ze mną tańczyć. Gdy z niego schodziłeś o mało nie upadłeś wywalając przy tym nasze przekąski.
-Taaa... Nie byłaś wtedy chętna do tańca.
-Gdy byłeś w takim stanie? Nigdy w życiu.
-Teraz jestem trzeźwy, więc jesteś mi winna taniec.
-Nie, błagam. - Szeroki i szczery uśmiech pojawił się na jej ustach, a z oczu nie wypływały już łzy.
-Doskonale pamiętam dlaczego puściłaś wtedy tą piosenkę, więc teraz czeka mnie wynagrodzenie.
-No niby czemu ją puściłam?
-Bo chciałaś mnie nią spławić. Wiedziałaś, że nie lubiłem takich piosenek.
-A mimo to masz ją w telefonie.
-Bo wiążą się z nią ciekawe wspomnienia. - Poruszyłem brwiami na co brunetka wybuchła śmiechem.
-Jesteś okropny. - Odepchnęła mnie od siebie.
-I tak wiem, że myślisz inaczej. - Oboje zaczęliśmy się śmiać.
-Dziękuje. - Powiedziała po chwili.
-Pamiętaj. Musisz być silna i się nie poddawać. Fabian wyjdzie z tego. W końcu ma do kogo wrócić.
-Co tu się dzieje? - Spytała rozbawiona Amber wchodząc do pomieszczenia.
-Czas na wspominki. - Znów śmiech brunetki rozbrzmiał w pomieszczeniu. Tym razem jej spojrzenie nie kryło w sobie lęku tylko spokój.

~Nina~
   Wieczorem postanowiłam położyć się wcześniej spać. Zbyt duża ilość wrażeń jak na jedną dobę. Założyłam koszulkę Fabiana i swoje szare ulubione szorty. Położyłam się na jednym z łóżek i okryłam ciasno kołdrą. Od razu odczułam brak bruneta przy sobie. Przywykłam do jego bliskości i ciepła. Nie jestem zbyt praktykującą osobą jeśli chodzi o moją wiarę. Mimo to zaczęłam się szczerze modlić do Boga, by ocalił miłość mojego życia. Po chwili zapadłam w głęboki sen.

                    Tydzień później

   Fabian wciąż był w śpiączce. Wzięłam sobie do serca słowa Nathana i zabrałam się do roboty. Powróciłam do codziennego biegania, w którym towarzyszył mi Diler, a Brie pomogła mi z walką.
   Przez ten tydzień poznałam naprawdę fajnych ludzi. Dzięki ćwiczeniom zbliżyłyśmy się o siebie z Johnson. Jest młodsza ode mnie o dwa lata i w przeszłości złamała kilka serc. Do tego jest szczera, a czasem nawet aż za bardzo.
-Martin jesz to czy będziesz się nad tym tak modlić. - Oczywiście jak zwykle Diler musi dorzucić swoje dwa grosze. To zabawny gość z kręconymi czarnymi włosami. W przeszłości handlował narkotykami i tak wpadł w kłopoty. Stąd też pochodzi jego ksywka. Nikt nie zna jego prawdziwego imienia, a on sam nie chce go zdradzić.
-Odwal się od moich bułeczek. Już wczoraj mi je zabrałeś. Dziś pozwól mi zjeść normalne śniadanie. - Zebrani przy stole zaczęli się śmiać. Przy tym towarzystwie naprawdę można czuć się jak w rodzinie.
-Spokojnie Diler. Najesz się przy dzisiejszym ognisku. - Powiedział Zack powstrzymując się od śmiechu. Ognisko było ich tradycją. Jeśli pogoda dopisywała w każdą sobotę było organizowane, by odpocząć i rozluźnić się po ewentualnych problemach.

   Wieczór nadszedł dość szybko. Jak zwykle Mason wrócił zostawiając Fabiana ze Scottem. Nie ufałam mu zbytnio, ale nikt inny nie może tego zrobić. Rutter nie należy już do policji.
    Mężczyźni zajęli się przygotowaniem ogniska, napojów procentowych i miejsc do siedzenia, zostawiając mam przygotowanie posiłków.
-Całe szczęście nie muszę już robić tego sama. Ta banda żarłoków zawsze narzekała, że robię za mało jedzenia. - Zaczęła Brie.
   Po chwili wszystko było gotowe. Usiadłam obok Brie i Nathana. Na przeciwko nas siedzieli objęci Amber z Masonem. Po mojej prawej usiedli Zack i Diler, a po lewej Matt i Drake. Oczywiście mężczyźni szybko zajęli się butelkami piwa. Usiadłyśmy z Amber i Brie obok siebie i zaczęłyśmy rozmawiać i żartować z facetów, którym każda następna butelka rozplątywała coraz bardziej język.
   Po godzinie Diler wstał i odszedł od ogniska.
-Oh Tereso moja miła.... - Wziął duży łyk piwa.
-I się zaczyna. - Powiedziała Brie.
-Gdzieś ty zabłądziła? Towarzyszy nowych znasz, a mnie w głębokiej dupie masz. - Mężczyzna mówił to tak głośno, że mimo sporej odległości był wyraźnie słyszalny.
-Co mu jest? - Spytała Amber starając się nie roześmiać.
-Zawsze przy ognisku wypije za dużo, a wtedy zaczyna sypać rymami. Akurat teraz mówi o swojej byłem, która zostawiła go dla jego kumpla. - Blondynka upiła napój ze swojej butelki, a Diler powrócił do ogniska.
-Hej chcecie usłyszeć kawał? - Cichy pomruk niezadowolenia wydobył się z męskich gardeł. - Oj zamknijcie się i tak wam opowiem. Dlaczego taboret ma depresję? - Nikt z zebranych nie odważył się odezwać. - Oj no dajcie spokój. Przecież to banalne. - Diler zaczął mieć problem z utrzymaniem równowagi. - Bo nie ma oparcia. - Ten żart był tak głupi, że każdy zaczął się śmiać.
-Diler, przestań. Ranisz mój dobrze pracujący umysł.
-Oooo Brie. Dla ciebie też coś mam. - Zaczął iść w jej kierunku.
-O nie... - Dziewczyna zasłoniła oczy dłonią.
-Kochana nasza Brie, złamała serce mi....
-O masakra, jak ci jedzie z gęby piwem. - Powiedziała blondynka przerywając mu, lecz on się nie zniechęcił.
-A przepraszam pomyłka, to była tylko zmyłka. Tak naprawdę pokruszyła serca całeeeego świata. - Brunet podrapał się po brodzie. - Oj coś mi rym nie wyszedł. - Zerknęłam przez jego ramię. Faceci nie mogli powstrzymać się od śmiechu.
-Chłopie, dobrze ci radzę... - Humor facetów zdecydowanie nam się udzielił. Nawet Brie się uśmiechnęła.
-Dobra, ostatni raz i idę w kime. - Wziął do ręki nową butelkę piwa, z której pociągnął pokaźny łyk i spojrzał na mnie i Amber. - Nina, Amber dziś przybyły, trochę piwa się napiły. - Nathan podszedł do niego.
-Chyba już czas na ciebie. - Ross poklepał mężczyznę po plecach. - Chodź zaprowadzę cię. - Nathan z Dilerem zaczęli iść w kierunku fabryki. Oczywiście mężczyzna musiał dorzucić jeszcze coś od siebie.
-Po wypiciu piwa dzbanka, skończyła mi się sielanka. - Jego śmiech był wyraźnie słyszalny. - Oj jestem genialny. - Na te słowa zaczęliśmy się śmiać.
-On tak zawsze? - Spytałam, gdy zniknął w budynku.
-Niestety tak.

   Następnego dnia, jak każdego wstałam wcześniej by pobiegać. Niestety tym razem Diler nie mógł mi towarzyszyć z powodu ogromnego kaca.
   Pobiegłam tą samą drogą co zwykle. Z każdym dniem powracałam do swojej starej kondycji. Teraz mogłam biec stałym tempem zatrzymując się dopiero pod drzewem, które stanowiło dla mnie znak, że czas zawrócić. Oparłam się o nie łapiąc oddech i biorąc łyk wody. Za sobą usłyszałam szelest. Odwróciłam się i ujrzałam Trevora.
-Witaj śliczna. - Zamiast strachu ogarnęła mnie złość. Czy ja naprawdę nie mogę się nigdzie ruszyć sama, by któregoś z nich nie spotkać. - Zabawimy się? Nikt nas nie zobaczy. - Zaczął iść w moim kierunku.
-Nie zbliżaj się do mnie.
-Oj no weź nie bądź taka. - Zaczęłam iść powoli do tyłu. Odwróciłam się na chwile by spojrzeć czy na ziemi nie ma przeszkód i to był mój błąd. Blondyn szybko znalazł się przy mnie i chwycił moje ramię w silnym uścisku. Drugą dłoń położył na moim pasie przyciągając mnie do siebie. - Twój chłoptaś tym razem ci nie pomoże. - Cwany uśmiech zawitał na jego twarzy.
-Tym razem nie będzie mi potrzebny. - Wykorzystałam to, iż miałam swobodę w poruszaniu nogami i z całej siły kopnęłam kolanem czułe miejsce mężczyzny. Ten od razu mnie puścił i skulił się z bólu.
-Pożałujesz... - Nie zdążył dokończyć, gdy zaczęłam uciekać. Wtedy za mną usłyszałam kolejny głos.
-Radzę ci się zatrzymać. - Trevor nie przyszedł sam. Jack mu towarzyszył. Odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę ładującego magazynek do broni. Gdy to zrobił spojrzał na mnie i wycelował we mnie broń.
-Trevor spudłował. Ja nie popełnię jego błędu.




-------------------------------------------------------------------------
* Nazwa fabryki, została wymyślona
------------------------------------------------------------------------
Witam i przepraszam, że tak długo nie wstawiałam rozdziału, ale wena odeszła. Nie mogłam pisać na siłę, bo nic z tego by nie wyszło, więc po prostu czekałam na jej powrót.
Mam nadzieję, że rozdział się podobał

Miłego :)
Karen

Ps. przepraszam, ale rozdział nie jest sprawdzony. Pisałam go od 23 i już nie miałam sił by go sprawdzić. Obiecuję, że gdy będę mieć czas poprawie błędy.

6 komentarzy:

  1. Wiem, że końcówka pełna napięcia, ale wcześniejsze wydarzenia nie pozwoliły się na niej skupić. Płakałam ze śmiechu, i eej zmieniłaś moje wiersze xD
    Ciekawe skąd ty tego sylwestra wzięłaś co hmm to co robimy w następny? Tym razem będziemy same więc nie wiem czy wena ci dopisze. Powinnyśmy sąsiada zaprosić haha
    Kocham ten rozdział, ciekawe czemu haha
    ps. nie mówmy sobie tak oficjalnie, diamentowa jest by podnieść moje ego, ale Eden to moje prawdziwe ja. Kocham!! Powodzenia z następnym, boże dodaj jeszcze tosty a jesteś moją bogini.

    Miłej nocy, Zevcio Cię kocha :*
    xoxo Eden

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz że zmieniłam kilka słów w twych zacnych wierszach (szczerze dziękuje za pomoc przy nich) ale bardziej pasowały do atmosfery.
      Do sylwestra mamy jeszcze czas; )

      Usuń
  2. Witam w klubie. Też nie mam "weny" , a obiecalam że powróce na bloga...
    Błędów nie musisz poprawić, bo według mnie ich nie ma :)
    Myślałam, że zdechne że śmiechu przy tej scenie przy ognisku. Humor mi poprawilas. Do tej pory nie mogę przestać się śmiać, a szczęka mnie już nieźle boli .xD
    Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejna część, bo aż się wystraszyłam, że coś ci się stało, skoro tak długo nie dodawalas rozdziału. Myślałam, że nawalnica cię nawiedziła. Ale teraz już wiem, z jakiego to powodu było.
    Standardowo życzę maxxxxx weny i słonecznej pogody ( choć na razie nie dopisuje u mnie, nwm jak u cb )
    KISSES&HUGS - Nathalia Pisarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie pogoda w kratkę co wcale nie pomaga mi w pisaniu i wena zdecydowanie sie sprzyda wiec dziekuje że jej tak dużo mi życzysz; )
      Co do twojego bloga. Nie pisałaś dość długo i może dlatego wena nie powraca. Daj sobie czas, a wszystko wróci; )

      Usuń
  3. Ciągle czekam na powrót twojej weny, a już byłaś tak blisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie moja wena, która wróciła zostaje przelana do komputera ;)

      Usuń