wtorek, 21 lipca 2015

[27] "Fabian się wybudził."

~Nina~
   Odwróciłam się i ujrzałam mężczyznę ładującego magazynek do broni. Gdy to zrobił spojrzał na mnie i wycelował we mnie broń.
-Trevor spudłował. Ja nie popełnię jego błędu.
-Nina! - Usłyszałam za sobą. Zdziwiona odwróciłam się, lecz nikogo nie ujrzałam. - Nina, obudź się. - Tym razem rozpoznałam głos Nathana. Moim ciałem ktoś wstrząsnął. Pokręciłam głową i otwarłam oczy. Ujrzałam nad sobą znajome mi twarze.
-Co się stało? - Powiedziałam zaspanym głosem. Mimo to moje serce było żywe. Biło jakbym przed chwilą przebiegła maraton.
-Mamrotałaś coś przez sen.
-Przepraszam was. Nie chciałam was obudzić...
-Nic się nie stało. Chcesz o tym pogadać? - Odezwała się Amber.
-Nie, ale dziękuje za troskę. - Posłałam moim przyjaciołom sztuczny uśmiech. W pomieszczeniu panował półmrok, więc w niego uwierzyli i położyli się w swoich łóżkach. Odwróciłam się do nich plecami i poczułam na nich wzrok Nathana. Nie zwracałam na to uwagi, chodź chciałam poczuć czyjeś ramiona na sobie. Dzięki koszulce Fabiana, w której spałam każdej nocy czułam jakby był przy mnie. Mimo wszystko wciąż czułam zapach jego perfum na niej. Patrzyłam w ceglaną ścianę, myśląc o nim, gdy zapadłam w niespokojny sen.

   Jak zwykle przed śniadaniem poszłam pobiegać z Dilerem. Tym razem przez cały czas czułam czyjś wzrok na sobie, ale starałam się to ignorować. Możliwe, że to uczucie zostało wywołane dzisiejszym snem, który, nie zaprzeczę, strasznie mnie zaniepokoił. Przeważnie gdy miałam koszmar później działo się coś złego. Mam nadzieję, że stan Fabiana się nie pogorszy.

   Zazwyczaj po śniadaniu rozmawiałyśmy z Amber, lecz dziś pojechała z Masonem. Ciągła odległość dobijała moją przyjaciółkę, więc po jej długich prośbach Foster w końcu się zgodził, by mu towarzyszyła. Nawet było mu to na rękę, bo coś dla niej przygotował tylko nie był pewny czy może Fabiana zostawić samego w szpitalu. Przekonałam go do tego, bo oni zasługują na szczęście. Gdy patrzą na siebie w ich oczach wyraźnie widać miłość jaką do siebie żywią. To niesamowite jak szybko można kogoś pokochać...
  I tak oto Brie namówiła mnie na dłuższy trening. Szło mi coraz lepiej, ale w starciu z blondynką nikt nie ma szans. Tylko ona może jednocześnie łamać męskie serca i ich kości jeśli zajdzie taka potrzeba.

~Mason~
   Poprosiłem Scotta, by dziś miał oko na Fabiana w szpitalu. Mimo słów Niny nie chciałem zostawiać go samego znając możliwości Killersów.
   Dziś postanowiłem zrobić krok na przód. Zabrałem Amber w nasze miejsce. Zatrzymałem samochód na parkingu, który nie był używany od lat.
-Co my tutaj robimy? - Spytała Amber. Uśmiechnąłem się do niej i wyszedłem. Blondynka poszła w ślad za mną. Obszedłem samochód i stanąłem obok niej chwytając jej dłoń. Podeszliśmy do barierki oddzielającej nas od przepaści. Patrzyła na to miejsce przypominając sobie co tutaj się stało. To właśnie na tym klifie po raz pierwszy pocałowaliśmy się. Jednego wieczoru Amber była zmęczona codziennością, więc przywiozłem ją tutaj. Stąd idealnie widać całe miasto, a panująca cisza pozwala wszystko przemyśleć.
   Objąłem ją od tyłu w pasie i pocałowałem w szyję. Splotła nasze palce i przylgnęła do mojej klatki piersiowej.
-W dzień jest tutaj tak samo pięknie jak w nocy. - Powiedziała spoglądając na żywe miasto. - Nie mam nic przeciwko takim chwilom, ale mogę się dowiedzieć dlaczego tutaj przyjechaliśmy? - Zacząłem się jeszcze bardziej denerwować. Ta chwila zbliżała się z każdą sekundą. Co jeśli mi odmówi?
-W tym miejscu moje życie się zmieniło. Nieodwracalnie zakochałem się w pewnej blond kobiecie, dla której jestem w stanie zrobić wszystko. - Odwróciłem ją twarzą do siebie. Jej usta wykrzywiał duży uśmiech. - Tamten pocałunek pamiętam jakby był wczoraj. - Złączyłem nasze usta w krótkim pocałunku, którym chciałem przekazać emocje związane ze stojącą przede mną kobietą. - Dzięki niemu mogę smakować tych cudnych ust, kiedy tylko mam ochotę, mogę trzymać cię w ramionach całymi dniami. Od tamtej chwili wariuje na twój widok, niezależnie czy jesteś ubrana czy nie. - Drobne rumieńce wkradły się na jej twarz. Och, jak ja je kocham. Pocałowałem ją w policzek i uśmiechnąłem się gdy róż stał się bardziej widoczny.
- Od tamtego momentu moje serce należy do ciebie, a ty jesteś moja, ale mimo to chciałbym czegoś więcej. - Sięgnąłem do kieszeni kurtki by wyjąć z niej czerwone pudełeczko. Uklęknąłem na jedno kolano i otwarłem podarunek. W jej oczach pojawiły się łzy i zasłoniła usta dłonią. - Przywiozłem cię tutaj, bo chcę by to właśnie tutaj nasze życie znów się zmieniło. Wiem, że to może nie jest odpowiednia chwila, ale kocham cię całym sercem i nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Amber Milington czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - Milczała wpatrując się to we mnie to w złoty pierścionek z małym diamentem.
-Tak. - Powiedziała uśmiechając się przez łzy. - Wyjdę za ciebie. - Założyłem pierścionek na jej palec serdeczny i wstałem. Od razu złączyła nasze usta w namiętnym pocałunku.

~Nina~
   Po dwóch godzinach kolejny raz wylądowałam na macie. Dzięki długim treningom i trwających w trakcie nich przerwom nie byłam taka obolała jak na początku.
-Kolejny raz? Naprawdę? - Spytałam podziwiając szary sufit. Kobieta podała mi dłoń, którą bez zastanowienia chwyciłam.
-Przynajmniej za każdym razem, gdy zaliczysz glebę, wstajesz, otrzepujesz tyłek i walczysz dalej. - Brie pomogła mi wstać.
-Taaa... ale za każdym razem coraz mniej w siebie wierzę.
-Oj spokojnie nie tylko ty. Sporo osób było przed tobą. - Zaśmiałyśmy się i sięgnęłam po wodę. Spojrzałam na telefon leżący zaraz obok butelki i ujrzałam osiem nieodebranych połączeń od Masona i Amber. Zmarszczyłam brwi, wzięłam łyk wody i oddzwoniłam. Po dwóch sygnałach usłyszałam podekscytowany głos Amber.
-No nareszcie! Od chyba pół godziny próbujemy się do ciebie dodzwonić.
-Co się dzieje? - Spytałam gdy głos blondynki ucichł.
-Fabian się wybudził. Jest lekko oszołomiony po lekach i wybudzeniu, ale wszystko z nim w porządku. Drugą wiadomość przekażemy ci osobiście.
-Tak! - Ta informacja rozpaliła w moim sercu prawdziwą radość od tak dawna ukrytą głęboko. - Zaraz tam przyjedziemy. Dzięki Bogu. - Powiedziałam i rozłączyłam się. Brie patrzyła na mnie z zaciekawieniem. Opowiedziałam jej wszystko i zauważyłam w jej oczach ulgę. Poznała Fabiana, gdy ten wstąpił do Mastersów i przez ten czas zostali przyjaciółmi. Z resztą każdy członek tej grupy traktuje nową osobę jak własną rodzinę.

   Z Mastersami i Nathanem ruszyliśmy do szpitala. Gdy tutaj przyjeżdżaliśmy spałam. Teraz widziałam otoczenie w pełni i wiem, że nie straciłam zbyt wiele. Same łąki i pola, a polna droga prowadziła nas prosto do miasta, do którego zbliżaliśmy się z każdą minutą. Radość rozpierała mnie od środka przez co nie mogłam usiedzieć na miejscu.
   Niestety to uczucie szybko mnie opuściło, gdy ujrzałam trzy czarne samochody zastawiające nam drogę. Nathan napiął mięśnie gdy stanęliśmy a z samochodu z naprzeciwka wyszedł Jack. Za nim wyszedł Trevor i dwóch innych mężczyzn.
-Sprawdzę o co chodzi. - Powiedział Zack, wsadził broń ze schowka za pasek i wyszedł. Zrobił kilka kroków naprzód i zaczął rozmawiać z Jack'iem. Nieprzyjemne dreszcze przeszły po moich plecach, gdy oczy Trevora spotkały się z moimi. Było w nich coś dziwnego. Coś co powodowało, że miałam ochotę uciec od niego jak najdalej. Gdy Nathan dotknął mojej dłoni podskoczyłam.
-Nina nie wychodź z samochodu. - Powiedział Nathan, gdy Zack za pomocą ruchu dłoni coś mu przekazał.
-Ale...
-Żadnego ale. Zostajesz tutaj. - Ross chwycił za klamkę.
-Nathan... - Starałam się powiedzieć, by uważał, lecz nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Strach, który tak szybko się pojawił sparaliżował moje struny głosowe.
-Wiem. - Ścisnął moją dłoń i wysiadł. Stanął obok Zacka i dołączył się do rozmowy. Po chwili reszta naszych dołączyła do nich. Wszyscy stali do mnie plecami przez co mogłam zauważyć u każdego schowaną broń. Skąd oni ją wzięli?
    Przez zasunięte szyby nic nie słyszałam. Tylko pomruki wyższych dźwięków docierały do moich uszu. Starałam się skoncentrować, by usłyszeć rozmowę, lecz wzrok Trevora nie pozwalał mi na to. Ani na moment nie odwrócił spojrzenia, do którego w tej chwili dołączył cwany uśmiech.
   Nagle drzwi samochodu otwarły się gwałtownie. Nie zdążyłam zareagować, gdy byłam już na zewnątrz, a muskularny mężczyzna trzymał obleśną dłoń na moich ustach. Zaczął odciągać mnie od przyjaciół, którzy rozmawiali podniesionym głosem. Gdy mój umysł zorientował się w sytuacji zaczęłam się szamotać, lecz byłam za słaba. Jego ramiona nie pozwoliły mi oswobodzić rąk i prowadził mnie tak bym nie miała możliwości go kopnąć. Wtedy pozostała mi tylko jedna możliwość. Ugryzłam go a smak ziemi i smaru pojawił się w moich ustach. Rozluźnił uścisk przez co mogłam się oswobodzić. Zerknęłam na przyjaciół, którzy byli dalej niż się spodziewałam. Zaczęłam biec, lecz nie pokonałam zbyt dużego dystansu. Krzyknęłam gdy coś podcięło mi nogi i wylądowałam na ziemi. Przez moją głowę i plecy przeszła fala bólu. Wtedy jak na zawołanie każdy spojrzał na nas. Ktoś krzyczał, lecz tylko skrawki tego docierały do mnie. Trzy słowa spowodowały, że moje serce stanęło. Fabian, Devon i porwanie. Killersi postanowili się mną zając, gdy Fabian nie był w stanie nic zrobić.

   Siedziałam z Nathanem w rozpędzonym samochodzie. Ross pomógł mi uciec od strzelaniny. Jechaliśmy w kierunku miasta, gdy na niego spojrzałam. Był blady, a krople potu zdobiły jego czoło.
-Nathan, co ci jest? - Spytałam zaniepokojona. Ścisnęłam mocniej swoje kolana, by uspokoić ciągle drżące dłonie.
-Nic... - Samochód lekko podskoczył na nierównej drodze, a twarz blondyna naznaczył grymas bólu.
-Nie kłam... - Obejrzałam go i zauważyłam, że przyciska lewą dłoń do boku. Odsunęłam jego kurtkę i ujrzałam plamę krwi zdobiącą szary podkoszulek. - Postrzelili cię?!
-To nic takiego.
-Jak to nic takiego. Tracisz krew. Zatrzymaj się, zadzwonię po karetkę. - Zaczęłam szybciej oddychać, a mimo to brakowało mi powietrza. Błagam tylko nie w tej chwili.
-Muszę cię zabrać w bezpieczne miejsce. - Mówił słabym głosem.
-Nie wygłupiaj się tylko się zatrzymaj. - Spojrzał na mnie przelotnie. Położyłam dłoń na jego zakrwawionej ręce i nie byłam już wstanie opanować drżenia. - Proszę cię. - Widziałam, że prowadzi z trudem. Po chwili zatrzymał się i oparł głowę o siedzenie. Przymknął powieki i oddychał płytko. Widząc go w tym stanie czułam się coraz gorzej. Z każdą sekundą starałam się opanować atak paniki i zachować zimną krew, lecz było to ciężkie zadanie.
   Wyjęłam telefon z kieszeni i chciałam wybrać numer, lecz przed oczami miałam czarne plamy. Zamrugałam kilka razy i zadzwoniłam po pomoc. Przedstawiłam stan Nathana oraz miejsce naszego pobytu. Po rozłączeniu się spojrzałam na mężczyznę. Wciąż był blady i miał zamknięte oczy.
-Nathan? - Położyłam mu dłoń na ramieniu, a gdy nie zareagował moje serce zabiło mocniej. Z trudem otworzył oczy. - Nie poddawaj się, słyszysz? - Wyszłam z samochodu i go obeszłam. Otwarłam drzwi kierowcy. - Pomogę ci wysiąść. Będzie ci wygodniej gdy się położysz. Karetka za niedługo przyjedzie, ty jedynie musisz wytrzymać. - Łzy zaczęły zbierać się w moich oczach. Nie pozwoliłam im wypłynąć.
   Powoli odeszliśmy od pojazdu, Ross z trudem usiadł na trawie i położył się. Podłożyłam mu pod głowę moją kurtkę. Na szczęście nie było zbyt zimno jak na styczeń. W bagażniku znalazłam ręcznik, który przyłożyłam do rany by powstrzymać krwawienie. Od widoku takiej ilości krwi zakręciło mi się w głowie, a żołądek zaczął się sprzeciwiać. Starałam się brać głębokie oddechy (co nie było łatwe przy powracającym ataku paniki) i skupiałam swoją uwagę na utrzymaniu przytomności blondyna.
-Hej! - Potrzęsłam lekko jego prawą rękę. - Nie zamykaj oczu. Mów do mnie.
-Co niby mam ci powiedzieć? - Spytał słabo, a usta wykrzywił w uśmiech który bardziej przypominaj grymas.
-Cokolwiek. Nie możesz zasnąć. - Krew zaczęła przesiąkać przez materiał, więc drżącymi dłońmi poprawiłam ułożenie ręcznika i ucisnęłam jeszcze mocniej. Nathan nawet nie zareagował. Wpatrywał się w niebo, na którym pojawiało się coraz więcej deszczowych chmur.
-Jest coś, co zawsze chciałem ci powiedzieć, lecz nigdy nie znalazłem na to odwagi.
-Co takiego? - Pierwsza łza popłynęła po moim policzku. Blondyn starł mi ją, mimo że nie miał na to siły.
-Jesteś taka piękna i dobra. Pamiętaj co ci mówiłem kilka dni temu. Jesteś silna i niezależnie od tego co się stanie taka pozostań. Nie ma sensu byś płakała nad takim okropnym kamerzystą i pomocnikiem jak ja. - Uśmiechnęłam się mimo woli. - Gdy to się skończy wrócisz do pracy i... -Nie dałam mu dokończyć.
-Nie będę szukać zastępstwa. Wyjdziesz z tego. Co chciałeś mi powiedzieć?
-Od dłuższego czasu... jestem w tobie zakochany. Nigdy ci tego nie powiedziałem. Baa nawet ci tego nie okazywałem bo wiem... że byłem dla ciebie jak brat i... na nic więcej nie liczyłem. Dałbym się postrzelić milion razy gdybym wiedział, że... zawsze będziesz już bezpieczna. - Nie powstrzymywałam już łez. Po tych słowach pozwoliłam im swobodnie płynąć. Położył swoją dłoń na moich.
-Nie byłeś, lecz jesteś. Nie puszczę cię na tamten świat. Rozumiesz? Nie odejdziesz bez walki. - On tylko uśmiechnął się do mnie i nic więcej nie powiedział. Po prostu patrzył w niebo i głaskał moją dłoń.

   Karetka zatrzymała się przed szpitalem. Sanitariusze zawieźli Nathana na oddział. Mi kazali udać się do lekarza, ponieważ w trakcie drogi miałam mdłości i prawie zemdlałam. Podejrzewają wstrząśnienie mózgu.
   Wyszłam z pojazdu. Stanęłam przed wejściem i spojrzałam w niebo. Krople deszczu odbijające się od mojej twarzy zmyły łzy i pozwoliły się po części uspokoić.

   Po wyjściu z gabinetu lekarza udałam się do sali, w której leżał Fabian. Doktor stwierdził, że nic poważnego mi nie grozi, więc pielęgniarki podały mi leki uspakajające. Owinięta w ciepły koc podeszłam do drzwi. Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Od razu spojrzenia zebranych skupiły się na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, widząc idącą w moim kierunku Amber.
-Dlaczego jesteś cała mokra? - Spytała, a w oczach widniało szczęście.
-Pada deszcz. - Spojrzałam przez jej ramię na Fabiana. Moje serce zabiło radośnie widząc jego otwarte brązowe oczy wpatrzone we mnie.
-Co tak długo? Ten tutaj - Mason wskazał na Ruttera - nie mógł się doczekać.
-Mieliśmy problem. - Podeszłam do łóżka. Miałam ochotę namiętnie pocałować bruneta, położyć się w jego ramionach i płakać. Zamiast tego chwyciłam jego dłoń.
-Jak się czujesz? - Spytałam. Poczułam jak jego kciuk gładzi moje palce. Odwzajemniłam tą drobną pieszczotę.
-Lepiej, chodź leki przeciwbólowe mnie usypiają.
-To dobrze. Odpoczniesz.
-Naspałem się wystarczająco długo. - Patrzyłam w te cudne oczy czując ulgę, że znów mogę swobodnie podziwiać ich barwę.
-Posłuchajcie, my też mamy wam do przekazania radosną nowinę. - Mason przytulił Amber. - Mason mi się oświadczył. Zgodziłam się. - Ucieszyłam się tą nowiną, lecz nie byłam w stanie zareagować tak jak powinnam.
-Gratuluje. Zasługujecie na szczęście. - Uśmiechnęłam się i przytuliłam przyjaciół. Wróciłam na swoje miejsce przy łóżku Ruttera i poczułam zawroty głowy. Chwyciłam się poręczy przy łóżku, by utrzymać równowagę. Mason podtrzymał mnie i pomógł mi usiąść na krześle. Spuściłam głowę czując napływające do oczu łzy.
-Nina, co się dzieje? - Troska w głosie Fabiana była wyraźna.
-Zakręciło mi się w głowie. - Powiedziałam ciszej sprawdzając swój głos. Na szczęście nie załamał mi się.
-A tak w ogóle to gdzie jest Nathan? Nie powinien przyjechać z tobą? - Przestałam udawać, że wszystko jest okej. Podniosłam wzrok na przyjaciół. Ścisnęłam usta powstrzymując potok łez.
-Jest na sali operacyjnej. - Zasłoniłam oczy dłońmi i zaczęłam płakać.
-Co?! - Amber z Masonem od razu znaleźli się obok mnie, a Fabian powoli usiadł.
-Został postrzelony. - Powiedziałam, gdy łzy przestały płynąc. Dłoń Ruttera znalazła się na mojej.
-Jak do tego doszło? - Spytał brunet.
-Jechaliśmy z Mastersami do szpitala, gdy samochody Killersów zastawiły nam drogę. Wszyscy wyszli z wyjątkiem mnie. Jakiś mężczyzna chciał mnie porwać, gdy oni byli zajęci czymś w rodzaju kłótnią. Oswobodziłam się, lecz powalił mnie na ziemię. Stąd te zawroty. Uderzyłam się w głowę. - Zatrzymałam się na chwilę łapiąc oddech i przywołując wydarzenia we wspomnieniach. - Wtedy Nathan ruszył by mi pomóc. Tamten gościu gdzieś uciekł, a nad naszymi głowami zaczęły latać pociski. Nawet nie wiem, kto zaczął strzelać, ani o co poszło. Schowani w wysokiej trawie ruszyliśmy do naszego samochodu. Gdy znaleźliśmy się na widoku Nathan cały czas mnie osłaniał. - Przymknęłam oczy. - Możliwe, że to wtedy oberwał lub gdy sam wsiadał. Gdy odjechaliśmy obejrzałam się za siebie. Wszystko ucichło i nikogo już nie było. W połowie drogi zauważyłam w jakim stanie jest Ross. Kazałam mu się zatrzymać i zadzwoniłam po pogotowie. Położył się na trawie i czekaliśmy. Powiedział mi... - Nie byłam w stanie wypowiedzieć jego słów. Spędzałam z nim tak dużo czasu. Dlaczego ja nie zauważyłam co on do mnie czuje? Nie zmieniło by to zbyt wiele w naszej relacji, ale przynajmniej bym wiedziała. On jest dla mnie ważny. Pomógł mi gdy nikt inny nie chciał tego zrobić.
-Spokojnie. - Amber objęła mnie i głaskała po włosach. - Nie musisz tego mówić. - Z jej barwy głosu wywnioskowałam, że też płacze. - Zobaczysz, wyjdzie z tego i znów będzie nas denerwować w pracy.
-Jak możesz w to wierzyć? Nie widziałaś go. Nawet lekarz wątpi, że przeżyje operacje. Stracił za dużo krwi, jest za słaby. - Podniosłam głos. - Przepraszam to... Po prostu...
-Wiem. - Blondynka wciąż trzymała mnie mimo wszystko. Nawet nie zareagowała na moje uniesienie.
   Usłyszałam ściszoną rozmowę Fabiana i Masona i skrzypienie metalu. Po chwili odsunęłam się od blondynki.
-Przepraszam was. Byliście tacy szczęśliwi, a ja to popsułam.
-Przestań. - Powiedział Fabian. - Chodź do mnie. - Teraz spostrzegłam, że barierka została opuszczona, a brunet zrobił mi miejsce na łóżku.
-Lepiej nie. Dopiero co się wybudziłeś...
-To nic. Chodź tutaj. - Rozchylił ramiona, w których z miłą chęcią się schowałam. Zachowałam ostrożność kładąc głowę na jego klatce piersiowej z powodu przypiętych do niego kabli i złamanych żeber. Zaczął gładzić mnie po ramieniu. Dzięki tak prostemu czynowi uspokoiłam oddech i przestałam płakać. Tak bardzo tęskniłam za jego ciepłem i bliskością.
   Czy to możliwe, by jednocześnie czuć rozpierającą radość i niesamowity smutek? Chyba tak, bo to właśnie czuje.
------------------------------------------------------------------------------
   Witam was i od razu przepraszam za przerwę. Miałam ciężki tydzień. Problem rodzinny i brak weny. Zastanawiałam się nawet nad chwilowym zawieszeniem bloga, ale przemyślałam wszystko i zdałam sobie sprawę, że gdybym to zrobiła nie miałabym motywacji do powrotu. W sumie ten blog funkcjonuje dzięki moim kochanym czytelnikom, którym jestem za to wdzięczna. Gdyby nie wy nigdy bym tak daleko nie doszła i dawno bym się poddała. Dziękuje z całego serducha :*
    Zapraszam za jakiś czas do zakładki BOHATEROWIE, która ciągle jest aktualizowana i poprawiana. Gdy skończę w niej ,,remont'' dam wam znać, ale tak wolałam uprzedzić :)
    Czy wszystko u was w porządku po ostatnich burzach? Mam nadzieję, że tak.
   Mam jeszcze prośbę. Napiszcie w komentarzach swoje opinie dotyczące dotychczasowych rozdziałów i ewentualne pomysły, wątki czy myśli dotyczące przyszłych rozdziałów. Co chcielibyście w nich przeczytać?
   Ciut chaotyczna ta dzisiejsza notka, ale oczywiście stały jej fragment musi być...

Miłego :)
Karen






2 komentarze:

  1. Ja po burzy bardzo dobrze, w końcu mieszkamy od siebie tak daleko, że musiałam ci o tym napisać. Btw, dałaś tu mój stary pomysł i chciałam ci się poskarżyć. Oczywiście telepatia i te sprawy zadziałały, teraz nie będę mogła go użyć haha
    Wracając do rozdziału, szkoda mi Nathana :( Już mu żałobę robię bo ty pewnie go uśmiercisz bo po co Ninie jakiś adorator, tylko by popsuł fabine ALE to może być nowy wątek, trójkąciki i te sprawy. W sumie trójkąciki są fajne, ale ty ich nie lubisz więc myślę że on umrze.
    Piszę strasznie chaotycznie wiem, ale tym razem muszę moje przemyślenia napisać w komentarzu a nie incognito do ciebie.
    Co jeszcze hm.. Wiedziałam, że to oni będą się hajtać!! Teraz czekam na zwrot akcji, że na ślub przyjdą mordercy BAM! Jestem straszna.
    Mam nadzieję, że następny ukaże się szybko, biorąc pod uwagę, że niedługo nie będę miała nic do roboty i będę cię napastować :D

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie po burzy na szczęście nic się nie stało :)
    Co do rozdziału to tym razem powalił mnie na kolana. Zwłaszcza ta scena z tymi zaręczynami. Ale Fabina też mogłaby się hajtnąć :)
    Mam nadzieję,że nie uśmiercisz Nathana, bo szkoda mi tego chłopa :D
    Czekam na next część z wielką nadzieją, że dodasz ją szybciej.

    KISSES& HUGS - Nathalia Pisarka

    OdpowiedzUsuń