Wciąż siedziałem z Nathanem w kawiarni i omawialiśmy wszystkie szczegóły, gdy usłyszałem sygnał swojego telefonu. Otworzyłem sms'a od nieznanego numeru. Przeczytałem wiadomość i ujrzałem zdjęcie płonącego domu Masona, a moje serce stanęło.
"Jednak nie uda ci się jej ochronić"
Bez zastanowienia wstałem od stolika i ruszyłem w kierunku samochodu. Słyszałem Nathana pytającego się o co chodzi. Nie zwracałem na to uwagi. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Jechałem z niesamowitą prędkością. Nie zważałem na nic. Moim jedynym celem stało się jak najszybsze dotarcie do Niny.Podjeżdżając pod budynek zauważyłem kilka wozów strażackich. Jeden ze strażaków stał na środku drogi i nie chciał mnie przepuścić dalej. Zostawiłem samochód na poboczu i ruszyłem w stronę żółtego blasku rozświetlającego mrok.
Na podjeździe zauważyłem zapłakaną Amber przytuloną do Masona. Podbiegłem do nich.
-Gdzie Nina? - Spytałem. W tej chwili ona była dla mnie najważniejsza.
-Wciąż jest w środku. Strażacy podejrzewają, że jest w sypialni, lecz nie mogą przedostać się przez korytarz bo coś zagradza przejście. - Mason spojrzał na mnie ze współczuciem. Bez zastanowienia odwróciłem się i ruszyłem w kierunku drzwi wejściowych. Skoro strażacy nie chcą, sam ją wydostanę.
Niedaleko wejścia zostałem powstrzymany przez dwóch mężczyzn.
-Nie może pan tam wejść. - Powiedział jeden z nich.
-W środku jest moja dziewczyna. Nie zatrzymacie mnie. - Zacząłem się szarpać, lecz przestałem gdy ujrzałem w drzwiach Scotta z nieprzytomną Niną na rękach. Pobiegł z nią na drugą stronę ulicy i położył ją na trawie. Upadłem obok niej na kolana.
-Nina, słyszysz mnie? - Nie zareagowała. Spojrzałem na Millera, który bacznie przyglądał się brunetce. Nachyliłem się nad jej twarzą sprawdzając czy oddycha. Oddech był ciężki i chrapliwy. Nagle rozległ się okrzyk.
-Wszyscy na ziemię! - Instynktownie zakryłem swoim ciałem Ninę. Wtedy usłyszałem straszny huk. Zakryłem dłońmi głowę, sprawdzając czy brunetka jest bezpieczna. Twarde odłamki uderzyły w moje ciało. Jeden z nich musiał wbić mi się w ramię, bo poczułem piekący ból. W tej samej sekundzie przestałem zwracać na to uwagę. Otępienie po wybuchu minęło tak szybko jak się pojawiło, gdy Nina ledwo widocznie poruszyła głową i zmarszczyła brwi.
Sanitariusze pojawili się nie wiadomo skąd. Odsunęli mnie od dziewczyny i od razu zajęli się jej stanem. Pozwoliłem sobie na chwilę odprężenia. Obejrzałem okolicę. Niebieskie światła wozów strażackich i karetek wciąż migały. Strażacy zajmowali się płonącym domem, w którym aktualnie nie było połowy ścian. Sanitariusze podchodzili do zebranych pytając o ich stan. Najbardziej zajęli się osobami przebywającymi w budynku. Na trawie było pełno drewna, szkła i sam nie wiem czego.
-Proszę z nami. - Powiedział do mnie jeden z mężczyzn. Spojrzałem na niego zdezorientowany. Oszołomienie chyba jednak nie minęło. Spojrzałem na Ninę, której już nie było na trawie.
-Gdzie Nina? - Spytałem rozglądając się.
-Ta brunetka? - Przytaknąłem.
-Jest w karetce jadącej do szpitala.
-Jaki szpital, muszę tam pojechać. - Ruszyłem w kierunku samochodu stojącego kilkanaście metrów stąd, lecz mężczyzna powstrzymał mnie.
-Niech się pan tak nie śpieszy. Jest pan ranny. Musimy panu pomóc i zbadać. Pojedzie pan z nami do szpitala. - Spojrzałem na ramię. Tkwił w nim spory kawałek szkła.
-W porządku. - Przytaknąłem. Zaprowadzono mnie do karetki, którą zmierzaliśmy w kierunku szpitala.
Po badaniach Nina została przeniesiona do jednej z sal. Wciąż była nieprzytomna. W trakcie oczekiwania na wyniki z mojego ramienia wyjęto szkło i podano środki przeciwbólowe.
Wyniki były już po 2 godzinach. Lekarze mówili, że Nina może być osłabiona przez jakiś czas, bo nawdychała się... Nie pamiętam tej skomplikowanej nazwy, ale ta substancja osłabia organizm. Podpalacze rozprowadzili ją pewnie przed podłożeniem ognia.
Gdy wróciłem od lekarzy środki przeciwbólowe zaczęły w pełni działać. Byłem trochę otumaniony co nie pomogło mi w całonocnym czuwaniu czy brunetce.
~Nina~
Gdy otwarłam oczy w białym pomieszczeniu było jasno. Rozejrzałam się nie zdając sobie sprawy gdzie jestem.
Poczułam czyjś uścisk dłoni. Spojrzałam w tym kierunku i ujrzałam Fabiana. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to bandaż na jego prawym ramieniu.
-Co ci się stało? - Podniosłam się zbyt gwałtownie i zawroty głowy spowodowały zniekształcenie obrazu.
-Spokojnie. - Rutter chwycił mnie za ramiona i pomógł mi się położyć. - To nic poważnego. Odłamek po wybuchu wbił mi się w ramie.
-Po wybuchu? - Moje serce odrobinę przyspieszyło.
-Ogień przeniósł się do kuchni. Gdy dotarł do kuchenki... Całe szczęście ty byłaś już na zewnątrz.
-Kto mi pomógł?
-Scott. Gdy przyjechałem on cię wynosił. - Nagle wróciło do mnie wspomnienie.
***
Leżałam pod oknem pół przytomna. Wcześniej straciłam przytomność, lecz niestety ją odzyskałam. Chciałam wstać, otworzyć okno i krzyknąć, że wciąż tu jestem, ale nie miałam sił. Nie mogłam unieść dłoni by wytrzeć łzy spływające po policzkach i coraz trudniej było mi oddychać.
Drzwi od sypialni zajął już ogień. Czyli w taki sposób pożegnam się z życiem?
Przymknęłam powieki, by nie widzieć tego co mnie czeka. Gdy usłyszałam głos w oddali nie miałam sił by otworzyć oczu. Chciałam krzyknąć, lecz z moich ust wydobył się tylko szept.
Nagle postać podniosła mnie.
-Szkoda, że muszę cię uratować, ale mamy co do ciebie inne plany. - Skąd ja znam ten głos? Nie mogłam połączyć go z osobą, którą znam, bo mój umysł przestał już pracować. W moich płucach było zdecydowanie za mało tlenu.
***
-Jesteś pewien, że to był Scott? - Spytałam
-Tak. To on cię wyniósł. - Zmarszczyłam brwi. Próbowałam porównać barwę głosu Millera z tą którą słyszałam, ale to wywołało tylko ból głowy. - Dlaczego pytasz? - Spytał Rutter.
-Nie ważne. Pewnie miałam jakieś przywidzenia. Mógłbyś go zawołać. Chcę mu podziękować.
-Nie mogę. Scott zniknął zaraz po wybuchu. Do tej pory nikt go nie widział.
Po dniu obserwacji dostałam wypis. Lekarz przepisał mi jakieś witaminy na wzmocnienie. Odebrałam wszystkie potrzebne rzeczy i wsiedliśmy do samochodu.
-Gdzie teraz pojedziemy? - Spytałam.
-Myślałem by na kilka dni zatrzymać się w twojej kamienicy. Amber z Masonem już tam są. Później zabierzemy was... w pewne miejsce, ale najpierw muszę ci wszystko wyjaśnić. - Chwycił moją dłoń. - Nadszedł czas byś poznała prawdę.
Otworzyłam drzwi od mojego mieszkania. Nie byłam tutaj od porwania Amber. Wszystko wyglądało tak samo. Jedynie szklany stolik został zastąpiony drewnianym. Lubiłam tamten stolik. Może to dziwne, że myślę o tym akurat teraz, ale na prawdę go lubiłam.
Przeszłam do salonu i od razu znalazłam się w ramionach Amber.
-Jak się czujesz? - Spytała blondynka, gdy odsunęła się ode mnie.
-Dobrze. - Spojrzałam na jej lekko opuchnięte oczy. Zmarszczyłam brwi. - Co się stało? Płakałaś? - Blondynka spojrzała na Fabiana stojącego za mną. Gdy spojrzała na mnie posłała mi szczery uśmiech.
-Nic się przed tobą nie ukryje, co? - Zaśmiała się. - To... Sama za chwilę dowiesz się o co chodzi. - Spojrzałam na nią zdziwiona. Po chwili rozejrzałam się po pomieszczeniu. Przytłoczony Mason, zapłakana Amber, zrezygnowany i smutny Fabian. O co tutaj chodzi?
Siedziałam z Fabianem w mojej sypialni, a cisza która trwała między nami była nie do zniesienia.
-Powiesz o co tutaj chodzi, bo zaczynam się bać. - Brunet wziął głęboki wdech i chwycił moją dłoń.
-Nawet nie wiem od czego zacząć. - Splotłam nasze palce, by wiedział że jestem przy nim.
-Najlepiej od początku.
-Gdy przeprowadziłem się do Nowego Jorku szukałem pracy jako policjant, lecz nikt nie chciał mnie przyjąć. Tłumaczyli się, że nie byłem gotowy, bo co dziewiętnastolatek może wiedzieć o byciu policjantem. Długo szukałem, na marne, a pieniędzy było coraz mniej. Wtedy spotkałem Zack'a. Zaproponował mi pomoc jeśli przyłącze się do niego. Tak znalazłem się w Mastersach. Na początku nie wiedziałem o co chodzi, aż spotkałem Masona, który wszystko mi wyjaśnił. Miałem uczestniczyć w ulicznych wyścigach samochodowych. - Że co? Fabian i wyścigi? - Porządnie nawrzeszczałem na Zack'a. Wtedy myślałem: przyszły policjant mieszający się w takie gówno? To było nie do pomyślenia. Brown, bo tak się nazywa Zack, wszystko mi wyjaśnił. Jego gang to ludzie, którzy byli w dołku, którzy mieli długi i nie mieli co z sobą zrobić. Nauczył ich kontroli nad samochodem, a każdą wygraną dzielą się po równo. Pomógł im jak tylko mógł. Nie przejmują się przegraną. Traktują ją jak lekcje. Przez długi czas myślałem, że każdy tak postępuje, aż nie wziąłem udziały w pierwszych wyścigach. Tam poznałem Killersów. Dla nich liczy się tylko wygrana, nawet za cenę czyjegoś życia.
-Czekaj czy oni.... zabili kogoś?
-Tak. Na koniec sezonu ścigają się najlepsi. Tym razem nie było inaczej. Dwoje Mastersów ścigało się z dwójką Killersów. Wybrali trasę, która nie była łatwa. Przed metą był ostry zakręt. Właśnie na nim zginęli Mastersi. To było jedyne miejsce, które nie było widoczne przez kamery. Obraz zastawiały drzewa. Podobno hamulce były uszkodzone, ale nikt z nas w to nie wierzył. - W moich oczach mimo woli pojawiły się łzy. Fabianowi też nie było łatwo o tym mówić. - Każdy z nas pragnął zemsty, lecz wiedzieliśmy że nie zwróci ona naszych przyjaciół. Zacząłem ćwiczyć i polubiłem to. Na prawdę to polubiłem. Stawałem się coraz lepszy, aż pod koniec następnego sezonu mnie wyznaczono na końcowy wyścig. Uzgodniliśmy, że tym wyścigiem uczcimy ''poległych''. Nie było mowy o przegranej. Oczywiście Devon - szef Killesów - postanowił wprowadzić kilka zmian. Pierwszy raz w historii mieliśmy się ścigać po otwartych drogach. Zawsze osobiście zamykaliśmy drogę, lecz nie. Nie tym razem. Wszystko szło dobrze dopóki... Potrąciłem jednego mężczyznę. - Fabian spojrzał na mnie. W jego oczach widoczny był tylko ból. - Jechaliśmy obok jakiegoś kina czy restauracji. Nie pamiętam już, ale było tłoczno. Mężczyzna zaczął przechodzić przez jezdnię. Przy takiej prędkości nie wyhamowałem.
-Co się z nim stało? - Łzy popłynęły po moich policzkach. Mocniej ścisnęłam dłoń Ruttera.
-Wylądował w szpitalu z wieloma złamaniami i uszkodzonym kręgosłupem. - Wzięłam głęboki wdech.
-A co się stało z tobą?
-To był mój ostatni wyścig. Do tej pory nagromadziłem sporo pieniędzy, więc anonimowo przekazałem sporą sumę na operację dla tego mężczyzny. Potem zaczęło się wszystko psuć. Policja mnie znalazła, a że byłem z Masonem zgarnęli nas obu. Mieliśmy trafić do więzienia na długo gdyby Luke nie dostał mojej propozycji o pracę. Do tej pory nie wiem jak ona się tam znalazła. Zaproponowano nam umowę. Policja zapomni o wszystkim i da nam pracę jeśli pomożemy im złapać pozostałych uczestników. Zgodziliśmy się. Wtedy nie mieliśmy nic do stracenia. Wróciliśmy do kryjówki jak gdyby nigdy nic. Ostrzegliśmy Mastersów i staraliśmy się odkryć kryjówkę poszukiwanych. Gdy nam się to udało powiedzieliśmy o niej Luke'owi. Następnego dnia cały gang był za kratami. Dowiedzieli się, że to my i obiecali nam zemstę.
-Powiedziałeś mi to wszystko, ale ja wciąż nie rozumiem co ja mam z tym wszystkim wspólnego.
-Gdy Jack był w więzieniu mówił, że sporo osób chce naszej śmierci. Ten mężczyzna z Empire State Building, który mówił że to dopiero początek to Devon. Dostawałem wiadomości z naszymi zdjęciami i pogróżkami, że to wyjdzie na światło dzienne. To wszystko to ich zemsta, a ty stałaś się ich głównym celem bo pokochałem cię jak wariat. Wiedzą, że raniąc ciebie zranią mnie. Do tego Jack i Trevor przyłączyli się do nich.- Nie wierzyłam własnym uszom.
-Czyli to dlatego na początku unikałeś mnie? - Łzy wciąż płynęły po moich policzkach. Nawet nie wiem czemu płakałam. Po prostu... chyba tego potrzebowałam.
-Tak. Myślałem że idzie mi to dobrze, dopóki Devon ze swoimi ludźmi nie dopadli mnie i nie pobili. Wtedy dowiedzieli się co do ciebie czuję i postanowili to wykorzystać. - Wtedy przypomniałam sobie jak Fabian stanął w drzwiach skulony, poobijany, z krwią na twarzy. Na to wspomnienie poczułam ukłucie w sercu.
-A Scott? Co on ma z tym wszystkim wspólnego? Wtedy gdy usłyszałam o Luku słyszałam odrobinę więcej rozmowy.
-Scott należy do Mastersów, ale nie wiem skąd się wziął w policji.
-Jak Mason znalazł się w Mastersach? - Z każdą udzieloną odpowiedzią zmieniałam temat. Miałam tyle pytań...
-Gdy miał 18 lat jego starszy brat zginął w wypadku samochodowym spowodowanym przez jednego z Killersów. Chciał zemsty, lecz Zack odwiódł go od tego.
-To wszystko jest takie... - Przymknęłam oczy. Rutter przysunął mnie do siebie i objął.
-Wiem. Wiedz, że nie pozwolę im cię skrzywdzić. Już nie. Ostatnio rozmawiałem z Nathanem. Wie o wszystkim. Z nim i Masonem uzgodniliśmy, że najbezpieczniejsze będziecie w kryjówce Mastersów, ale do tej pory...
-Czekaj. Nathan o wszystkim wie? - Odsunęłam się od niego i ze zdziwieniem spojrzałam w jego oczy.
-Tak. Będzie przy tobie gdy mnie nie będzie. - Brunet spuścił wzrok.
-Że co? Chyba nie masz zamiaru odejść?
-Nie. - Kolejny raz spojrzał w moje oczy. - Ale nie wiemy co planują Killersi. Musiałem być pewny, że ktoś się tobą zajmie gdy ...
-Nie! Nawet tak nie mów. Nie pozwolę ci odejść. - Coraz więcej łez wypływało z moich oczu. - Słyszysz? Nie pozwolę. - Przysunął mnie do siebie, a z moich ust wydobył się szloch.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Witam.
Dzisiaj pozwalam wam skopać mi tyłek. Jak mogłam tak długo pisać tak... dziwny i okropny rozdział. Ja nie wiem co jest grane, ale dostałam takiego lenia że z łóżka wychodziłam dopiero po 12, nie miałam weny, a do tego pisałam w ciężkich warunkach (wiecie jak to rodzice : zrób to, zrób tamto), więc gdy wena wracała ja musiałam się odrywać a gdy wracałam w głowie była pustka...
Mam nadzieje, że zrozumiecie coś z tego co napisałam, bo momentami rozdział jest moim zdaniem poplątany ( delikatnie ujmując). Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, czy pytania piszcie w komentarzach, a ja będę wszystko tłumaczyć ( oczywiście nie spojlerując).
No i mam nadzieję, że sprawa, dlaczego Nina nie użyła okna, została już wyjaśniona :)
Miłego :)
Karen
Siedziałam z Fabianem w mojej sypialni, a cisza która trwała między nami była nie do zniesienia.
-Powiesz o co tutaj chodzi, bo zaczynam się bać. - Brunet wziął głęboki wdech i chwycił moją dłoń.
-Nawet nie wiem od czego zacząć. - Splotłam nasze palce, by wiedział że jestem przy nim.
-Najlepiej od początku.
-Gdy przeprowadziłem się do Nowego Jorku szukałem pracy jako policjant, lecz nikt nie chciał mnie przyjąć. Tłumaczyli się, że nie byłem gotowy, bo co dziewiętnastolatek może wiedzieć o byciu policjantem. Długo szukałem, na marne, a pieniędzy było coraz mniej. Wtedy spotkałem Zack'a. Zaproponował mi pomoc jeśli przyłącze się do niego. Tak znalazłem się w Mastersach. Na początku nie wiedziałem o co chodzi, aż spotkałem Masona, który wszystko mi wyjaśnił. Miałem uczestniczyć w ulicznych wyścigach samochodowych. - Że co? Fabian i wyścigi? - Porządnie nawrzeszczałem na Zack'a. Wtedy myślałem: przyszły policjant mieszający się w takie gówno? To było nie do pomyślenia. Brown, bo tak się nazywa Zack, wszystko mi wyjaśnił. Jego gang to ludzie, którzy byli w dołku, którzy mieli długi i nie mieli co z sobą zrobić. Nauczył ich kontroli nad samochodem, a każdą wygraną dzielą się po równo. Pomógł im jak tylko mógł. Nie przejmują się przegraną. Traktują ją jak lekcje. Przez długi czas myślałem, że każdy tak postępuje, aż nie wziąłem udziały w pierwszych wyścigach. Tam poznałem Killersów. Dla nich liczy się tylko wygrana, nawet za cenę czyjegoś życia.
-Czekaj czy oni.... zabili kogoś?
-Tak. Na koniec sezonu ścigają się najlepsi. Tym razem nie było inaczej. Dwoje Mastersów ścigało się z dwójką Killersów. Wybrali trasę, która nie była łatwa. Przed metą był ostry zakręt. Właśnie na nim zginęli Mastersi. To było jedyne miejsce, które nie było widoczne przez kamery. Obraz zastawiały drzewa. Podobno hamulce były uszkodzone, ale nikt z nas w to nie wierzył. - W moich oczach mimo woli pojawiły się łzy. Fabianowi też nie było łatwo o tym mówić. - Każdy z nas pragnął zemsty, lecz wiedzieliśmy że nie zwróci ona naszych przyjaciół. Zacząłem ćwiczyć i polubiłem to. Na prawdę to polubiłem. Stawałem się coraz lepszy, aż pod koniec następnego sezonu mnie wyznaczono na końcowy wyścig. Uzgodniliśmy, że tym wyścigiem uczcimy ''poległych''. Nie było mowy o przegranej. Oczywiście Devon - szef Killesów - postanowił wprowadzić kilka zmian. Pierwszy raz w historii mieliśmy się ścigać po otwartych drogach. Zawsze osobiście zamykaliśmy drogę, lecz nie. Nie tym razem. Wszystko szło dobrze dopóki... Potrąciłem jednego mężczyznę. - Fabian spojrzał na mnie. W jego oczach widoczny był tylko ból. - Jechaliśmy obok jakiegoś kina czy restauracji. Nie pamiętam już, ale było tłoczno. Mężczyzna zaczął przechodzić przez jezdnię. Przy takiej prędkości nie wyhamowałem.
-Co się z nim stało? - Łzy popłynęły po moich policzkach. Mocniej ścisnęłam dłoń Ruttera.
-Wylądował w szpitalu z wieloma złamaniami i uszkodzonym kręgosłupem. - Wzięłam głęboki wdech.
-A co się stało z tobą?
-To był mój ostatni wyścig. Do tej pory nagromadziłem sporo pieniędzy, więc anonimowo przekazałem sporą sumę na operację dla tego mężczyzny. Potem zaczęło się wszystko psuć. Policja mnie znalazła, a że byłem z Masonem zgarnęli nas obu. Mieliśmy trafić do więzienia na długo gdyby Luke nie dostał mojej propozycji o pracę. Do tej pory nie wiem jak ona się tam znalazła. Zaproponowano nam umowę. Policja zapomni o wszystkim i da nam pracę jeśli pomożemy im złapać pozostałych uczestników. Zgodziliśmy się. Wtedy nie mieliśmy nic do stracenia. Wróciliśmy do kryjówki jak gdyby nigdy nic. Ostrzegliśmy Mastersów i staraliśmy się odkryć kryjówkę poszukiwanych. Gdy nam się to udało powiedzieliśmy o niej Luke'owi. Następnego dnia cały gang był za kratami. Dowiedzieli się, że to my i obiecali nam zemstę.
-Powiedziałeś mi to wszystko, ale ja wciąż nie rozumiem co ja mam z tym wszystkim wspólnego.
-Gdy Jack był w więzieniu mówił, że sporo osób chce naszej śmierci. Ten mężczyzna z Empire State Building, który mówił że to dopiero początek to Devon. Dostawałem wiadomości z naszymi zdjęciami i pogróżkami, że to wyjdzie na światło dzienne. To wszystko to ich zemsta, a ty stałaś się ich głównym celem bo pokochałem cię jak wariat. Wiedzą, że raniąc ciebie zranią mnie. Do tego Jack i Trevor przyłączyli się do nich.- Nie wierzyłam własnym uszom.
-Czyli to dlatego na początku unikałeś mnie? - Łzy wciąż płynęły po moich policzkach. Nawet nie wiem czemu płakałam. Po prostu... chyba tego potrzebowałam.
-Tak. Myślałem że idzie mi to dobrze, dopóki Devon ze swoimi ludźmi nie dopadli mnie i nie pobili. Wtedy dowiedzieli się co do ciebie czuję i postanowili to wykorzystać. - Wtedy przypomniałam sobie jak Fabian stanął w drzwiach skulony, poobijany, z krwią na twarzy. Na to wspomnienie poczułam ukłucie w sercu.
-A Scott? Co on ma z tym wszystkim wspólnego? Wtedy gdy usłyszałam o Luku słyszałam odrobinę więcej rozmowy.
-Scott należy do Mastersów, ale nie wiem skąd się wziął w policji.
-Jak Mason znalazł się w Mastersach? - Z każdą udzieloną odpowiedzią zmieniałam temat. Miałam tyle pytań...
-Gdy miał 18 lat jego starszy brat zginął w wypadku samochodowym spowodowanym przez jednego z Killersów. Chciał zemsty, lecz Zack odwiódł go od tego.
-To wszystko jest takie... - Przymknęłam oczy. Rutter przysunął mnie do siebie i objął.
-Wiem. Wiedz, że nie pozwolę im cię skrzywdzić. Już nie. Ostatnio rozmawiałem z Nathanem. Wie o wszystkim. Z nim i Masonem uzgodniliśmy, że najbezpieczniejsze będziecie w kryjówce Mastersów, ale do tej pory...
-Czekaj. Nathan o wszystkim wie? - Odsunęłam się od niego i ze zdziwieniem spojrzałam w jego oczy.
-Tak. Będzie przy tobie gdy mnie nie będzie. - Brunet spuścił wzrok.
-Że co? Chyba nie masz zamiaru odejść?
-Nie. - Kolejny raz spojrzał w moje oczy. - Ale nie wiemy co planują Killersi. Musiałem być pewny, że ktoś się tobą zajmie gdy ...
-Nie! Nawet tak nie mów. Nie pozwolę ci odejść. - Coraz więcej łez wypływało z moich oczu. - Słyszysz? Nie pozwolę. - Przysunął mnie do siebie, a z moich ust wydobył się szloch.
---------------------------------------------------------------------------------------------
Witam.
Dzisiaj pozwalam wam skopać mi tyłek. Jak mogłam tak długo pisać tak... dziwny i okropny rozdział. Ja nie wiem co jest grane, ale dostałam takiego lenia że z łóżka wychodziłam dopiero po 12, nie miałam weny, a do tego pisałam w ciężkich warunkach (wiecie jak to rodzice : zrób to, zrób tamto), więc gdy wena wracała ja musiałam się odrywać a gdy wracałam w głowie była pustka...
Mam nadzieje, że zrozumiecie coś z tego co napisałam, bo momentami rozdział jest moim zdaniem poplątany ( delikatnie ujmując). Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, czy pytania piszcie w komentarzach, a ja będę wszystko tłumaczyć ( oczywiście nie spojlerując).
No i mam nadzieję, że sprawa, dlaczego Nina nie użyła okna, została już wyjaśniona :)
Miłego :)
Karen