Po telefonie do Fabiana, Jack przyprowadził mnie tutaj. Praktycznie to ciągnął mnie za sobą. Wtedy nie miałam na nic sił. Teraz nie jest inaczej. Siedzę na jakimś materacu w pomieszczeniu zamkniętym na klucz. Nie ma okien, nie wiem jaka jest pora dnia. Nie dają mi jeść, choć gdyby dali i tak bałabym się to zjeść, a szklankę wody przynoszą dwa razy dziennie.
Jestem cała obolała. Czuję się jak jakiś wrak lub jak rzecz zniszczona i nie potrzebna już nikomu. Od tej chwili minął już chyba z miesiąc choć nie jestem pewna, a ja wciąż czuje na sobie jego natarczywy dotyk, gwałtowność z jaką się poruszał. W tej chwili czuje do niego takie obrzydzenie...
Wmawianie sobie tego w niczym mi nie pomogło. Chciałam... Pragnęłam, by Fabian był teraz przy mnie, by mnie objął i nie pozwolił nikomu dotknąć.
Za pierwszym razem udało mi się z tego otrząsnąć, lecz teraz czułam się jak naznaczona. Znów czując to wszystko zaczęłam płakać.
Szłam wzdłuż szpitalnego korytarza. Wciąż byłam osłabiona, lecz mogłam normalnie iść, wiec nie narzekałam. Czułam że coraz bardziej oddalam się od tamtego okropnego miejsca, więc nie zaprzestałam marszu. Skręciłam w jedną z alejek czując ze to ta właściwa i zatrzymałam się gwałtownie.
Ujrzałam krew na ścianach, a na podłodze leżała sterta zwłok. Poczułam jak żołądek zaczyna protestować. Wzięłam kilka oddechów, które wcale nie pomogły przez unoszący się zapach. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam korytarz był czysty i świecił pustkami.
Podniosłam się gwałtownie na materacu. Udało mi się zasnąć, lecz obudziłam się jeszcze bardziej zmęczona.
-Zły sen? - Spojrzałam w kierunku głosu. Na krześle siedział Trevor i obserwował mnie. Posunęłam się jak najdalej tylko mogłam i przysunęłam nogi do siebie.
-Nie zbliżaj się do mnie. - Mówiłam łamiącym się głosem. Widząc go po tym co mi zrobił... byłam bliska załamania.
-Spokojnie. - Zaśmiał się, a po moim ciele przeszły ciarki. - Przyniosłem ci tylko wodę. - Niepewnie wzięłam od niego szklankę i duszkiem wypiłam jej zawartość. Byłam na prawdę spragniona. Mój organizm domagał się wody, której w żaden sposób nie mogłam uzupełnić.
-Jak się czujesz? - Spytał. Nie odpowiedziałam nic. Chciałam żeby dał mi spokój i wyszedł. - Pytam, bo wyglądasz koszmarnie. - I tak też się czułam. Prawie nie spałam, a gdy udało mi się już zasnąć miałam koszmary lub jakieś halucynacje. Dłonie miałam brudne i chudsze niż wcześniej. - Wiesz ile już tutaj jesteś? - Pokiwałam przecząco głową. Nie chciałam z nim rozmawiać, ale musiałam się dowiedzieć jak długo mnie tutaj trzymają. - 5 dni. - Co? Miałam wrażenie, że siedzę tutaj od dawna, a nie 5 dni. Ja chyba nie wytrzymam dłużej. - Jeszcze tylko 2 dni. Jeśli twój kochaś nie przyniesie forsy możesz się pożegnać z życiem, ale jeśli się zjawi, postaramy się, by nie opuścił tego miejsca. - Zaśmiał się gdy spojrzałam na niego przerażona. Chcą skrzywdzić Fabiana. On nie może po mnie przyjść. Jeśli on będzie bezpieczny zniosę to wszystko.
-Co chcecie mu zrobić? - Miałam słaby i zachrypnięty głos.
-Zobaczysz. Na pewno spodoba ci się przedstawienie.
~Fabian~
Nadszedł dzień wymiany. Przez cały tydzień pożyczałem pieniądze od kogo tylko mogłem. Miałem sporo oszczędności, ale nie wystarczająco. Mastersi dali ile mogli, Mason i Amber dali swoje pieniądze przeznaczone na ślub. Czułem się z tym okropnie, ale co miałem zrobić. Z banku wziąłem pożyczkę. Mimo to wciąż brakowało mi 10 000 dolarów.
Siedziałem w gabinecie Luke'a i myślałem skąd zdobyć brakującą kwotę. Rodzice są zbyt daleko, by zasięgnąć po ich pomoc. W Nowym Jorku nie mam żadnej rodziny, ani tak zaufanych osób, które bez wyjaśnień pożyczyłyby mi taką sumę.
-Wiesz już coś? - Spytał Smith wchodząc do pomieszczenia.
-Nie. Dziś wymiana, a mi wciąż brakuje kasy.
-Ile?
-10 tysięcy. - Usiadł za biurkiem, sięgnął do szafki i wpisał kod do sejfu. Położył na biurku wyznaczoną kwotę. - Sądziłem, że nie będziesz chciał mi pomóc. - Patrzyłem na niego, a on na nie.
-Chodzi o czyjeś życie. Teraz nie liczy się nic, tylko to by Martin bezpiecznie wróciła do domu, więc bierz te pieniądze. - Zrobiłem jak kazałam.
-Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem.
Siedziałem z Masonem i Amber w pokoju przesłuchań. Panował tutaj spokój, więc spokojnie mogliśmy czekać.
Czekaliśmy już pół dnia na jakąkolwiek informację. Nic. Zero wiadomości, połączeń. Istna cisza. Jeśli zaraz coś nie zadzwoni, zwariuje z tej bezczynności.
Trzy telefony leżały na stoliku, ani jeden nie wydał choćby jednego dźwięku. Zacząłem chodzić w tę i z powrotem nie mogąc usiedzieć na miejscu. Wtedy ciszę przerwał sms. Podszedłem szybko i odebrałem wiadomość. W treści był adres oraz ostrzeżenie, bym przyszedł sam.
Poinformowałem Luke i ruszyłem w kierunku wyjścia. Zatrzymał mnie jego głos.
-Rutter! - Podszedł do mnie.
-Słuchaj, nie mam czasu na...
-Wiem. Coś ci powiem. To, że masz policję po swojej stronie nie znaczy, że nie zostaniesz ukarany jeśli coś zrobisz. Jasne?
-Tak. Coś jeszcze? - Luke wyjął broń zza paska i podał mi ją.
-Używasz jej tylko w samoobronie i obronie dziewczyny. - Nie byłem pewien czy dam radę się powstrzymać przed jej użyciem, gdy tylko tam wejdę.
Skinąłem głową i przyjąłem broń. Czując ją za paskiem czułem się lepiej. Nie mam pojęcia co mnie tam czeka, lecz zrobię wszystko by uratować Ninę.
Jechałem przez miasto przekraczając dozwoloną prędkość. Mogłem dostać mandat, nawet ich milion. Miałem to gdzieś. Chciałem jak najszybciej się tam znaleźć i zabrać Ninę ze sobą.
Po pół godzinie zaparkowałem przed starym lotniskiem. Rozejrzałem się po otoczeniu, nie widząc niczego podejrzanego. Wziąłem torbę z pieniędzmi z bagażnika i wszedłem do środka.
Znalazłem się w wielkiej hali. Na drugim końcu ujrzałem Ninę przywiązaną do krzesła. Patrzyła na mnie oczami pełnymi łez, ulgi i strachu. Pod nimi miała wyraźnie widoczne cienie. Była blada i wyczerpana. Serce ścisnęło mi się z bólu. Wokół niej stali Killersi z Jackiem i Trevorem. Lepiej żebym w tej chwili nie dowiedział się co jej robili, bo nie sądzę by wtedy ktoś wyszedł stąd cało.
-Widać, że zależy ci na twojej księżniczce. - Devon dotknął jej policzka. Nina zamknęła oczy i odsunęła głowę a mnie ogarnęła wściekłość.
-Masz forsę. - Rzuciłem torbę na ziemię. - Teraz wypuść ją. - Pierce zaśmiał się, a ja myślałem że mnie zaraz szlag trafi.
-Nie ma nic tak łatwo.
-Czego jeszcze chcesz?
-No w końcu zaczynasz gadać tak jak trzeba. - Nina zaczęła wiercić się na krześle. Próbowała wstać, lecz była na to za słaba.
-Fabian, nie! Oni... -Zaczęła i szybko została uciszona. Jason uderzył ją w twarz. Ruszyłem w jego kierunku, ale jacyś dwaj goście mnie złapali.
-Spokojnie. Kobiecie trzeba pokazać gdzie jest jej miejsce. Prawda? - Tym razem zaczął bawić się jej włosami, które były poplątane i zmierzwione. Kolejne łzy wypłynęły z jej oczu.
-Nie dotykaj jej. - Syknąłem.
-Hmmm... Może przejdźmy do konkretów, bo przecież po coś tutaj przyjechałeś. - Wtrącił się Devon rozkazując jednocześnie ręką odsunąć się reszcie od Niny.
-Mów, czego chcesz?
-Wyścigu. - Miller wyłonił się z zebranych i stanął na czele grupy.
-Gdzie?
-Tutaj. Za halą jest pas startowy. Ale jesteś tego pewien? 5 lat bez ćwiczeń robi swoje, nie sądzisz? - Miał rację. Nie jeździłem w ten sposób długo, ale nie pozwolę tym gnojkom jeszcze bardziej skrzywdzić Ninę.
-Radzę ci się przygotować. Takich rzeczy się nie zapomina. - Powiedziałem i spojrzałem w oczy brunetki. Ujrzałem w nich strach... o mnie. Zaczęła kiwać głową, bym nie zgadzał się na ten wyścig. Jak w takiej sytuacji mogła martwić się o mnie, gdy chodziło o jej bezpieczeństwo?
-Wszystko będzie dobrze. - Starałem się powiedzieć to ze spokojem i miłością, by dodać jej odwagi.
Scott ruchem dłoni nakazał mi iść za sobą. Wyszliśmy na zewnątrz. Na obszernym pasie startowym, były poukładane opony wyznaczające trasę. Przyjrzałem się jej. Sporo zakrętów i wąskie fragmenty drogi nie ułatwią mi zadania.
Spojrzałem za siebie. Nina była już na zewnątrz. Wciąż siedziała na krześle, a obok niej stali Jack i Trevor.
-Jeśli wygrasz, spokojnie odejdziesz z dziewczyną. Jeśli przegrasz, no cóż... - Devon nie dokończył zdania. Nie musiał. Jeśli przegram, będzie po mnie, a wtedy Nina tutaj zostanie. Ta opcja nie wchodziła w grę. Wygram. Muszę.
-Gotowy? - Spytał Scott, gdy zostaliśmy sami przy dwóch samochodach.
-Zawsze. - W moim kierunku poleciały kluczyki samochodowe. Zmarszczyłem brwi. Przecież mam własny samochód.
-Twój wóz stoi tam. - Wskazał jaskrawozielony pojazd stojący obok czarnego Astona Martina. No tak. Dostałem gorszy samochód. Dlaczego mnie to nie dziwi?
Ostatni raz spojrzałem na przerażoną Ninę i wsiadłem do samochodu. Wnętrze nie wyglądało złe. Dodali kilka nie najlepszych udoskonaleń, ale to silnik odegra największą rolę. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i usłyszałem ryk. Z takim dobrym silnikiem powinienem wygrać.
Podjechaliśmy na linię startu i ustawiliśmy się równo. Światła nad naszymi głowami zostały włączone. Czerwone... Żółte... Ujrzałem zieleń i nacisnąłem pedał gazu. Ruszyliśmy jednocześnie, mimo to udało mi się objąć prowadzenie. Jechałem pierwszy. Nie znałem trasy, więc siedziałem spięty i gotowy na wszystko.
W pierwszy zakręt wszedłem z łatwością. Chwila prostej i szykana. Za pomocą driftu pokonałem przeszkodę bez problemu.
Kończąc trzeci zakręt poczułem uderzenie w tył samochodu. Co on kurwa wyrabia? Straciłem panowanie nad pojazdem. Nie chciałem przy pierwszej nierówności wylądować na dachu, więc musiałem się zatrzymać. Wtedy Scott mnie wyminął. Bez chwili namysłu ruszyłem za nim.
Miller doskonale wiedział, że to niezgodne z zasadami, ale co go to obchodziło. Był jednym z NICH. Dla nich liczy się wygrana za wszelką cenę.
Za każdym razem, gdy próbowałem go wyminąć walił we mnie. Nagle wszystko do mnie dotarło. Nina bała się o mnie, bo wiedziała co oni szykują. Chciała mnie powstrzymać, bym nie narażał życia dla niej. Ten wyścig nie był przypadkiem. Scott chciał, bym nie skończył tego wyścigu, tak jak jego ojciec nie przeżył wypadku. Tak, wiedziałem kto to. Nie powiedziałem o tym Ninie, bo stchórzyłem. Czułem się potwornie z tym co zrobiłem dawno temu, wyjaśniłem wszystko Scottowi i myślałem, że rozumie. Jak widać wciąż mnie nienawidził.
Kolejny raz spróbowałem go wyminąć. Jechaliśmy równo. Zauważyłem, że Miller szykuje się do kolejnego uderzenia, więc gdy on nagle skierował samochód na mnie, wcisnąłem hamulec. Jego samochód uderzył w opony, rozrzucając je, i znalazł się poza torem. To była szansa dla mnie. Wcisnąłem pedał gazu i w skupieniu mijałem kolejne zakręty i proste.
W przedniej szybie ujrzałem linię mety, a we wstecznym lusterku Millera. Był coraz bliżej. Prawie mnie wyprzedził, ale udało mi się utrzymać prowadzenie i przejechać przez metę jako pierwszy. Nie zwracając uwagi na nic wyjechałem z toru, zawróciłem i ruszyłem jadąc aż do samej hali. Wysiadłem z samochodu i ruszyłem w kierunku Niny. Oczywiście Jack i Trevor zastawili mi drogę. Szykowałem się do wali, gdy moim oczom ukazał się Devon.
-Odsuńcie się. - Powiedział.
-Ale... - Zaczął Jack, lecz Pierce powstrzymał go ruchem ręki.
-Wygrał, a ja nie rzucam słów na wiatr. Zmywamy się stąd! - Mężczyźni niechętnie poszli za nim. Usłyszałem ryk silników samochodowych i tyle ich widziałem.
Zbliżyłem się do Niny i zacząłem odwiązywać sznurek, gdy zaczęła płakać. Klęknąłem przed nią, wciąż masując jej czerwone nadgarstki. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
-Tak strasznie się o ciebie bałam. - Objąłem jej wychudzone ciało delikatnie. Bałem się, że mogę jej coś zrobić.
-Ciii. Już po wszystkim. - Wtuliła się w moją klatkę piersiową, zostawiając na podkoszulce mokre ślady.
-Słyszałam jak rozmawiali. Mieli cię zabić na torze, wziąć pieniądze i uciec ze mną. Miałam być ich zabawką dopóki, bym im się nie znudziła. A gdy usłyszałam twoją zgodę, byłam gotowa zostać z nimi byle byś tylko ty stąd odjechał i był bezpieczny. - Byłem zły. Baa. Wściekły. Słysząc jej słowa i widząc jej stan, mógłbym ich wszystkich zabić własnymi rękami. Nie ważne czy Luke by mnie za to wsadził czy nie. Gdyby teraz tutaj byli było by po nich.
-Jestem cały. Spójrz na mnie. - Lekko chwyciłem jej podbródek i skierowałem jej twarz tak by patrzyła prosto na mnie. - Skończyłbym ten wyścig jako pierwszy niezależnie od tego co by mi groziło. Nie zostawiłbym cię z nimi. - Spojrzałem na jej czerwony policzek i delikatnie potarłem go opuszkami swoich palców. - Boli?
-Nie.
-To dobrze. Chodźmy już stąd. - Powoli wstała z krzesła, lecz od razu ugięły się pod nią nogi. Musiałem ją trzymać by nie upadła. Bez namysłu wziąłem ją na ręce i ruszyłem w kierunku mojego samochodu. - Zrobili ci coś? - Nie odpowiedziała. Ścisnęła w dłoni mój podkoszulek, schowała twarz i zaczęła znów płakać. Zmarszczyłem brwi i gdy tylko podeszliśmy do samochodu, postawiłem ją na ziemi podtrzymując ją jedną ręką, a drugą szukałem kluczyków w kieszeni. Otworzyłem drzwi i posadziłem ją na przednim siedzeniu.
-Nina... - Kucnąłem przed nią, chwyciłem jej dłoń i gładziłem jej wierzch. - Zrobili ci coś? - Powtórzyłem pytanie. Znów nic nie powiedziała. Tym razem nie musiała. Ujrzałem to w jej oczach. Smutnych, pełnych łez, bólu i odrazy. Podniosłem się gwałtownie i odszedłem od samochodu.
-Jasna cholera! - Jeszcze nigdy nie byłem taki wkurzony. - To był Trevor? - Kolejny strumyk łez wypłynął z jej oczu, gdy kiwnęła twierdząco głową. - Zabije skurwysyna. - Jak chce żyć, lepiej niech nie pokazuje mi się na oczy. Jak on mógł dotknąć ją w taki sposób?
Wziąłem kilka głębokich oddechów i starałem się uspokoić. W tej chwili ważniejszy był stan brunetki, niż ten chuj. Pomogłem jej wstać, by po chwili usiadła na moich kolanach. Objąłem ją, a ona wtuliła się we mnie.
-Tak bardzo cię przepraszam. - Powiedziałem gdy złość odeszła. - Gdybym nie zostawił cię ze Scottem... Do niczego by nie doszło. - Zacząłem się czuć winny. To było oczywiste czyja to była wina. Zawiodłem ją. Pozwoliłem ją skrzywdzić. Kolejny raz. - Gdybym nie pojawił się w twoim życiu byłabyś bezpieczna.
-Nawet tak nie mów. - Mówiła słabym głosem. - Gdyby nie ty dawno bym się poddała. Dawno nie było by mnie na tym świecie. - Siedzieliśmy chwilę wtuleni w siebie i w ciszy. Nareszcie była przy mnie. Mógłbym tak siedzieć godzinami, gdyby nie jej stan. Była za chuda i za blada, do tego ledwo trzymała się na nogach.
-Lepiej już jedźmy. Zawiozę cię do szpitala. - Kiwnęła lekko głową na znak zgody i podniosła się z moich kolan bym mógł wstać. Wtedy coś pojawiło się w jej oczach, a raczej z nich zniknęło. Podniosłem się i stanąłem przy niej, gdy ona zemdlała. Chwyciłem jej upadające ciało.
-Nina. - Delikatnie poklepałem ją po policzku. Zero reakcji. - Jasna cholera... Nina, słyszysz mnie? - I tym razem nic. Nie czekając dłużej położyłem ją na tylnym siedzeniu i ruszyłem w kierunku najbliższego szpitala.
Mając ją na rękach biegłem korytarzem do rejestracji. Jedna z pielęgniarek podbiegła do nas.
-Co się dzieje?
-Zemdlała. Wcześniej została porwana i zgwałcona. Bardzo prawdopodobne, że coś jej podali. - Nie było sensu tego ukrywać. Każdy szczegół w tej chwili się liczył. Pielęgniarka krzyknęła coś do swojej towarzyszki i skupiła uwagę na Ninie.
-Ile była przetrzymywana?
-7 dni. - Inna kobieta przyszła z pchając przed sobą nosze. Położyłem na nich Ninę, a pielęgniarki od razu ją otoczyły. W trakcie drogi zaczęły sprawdzać jej puls, oddech i inne rzeczy.
-Jak długo jest nieprzytomna?
-Z jakieś 15 minut. - Obok nas zjawił się lekarz. Ten sam, który pomagał brunetce w trakcie postrzału. Zaczął rozmawiać z kobietami nie dopuszczając mnie do Niny. Zabrali ją do jakiejś sali, do której ja nie miałem wstępu.
Siedziałem i czekałem na jakieś informacje. Nie chciałem zwariować z tego powodu, więc zadzwoniłem do Masona. Wszystko mu opowiedziałem, nie pomijając niczego. Zakończyliśmy rozmowę na tym, że gdy upora się z Lukiem i tym wszystkim przyjedzie tutaj z Amber.
Schowałem twarz w dłoniach i moje myśli mogły skupić się tylko na Ninie.
-Pan Rutter? - Usłyszałem męski głos. Spojrzałem w górę i ujrzałem lekarza. Podniosłem się i stanąłem obok niego.
-Co z nią?
-Jest lekko odwodniona i bardzo osłabiona. W krwi znaleźliśmy ślad substancji osłabiającej. Podłączyliśmy kroplówkę, by ją wzmocnić i usunąć to co niepotrzebne z krwi. Jedyne co mnie martwi, to to że jest za słaba, ale może potrzebuje snu. Mam w planach zostawić ją kilka dni na obserwacji.
-Dziękuje Panu. - Uścisnąłem mu dłoń.
-Pana narzeczona jest w tamtej sali. - Wskazał pokój numer 215 i odszedł. Gdy Nina dojdzie do siebie, będę musiał pomyśleć nad słowem ,,dziewczyna'' i ,, narzeczona''. Może czas zrobić krok na przód?
---------------------------------------------------------------------------
Witam wszystkich w ten jakże piękny i słoneczny dzień.... Jak ja chciałabym tak myśleć. Mam serdecznie dość tego upału. Pisząc ten rozdział musiałam chłodzić laptop wiatrakiem, bo bałam się że się przegrzeje. Nie ma to jak lato...
Co do rozdziału. Moim zdaniem wyszedł mi strasznie długi, ale po tych trochę krótszych rozdziałach... Mam nadzieję, że wam to wynagrodziłam :)
Już połowa wakacji minęła, ja dopiero coś sobie uświadomiłam. Jestem okropna...
Mam nadzieję, że mam jeszcze komu życzyć. A więc życzę wam udanych wakacji, bo niewiele nam pozostało dni do ich zakończenia, przetrwania jakoś tych upałów i szalonych spotkań z rodzinką i przyjaciółmi ;D
Miłego
Karen
W końcu dodałas ten rozdział. Czekanie na nie, to cała wieczność. Ale i tak wyszedł ci fantastyczny :) ;*
OdpowiedzUsuńUbolewam, że te wakacje tak szybko mijają. Nie chce wracać do tej szkoły. Jeszcze ta matura za dwa lata...
Mam nadzieję, że dodasz jeszcze w tym tygodniu kolejna część kochana :)
Trzymaj sie ciepło.
KISSES&HUGS - Nathalia Pisarka
A czekanie aż ty coś dodasz też trwa wieczność; )
UsuńJa na szczęście mature mam za trzy lata.
Rozdział nie wiem kiedy dodam bo internet mi szwankuje...
Pierwszy raz czytałam twój rozdział biegając z łapką za robakami :DD
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że się dobrze skończy, ale żałuję że Fabian nie użył tej broni i tak by nic mu nie zrobili :(
Jeśli Fabian zrobi następny krok to na bank niedługo będzie drugi sezon :D
Też ci życzę spotkań z PRZYJACIÓŁMI, rodzinka to tam wiesz..ahah
Dzięki za życzenia. Z pewnością je przemyśle haha
UsuńA w zasadzie to co się stało z tą kasą? xd
UsuńSerio? Hahaha. O kase sie martwisz?
UsuńFabian polozyl torbe na ziemi i ja zostawil. Nie zabieral jej ze soba bo Killersi ja zabrali gdy bylo zamieszanie. Nie opisywalam tego bo on nie byl tego swiadkiem.
Sorka za bledy ale mam za duze paznokcie jak na tak male literki w telefonie haha
Znów muszę zadać to samo pytanie: Kiedy next?
OdpowiedzUsuńJuż niedługo. Mam problem z internetem, a na telefonie strasznie ciężko sie pisze, ale robie co mogę; )
Usuń