poniedziałek, 3 sierpnia 2015

[31] "W co ja ją wpakowałem?"

~Nina~
   Otworzyłam oczy, a przez moją czaszkę przeszedł okropny ból. Chciałam pomasować skronie, lecz nie mogłam ruszyć rąk.
-Co do... - Zaczęłam gdy uświadomiłam sobie, ze leże na jakimś łóżku, które stoi na środku dużego pomieszczenia. Moje ręce i nogi były przywiązane do metalowych zagłówków. Starałam się oswobodzić ręce. Niestety sznurek był za mocno owinięty wokół moich nadgarstków. Wtedy usłyszałam kroki gdzieś w oddali. Serce zabiło mi szybciej przez co ból głowy się nasilił. Przymknęłam oczy widząc czarne plamki. Zawsze źle znosiłam migrenę.
-Nina... - Znajomy głos przywrócił mi świadomość.
-Scott? Dzięki Bogu. Pomóż mi. - Miller podszedł do łóżka i patrzył na mnie z góry, lecz nie zrobił nic by mnie uwolnić. Po prostu stał i mnie obserwował.
-Scott?
-Oj Nina. Sądziłem, że wtedy po pożarze wszystkiego się domyślisz, więc zniknąłem, ale ty wciąż tępo wierzyłaś w moją dobroć.
-To ty podpaliłeś dom Masona. - To nie było pytanie. Wcześniej myślałam nad tym. Wydawał mi się to niedorzeczny pomysł, więc nikomu o nim nie mówiłam. Jak widać to był mój błąd.
-Bingo. - Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który zmroził mi krew w żyłach.
-W takim razie dlaczego mnie ocaliłeś?
-Musiałem zdobyć wasze zaufanie. Bez niego Fabian nie zostawiłby cię ze mną. Jest pewien... lub raczej był pewien, że jesteś ze mną bezpieczna. Spokojnie, wie o twoim zniknięciu. Zostawiłem mu twój wisiorek. - Teraz spostrzegłam, że nie czuje na szyi jego ciężaru. Fabian... Oby mnie znalazł... - I tak właśnie znalazłaś się tutaj. Pewnie zastanawiasz się ,, Dlaczego ja? Dlaczego mnie to zawsze spotyka?''. No cóż, odpowiedź jest prosta. Związałaś się z mordercą i zdrajcą, a to przynosi swoje konsekwencje. - Patrzyłam na niego coraz bardziej przerażona. Scott pomaga Killersom, a ja przez cały czas mu ufałam.
-Czyżby twój kochaś ci nie powiedział? Pozwól, że przybliżę ci trochę prawdy. Na wyścigach potrącił mężczyznę, który mimo licznych operacji, na które anonimowo dostawał pieniądze, zmarł. Tym mężczyzną był mój ojciec. Teraz czas, by Rutter poczuł co to znaczy stracić kogoś kogo kochasz. - Pogłaskał mnie po policzku. Od razu odczułam mdłości spowodowane nie tylko bólem głowy. - Postanowiłem pomóc Killersom, bo oni także pragną zemsty, w końcu Rutter wydał ich policji. Siedzieli w więzieniu 5 lat i czekali cierpliwie na swój czas, który właśnie nadszedł. - Zaśmiał się histerycznie, a ja bałam się coraz bardziej. - Ale jest ktoś jeszcze. Ktoś kto chciałby się z tobą pożegnać. - Scott zniknął z mojego pola widzenia. Rozejrzałam się na tyle ile mogłam. Byłam... jakby w jakimś garażu, ale ogromnych rozmiarów. Na dachu było ogromne szklane okno, przez które wpadały promienie słoneczne.
-Witaj znów, piękna. - Ten głos jeszcze bardziej zmroził mi krew w żyłach.
-Trevor... - Powiedziałam szeptem. Zbliżył się do mnie i zmierzył mnie wzrokiem.
-Gdyby to ode mnie zależało, byłabyś w tej chwili wolna. Niestety boją się, że uciekniesz. Pozwolili mi jednak się z tobą pożegnać. Wiesz, że gdybyś zgodziła... Gdybyś zmieniła zdanie co do mnie mógłbym ich przekonać... - Nie dałam mu dokończyć.
-Nigdy nie zmienię zdania co do ciebie. To co mi zrobiłeś, było okropne. Nigdy ci tego nie wybaczę.
-Nie bądź względem mnie taka surowa. Wiesz, że wciąż cię kocham. - Przesunął palcami po moim obolałym nadgarstku, wzdłuż ramienia i boku. Starałam się odsunąć, lecz nie mam zbyt dużo miejsca do manewru.
-Tym razem nikt nam nie przeszkodzi.
-Co? - Ledwo wydusiłam z siebie to pytanie. Już się nie bałam. Byłam przerażona i zaczynałam się trząść. Nawet nie wiem kiedy Trevor znalazł się na mnie, a jego dłoń powędrowała do zamka moich spodni. Prosiłam go, błagałam by tego nie robił. Nic do niego nie docierało dokładnie tak jak kiedyś.

~Jack~
   -Nieźle się nią zajmuje. - Zaśmiałem się słysząc krzyk porwanej. Jason położył na stole kolejną kartę. Od dobrych 5 minut graliśmy w gry karciane słuchając tego krzyku, błagania by tego nie robił i innych takich. Nie ma co. Dziewczyna ma donośny głos. Dziwię się, że Trevor nie zakleił jej ust nim wziął się do roboty.
-Długo mu to jeszcze zajmie? - Spytałem gdy Scott pojawił się w pomieszczeniu. - Wiesz, nie mam nic przeciwko, ale uszy mnie już bolą. - Miller i Peters zaczęli się śmiać.
-Daj mu się trochę zabawić. - Zaczęliśmy w trójkę grać w kolejną rundkę.
    Po jakimś czasie Trevor dołączył do nas. Wszedł do pomieszczenia poprawiając spodnie.
-Chłopcy teraz wasza kolej.

   Wszedłem z Jasonem do hali. Nina leżała nieruchomo na łóżku. Turkusowy sweter miała uniesiony. Odsłaniał jej płaski brzuch, na którym zaczęły pojawiać się siniaki. Spodnie były na swoim miejscu. Hill nie kłopotał się z ich zapięciem. Jej bielizna leży na podłodze.
   Podeszliśmy do łóżka, a jej wzrok pełen łez skupił się na nas.
-To ty... - Spojrzała na Jasona. Głos miała cichy, wystraszony i pełen bólu. Hill nieźle się spisał.
-To ja. Wciąż mam ślad twoich zębów na ręce. - Jakiś czas temu Peter prawie ją zabrał, lecz udało jej się zwiać.
-Bardzo cię skrzywdził? - Delikatnie dotknąłem jej policzka. Oddychała szybko i płytko.
-Nie udawaj. Wiem, że gówno cię to obchodzi. - Wciąż płakała, wciąż się bała, ale cięty język jej został.
-Za nie długo odpoczniesz trochę. Peters? - Spojrzałem na niego. Wyjął strzykawkę i przyjrzał się przeźroczystej substancji.
-Co chcecie mi zrobić?
-Chcemy żebyś się uspokoiła. - Jason wstrzyknął środek osłabiający do jej żył. Nie zdziwię się jeśli po nich będzie mieć też halucynacje.
-Za chwilę zacznie działać. Czas wykonać telefon.



~Fabian~
   Cały budynek policji był postawiony na nogi. Jeden dział sprawdzał monitoring, drugi pytał sąsiadów. Mastersi jeździli po okolicy szukając samochodu Scotta. Jest bardzo prawdopodobne, że go zmienił, ale nie byli w stanie usiedzieć na miejscu. Zresztą ja też nie mogłem, jednak nie miałem innego wyjścia. Nie mieliśmy żadnych konkretnych informacji. Musieliśmy czekać.
   Wtedy zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu widniało imię Niny. Pokazałem ekran Lukowi, który od razu przekazał informacje swoim ludziom. Byli gotowi na namierzenie połączenia. Ostatni krzyk Smitha, by wszyscy byli cicho. Odebrałem połączenie i przełączyłem na głośnomówiący. Wiedziałem, że to nie może być Nina, ale impuls zwyciężył.
-Nina? Nic ci nie jest? - W słuchawce było słychać ciszę.
-Niestety to nie twoja księżniczka.
-Jack...
-Dokładnie.
-Co zrobiliście z Niną? Gdzie ona jest?
-Spokojnie kochasiu. Spotkasz się z nią... w swoim czasie. A jeśli chodzi o jej stan... Z tego co mi wiadomo nic jej nie jest. Chyba.
-Jak to chyba? Jeśli coś jej zrobicie... - Przerwałem, gdy usłyszałem oddech.
-Fabian... - Jej głos... Mimo, że jej nie widziałem, wiedziałem doskonale, że się boi i płacze.
-Spokojnie, znajdę cię. Obiecuje ci to. Zrobili ci coś?
-On... - Wstałem gwałtownie. Jej krzyk rozdarł mi serce na pół. W oddali było słychać czyjś głos.
-Ty... - Ugryzłem się w język, na który pchały mi się same przekleństwa. - Pożałujesz.
-Nie wątpię. - Zaczął się śmiać, a ja gotowałem się ze złości. - Jeśli chcesz zobaczyć ją całą zdobądź pieniądze. 1 000 000 dolarów. Masz tydzień.
-Gdzie mam je wam zawieść? - Nie dysponowałem taką kwotą, ale nie mam wyjścia. Muszę to zrobić.
-Dowiesz się w odpowiednim czasie. Jeszcze jedno. Nie radzę namierzać tego telefonu, ani nas szukać, bo dziewczyna nie przeżyje do wymiany. - Nie zdążyłem zareagować.
Rozłączył się, a ja opadłem na fotel. W co ja ją wpakowałem?
   Oparłem łokieć na stole i sparłem głowę o dłoń. Miałem ochotę się rozpłakać. Nie obchodziło mnie czy ktoś to zobaczy. Słysząc jej krzyk... Cierpiała, a ja nie mogłem nic z tym zrobić.
-Zdobędziemy te pieniądze, uwolnimy Ninę i dorwiemy tych skurwieli. Nic jej nie zrobią. Jest im potrzebna, bo wiedzą, że jeśli jej nie będzie nie dasz im kasy. - Mason położył mi dłoń na ramieniu. Dobrze jest mieć takiego kumpla przy sobie. 

--------------------------------------------------------------------------------------
Witam :)
   Oto za nami kolejny rozdział. Pisałam go dziś cały dzień, korzystając z okazji, że internet wrócił :)
Zakładka BOHATEROWIE została zaktualizowana i jak na razie nie przewiduje w niej zmian.

   Z całego serducha dziękuje, że to czytacie. Licznik wciąż rośnie z czego skacze z radości :)
Jestem mega wdzięczna trzem dziewczynom, które tak dzielnie wyczekują na kolejny rozdział, który publikuje strasznie nieregularnie i pod każdym zostawiają ślad. Kocham was:*
Dzięki wam wszystkim moja wena ciągle powraca.

Wasza Karen




9 komentarzy:

  1. Nie wiem skąd ty bierzesz to terroryzowanie ludzi, ale gdzie jest ta miła, niewinna, bezbronna Karen do której mierzyłam z banana? ;>>
    Masakra, ale się porobiło. Przecież Fabian ich wszystkich pozabija haha
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha dziś musiała zniknąć, by to napisać. Taka praca, do której trzeba się dostosować :)

      Usuń
    2. omg pamiętam tego banana haha

      Usuń
  2. Sie porobilo...
    Aż mnie zatkalo, że ty taka wyobraźnia dysponujesz :)
    Standardowo maaaax weny.
    KISSES&HUGS - Ńathalia Pisarka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama jestem zaskoczona moją wyobraźnią, więc nie jesteś jedyna; )

      Usuń
    2. No widzisz kochana :) Pisz szybko kolejna część.
      PS: pozdrowienia z nad morza ; p

      Usuń
    3. Jak ja ci zazdroszę tej plaży...
      Udanego wyjazdu życzę: *

      Usuń
    4. Pogoda mi sie akurat udała. Ale tak już sie spieklam, że ledwo co chodze po dworże : )

      Usuń
    5. To dobrze. Przynajmniej masz zapas słońca na zimę; )

      Usuń